- W empik go
Błogosławione życie - ebook
Błogosławione życie - ebook
Odkryj nagrodę za hojność, odnieś sukces w trudnych ekonomicznie czasach.
Książka, którą trzymasz w rękach, może zmienić na lepsze twoje życie, gwarantując ci fi nansową wolność. Może jednak uczynić coś więcej, poprzez dokonanie zmian w każdej dziedzinie twojego życia – małżeńskiego, rodzinnego, w relacjach z innymi. Jeśli Bóg przemieni twoje serce, pozbawiając cię egoizmu, a zasiewając w jego miejsce hojność, to przemiana ta wpłynie znacząco na każdą dziedzinę twojego życia. Jeśli wszyscy spróbowalibyśmy zastosować praktyczne porady zawarte w książce Błogosławione życie, więcej kościołów i działań misyjnych mogłoby otrzymać wsparcie, a plon dla Królestwa Bożego byłby o wiele bardziej obfity.
Z humorem, pasją i wyrazistością Robert Morris odkrywa tajemnicę życia w błogosławieństwie zarówno pod względem duchowym, jak i finansowym.
Robert Morris jest pastorem przełożonym Gateway Church w Southlake, w Teksasie. Jest utalentowanym wykładowcą, z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem, przekazującym biblijne zasady na temat powodzenia i osobistego wzrostu. Pełne pasji, praktyczne i często humorystyczne prezentacje poruszają serca zarówno wierzących, jak i świeckich. Pastor Robert mieszka w Teksasie z żoną Debbie i trójką dzieci.
Wybrane Rekomendacje:
Z kościołem Gateway Church prowadzonym przez pastora Roberta Morris zetknąłem się kilka lat temu. Będąc pod wrażeniem Bożego działania zadałem sobie pytanie o to, gdzie tkwi fenomen rozwoju tego kościoła? Książka Błogosławione Życie daje jedną z odpowiedzi, a zastosowanie jej przesłania w życiu osobistym oraz w życiu kościoła sprawia, że misja Jezusa może być bardziej skutecznie kontynuowana.
KRZYSZTOF ZARĘBA, PASTOR - SPOŁECZNOŚĆ CHRZEŚCIJAŃSKA "PÓŁNOC", WARSZAWA
Większość z nas ma jakiś motyw, który wkrada się do każdego kazania czy rozmowy i jest nieodłączną częścią życiowego przesłania. Głównym przesłaniem Roberta Morrisa jest dawanie. Znajdziesz tu coś więcej niż lekcję.
DUDLEY HALL,PREZES SUCCESSFUL CHRISTIAN LIVING MINISTRY
Pastor Robert Morris przemówił do kościoła poprzez Ducha Świętego i swoją wierną służbę. Jego nauczanie na temat dawania koncentruje się wyraźnie na tym, na czym powinno: na Bogu, na Jego obietnicach i na Jego celu, aby powołać nas do rozwijania się w łasce dawania. Zachęcam do przeczytania Błogosławionego życia i przyswojenia sobie zasad hojnego dawania oraz wprowadzenia ich w czyn.
DR DUTCH SHEETS, AUTOR INTERCESSORY PRAYER, PASTOR PRZEŁOŻONY SPRING HARVEST FELLOWSHIP, COLORADO SPRINGS
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-66051-19-5 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z kościołem Gateway Church prowadzonym przez pastora Roberta Morrisa zetknąłem się kilka lat temu. Będąc pod wrażeniem Bożego działania, zadałem sobie pytanie o to, gdzie tkwi fenomen rozwoju tego kościoła. KsiążkaBłogosławione życie daje jedną z odpowiedzi, a zastosowanie jej przesłania w życiu osobistym oraz w życiu kościoła sprawia, że misja Jezusa może być bardziej skutecznie kontynuowana.
Krzysztof Zaręba
Pastor, Społeczność Chrześcijańska „Północ”, Warszawa
Na podstawie głębi i bezmiaru doświadczeń znakomitego pastora powstało dzieło, które pomaga nam uzmysłowić sobie głębię i bezmiar miłości Boga. Przeczytaj Błogosławione życie i przekonaj się, że książka jest dobra; odważ się zastosować jej słowa, a doświadczysz świętej ziemi! Niech Bóg skłoni cię do jej przeczytania, a co ważniejsze, do zastosowania jej słów. Wkrocz w pełnię błogosławionego życia!
Wayne Cordeiro
Autor The Dream Releaser, Pastor przełożony New Hope Christian Fellowship, Honolulu, Hawai
Robert Morris wykonał mistrzowskie dzieło ukazujące Bożą wolę dla każdego człowieka i każdej rodziny, jaką jest doświadczanie prawdziwej obfitości. Obserwowałem, jak Robert żyje według tego wszystkiego, co opisał w książceBłogosławione życie. Zainspirował mnie do życia na wyższym poziomie wiary i zaufania w Boże, większe błogosławieństwa, jakich nigdy wcześniej nie poznałem. Bardzo gorąco polecam Błogosławione życie każdemu, kto w swoim życiu pragnie tego, co najlepsze.
Jimmy Evans
Przełożony starszy kościoła Trinity Fellowship Church, Amarillo, Texas
W swojej niesamowitej książce Błogosławione życie Robert Morris skutecznie komunikuje prawdy na temat dawania. Zrozumiesz przez nią, że w hojności chodzi o budowanie relacji, a nie o rzeczy materialne. Robert zachowuje równowagę w dziedzinie, w której dominuje radykalizm po obu stronach zagadnienia. Serdecznie polecam tę książkę.
Willie George
Pastor Church on the Move, Tulsa, Oklahoma
Większość z nas ma jakiś motyw, który wkrada się do każdego kazania czy rozmowy i jest nieodłączną częścią życiowego przesłania. Głównym przesłaniem Roberta Morrisa jest dawanie. Znajdziesz tu coś więcej niż lekcję.
Dudley Hall
Prezes Successful Christian Living Ministry
Pastor Robert Morris przemówił do kościoła poprzez Ducha Świętego i swoją wierną służbę. Jego nauczanie na temat dawania koncentruje się wyraźnie na tym, na czym powinno: na Bogu, na Jego obietnicach i na Jego celu, aby powołać nas do rozwijania się w łasce dawania. Zachęcam do przeczytania Błogosławionego życia i przyswojenia sobie zasad hojnego dawania oraz wprowadzenia ich w czyn.
Dr Dutch Sheets
Autor Intercessory Prayer, Pastor przełożony Spring Harvest Fellowship, Colorado Springs
Robert Morris odsłania prawdy, które mogą pomóc chrześcijanom zerwać z ubóstwem i niedostatkiem. Jego świadectwo inspiruje do wiary i niesie nadzieję. Znajdziesz tu odpowiedzi, które zaprowadzą cię do nowych miejsc pod względem finansowej wolności i radości dawania. Polecam serdecznie Błogosławione życie każdemu, kto pragnie być błogosławiony i używany przez Boga jako błogosławieństwo dla innych.
Barbara Wentroble
Autorka Prophetic Intercession and Praying with Authority,
Założycielka International Breakthrough Ministries
Robert Morris żyje według tego, czego naucza. Co jakiś czas wychodzi książka, która jest Bożym dotknięciem do takiego stopnia, że czytelnik nie pozostaje już nigdy taki sam. Błogosławione życie jest jedną z takich książek.
Clark Whitten
Pastor przełożony Calvary Assembly, Orlando, FloridaSłowo wstępne
Kiedy razem z moją żoną Betty słuchaliśmy niezmiernie skutecznego i trafnego nauczania biblijnego prowadzonego przez pastora Roberta Morrisa z Gateway Church w Dallas, odczuliśmy wyraźny przypływ świeżości. Uważam, że Robert trafił w samo sedno i dokładnie oddał pragnienia Bożego serca.
Szczerze mówiąc, byłem tak bardzo rozczarowany i wstrząśnięty taktykami manipulacji niektórych przywódców chrześcijańskich, że sam niechętnie i bardzo powierzchownie dzieliłem się moimi głębokimi przemyśleniami dotyczącymi dawania i przyjmowania.
Musimy zrozumieć, że nie można obalić zasady żniwa czy zakwestionować faktu, że zawsze zbieramy to, co siejemy. Nie ufam jednak takiemu przywództwu, które skupia się na osiąganiu własnych zysków bez zrozumienia czystej radości wynikającej z dawania i szczerego dzielenia się. Jezus powiedział wyraźnie: „Bardziej błogosławioną rzeczą jest dawać aniżeli brać” (Dz 20:35), dlatego dziwię się, kiedy słyszę przywódców chrześcijańskich, którzy skupiają się głównie na tym, by brać, brać, brać. Takie nastawienie prowadzi ludzi do wiary w to, że po przez dawanie będą zbierać pieniądze na drzewie w ogrodzie za domem. Przypomina to raczej grę w duchowe bingo lub loterię fantową.
Spędziliśmy z Betty czterdzieści lat małżeństwa, przeżywając radość i ekscytację z dawania, i mogę bez przesady stwierdzić, że dosłownie nigdy nie dawaliśmy – czy to osobie, czy na jakąś służbę lub konkretną potrzebę – z myślą, że na pewno nam się to zwróci. Nawet jeśli nam się to nie zwróci, zwykła radość z dawania i obserwowanie pozytywnych skutków z tego wynikających powinny wzbudzać w nas chęć dawania.
Czy można wątpić w to, że ci, którzy dają z właściwych pobudek i z odpowiednią motywacją, często zyskują i otrzymują coś w zamian? Nie ma co do tego najmniejszej wątpliwości. Problemem jest nastawienie serca. Nasz skarb trzymamy tam, gdzie lokujemy nasze serce (patrz Mt 6:20-21).
Bóg jest zainteresowany ukształtowaniem w nas serca rolnika. Rolnik przygotowuje ziemię, orze, sieje, dogląda i chroni to, co zasiał, ale w kwestii wzrostu każdym sezonie ufa Bogu. Jeśli nie widzi wzrostu w spodziewanym czasie, to wie, że pojawi się on w odpowiedniej porze. Mimo że przychodzi grad czy ulewa, nawałnica czy susza, rolnik nie przestaje siać, ponieważ rolnictwo jest jego pasją. Wiele osób jest poruszonych tematem obietnicy „stukrotnego” plonu (patrz: Mt 13:8, 23). Prawda jest jednak taka, że nie każdy rolnik doświadcza takiego wzrostu.
Często przechodzimy przez próby, testy i cierpienia, czasami trudne do zniesienia, mimo że staramy się być wierni Panu. Musimy jednak uznać, że wszystko, co mamy, należy do Boga, a my jesteśmy co najwyżej zarządcami. Bardzo łatwo jest kłaść we właściwym miejscu to, co należy do kogoś innego. Jeśli jednak mamy postawę bogatego głupca i staramy się strzec, gromadzić, chronić i trzymać to, co mamy, myśląc tylko o sobie, to ani przez moment nie identyfikujemy się z pragnieniem Bożego serca.
Jeśli chcesz doświadczyć wolności w kwestii dawania i dowiedzieć się, co to znaczy odkryć biblijną zasadę: „Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, potrzęsioną i przepełnioną dadzą w zanadrze wasze” (Łk 6:38), przeczytaj to, czym dzieli się Robert na stronach tej książki. Pamiętaj, koncentracja ma oscylować wokół Boga i ludzi, a tylko nieznacznie wokół ciebie.
Czy to oznacza, że nie obchodzi nas to, czy otrzymamy coś w zamian? Nie. Możemy liczyć na zwrot, podobnie jak rolnik spodziewa się żniwa i jest pewien, że plon pojawi się w odpowiednim czasie. Jednak nie na tym powinniśmy się koncentrować. Musimy przestać patrzeć na siebie, a zacząć rozumieć wartość dawania i dzielenia się, aby być jak rzeka.
Pewien biznesmen powiedział kiedyś w czasie wspólnego obiadu do małej grupy: „Czuję, że jestem jak rzeka. Niezależnie, ile daję, nigdy mi nie ubywa; Niezależnie, ile otrzymuję, nigdy mi nie przybywa”. To, co otrzymuje, wydaje na Boże cele. To nie oznacza, że nie może mieć lepszego samochodu, droższego garnituru czy większego domu… Oznacza po prostu, że to, co Bóg mu powierzył i co od Niego otrzymał, nie kontroluje jego życia. Nieustannie oddaje to, co Bóg mu powierza, stając się kanałem przepływu Bożej miłości.
Niech Bóg błogosławi Was, kiedy będziecie czytać tę książkę.
James Robinson,
założyciel i dyrektor
LIFE Outreach International
Fort Worth, TeksasPodziękowania
Chciałbym podziękować Temu, który dotknął serca zbuntowanego młodego człowieka w pokoju nr 12 Motelu Jakes i zbawił go – Panu Jezusowi Chrystusowi.
Chcę podziękować mojej najlepszej przyjaciółce, Debbie – drogiej żonie – tej, która zawsze stoi obok, wspierając mnie, i jest najlepszym przykładem Chrystusa, jaki znam. Nie mógłbym żyć ani robić niczego bez Ciebie.
Dziękuję moim wspaniałym dzieciom, Joshowi, Jamesowi i Elaine. Kocham Was z całego serca, niezależnie od wszystkiego, na zawsze. Jestem dumny z każdego z Was, patrząc, jak wzrastacie w wierze i miłości do Pana.
Dziękuję moim rodzicom, Jearlowi i Rosalie Morrisom. Jestem tym, kim jestem, dzięki życiu, jakie prowadziliście przede mną. Słowa zamieszczone w tej książce odzwierciedlają zasady, według których żyliście i których mnie nauczyliście.
Dziękuję Jamesowi i Betty Robinsonom za pełną miłości pomoc i zachętę, jaką otrzymaliśmy z Debbie na przestrzeni 20 lat. Dziękuję, że zachęciliście mnie do napisania tej książki, by dotrzeć do tylu ludzi, do ilu tylko mogłem. Dziękuję za Wasz przykład jako Bożych sług. Dziękuję też za to, że karmicie głodnych na tym świecie – fizycznie i duchowo.
Dziękuję Jimmy’emu i Karen Evansom za wspieranie Debbie i mnie oraz kościoła Gateway Church. Pobudzaliście nas do wzrostu i wywierania wpływu. Nigdy nie będę potrafił wystarczająco wyrazić, jak jestem Wam wdzięczny za inwestycje, jakich dokonaliście w naszym życiu. Dzięki za to, że jesteście dla mnie mentorami i przyjaciółmi.
Dziękuję Olenowi i Syble Griffingom za inwestowanie w nas swojego życia i za nauczenie nas tak wielu zasad, według których żyjemy. Na zawsze będziemy wielbić Jezusa z ekstrawagancją, ze względu na przykład, jaki nam daliście.
Dziękuję Steve’owi i Melody Dulinom za miłość, wsparcie i przyjaźń. Jesteście największymi dawcami, jakich znam.
Dziękuję George’owi i Jan Grubbsom za głęboką przyjaźń i nieustającą zachętę. Wasza nagroda i skarb w niebie są wielkie.
Dziękuję Rickowi i Cammi Pattersonom. Nigdy nie spotkałem dwojga ludzi, którzy są tak rychli do posłuszeństwa Bogu i tak intensywnie sprawiają Mu radość.
Dziękuję Jeffowi i Jenny Drottom. Bez was Debbie i ja nie bylibyśmy w stanie robić tego wszystkiego, co robimy. Jesteście bezcenni dla Gateway i dla nas.
Dziękuję Kevinowi i Lyndzie Grove’om. Wasz przykład i przyjaźń znaczą dla nas więcej niż potrafimy to wyrazić.
Dziękuję Davidowi i Tracy Hollandom za wsłuchiwanie się w moje serce i pomoc w wyrażaniu go. Bez was nie potrafiłbym tego robić.
Dziękuję osobom takim jak: Brady i Pam Boyd, Thomas i Mary Beth Miller, Preston i Holly Morrison, Marcus i i Lexa Brecheen, Todd i Blynda Lane, Ken i Mary Jackson, Paul i Leda Rupert, Don i Judy Woodliff, Brandon i Karla Leathers, Mabrie Jackson, Frank i Terri Lugenheim, Harvey i Patty Cox, Stephen i Karen Andrada, Braxton i Lisa Corley oraz Jason Tam. Jesteście najwspanialszym zespołem, jaki pastor może mieć.
Dziękuję kościołowi Gateway Church. Nigdy nie widziałem ludzi bardziej głodnych Boga i pragnących mocniej przyswajać Jego Słowo, a potem żyć według niego. Przyjęliście te prawdy i pozwoliliście Bogu wykonać wspaniały zabieg na waszych sercach i cudownie jest to oglądać. Jesteście wzorem dla wierzących na całym świecie. Codziennie dziękuję Bogu za Was i za to, że wybrał mnie, abym był Waszym pastorem.
Dzięki temu, że Was wszystkich poznałem, żyję naprawdę błogosławionym życiem.
Wprowadzenie
Z całkowitą pewnością mogę powiedzieć, że jest ktoś, kto nie chce, abyś przeczytał tę książkę.
Bez wątpienia, przeciwnik twojej duszy zrobiłby wszystko, aby powstrzymać cię przed poznaniem Bożych zasad zarządzania, dawania i błogosławieństwa. Dlaczego? Ponieważ, kiedy je poznasz i zastosujesz, zmienią one twoje życie na lepsze. Przyniosą ci gwarantowane rezultaty pod względem finansowym. Ale uczynią znacznie więcej: będą miały wpływ na rozwój Królestwa Bożego.
Gdyby każdy wierzący zrozumiał i zastosował proste zasady, jakie przedstawiam w tej książce, mogłoby to dosłownie przynieść przebudzenie na całym świecie. Każdy możliwy obiekt kościelny mógłby zostać wybudowany. Każdy misjonarz z Bożym powołaniem i sercem pełnym pasji mógłby być wysłany i obficie zaopatrzony. Ewangelia mogłaby przesiąknąć każdą kulturę na naszej planecie.
Tak, jeśli Bożym ludziom dobrze się powodzi, do Królestwa Bożego wpływają pieniądze… Ale co ważniejsze, nasze serca doznają przemiany.
Właśnie dlatego tak bardzo się cieszę (w przeciwieństwie do diabła), że wziąłeś do ręki tę książkę. Poprzez te nadzwyczajne prawdy Bóg wykona cudowną pracę w Twoim sercu. Przemieni cię na zawsze. I obiecuję ci, że ci się to spodoba.
Nikt z nas nie urodził się jako naturalny dawca. Urodziliśmy się jako biorcy. Przychodzimy na ten świat z upadłą, grzeszną naturą, a w samym sercu tej natury tkwi tendencja do egoizmu.
W przeciwieństwie do tego, Bóg jest dawcą. Najbardziej znany werset w Biblii mówi:
Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał… (J 3:16).
Boża hojność wykracza poza nasze wyobrażenie. Jednak to egoizm i pycha sprawiły, że szatan został strącony z nieba. Wielu ludzi w naszej kulturze wywróciło tę koncepcję do góry nogami. Uważają Boga za skąpca, a diabła za tego, który lubi wyświadczać przysługi.
Szczerze mówiąc, jestem podekscytowany ze względu na Ciebie. Właśnie rozpoczynasz odkrywczą podróż. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że nie ma większej przygody na Ziemi niż życie w hojności i obfitości, jaka jest osiągalna dla wszystkich Bożych ludzi – jednak wciąż niewielu ośmieliło się ją przeżyć. Jest to podróż z nagrodą, a jest nią błogosławione życie.
Dobrej lektury i miłej podróży!Rozdział 1 Niespodziewana przygoda
Kiedy podjeżdżałem pod dystrybutor paliwa na małej stacji benzynowej w Oklahomie, licznik przebiegu kilometrów naszego dość wysłużonego już samochodu kombi wskazywał 130 tysięcy mil.
Był rok 1984, a ja byłem młodym ewangelistą. Wraz żoną Debbie byliśmy wtedy gotowi pojechać do jakiegokolwiek miejsca, w którym zaoferowano by mi okazję do głoszenia.
Tego dnia odbywaliśmy podróż w podwójnym znaczeniu tego słowa. Tak, byliśmy w drodze, by służyć ewangelią, ale ta niewielka stacja benzynowa była też przystankiem w odkrywczej podróży, którą rozpoczęliśmy mniej więcej miesiąc wcześniej. Była to podróż prowadzona przez Bożego Ducha, w czasie której mieliśmy doświadczyć moc i radość dawania.
Kiedy szedłem do kasy zapłacić za benzynę, kobieta stojąca za ladą, powiedziała:
– Już zapłacone.
– Słucham? – zapytałem trochę zdziwiony.
– Zapłacone – odpowiedziała. – Nic nie jest Pan winien za benzynę.
Teraz byłem już naprawdę skołowany.
– Ale dlaczego?
Bardzo zwyczajnym tonem odpowiedziała:
– Kiedy podjeżdżałeś, Bóg powiedział mi, że jesteś ewangelistą i mam zapłacić za twoje paliwo. Dlatego zapłaciłam!
Wdzięczny, ale wciąż jeszcze mocno zaskoczony, podziękowałem kobiecie serdecznie i pojechałem dalej.
Ten postój był małym, ale ważnym krokiem we wspomnianej podróży. Idea, że Boży Duch przemawia do człowieka i instruuje go, aby coś dał, nie była dla mnie nową koncepcją. W istocie, wydarzenie to było doskonałym potwierdzeniem, że od tej chwili Bóg chce uczynić tę sprawę najważniejszą częścią mojej służby i wędrówki jako chrześcijanina.
Kolejny poziom
Byłem podróżującym ewangelistą, którego cały dochód pochodził z ofiar otrzymywanych od kościołów, w których głosiłem. W tamtych latach moje przychody kształtowały się różnie: od dwustu do ośmiuset dolarów, w zależności od miesiąca. Nigdy z Debbie nie wiedzieliśmy, ile otrzymamy, ale od samego początku naszego małżeństwa nauczyliśmy się ufać Bogu w kwestii finansów.
Obowiązkowo oddawaliśmy dziesięcinę. Kilka lat wcześniej Bóg bardzo wyraźnie przemówił do nas na temat zasad dziesięciny. Odkąd zaczęliśmy czcić Pana, oddając Mu pierwsze dziesięć procent ze wszystkich wpływów finansowych, zawsze doświadczaliśmy zaspokojenia naszych potrzeb, często w cudowny sposób. Wtedy jednak nie wiedzieliśmy jednego: że Bóg prowadzi nas na kolejny poziom.
Jak już wspomniałem, około miesiąc wcześniej od opisanej niespodzianki na stacji benzynowej Bóg uczynił coś niezwykłego, aby zwrócić moją uwagę na sprawy związane z dawaniem.
Miałem zaplanowane wieczorne zwiastowanie Słowa Bożego w pewnym kościele i okazało się, że było to jedyne w tym miesiącu kazanie. Z finansowego punktu widzenia oznaczało to, że będę miał jedną okazję do otrzymania ofiary zamiast czterech, pięciu czy sześciu. Chociaż razem z Debbie potrafiliśmy ufać Bogu i odpoczywać w Nim, stanowiło to dla nas duże wyzwanie.
Pod koniec nabożeństwa kościół zebrał dla mnie ofiarę. Krótko po tym podszedł do mnie pastor, trzymając w ręce kopertę i powiedział: „Z radością i zdumieniem chcę ci powiedzieć, że jest to największa ofiara, jaką ten mały kościół kiedykolwiek zebrał. Bóg użył cię, abyś pobłogosławił nas dzisiaj wieczorem i jestem szczęśliwy, że mogę ci to wręczyć”.
Kiedy otworzyłem kopertę, znalazłem czek na niemal taką samą kwotę, jaką stanowił nasz miesięczny budżet. W czasie jednego spotkania Bóg w cudowny sposób zapewnił nam tyle, ile zbieraliśmy normalnie w ciągu kilku spotkań. Była to ważna lekcja dla nas, lecz to nie był jej koniec.
Kiedy stałem, trzymając w ręce czek, rozpromieniony serdecznym blaskiem wdzięczności i cudu, wydarzyło się coś, co na zawsze zmieniło bieg i jakość mojego życia.
W czasie tego samego nabożeństwa, przed moim kazaniem, pewien misjonarz dzielił się świadectwem i zdawał relację ze swojej służby. Teraz, kiedy patrzyłem na wyludniającą się kaplicę, dostrzegłem go w oddali. W tym momencie Bóg przemówił jednoznacznie do mojego serca: Chciałbym, żebyś oddał mu swoją ofiarę pieniężną – w całości.
W mgnieniu oka w miejsce euforii pojawiła się panika. Panie, to nie może być Twój głos. To znaczy… poza tym… ja… Ty… sprawiłeś cud, aby zabezpieczyć nasze potrzeby!
Jeszcze raz usłyszałem polecenie: Chciałbym, żebyś oddał mu swoją ofiarę.
Tak jak dziecko, które nie chce słyszeć, co mówi do niego starszy brat, chciałem zatkać uszy palcami i głośno śpiewać: „La… la… la… la… Co? Nie słyszę Cię!”.
Daj mu całą ofiarę. Zaufaj mi.
Nie mogłem pozbyć się tego głosu. Próbowałem przywoływać zdrowy rozsądek, starałem się negocjować, błagałem. Przekonanie stawało się jednak coraz silniejsze.
W końcu wywiesiłem białą flagę i powiedziałem: W porządku, Ojcze, ufam Ci. Podpisałem z tyłu czek, złożyłem go na pół i rozejrzałem się po pomieszczeniu, by upewnić się, że nikt mnie nie obserwuje.
Podszedłem do misjonarza i powiedziałem:
– Dziękuję ci za podzielenie się świadectwem dzisiaj wieczorem. Proszę, nie mów o tym nikomu, ale chciałbym wręczyć ci tę ofiarę. Czek jest wypisany na mnie, ale przepisałem go na ciebie. – Wręczyłem mu czek i odszedłem.
Godzinę później siedzieliśmy w gronie około dwudziestu członków tego kościoła w pizzerii. Naprzeciw mnie zajął miejsce dobrze ubrany człowiek, którego prawie nie znałem. (Spotkaliśmy się kiedyś na krótko przy innej okazji).
Po chwili nachylił się do mnie nad stołem, popatrzył mi prosto w oczy i zadał szokująco osobiste pytanie:
– Ile wynosiła dzisiejsza ofiara?
Oczywiście jego pytanie wytrąciło mnie z równowagi. Nigdy wcześniej nikt mnie tak wprost o to nie pytał, a szczególnie nieznajoma osoba. Jego odwaga tak mnie zaskoczyła, że nie wiedziałem, co innego mógłbym zrobić niż odpowiedzieć mu. Powiedziałem więc, jaka była wysokość ofiary. Pamiętam, że miałem nadzieję, iż jest to koniec całej historii. Ale nie.
W ten sam autorytatywny sposób zadał mi kolejne pytanie:
– A gdzie masz czek?
Bezczelność! – pomyślałem. – Co mu do tego?!
Oczywiście nie miałem już czeku, ale nie miałem też zamiaru mu o tym powiedzieć. Dlatego, jako kaznodzieja ze wstydem muszę się wam przyznać, skłamałem mu w żywe oczy.
– Moja żona go ma – odpowiedziałem nerwowo. Debbie siedziała na drugim końcu długiego stołu, w bezpiecznej odległości ode mnie. Możemy już zmienić temat?
– Idź po niego. Chcę go zobaczyć. – Mężczyzna był nieustępliwy. Nie wiedząc, co robić, udałem, że podchodzę do żony i pytam o czek.
– Jak ci smakuje pizza?
– Dobra jest – odpowiedziała, patrząc na mnie skonsternowana.
– To wspaniale. Miło to słyszeć, chciałem się tylko upewnić – wymamrotałem i poszedłem z powrotem usiąść na swoim miejscu.
Moje uszy były świadkami kolejnego kłamstwa wypływającego z moich ust.
– Zostawiła go w samochodzie – powiedziałem, starając się sprawiać wrażenie, że samochód znajduje się daleko stąd. (W tym momencie próbowałem ukryć nie tylko to, że oddałem całą ofiarę, ale również to, że ewangelista zwiastujący wieczorem Jezusa, który jest drogą, prawdą i życiem, kłamał!).
Kiedy małe krople potu zaczęły pojawiać się na mojej twarzy, mężczyzna nachylił się do mnie nad stołem niewygodnie blisko.
– Czek nie został w samochodzie, Robercie – stwierdził niskim tonem.
– Skąd o tym wiesz? – zapytałem, próbując udawać obrażonego.
– Bóg mi o tym powiedział… I powiedział mi coś jeszcze.
W tym momencie mężczyzna wypowiedział słowa, które dotąd przetaczają się jak burza przez moje życie.
– Bóg właśnie chce nauczyć cię czegoś na temat dawania, abyś mógł nauczać o tym Ciało Chrystusa.
Kiedy to powiedział, przesunął w moją stronę zwinięty kawałek papieru. Był to czek na kwotę dziesięciokrotnie wyższą niż ta, którą oddałem godzinę wcześniej. Dziesięć razy więcej, co do centa. Tej nocy rozpoczęła się moja niespodziewana przygoda.
Cuda zaopatrzenia
– Bóg chce nauczyć cię czegoś na temat dawania, abyś mógł nauczać o tym Ciało Chrystusa. – Słowa te pozostały w naszych głowach przez najbliższe, cudowne miesiące. Byliśmy z Debbie szeroko otwarci na wszystko, czego Bóg chciał nas nauczyć. W rezultacie obserwowaliśmy, jak czynił On kolejne cuda, okazując nam swoje zaopatrzenie.
Czasami przypominał nam, aby Mu ufać i obdarowywać innych, a czasami używał kogoś, kto w nieoczekiwany sposób błogosławi nas.
Na przykład, niedługo po pamiętnym wieczorze, który zmienił nasze życie, byliśmy razem z Debbie na domowym studium biblijnym. Rozmawialiśmy z pewnym małżeństwem, które miało wyjeżdżać w podróż misyjną. Prosili nas, abyśmy pomodlili się za nich, zanim wyjadą. Szczególnie zależało im na tym, by pomodlić się w kwestii finansów.
– Nie mamy jeszcze całej kwoty, potrzebnej na tę podróż – powiedzieli nam. Nie wspomnieli, jakiej kwoty im brakuje, ale kiedy modliliśmy się, miałem mocne przekonanie, że wynosi ona osiemset dolarów.
W tamtym okresie naszego życia kwota ośmiuset dolarów była pokaźną sumą. Akurat mieliśmy takie pieniądze, ponieważ wcześniej w pizzerii otrzymaliśmy cudowne, dziesięciokrotne błogosławieństwo.
Tego wieczoru po spotkaniu udaliśmy się do samochodu i wypisaliśmy czek. Wręczyliśmy im go, zanim odjechali. Okazało się, że potrzebowali dokładnie takiej kwoty, jaką im przekazaliśmy, aby sfinansować wszystkie koszty podróży.
Szczerze mówiąc, była to najbardziej ekscytująca rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem. Szybko zaczęliśmy odkrywać, jak fascynujące może być dawanie, kiedy Bóg mówi, żeby to zrobić.
Po kilku tygodniach przeżyliśmy owo spotkanie na stacji benzynowej, o którym wspomniałem na początku rozdziału.
Niedługo potem byliśmy umówieni na kolację z mężczyzną, który kupił nowy samochód typu van. Podjechaliśmy nim razem pod restaurację i rozmawialiśmy o nowym samochodzie i o tym, jacy jesteśmy podekscytowani jego nowym nabytkiem. Kiedy wróciliśmy z nim do domu, poprosił nas:
– Pomożecie mi wypakować rzeczy z vana?
Zacząłem wyjmować ze środka kasety i inne przedmioty, a po kilku rundach zapytałem:
– Chcesz, żebym wyjął też parasol? A tak przy okazji, po co wyjmujesz wszystkie te rzeczy z samochodu?
– Ponieważ daję ci tego vana, ale parasol jest mi potrzebny.
– Przepraszam, że co? – zapytałem.
– Daję ci ten samochód. Bóg kazał mi to zrobić – odpowiedział. Naturalnie, byliśmy oniemiali z wrażenia, wdzięczni i wzruszeni. Całkiem nowy van wart był ponad 25 tysięcy dolarów.
Naturalnie, błogosławieństwo to pociągało za sobą pytanie: Skoro mamy vana, co mamy zrobić z naszym samochodem kombi? Nie był on może zbyt miły dla oka, ale wciąż dobrze jeździł i stanowił dość spolegliwy środek transportu.
Kiedy modliliśmy się, czuliśmy, że Bóg każe nam oddać ten samochód rodzinie, która w ogóle nie miała swojego pojazdu.
Niemal natychmiast ktoś, kogo w ogóle nie znaliśmy, dał nam kolejny samochód.
– Bóg powiedział nam, żebyśmy tak zrobili – zabrzmiało znane wyjaśnienie.
Pomodliliśmy się i w konsekwencji samochód ten również oddaliśmy. Po nim otrzymaliśmy kolejny, który też posłaliśmy dalej. Potem był jeszcze jeden. Za każdym razem, kiedy jakiś samochód trafiał na nasz podjazd, przekazywaliśmy go dalej.
W czasie tych cudownych sekwencji Bóg uczynił coś, co początkowo nas dziwiło. W czasie modlitwy o Boże prowadzenie w kwestii oddania jednego z otrzymanych samochodów otrzymaliśmy od Pana instrukcję: Nie oddawajcie tego samochodu, tylko go sprzedajcie.
Na początku nie byliśmy pewni, czy usłyszeliśmy dokładnie wskazówkę od Boga. Szukając potwierdzenia, powiedzieliśmy:
– Panie, czy jesteś pewien, że mamy sprzedać ten samochód? Z radością zawsze je oddawaliśmy.
W odpowiedzi przyszła jasna wskazówka: Chcę, żebyście sprzedali ten samochód za 12 tysięcy dolarów.
W najbliższy weekend podszedł do mnie w kościele mężczyzna i powiedział:
– Hej, Robert, chcesz sprzedać tego vana?
Nieco zaskoczony, odpowiedziałem:
– Tak, w istocie wierzę, że powinienem go sprzedać.
– Myślę, że Bóg chce, abym zapłacił ci za niego 12 tysięcy dolarów. Akceptujesz? – zapytał.
Jasna sprawa, że sprzedałem mu samochód.
Dokładnie za tydzień mieliśmy zaplanowaną podróż misyjną do Kostaryki, więc wpłaciliśmy na konto 12 tysięcy, czekając na instrukcje od Pana, jak je zagospodarować.
Kilka dni później, w Kostaryce, jechaliśmy rozklekotanym starym vanem pewnego misjonarza, któremu pomagaliśmy w pracy. Byłem szczerze przejęty tym, czy w ogóle dotrzemy do miejsca przeznaczenia.
W pewnym momencie zapytałem misjonarza:
– Może czas kupić już jakiegoś nowego vana? Coś mi się wydaje, że ten jest już na wykończeniu!
– Tak naprawdę, zamierzam kupić coś nowego – powiedział podekscytowany misjonarz. – Tydzień temu przejeżdżałem obok salonu z używanymi samochodami i Pan kazał mi się zatrzymać. Następnie wskazał mi pewien samochód typu van i powiedział:
– Pragnę dać ci ten samochód, dlatego chcę, abyś się o niego modlił.
Tak zrobiłem. Nie wiem, w jaki sposób Bóg chce dać mi ten samochód – kontynuował – ale wiem, że On chce to zrobić.
Czując w tym Boży palec, zapytałem go:
– Ile chcą za niego?
Sądzę, że domyślacie się już, jaka była odpowiedź. Kiedy razem z żoną wróciliśmy do kraju, od razu z wielką radością wypisaliśmy czek na 12 tysięcy dolarów i wysłaliśmy mu.
Dać więcej niż Bóg?
W czasie tej niezwykłej sesji dawania doświadczyliśmy ogromnego błogosławieństwa. Nasze przychody wzrosły. Wydawało się, że im więcej dajemy, tym więcej Bóg nam daje. To tak, jakbyśmy zaczęli doświadczać prawdy zawartej w starym powiedzeniu: „Nie możesz dać więcej niż Bóg”.
W ciągu tych osiemnastu miesięcy mieliśmy przywilej oddać dziewięć samochodów. Co więcej, byliśmy w stanie zwiększyć dawanie do 70 procent z całego naszego przychodu. Okazało się, że żyliśmy wygodniej za 30 procent niż wcześniej za 90 procent dochodu.
Najzwyczajniej, wszędzie, gdzie się udaliśmy, napotykaliśmy Boże błogosławieństwa. Za każdym rogiem uczyliśmy się nowych lekcji na temat mocy dawania inspirowanego Bożym Duchem. Kiedy tylko wydawało nam się, że podchodzimy bardzo radykalnie do dawania i bardziej już nie możemy, Bóg „rozciągał” nas jeszcze trochę.
Na przykład, pod koniec tego osiemnastomiesięcznego okresu Bóg przemówił do nas i powiedział:
– Chciałbym, żebyście oddali oba wasze samochody. Wskażę wam małżeństwo, któremu je dacie. I jeszcze jedna rzecz… Chciałbym, abyście oddali także swój dom. Pozbierajcie też wszystkie pieniądze, jakie macie w banku i również je oddajcie.
Nie muszę opisywać, jak bardzo się z tym zmagaliśmy. Kiedy modliliśmy się, powiedzieliśmy Bogu:
– Panie, prosisz nas, abyśmy oddali wszystko, co posiadamy. Jesteś pewien, że właśnie to każesz nam zrobić?
– Jestem pewien – powiedział Pan.
Tak zrobiliśmy. Kiedy Pan wskazał nam odbiorców, oddaliśmy samochody. Oddaliśmy wszystkie pieniądze, które mieliśmy na kontach w banku. Rozglądaliśmy się dookoła i słuchaliśmy pilnie instrukcji na temat oddania domu. W sercach już go oddaliśmy, nie był już nasz. Musieliśmy tylko dowiedzieć się, której rodzinie mamy wręczyć tytuł własności i klucze.
Zostaliśmy bez środka transportu i bez dolara przy duszy. Kiedy usiadłem w domu (którego nie uważałem już za swój), muszę przyznać, że miałem bardzo „cielesne” myśli.
Pamiętam, że pomyślałem: Aha! Mam Go! Tym razem dałem więcej niż Bóg.
Przypominam sobie, że prowadziłem szczerą i uczciwą rozmowę z Bogiem, mówiąc:
– Panie, wiesz, wydaje mi się, iż tym razem dałem więcej niż Ty. Tak, za każdym razem, kiedy oddawaliśmy samochód, Ty dawałeś nam inny samochód. Cóż, tym razem daliśmy oba samochody i wszystkie pieniądze! Myślę, że przyłapałem Cię, Panie. Dałem więcej niż Ty.
Kiedy to wypowiadałem, czułem w sercu, że Pan mówi do mnie: Czyżby? W tym momencie zadzwonił telefon. Po drugiej stronie odezwał się mężczyzna, który powiedział:
– Robert, Bóg powiedział mi, że mam wam pomóc z transportem.
Musicie wiedzieć, że poza ludźmi, którzy byli odbiorcami naszych dóbr, nikt na świecie nie wiedział, co z Debbie oddaliśmy. Ten człowiek nie wiedział, że oddaliśmy oba samochody.
Natychmiast w mojej głowie pojawiła się myśl. Cóż, to jest błogosławieństwo. Ten człowiek chce dać nam samochód. Przypuszczałem, że powtarzający się wzór, obserwowany tak wiele razy, miał się ujawnić kolejny raz. Muszę przyznać, że pomyślałem też: Panie, nawet jeśli on da nam samochód, to faktem pozostaje, że przecież oddaliśmy dwa samochody, wszystkie pieniądze i dom!
– Więc, co Pan każe ci zrobić? – Zapytałem mężczyznę po drugiej stronie.
– Pan powiedział mi, żebym kupił ci samolot – odpowiedział, a ja pozostałem bez słowa.
– W istocie, kupiłem już samolot i zaparkowałem go na lotnisku. Mam zamiar opłacać wynajmowanie hangaru. Zapłacę też za paliwo, ubezpieczenie i utrzymanie samolotu. Wynajmę również pilota. Będę płacił mu wynagrodzenie, tak abyś w razie potrzeby, mógł do niego zadzwonić i on poleci z tobą. Zatroszczę się o wszystkie finanse.
Kiedy stałem oszołomiony, usłyszałem spokojny głos Pana szepczący mi w duchu: Mam cię!
Drodzy przyjaciele, nie możemy dać więcej niż Bóg.
Bóg oferuje jedyne, prawdziwe rezultaty finansowe dostępne na ziemi. Są jednak pewne zasady, według których musimy postępować, aby otrzymywać Boże nagrody. Zasady te są kluczem do błogosławionego życia.
Błogosławione czy przeklęte?
Zanim będę kontynuował, powinienem prawdopodobnie zdefiniować pewne pojęcia. Co rozumiem przez „błogosławione życie”? Jak wygląda życie wypełnione błogosławieństwem?
Być błogosławionym oznacza doświadczać ponadnaturalnych sił działających na twoją korzyść. W przeciwieństwie, być przeklętym oznacza doświadczać ponadnaturalnych sił działających przeciwko tobie.
Dni osoby błogosławionej wypełnione są Bożymi „kombinacjami” o niebiańskim znaczeniu. Błogosławiony człowiek może być bogaty według standardów świata albo i nie, ale cieszy się jakością życia, jakiej wielu miliarderów mogłoby mu pozazdrościć.
W czterech różnych fragmentach 5 Księgi Mojżeszowej Bóg mówi do tych, którzy są Mu posłuszni, że będzie im błogosławił we wszystkim, do czego przyłożą swoje ręce (patrz: 5 M 14:29, 15:10, 23:20, 28:8.12). Takie jest właśnie błogosławione życie. Wszystko, czego się dotkniesz, powiedzie się.
Błogosławieństwo przenika każdy aspekt życia człowieka: zdrowie, relacje, pracę, rodzinę, emocje, myśli.
Brzmi dobrze? W takim razie, czytaj dalej. Będziesz mógł odkryć, jak żyć błogosławionym życiem.