Blondynka w Japonii - ebook
Blondynka w Japonii - ebook
Japonia,jeden z najbardziej legendarnych krajów świata!Kto nie słyszał o cudownie zdrowym japońskim jedzeniu, o samurajach, gejszach, japońskiej precyzji, uprzejmości, japońskich komiksach, grach i gigantycznie wielkich, nowoczesnych miastach? O japońskiej tradycji, kulturze i niezwykłej religii shinto?...O medytacji zen, japońskich drzeworytach i sztuce japońskiego minimalizmu?... O zapasach sumo, sushi i słynnej japońskiej zielonej herbacie?
Ja słyszałam. Pojechałam do Japonii. I okazało się, że wszystko jest inaczej!!!!!!
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8310-262-7 |
Rozmiar pliku: | 19 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kropla w oceanie
Zrozumiałam to ostatniego dnia.
Nagle wszystkie niewiarygodne obserwacje, zadziwiające zdarzenia i trudne do wyjaśnienia zachowania ułożyły się w logiczną, pełną i jasną całość.
Sapnęłam ze zdumienia.
Japonia to jeden z najbardziej niezwykłych krajów na świecie!
Tyle wiedziałam jeszcze przed wyjazdem z Polski, ale to, co zobaczyłam na własne oczy, wprawiło mnie w kosmicznie wielkie zdumienie, które podczas tej podróży tylko rosło! Rosło! I rosło!
Aż w końcu sama nie wiedziałam co myśleć, bo tyle tu było sprzeczności i jakiegoś bardzo dziwnego, delikatnego, prawie nieuchwytnego kontekstu, który był jak kropla sosu sojowego w talerzu teriyaki.
Niby go nie ma, ale jednak jest.
Niby to tylko jedna kropla w oceanie białego ryżu, pagórków kapusty i wołowiny, ale jednak jest to kropla, która ma decydujące znaczenie. To ona nadaje smak całej potrawie, a bez niej wszystko smakuje _zupełnie_ inaczej i po prostu nie jest tym, czym miałoby być.
Czułam tę kroplę japońskości na końcu języka. Była tuż obok przez cały czas, wszędzie mi towarzyszyła i swoją ledwie dostrzegalną obecnością doprawiała wszystko, co widziałam, słyszałam i przeżyłam.
Tyle tylko, że nie umiałam jej nazwać.
Aż do ostatniego dnia, kiedy siedziałam w superszybkim pociągu, który jechał z lotniska do centrum Tokio.
A raczej, przepraszam, miał jechać.
I nawet wyruszył w drogę.
Aż nagle stało się coś nieoczekiwanego, zdumiewającego i totalnie niejapońskiego! Pociąg stanął w czarnym tunelu i zastygł w ciemności jak mumia. Ze wszystkimi pasażerami na pokładzie!
No, ale to się może zdarzyć, prawda?
Pociąg jedzie, potem staje, a potem znów wyrusza w drogę po wyznaczonych dla siebie torach.
Tak, rzeczywiście, tak powinno być.
Ale tak się nie stało.
Pociąg stanął.
I zgasł.
Totalnie. Tak jakby umarł z przepracowania.
I zapadła cisza.ROZDZIAŁ 2
W dżungli betonu
Wyobraź sobie.
Ogromne lotnisko Narita na przedmieściach Tokio. Rocznie pojawia się tam prawie pięćdziesiąt milionów pasażerów z całego świata. Trzeba nie tylko rozładować ich walizki, nakarmić i wyposażyć w najnowsze gadżety.
Najważniejsze jest to, żeby sprawnie i szybko ich przetransportować dalej, bo przecież wszyscy chcą jechać do miasta!
Centrum Tokio jest oddalone o 60 kilometrów.
Taksówka? Oczywiście.
Kierowca ma śnieżnobiałe rękawiczki, a drzwi do samochodu same się otwierają na twój widok. Naprawdę! I nie zdziwisz się jeśli powiem, że są to chyba najdroższe taksówki na świecie. Podróż trwa mniej więcej godzinę do półtorej i kosztuje dwadzieścia pięć tysięcy jenów.
Policz sobie. Jeden dolar to sto dwadzieścia jenów. Przejazd z lotniska do Tokio z panem taksówkarzem w białych rękawiczkach kosztuje mniej więcej 820 złotych. Teraz rozumiesz?
Zostawmy więc taksówki. Lotnisko Narita ma fantastyczny system połączeń z miastem za pomocą różnych pociągów.
Są pociągi zwykłe i niezwykłe.
Zwykły toczy się trochę bardziej powoli, częściej się zatrzymuje i kosztuje trochę mniej.
Ale jest też słynny Narita Express, w skrócie zwany N’EX, który mknie po lśniących szynach w ekspresowo japońskim tempie i dociera do stacji metra Tokyo w pięćdziesiąt trzy minuty. I w dodatku można nim jeździć za darmo jeżeli masz _Japan Rail Pass_, czyli Japoński Karnet Kolejowy, i do tego wrócę później.
Wsiadasz do superekspresowego pociągu. Wygodne fotele w drobną szarą kratkę, na podłodze wykładzina z subtelnie nawiązującym do nich motywem szarej szachownicy. Czerwone zagłówki, czyste szyby, bezszelestnie przesuwające się drzwi.
Pociąg ma odjechać o 10.04.
Jest 10.03.
Wskakujesz do środka w ostatniej chwili. Drzwi się zamykają.
10.04. Pociąg rusza. Rozpędza się jak kosmiczna rakieta w doskonale wyciszonej kapsule. Prawie nie czujesz jaki to wielki pęd, gdyby nie to, że widzisz czasem uciekające w tył wieżowce ze stali i szkła.
Na małym ekranie pod sufitem wyświetla się nazwa pociągu i informacja, że jedzie w kierunku stacji metra Tokyo. Cudownie. To podziemna stacja w samym sercu miasta.
Za oknem niekończąca się dżungla betonu. Domy wciskają się w każdy najmniejszy fragment przestrzeni. Niektóre stoją w odległości kilku centymetrów od siebie, jak gigantyczne betonowe postaci, które nie umieją się rozstać.
Wieżowce, kominy, powykręcane zewnętrzne rury i nawiewy doprowadzające powietrze, okna, balkony, mury i piętra, piętra, piętra, mnożące się tysiącami, żeby zmieścić wszystkich mieszkańców.
Szarpnięcie. Pociąg zwalnia. Wjeżdża w tunel, coraz bardziej hamuje, aż wreszcie staje. Spokojnie, to się przecież zdarza. Czasem trzeba dostosować rozkłady jazdy kilku pociągów na tej samej trasie, jeden musi przepuścić drugi, odczekać swoje dwadzieścia sekund nadmiernego przyśpieszenia, by znów z japońską dokładnością ruszyć dalej.
Dwadzieścia sekund. Pięćdziesiąt. Minuta, potem następna i następna. Ale nic. Wszyscy cierpliwie czekają. Pociąg stoi.
I choć to może się wydawać niemożliwe, on stoi _coraz bardziej!_
Rozglądam się.
W wagonie jest kilku podróżnych z zagranicy, którzy pewnie dopiero przylecieli do Japonii. Spoglądają na zegarki, na milczące tablice informacyjne, w ciemność za oknem.
Są też Japończycy. W totalnie spokojnej cierpliwości! Siedzą na swoich miejscach, czasem mrugną oczami albo przełożą inaczej dłonie.
Mija piętnaście minut, pół godziny, godzina. Pociąg stoi jak zaklęty!
Halo! To jest najszybszy pociąg do miasta! Jechałam nim wcześniej kilka razy! Z lotniska do centrum jedzie się w 53 minuty! A my stoimy gdzieś w połowie drogi już od godziny!!!
Nie ma żadnej informacji.
Na monitorach wciąż uparcie wyświetla się napis „Tokyo Station”.
Głośniki milczą.
Nikt nie mówi nic ani po japońsku, ani tym bardziej po angielsku.
Drzwi są absolutnie centralnie zamknięte, bez możliwości otwarcia ich od środka. Okna tak samo.
Wpadliśmy chyba w czarną dziurę japońskiego czasu! Świat o nas zapomniał! A może ten ekspresowy pociąg przez pomyłkę wjechał do nigdy nieużywanego tunelu i został tam zapomniany przez wszystkich?!
Przecież to jest niesłychane! W Afryce, owszem, wcale by mnie to nie zdziwiło! Pociąg znad Jeziora Wiktorii w Tanzanii do stolicy kraju teoretycznie jedzie przez osiemnaście godzin, ale w praktyce ten czas może się wydłużyć w całkowicie dowolny, elastyczny, afrykański sposób. Osiemnaście godzin podróży z afrykańskiego punktu widzenia to w gruncie rzeczy dokładnie to samo, co czterdzieści godzin albo sto. To normalne. Tak po prostu jest.
Ale nie w Japonii!!!
Halo! Ratunku! Jesteśmy uwięzieni w zagubionym pociągu!!!ROZDZIAŁ 3
Pionki na planszy
I wtedy właśnie nagle to zrozumiałam.
Japonia jest jak ogromna plansza, na której stoją miliony malutkich pionków. Tak długo, jak pionki poruszają się zgodnie z przypisanymi sobie trasami, jest dla nich przewidziane i zorganizowane miejsce. Ale jeśli któryś z pionków zechciałby wędrować indywidualnie, swobodnie i wbrew ściśle określonym zasadom, to spada z planszy. W przepaść niebytu.
Przestaje istnieć.
Staje się przezroczysty, niewidzialny, niby jest, ale jednak wcale go nie ma.
Tak jak mój pociąg!
Wszystko działa zgodnie z planem precyzyjnie zaprojektowanym co do sekundy. Ale jest tak tylko pod warunkiem, że ty równie drobiazgowo przestrzegasz wszystkich ściśle spisanych reguł. Pamiętaj, jesteś na planszy, na której znajduje się określona liczba pól, między którymi nieustannie krążą pionki.
Ludzie, pociągi, miejsca pracy, spotkania towarzyskie, sklepy, przejścia przez ulicę, urodziny, śluby, pogrzeby, randki, konferencje, szpitale. Gdyby pozwolić, żeby pionki same zarządzały swoją przestrzenią, czasem i sposobem wykonania zadań, powstałby chaos.
Jedna niezręczna, nieodpowiednia i niewłaściwa forma zachowania natychmiast pociągnęłaby za sobą następne. Nikt nie wiedziałby już gdzie jest ani po co.
Pionki przesuwałyby się po planszy w sposób niekontrolowany, co mogłoby doprowadzić do tego, że większa ich część znajdzie się po jednej ze stron, a wtedy część planszy mogłaby opaść pod ich ciężarem, co z kolei groziłoby uszkodzeniem całej planszy i możliwym, trudnym do przewidzenia i ogarnięcia kataklizmem dotykającym miliony nieświadomych pionków!
Nie można do tego dopuścić.
Trzeba stworzyć maksymalnie bezpieczny i jasno określony zestaw zasad obowiązujących dla wszystkich pionków przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, co zapewni im zrównoważony dostęp do wszystkich potrzebnych pól na planszy, zorganizuje ich ruch w przewidywalny sposób, a jednocześnie będzie gwarancją przetrwania planszy jako całości.
Jesteś pionkiem na planszy.
Jeśli spadniesz z planszy, przestajesz istnieć.
Jeżeli chcesz zostać na planszy, musisz ściśle stosować się do zasad.
Zasady regulują wszystko – od tego jak korzystać z toalety, przez poprawne używanie windy, zachowanie przy stole, odnoszenie się do zwierzchnika, aż po stronę chodnika, po której należy iść. Wskazówki są napisane lub narysowane wszędzie, gdzie jesteś: na drzwiach, ścianach, chodnikach, na stole, na ladzie, na ubraniu.
To jest Japonia!
Jesteś pionkiem na planszy.
Twoim nadrzędnym życiowym zadaniem jest poruszanie się po planszy w taki sposób, żeby nie naruszyć porządku i ułatwić poruszanie się po planszy innym pionkom.
Ty jako ty nie istniejesz. Nie jesteś ważny. Możesz posiadać swoje indywidualne cele i pragnienia, ale one muszą mieścić się w ramach indywidualnej przestrzeni określonej przepisami regulującymi życie zbiorowości, do której należysz.
Musisz dostosować się do obowiązujących przepisów i instrukcji. Tylko wtedy będziesz akceptowany jako właściwy, poprawny i zbalansowany członek społeczności. Tylko społeczność zapewni ci to, co jest ci niezbędne do życia: dostęp do pracy, pieniędzy, rozrywki, komunikacji, transportu.
Rozumiesz?
Jesteś nikim.
Stajesz się kimś tylko wtedy, kiedy swój umysł i ciało oddasz w zarządzanie mózgowi większemu od ciebie, który swoją nadzwyczajną siłę czerpie z połączenia wielu takich małych pionków jak ty. Mikroskopijna moc jednego pionka staje się siłą decydującą kiedy milion pionków zbierze się razem.
To jest Japonia.
Społeczność stu dwudziestu siedmiu milionów ludzi zamkniętych na prawie siedmiu tysiącach wysp archipelagu o łącznej powierzchni nieco większej od Polski.
Ty jako ty nie istniejesz. Stajesz się zauważalny tylko wtedy, kiedy możesz być przydatny dla ogółu. Jesteś akceptowany tylko wtedy, kiedy poruszasz się po planszy w ściśle określony sposób zgodny z przepisami.
Nie ma dla ciebie innej przyszłości. Jest tylko plansza.
A jeśli z niej spadniesz, to giniesz.
I wszyscy o tobie zapominają.
Tak się właśnie stało z moim pociągiem.
Na skutek pechowego splotu okoliczności wypadł ze swojego rozkładu.
Być może akurat spadło napięcie w przewodach zasilających lokomotywę albo może ktoś niewystarczająco sprawnie wysiadał na peron i jego walizka została przytrzaśnięta drzwiami, albo może komuś wiatr porwał szalik i rzucił go w totalnie nieprzepisowy sposób na tory?...
Bo z całą pewnością nikt nie zrobił tego celowo.
Pan konduktor na peronie na pewno z dokładnością co do sekundy upewnił się, że wszystkie drzwi zostały prawidłowo zamknięte, pociąg jest gotowy do odjazdu i podniósł dłoń w białej rękawiczce, wydając nią zezwalający gest.
Kierowca pociągu – także w przepisowych białych rękawiczkach – na pewno w tej samej sekundzie ów gest odczytał, właściwie zrozumiał oraz wykonał przepisowe czynności pozwalające na uruchomienie pociągu.
Pozostali pasażerowie na peronie na pewno zgodnie z przepisami odsunęli się od krawędzi peronu i – tak jak zaleca instrukcja – stanęli za żółtą linią.
Nie mamy jednak wpływu na to jak zachowają się gołębie, czapki, torby z zakupami albo osoby, które nie są w stanie w pełni zastosować się do obowiązujących przepisów, ponieważ akurat w tym momencie dostają ataku serca.
Coś musiało się stać.
Pociąg wypadł z obowiązującego go rozkładu.
Wyruszył punktualnie o 10.04 i wtedy był pełnoprawnym uczestnikiem dworców, szyn i komputerów naczelnika ruchu.
Tak długo, jak jechał zgodnie z planem po ściśle wyznaczonej trasie, był ważny, szanowany, miał prawo wjechać na peron, przyjąć pasażerów, być bohaterem zapowiedzi płynącej do ludności z głośników.
Ale w momencie, kiedy naruszył rozkład jazdy i doznał znaczącego opóźnienia, którego nie dało się natychmiast skorygować, stracił wszystkie prawa i znikł! Tak jakby po prostu przestał istnieć!
Na jego miejsce pojawiły się następne ekspresy, w pełni sprawne, nie cierpiące na żadne pechowe okoliczności, które mogłyby w jakikolwiek sposób zakłócić stuprocentowo poprawne wykonywanie swoich obowiązków.
A mój pociąg został zatrzymany na nieużywanym torze i stał!
Stał przez półtorej godziny, przepuszczając inne, posłuszniejsze pociągi, które zgodnie z planem pędziły, żeby dotrzymać zobowiązań zapisanych w rozkładzie jazdy.
Jedenasta zero jeden musi być jedenastą zero jeden! W żadnym przypadku nie może to być jedenasta zerwo dwie ani tym bardziej jedenasta zero dwie i pół, ponieważ taka niefrasobliwa nierozważność może pociągnąć za sobą niewyobrażalnie skomplikowane konsekwencje!
Jesteś ważny i akceptowany tylko wtedy, kiedy precyzyjnie i posłusznie wypełniasz postawione przed tobą zadania.
Jeżeli zaniedbasz swoją nadrzędną przydatność dla ogółu, wypadasz z gry.ROZDZIAŁ 4
W czarnej dziurze
To nie był zwykły pociąg na nieważnej podmiejskiej trasie. To był słynny, szanowany i flagowy ekspres w drodze do stolicy. Reklamowany jako najbardziej skuteczny i szybki sposób przedostania się z lotniska do centrum miasta. Tylko pięćdziesiąt trzy minuty, bez sekundy wahania!
Jeździłam nim wcześniej i wiedziałam z własnego doświadczenia, że można na nim polegać.
Wszyscy wiedzą, że życie w Japonii jest świetnie zorganizowane, starannie przygotowane, czytelnie opisane i punktualnie realizowane.
Tak, to prawda. Ale tylko wtedy, kiedy ty równie starannie, dokładnie i pilnie przestrzegasz obowiązujących cię zasad. Jeżeli wyłamiesz się ze zbiorowego harmonogramu, stajesz się niepotrzebnym, nieważnym wyrzutkiem.
I to właśnie zrozumiałam po godzinie czekania w spóźnionym pociągu.
Nie było żadnej informacji na ekranach, nie pojawił się żaden konduktor, głośniki zapadły w odrętwiałe milczenie.
Pociąg stał w czarnej dziurze bocznego tunelu. Samotny, wykasowany, winny naruszenia regulaminu i złamania przepisu nakazującego ściśle punktualne przybywanie do stacji.
Zagraniczni turyści próbowali dopytywać co się stało, ale nikt im nie odpowiadał. Japończycy siedzieli spokojnie i czekali. Oni wiedzieli, że doszło do naruszenia przepisów, a więc byli gotowi ponieść wszystkie konieczne konsekwencje, żeby funkcjonowanie pozostałych osób na planszy przebiegało w możliwie najbardziej spokojny i niezakłócony sposób.
Czekali aż Naczelny Mózg upora się ze skutkami niesubordynacji pociągu i zdecyduje o jego dalszych losach. Czy jest dla niego szansa na powrót do społeczności i naprawienie swojego błędu? A może to jest pociąg recydywista, dla którego jedynym rozwiązaniem jest skierowanie na tory prowadzące do wiecznego wygnania?...
Po półtorej godzinie milczącego skazania na czarny tunel, pociąg drgnął, a potem ruszył. Najwyraźniej tym razem wybaczono mu potknięcie i nagrodzono pozwoleniem powrotu na planszę.
Dobry pociąg to posłuszny pociąg.
Zapamiętaj sobie, że dziesiąta pięćdziesiąt siedem to nieprzekraczalna granica dotarcia do celu. Nieważne jak się czujesz ani co ci przeszkadza.
Twoim zadaniem jest pojawić się na stacji Tokyo o godzinie 10:57. Nikogo nie interesują twoje wymówki, tłumaczenia, zdarzenia czy sny.
Dziesiąta pięćdziesiąt siedem.
To jest jedyne, co się liczy.
To nadaje sens twojemu istnieniu.
Rozumiesz?
Jesteś nikim. Jesteś bardziej nieważny od ziarenka piasku, które rozgniatasz kołem na szynach.
Dziesiąta pięćdziesiąt siedem na stacji Tokyo.
To jest twoje życie. To jest twój cel, to jest twoje przeznaczenie.
Rozumiesz?
– Rozumiem – wyszeptał przestraszony pociąg.
Wciąż chyba nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Tak bardzo zawiódł zaufanie naczelnika stacji, centralnego mózgu rozkładów jazdy, pasażerów, konduktorów, kierowników innych pociągów, sprawił im swoim zachowaniem tyle przykrości, tyle kłopotu i komplikacji, a jednak udzielono mu przebaczenia i pozwolono wrócić na tory!
Pędził teraz przed siebie nie zważając na przeciwny wiatr, powtarzając w sercu przysięgę i zobowiązanie, że odtąd nie pozwoli sobie na żadne potknięcie, żadne nieporozumienie, żadne, nawet najmniejsze odstępstwo od rozkładu.
Będzie najbardziej posłusznym i zdyscyplinowanym pociągiem w całej Japonii!
Ze wszystkich sił będzie się starał zadośćuczynić za swoje niewybaczalne opóźnienie, licząc na to, że boska Japonia w swojej łaskawości w końcu mu wybaczy.
Podziemna stacja Tokyo! Dwunasta trzydzieści dwie.
Odetchnęłam z ulgą.
Nieważne, że półtorej godziny po czasie. Najważniejsze jest to, że w końcu pozwolono mi wysiąść z pociągu!ROZDZIAŁ 5
Czerwona kropka
A więc Japonia!
Aż podskoczyłam na tę myśl.
Zastanawiałam się właśnie dokąd miałabym ochotę wyruszyć na kolejną samotną wyprawę. Madagaskar? A może Botswana w sercu Afryki? Albo Fuji na Oceanie Spokojnym. Albo może… Antigua i Barbuda na Karaibach?...
Hm, hm, hm… Już widziałam siebie leżącą w hamaku nad morzem, wędrującą z aparatem przez wielkie sawanny albo wspinającą się na jaskinie kanibali.
A może?… Zawahałam się.
Wiesz o co chodzi. Dobra decyzja to taka, co do której masz pełną, niezachwianą pewność.
Dobrą decyzję można poznać po tym, że przestajesz się zastanawiać, zadawać pytania, szukać innych opcji, tylko po prostu czujesz jak płonie w tobie ogień wielkiego pragnienia. Po prostu wiesz, że to jest dokładnie to, czego najbardziej chcesz!
A ja nie byłam przekonana. Może wyspy na Karaibach, a może rzeka w Kongo, a może…
I wtedy spojrzałam na półkę, na wąski, czarny grzbiet książki, gdzie znajdowała się tylko czerwona kropka na białym tle. Japonia! Japonia!!!
Aż podskoczyłam z wrażenia.
Miałam ten zamiar od kilku lat, ale ciągle przesuwałam go na później. A teraz właśnie nadszedł ten moment!
Japonia!!! Hurra!
Bilet do Tokio? Zdumiewające 1500 złotych w obie strony. Przewodnik po Japonii, mapa, ubezpieczenie. A więc postanowione!
Nareszcie! To jeden z najbardziej legendarnych krajów świata.
Kto nie słyszał o cudownie zdrowym japońskim jedzeniu, o samurajach, gejszach, japońskiej precyzji, uprzejmości, japońskich komiksach, grach i gigantycznie wielkich, nowoczesnych miastach? A jednocześnie o równie silnej japońskiej tradycji, kulturze i niezwykłej religii _shintō_?... O medytacji zen, japońskich drzeworytach i sztuce japońskiego minimalizmu?...
O zapasach sumo, sushi i słynnej japońskiej gospodarności? W sklepie podobno można kupić pół główki sałaty. Chodzi o to, żeby nie marnować jedzenia. Jeżeli ktoś nie potrzebuje całej główki sałaty, może kupić tylko pół. Tylko w Japonii!
A czy wiesz, że Japonia ma jeden z najniższych wskaźników kryminalnych przestępstw na świecie?
Czy to nie jest fascynujące?...
Szczególnie jeżeli połączysz to z trzema innymi zdumiewającymi faktami.
W Japonii istnieje najbardziej ostra, gwałtowna, pozbawiona hamulców, pełna brutalnej przemocy pornografia.
Tylko w Japonii istnieje pojęcie _karōshi,_ które jest śmiercią z przepracowania, a dokładniej mówiąc jest to śmierć w wyniku ataku serca i wycieńczenia organizmu spowodowanego przez nadmierne, przesadne zajmowanie się pracą.
I jeszcze jeden fakt: w dzisiejszej Japonii główną przyczyną śmierci mężczyzn pomiędzy 22. a 40. rokiem życia jest samobójstwo.
Co myślisz o tym? Fascynujące!
I jeszcze w dodatku co roku na wiosnę Japonia zamienia się w romantyczny, ogromny, cudowny ogród pełen drzew kwitnącej wiśni. Ludzie biorą wolne z pracy, żeby całymi dniami siedzieć w parkach pod kaskadami białych, delikatnych kwiatów, zachwycać się ich urodą i medytować nad przemijaniem.
Japonia!
Jadę!!!ROZDZIAŁ 6
Moja pierwsza zupa miso
Pamiętam, że jak po raz pierwszy przyjechałam do Paragwaju, nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie będę mogła spróbować jak smakuje yerba mate. To było ponad dwadzieścia lat temu, ale teraz czułam się tak samo.
Moja pierwsza zupa miso w Japonii!!!
Pierwsze popołudnie w Tokio. Uwielbiam to uczucie kiedy zupełnie obce, nowe miasto stopniowo staje się coraz bardziej oswojone.
Za pierwszym razem patrzysz na mapę i wszystkie nazwy brzmią dziwnie.
Marszczysz czoło, starasz się zapamiętać słowa Asakusa, Akasaka, Akusabara, zastanawiając się jak je odróżnić od siebie, żeby się nie myliły. To ważne stacje metra. Mam się przesiąść w Shibuya, Shimbashi czy Shinjuku?…
Plan z kolorowymi liniami metra wydaje się najcenniejszą mapą świata. Trzymam ją blisko jak tratwę ratunkową. Kupuję bilet w automacie, patrzę na perony, pociągi i reklamy na ścianach wagonów zachwalające piwo z pianką na górnej wardze, słodzone napoje i gadżety elektroniczne.
Już wiem.
Shimbashi jest na dole po prawej stronie. Shinjuku to największy dworzec kolejowy w Tokio, w Japonii i na świecie, a Shibuya – które leży od niego w prostej linii na południe – to modna dzielnica sklepów, restauracji i nocnych klubów.
Proste. Jeszcze tego samego dnia w gąszczu napisów znajduję „moją” czerwoną linię, czekam na „mój” pociąg i wysiadam na „mojej” stacji metra.
Hurra! Miasto oswojone!
I najdziwniejsza rzecz.
Wysiadłam z samolotu. Trzema pociągami z przesiadkami dotarłam do stacji w południowej części Tokio, gdzie miał być mój hotel.
Wyobraź sobie.
Jestem pierwszy dzień w wielkim mieście.
Nie znam japońskiego. Mam plecak i torbę na kółkach.
Jestem sama. Dość zmęczona po prawie dwudziestu czterech godzinach lotu z Warszawy przez Paryż do Tokio. Idę zupełnie nieznaną ulicą. Wszystkie napisy są po japońsku!!! Wszystkie!
Idę naprzód, ale w głowie słyszę coraz bardziej napierające pytanie:
– Jak chcesz znaleźć ten hotel skoro nawet nie wiesz jak jest „hotel” po japońsku?
– Może będzie napisane „hotel” po angielsku – pocieszam samą siebie. – Przecież robiłam rezerwację na stronie w języku angielskim.
– Ale rezerwacja w internecie to może być coś zupełnie innego niż bycie tu na miejscu i obsługiwanie gości. To powinno być gdzieś tutaj!
Kręcę się w kółko. Wysokie betonowe budynki wyglądają prawie identycznie. Żaden nie przypomina hotelu. Owszem, są różne szyldy i tytuły, ale tylko w japońskich krzaczkach!
Spokojnie.
Może to nie tutaj, tylko jeszcze dalej.
Idę. Chyba pod górkę, bo walizka i plecak wydają się coraz bardziej ciężkie.
I nagle widzę biały budynek z niebieskim napisem. Po japońsku! Ale coś mi w duszy mówi, że to jest mój hotel.
– Nie, no coś ty – odpowiada mój Rozum. – Gdyby to był hotel, na pewno miałby napis po angielsku. Poza tym to jest chyba jakiś biurowiec, nigdzie tu nie ma hotelowych drzwi ani wejścia do recepcji.
– Mówię ci, że to jest ten hotel! – odpowiada moja Dusza.
– Nie wydaje mi się! – ucina Rozum i każe iść dalej.
Ha! To był mój hotel!!!
Moja podświadomość jakimś cudem odczytała napis po japońsku!
Nie uwierzyłam jej. Poszłam dalej. Nagle patrzę – w bocznej uliczce kierowca czyści szmatką biały samochód. Dziwnie znajomy. Podchodzę bliżej i widzę angielską nazwę mojego hotelu! Niebieskimi literami na białym tle! Hurra! Moja dusza miała rację! Skąd wiedziała? Nie mam pojęcia, ale za to kocham ją jeszcze bardziej!
Zawróciłam, znalazłam prawie niewidoczne wejście w ścianie garażu, pchnęłam szklane drzwi i z najbardziej uradowanym uśmiechem oświadczyłam na cały głos:
_– Konnichiwa!_
Żebyś słyszał jak wcześniej przez kilka tygodni dzielnie ćwiczyłam poprawne wymawianie japońskich słów!
_Konnichiwa_ znaczy „dzień dobry” i należy je wymawiać z wyraźnym akcentem na środkowe „i”, czyli „konIcziła”. To jest „dzień dobry” używane w ciągu dnia.
Rano należy powiedzieć:
– _Ohayō gozaimasu! _– co wymawia się specyficznie, bo pierwsze słowo jest staranne, okrągłe i wolne, a drugie jest bardziej pośpieszne, ściśnięte i jakby ucięte na końcu, czyli mówisz „OHAJO gozajmas”! I na końcu zatrzymujesz tę ostatnią literę na języku, tak jakbyś chciał ją zatrzasnąć w ustach.
A wieczorem tylko chciało mi się śmiać. Kiedy usłyszałam to słowo po raz pierwszy, myślałam, że nigdy go nie zapamiętam, bo brzmiało jak afrykańskie hasło czarowników odprawiających modły dla stada zebr.
Pamiętam, że jechałam wtedy samochodem i powtarzałam japońskie słowa z płyty. Dzień dobry, dziękuję, bardzo proszę – szło mi znakomicie. I nagle Japończyk na płycie powiedział:
– _Kąnbanła!_
Oczy stanęły mi w słup i zaczęłam się głośno śmiać. Nie, nawet nie wiem jak to wymówić! Jeszcze raz. I jeszcze raz. _Konbanwa_! A może uda mi się przejechać przez Japonię bez konieczności mówienia do kogoś „dobry wieczór”?
– _Konnichiwa_! – odparła szczupła, drobna i jakby trochę przestraszona moim japońskim recepcjonistka, po czym za obopólnym porozumieniem gładko przeszłyśmy na angielski.
Pierwszy dzień w Tokio!
A teraz pierwsza zupa miso! Nie mogłam się doczekać.
Co jest bardziej japońskiego od sushi i zupy miso? No co? Może tylko kurs jena podawany codziennie w wiadomościach. Albo japońskie samochody. Ale to mnie nie interesuje. Sushi też odpada, bo nie jem mięsa. A więc zupa miso! Hurra!