- W empik go
Błysk słońca: powieści historyczna z czasów Napoleona I dla młodzieży - ebook
Błysk słońca: powieści historyczna z czasów Napoleona I dla młodzieży - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 210 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stary, modrzewiowy dwór wsi Wysokie, który pamiętał jeszcze czasy Jana III, stał wśród gęstych lip zadumany o przeszłości, o jakiej mu one szeptały; poczciwe lipy nietylko przeszłość pamiętały, lecz chroniły jeszcze dwór od burz i skwarów lata… od zawiei jesieni i zimy, od słot wiosennych… Był to wieczór cichy i pogodny, słońce chyliło się ku zachodowi, rolnicy spieszyli związywać ostatnie snopy i stogi z nich układali na polu, bydło i trzody wracały już do domu, głośny ryk i beczenie rozlegały się w ulicach wsi.
W jednej z komnat modrzewiowego dworu okna były otwarte; śpiew skowronka i żniwiarzy, lecący od pól brzęk owadów i rzechotanie żab, które w okalających ogród stawach od wieków się gnieździły, zlewały się razem i tworzyły cichą, wdzięczną melodyę. Pani Wysocka, właścicielka wsi Wysokie, z lubością wsłuchiwała się w tę łagodną muzykę wieczoru, a jednocześnie szyła pilnie sukienkę z perkaliku ciemnego, zapewne dla jednego z chłopców; trzech ich bawiło się opodal niej: strugali oni właśnie z zapałem z drzewa szable. Byli to synowie pani Wysockiej, najmłodszy Witold liczył lat sześć dopiero, dwaj starsi, Bolek i Władek, bliźniaki, po lat ośm już mieli. Naprzeciw matki i dzieci widać było przy kołowrotku starą kobietę z głową bieluteńką, wielkim czepcem ustrojoną, z twarzą żółtą, pomarszczoną, jak cytryna; snuła ona szarą nić pilnie, lecz od czasu do czasu przenosiła wzrok od wrzeciona na chłopców i uśmiechała się do nich; wyniańczyła wszystkich trzech, więc kochała, jak rodzone dzieci, nazywała ich prawnukami, gdyż trzecie już pokolenie w rodzie Wysockich wypiastowała. Chłopcy babką ją nazywali, choć była tylko ich piastunką, a pani Wysocka szacunkiem ją otaczała i zaufaniem nieograniczonem; każdą uciechą i każdą troską z nią się dzieliła, a czasami i rady jej zasięgała, chociaż rady niczyjej nie potrzebowała, rozumna i energiczna była to bowiem niewiasta. Choć słuchała muzyki wieczoru i szyła pilnie sukienkę, znać było wszakże po jej czole, że myśl jej nie próżnuje, a poważne i smutne zarazem te myśli być musiały, bo wzrok jej mgła tęsknoty zasłoniła, na czole zaś podłużna bruzda głębiej, niż zwykle się zarysowała.
– Czy wiesz babko, jaka to dzisiaj rocznica – odezwała się – naraz wzrok od roboty na piastunkę przenosząc.
Stara westchnęła ciężko.
– Jakżebym nie miała wiedzieć – odparła – toć 5 czerwca, dwa lata temu mój zginął w ten dzień pod Szczekocinami… Niech pani opowie o tej bitwie, posłucham chętnie i dzieci może dowiedzą się czegoś nowego.
Chłopcy rzucili szable, otoczyli matkę.
– Opowiedz, opowiedz! – wołać razem poczęli. – Czy i tatuś bił się pod Szczekocinami, kiedy to było i z kim bili się tam nasi? – pytał Władek.
– Było to po drugim rozbiorze Polski – poczęła zwolna pani Wysocka. – Gdy sejm Grodzieński, na którym ów rozbiór podpisany został, orzekł, iż trzeba zmniejszyć wojska narodowe w uszczuplonym kraju, Kościuszko i Madaliński zmówili się i wojnę carowej Katarzynie wypowiedzieli. Dnia 5 Czerwca roku 1794 Kościuszko spotkał pod Szczekocinami forpoczty, prowadzone przez Denisowa, postanowił przeto bitwę stoczyć i uderzył śmiało na nieprzyjaciela. Dzielnie nasi walczyli, a pomiędzy nimi mąż babki i wasz ojciec; choć nieprzyjaciel był trzy razy liczniejszy, odparli go jednak, Denisów cofać się począł, nasi tern śmielej nacierali. Wtem zjawili się Prusacy, 2000 ich przyszło pod wodzą Fowrata, a chociaż naszych ubyło już dosyć w poprzednich starciach, nie zlękli się jednak. Kościuszko podzielił wojsko na trzy oddziały; nad jednym z nich oddał dowództwo waszemu ojcu, nad drugim niejakiemu Krzyckiemu, trzeci sobie zostawił. Uderzyli jednocześnie z trzech punktów na wroga i wróg, choć wzmocniony siłami, znowu się zachwiał. Lecz Prusak sprytniejszym był od Moskala: odrazu zrozumiał, iż otwartym bojem może nic nie wskórać, uciekł się przeto do podstępu – zaszedł naszych cichaczem z tyłu… Wzięci we dwa ognie, Polacy pobici zostali, 1000 padło na polu, oddając życie za ojczyznę, reszta musiała złożyć broń i poddać się, lecz wypuszczono ich; ojciec wasz wrócił do domu zdrów, ale złamany na duszy.
To powiedziawszy, pani Wysocka umilkła, cisza zaległa komnatę; chłopcy patrzeli ze smutkiem na matkę, staruszka głowa kiwała.
– Pomścili jednakże wkrótce nasi poległych braci – poczęła po chwili pani Wysocka – było to pod Brześciem kujawskim; zadali Niemcom straszną klęskę, którą długo oni pamiętali.
– A jak się stało, że dziś kraj nasz w niewoli? – zapytał Bolek.
– Po zwycięstwach przyszły klęski – z westchnieniem odparła pani Wysocka – ostatnia, pod Maciejowicami rozstrzygnęła nasze losy, wykopała grób Polsce, a wam podwójne sieroctwo zgotowała. Tam ojczyzna wasza upadła, tam poległ wasz ojciec.
– Jak dorosnę, pomszczę Maciejowice – odezwał się Władek z błyszczącemi oczyma – przypaszę ojca szablę i wypędzę wrogów z naszej ziemi.
Matka pogłaskała ciemną główkę chłopca.
– Oby Bóg wszechmogący ci dopomógł – rzekła.
Tymczasem stara piastunka oddaliła się z pokoju, mówiąc, iż słońce zapada, musi przeto zobaczyć, czy w kuchni biorą się do przygotowania wieczerzy. Chłopcy wrócili do szabel, a pani Wysocka do przerwanych myśli; wtem dzieci spierać się poczęły, postanowili bój toczyć i każdy chciał być wodzem.
– Ja będę Kościuszką, ty nie potrafisz dowodzić, bo z ciebie baba – mówił zaperzony Władek.
– Otóż ja nim będę, ani myślę być żołnierzem! – wolał płaczliwym tonem Bojek.
– Kiedy Bolek nie chce być żołnierzem, to i ja nie chcę – krzyczał Witold.
Pani Wysocka smutne spojrzenie zwróciła na synów.
– Dzieci, nie kłóćcie się –- rzekła. Chłopcy umilkli, ona przystąpiła do nich.
– Kochacie Polskę? – zapytała. Kochamy – odparli – toż codzień nam powtarzasz mateczko, że to druga nasza matka – dodał Władek.
– A wiecież co ją zgubiło? Chłopcy czekali odpowiedzi.
– Kłótnie, swary domowe, niezgoda bratnia – rzekła pani Wysocka. – Nie kłóćcie się dzieci, bo ojczyzny nie wskrzesicie nigdy.
– Już nie będziemy więcej się kłócić – od – parł Władek i pocałował matkę w rękę. Ona uścisnęła wszystkich trzech z kolei, a potem jeszcze rzekła:
– Żołnierz czy wódz, to wszystko jedno, byle służyć wiernie ojczyźnie. Cóż wódz bez żołnierzy znaczy? wódz rozkazy wydaje, żołnierz je spełnia, nieraz większa zasługa spełnić rozkaz, niż go wydać, ileż razy większe niebezpieczeństwo otacza żołnierza, niż wodza, ileż razy odważniejszym być on musi.
– Więc bądź wodzem Władku, a my będziemy żołnierzami – odparł Bolek i stanąwszy przed bratem, salutował go z uszanowaniem – co pan generał rozkaże? – zapytał.
– Co pan generał rozkaże? – powtórzył za nim Witold, również kłaniając się po wojskowemu bratu.
Wtem przed domem zaturkotała jakaś bryczka, chłopcy zapomnieli o bojach i pobiegli do okna.
– Mamuniu, Aron przyjechał – rzekł Witold. Aron był właścicielem wielkiej karczmy, która na granicy wsi Wysokie stała. Dla okolicy była to oberża; w niej strudzeni podróżni pewni byli, iż znajdą zawsze spoczynek wygodny i zdrowy posiłek. Aron załatwiał też obywatelom różne interesa pozadomowe; z tego powodu często jeździł do Warszawy i zwoził nowiny ze stolicy, więc w karczmie gości nigdy nie brakło i Arona każdy witał mile w swym domu. To też i pani Wysocka, usłyszawszy jego imię, zbliżyła się natychmiast do okna, a ujrzawszy znaną sobie bryczkę i wysiadającego z niej żyda z długą, siwą brodą, skinęła mu przychylnie głową i wyszła naprzeciw na ganek. Aron skłonił się jej poważnie i zwolna pogładził srebrną swą brodę.
– Pan Mieczysław w domu? – zapytał.
– Tylko patrzeć jak powróci z pola – odparła pani Wysocka.
Mieczysław był jej najstarszym synem; 17 lat liczył dopiero, lecz już był głową rodziny i pracował od świtu, do nocy, na jej utrzymanie.
– Czy Aron do pana Mieczysława ma interes? – badała pani Wysocka gościa.
– Nu, ja z ważnemi wieściami przyjechał – rzekł Aron – matce i synowi powtórzę je razem, ale nowiny moje nie dla wszystkich.