- W empik go
Bóg w nas. Żyj w obecności Jezusa - ebook
Bóg w nas. Żyj w obecności Jezusa - ebook
Co to znaczy, że Bóg jest we mnie, i jak pogłębić z Nim więź?
Dlaczego warto zatroszczyć się o życie wewnętrzne?
Jak radzić sobie z problemami psychicznymi, depresją, poczuciem braku sensu i nadziei?
Skąd czerpać życiową pewność w obliczu zmienności świata i niestabilnych relacji, jak nie bać się przyszłości?
Siostra Bogna Młynarz ZDCh odpowiada na wiele trudnych pytań związanych z naszym życiem i wiarą. Pokazuje, jak czerpać radość z bycia sobą oraz pogłębiać życie duchowe. Mówi o Bogu, który jest zawsze w pełni zaangażowany w relację z nami. Trwa w nas. Jest nieustannie otwarty, pełen inicjatywy.
To mocne treści przekazane w praktyczny sposób dla tych, którzy nie są zainteresowani zewnętrzną religijnością i – niezależnie od tego, czy są w Kościele czy poszukują poza nim – chcą czegoś więcej.
Bóg stał się człowiekiem, a to znaczy, że chce się z tobą spotkać w konkretnym kontekście twojego życia. Tu i teraz. Z twoją duszą i ciałem, ze wszystkimi ich odczuciami i potrzebami. Zatem nie chodzi o to, by ewakuować się ze swojego człowieczeństwa, bo właśnie ono jest przestrzenią spotkania z Bogiem.
Tym, co nadaje naszym wysiłkom głęboki sens i zapala do podjęcia podróży, jest przekonanie, że w głębi duszy czeka na nas Bóg.
Siostra Bogna Młynarz – doktor teologii duchowości, należy do Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana. Współtworzy ruch „Solaris”, którego celem jest propagowanie duchowości M. Pauli Tajber, oraz podcast „Do światła”. Prowadzi liczne rekolekcje dla wspólnot. Jest autorką książek: Kontemplacja tajemnicy Miłosierdzia Bożego, Łuskanie kłosów, To Bóg szuka człowieka, W Jego ranach, Blogostan.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-277-3713-7 |
Rozmiar pliku: | 323 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp
_Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych,aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas_ (2 Kor 4,7)
Ze wszystkich skarbów duchowych ten jest najcenniejszy – Bóg obecny w głębi naszych dusz. Jest On ukryty i dlatego ten, kto nie czyni wysiłków, by Go odnaleźć i wydobyć, nie doświadczy radości z Jego posiadania. Podejmując pracę w tej dziedzinie, znajdujemy się w najlepszym towarzystwie – wszyscy święci mistycy dążyli do tego celu, a przykład ich życia upewnia nas, że nie jest to trud daremny. Bóg chce być odnaleziony!
Wszystko, co znajdziecie w tej książce, tak naprawdę zawiera się w tekście krótkiej modlitwy napisanej przez jedną z mistyczek, Matkę Paulę Tajber1, która odkryła ten skarb i żyła w świetle jego blasku. Ja jedynie poprowadzę was drogami wyznaczonymi przez słowa modlitwy _Jezu żyjący we mnie_, które pomogą wam wejść w proces powrotu do własnej duszy i odnalezienia w niej Jezusa – wcielonego Syna Bożego, który wraz z Ojcem i Duchem czyni z nas swoją świątynię. Proces ten przypomina podróż w głąb tajemniczego zamku, którego ukryte komnaty zostają stopniowo rozświetlone światłem Chrystusa. Dzięki tej przemianie powoli stajemy się Jego odblaskiem dla pogrążonego w mroku świata. Na tym polega idea ruchu Solaris, którego członkowie modlą się codziennie słowami modlitwy ułożonej przez Matkę Paulę. Na początek zatem wsłuchajmy się w tekst tej modlitwy, w której każde zdanie jest kluczem otwierającym nasze dusze na działanie żywego Boga.
_Jezu żyjący we mnie, błogosławię obecność Twoją we mnie! Weź mnie w swoje bosko-zbawcze wszechwładne posiadanie i panuj nade mną w każdej chwili_ _dnia, bym mogła/mógł wiernie pełnić wolę Twoją Najświętszą._
_Żyję jedynie dla Ciebie, Panie, i chcę spełniać wszystko, co zamierzyłeś dokonać przeze mnie, więc zechciej, Jezu, działać we mnie i przeze mnie, bym mogła/mógł zdążyć dokonać tego, co jest przeznaczone dla mnie._
_Ty wiesz, mój Jezu, że chwile życia tak szybko upływają bezowocnie, ja zaś pragnę wszystkie wykorzystać dla chwały Twojej. Więc pociągaj mnie wolą Twoją najświętszą ku sobie zamieszkałemu we mnie, bym od Ciebie nie odchodziła/odchodził ani na chwilę, a żyła/żył zawsze w Tobie, przy Tobie, dla Ciebie zamieszkałego we mnie._
_Pragnę żyć Tobą, mój drogi Zbawicielu, bym stała/stał się cała/cały Twoja/Twój i podobna/podobny Tobie, byś mógł mnie zdobyć na wieki żyjącą/żyjącego Tobą, bym stała/stał się wiernym przejawem Twoim._
_O Jezu, zabierz mnie całą/całego w posiadanie Twoje, bym żyła/żył w Tobie, z Tobą, dla chwały Ojca Niebieskiego, byś Ty opanował cały mój umysł i wolę moją, bym już myślała/myślał, pragnęła/pragnął i czuła/czuł jedynie przez Ciebie, w Tobie i za łaską Twoją wraz z Tobą._
_Niech miłość Twoja przejawia się przeze mnie, myśl Twoja całą/całego mnie podnosi ku Tobie, a_ __ _wola Najświętsza niech mnie z_ __ _Tobą na wieki zjednoczy i_ __ _uczyni jedno._
Wzniosły ideał życia w zjednoczeniu z Bogiem może onieśmielać, jednak każdy z nas jest zaproszony do głębokiej więzi z Nim na mocy chrztu świętego. Możemy zatem każdego dnia dorastać do słów tej modlitwy, nieustannie rozwijając więź z Chrystusem zamieszkałym w naszych duszach. Jeśli więc Duch Święty budzi w tobie pragnienie, by zanurzyć się w świetle Chrystusa i stać się Jego odbiciem, czyli być _solaris_ (łac. „słoneczny, promieniujący”), wyruszmy wspólnie w drogę.1
Dom Boga i człowieka
_Błogosławię obecność Twoją we mnie_.
Ludzie bezdomni
Bezdomność jest straszna. Wielu ludzi nie ma gdzie mieszkać i brak im środków na zakup czy budowę własnego domu. Bezdomność jednak może mieć też głębszy, egzystencjalny wymiar i także ludzie bogaci mogą jej boleśnie doświadczać. Polega ona wówczas na swoistym wykorzenieniu, kiedy czujemy, że nie ma miejsca, o którym moglibyśmy powiedzieć: „To jest mój dom. Jestem u siebie”. Do pewnego stopnia powyższe doświadczenie wynika z naszego stylu życia – przemieszczamy się, przeprowadzamy, podróżujemy, pracujemy w międzynarodowych firmach. I chociaż nazywamy świat „globalną wioską”, czujemy się wyobcowani. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej; o wiele bardziej cierpimy z powodu wewnętrznej bezdomności, gdy nie potrafimy już odnaleźć drogi do domu, który jest w nas – do naszej własnej duszy.
Żyjemy nieustannie „na zewnątrz”. Bombardowani tysiącem wrażeń i informacji zatracamy umiejętność powrotu do swojego wnętrza. A przecież to jest nasz najbardziej osobisty i bezpieczny dom. Przymus stałego przebywania poza nim to specyficzna cecha naszej cywilizacji. Jesteśmy permanentnie przebodźcowani i nieustannie przynaglani do reagowania na to, co dzieje się na zewnątrz. To nas męczy i zabiera ogromną ilość czasu i energii, ale z drugiej strony przyzwyczajamy się do takiego stylu życia. Czujemy się nieswojo, gdy intensywność wydarzeń maleje i nastaje cisza. Uzależniamy się od adrenaliny i stymulujących nas wrażeń. Doświadczamy czegoś, co można nazwać „bulimią zmysłów”: mamy dosyć, tęsknimy za spokojem i ciszą, a mimo to chłoniemy więcej i więcej. Dzisiaj trzeba wszystkiego spróbować, doświadczyć, wszystko zobaczyć i dotknąć. Kolekcjonujemy wspomnienia i zdjęcia z miejsc, które już odwiedziliśmy, po czym szukamy nowych. To, co opatrzone i znane, staje się nieatrakcyjne. Poznawanie świata nie jest, oczywiście, samo w sobie złe. „Podróże kształcą” – mówią ludzie i mają rację. Problem pojawia się jednak, kiedy szukanie wrażeń odbywa się kosztem tego, co nazywamy życiem wewnętrznym: gdy zaniedbujemy odkrywanie i rozwijanie własnego wnętrza.
Nasza dusza jest dla nas domem i schronieniem. Jeżeli posiadasz mieszkanie, to możesz z niego bezpiecznie wyruszyć w podróż, bo masz dokąd wrócić. Gorzej, jeśli opuszczasz dom na tak długo, że ścieżki do niego zarastają i nie potrafisz już odnaleźć drogi powrotnej. To jest bezdomność. Może wtedy dojść do sytuacji, w której nie tylko nie będziesz potrafił wrócić do własnego wnętrza, ale wręcz zaczniesz się tego obawiać, bo dom niezamieszkany szybko popada w ruinę i straszy. Gdy w naszym wnętrzu panuje bałagan i zamęt, wolimy trzymać się z daleka i włóczyć po obcych krainach. Problem w tym, że poza własnym wnętrzem nie znajdziemy prawdziwego domu. Jeśli nie zakosztujesz pokoju i bezpieczeństwa w swojej duszy, daremnie będziesz ich szukać na krańcu świata.
Tęsknota za bezpiecznym domem jest w nas głęboko zakorzeniona. Widać to w naszej trosce o mieszkania, budynki i ich otoczenie, o porządek, wyposażenie, wystrój i wygodę. Staramy się, żeby były piękne i przytulne. Również w relacjach z innymi szukamy ciepłego schronienia. Jednak umiejętność tworzenia takich bezpiecznych miejsc i więzi rodzi się właśnie z bogactwa, które mamy wewnątrz nas. Stąd paląca potrzeba, by najpierw uporządkować i urządzić własne wnętrze. Aby to zrobić, musimy do niego wrócić. Oto fundamentalna umiejętność – nauczyć się wracania do własnej duszy i przebywania w niej. Niestety, nie przychodzi nam to spontanicznie, ale trening czyni mistrza.
Zacznijmy od diagnozy. Uczymy się mnóstwa rzeczy: pomnażamy wiedzę, kompetencje, kształcimy się i przechodzimy różne szkolenia. Jesteśmy świetni w wielu dziedzinach życia. A na jakim poziomie jest dzisiaj twoja umiejętność kontaktu ze sobą? Czy potrafisz trwać sam w ciszy? Czy umiesz przetworzyć informacje i wiedzę, które docierają do ciebie z zewnątrz, na prawdziwą wewnętrzną mądrość – taką, która owocuje dojrzałością i wewnętrznym pokojem? Celem nie jest izolacja od świata zewnętrznego, lecz zachowanie równowagi i stworzenie takiego stylu życia, który będzie służył twojemu dobrostanowi. Realny kontakt ze sobą jest jak bloki startowe na bieżni – to właśnie dzięki nim masz siłę odbicia i możesz zmierzyć się z czekającymi cię zewnętrznymi wyzwaniami.
Obiektywnie bodźców pochodzących z otoczenia jest za dużo – to fakt. Dozowanie liczby wrażeń stanowi spore wyzwanie przy naszym tempie życia. Jednak o wiele większym problemem jest sytuacja, gdy nadmierne bodźcowanie własnego umysłu staje się sposobem na zapychanie głodów emocjonalnych i ucieczką od poczucia bezdomności. Wtedy koło się zamyka i działamy przeciw samym sobie. Kiedy przez długi czas biegasz jak chomik w wariackim kołowrotku, możesz nie tylko doświadczyć zawrotu głowy, ale także wpaść w uzależnienie i całkowitą alienację, w której sam dla siebie staniesz się kimś obcym. Zdrowy instynkt podpowiada nam inny kierunek – zatrzymanie i uciszenie serca. Jednak nie każdy może sobie pozwolić na to, by rzucić wszystko i jechać w Bieszczady…
Ograniczenie liczby bodźców, chociaż jest krokiem w dobrym kierunku, nie powoduje automatycznie pokoju i wewnętrznej równowagi. Trzeba cierpliwie przejść cały proces przemiany, dzięki któremu będziemy w stanie żyć w harmonii ze sobą – nawet pośród miejskiego hałasu. Na początku jednak potrzebujemy małego detoksu. Bo chociaż tęsknimy za ciszą i życiem wewnętrznym, to odstawienie nawet niektórych przyzwyczajeń wiąże się z bólem. W czasie rekolekcji w milczeniu, które prowadzimy, uczestnicy proszeni są o to, by nie tylko nie rozmawiali ze sobą i wyłączyli telefony, ale także by ograniczyli kontakt pozawerbalny, który w codziennym życiu dokonuje się przez wymianę spojrzeń, uśmiechów i gestów. Wszystko po to, żeby zostać tylko z samym sobą. Okazuje się to ogromnym wyzwaniem. Powrót do własnego wnętrza jest upragniony, ale nie bezbolesny. Warto zastanowić się, jaki mały krok możemy zrobić w codzienności, by chociaż przez chwilę zatrzymać się w biegu.
Często po pracy pełnej stresu i wyzwań w ramach odpoczynku sięgamy po… rozrywkę. Jak sama nazwa wskazuje, nie służy ona jednak wewnętrznej integracji i wyciszeniu, lecz nas „rozrywa”, a więc trzyma w rozproszeniu na zewnątrz, dostarczając kolejnej dawki bodźców. Różnica polega tylko na tym, że wrażenia związane z rozrywką definiujemy jako przyjemne, zaś czynniki, które towarzyszą pracy, zazwyczaj uważamy za mniej miłe. Jedno i drugie skłania nas jednak do przebywania poza sobą i podtrzymuje nieustanną ucieczkę od własnego wnętrza. Nadal jesteśmy rozproszeni, a ostatecznie nawet „rozproszkowani” na niezliczoną liczbę niepołączonych ze sobą wrażeń. W ten sposób gromadzimy w duszy nieprzetrawione napięcia, stresy, lęki, smutki, gniew i frustrację; wrzucamy je jak do magazynu, zamykamy na kłódkę i staramy się o nich zapomnieć. Powrót do własnego wnętrza staje się wówczas coraz trudniejszy i bardziej bolesny, bo wiąże się z konfrontacją z nagromadzonym bałaganem – dlatego wolimy biec dalej w rytmie pracy i rozrywki. Tymczasem potrzebujemy autentycznego od-poczynku, a więc tego, co pomoże się nam odrodzić i zacząć na nowo, od początku.
Podsumowując, mamy trzy przyczyny, które utrudniają nam powrót do samych siebie: brak umiejętności, gdy ścieżka do domu zarosła i nie potrafimy samodzielnie jej odnaleźć, zachłanność i uzależnienie od intensywnych zewnętrznych bodźców oraz bałagan, którego narobiliśmy przez lata, zniechęcający nas do powrotu. Co w takim razie może nas skłonić do tego, by stawić czoła opisanym trudnościom i spotkać się ze sobą? Przede wszystkim potrzebujemy odpowiedniej motywacji. Spróbujmy popatrzeć na własną duszę jak na jedyny, ukochany dom rodzinny, który co prawda jest w ruinie, ale to z nim związana jest cała historia naszego życia, korzenie i tożsamość. Inwestowałbyś czy porzucił? Dusza jest naszym domem od poczęcia aż po wieczność – nie mamy innej. Wniosek nasuwa się zatem sam: warto w nią zainwestować!
Kiedy myślę o piekle i niebie, to nie wyobrażam sobie odległych przestworzy, tylko rzeczywistość, która dzieje się już, tutaj, w mojej duszy. Jeżeli pozwalam mojemu wewnętrznemu domowi popaść w ruinę, robię z niego graciarnię i składowisko trudnych wspomnień oraz nieprzepracowanych traum, to stopniowo pogrążam się w ciemnym, pełnym cierpienia więzieniu, jakim staje się moja dusza – i mam świadomość, że ten stan może się utrwalić na wieki, jeśli nic nie zmienię. I to jest piekło. Gdy zaś dbam o duszę, przemienia się ona w przytulne i ciepłe mieszkanie, w którym można odpocząć i czuć się bezpiecznie. Staje się rajskim ogrodem – moim miejscem przebywania z kochającym Bogiem, na zawsze. I to jest niebo.
Oczywiście nie jesteśmy w tych działaniach całkowicie autonomiczni, ponieważ bez Boga nie potrafimy uporządkować własnego wnętrza, ale tym zajmiemy się później. Na razie ważne jest, byśmy zrozumieli, że ucieczka przed samym sobą i zaniedbanie własnej duszy nie ma sensu. Możesz uciec od drugiej osoby, ale nie od samego siebie. Wcześniej czy później trzeba będzie się ze sobą spotkać – jeżeli nie teraz, to najpóźniej w chwili śmierci, gdy wszystkie zewnętrzne sprawy tego świata nie będą już miały najmniejszego znaczenia i staniesz przed Bogiem. Chyba że sądzisz, iż po drugiej stronie nic nie ma; wtedy rzeczywiście lepiej używać przyjemności życia i nie myśleć zbyt wiele. Ja jednak wierzę, że moje życie już nigdy się nie skończy i że moja dusza jest moim mieszkaniem na zawsze – a także, że to drogocenny skarb, który otrzymałam od Stwórcy. Jaką ma wartość? Jezus mówi, że jest cenniejsza niż cały świat (por. Mt 16,26)!