- W empik go
Boginie zła, czyli kobiety okrutne, żądne władzy i występne - ebook
Boginie zła, czyli kobiety okrutne, żądne władzy i występne - ebook
Sylwetki kilkudziesięciu kobiet, które zasłynęły w historii jako wyjątkowo okrutne, żądne władzy, dokonujące wątpliwych moralnie wyborów. Galerię postaci otwiera Kleopatra i Lukrecja Borgia, a zamyka Patricia Hearst. Oprócz kobiet kojarzonych z władzą i polityką, jak Katarzyna Wielka, Wanda Wasilewska, Mata Hari, Magda Goebels czy Eva Peron, znajdują się tu sprawczynie zuchwałych napadów czy aktów terrorystycznych.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7835-067-5 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
(69 p.n.e.-30 p.n.e.)
N a j s ł y n n i e j s z y r o m a n s s t a r o ż y t n o ś c i
Kto urodził się na władcę,
kto dokonał tego, że co dnia w jego ręku spoczywa los tysięcy,
ten zstępuje z tronu jakby do grobu.
Johann Wolfgang Goethe
Po śmierci Ptolemeusza XII (51 rok p.n.e.) egipski tron przeszedł na jego najstarszego syna, dziesięcioletniego Ptolemeusza XIII. Władzę miał sprawować wspólnie z dorosłą już żoną, a zarazem siostrą – Kleopatrą. Piękna królowa Egiptu przeszła do historii jako kobieta o nieokiełznanym temperamencie i chciwości, silna i kochająca władzę. Wywierała wielki wpływ na rzymskich polityków i jak żadna inna przedstawicielka płci pięknej czasów starożytnych może być uznana za prototyp romantycznej femme fatale. Uosabiała wszystko, czego Rzymianie nie znosili. Uważali ją za prawdziwe wcielenie zła. A mimo tego była o krok od zawładnięcia Imperium Rzymskim.
Kazirodczy związek Kleopatry z bratem wkrótce się rozpadł, wywołując wojnę domową. W roku 48 p.n.e. Ptolemeusz wygnał Kleopatrę z Egiptu. Schroniła się w Palestynie i zaczęła zbierać wojska do odwetu, licząc na poparcie Rzymu. Rzym bowiem czuł się uprawniony do ingerowania w wewnętrzne sprawy bogatego Egiptu i w rzeczywistości już od 168 roku p.n.e. sprawował nad nim swoisty protektorat. Kleopatra była kobietą niezwykle inteligentną, wykształconą, o szerokich horyzontach, władającą sześcioma językami, interesującą się nie tylko władzą i polityką, ale również filozofią i kulturą. Nikt bardziej niż ona nie zdawał sobie sprawy z tego, że do zrealizowania swoich ambicji i osiągnięcia wyznaczonych celów konieczne są dobre stosunki z Rzymem i jego władcami. I właśnie wydarzenia w Imperium Rzymskim stworzyły jej możliwość powrotu na tron.
W październiku roku 48 p.n.e., zwycięzca w wojnie domowej z Pompejuszem, Juliusz Cezar, w pogoni za swym wrogiem przybył do Egiptu. Była to dla Kleopatry wymarzona okazja. Postanowiła uwieść dyktatora Rzymu, a zarazem słynnego kobieciarza, o którym legiony śpiewały piosenkę: „Pilnujcie swoich żon i córek. Cezar nadchodzi”.
Kleopatra była mistrzynią inscenizacji. Uwielbiała grać i robiła to z brawurą, którą zadziwiała współczesnych. Do odpoczywającego w swej komnacie Cezara przemycił ją, owiniętą w dywan, sowicie opłacony niewolnik imieniem Apollodorus. Kiedy rozwinięto tkaninę, zdziwiony Rzymianin ujrzał piękną dziewczynę o migdałowych oczach, której wdzięk, fantazja i melodyjny głos urzekły go natychmiast. Rozpoczęła się gra o majątek i władzę, w której jedna strona zamierzała wykorzystać drugą. Dwudziestojednoletnia królowa i pięćdziesięciodwuletni cesarz…
Czy rzeczywiście Kleopatra była taka piękna? Czy unieśmiertelniony przez Szekspira i Hollywood wizerunek jednej z największych uwodzicielek wszech czasów ma pokrycie w faktach? Jej podobizna, znana z medali, monet i posągów, przedstawia kobietę raczej przeciętnej urody, z niskim czołem, spiczastą brodą i szeroką talią. Potwierdza to również Plutarch, pisząc:
„Nie było w niej nic wyjątkowego, co porażałoby na pierwszy rzut oka (…). Była jednak czarującą rozmówczynią i dopiero połączenie doskonałości jej osoby, siły przekonywania jej słów i wykwintu jej obejścia pozostawiało niezatarty ślad w męskich sercach”.
W każdym razie Cezarowi też była potrzebna, a właściwie były mu potrzebne pieniądze, które – jak twierdził – należały mu się jako pokrycie kosztów związanych z przywróceniem tronu jej ojcu. Zwyciężczynią w tej grze okazała się Kleopatra. Ptolemeusz XIII zginął w bitwie z legionami rzymskimi i zanim w marcu 47 roku p.n.e. Cezar opuścił Egipt, przywrócił Kleopatrze tron, chociaż znowu wspólny z jej kolejnym bratem, małoletnim Ptolemeuszem XIV jako małżonkiem.
Kilka miesięcy później Kleopatra wydała na świat syna Cezara, któremu nadała imię Cezarion. Była już wtedy wdową; morderstwo było wówczas znakomitym sposobem na rozwiązanie zawikłanych spraw. Pochodziła przecież z rodu o wielkich tradycjach. Widziała sztylet i truciznę kierującą losami jej przodków; widziała, jak bracia mordowali siostry, synowie ojców, królowe swoich mężów, będących zarazem ich braćmi: wszystko dla osiągnięcia władzy, wspanialszego życia, a często tylko po to, aby samemu nie paść ofiarą morderców. Ptolemeusz XIV najprawdopodobniej został przez nią otruty.
Ugaszenie ostatnich płomieni pompejańskiej opozycji zajęło Cezarowi jeszcze dwa lata, ostateczny tryumf odniósł w bitwie pod Mundą w roku 45 p.n.e. Aby umocnić związek ze zwycięzcą, Kleopatra zdecydowała się wtedy pojechać do Rzymu. Taki układ dawał jej poczucie bezpieczeństwa, jemu zaś dostęp do egipskich dóbr.
Ponieważ dyktator był żonaty, umieścił swą piękną kochankę w willi po drugiej stronie Tybru. Egipska królowa przywiozła ze sobą polityczny dynamit – syna, Cezariona. Liczyła, że zostanie on w przyszłości władcą Imperium Rzymskiego, ale Rzymianom ten pomysł wcale się nie spodobał. Rzym był republiką i taką miał pozostać. Nie potrzeba tam było dziedzicznych władców, a zwłaszcza bękarta rzymskiego obywatela i orientalnej ladacznicy.
Cesarz nie krył bynajmniej, że uległ wpływowi egipskiej czarodziejki, umieścił nawet jej posąg w świątyni Wenus, czym wzbudził jeszcze większy gniew obywateli Wiecznego Miasta. Podniesienie cudzoziemskiej kokoty do rangi bóstwa… Nie, tego było stanowczo za dużo.
15 marca następnego roku, z chwilą zamordowania Cezara marzenia Kleopatry o cesarstwie prysły jak mydlana bańka. Wróciła pospiesznie do Egiptu, chcąc z bezpiecznej odległości śledzić rozwój wypadków.
A w Rzymie znowu wybuchła wojna domowa. Wkrótce z chaosu wyłoniło się dwóch ludzi mogących sięgnąć po władzę: Marek Antoniusz i Oktawian, wnuk siostry i formalny spadkobierca Cezara. Po bitwie pod Filippi w 42 roku p.n.e., po unicestwieniu morderców Cezara wydawało się, iż większe szanse w tym względzie ma Marek Antoniusz. Oktawian robił wrażenie młodzieńca słabego i chorowitego. Na mocy zawartego układu obaj podzielili się władzą. Oktawian otrzymał zarząd nad zachodnią częścią Imperium, Antoniuszowi przypadł w udziale znacznie bogatszy Wschód. Kleopatrze bardzo to odpowiadało, szczególnie że Oktawian zaliczał się do „kochających inaczej”, w związku z czym trudno było przypuszczać, by jej wdzięki zrobiły na nim odpowiednie wrażenie. W naturalny sposób postawiła więc na Marka Antoniusza.
Kiedy w pogoni za starym mirażem rzymskich wodzów, czyli pragnieniem podboju Persji, przybył on na Wschód, wezwał Kleopatrę do siebie. To była jej kolejna szansa na zrealizowanie swoich pragnień. Poznała go już dawno, jako czternastoletni podlotek, gdy młody wówczas oficer rzymskich legionów przebywał w Egipcie. Teraz miała 28 lat i była urodziwą kobietą, w pełni świadomą swych powabów.
Udała się do Tarsu, zaopatrzona w cenne dary, celowo opóźniwszy przybycie, by jeszcze bardziej podsycić atmosferę oczekiwania. Wpłynęła do miasta rzeką Cydnus na swej ozdobionej złotem galerze, przebrana za boginię miłości, Afrodytę. Spoczywała na wielkim łożu, które osłaniał baldachim haftowany złotem i srebrem, pacholęta w strojach amorków chłodziły ją wachlarzami, najpiękniejsze niewolnice siedziały u steru i przy okrętowych linach. Wiatr wydymał purpurowe żagle, srebrne wiosła poruszały się w takt fletni, lir i fujarek. Daleko ponad brzegami rzeki unosił się zapach palonych na galerze kadzideł.
Przez kilka dni Kleopatra wydawała wystawne przyjęcia, obdarowywała Marka i jego oficerów kosztownymi upominkami. Siedzieli potem razem przy stole: smukła jak promień księżyca Afrodyta i pełen młodzieńczej siły i świeżości Herkules. Już pierwszej nocy osiągnęła to, co chciała. Marek Antoniusz został jej kochankiem. Złapała go w misternie utkaną sieć miłości i pożądania i już nie wypuściła. Zapomniawszy o żonie, Fulwii, która w Italii czyniła wszystko, by ochronić męża przed rosnącym zagrożeniem ze strony Oktawiana, zatracił się w cielesnych rozkoszach z piękną królową. Porzucił zamiar wyprawy na Persję i na jedno skinienie Kleopatry podążył do Aleksandrii.
W łóżku była uległą niewolnicą, ale tak naprawdę nie występowała jako wasalka Rzymu, lecz jako władczyni w pełni niepodległego państwa. Czuła, że postępując właściwie, może osiągnąć to, co zechce, gdyż Marek Antoniusz był bardziej podatny na manipulacje niż Cezar i, jak sądziła, równie potężny. Czyniła wszystko, by zaspokoić jego słabości seksualne, kulinarne i duchowe. Jej plan zaatakowania Rzymu przy pomocy samych Rzymian był iście diabelski.
W 40 roku p.n.e. Antoniusz opuścił łoże Kleopatry, by udać się do Italii, gdzie Oktawian od dawna rósł niebezpiecznie w siłę. Tam, chcąc zawrzeć z nim przymierze, został zmuszony do zawarcia związku małżeńskiego z siostrą swego rywala, Oktawią (poprzednia żona, Fulwia, w międzyczasie zmarła). Związek ten, choć oparty na polityce, a nie na uczuciu, sprawiał jednak wrażenie całkiem udanego. Czas płynął i wszystko wskazywało na to, że Antoniusz zapomniał o Kleopatrze. Ale po trzech latach spotkali się ponownie w Antiochii w Syrii. Uśpione żądze odżyły z dawną siłą. Poza tym on potrzebował złota Egiptu na przeprowadzenie zaniechanego wcześniej planu wyprawy przeciwko Persom. Powinien, nie oglądając się na nic, podbić Egipt, zabrać złoto i pozbyć się Kleopatry. Nie zrobił tego. Po prostu ją kochał. Po kilku latach miał za to zapłacić wysoką cenę. Najwyższą. Ale czyż tych kilka szalonych lat w ramionach najpiękniejszej córy Orientu nie było tego wartych?
Wielkim błędem Antoniusza było oficjalne poślubienie Kleopatry. Odrzucając jawnie siostrę Oktawiana dla egipskiej królowej, wywołał wojnę. Związek ten był nie tylko zniewagą wobec Oktawii i jej brata, ale zjednoczył przeciwko niemu większość rzymskiego społeczeństwa. Podczas jego nieobecności Kleopatra popełniła inny ogromny błąd. Doprowadziła do konfliktu z Herodem Wielkim, królem Judei, najzdolniejszym, najbogatszym i najpotężniejszym władcą państwa zależnego od Rzymu. Powinna była raczej szukać w nim sojusznika, ale, ufna w swoją potęgę, nie zrobiła tego. Uwikłała go w wojnę z królem Petry, i to właśnie wtedy, kiedy jego talenty i zasoby mogłyby się okazać nieocenione.
Partyjska wyprawa Antoniusza okazała się kompletnym fiaskiem, w dodatku bardzo kosztownym, przyniosła bowiem jedynie chwilowe uzależnienie Armenii. Tym niemniej w 34 roku p.n.e. Antoniusz świętował w Aleksandrii swój tryumf. Tłumy poddanych ujrzały jego i Kleopatrę siedzących na złotych tronach, z trójką ich małych dzieci oraz Cezarionem. Kleopatrę ogłoszono królową królów, Cezariona królem królów, Aleksander Helios otrzymał w nadaniu Armenię i terytoria za Eufratem, jego młodszy brat, Ptolemeusz, ziemie na zachód od Eufratu, a siostra, Selene, została władczynią Cyreny. Było to bardzo zuchwałe posunięcie, bowiem wszystkie wymienione ziemie stanowiły część rzymskiego imperium.
Tymczasem w Rzymie Oktawian szykował się do rozprawy z Antoniuszem, którego określał jako zdeprawowanego alkoholika żyjącego z królową ladacznicą. Powszechnie zresztą uważano, że Kleopatra spotkała walecznego i odważnego żołnierza i przemieniła go w eunucha. Z wodza zrobiła sługę. Popularność Oktawiana ciągle rosła, w przeciwieństwie do pozycji Antoniusza. W dodatku Oktawian uzyskał w tajemniczych okolicznościach złożony u westalek testament Antoniusza i ogłosił go publicznie. Stanowił on dowód, że jego autor nie tylko rozdał ziemie należące do Rzymu, ale zamierzał przenieść stolicę państwa do Aleksandrii i dać początek nowej dynastii. Tego już było naprawdę za wiele. Senat rzymski pozbawił Marka Antoniusza godności konsula. Zbrojny konflikt stał się nieunikniony. Władca śródziemnomorskiego świata mógł być tylko jeden.
W tym czasie Kleopatra i Antoniusz spędzali miło czas w Grecji, pośród przyjęć, zabaw i hulanek. Zachwytowi dusz towarzyszyła ekstaza ciał. Carpe diem (chwytaj dzień) – jak radził w Pieśniach Horacy. Korzystaj z chwili, nie troszcz się o jutro – jak gdyby instynktownie wyczuwali, że płomień ich świec już się dopala. Greczynka i rzymski oficer. Kleopatra bowiem pochodziła z macedońskiego rodu i nie miała w sobie egipskiej krwi, chociaż nauczyła się języka i dla celów politycznych przedstawiała siebie jako córkę egipskiego boga słońca, Re.
Wiosną 31 roku p.n.e. wyruszyła na nich armia Oktawiana. Bitwa o przyszłość rzymskiego imperium rozegrała się 2 września u wybrzeży Grecji, niedaleko Akcjum. Mniej liczna, lecz znakomicie dowodzona przez Agryppę rzymska flota odniosła druzgocące zwycięstwo nad połączonymi siłami Kleopatry i Antoniusza.
Zrozpaczona królowa uciekła z placu boju, kiedy doniesiono jej, że Antoniusz poległ. Popłynęła do Aleksandrii i zamknęła się w swym mauzoleum. Tymczasem jej małżonek żył jeszcze. Wymknął się z pułapki i również podążył do Aleksandrii.
Szlachetny Rzymianin, gdy został pokonany, miał jeszcze swój miecz. Samobójstwo uważano za akt odwagi pozwalający zachować godność. Jego decyzję przyspieszyła ponadto fałszywa wieść o tym, że ukochana również targnęła się na życie. Wpakował miecz we własne trzewia, jednak nie zginął na miejscu. Umierał z upływu krwi, gdy okazało się, że Kleopatra żyje. Kazał się wtedy zanieść do mauzoleum, gdzie wkrótce skonał na jej rękach. Królowa długo tuliła do piersi jego martwe ciało, zraszając je obficie łzami. Zrozumiała, że straciła nie tylko królestwo, ale też człowieka, którego kochała.
Po kilku miesiącach zwycięski Oktawian stanął u wrót Egiptu, by upomnieć się o swoje. Kleopatrze nakazał udać się razem z nim do Rzymu, gdzie wraz z dziećmi miała się stać główną atrakcją jego tryumfu. Dumna królowa nie chciała być poniżana. Wybrała śmierć. Ubrała się w królewskie szaty, na głowę założyła złotą koronę Egiptu. Na ramieniu położyła sobie jadowitą żmiję. Był 30 sierpnia roku 30 p.n.e. Miała dopiero 39 lat…
Przez ponad dwa tysiące lat powtarzano historię jej śmierci, wielokrotnie ją upiększając i przerabiając. Kleopatra użyła węża nieprzypadkowo. Jest on symbolem potęgi faraonów. Chciała w ten sposób powiedzieć, że Egipt trwa, a pamięć o niej samej będzie wieczna. I tak jest. Sławią ją do dzisiaj kamienne pomniki, które przetrwały dwa tysiące lat, a najsławniejszy romans starożytności odżywa na kartach powieści i na celuloidowej taśmie z Hollywood.
Cezarion został wkrótce zamordowany z rozkazu Oktawiana, który stał się niepodzielnym władcą rzymskiego świata. Kleopatrę pochowano obok Marka Antoniusza. Najpierw złączyła ich miłość, potem śmierć. Ich grobu nigdy nie odnaleziono. Gdyby tych dwoje wygrało, przypuszczalnie nasz dzisiejszy świat byłby inny. Czy lepszy? Na to pytanie nikt nie potrafi odpowiedzieć. Najtrafniejsze poświęcone Kleopatrze epitafium pochodzi od Kasjusza Diona: „Zniewoliła dwóch największych Rzymian swych czasów, a za przyczyną trzeciego zniszczyła samą siebie”.LUKRECJA BORGIA
(1480-1519)
Ś w i ę t a n i e r z ą d n i c a
Pierwszy, który porównał kobietę do kwiatu, był wielkim poetą,
ale następny był cymbałem.
Heinrich Heine
Włoscy Borgiowie z powodu deprawacji i przewrotności rzucili posępny cień na czasy, w których żyli, stając się ich najbardziej budzącymi odrazę bohaterami. Za papieża Aleksandra VI Borgii Kościół sięgnął dna upodlenia, a wraz z jego synem, Cezarem, do systemu rządzenia weszły oszustwo i występek. Nie przeszkadza to niektórym historykom nazywać ich kontrowersyjnymi oraz twierdzić, że pierwszy z nich był wielkim panującym, drugi zaś nieustraszonym wodzem.
Rodrigo Borgia wywodził się z drobnej hiszpańskiej szlachty. Swoje życiowe sukcesy zawdzięczał stryjowi Alfonsowi, biskupowi Walencji, późniejszemu papieżowi Kalikstowi III. To on wezwał bratanka do Rzymu, mianował go notariuszem apostolskim, a później kardynałem. Jego ekscelencja związał się z rzymską kurtyzaną, Vanozzą Ca-tanei, z którą spłodził czworo dzieci: Cezara, Juana, Lukrecję i Jofrego.
Kardynał całkiem jawnie żył ze swoją kochanką i uznawał swoje dzieci. Nie jest to właściwie odosobniony przypadek w XV – i XVI-wiecznym Rzymie, chociaż większość kardynałów i papieży czyniła to samo dużo bardziej dyskretnie.
Lukrecja urodziła się 18 kwietnia 1480 roku w Rzymie, a gdy dorosła, stała się kobietą wyuzdaną i do cna zepsutą, dla własnych celów gotową do popełnienia zbrodni. Wychowanie otrzymała bardzo staranne; w klasztorze świętego Sykstusa uczyła się języków, rysunku, muzyki i tańca. Ze starodawnych przekazów i portretów (szczególnie tego najsławniejszego, pędzla Pinturicchia) wywnioskować możemy, że nie była zbyt piękna, chociaż trudno ją nazwać brzydką. Była średniego wzrostu, miała ciemną karnację, nieco wyłupiaste bladozielone oczy i cofnięty podbródek oraz długie złociste włosy.
Gdy ukończyła 11 lat, stała się kartą przetargową w rękach żądnego władzy ojca. Rodrigo Borgia zaręczył ją z dwoma naraz hiszpańskimi szlachcicami z możnych rodów, przy czym jeden nic nie wiedział o drugim. Nie będąc pewnym, z jakim rodem chce związać swoją politykę, Rodrigo pragnął zabezpieczyć się na wszystkich frontach. Ostatecznie żaden z nich nie został mężem Lukrecji, kiedy bowiem ukończyła 12 lat, jej ojciec włożył na głowę papieską tiarę, przybrawszy imię Aleksandra VI (11 sierpnia 1492 roku).
Partie, które mogły być dobre dla córki kardynała, nie były takie dla córki papieża. Odszkodowanie w wysokości kilku tysięcy złotych dukatów skutecznie zamknęło usta zawiedzionym kandydatom, a 12 czerwca 1493 roku Lukrecja poślubiła dwudziestosiedmioletniego wdowca, Giovanniego Sforzę, pana na Pesaro.
Takiego wesela Rzym nie widział od dawien dawna. Bajkowy ślub stał się jednym z najbardziej ekscytujących wydarzeń końca XV stulecia. Z całej Europy ściągnęli przedstawiciele najzamożniejszych rodów i królewskich dworów. W uroczystościach wzięły udział wszystkie rzymskie matrony, kapitolińscy notable, korpus dyplomatyczny i dwunastu kardynałów. No i oczywiście sam papież. Na ulicach od Porta del Poppolo aż do Watykanu zgromadziło się tysiące ludzi. Wszyscy pragnęli zobaczyć nowożeńców. Panna młoda ubrana była w suknię o fantazyjnym kroju, z bardzo długim trenem, który niosła czarnoskóra drużka.
Wieczorem w prywatnych apartamentach „ojca świętego” wydano wspaniałą ucztę, która wkrótce zamieniła się w orgię z udziałem najznamienitszych kurtyzan Wiecznego Miasta.
Po ślubie papieska córka wyjechała z Rzymu do Pesaro, gdzie nudziła się śmiertelnie z mężem i tamtejszym towarzystwem. Kiedy wróciła do stolicy, sytuacja polityczna była już zupełnie inna. Sforza utracił swą pozycję polityczną i stał się Aleksandrowi VI niepotrzebny, tym bardziej że oskarżał publicznie swojego szwagra, Cezara, oraz teścia o kazirodcze stosunki z Lukrecją. Ukochana córeczka tatusia, która bez oporów umilała mu noce, gdy nie było pod ręką kochanki, wpadła na pomysł zawarcia małżeństwa z siedemnastoletnim Alfonsem d’Aragon, księciem Biscegli, bratankiem króla Neapolu, które bardzo pomogłoby politycznym ambicjom Rodriga. Wymagało to jednak wcześniejszego rozwodu, jednak małżonek nie chciał wyrazić na to zgody. Przebiegła Lukrecja rozpuściła więc plotki, że jej mąż jest impotentem, a małżeństwo nie zostało do tej pory skonsumowane i dlatego może być unieważnione.
Giovanni na próżno powoływał się na fakt, iż jego pierwsza żona, Magdalena Gonzaga, zmarła podczas porodu. Aleksander VI oświadczył, że ciąża ta była wynikiem zdrady, a od Sforzy zażądał dowodu męskości w postaci odbycia z Lukrecją stosunku w obecności specjalnie powołanej komisji, złożonej z członków jego rodziny oraz siedemnastu prałatów. Dla przeprowadzenia czynności dowodowych zaproponował nawet udostępnienie swojego świątobliwego łoża. Gdy Giovanni się nie zgodził, zażądano od niego podobnego sprawdzianu, tyle że z jedną z rzymskich kurtyzan. Sforza ponownie odmówił, wobec czego 27 grudnia 1497 roku w pełnym majestacie prawa dziewictwo Lukrecji zostało oficjalnie potwierdzone (wzbudziło to w Italii powszechną wesołość), zaś jej małżeństwo unieważnione.
„Zrozpaczona” rozwódka zamknęła się na jakiś czas w klasztorze San Sisto, gdzie trzy miesiące później urodziła w tajemnicy dziecko, spłodzone najprawdopodobniej z własnym ojcem. Aby sprawę jeszcze bardziej zagmatwać, o gwałt na Lukrecji oskarżono Pedra Calderona, jednego z pokojowców papieża, którego utopiono potem w Tybrze. Razem z nim wyłowiono z rzeki ciało jednej z dwórek Lukrecji. Zginęła zapewne dlatego, że za dużo wiedziała.
21 lipca 1498 roku Lukrecja poślubiła przystojnego księcia Biscegli, któremu 1 listopada następnego roku powiła syna o imieniu Rodrigo. I ten związek nie trwał długo. Stosunki Rzymu z Neapolem uległy wkrótce pogorszeniu i Alfonso stał się kolejnym niezbyt wygodnym zięciem.
15 lipca 1500 roku wracał wieczorem z Watykanu do swojego pałacu. Towarzyszył mu tylko dworzanin i masztalerz. Nagle ze stopni Bazyliki Świętego Piotra, spośród leżących tam pielgrzymów poderwało się kilka uzbrojonych postaci. Alfonso bronił się dzielnie i wraz z towarzyszami udało mu się wrócić do domu. Odniósł jednak kilka groźnych ran w głowę, ramię i nogę. Lukrecja wezwała lekarza, który w ostatniej chwili zatamował krwawienie i uratował mu życie.
Wraz z siostrą rannego, Sancią, opiekowała się nim troskliwie podczas rekonwalescencji, zorganizowała uzbrojoną straż do jego ochrony, a nawet przygotowywała mu posiłki, bojąc się otrucia. 18 sierpnia rannego odwiedził Cezar Borgia i wyszeptał mu do ucha: „Czego nie udało się skończyć na śniadanie, można dokończyć na obiad”.
Wieczorem do komnaty Alfonsa wtargnął kapitan gwardii Cezara Borgii, Michele Corella, w towarzystwie kilku żołnierzy. Kiedy Lukrecja i Sancia pobiegły do ojca prosić o łaskę, Corella zdaniem jednych udusił lub według opinii innych poćwiartował papieskiego zięcia.
Uleczywszy swoją rozpacz kilkumiesięczną samotną kontemplacją w klasztorze w Nepi, młoda wdowa szybko zapomniała o małżonku, poślubiając 2 lutego 1502 roku dwudziestopięcioletniego wdowca, księcia Alfonsa d’Este, z którym wyjechała do Ferrary. Narzeczony wzdragał się przed ożenkiem, pamiętając o tym, że jej dwaj poprzedni mężowie bardzo źle wyszli na tym związku – jednego wśród szyderstw przegnano i upokorzono, drugiego zamordowano. Wszystko to nie brzmiało zbyt zachęcająco.
W końcu ojciec Alfonsa, władca Ferrary, niemalże siłą wymógł na synu zgodę na ślub. Lukrecja miała otrzymać ogromny posag, poza tym papież obiecał rozmaite korzyści finansowe i nowe beneficja bratu księcia, kardynałowi Ippolitowi d’Este.
Dziesięć miesięcy po ślubie Lukrecja urodziła martwą dziewczynkę. Dostała przy tym groźnej gorączki połogowej i cudem uniknęła śmierci. Wiele wskazuje na to, że było to dziecko jej brata, Cezara. Małżonek otaczał się w tym czasie rojem kochanek, spędzając wolny czas na organizowaniu orgii. Jego połowica nie pozostawała mu zresztą dłużna.
Najczęstszym gościem w łożnicy Lukrecji bywał znany włoski humanista Pietro Bembo, którego wspierała jako szczodry mecenas renesansowej nauki i sztuki, on zaś odpłacał się jej czołobitnymi listami w stylu dawnych trubadurów: „Mimo twych wdzięków, o których mogłaby tylko marzyć Helena, królowa Sparty, porwana przez Parysa, umiesz poświęcić się sztukom i studiom, nie pozwalając, by blask urody przyćmił geniusz twojego umysłu”.
Potem zastąpił go młody poeta Ercole Strozzi. Kiedy jednak zerwał z Lukrecją i ożenił się z Barbarą Torelli, kazała go zamordować. (Niektóre źródła mówią, że morderstwo zleciła nie Lukrecja, ale Alfons d’Este, niezadowolony z zażyłości łączącej Strozziego z jego małżonką. Po co jednak miałby czekać, aż ten ożeni się z inną?).
W międzyczasie Lukrecja rok po roku rodziła dzieci, których ojcostwa trudno dociec: Ercole (1508), Ippolita (1509), Alessandra (1514), Leonorę (1515) oraz Francesca (1516). Spośród nich tylko Ercole i Ippolito dożyli wieku dorosłego, zaś kilka kolejnych ciąż skończyło się poronieniami, które zrujnowały jej zdrowie.
Nie tylko z mężczyznami zabawiała się wesoła Lukrecja. Źródła historyczne informują, że uprawiała również miłość lesbijską ze swą przyjaciółką Giulią Farnese. Jak pisze ówczesny kronikarz Burcardo, na jednej z takich orgii panie kazały przyprowadzić stajennym siedem koni i siedem klaczy. Obserwowały potem z rozbawieniem, jak zwierzęta się parzą. Prowadziły zakłady, który z rumaków zrobi to najwięcej razy. Potem – jak donosi Burcardo – rozpoczęły zabawę „o jakiej w przystojnych słowach mówić nie sposób”. Gdy dowiedział się o tym papież, uśmiał się serdecznie i zorganizował własną orgię. Zaprosił na nią pięćdziesiąt kurtyzan i pięćdziesięciu jurnych młodzieńców, którzy na jego oczach oddawali się cielesnym uciechom. Sam jednak nie cieszył się takimi igraszkami zbyt długo, bo 18 sierpnia 1503 roku zmarł.
Na temat śmierci Aleksandra VI krążyły przeróżne plotki. Jedna z nich mówi, że kilka chwil przed śmiercią u jego wezgłowia pojawił się pod postacią pawiana ów diabeł, z którym w przededniu konklawe miał jakoby zawrzeć piekielny pakt. Widząc go, papież miał krzyknąć: „Przyjdę, ale jeszcze poczekaj!”. A do służącego, który chciał go wygonić z komnaty, powiedział: „Zostaw go, to szatan”.
W 1512 roku nasza bohaterka gwałtownie odmieniła swoje życie. Niespodziewanie stała się wzorem pobożności oraz wszelkich obywatelskich i domowych cnót. Codziennie rano uczęszczała na mszę świętą i przystępowała do spowiedzi. Być może przyczyną tej zmiany była śmierć Rodriga, syna z Alfonsem d’Aragon. Rodrigo zmarł w Neapolu, z dala od matki, która zgodnie z wolą męża nie mogła go zabrać do Ferrary. Na wieść o jego przedwczesnym zgonie Lukrecja napisała: „Cała tonę we łzach i goryczy z powodu śmierci księcia Biscegli, mego najdroższego syneczka”.
Przeszłość stawała się coraz bardziej odległa, wspomnienia rzymskie zacierały się, dawne rany zabliźniały. Kiedy skarb państwa na skutek wydatków wojennych opróżnił się, a ludności zagroził głód, Lukrecja sprzedała swoje klejnoty, a uzyskane tą drogą pieniądze przeznaczyła na pomoc ubogim. Wspomagała finansowo klasztory, szpitale i kościoły.
Podobną przemianę duchową przeszła w tym czasie jej matka. Po śmierci Aleksandra, który opiekował się nią i darzył łaskami nawet wtedy, gdy jej miejsce zajęła Giulia Farnese, zajęła się działalnością charytatywną. Historia uczy, że coś takiego często zdarza się kurtyzanom na emeryturze. Vanozza pożegnała się ze światem 26 listopada 1518 roku, w wieku lat 66. „Gdyby pożyła jeszcze kilka lat dłużej – jak pisze Gregorovius – z pewnością trafiłaby na ołtarze”.
Poprawiły się też znacznie stosunki Lukrecji z mężem. Alfons i dzieci wypełniali jej całe dnie, a książę również noce. W 1518 roku po raz kolejny zaszła w ciążę. 14 czerwca następnego roku urodziła siedmiomiesięczną córeczkę, która zmarła prawie natychmiast po porodzie, a Lukrecja ponownie zapadła na gorączkę połogową. Przez cały tydzień walczyła z chorobą, ale ta – mimo wysiłków lekarzy – nie ustępowała. Osłabiały ją nieustanne krwotoki, nękały potworne bóle głowy. Momenty jasności umysłu i nadziei przeplatały się z długimi godzinami śpiączki. Wiedziała, że tym razem nic nie zdoła jej uratować. Tuż przed śmiercią poprosiła o papier i pióro. Napisała list do papieża Leona X, wspaniałe świadectwo swego moralnego odrodzenia, w którym wyznała m.in.: „Najmiłosierniejszy Stwórca uczynił mi tak wielki dar, że znam koniec mojego żywota i czuję, że za parę godzin nie będzie mnie tutaj, po przyjęciu wszakże wcześniej wszystkich sakramentów Kościoła. I w tej właśnie chwili, jako chrześcijanka, choć grzesznica, pamiętam, by błagać Waszą Świątobliwość, aby raczył, czerpiąc z duchowego skarbca, wstawić się za moją duszą swoim świętym błogosławieństwem; i o to pokornie proszę. I Jego Świętej Łasce polecam pana mego Małżonka oraz dzieci moje, sługi Waszej Świątobliwości. Ferrara, XXII dnia czerwca roku 1519, o godzinie XIII”.
Dwa dni później oddała Bogu swą grzeszną duszę. Miała 39 lat.
Wielu historyków uważa, że nie była ani libertynką, ani morderczynią, lecz bezbronną ofiarą brutalnej i cynicznej polityki, narzędziem w realizacji pozbawionych skrupułów planów dynastycznych, towarem wymiennym w politycznych transakcjach. Gdy po dziesięciodniowych mękach spowodowanych porodem opuszczała ten świat, tysiące ludzi w Ferrarze gotowych było przysiąc, że aniołowie zstąpili z niebios, by unieść ze sobą jej duszę. A dobry Bóg na pewno przebaczył jej dawne grzechy, bo, jak powiada Pismo Święte (Łukasz 15, 7): „W niebie radość nad jednym grzesznikiem pokutę czyniącym większa niż nad dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwymi, którzy nie potrzebują pokuty”.MARYNA MNISZCHÓWNA
(1588-1615)
P o l s k a c a r y c a
Władza to największy afrodyzjak.
Henry Kissinger
Zdawałoby się, że my, Polacy, możemy sobie pogratulować. Dokonaliśmy tego, co nie udało się nikomu w dziejach – zdobyliśmy Moskwę, a nasza załoga przez kilka lat zajmowała Kreml. Próba powtórzenia tego wyczynu nie wyszła nawet wojskom hitlerowskim w 1941 roku, chociaż były blisko. W roku 1812 Napoleon Bonaparte zajął wprawdzie miasto, ale już po miesiącu zmuszony był opuścić stolicę Rosji, i to w dużym pośpiechu. W jakiż więc sposób nam się powiodło? No cóż, okazuje się, że nie ma tu bynajmniej powodów do dumy.
Był luty 1604 roku, kiedy na dworze wojewody sandomierskiego Jerzego Mniszcha w Samborze pojawił się człowiek podający się za carewicza Dymitra, cudem ocalałego syna Iwana IV Groźnego i jego prawowitego spadkobiercę do moskiewskiego tronu. Mimo iż od początku podejrzewano mistyfikację, przybysza przyjęto z należnymi honorami. Nic w tym dziwnego, zważywszy, że przywieziony przez kniazia Wiśniowieckiego młodzian obiecywał podzielić się legendarnymi skarbami carów Rosji i ułatwić polityczne wpływy.
W istocie prawdziwego Dymitra zatłukli siepacze Borysa Godunowa, a Samozwańcem był najprawdopodobniej zbiegły z Rosji prawosławny mnich Grisza Otriepiew, młodzieniec nieprzeciętnie zdolny i bystry, o którym mówiono, iż jest nieślubnym synem Stefana Batorego.
Tymczasem wieść, że potomek cara Iwana żyje i rości sobie prawo do tronu, rozeszła się lotem błyskawicy. Pojawiali się coraz to nowi świadkowie, którzy potwierdzali, że młody człowiek rzeczywiście jest tym, za kogo się podaje. Inni widzieli w nim tylko kłamcę i oszusta. Wojewoda, nie zastanawiając się wiele, postanowił ułatwić swemu gościowi starania o tron, w czym decydującą rolę odegrać miała jedna z jego czterech córek – szesnastoletnia Maryna.
Maryna urodziła się w Samborze w roku 1588. Inne źródła podają, że około roku 1588 i nie w Samborze, lecz we wspaniałym zamku Mniszchów w Laszkach Murowanych. Jej matką była Jadwiga z Tarłów Mniszchowa. Rodzina Mniszchów wywodziła się z Królestwa Czech – dziad ojca Maryny i protoplasta rodu, Mikołaj Mniszech, przybył do Małopolski w XVI wieku z Moraw i został dworzaninem ostatniego z Jagiellonów – Zygmunta II Augusta. Będąc blisko związanym z dworem królewskim, dorobił się szybko znacznego majątku, który pozwolił jego potomkom wejść w szeregi magnaterii ówczesnej Rzeczypospolitej.
Od dziecka wpajano Marynie do głowy przekonanie o własnej wyjątkowości i wysokiej godności pochodzenia. Jej wychowanie i edukacja nie odbiegały od przyjętych wówczas wzorców, które od dobrze urodzonych panien wymagały jedynie umiejętności haftowania, szycia i śpiewu. Dzieciństwo i młodość spędziła w dobrach rodowych ojca w Małopolsce i na Ukrainie.
W rzeczywistości – jak wspomniano – rodzina Mniszchów zaliczała się do świeżo wzbogaconych parweniuszy. Wojewoda sandomierski zawdzięczał karierę posługom przy osobie Zygmunta Augusta oraz obrabowaniu jego szkatuł w Knyszowie. Wkradł się również w łaski Zygmunta III, należąc do najbardziej obsypywanych dobrodziejstwami stronników dworu. Życie na pańskiej stopie pochłaniało jednak olbrzymie sumy, dlatego od ładnych paru lat tonął w długach.
Pochlebcy zachwycali się urodą Maryny, ale obiektywni pamiętnikarze – a przede wszystkim portrety – mówią co innego. Wojewodzianka była drobna, niewysoka, z wąskimi, wiecznie zaciśniętymi ustami. Tylko oczy, duże, czarne, mogły naprawdę fascynować. I zafascynowały Dymitra, rzecz jasna, nie bez pomocy ze strony pana Jerzego i jego małżonki.
Po kilku miesiącach zabiegów oświadczył się o rękę Maryny i został przyjęty. W zawartej 25 maja 1604 roku intercyzie zobowiązał się do jej poślubienia, a po zdobyciu tronu moskiewskiego do oddania w charakterze wiana, oprócz sreber i klejnotów, Nowogrodu Wielkiego i Pskowa. Przyszły teść miał dodatkowo otrzymać okrągły milion złotych oraz Smoleńszczyznę i Siewierszczyznę w wyłączne władanie.
Trudno tak naprawdę stwierdzić, czy młody Dymitr był pod urokiem wojewodzianki, czy też chciał pozyskać dla swoich planów wpływową rodzinę magnacką. Maryna w każdym razie nie była nim zachwycona, ponieważ był nikczemnej postury, zdecydowanie brzydki, rudy, z twarzą oszpeconą dwiema brodawkami i dodatkowo z jednym ramieniem nieco wyższym. Nie chciała go, lecz ojciec, a później także jezuici i agenci królewscy przekonali ją, że małżeństwo jeszcze bardziej uświetni ród, panowanie Dymitra w Moskwie podporządkuje Rosję Polsce, „nawróci” cerkiew prawosławną dla Rzymu. W istocie więc odwołali się nie tyle do serca wojewodzianki, ile do jej wybujałych ambicji – i nie zawiedli się.