- W empik go
Bogowie łakną krwi - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Bogowie łakną krwi - ebook
Rewolucja francuska, epoka terroru. Główny bohater Ewaryst Gamelin zdobywa pracę jako prawnik. Jego początkowa sprawiedliwość wraz z kolejnymi awansami i zmianą statusu społecznego ustępuje miejsca tyranii. Ewaryst skazuje niewinnych ludzi na śmierć.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8136-273-3 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spis treści
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIXRozdział I
Malarz Ewaryst Gamelin, uczeń Davida, członek sekcji Pont-Neuf, zwanej poprzednio sekcją Henryka IV, udał się wczesnym rankiem do dawnego kościoła Barnabitów, który od trzech lat, od 21 maja 1790 r., był miejscem zgromadzeń ogólnych sekcji. Kościół ten wznosił się na ponurym i wąskim placu, tuż obok kraty gmachu sądowego. Na fasadzie, zbudowanej w dwóch rodzajach stylu klasycznego, zdobnej odwróconymi wspornikami i brzuchatymi medalionami, osmuconej przez czas i nie poszanowanej przez ludzi, na miejscu strąconych emblematów religijnych widniała nad drzwiami wypisana czarnymi literami dewiza republikańska: „Wolność, Równość, Braterstwo lub Śmierć”.
Ewaryst Gamelin wszedł do nawy. Sklepienia, pod którymi rozlegał się dawniej śpiew kleryków reguły świętego Pawła, w komżach odprawiających służbę bożą, teraz widziały czerwone czapki patriotów, zgromadzonych dla wyboru urzędników municypalnych lub dla narad nad sprawami sekcji. Świętych usunięto z nisz i wgłębień i zastąpiono popiersiami Brutusa, Jana Jakuba Rousseau i Le Peltiera. Na ołtarzu, ogołoconym z kościelnych sprzętów, wznosiły się Tablice Praw Człowieka.
W tej to nawie dwa razy na tydzień, od piątej po południu do jedenastej w nocy, odbywały się zgromadzenia publiczne. Kazalnica, przybrana w chorągiew o barwach narodowych, służyła za trybunę dla mówców. Naprzeciw estrada, z prostych desek wzniesiona, przeznaczona była dla kobiet i dzieci, dość licznie przybywających na te zebrania. Tego ranka, przed biurkiem pod amboną, w czerwonej czapce i karmanioli, siedział stolarz z placu Thionville, obywatel Dupont starszy, jeden z dwunastu członków Komitetu Nadzoru. Na stole stała butelka wina, szklanki, kałamarz i zeszyt zawierający tekst petycji wzywającej Konwent do usunięcia ze swego grona dwudziestu dwóch niegodnych członków.
Ewaryst Gamelin wziął pióro i podpisał petycję.
– Wiedziałem – rzekł urzędnik-rzemieślnik – że przyjdziesz dać swe nazwisko, obywatelu Gamelin. Jesteś szczerym republikaninem. Ale sekcji brak zapału, brak cnoty obywatelskiej. Proponowałem Komitetowi Nadzoru, by nie wydawał świadectw prawomyślności tym wszystkim, którzy nie podpiszą petycji.
– Jestem gotów krwią podpisać surowe zarządzenia przeciw zdrajcom federalistom – odrzekł Gamelin. – Chcieli śmierci Marata: niech giną!
– Gubi nas indyferentyzm – odrzekł Dupont starszy. – W sekcji złożonej z dziewięciuset obywateli z prawem głosu nawet pięćdziesięciu nie przychodzi na zgromadzenia. Wczoraj było nas dwudziestu ośmiu. Oczy, namiętne i słodkie, jej bladość i nieśmiałość. Ojciec zaś, inżynier-optyk, dostawca królewski, którego w trzydziestym roku życia ta sama zabrała choroba, przekazał mu umysł bystry i prawy.
– A ty, obywatelu, jak się masz? – rzekł nie przerywając pisania.
– Dobrze. Co nowego?
– Nic, nic. Widzisz przecie, wszystko tu spokojnie.
– A sytuacja?
– Sytuacja zawsze taka sama.
Położenie było straszne. Najpiękniejsza armia Republiki zamknięta w Moguncji, Valenciennes oblężone, Fontenay zdobyte przez Wandejeczyków; Lyon zbuntowany, Sewenny w ręku powstańców, granica otwarta dla Hiszpanów; dwie trzecie departamentów zajętych lub zbuntowanych; Paryż pod armatami Austriaków, bez pieniędzy, bez chleba.
Fortunat Trubert spokojnie pisał dalej. Z rozkazu Komuny sekcjom poruczono powołać pod chorągwie dwanaście tysięcy ludzi do Wandei i Trubert redagował odnośne polecenia w sprawie zaciągu i uzbrojenia rekruta, jakiego dostarczyć miała sekcja Pont-Neuf, dawniej sekcja Henryka IV. Wszystkie karabiny mają być wydane zmobilizowanym, gwardia narodowa sekcji będzie uzbrojona w strzelby do polowania i piki.
– Przynoszę ci – rzekł Gamelin – wykaz dzwonów, które mają być wysłane do Luksemburgu dla przetopienia na armaty.
Ewaryst Gamelin, choć nie posiadał ani grosza, zapisany był wśród czynnych członków sekcji. Prawo przywilej ten dawało tylko obywatelom dość zamożnym, by mogli wnieść opłatę równającą się wartości trzech dni pracy; nadto wymagało składki równej dziesięciu dniom, by wyborca mógł być wybranym. Ale sekcja Pont-Neuf, zamiłowana w równości i zazdrośnie strzegąca swej autonomii, uważała za wyborcę i wybieralnego każdego, kto za własne pieniądze sprawił sobie mundur gwardzisty narodowego. Tak miała się rzecz z Gamelinem: był on obywatelem czynnym sekcji i członkiem Komitetu Wojskowego. Fortunat Trubert położył pióro.
– Obywatelu Ewaryście, zajdź do Konwentu i zażądaj, by przysłano nam instrukcje w sprawie przekopania piwnic, przepłukania ziemi i gruzu i wybrania z nich saletry. Nie dość mieć armaty, proch też nam jest potrzebny.
Mały garbusek z piórem za uchem i papierami w ręku wszedł do zakrystii. Był to obywatel Beauvsage z Komitetu Nadzoru.
– Obywatele – rzekł – telegraf optyczny złe nam przynosi wieści: Custine opuścił Landau.
– Custine jest zdrajcą! – zawołał Gamelin.
– Pójdzie pod gilotynę – rzekł Beauvisage.
Trubert głosem nieco przerywanym rzekł ze zwykłym swym spokojem:
– Konwent nie dla zabawki powołał do życia Komitet Ocalenia Publicznego. Postępowanie Custine’a będzie tam dokładnie rozpatrzone. Nieudolny czy też zdrajca, będzie on zastąpiony przez generała mocno zdecydowanego na zwycięstwo i... dobrze będzie. Przerzucił papier i powiódł po nich zmęczonym wzrokiem.
– Aby żołnierze nasi bez troski i zniechęcenia pełnili swój obowiązek, muszą być spokojni, że los tych, których w domu pozostawili, jest zabezpieczony. Jeśli także jesteś tego zdania, obywatelu Gamelin, to na najbliższym zgromadzeniu zażądasz wraz ze mną, by Komitet Dobroczynności porozumiał się z Komitetem Wojskowym co do wspomożenia ubogich rodzin, mających krewnych w armii.
Uśmiechnął się i zanucił:
– Ca ira!... ca ira!...
Przy prostym stole dwanaście do czternastu godzin na dobę pracując nad obroną zagrożonej ojczyzny, skromny ten sekretarz sekcji nie spostrzegał nawet przepaści między ogromem zadania a małością swych środków – tak mocno we wspólnym wysiłku czuł się złączony z ogółem patriotów, tak wcielał się w naród, tak zupełnie życie jego jednoczyło się z życiem wielkiego ludu. Był on z tych, co zapaleni i cierpliwi, po każdej porażce przygotowują nowy triumf – niemożliwy, a jednak pewny. Bo przecie zwyciężyć musieli. Ci ludzie z nizin, którzy znieśli władzę królewską i obalili stary porządek świata, ten Trubert, mizerny optyk, ten Gamelin, malarz nieznany, nie liczyli na względność swych nieprzyjaciół. Mieli wybór tylko między zwycięstwem a śmiercią. Stąd szła ich żarliwość i spokój ducha.
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIXRozdział I
Malarz Ewaryst Gamelin, uczeń Davida, członek sekcji Pont-Neuf, zwanej poprzednio sekcją Henryka IV, udał się wczesnym rankiem do dawnego kościoła Barnabitów, który od trzech lat, od 21 maja 1790 r., był miejscem zgromadzeń ogólnych sekcji. Kościół ten wznosił się na ponurym i wąskim placu, tuż obok kraty gmachu sądowego. Na fasadzie, zbudowanej w dwóch rodzajach stylu klasycznego, zdobnej odwróconymi wspornikami i brzuchatymi medalionami, osmuconej przez czas i nie poszanowanej przez ludzi, na miejscu strąconych emblematów religijnych widniała nad drzwiami wypisana czarnymi literami dewiza republikańska: „Wolność, Równość, Braterstwo lub Śmierć”.
Ewaryst Gamelin wszedł do nawy. Sklepienia, pod którymi rozlegał się dawniej śpiew kleryków reguły świętego Pawła, w komżach odprawiających służbę bożą, teraz widziały czerwone czapki patriotów, zgromadzonych dla wyboru urzędników municypalnych lub dla narad nad sprawami sekcji. Świętych usunięto z nisz i wgłębień i zastąpiono popiersiami Brutusa, Jana Jakuba Rousseau i Le Peltiera. Na ołtarzu, ogołoconym z kościelnych sprzętów, wznosiły się Tablice Praw Człowieka.
W tej to nawie dwa razy na tydzień, od piątej po południu do jedenastej w nocy, odbywały się zgromadzenia publiczne. Kazalnica, przybrana w chorągiew o barwach narodowych, służyła za trybunę dla mówców. Naprzeciw estrada, z prostych desek wzniesiona, przeznaczona była dla kobiet i dzieci, dość licznie przybywających na te zebrania. Tego ranka, przed biurkiem pod amboną, w czerwonej czapce i karmanioli, siedział stolarz z placu Thionville, obywatel Dupont starszy, jeden z dwunastu członków Komitetu Nadzoru. Na stole stała butelka wina, szklanki, kałamarz i zeszyt zawierający tekst petycji wzywającej Konwent do usunięcia ze swego grona dwudziestu dwóch niegodnych członków.
Ewaryst Gamelin wziął pióro i podpisał petycję.
– Wiedziałem – rzekł urzędnik-rzemieślnik – że przyjdziesz dać swe nazwisko, obywatelu Gamelin. Jesteś szczerym republikaninem. Ale sekcji brak zapału, brak cnoty obywatelskiej. Proponowałem Komitetowi Nadzoru, by nie wydawał świadectw prawomyślności tym wszystkim, którzy nie podpiszą petycji.
– Jestem gotów krwią podpisać surowe zarządzenia przeciw zdrajcom federalistom – odrzekł Gamelin. – Chcieli śmierci Marata: niech giną!
– Gubi nas indyferentyzm – odrzekł Dupont starszy. – W sekcji złożonej z dziewięciuset obywateli z prawem głosu nawet pięćdziesięciu nie przychodzi na zgromadzenia. Wczoraj było nas dwudziestu ośmiu. Oczy, namiętne i słodkie, jej bladość i nieśmiałość. Ojciec zaś, inżynier-optyk, dostawca królewski, którego w trzydziestym roku życia ta sama zabrała choroba, przekazał mu umysł bystry i prawy.
– A ty, obywatelu, jak się masz? – rzekł nie przerywając pisania.
– Dobrze. Co nowego?
– Nic, nic. Widzisz przecie, wszystko tu spokojnie.
– A sytuacja?
– Sytuacja zawsze taka sama.
Położenie było straszne. Najpiękniejsza armia Republiki zamknięta w Moguncji, Valenciennes oblężone, Fontenay zdobyte przez Wandejeczyków; Lyon zbuntowany, Sewenny w ręku powstańców, granica otwarta dla Hiszpanów; dwie trzecie departamentów zajętych lub zbuntowanych; Paryż pod armatami Austriaków, bez pieniędzy, bez chleba.
Fortunat Trubert spokojnie pisał dalej. Z rozkazu Komuny sekcjom poruczono powołać pod chorągwie dwanaście tysięcy ludzi do Wandei i Trubert redagował odnośne polecenia w sprawie zaciągu i uzbrojenia rekruta, jakiego dostarczyć miała sekcja Pont-Neuf, dawniej sekcja Henryka IV. Wszystkie karabiny mają być wydane zmobilizowanym, gwardia narodowa sekcji będzie uzbrojona w strzelby do polowania i piki.
– Przynoszę ci – rzekł Gamelin – wykaz dzwonów, które mają być wysłane do Luksemburgu dla przetopienia na armaty.
Ewaryst Gamelin, choć nie posiadał ani grosza, zapisany był wśród czynnych członków sekcji. Prawo przywilej ten dawało tylko obywatelom dość zamożnym, by mogli wnieść opłatę równającą się wartości trzech dni pracy; nadto wymagało składki równej dziesięciu dniom, by wyborca mógł być wybranym. Ale sekcja Pont-Neuf, zamiłowana w równości i zazdrośnie strzegąca swej autonomii, uważała za wyborcę i wybieralnego każdego, kto za własne pieniądze sprawił sobie mundur gwardzisty narodowego. Tak miała się rzecz z Gamelinem: był on obywatelem czynnym sekcji i członkiem Komitetu Wojskowego. Fortunat Trubert położył pióro.
– Obywatelu Ewaryście, zajdź do Konwentu i zażądaj, by przysłano nam instrukcje w sprawie przekopania piwnic, przepłukania ziemi i gruzu i wybrania z nich saletry. Nie dość mieć armaty, proch też nam jest potrzebny.
Mały garbusek z piórem za uchem i papierami w ręku wszedł do zakrystii. Był to obywatel Beauvsage z Komitetu Nadzoru.
– Obywatele – rzekł – telegraf optyczny złe nam przynosi wieści: Custine opuścił Landau.
– Custine jest zdrajcą! – zawołał Gamelin.
– Pójdzie pod gilotynę – rzekł Beauvisage.
Trubert głosem nieco przerywanym rzekł ze zwykłym swym spokojem:
– Konwent nie dla zabawki powołał do życia Komitet Ocalenia Publicznego. Postępowanie Custine’a będzie tam dokładnie rozpatrzone. Nieudolny czy też zdrajca, będzie on zastąpiony przez generała mocno zdecydowanego na zwycięstwo i... dobrze będzie. Przerzucił papier i powiódł po nich zmęczonym wzrokiem.
– Aby żołnierze nasi bez troski i zniechęcenia pełnili swój obowiązek, muszą być spokojni, że los tych, których w domu pozostawili, jest zabezpieczony. Jeśli także jesteś tego zdania, obywatelu Gamelin, to na najbliższym zgromadzeniu zażądasz wraz ze mną, by Komitet Dobroczynności porozumiał się z Komitetem Wojskowym co do wspomożenia ubogich rodzin, mających krewnych w armii.
Uśmiechnął się i zanucił:
– Ca ira!... ca ira!...
Przy prostym stole dwanaście do czternastu godzin na dobę pracując nad obroną zagrożonej ojczyzny, skromny ten sekretarz sekcji nie spostrzegał nawet przepaści między ogromem zadania a małością swych środków – tak mocno we wspólnym wysiłku czuł się złączony z ogółem patriotów, tak wcielał się w naród, tak zupełnie życie jego jednoczyło się z życiem wielkiego ludu. Był on z tych, co zapaleni i cierpliwi, po każdej porażce przygotowują nowy triumf – niemożliwy, a jednak pewny. Bo przecie zwyciężyć musieli. Ci ludzie z nizin, którzy znieśli władzę królewską i obalili stary porządek świata, ten Trubert, mizerny optyk, ten Gamelin, malarz nieznany, nie liczyli na względność swych nieprzyjaciół. Mieli wybór tylko między zwycięstwem a śmiercią. Stąd szła ich żarliwość i spokój ducha.
więcej..