- W empik go
Boje polskie i przygody żołnierskie - ebook
Boje polskie i przygody żołnierskie - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 358 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od czasu przyjęcia Chrześciaństwa u uas. missya historyczna. Polski była obrona cywilizacyi i wiary Chrystusa. Wierne temu posłannictwu rycerstwo polskie, wyrobiło w sobie uczucia nie znane, a raczej nie praktykowane przez szwalerya. Zachodu.
Tam, rycerz passowany przysięgał miecz swój poświęcić obronie uciśnionych i usłudze płci pięknej; – a jakichże gwałtów i zbrodni dopuszczali się nie tylko świeccy, ale zakonni rycerze?
A owa usługa płci pięknej na czymże zależała? – Oto na ogłoszeniu damy myśli swoich za najpiękniejsza., – a ktoby tego nie chciał przyznać, – z tym bój śmiertelny staczali. Tak to pojmowali często rycerze Zachodu szczytne powołania swoje, –
Nic podobnego nie istniało w Polsce; passowanie na rycerza było rzeczą wyjątkową, najczęściej przez obcych monarchów pojedynczym ludziom, poświęcającym im usługi swoje, udzielane; cała zaś walcząca rzesza nie uznawała potrzeby tego bodźca, żeby spełniać chrześciańską i ludzką missya swoją.
Rycerz polski wiecznie miał przed oczyma oznaki powołania swego: bo na tarczy herbowej napotykał zawsze prawie krzyż, godło tej wiary, której bronić miał; bez przysiąg tedy, bez osobnych zobowiązań, rycerstwo polskie był to istny zakon, i szczytnie myśl tę przedstawiła autorka pieśni do Św. Cecylii, wzywając jej modłów za ludem polskim.
W habicie z kutej stali, wj kapturze z przyłbicy, (za) Ludem wielkiego serca i dzielnej prawicy,
Módl się Twą pieśnią w niebie, o Cecylio święta:
Żołnierzy Swoich niechaj Bóg pamięta!
I długo, długo!… dopóki Polska, wierna tradycyi swojej, w imię Boga staczała boje, odpychała wpływ cudzoziemski i przyszłość na przeszłości opierała, dopóty Bóg błogo sławił walczącym i dał im staczać boje szczęśliwe z kilkakroć liczniejszym nieprzyjacielem. –
Z duma powiedzieć możemy, że żaden naród nie poszczyci się takiemi nierównemi co do siły walkami, jakie staczali ojcowie – nasi; nie jest to wcale zarozumienie narodowej miłości własnej: bo historya, ten bezstronny sędzia stwierdza to założenie, jej świadectwa wzywając – spojrzyjmy w przeszłość. –
Około polowy XIlI stulecia hordy tatarskie zalawszy Północ całą, dumne zwycięztwem, upojone powadzeniem, jak drugi bicz Boży prowadził na zdobycie świata srogi Batu-han. Na te wieści przestrach ogarnął świat cały; ale nie złamał ducha Polaków. Piastowie Ślązcy we 30,000 zastępują drogę tej kilkokrociowej nawałnicy, pod murami Lignicy ścielą trupem trzy razy więcej wroga, jak walczących Polaków było, i wtłaczają ten straszny potok w naturalne łożysko swoje. –
Kilkadziesiąt lat przedtem, cesarz rzymski, ten przedstawiciel rycerstwa Zachodu, żąda od Polski przyznania sobie patronatu, i jako dowód wazalstwa opłaty haraczu.
Krzywousty ze wzgardą odrzuca te dumne żądania; z garstką rycerzy stacza bój krwawy na polach Wrocławia, ściele trupem większą część nieprzyjacioł, których krwawe szczątki psy rozrywały, a lud to miejsce, dla wiecznej pamiątki, Psiem polem dotąd nazywa.
Nie długo potem, kilkoletnie boje Łokietka, drobnemi staczane siłami, czyżto me był ciągły szereg zwycięstw nad wiele razy liczniejszym nieprzyjacielem odnoszonych?
Najdobitniej założenia mego dowodzi pogrom Krzyżaków przez Władysława Jagiełłę dokonany. Świat chrześciański uwiedziony kłamliwemi wieściami przez Krzyżaków rozsiewanemi, że Jagiełło, to pozornie nawrócony poganin, a naród polski gotowy przyjąć dawne błędy swego monarchy, – zrobił krucyatę na oczernioną Polskę. Cały świat brał udział w tej olbrzymiej wyprawie; wszystkie zakony rycerskie, szwalerya Niemiec całych, Francyi, Burgundyi, Anglii, Szkocyi i Włoch, tłumnie dążyła do Prus, a kiedy przegląd robiono skoncentrowanych sił krzyżackich, sto tysięcy prawie rycerstwa naliczono. Całej tej niesłychanej potędze przewodził Mistrz W. Ulryk Jungingen, i jakby na urągowisko, na piersiach zawiesił relikwiarz, na którym przed dwoma laty przysięgał wierność Jagielle, – i z pieśnią krzyżacką: „Jezus zmartwychwstał” ciągnął rycerz zakonnik na zagładę chrześciańskiego narodu.
Na wieść o tym strasznym najeździe zebrał Jagiełło liczniejsze wprawdzie od krzyżackich zastępy, ależ w większej połowie byli to Litwini i Tatary, lukiem, dzidą i szablą uzbrojeni: nie było więc podobieństwa, żeby wytrzymali atak od stóp do głowy zakutego w żelazo rycerstwa Zachodu. Pojęli to Krzyżacy, to też jak Urgan. (którego huk, jak mówi historya, o mil kilka słychać było), uderzyli na skrzydło litewskie, złamali je, a kiedy pod tym naciskiem pierzchnęli Litwini, los bitwy miało roz strzygąc rycerstwo polskie; o połowę liczebnie mniejsze od armii Krzyżaków. A przecież jak straszny by) rezultat tego boju! – Dwie trzecie części tego wyboru rycerstwa niemal świata całego trupem zaległo pola Grunwaldu i Tannenberga, połowa resztująca dostała się do niewoli, ledwie kilka tysięcy znalazło schronienie w murach Malborga.
I syn nie odrodził się od ojca, – dwudziestoletni Warneńczyk, jedyny władzca, co mógł wyprzeć Turków z Europy, – na czele Polaków i Węgrów gromi ich w kilku szczęśliwych bitwach, oswabadza prowincye sławiańskie od jarzma tureckiego, i pod murami Warny ma im zadać cios ostateczny. Przezorny Hunijady odradza boju i odmawia pomocy aż dążące posiłki nadciągną;
ależ rycerski król na nic nie pomny, w niespełna 3000 rycerstwa polskiego rzuca się w tłumy Turków, łamie ich szeregi i pędzi zdumiała tłuszczę… jeden już tylko zastęp janczarów zostaje, w środku którego drzący ze strachu, na koniu skutym kajdanami, stoi wylękły Amurat; ten ostatni zastęp złamany, a ginie i padyszach i potęga jego. Wpadają na ten zastęp Polacy, nie wiedząc, że ich tam czekała zdrada; w starannie ukrytym rowie pada koń pod królem, i na stosach trupów ginie młody bohater i rycerstwo polskie.
A wszystkie zwycięstwa Tarnowskiego. Konstantego 2 Ostroga i tylu innych wodzów, co uświetnili panowanie ostatnich Jagiellonów, czyż nie dowodzą tej przrwagą rycerstwa polskiego?
Drugi, z szeregu królów elekcyjnych, Stefan Batory, największy niewątpliwie z władzców Polski, z tem wieszczem przewidzeniem przyszłości, cechującem wielkich mężów, zamyślił powstrzymać rosnącą potęgę caratu. Zrozumiał on, że Moskwa, jak każden naród azyatycki, silniejszy stawi opór za przykopem jak w czystem polu, i że w wojnie, którą przedsięwziął, nieprzyjaciel w oszańcowanych miejscach trzymać się będzie. Dla tego sformował on zastępy piechoty, broni nie używanej dotąd w Polsce, i przełożył nad nią Weichera i Wybranowskiego, wielkiej odwagi mężów.
Dzielnie odpowiedzieli oni położonemu w sobie zaufaniu: bo kilkotysięczny zastęp ich brał szturmem Zawołocze, Wielkie Łuki, Wielicz, Uświat po kilkadziesiąt tysięcy za togi liczące. Jeden tylko ustęp z tej wojny przytoczę.
Andrzej Sapieha, pod Wenden we 2000 kawaleryi i kilka set piechoty gromi dwudziestotysięczną armię moskiewską, która po tej klęsce zamyka się w obwarowanem miejscu; Sapieha zpiesza swój oddział, zdobywa szańce, połowę tej armii w pień wycina, drugą bierze do niewoli: kanoniery, nie mogąc obronić dział swoich, wieszają się z rozpaczy.
Panowanie Zygmunta III, najobfitsze w znakomitych mężów, ileżto przedstawia dowodów niesłychanej odwagi rycerstwa polskiego. Wszystkie boje Zamojskiego, Żółkiewskiego, Chodkiewicza i tylu innych, świadczą o tem. – Ów bój pod Kircholmem, gdzie 4000 Polaków znosi 16,000
Szwedów, najdzielniejszego ówczesnego żołnierza. Wśród strasznej mieszaniny, jaką przedstawiała bitwa, jakiś rajtar dopadł do miejsca, gdzie stat Chodkiewicz i orszak jego. Po złotej zbroi, w jakiej był młody książę Wiśniowiecki, wziął on go za hetmana i wystrzałem z pistoletu trupem położył; ależ hetman pomścił się śmierci młodzieńca, natarł na rajtara i strasznem cięciem zmiótł mu głowę z karku.
Alboż owe Eleary polskie, Lissowczykami od pierwszego wodza swego nazwane, cóż ci nie dokazywali? W kilka tysięcy koni przechodzą niezmierne przestrzenie Moskwy i docierają do Oki, w nieznanym Sybirze; obładowani zdobyczą wracają do kraju, gdzie wysłańcy cesarza Maksymiliana wzywają ich pomocy przeciw zbuntowanemu
Betlen Gaborowi. W pięć dni z Podgórza stają pod murami Wiednia, stoczywszy po drodze dwie bitwy szczęśliwe; na wieść
O ich pochodzie cofa się armia Gabora. – Po krótkim wypoczynku, wraz z armią cesarską idą do Niemiec, w pław przebywają Ren, zapuszczają się w głąb Francyi, rabują Rhems i docierają do rogatek Paryża. Gdyby nie świadectwa historyczne i to cudzoziemców, czyżby uwierzyć można, że kilka tysięcy zbrojnego ludu przeszło całą niemal Europę, złamawszy wszelkie przeszkody, jakie po drodze napotkali?
Pod synami Zygmunta rozliczne wojny z Moskwą, Szwedami, Kozakami, Tatarami i Siedmiogrodzkim Rakoczym prowadzone, sa… nieprzerwanem pasmem bohaterskich czynów praojców naszych. – Stefan Czarnecki pod Gołębiem przepływa bystre nurty Wisły, rozbija na drugim brzegu zastępy szwedzkie i omal że nie bierze w niewolę samego króla Gustawa.
Inną razą, niosąc pomoc Danii, w spóźnionej jesiennej porze w pław przechodzi odnogę morską, staje na wyspie Alsen i bez wytchnienia z toporem w ręku zdobywa fortecę. W tej nieśmiertelnej walce o niepodległość szedł z nim w zawody o lepsze liczny zastęp dzielnych wojowników.
Potęga Ottomanów była przez wieki ciągłą groźbą dla świata, Polakom dane było złamać ją ostatecznie pod wodzą dzielnego króla Jana, – Jeszcze będąc hetmanem gromi ich pod Chocimem, wstąpienie swoje na tron inauguruje świetną obroną pod Żurawnem i zaszczytnym traktatem; w końcu pod murami Wiednia, wespół z dzielnym księciem Lotaryngii zadaje jej cios ostateczny. – Załodze Wiednia, długą i bohaterską obroną wycieńczonej, jak anioł pocieszyciel niejaki Kulczycki zwiastuje nadciągającą odsiecz; jakoż na drugi dzień o świcie widzą nieszczęśliwi mieszkańcy Wiednia spuszczające się z wyżyn Kalemberga gęste zastępy rycerstwa, i zaraz bicie w dzwony i okrzyki wesela witają zbawców chrześciaństwa. – Wkrótce zawrzał bój straszny: lewe skrzydło pod wodzą Karola Lotaryngii, prawe pod Stanisławem Jabłonowskim dzielnie odpierają ataki Janczarów Spahów, w pośrodku zaś nieruchomy stoi ogromny zastęp husarzy polskich. Stalowe ich zbroje, lamparcie skóry na barkach zawieszone, srebrne skrzydła u ramion, a czerwono-barwne proporce kopii jaskrawo odbijały promienie letniego słońca. – Na czele tego hufca, wśród tłumu senatorów i dygnitarzy w złotej zbroi, na złotogniadym bachmacie król Jan przewodzi zastępom.
Od początku walki Kara Mustafa, wielki wezyr sułtana upojony powodzeniem, pewny, że bój zaczęty to rozpaczne wysilenie wojsk niemieckich, które rozgromił w przechodzie przez Węgry i Arcy-księztwo, nie przypuszczając pomocy Polaków, a tem mniej obecności ich króla, którego imię samo strachem przejmowało Turków, – części ogromnej armii swojej kazał przypuścić szturm do Wiednia, drugiej odeprzeć odsiecz, i spokojny oczekiwał z dala spełnienia wydanych rozkazów. Ależ stary han tatarski, co w dwudziestu bitwach nauczył się cenić straszne ramię Sobieskiego, z oczami wlepionemi w ten huf świetny niespokojnie upatrywał złotego skrzydła znamienującego obecność króla, a które Sobieski do chwili stanowczej opuścić kazał. – Naraz na skinienie wodza staje chorąży przed nim, wznosi to znamie hetmaństwa w górę, a kiedy jak meteor złowrogi zabłysło przed oczami hana, „Zginęliśmy!” zawoła! do wezyra, „Król polski stoi przed nami!” Niezmierny okrzyk rycerstwa polskiego powitał to hasło do boju, a kiedy błysnął szeroki bułat króla Jana, jak straszny uragan cały zastęp uderza w tłum Turków. Wszystko, co na drodze napotyka, przebija kopia, tratują konie, w niewstrzymanym biegu przecina na dwoje armię turecką, zdobywa namioty Mustafy, i dociera do murów Wiednia; potem raptownym zwrotem zagarnia połowę tej strasznej potęgi i topi w rozpienionych nurtach Dunaju. –
I od tej chwili zbladł księżyc przed znamieniem krzyża, – Turcya dotąd postrach świata, – pozostała tylko plaga chrześciańskich prowincyi swoich.
Dwa panowania Sasów, był to prawie ciągły pokój poniżeniem okupiony, a kiedy wybór Poniatowskiego dopełnił miary nadużyć, we cztery lata po nim powstała Konfederacyi Barska, ta epopeja szlachecka, ten niewyczerpany przedmiot dla powieści i malarstwa. Z jakiemiż to trudnościami miała do walczenia ta garstka Konfederatów!… Wielkie stronnictwo w kraju żądające wprawdzie reform, nieprzyjaźnie występowało przeciwko każdemu ruchowi zbrojnemu; król i jego adherenci z zasobem środków, jakie (jakkolwiek ograniczone) posiada każda władza, siłą i intrygą stawili czoło Konfederacyi: ogromne sąsiednie państwo słało w pomoc królowi wojska swoje, a pomimo tych trudności pięć lat walczyli dzielni rycerze Baru.
Ktokolwiek zaznał jeszcze pojedyńczych członków tej bohaterskiej falangi, ten przyznać musi, że to były typy jedyne, niejednakowo nastrojone, jak kółka jednej maszyny, ale pełni fantazyi i oryginalności, strasznej energii i odwagi, a obok wysokiej pobożności, nieubłagani w dopełnianiu obowiązków.
Początek Konfederacyi zapowiadał wiel kie jej rozmiary, i dobrze świadczył o poczynionych z dawna przez przywódzców porozumieniach: bo w krótce po jej zawiązaniu 30,000 zbrojnego ludu stało pod Barem. Prócz kilku chorągwi wojska, prócz nielicznych milicyi panów, większa daleko część była to szlachta od pługa albo ich dworscy. Nieprzyjaciel–w nadziei, że łatwo podola tej masie nieujętej w karby rygoru wojskowego, śmiało ją otaczać począł; ależ nie rachował na to, co może energia i przeświadczenie o świętości sprawy, której bronili Konfederaci. – Z zapałem nie do opisania uderzyli oni na kilku punktach na nieprzyiaciela: wszędzie go złamali, kilka tysięcy trupa–kilka tysięcy niewolnika wzięli, a to powodzenie trwogą przejęło stronnictwo królewskie. Czuło ono, że po tym zwycięztwie Konfederacyi urośnie potężnie, nabierze wiary w siebie i wzbudzi ją w bardziej oględnych, – a wtedy i posiłki obce nie podołają ludziom takiej odwagi i poświęcenia, jakiej dali dowody walczący pod Barem, – fortelem tedy umyślano zastąpić niepowodzenie oręża.
Wysłany w imieniu króla Mokronowski rozpoczął układy o pokój, a całe jego rokowanie taką było nacechowane szczerotą… taką chęcią zgodnego załatwienia tej domowej sprawy, że łatwowierna szlachta nasza nie przypuszczając zdrady, pomimo zaklinali Pułaskiego, marszałka związkowego, żeby stała pod bronią do końca układów, poczęła się rozjeżdżać do domów, a kiedy ta armia przed niedawnem do malej garstki pozostałej przy marszałkach zredukowaną została wtedy król zerwał naraz układy i przeważne siły moskiewskie uderzyły na ten mały zastęp. Ależ i tej garstki znieść nie mogli do szczętu; odpierając dzielnie codzienne ataki, idąc krajem nawiedzonym dżumą, wstąpił przerzedzony bojami bohaterski zastęp na Wołoską ziemię. W krótce nadeszła śmierć Pułaskiego, pozbawiła ona Konfederacyą najdzielniejszego przewódzcy, jedynego może, pod którym mogły się skupić znaczniejsze siły, – i odtąd zaczęła się wojna partyzancka. Młodzi synowie Pułaskiego, nie długo po śmierci ojca w parę tysięcy koni wkraczają zbrojnie do kraju, i podnoszą na nowo chorągiew Konfederacyi. W pośród zewsząd zastępującego im drogę nieprzyjaciela, zapuszczają się na Podole i naprzeciw Chocima… dwa miejsca obronne zajmują, Franciszek zamyka się w Zwańcu, Kazimirz w okopach Św. Trójcy. Otoczeni zewsząd od nieprzyjaciela bronią się dzielnie, w końcu Franciszek wychodzi z palącego się miasta i przerzyna się przez szeregi nieprzyjaciół, a Kazimirz wyczerpawszy zasoby amunicyi i żywności, stromą drogą, dla pieszych nawet nieprzystępną, spuszcza się w nocy z małym oddziałem jeźdźców nad brzeg Zbrucza, przebywa go w pław. potem z tyłu uderza na nieprzyjaciela strwożonego tem niespodzianem natarciem, szablą toruje sobie drogę i idzie na Ruś Czerwoną. –
Na wieść o tym pochodzie zawięzują się wszędzie konfederacyę: w Litwie, Inflantach. Żmudzi stają zbrojne oddziały: W Koronie malu takich powiatów było w któ rychby nie stanął akcess do tego dzieła odrodzenia.
W województwie Płockiem dzielny Sawa, w Wielkopolsce Walewski, Dzierżanowski, Zaręba zbierają zbrojne zastępy.
Imię Kazimirza Pułaskiego już wtedy zaczęło budzić nadzieje i błyszczeć tą aureolą bohaterskiej odwagi, którą nieskażoną poniósł do grobu. Tą moralną potęgą silny, idzie z Rusi Czerwonej na Litwę, zachęca, organizuje powstanie, potem wraca do Korony bijąc się ciągle, przechodzi z jednego końca kraju na drugi i dostaje się w Karpaty. Tam patryotyczna szlachta górska śpieszy pod rozkazy jego, z doborowym oddziałem występuje na równiny, łączą się z nim inni przewódzcy… biorą Tyniec, Lanckoronę, przebywają Wisłę i podziemnemi lochami idąc wnętrzami Wawelu, zdobywają zamek krakowski. Częstochowa długo była środkowym punktem wszystkich operacyi Konfederatów; pod jej murami wrzał nieraz bój srogi. Ztąd wyszedł oddział Kuźmy, co uwiózł króla z Warszawy, tu się zjeżdżali na radę przedniejsi Konfederacyi, kiedy przedsiębrać miano jakiś krok stanowczy.
i pięć lat trwał ten bój rozpaczny, i ani siła oręża, ani brak zasobów i środków nie zdołał wytrącić szabli z ręki tych obrońców wiary i wolności. –
Historya dotąd nie ujęta w swe ramy tych bohaterskich usiłowań, bo brak materyałów po temu; co się wie o nich… to tylko z podań miejscowych, z rozsianych po kraju papierów familijnych, albo z zapisków klasztornych. Z dowodów tak różnorodnych usiłowań, z ruchów tych mnóstwa oddziałów porozrzucanych po kraju, jakże trudno zdać sobie sprawę i wystawić tę długą walkę w właściwem jej świetle,–Jedno, co jest dowiedzione, to, że wszystkie oddziały walczyły z męstwem, może bez planu, bezładnie, ale niewątpliwie bohatersko; nigdy broni nie składali, nie ustąpili kroku, ginęli z poświęceniem jak ludzie walczący, z przeświadczeniem o świętości sprawy, której się poświęcili. Czyny ich dziś w zadumienie wprowadzają, a żelazna wytrwałość, kamienne siły żywotne, których ani głód, ani niewygody nadwątlić nie zdołały, zdają się rzeczą niepojętą dla dzisiejszego wątłego pokolenia.
Taki był ostatni epizod kilkowiekowych czynów szlachty; w późniejszych bojach przewodzi ona powstańczym zastępom, ale nie sama jedna walczy w nich.
Dwadzieścia lat upłynęło od czasu Konfederacyi Barskiej, a przez ten czas wielkie zaszły zmiany w pojęciach politycznych kraju. Sejm czteroletni wypowiada Credo Narodowe, zrzeka się wyboru królów i zgubnej opozycyi, dopuszcza do praw obywatelstwo mieszczaństwo i zasługę, szanując prawo własności nie narzuca obowiązku, ale zachęca do zmiany stosunków włościańskich, i uprawnia wszelkie układy na czynsze zrobione, dekretuje formacya stałej siły zbrojnej i stanowi podatek ofiary. Tym pamiętnym aktem zrzuca z siebie naród zarzuty anarchii, samolubnej wyłączności uprzywilejowanej klasy i niechętnego niesienia ofiar materyalnych na potrzeby kraju.–
Wielkiej doniosłości musiał to być ten akt pamiętny, dobrze zrozumiane i ocenione potrzeby każdej warstwy narodu: bo zbawienne wydal owoce. We trzy lata po nim chwyta naród za broń i staje do boju; nie stawia tym razem na czele swoim imienia głośnego zasługą historyczną; ale człowieka wielkiej cnoty, heroicznej odwagi, zasłużonego sprawie niepodległości na drugiej półkuli świata, człowieka, który wraz z Pułaskim i Niemcewiczem do Ameryki zaniósł sławę imienia polskiego, którego serce samą miłością tchnęło dla Polski i jej synów, słowem, cnotliwego Tadeusza Kościuszkę.
Ze skromnym tytułem naczelnika, składa naród w ręce jego dyskrecyonalną władzę, i nie nadużył jej nigdy przyjaciel Washingtona.
Pod wodzą jego stoją tym razem nie same oddziały skorej do boju szlachty; ale armia szczupła wprawdzie, ale militarnie uorganizowana. Na tę wieść budzi się duch patryo-tyczny w mieszczaństwie. Dawno ułożony i dobrze obmyślany plan powstania w stolicy, dojrzał nareszcie.
Na dane hasto lud Warszawy powstaje, wiodą go znani z poświęcenia i cnot obywatelskich przedniejsi mieszczanie; pełni zapału uderzają oni wśród nocy na posterunki moskiewskie; więcej doby trwa bój zacięty, w końcu opuszcza Warszawę przerzedzona armia najezdnicza. I lud wiejski poraz pierwszy daje oznaki patryotycznego poczucia, powodowalny nie zachętą zysków materyalnych, ale naturalną żądzą pozbycia się wroga, w stosunku patryarchalmrn do swoich dziedziców idzie w ślad za nimi – w szeregi obrońców kraju, i tam, nie w mundurze, nie z karabinem, – ale w sukmanie, z kosą w ręku zdobywa działa pod Racławicami, ściele trupem Prusaków na polach Szczekocin, ginie jak ofiara na równinach Maciejowic. – O! czemuż oni tych uczuć dla kraju i jego mieszkańców nie przelali następcom swoim!…. Czemuż nie przewidzieli, że w pół wieku po tym, kości ich zadrżą z oburzenia na widok, jak odrodne ich wnuki przelewali niewinną krew bezbronnych współbraci swoich; hańba i przekleństwo tym bratobójcom, a cześć i chwała owym dzielnym towarzyszom naczelnika, co owiani jednym duchem i równi poświęceniem, zalegli jedne wielką mogiłę narodową! ro upadku insurekcyi, rozebrano nie szczęśliwą Polskę: znikła ona z karty Europy, ale w sercach jej dzieci tlał zawsze zapal dla sprawy krajowej, ożywiała ich nadzieja lepszej pomyślniejszej przyszłości.
Od dawna była w narodzie naszym wielka sympatya, i jakieś uczucie braterstwa dla Francyi, chociaż żadnym czynem pomocy nie usprawiedliwione.
W czasie Konfederacji Barskiej rządy Ludwika XV. obojętnie patrzały na pierwszy rozbiór Polski; ograniczyły się one na wysianiu kilku awanturników, którzy nie zdolni ocenić, obok błędów wprawdzie bohaterskich usiłowań Konfederatów, oszczerstwem chcieli pokryć nieudolną pomoc, jaką oddali sprawie polskiej.
Za powstania Kościuszki znowu rządy Rzeczypospolitej nie szczędziły obietnic po mocy pieniężnej i zdatnych oficerów, alei skończyło się na obietnicach: bo ani jeden grosz francuzki nie wpłyną! do kasy polskiej, ani jeden Francuz nie przyszedł walczyć w szeregach powstania.
Pomimo te zawody, rozpierzchłe po świecie szczątki towarzyszy Kościuszki poczęli zdążać do Włoch, gdzie młody bohater świetnemi czynami powetował niepowodzenia armii francuzkiej i nowym blaskiem oświecił bledniejącą już gwiazdę Republiki. Celniejsi przewódzcy polscy zaczęli układy o formacya legionów polskich, ależ ich zabiegi rozbijały się o oziębłość i wyraźną niechęć gnuśnego dyrektoryatu; a kiedy pomimo to niepowodzenia nie ustawali w zabiegach swoich, narzucono ich świeżo kreowanej Rzeczypospolitej Cisalpińskiej. –
Zawiązały się tedy legiony pod wodzą Dąbrowskiego, Kniaziewicza, i wielkie oddawały usługi armii francuzkiej; ależ Rzeczpospolita nie pomna ich zasług i rodzinnych celów, siłą, przemocą zmusiła część tych przedstawicieli nieszczęśliwej Polski do zwalczenia na drugiej półkuli ziemi, dobijających się swobody murzynów, i rzuciła ich na pastwę strasznej zarazy. To też i wyginęli do szczętu, a o męczeńskiej ich śmierci nie było nawet komu zdać prawdziwej relacyi. –
Pozostała we Włoszech część legionów rosła znakomicie i szła wszędzie w ślad za bohaterem, co z jenerała został konsulem, z konsula – cesarzem. –
We wszystkich bojach, co wstrząsały odwieczne posady tronów, walczyli przy boku jego Polacy, w nadziei lepszej przyszłości dla kraju.
Nigdy Napoleon nie miał szczerej myśli odbudowania Polski; był to błąd polityczny, powiem nawet strategiczny; bo pod pierwszym względem – restauracya Polski był to jedyny sposób sparaliżowania koalicyi; pod drugim, potężna Polska silne przedstawiła oparcie w kampanii rossyjskiej; sam też Napoleon, na skale Św. Heleny, przyznał się do tego błędu.
Ależ w roku 1806 powodowany chęcią poniżenia, Prus, powziął zamiary przychylne Polsce, a na tę wieść pocieszającą przybyła do Drezna deputacya, wystawiając mu potrzeby narodu. – Ależ on z tem lekceważeniem, z tą ignorancyą historyczną, niegodną wielkiego człowieka, odrzekł wysłańcom narodu, co miał tysiąc lat istnienia, co nad wszystkie zasłużył się światu i cywilizacyi: „Zobaczę, czyście godni być Narodem!”
Po takiej odpowiedzi trudno było żywić nadzieję szerokiego zadosyćuczynienia; to też powstało male Księztwo Warszawskie, utwór nie kompletny. Zaczęło się ono silnie organizować, ależ stare pułki, szczątki legionów włoskich, pozostały przy wielkiej armii francuzkiej.
Pomyślność musi mieć w sobie coś upajającego: bo wszyscy wielcy wojownicy grzeszyli brakiem wstrzemięźliwości, i nic kładli końca zaborczym celom swoim. I Napoleon popadł w ten błąd: Europę całą uważał on za dziedzinę swoją, to też obsadzał opróżnione trony plemiennikami swemi. -
Hołandya, Westfalia, Neapol miały królów z rodu iego, jeden jeszcze pozostał do wyposażenia, i dla tego zapragnął półwyspu Iberyjskiego.
I szły ogromne zastępy francuzkie, a obok nich i pułki polskie wywalczać koronę dla króla Józefa.
W tej wojnie, jak w każdej gdzie losami bitew kierował potężny geniusz Napoleona, szczęście szło w ślady za orłami jego. Nie pomogła ani odwaga wojska, ani opór zfanatyzowanej ludności w gieryle zebranej, –kroczyła w głąb kraju zwyciezka armia, już tylko wyżyny Somo-Sierra dzieliły ją od Madrytu; – ależ tam niespodziany opór znaleźli Francuzi Stromo pnący się wąwóz poprzecinany przekopami, na których piętrzyły się działa ta była jedyna droga do stolicy Hiszpanii wiodąca. – Napoleon, co nie zwykł był cofać się przed żadną zawadą, co mało cenił życie ludzkie, pierwszym pułkom, które miał pod ręką kazał uderzyć na ten działami najeżony wąwóz. Śmiałe było natarcie, ależ nie mniej wytrwała obrona: bo w krótkim czasie cofać się począł zdziesiątkowany oddział francuzki; drugi, co go zastąpił, tenże sam los spotkał; trzeci nie był szczęśliwszy od dwóch pierwszych…. wtedy zamyślił się cesarz, a potem patrząc chwilę na pułk ułanów polskich, szwoleżerami zwany, i wskazując ręką na wąwóz, „ Naprzód!” zawołał. – Bez namysłu ruszył dzielny ten zastęp; naczelny szwadron prowadził Kozietulski, drugi Henryk Kamieniski, trzeci Fac, czwarty Tomasz Lubieński; wązka droga wąwozu nie dozwoliła rozwinąć frontu, czwórkami tez postępował pułk cały. Straszny, a zarazem świetny to był widok tego boju: na piętrzących się bateryach błyszczały działa, koto nich uwijali się żołnierze w jaskrawych mundurach, gierylasy w fantastycznych ubiorach, w wysokich kapeluszach z piórami, między nimi mnichy różnych zakonów, uzbrojeni w pałasze i sztylety, zachęcali walczących i słowem i czynem. Na każdej bate-ryi był krzyż zatknięty, a rozwiane różnobarwne chorągwie kościelne malowidłami ozdobione, przedstawiały widok jakiegoś religijno-wojskowego obchodu.
Naraz zagrzmiały działa, i dym niezmierny zakrył przed oczyma patrzących ten świetny przed chwilą obraz. Ależ nacierający jut dochodzą wąwozu, dowódzcy:
wznieśli szable w górę, ogromny okrzyk: „Vive l' Empereur!” odbity skaliste góry, a potem pochyleni jeźdzcy na rozbieganych koniach jak uragan pędzili wąwozem…..
Coraz wyżej i wyżej wznoszą się rumaki, coraz wyżej jak skrzydła jaskółcze powiewają chorągiewki, coraz wyżej bujają białe kity przy czerwonych czapkach i nikną pomału wpośród kłębów dymu,… coraz bardziej w oddali okrzyki natarcia, coraz słabszy jęk skonu albo rżenie koni, nareszcie silniejszy jak poprzednio rozległ się był okrzyk i potem cisza zastąpiła gwar bitwy. -
Całe wojsko z obawą patrzało na ten czyn niesłychany, nie wiedzieli czy zwyciężył, czy zginą! ten odważny zastęp…..
a tu z wąwozu, jak z paszczy krateru dym wolno podnosił się w górę, a kiedy usunął się ostatni rąbek tej gęstej zasłony, jakiż widok uderzył oczy patrzących!… Na samym szczycie góry, na białym rumaku stat dzielny Koziotulski; nad głową jego wiatr rozwiewał chorągiew pułkową, na niej jak gwiazda świecił biały orzeł na czerwonem polu, poniżej, jak piedestał do tego posągu, jerżył się las proporców, i jeźdźców i koni. Na dolinie zabrzmiały i kotły i trąby, okrzyk wojenny powitał zwycięzców; na górze dwa razy schyliła się chorągiew na cześć dla; cesarza, potem wolno niknęli i jeźdźcy i konie; bo dzielny zastęp szedł w pogoń za nieprzyjacielem.
Po zdobyciu wąwozu – bez oporu szła armia prosto do Madrytu, i na równinach koło Eskurialu zaległa obozem; ależ nie było z niemi zwycięzców Somo-Sierra, zagnali się oni w pogoń za nieprzyjacielem i wieści o nich nie było. –
Dopiero drugiego, czy trzeciego dnia, kiedy zwycięzki żołnierz wypoczął po znoju, kiedy śmiechy i śpiewy ożywiły obóz ujrzano wysuwający się z gór oddział jezdnych, a białe z czerwonem chorągiewki migały w powietrzu. „To Polacy wracają!” rozległ się okrzyk w środku obozu, i zaraz żołnierze bez komendy broń z kozłów rozbierali i stawali w szeregach. Zdziwiony tym ruchem cesarz, spytała o przyczynę, a kiedy mu ją opowiedziano, i on wyszedł z namiotu i otoczony świetnym orszakiem tych ilustracyi, co w stu bitwach nawykły zwalczać Europę, stał i z zadowoleniem patrzał na zbliżających się szwoleżerów.
Pierwszy korpus, co stat na skrzydle, do którego dochodzili Polacy, był marszałka Serruriex; za zbliżeniem się ich wszystkie kaszkiety na bagnetach podniosły się w górę, i okrzyk: „Salut aux braves!” rozległ się w powietrzu. 1 jeden batalion po drugim w tych kilku energicznych słowach witali zwycięzców Somo-Sierra, aż póki nie stanęli przed cesarzem. – Umiał on znaleźć te serdeczne słowa, któremi podbijał umysły i serca, tym razem nie szczędził ich dla polskich dzielnych ułanów; uściskał serdecznie dowódzcę Wincentego Krasińskiego, dla każdego szefa szwadronu znalazł słowo pochwalne, szczególnie odznaczył Koziotul-skiego; wypytywał o najdrobniejsze szczegóły, a ie w samym początku ataku dojrzał był jakiegoś oficera, co z niesłychaną odwagą pierwszy wskoczył na baterye, pytał też o niego i kazał go sobie przedstawić. – Po chwili Krasiński przyprowadził młodego oficera, dziecko prawie, nazwiskiem Wilczek; a kiedy w kilku wyrazach skreślił jego czyn odważny, cesarz zdjął z piersi krzyż legii honorowej i przypiął go młodzieńcowi: ależ widno było z twarzy Napoleona, że tę nagrodę za niedostateczną uważał. –
„Wiele masz lat?” zapytał z uśmiechem. – „Dziewiętnaście,” odrzekł zapytany; a na tę odpowiedź ruszył ramionami cesarz, i obracając się do orszaku obecnego tej scenie: „Panowie!” zawołał głośno, „jak dojdzie lat moich, czym on będzie?….” Zdziwienie obecnych, a radość młodzieńca były nie do opisania: bo porównywając go z sobą, wyrządził mu cesarz zaszczyt wyższy nad wszystkie oznaki honorowe; zrozumieli to i koledzy jego i pułk cały, to też przeciągły okrzyk: „Vive l'Empereur!” wydali dzielni towarzysze Wilczka. –
O czemuż śmierć przedwczesna przerwała ten żywot piękny, czemuż nie doczekał w dojrzałym wieku przewodzić zastępom polskim.. gdzieś na polach Grochowa, albo Ostrołęki, odważną szarżą decydować los bitwy?! – Cześć jego cieniom, a zaszczyt tej ziemi, co takich synów wydała I Prócz pułku szwoleżerów, był jeszcze w Hiszpanii pułk ułanów Legii Nadwiślańskiej, a dowodził nim Konopka, Pułk ten odznaczał się nie tylko w bitwach z Hiszpanami, ale i z Anglikami, tą najpierwszą ka-waleryą w świecie, i miał trofea odniesionych na nich zwycięstw: bo cały siedział na angielskich koniach.
A cóżto pojedyńczych dowodów niesłychanej odwagi dali Polacy w Hiszpanii walczący! Przy strasznym szturmie do Saragossy, tego drugiego Saguntu, imię jenerała Chłopickiego i pułków polskich zajaśniało chwałą. Alboż czyn pojedynczego żołnierza, nazwiskiem Suryn, który sta Hiszpanów własną ręką trupem położył, a którego pamięć przekazał potomności jeden z poetów naszych temi słowy: – Dzieło godne ręki Rzymianina Uwieńcza chwała Polski grobowiec Suryna."
BOJE POLSKIE.
I.
Odwieczny antagonizm Anglii, coraz to nowych nieprzyjacioł podburzał przeciw Francji, zaledwie bowiem skończyła się kampania z Prusami, w skutek której powstało Księztw.) Warszawskie, wystąpiła Austrya do walki. – Prócz pułku gwardyi szwoleżerów, nie brali Polacy udziału w tym boju, ale w granicach swoich walczyli z Austryakami, pod wodzą księcia Józefa Poniatowskiego. Liczebnie, jak i pod względem organitacyi przewaga wielka była na stronie nieprzyiaciela: bo w szeregach austryjac – _ kich był sam stary żołnierz, nawykły do trudów. zahartowany w tyloletnich wojnach z Rzecząpospolitą, konsulatem i cesarstwem francuzkiem; w armii zaś polskiej była sama młodzież, ledwie wyżsi oficerowie mieli jakie takie pojęcie o sztuce wojskowej; z wielką też niewiarą w skutek pomyślny rozpoczęły się pierwsze kroki wojenne. –
Przytoczę tu zdarzenie, które od naocznego świadka słyszałem opowiadane.*
W okolicy Modlina stat pułk… zda mi się 6. ułanów, Adama Potockiego, a jednym szwadronem tego pułku dowodził niejaki Drzewiecki, ze służby pruskiej oficer, jedyny, który kampanią odbywał. Muszę tu nadmienić, że szwadrony ówczesne wyrównywały liczebnie prawic dywizyom póżniejszym, składało je bowiem dwie kompanie po 120 ludzi, którym przewodzili kapitanowie, dowodzcą zaś całego szwadronu był szef, sztabsoficer.
Blizkość nieprzyjaciela nakazywała zachowanie ostrożności, co dzień też wychodziły rekonesanse dla powzięcia języka; – przez pierwsze dnie nie przyszło jednak do starcia, chociaż docierano dość blizko stanowisk austryackich, z kolei wyruszy! na takie zwiady szwadron Drzewieckiego. – Nie zwierzając się nikomu z podkomendnych swoich, umyślił on nie unikać boju, ale owszem pierwszy uderzyć, jeżeli nieprzyjaciel nic będzie w bardzo przeważającej sile, – Powziąwszy takie postanowienie, z dobrą otuchą prowadził on szwadron swój, kiedy niedaleko Nadarzyna ujrzeli wychodzącą z lasu kawaleryą; były to dwa szwadrony pułku Kaiser-Huzarów, który w długich wojnach, jakie prowadziła Austrya, okrył się był sławą. Skoro spostrzegli Polaków, zwrócili się ku nim i szli stępą, a Drzewiecki przemówił do swoich, zachęcał ich i dodawał odwagi, a widząc M wszystkich twarzach wyraz pewności i za palu, szedł naprzeciw zbliżających się huzarów. – Chwilę zaklęsłość skryta ich przed okiem Drzewieckiego i jego oddziału, a kiedy wyszli na wzgórze, dym wznosił się nad ich głowami: bo wszyscy zapalili fajki, a gwar hałaśliwej rozmowy i śmiechy dochodziły do uszu Polaków.
Ta swoboda i wesołość w chwili rozpoczęcia boju nie miłe zrobiła wrażenie na młodym żołnierzu polskim; spostrzegł to Drzewiecki, to też kilku energicznemi wyrazami starał się dodać im otuchy, a kiedy widział, że wróciła swoboda, wolno postępował na spotkanie nieprzyiaciela. – Po chwili usłyszano komendę, i zaraz cichość się jrobiła; tmzary odrzucili dolmany zabłysły krzywe ich szable i ruszyli kłusem a Drzewiecki z obawy, żeby się nie zła – mal szyk jego szwadronu, stępą maszerował, tylko na komendę dowódzcy ulani skrócili cugle i lance złożyli do ataku. –
Zaledwie paręset kroków było przedziału między obu zastępami, – kiedy dowodzcą huzarów wzniósł szablę do góry: okrzyk natarcia wydali Węgrzy i w całym pędzie koni ruszyli naprzód, a po chwili i Polacy z okrzykiem hura, wypuścili konie. I uderzyły o siebie pierwsze szyki tak silnie, że przysiadły na zadach konie ułanów, niektóre popadały, a cały niemal pierwszy szereg huzarów leżał na ziemi. – To niepraktykowane starcie raz tylko w wojnach francuzkich miało miejsce pod Holienlinden, gdzie dragoni francuzcy w ten sposób spotkali SC ze szwoleżerami austryackiemi, a nastawione długie ich rapiery, powaliły cały szereg nieprzyjaciela. *
* Opowiadał mi lo starcie pułkow. Zdzitowiecki… który zachowchował rozkaz dzienny jenerała Mureau, gdzie go chlu-
Pierwsze to było spotkanie huzarów z ułanami, a niepomyślny skutek takowego bardzo ich zdemoralizował; i odtąd lance niechrześciań-ską bronią nazywali.
Wkrótce nastąpiła bitwa pod Raszynem, gdzie 8 tysięcy Polaków walczyło przeciw 40 tysięcom Austryaków i piae otrzymało.
Oszańcowany obóz pod Górą-Kalwaryą zdobyty, szturmem biorą Sandomirz i Zamość parę tysięcy koni kawaleryi zajmuje Galicyą i nie w jednem miejscu przed kilkunastu ułanami całe kompanie broń składają: a przecież był to żołnierz, co się nieraz silnie opierał zastępom Napoleona i którego on nie lekceważył.
Zawód żołnierski jest niewątpliwie najszlachetniejszem, powołaniem: bo założeniem jego jest walka z nieprzyjacielem kraj nachodzącym i obrona porządku wewnętrznego; w obu tych wypadkach na ciężkie próby narażony bywa, a krwawa missya, ktorą spełnia, wymaga nieraz albo poświecenia, które zda sic, przechodzić siły ludzkie, albo dopełnienia czynu, na który w zwykłych warunkach życia wzdryga się natura. Tę bolesną stronę zawodu żołnierza, wykazał z niezmiernym talentem Alfred de Nigny w pięknym utworze swoim: „Vicissitude s">Vicissitudes et grande u res militaires” a i w kampanii i8oq… r. było wydarzenie, pełne dramatu, które dowodzi smutnej konieczności bezwzględnego posłuszeństwa w życiu żołnierza. Cesarz Napo-n w owym czasie widząc nieuniknioną wojnę Austrya, starał sic uzyskać jeżeli nie współudział to przynajmniej neutralność Prus i Rosyi i z ta ostatnią zawarł przymierze; ależ na szczerość takowego nie rachował: bo nie dowierzał cesarzowi Aleksandrowi: którego tak trafnie le grec du Basempire nazywał;
na pomoc tedy jego nie liczył, ale przy powodzeniu swego oręża mógł być pewien jego neutralności, a to zapatrywanie się cesarza dzielili wszyscy otaczający go.
W Krakowie w owym czasie stało wojsko polskie pod wodzą ks. Józefa Poniatowskiego i jako sprzymierzeni, kilkanaście tysięcy Moskali, a temi dowodził Suwarow, syn sławnego feldmarszałka, który za kampanią włoską przydomek Italickiego otrzymał.
Stosunek zażyłości i wielka sympatya istniała między obu młodemi dowódzcami i dziwnym trafem jednakowy zgon oni mieli, a ten im w owym czasie przepowiedziany został.
Przybyła bowiem do Krakowa jakaś wróżbiarka Niemka, której przepowiednie były przedmiotem rozmów całego miasta i mocno zaciekawiły księcia Józefa i Suwarowa, to też zachowując najściślejsze incognito, ubrani po cywilnemu poszli w odwiedziny do owej Pitonissy.
Kładła im tedy kabałę – i dziwnie trafnie z przeszłości obu – wiele rzeczy im tylko znanych opowiadała; a ci zdziwieni słuchali jej z zajęciem, w końcu Suwarow zapytał ją:
„Jakiż ma być koniec każdego z nas?”
„Obu jednakowy, odrzekła zapytana.” „Ale jaki? jaki?” – pytał znowu.
„Tego nie wiem, odpowiedziała, ależ moge powiedzieć czego się wystrzegać macie. Pan, rzekła wskazując na Suwarowa, wystrzegaj się miejsca, w którym ojciec twój nabył sławy.”
„A ja?” pytał skwapliwie ks. Józef.
„Hiite dich vor der Elster!”1 rzekła z rodzajem pewności i natem zakończyła wróżbę swoją.
Stary Suwarow w tyłu miejscach staczał szczęśliwe boje, że z mowy wróżki syn pewnego wniosku zrobić nie mógł.
Ks. Józef znowu nie pojmował, co mu za niebezpieczeństwo od sroki zagrażać może… ze śmiechem też przyjęli obydwa tę zagadkową przestrogę wrózbiarki i opowiadali poufałym swoim to dziwne zdarzenie. –
Ależ we cztery lata pożniej wódz polski w nurtach Elstry znalazł koniec rycerskiego zawodu swego, a Suwarow, nieco póżniej przebywając rzekę Rymnik (nad brzegami której ojciec jego odniósł pierwsze swoje znakomite zwycięztwo nad Turkami i w nagrodę przydomek Rym-nickiego dostał) przypadkowo utonął. –