Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Bolesław Prus - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bolesław Prus - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 215 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1.

Po­ko­le­nie po roku 1863. – Mło­dość Bo­le­sła­wa Pru­sa. – Cze­go Prus żą­dał od spo­łe­czeń­stwa? – Pierw­sze ob­raz­ki. – Dla­cze­go śmie­je­my się, czy­ta­jąc opo­wia­da­nia Pru­sa? – Hu­mor Pru­sa. – Współ­czu­cie z cier­pią­cy­mi.

Upa­dek po­wsta­nia z roku 1863 – go był dla spo­łe­czeń­stwa pol­skie­go cio­sem. Po­pa­lo­ne sio­ła, roz­wa­lo­ne mia­sta, zgi­nę­ły nie­tyl­ko kło­sy, lecz i lu­dzi pa­dły ty­sią­ce, stra­co­no ostat­ki swo­bód na wiel­kim ob­sza­rze ziem pol­skich. Ale w spo­łe­czeń­stwie była ży­wot­ność, sko­ro z przy­gnę­bie­nia otrzą­snę­ło się ry­chło i po­czę­ło ba­dać, co spro­wa­dzi­ło po­grom, i co czy­nić, by go unik­nąć na przy­szłość. Czy do­brą ob­ra­li­śmy dro­gę, czy mamy kro­czyć nią nadal? Może ru­chy zbroj­ne, nie­przy­go­to­wa­ne na­le­ży­cie, były lek­ko­myśl­ne, może o czem in­nem wprzód na­le­ża­ło po­my­śleć, nie o po­wsta­niu? I zja­wi­ła się od­po­wiedź twar­da, bo­le­sna, ale uzna­na przez współ­cze­snych za je­dy­nie traf­ną: upa­dli­śmy, bo­śmy nie do­ro­śli jesz­cze do nie­pod­le­gło­ści. Kto chce być wol­nym, musi się wprzód od­ro­dzić we­wnętrz­nie, wy­ro­bić w so­bie hart, wolę sil­ną, cno­tę kar­no­ści, po­słu­szeń­stwa, musi oka­zać, że jest zdol­nym do stwo­rze­nia sil­ne­go rzą­du. Kto chce zdo­być wol­ność, musi dzia­łać jed­no­li­cie, so­li­dar­nie: szlach­cic, chłop, miesz­cza­nin mu­szą iść ra­zem w zwar­tym sze­re­gu. Trze­ba więc wprzód, by każ­dy mó­wią­cy po pol­sku po­czuł się Po­la­kiem, a do tego znów trze­ba oświa­ty, dłu­giej i mo­zol­nej pra­cy nad uświa­do­mie­niem na­ro­do­wem naj­szer­szych warstw. I jesz­cze cze­go in­ne­go po­trze­ba: do­bro­by­tu. Nę­dza nie wyda owo­ców bło­go­sła­wio­nych, głod­ny nie o wol­no­ści ma­rzy, lecz o chle­bie.

Po­czy­na więc to po­ko­le­nie, któ­re wi­dzia­ło bój i klę­skę roku 63 – go, my­śleć chłod­no, trzeź­wo. Przy­czy­nia­ją się zaś do wy­ro­bie­nia owe­go trzeź­we­go po­glą­du na sto­sun­ki i inne tak­że czyn­ni­ki, przedew­szyst­kiem znie­sie­nie pańsz­czy­zny i uwłasz­cze­nie ludu (w Kró­le­stwie Pol­skiem w roku 1864). Na­sta­je prze­wrót w sto­sun­kach go­spo­dar­czych, pie­nięż­nych, nie­je­den, co żył w do­stat­kach, wi­dzi, że je­śli nie za­ką­szę rę­ka­wów do pra­cy, gro­zi mu ru­ina, że na­wet i pra­ca go nie oca­li, je­śli nie bę­dzie oszczę­dzał.

Tak po­wsta­je ha­sło pra­cy, pra­cy od pod­staw, or­ga­nicz­nej – jak wów­czas mó­wio­no. Nie ru­chy zbroj­ne – wo­ła­no – zba­wią nas, lecz znoj­ny, co­dzien­ny trud. Mło­ty w ruch! Nie mamy wła­sne­go prze­my­słu – stwo­rzyć go, nie mamy fa­bryk – za­kła­dać je co ry­chlej, nie umie­my do­brze upra­wiać zie­mi – uczyć się tego, choć­by od wro­gów, a przy­tem oświe­cać sie­bie i in­nych.

Trzeź­wość w my­śle­niu wy­ra­bia­ły we współ­cze­snych tak­że dzie­ła ob­cych uczo­nych, w któ­rych wów­czas za­czę­to się roz­czy­ty­wać. Pod wpły­wem tych dzieł po­czę­li mło­dzi uzna­wać tyl­ko to, co się da spraw­dzić do­świad­cze­niem i ra­chun­kiem, a od­rzu­cać wszyst­ko, cze­go przy po­mo­cy tych dwóch środ­ków stwier­dzić nie po­tra­fi­my 1).

I szli jesz­cze da­lej. Py­ta­li: po co ist­nie­je po­ezya? Żeby nas za­chwy­cać, roz­ma­rzać? W ta­kim ra­zie szko­da cza­su czy na pi­sa­nie wier­szy, czy dra­ma­tów, czy po­wie­ści. Wszyst­ko, co ro­bi­my, po­win­no być uży­tecz­ne, po­ezya ma nie roz­tkli­wiać, lecz uczyć, spo­łe­czeń­stwo po­win­no mieć z niej ko­rzyść.

Star­sze po­ko­le­nie nie go­dzi­ło się jed­nak na ta­kie ha­sła, uwa­ża­ło je za zbyt jed­no­stron­ne, a wów­czas za­wrza­ła

1) Po­wo­ły­wa­no się zwłasz­cza chęt­nie na dzie­ła fi­lo­zo­fa fran­cu­skie­go Com­te'a (czy­taj: Kąta). Zwo­len­ni­cy jego zwa­li się po­zy­ty­wi­sta­mi t… j… ludź­mi li­czą­cy­mi się z rze­czy­wi­sto­ścią.

wal­ka. To­czy­ła się na ła­mach ów­cze­snych cza­so­pism war­szaw­skich. Mło­dzi wal­czy­li w Prze­glą­dzie ty­go­dnio­wym, ogła­sza­jąc tam swe ode­zwy, cza­sem bar­dzo na­mięt­ne, bez­względ­ne, a gdy im za­rzu­co­no zbyt­nią trzeź­wość, od­po­wie­dzie­li, że taki za­rzut może uczy­nić tyl­ko na­ło­go­wy pi­jak. O po­ro­zu­mie­nie było trud­no.

W cza­sie, gdy Prze­gląd ty­go­dnio­wy za­czął wy­cho­dzić (r 866), Alek­san­der Gło­wac­ki (zna­ny po­wszech­nie pod imie­niem B o 1 e sła­wa Pru­sa) koń­czył gim­na-zyum lu­bel­skie. On sam póź­niej tak przed­sta­wiał gro­no mło­dzie­ży, do któ­re­go na­le­żał, i sie­bie z tych cza­sów:

Gło­wac­ki uczęsz­czał do szkół od r. 1856 do 1866, co już wska­zu­je, że na­le­żał do tej in­te­re­su­ją­cej gru­py mło­dzień­ców, któ­ra w po­zio­mym ję­zy­ku pro­fe­so­rów na­zy­wa­ła się próż­nia­ka­mi i urwi­sa­mi. Ta­kiem było pra­wie całe ów­cze­sne po­ko­le­nie… Uczy­li się lek­cyi nie­zbyt chęt­nie, do­ka­zy­wa­li okrop­nie, cho­ciaż bar­dzo rzad­ko zło­śli­wie… Miłe te chło­pacz­ki tyl­ko w cza­sie pau­zy znaj­do­wa­li się na środ­ku kla­sy; lecz pod­czas lek­cyi cała gro­ma­da tak do­kład­nie kry­ła się gdzieś w ostat­nich ław­kach, że trze­ba ich było szu­kać, jak szpil­kę w sto­gu. Do­daj­my jed­nak, że nad­miar sił, na któ­ry cho­ro­wa­ła ów­cze­sna mło­dzież, ob­ja­wiał się tak­że pręd­kiem ucze­niem się lek­cyi, ła­twem przy­go­to­wy­wa­niem się do eg­za­mi­nów i pra­cą wy­bie­ga­ją­cą poza ramy szkol­ne­go pro­gra­mu. Trud­no opo­wie­dzieć, ile ener­gii, in­te­li­gen­cyi, za­pa­łu i naj

Bo­le­sław Prus jako uczeń głów­nej.

Szko­ły szla­chet­niej­szych uczuć pły­nę­ło w tej dziel­nej mło­dzie­ży. A ile tam było wie­dzy i pra­cy! Czy­ta­no nie ro­man­se, jak w niż­szych kla­sach, ale eko­no­mię, sta­ty­sty­kę, hi­sto­ryę fi­lo­zo­fii… Roz­pra­wia­no o Bogu, du­szy, cza­sie i prze­strze­ni, o nad­uży­ciach szlach­ty, nę­dzy chło­pów, po­ło­że­niu ży­dów i t… d. God­ne­mi uwa­gi były po­tęż­nie roz­wi­nię­te wśród tych chłop­ców in­stynk­ty spo­łecz­ne…, każ­de­mu cho­dzi­ło nie tyle o ka­ry­erę oso­bi­stą, ile o od­da­nie naj­więk­szych usług spo­łe­czeń­stwu.

Wśród tej mło­dzie­ży, ki­pią­cej ży­ciem, Gło­wac­ki (Prus) był nie gor­szy i nie lep­szy od in­nych, tyl­ko tro­chę star­szy i do­świad­czeń­szy. Był to fa­na­tyk (za­pa­lo­ny wiel­bi­ciel) ma­te­ma­ty­ki i nauk przy­rod­ni­czych. Więc wy­kła­dał na pra­wo i lewo, że wszyst­ko jest głup­stwem i kłam­stwem, cze­go nie moż­na wy­li­czyć i zwa­żyć…

Prze­to w szko­le już, jak ze słów tych wi­docz­ne, szła mło­dzież, a z nią Prus, za prą­dem ogól­nym, chcia­ła li­czyć, wa­żyć, wie­rzy­ła tyl­ko do­świad­cze­niu i ra­chun­ko­wi, a przy­tem ma­rzy­ła o ta­kiem prze­kształ­ce­niu spo­łe­czeń­stwa, by znik­nę­ła nę­dza chłop­ska i by chłop po­czuł się oby­wa­te­lem. Każ­dy też pra­gnął stać się w przy­szło­ści uży­tecz­nym ogó­ło­wi.

Po ukoń­cze­niu gim­na­zy­um prze­szedł Prus do war­szaw­skiej Szko­ły głów­nej, za­pi­sał się w niej na wy­dział ma­te­ma­tycz­ny i od­da­wał się tu z za­pa­łem ma­te­ma­ty­ce, na­ukom przy­rod­ni­czym i fi­lo­zo­fii. Wów­czas też po­czął pi­sać, ale by­najm­niej nie po­wie­ści; prze­ciw­nie, w Prze­glą­dzie ty­go­dnio­wym dru­ko­wał po­waż­ne spra­woz­da­nia z współ­cze­sne­go ru­chu umy­sło­we­go, po­czem w in­nych pi­smach roz­pra­wy na­uko­we z roz­ma­itych dzie­dzin. Na nie­do­ma­ga­nia spo­łe­czeń­stwa pol­skie­go zwró­cił uwa­gę w ar­ty­ku­le pod na­pi­sem Na­sze grze­chy. Cóż to za grze­chy? Jed­nym z naj­cięż­szych jest próż­niac­two, da­lej ży­cie nad stan (skąd dłu­gi i ru­ina), na­stęp­nie brak pra­cy wy­twór­czej, nie­chęć do prze­my­słu i han­dlu, brak wy­kształ­ce­nia za­wo­do­we­go i rol­ni­ków i t… d. Ja­każ na to rada?

Pro­sta: za­mia­na fra­ka na blu­zę, sze­rze­nie oświa­ty, szko­ły za­wo­do­we.

Aże­by go nie po­są­dzo­no, iż co in­ne­go mówi, a co in­ne­go robi, Prus sam wstę­pu­je wów­czas do war­sta­tu i pra­cu­je jako pro­sty ro­bot­nik nie­zmier­nie pil­nie. To się na­zy­wa ob­le­kać sło­wo w czyn.

Ale choć w tem, co gło­sił i czy­nił, szedł Prus ręka w rękę z mło­dy­mi, wal­ki ze star­szem po­ko­le­niem za

Wnę­trze fa­bry­ki, w któ­rej pra­co­wał Prus jako ro­bot­nik.

przy­kła­dem to­wa­rzy­szy z Prze­glą­du nie wsz­czy­nał. Inni na ustę­pu­ją­cych z pola, znu­żo­nych i za­wie­dzio­nych ci­ska­li klą­twy, on na ni­ko­go ka­mie­niem po­tę­pie­nia nie rzu­cił. Za cóż­by? Mło­de­mu po­ko­le­niu za­zwy­czaj trud­no po­ro­zu­mieć się z star­szem, ale czyż wina w tem tych, co w in­nych wy­ro­śli wa­run­kach i in­a­czej na­uczy­li się pa­trzyć na świat, lu­dzi i za­da­nia czło­wie­ka? Prus zresz­tą zbyt ko chał całe spo­łe­czeń­stwo, by mógł ko­mu­kol­wiek zło­rze­czyć, i za­nad­to umi­ło­wał spra­wie­dli­wość, by miał po­paść w stron­ni­cze za­śle­pie­nie. Wpra­wiaj­my się pi­sał – w od­da­wa­nie słusz­no­ści każ­de­mu. Przy­wdział blu­zę, ale na wi­dok fra­ka nie wpa­dał w gniew, co naj­wy­żej, gdy frak zdo­bił ban­kru­ta, uśmie­chał się.

Cho­ciaż jed­nak sło­wa chciał po­przeć czy­nem, nie było prze­zna­cze­niem jego zo­stać maj­strem fa­brycz­nym, ani dy­rek­to­rem fa­bry­ki. Zbyt już bo­wiem ce­nio­no Pru­sa jako pi­sa­rza, dzien­ni­ki pro­si­ły go o ar­ty­ku­ły, o roz­pra­wy, a on nie od­ma­wiał. I to nie­tyl­ko dla­te­go, że go pro­szo­no, lecz że czuł po­trze­bę pi­sa­nia. Po­nie­waż zaś w mło­do­ści swej był we­so­ły, dow­cip­ny, pi­sał czę­sto we­so­ło i dow­cip­nie, a pu­blicz­ność czy­ta­ła wszyst­ko, pod czem zna­cho­dzi­ła imię Pru­sa, z wiel­kiem upodo­ba­niem. Zwłasz­cza jego Kro­ni­ki ty­go­dnio­we.

Treść tych Kro­nik była pra­wie za­wsze po­waż­na, spo­sób przed­sta­wie­nia pra­wie za­wsze żar­to­bli­wy. Po­ru­szał w nich Prus roz­ma­ite spra­wy, waż­niej­sze i mniej waż­ne, spra­wę wło­ścian, rze­mieśl­ni­ków i rze­miosł, ży­dów, spra­wę zdro­wot­no­ści, do­bro­czyn­no­ści pu­blicz­nej i t… d. Cza­sem zda­je się, że rzecz jest bar­dzo bła­ha, że au­to­ro­wi cho­dzi­ło tyl­ko o wy­wo­ła­nie śmie­chu, tym­cza­sem po prze­czy­ta­niu kro­ni­ki na­pły­wa­ją my­śli po­waż­ne i czy­tel­nik wi­dzi, że żar­to­bli­wość au­to­ra była tyl­ko środ­kiem, któ­ry miał za­chę­cić do prze­czy­ta­nia ar­ty­ku­łu.

Oto np. pi­sze Prus ja­ko­by z Ame­ry­ki, z Fi­la­del­fii, i opo­wia­da o roz­mo­wie ze swym go­spo­da­rzem:

Mały Tom Adams, syn mo­je­go go­spo­da­rza, cho­dzi do szkół. W tym roku do­stał pro­mo­cyę i wy­bił oko jed­ne­mu ze swych przy­ja­ciół.

Wczo­raj spo­tka­łem go w sie­ni z paką ksią­żek i bu­kie­tem róż w re­kach.

2

– Gdzie nie­siesz te kwia­ty? – spy­ta­łem go.

– Na sprze­daż.

– Na sprze­daż?!…

– Ro­zu­mie się!

– A ileż­byś chciał za swój bu­kiet?

– Od was, jako od gen­tel­ma­na1), we­zmę trzy do­la­ry.

Zgłu­pia­łem. Po­nie­waż jed­nak za moją po­wieść wzią­łem taką masę pie­nię­dzy, że po­pro­stu nie wiem, co z nie­mi ro­bi­ć2), da­łem mu więc trzy do­la­ry.

Bez­wstyd­ny chło­piec wziął mo­ne­tę, wró­cił do miesz­ka­nia, od­dał ojcu dwa do­la­ry na ra­chu­nek sto­łu i stan­cyi, za­pła­cił ogrod­ni­ko­wi kil­ka­na­ście ko­pie­jek za wzię­ty bu­kiet i po­szedł do szko­ły gwiż­dżąc.

Obu­rze­nie moje nie mia­ło gra­nic.

– Sir! – za­wo­ła­łem do star­sze­go Adams'a, któ­ry spo­koj­nie żuł prym­kę – czy wiesz, skąd twój syn wziął trzy do­la­ry?

– Mu­siał je za­ro­bić, po­nie­waż, o ile mi wia­do­mo, nie gra na gieł­dzie i nie krad­nie – od­po­wie­dział fleg­ma­tycz­nie oj­ciec.

Zdu­mie­nie moje nie mia­ło gra­nic, sia­dłem więc przy sta­rym i spy­ta­łem:

– Po­wiedz mi, mój sir, jak się to dzie­je, że wa­sze dzie­ci już w tak mło­dym wie­ku są han­dla­rza­mi?

– Jak tam z in­ne­mi dzieć­mi – od­parł Ame­ry­ka­nin – nie wiem; co zaś do mego Toma, ro­bi­łem z nim tak. Tłó­ma­czy­łem mu, że na świe­cie nic dar­mo nie przy­cho­dzi. Za po­wie­trze i wodę pła­ci­my go­spo­da­rzo­wi ko­mor­ne, za sto­ły i krze­sła sto­la­rzom, za mię­so rzeź­ni­kom i t… d. Opo­wia­da­łem mu zaś tak dłu­go, aż pew­ne­go dnia roz­trop­ne to dziec­ko za­py­ta­ło mnie:

– Sir Adams oj­cze, po­wiedz mi, a skąd ty bie­rzesz pie­nią­dze?

Wte­dy opo­wie­dzia­łem mu, że ma­jąc lat siedm czy­ści­łem buty i za­mia­ta­łem ko­ry­ta­rze w ho­te­lu, po­tem by­łem u szew­ca, po­tem zaj­mo­wa­łem się fak­tor­stwem i na­tem sta­no­wi­sku zro­bi­łem mi­lio­no­wy ma­ją­tek.

1) Gen­tel­man (czy­taj: dżen­tel­men) zna­czy do­słow­nie szlach­cic. W An­glii i Ame­ry­ce zo­wią tak każ­de­go pra­we­go, przy­zwo­ite­go, do­brze wy­cho­wa­ne­go czło­wie­ka.

2) Prus pi­sze to oczy­wi­ście żar­to­bli­wie.

– A czy ja, sir Adams oj­cze, będę mógł mieć pie­nią­dze? – spy­tał do­bry Tom, mój syn.

– Bę­dziesz, synu – od­po­wie­dzia­łem mu. – Wy­czyść mi te oto buty, a do­sta­niesz za to dwa pen­sy, za­raz!…

Chło­piec buty wy­czy­ścił, dwa pen­sy do­stał i od tej pory wszedł na przy­zwo­itą dro­gę. Obec­nie sprze­da­je kwia­ty, przy­trzy­mu­je ko­nie gen­tel­ma­nom, jeż­dżą­cym wierz­chem, i robi ma­ją­tek. Pła­ci mi za miesz­ka­nie i ży­cie, sam się od­da­je do szkół, no! i uwa­żam, że jest w ogó­le dość prak­tycz­nym…

Skoń­czył sir Da­wid Adams oj­ciec, a ja po­my­śla­łem: Mój Boże! na­sze dzie­ci nie­raz do 21 roku ży­cia, a nie­kie­dy i do koń­ca ży­cia nie zna­ją war­to­ści pie­nię­dzy.

Z ko­lei po­czął mnie wy­ba­dy­wać mój go­spo­darz.

– Ja­kie­go sys­te­mu ma­cie płu­gi pa­ro­we pod War­sza­wą?

– Pa­ro­we?… róż­nych sys­te­mów, tra­fia­ją się jed­nak i czwór­ko­we – od­par­łem.

– Co to zna­czy czwór­ko­we?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: