Brutalizm - ebook
Brutalizm - ebook
Oryginalna diagnoza współczesności dokonana z perspektywy Afryki łączy elementy teorii krytycznej, myśli postkolonialnej i psychoanalizy.
Tytułowy brutalizm to metafora naszej epoki, w której zachłanny kapitalizm w coraz bardziej bezwzględny sposób kruszy, rozszczepia i drenuje zarówno planetę, jak i ludzkie ciała. Paradoksalnie, technologie cyfrowe tylko pogłębiają politykę ekstrakcji, przyczyniając się do zagłady wszystkiego, co żywe. Umożliwiają też one uprawianie na niespotykaną dotąd skalę rasistowskiej polityki segregacji i sortowania ludzi, zmieniając ich w przemieszczające się ciała-granice i sprawiając, że nigdy nie będą mogli znaleźć się „u siebie”.
W chwili, gdy prawicowi populiści straszą widmem „wielkiego zastąpienia” białej populacji niebiałą, dokonuje się rzeczywisty proces wymiany ludzi na cyfrowe awatary i inteligentne maszyny. Ciało staje się teraz bowiem wyłącznie narzędziem w osiąganiu chwilowej rozkoszy albo obiektem poddanym obróbce termopolityki. Cyfrowy neoliberalizm doprowadził do tego, że to, co nieświadome, przestało być przedmiotem represji i wybucha w paroksyzmach narcystycznego hedonizmu i maskulinizmu.
Prawdziwym laboratorium tego rodzaju brutalistycznych praktyk przez wieki była i wciąż pozostaje Afryka, poddawana kolonialnej przemocy, ekstrakcji ciał, dóbr naturalnych i obiektów sztuki. I dlatego to właśnie w Afryce – w afrykańskiej myśli, historii i doświadczeniu – szuka Mbembe odpowiedzi na pytania, jak naprawić to, co zniszczone, jak wypracować nowe formy globalnego współistnienia.
Kategoria: | Socjologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68059-08-3 |
Rozmiar pliku: | 317 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wraz ze zmianami klimatycznymi zarządzanie ludzką mobilnością będzie zatem stanowić najważniejszy problem XXI wieku. W skali globalnej połączone skutki „kapitalizmu absolutnego” (Étienne Balibar), zwiększenia prędkości i nasycenia codziennego życia technologiami cyfrowymi i informatycznymi doprowadziły do przyspieszenia i zagęszczenia połączeń. Przepływy na poziomie lokalnym, regionalnym i międzynarodowym są coraz większe, a wraz z nimi tworzą się różnego rodzaju niezwykle złożone i skomplikowane sieci wymiany. Duże i małe przestrzenie nie tylko ścierają się z sobą. Przestrzenie te nakładają się na siebie i splatają, rysując na nowo mapy inne od tych, do których dotąd byliśmy przyzwyczajeni.
Ludzkość w klatce
Nie wszystko jednak jest gładkie. Materialne chropowatości bynajmniej nie znikają. Wiele przejść jest zablokowanych. Zaostrzają się kontrole i ograniczenia, a czas postojów się wydłuża. Mnożą się deportacje. Światowe mocarstwa starają się odsuwać coraz dalej swoje zewnętrzne granice. Morza i oceany nie są tu jedynym przykładem. W epoce antropocenu wyspy, góry, a przede wszystkim pustynie i inne nieużytki i obszary niezamieszkane stały się fabrykami śmierci. W wielu częściach świata wyznaczanie nowych granic i stref stało się już regułą. Czas nieustannie ulega rozdrobnieniu, a duża część ludzkości zmuszona jest do życia jak w klatce, otoczona drutem kolczastym. Zwłaszcza obóz przybrał kształt ogromnej klatki, w której ludzie, niczym uwięzione zwierzęta, kręcą się w kółko w miejscu, w którym zderzają się przestrzenie, gdzie ludzkie życie rozbija się o duże i małe mury, o bariery i punkty kontrolne, pozostawiając za sobą strzępy czasu, ale też często poszarpane ciała, w wyniku wielokrotnych stanów oblężenia, nagłych zamknięć, powtarzających się blokad, a nawet stosowania wobec tych osób bomb kasetowych – krótko mówiąc, obraz ten jest rozpaczliwy i przygnębiający.
Ludzkość zamknięta w klatce, Palestyna w ogóle, a Gaza w szczególności stały się tego symbolem par excellence. Są one ogromnymi laboratoriami systemu brutalizacji, który znalazł się na końcowym etapie technologicznego urzeczywistnienia i zmierza do globalizacji. Istotnie, celem jest upowszechnienie i rozszerzenie na skalę planetarną metod doskonalonych w zakresie zarządzania „terytoriami okupowanymi” i innymi krwawymi konfliktami. Ten reżim brutalizacji opiera się na ekstremalnym rozszczepieniu przestrzeni celowo uczynionych niezdatnymi do życia, na intensywnym rozrywaniu ciał ustawicznie zagrożonych amputacją, zmuszanych do życia w jamach i norach, często pod gruzami, w niebezpiecznych wyrwach i szczelinach, w miejscach narażonych na wszelkiego rodzaju spustoszenie, na porzucenie, jednym słowem: ciał skazanych na całkowite unicestwienie. Jeśli rzeczywiście nasz świat ma formę siatki, to jest on jednocześnie światem enklaw, stref wymazywania, w tym wymazywania pamięci, jest światem ślepych zaułków i przesuwających się, ruchomych i rozmytych granic. Trzeba to raz jeszcze powtórzyć: rozczłonkowanie przestrzeni, które jest tego konsekwencją, stanowi samo w sobie kluczowy element współczesnego i powszechnego systemu grabieży i wyniszczania.
Już teraz w centrum walki o władzę znajduje się kwestia wydzielania terytoriów i prawa do decydowania o tym, kto może się przemieszczać, a kto nie, gdzie i na jakich warunkach. Owszem, to prawda, że prawo cudzoziemców do przekraczania granic innego kraju i wkraczania na jego terytorium nie zostało jeszcze oficjalnie zniesione. Ale jak pokazują niezliczone wydarzenia charakterystyczne dla naszych czasów, prawo to jest obwarowane coraz bardziej skomplikowanymi procedurami i może zostać zawieszone lub cofnięte w dowolnym momencie i pod dowolnym pretekstem. Dzieje się tak po części dlatego, że nowy globalny ustrój bezpieczeństwa nabiera w tej chwili na naszych oczach zupełnie nowego kształtu.
Ustrój ten charakteryzuje się eksternalizacją, militaryzacją, cyfryzacją i miniaturyzacją granic, nieskończoną segmentacją i ograniczeniem praw oraz niemal powszechnym stosowaniem technik śledzenia i sprawowania nadzoru, postrzeganych jako idealna metoda zapobiegania wszelkiego rodzaju zagrożeniom, w tym nielegalnej imigracji. Ich podstawową funkcją jest ułatwianie mobilności niektórym klasom urasowionym przy jednoczesnym jej zakazywaniu innym lub przyznawaniu jej wyłącznie na coraz bardziej drakońskich warunkach. Ten system bezpieczeństwa utorował drogę ukrytym, a czasami jawnym formom stygmatyzacji i dyskryminacji na tle rasowym, najczęściej wymierzonym w osoby, które i tak są już pozbawione swoich praw lub są szczególnie bezbronne i zagrożone. Przemoc ta jest podtrzymywana przez nowe metody zatrzymywania i przetrzymywania, deportacji i wydalania, które czasami są inspirowane praktykami wymazywania, selekcji, koszarowania, wytyczania zamkniętych stref, ukrywania, a więc za pomocą metod odziedziczonych po kolonializmie. Doprowadziło to do śmierci tysięcy osób, zwłaszcza na granicach Europy, ale także w strefach tranzytowych.
W związku z tym mobilność jest dziś definiowana bardziej w kategoriach geopolitycznych, wojskowych i bezpieczeństwa aniżeli w kategoriach praw człowieka czy w kategoriach ekonomicznych. Teoretycznie osoby stanowiące niskie ryzyko mogą swobodnie się przemieszczać. W rzeczywistości jednak ocena ryzyka służy przede wszystkim do uzasadnienia nierównego i dyskryminującego traktowania, często opartego na niewyartykułowanych kryteriach koloru skóry lub wyznawanej religii. Wraz z postępującą bałkanizacją i zamykaniem się dominującą cechą naszych czasów staje się nierówny podział szans w zakresie negocjowania granic w skali międzynarodowej. W krajach Północy rasizm wobec imigrantów stale zyskuje na znaczeniu. „Nie-Europejczycy” i „nie-biali” są poddawani mniej lub bardziej jawnym i widocznym formom przemocy policyjnej i dyskryminacji, a w niektórych przypadkach egzekucjom przeprowadzanym zgodnie z przyjętym i obowiązującym prawem. Nawet sama retoryka rasizmu uległa zmianie: do dawnej retoryki skóry dołączono pojęcia różnicy i obcości, które są dzisiaj otwarcie łączone z kategoriami kulturowymi i religijnymi.
Na innym poziomie cyrkulacje są obecnie jedną z kluczowych kwestii w kontekście najważniejszych konfliktów społecznych. Utrudnianie i blokowanie przepływów stało się jedną z najczęściej stosowanych nowych form mobilizacji, których ostatecznym celem jest obalenie systemu kapitalistycznego. Nie chodzi tylko o zablokowanie dróg lub centrów handlowych, newralgicznych punktów cyrkulacji kapitału lub towarów, czy też o uniemożliwienie dostępu do symbolicznych przestrzeni, ale również o zablokowanie samego czasu, o spowolnienie prędkości, jako że zarówno czas, jak i prędkość stanowią nieodłączną część współczesnej kapitalistycznej infrastruktury i logistyki. Zablokowanie czasu ma na celu zmianę zarówno terytorium, jak i charakteru walki. Aby położyć kres teraźniejszości i zdobyć przyszłość, nie wystarczy już rewolta czy powstanie. Dzisiaj jest to także kwestia odczarowania mas. Nowe formy buntu najwyraźniej nie potrzebują już ani przywódców, ani przedstawicieli. Pionowa hierarchia i delegowanie uprawnień zostały zdyskredytowane. Do formy-zgromadzenia dochodzą (lub zastępują ją) nowe formy. Tak dzieje się w przypadku formy-sieci. Wykorzystuje się nośniki cyfrowe, takie jak telefony komórkowe czy rozmaite platformy. W tych nowych organizmach politycznych pierwszeństwo nad wszystkim innym ma natychmiastowość. Akcent położony jest na to, co lokalne i przekrojowe, przy czym celem jest pomnażanie punktów zaczepienia w określonych przestrzeniach. Ponadto nieprzewidywalność również stanowi źródło możliwości. Zajmowanie przestrzeni, z których całe rzesze ludzi zostały wykluczone, ma w tym przypadku największe znaczenie. Decydującą rolę w tym procesie odgrywa blokada. Jest to sposób na zatrzymanie urządzeń umożliwiających cyrkulację – portów, lotnisk, rafinerii, dworców, centrów logistycznych. Prowadzi to system na skraj załamania. Wówczas nadchodzi czas, by odzyskać kontrolę, poczynając od konkretnej miejscowości lub od konkretnego obszaru. Gdyż to właśnie wychodząc od poziomu lokalności, horyzontalnie, można materialnie i symbolicznie zreorganizować życie.
W innych kontekstach celem jest raczej zwiększenie mobilności i wzmocnienie przepływów, lub też przekształcenie relacji między dynamiką mobilności a siłami bezruchu. Dzieje się tak zwłaszcza w Afryce, gdzie relacje te są strukturalnie niepewne, niestabilne i często nad wyraz ulotne. Nie dlatego, że praktyki unieruchamiania pozostają siłą rzeczy w opozycji do przepływów, ale dlatego, że do tych podstawowych kategorii musimy również dodać inne, takie jak „przejście” czy „tranzyt”, jeśli chcemy uwzględnić złożoną paletę wszelkiego rodzaju przepływów. W tym przypadku tymczasowa obecność na danym terytorium jest tak samo decydująca jak osiedlenie się w jednym miejscu. Po okresach mobilności, intensywności i częstotliwości przemieszczania się mogą następować długie okresy bezruchu. Nie wszystko sprowadza się do wyruszenia w drogę i dotarcia na miejsce. Unieruchomienie jednych jest często niezbędnym warunkiem mobilności innych.
Co więcej, związek między tym, co ruchome, a tym, co nieruchome, stał się jeszcze bardziej złożony, w miarę jak tymczasowe przepływy zaczęły nakładać się na mobilność cyrkulacyjną, przy czym obie te formy najwyraźniej odgrywają decydującą rolę w reprodukcji społecznej i ekonomicznej rodzin, a nawet w ich strategiach przetrwania. Przemieszczanie się jednych nie jest jedynie sposobem na zapewnienie przetrwania drugich. Cyrkulacja i bezruch są „negocjowane, współdzielone i organizowane” między „członkami grupy – wspólnotowej lub rodzinnej”. Praktyki migracyjne prowadzą również do rozpadu przestrzeni życiowych. Określone, pojedyncze i stałe miejsce zamieszkania nie jest już normą. Multilokalizacja i rozproszona rodzina podważają, bardziej niż kiedykolwiek, zasadę osiadłego trybu życia. Do tego wszystkiego należałoby dodać nie tylko specyficzne miejsce, jakie w procesach cyrkulacji i mobilności zajmują kobiety, lecz także wpływ mobilności przestrzennej na dynamikę zmian w zakresie relacji pomiędzy płciami.
W okowach osiadłego życia
W skali całego świata celem jest obecnie pozbawienie jak największej liczby osób prawa do mobilności lub przynajmniej obwarowanie tegoż prawa drakońskimi przepisami, tak aby ograniczyć do minimum możliwość przyznania prawa pobytu jak największej liczbie niepożądanych osób. Kiedy to prawo do mobilności jest jednak uznane i zostaje przyznane, podejmowane są z kolei kolosalne wysiłki, aby sprawić, że prawo pobytu będzie niepewne i nietrwałe. W tym segregacjonistycznym modelu globalnego przepływu osób Afryka jest podwójnie karana, zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz. Na wiele państw afrykańskich położonych wokół Sahary wywierana jest presja, by powstrzymać napływ migrantów. Jeszcze wczoraj Europa i Stany Zjednoczone potrzebowały afrykańskich ciał do karczowania plantacji, do uprawy bawełny, zbierania tytoniu i trzciny cukrowej. Byli to niewolnicy. Kupowano ich w zamian za świecidełka lub łapano, urządzając na nich spektakularne polowania w głębi kontynentu. Dziś bardzo niewiele krajów na świecie chce przyjmować Afrykanów na swoim terytorium. Nie chcą ich ani jako uchodźców lub osób prześladowanych, uciekających z nienadających się do dalszego zamieszkania miejsc w poszukiwaniu azylu, ani przede wszystkim jako ofiar wojny ekonomicznej i środowiskowej, którą europejskie i uprzemysłowione kraje prowadzą na tych ziemiach od kilku stuleci.
Dlatego też Europa zdecydowała się zmilitaryzować swoje granice i odsunąć je jak najdalej od siebie. Nie kończą się one już na Morzu Śródziemnym. Są teraz usytuowane wzdłuż trudnych do zlokalizowania ścieżek i krętych szlaków, którymi podążają kandydaci na migrantów. Jeśli na przykład potencjalny migrant z Afryki wybierze trasę z miasta Yola do Kaduny w Nigerii, a następnie z Kaduny do Agadezu w Nigrze i dalej do Trypolitanii, wówczas nowa granica Europy będzie rozciągać się aż do Yoli i będzie się przesuwać wraz z miejscami i przestrzeniami, przez które przechodzić będzie afrykański kandydat do migracji. Innymi słowy, to ciało Afrykanina, każdego Afrykanina z osobna i ciała wszystkich Afrykanów jako kategorii urasowionej, wyznacza od tej chwili granicę Europy. Jest to zatem mobilna, wędrująca, ruchoma granica, wyznaczona już nie przez sztywną i statyczną linię, ale przez ciała w ruchu.
Ten nowy typ ludzkiego ciała jest nie tylko „ciałem-skórą” epidermalnego rasizmu, ale przede wszystkim „ciałem-granicą”, ciałem, któremu nie wolno udzielać schronienia ani go chronić (stąd rosnąca liczba przepisów prawnych zakazujących przyjmowania migrantów w Europie), którego nie wolno ratować przed utonięciem na pełnym morzu lub śmiercią z pragnienia na środku pustyni. Europa zdecydowała, że nie ponosi odpowiedzialności za życie potencjalnych migrantów ani za cierpiące ciała, których nie przestaje zresztą wytwarzać. Po pokonaniu naturalnych przeszkód, jakimi są pustynia i morze, powinni oni – tak się uważa – wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za swoje własne ryzyko, byleby tylko działo się to daleko, poza zasięgiem europejskiego wzroku, o ile się da, w krajach trzecich. Ponieważ Europa nie jest wyspą, stara się osiągnąć ten cel poprzez ożywienie i ponowne wykorzystanie, w niespotykanych dotąd okolicznościach i na znacznie większą skalę, geo-rasowego i geo-karceralnego imaginarium, które zostało szczegółowo dopracowane w Republice Południowej Afryki w czasach apartheidu lub które wiele państw kolonialnych próbowało wdrożyć w ramach polityki opartej na przymusowym osiedlaniu.
Polityka ta była ukierunkowana nie tylko na tak zwane ludy koczownicze. Ogólnie rzecz biorąc bowiem, kolonizacja stworzyła formę władzy nad ludami osiadłymi. Z trudem jedynie tolerowano nieuchwytne formy bytowania i od początku do końca towarzyszyła temu obsesja na punkcie zatrzymywania danej grupy w określonym miejscu i na określonym terytorium. Tymczasem wiele obszarów zajętych przez państwa kolonialne charakteryzowało się stylem życia, który w dużej mierze zależał od możliwości przemieszczania się. Przemieszczanie się było niezbędne zarówno dla życia domowego, jak i społecznego i ekonomicznego. Co więcej, nomadyzm, półnomadyzm i agropasterstwo mogły współistnieć z osiadłym trybem życia. W takich kontekstach państwo kolonialne starało się włączyć rdzenne struktury do swojej sieci. Kooptowało ono dawne elity, przyznając im prerogatywy fiskalne, polityczne i prawne, a nawet pewne przywileje ziemskie. W ten sposób starano się wpływać na rozwarstwienie społeczne.
Sedentaryzacja wymagała sporządzenia spisu osób i przeprowadzenia nowych podziałów administracyjnych. Nowy podział terytorialny miał na celu zagwarantowanie, że terytorium administracyjne pokrywa się z pokrewieństwem. W związku z tym grupy rodowe lub plemienne zostały przypisane do określonych terytoriów i vice versa. Nie wszystkie jednak środki podjęte w celu przypisania każdej jednostki lub grupy pokrewieństwa do jej terytorium były przymusowe. Niektóre z nich polegały na zakładaniu niewielkich skupisk lub aglomeracji wokół podstawowej infrastruktury i tworzeniu zachęt do przystąpienia do systemu pracy najemnej. Celem nie było bezpośrednie sprawowanie kontroli nad ludnością lub nad danym obszarem, kontrolę tę bowiem często powierzano lokalnym wodzom, którzy działali na zasadzie delegowania uprawnień i dokooptowani spośród lokalnych elit, byli winni lojalność swoim nowym panom.
Przymus osiadłego życia odnosił się do pojedynczych jednostek, ale przede wszystkim do ciał społecznych i ciał rasowych. Nie chodziło więc o podbój ani o sprawowanie bezpośredniej kontroli nad terytoriami. Nie chodziło tylko o przejęcie terytoriów jako takich, ale o uzyskanie kontroli nad ciałami (rdzennych) podmiotów określonych rasowo, wobec których stosowano faktyczny i skuteczny zakaz przemieszczania się bez zezwolenia. Niejednokrotnie kolonialna polityka przymusowej sedentaryzacji przygotowywała grunt dla izolowania i zamykania tak zwanych populacji plemiennych w rezerwatach. Zaprojektowane dla biednych populacji, rezerwaty te były najczęściej terytoriami wojskowymi. Konieczna była wówczas nie tylko zmiana relacji pomiędzy rdzenną ludnością i przestrzenią, lecz także wykorzystanie terytorium jako narzędzia do przechwytywania, podporządkowywania i trybalizacji podmiotów.
Tworzenie enklaw
Spośród wszystkich najistotniejszych wyzwań stojących przed Afryką na początku wieku żadne nie jest tak pilne ani tak brzemienne w skutki jak mobilność jej ludności. W dużej mierze najbliższa przyszłość kontynentu zależeć będzie od jego zdolności do uwolnienia sił cyrkulacji, do zagospodarowania terytoriów i przestrzeni w taki sposób, aby jego mieszkańcy mogli przemieszczać się tak często, tak daleko i tak szybko, jak to możliwe, a najlepiej bez żadnych przeszkód. Niezależnie od tego, czy przybierze to formę powszechnego czy zamierzonego porzucenia danego obszaru, uruchomienie procesu cyrkulacji ludności jest nieuniknione, choćby ze względu na połączone – ale i przewidywalne – skutki takich czynników, jak wzrost populacji, intensyfikacja grabieży ekonomicznej i dynamika zmian klimatycznych.
Co więcej, główne konflikty społeczne w Afryce w ciągu tego stulecia będą dotyczyły nie tylko kwestii transformacji systemów politycznych, redystrybucji zasobów i podziału bogactw. Odnosić się one będą również do prawa do mobilności. Nawet rozwój technologii cyfrowej będzie powiązany z procesami dotyczącymi przepływów – cyrkulacji. Zapotrzebowanie na mobilność wywoła poważne napięcia i będzie miało ogromny wpływ na przyszłą równowagę na kontynencie afrykańskim i w innych regionach świata, tak jak pokazuje to już teraz kryzys nazywany migracyjnym.
Aby w pełni zrozumieć wynikające z tego konsekwencje, musimy zerwać z neomaltuzjańską retoryką, często karmioną rasistowskimi fantazjami, które wciąż są bardzo popularne. „Pęd do Europy” jest pod tym względem jednym wielkim mitem. Tak naprawdę to, że co czwarty mieszkaniec świata będzie wkrótce Afrykaninem, a priori nie stanowi dla nikogo zagrożenia. Ostatecznie dzisiaj na 420 milionów obywateli Europy Zachodniej zaledwie jeden procent tej populacji pochodzi z Afryki Subsaharyjskiej. Spośród 1 277 292 130 mieszkańców Afryki zaledwie 29,3 miliona mieszka za granicą.
Spośród tych 29,3 miliona 70 procent nie wyjechało ani do Europy, ani na żaden inny kontynent. Osiedlili się oni w innych krajach Afryki. W rzeczywistości nie dość, że Afryka jest stosunkowo słabo zaludniona, biorąc pod uwagę jej obszar liczący 30 milionów kilometrów kwadratowych, to jeszcze jej mieszkańcy emigrują raczej rzadko. W porównaniu z innymi kontynentami przepływ towarów i ludzi napotyka tam więcej przeszkód, i nadszedł już czas, aby przeszkody te usunąć. Część obszarów nie została prawie zupełnie przygotowana pod uprawę. Istnieje tam bardzo mało szlaków komunikacyjnych, w wielu przypadkach transport odbywa się z wykorzystaniem zwierząt jucznych, a tam, gdzie to możliwe – w siodle, jeśli nie na plecach kobiety. Same zaś drogi, o ile w ogóle istnieją, są nierówne, często biegną po stromych zboczach, a gęste lasy i wylewające rzeki i strumienie stanowią jedynie dodatkowe wewnętrzne granice.
Nie chodzi jednak wyłącznie o przeszkody naturalne. W analizie poświęconej ekonomii politycznej ruchu drogowego w Kiwu Północnym i Kiwu Południowym (Demokratyczna Republika Konga) Peer Schouten, Janvier Murairi i Saidi Kubuya wskazują, jak bardzo zmilitaryzowane są kongijskie drogi. Zidentyfikowali oni pięć rodzajów barier. Niektóre z nich mają na celu opodatkowanie prawa do przejazdu zarówno dla użytkowników dróg, jak i towarów. Inne są związane z eksploatacją zasobów naturalnych, pozwalają na opodatkowanie górników oraz produkcji. Bariery „targowe” są tworzone przy wjazdach i/lub wyjazdach z/do miejscowości przy okazji odbywających się tam cyklicznie targów. Do tego należy dodać posterunki rozmieszczone na zewnętrznych granicach stref wpływów różnych uzbrojonych grup. Osoby fizyczne mogą przekraczać te posterunki po uiszczeniu opłaty. Wreszcie, istnieją jeszcze administracyjne bariery graniczne dzielące te dwie zdecentralizowane jednostki.
Powstałe za czasów kolonialnych bariery były wykorzystywane przez państwo kolonialne jako środek utrudniający mobilność i filtrujący przemieszczanie się w celu narzucania osiadłego trybu życia. Chodziło również o istotny element systemu podatkowego, w którym kontrola newralgicznych punktów komunikacyjnych zwiększała skuteczność władz w zakresie ściągania podatków. W państwie kolonialnym mobilność i przepływy osób podlegały także logice wytyczonych korytarzy i tuneli. Tam, gdzie istniała infrastruktura, a więc koleje i drogi (rzadko kiedy zresztą pokryte asfaltem), łączyła ona przede wszystkim ośrodki wydobywcze z portami wywozowymi, tak aby przewóz towarów trwał możliwie jak najkrócej. Połączenia te nie miały praktycznie żadnego wpływu na otoczenie, przez które trasy te przebiegały. Priorytetem bowiem był jak najbardziej dochodowy ruch, a większość obszarów kolonialnych charakteryzowała się głównie izolacją od reszty terytorium. Napięcie między tym, co stałe, a tym, co ruchome, cechowało proces budowania niezależności terytorialnej podczas kolonizacji. Wkrótce spowoduje to zbyt daleko posunięte ograniczenia mobilności, zwłaszcza coraz dalej idące restrykcje przy przekraczaniu granic, a niekiedy także rozluźnienie relacji między państwem centralnym a jego własnymi peryferiami.
Stworzenie z kontynentu enklawy pozostaje w ogromnej mierze faktem, a instytucja barier przetrwała czasy kolonizacji. W taki czy inny sposób ich lokalizacja odnosi się do różnych form cyrkulacji wartości. Jako przejścia obowiązkowe są one ściśle związane z przemieszczaniem się ludzi i przepływem towarów, które podlegają opodatkowaniu, w ramach układów gospodarczych, które również znajdują się w ciągłym ruchu i w których zmiana odległości i prędkości funkcjonuje jako wartość dodana. Celem nie jest więc uwolnienie mobilnych elementów społeczeństwa ani inwestowanie w infrastrukturę generującą przepływy i cyrkulację, ale tworzenie punktów stałych oraz innych blokad, przez które można dokonywać grabieży i ekstrakcji wartości.NOTA REDAKCYJNA
Używany przez Achille’a Mbembego termin „Murzyn” (fr. Nègre) to pejoratywne określenie osoby o czarnym kolorze skóry, począwszy od XVII wieku oznaczające niewolnika, byłego niewolnika lub osobę o takim pochodzeniu. Termin tracił niekiedy ów pejoratywny wydźwięk, gdy był podejmowany w geście afirmatywnym przez osoby nim stygmatyzowane (np. w przypadku ruchu Négritude). W refleksji Achille’a Mbembego Murzyn (Nègre) jest synonimem niewolnika, człowieka-przedmiotu, człowieka-towaru, nie zawsze i niewyłącznie będącego osobą o czarnym kolorze skóry.