Brutalne zakończenia. White Monarch. Tom 2 - ebook
Brutalne zakończenia. White Monarch. Tom 2 - ebook
Diabeł ma imię – Cristiano de la Rosa, ale od dziś będę nazywać go moim mężem.
Cristiano, przywódca kartelu Calavera i wróg rodziny Cruz, był ostatnim mężczyzną, z którym Natalia Cruz spodziewała się stanąć przy ołtarzu. Cristiano chce uczynić ją swoją królową, ale jego brat, Diego, chce uratować swoją księżniczkę.
Natalia nie zamierza być idealną żoną. Po tym co usłyszała o kartelu Calavera, odmawia posłuszeństwa jego przywódcy. Zwłaszcza że wciąż wierzy, że to Cristiano jest odpowiedzialny za śmierć jej matki. Jednak z każdym dniem pojawiają się nowe wątpliwości. Kiedy ten, którego Natalia niegdyś kochała, zdradza ją w najgorszy możliwy sposób, nie wie już, komu i w co wierzyć.
Czy plotki o kartelu Calavera były przesadzone, a wszystko nie jest takie, jakim się wydaje?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-719-2 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zmusić Cristiana, by stracił nad sobą kontrolę – tak stanowią zasady gry, w której stawką jest życie albo śmierć. Ale w miarę jak prawda i kłamstwa zlewają się w jedno, lojalność zostaje poddana próbie, a napięcie między nami sięga zenitu, coraz mniej jasno widzę wyznaczony cel. Być może źle do tej pory rozumiałam znaczenie słowa „wolność”. A może Cristiano jest tak przebiegły, jak wszyscy mówią, i zdołał zamącić mi w głowie?
Wiem już, że nie ma na tym świecie nic pewnego. A jeśli o was chodzi, to wystarczy, że powiem tyle: to jest opowieść o miłości. Ale nawet historie miłosne mają swój kres. Tak, nawet one się kończą.1
NATALIA
Diabeł miał imię – Cristiano de la Rosa – ale od dziś miałam go nazywać mężem.
Kameralny kościółek, w którym ja i moi rodzice spędzaliśmy niedzielne poranki nad książeczką do nabożeństwa, wznosił się wokół nas niewzruszony i cichy. Ciszy tej nie zakłócało nic – z wyjątkiem echa złamanych obietnic i trzasku brutalnie zniszczonych koronek. Popołudniowe słońce rozpromieniało rzędy ławek, lecz do mrocznej nawy docierało tylko światło świec.
Mój nowy małżonek stał przede mną w wytwornym, doskonale skrojonym garniturze. Czekał, aż skończę zdejmować suknię ślubną, więc mógł dokładnie oszacować swoją własność, zanim jeszcze wyszliśmy za kościelne progi.
Cristiano zmusił mnie do tego małżeństwa, a mężczyzna, z którym pragnęłam spędzić resztę życia, wyraził na to zgodę. Wrobił mnie.
– Moja oblubienica jest nieśmiała. – Cristiano uśmiechnął się od ucha do ucha. Wyraźnie cieszyło go podkreślanie mojej sytuacji, prawdopodobnie dlatego, że sam mnie wpędził w tę pułapkę. – Widzisz, zgodziłem się dobić z moim bratem tego targu wyłącznie pod dwoma warunkami, a tymczasem ty już złamałaś jeden z nich.
Cristiano oczekiwał, że poślubi dziewicę, ale Diego pozbawił go tej możliwości. Wniosek nasuwał się sam: czy złamię też drugi warunek? Nie mogłam. Cristiano już raz zaproponował mi wycofanie się z tego układu. Rzecz w tym, że rezygnacja miałaby swoją cenę, a zapłaciliby ją ci, których kocham.
Musiałam skonsumować to małżeństwo, w przeciwnym razie kartel Maldonado zniszczyłby nas wszystkich.
– Miałam nadzieję, że nasz pierwszy raz będzie inny – powiedziałam, szukając sposobu na uniknięcie nieuniknionego. Cristiano poprosił o moją rękę, choć mógł mnie siłą zaciągnąć do ołtarza. Uszanował zasady ceremonii, łącząc nas tradycyjnym lassem na oczach nielicznych świadków. Jeśli zachował choć resztkę człowieczeństwa, zamierzałam to wykorzystać.
– Tak, ja też. – Przechylił głowę, lustrując mnie wzrokiem, jakbym stanowiła dla niego zagadkę domagającą się rozwiązania. – Ale postanowiłaś oddać swoje dziewictwo innemu. Byłem gotów zabrać cię do łóżka i obchodzić się z tobą delikatnie. Wygląda jednak na to, że nie ma już takiej potrzeby.
Zrobił krok w moją stronę – sto dziewięćdziesiąt centymetrów twardych mięśni, przystojna twarz o mrocznej urodzie. Moje nozdrza wypełnił jego świeży męski zapach.
– Naprawdę cię rozpieczętowano… Czyż nie?
Zadrżałam, wysuwając ramię z rękawa sukni ślubnej. Żałowałam pięknych, bezpowrotnie zniszczonych koronek, które moja matka włożyła na ceremonię zaślubin z ojcem.
– Nie – wyszeptałam.
Cristiano uniósł grubą brew.
– Że co proszę?
– Wcale nie – stwierdziłam z uporem. – Diego i ja zrobiliśmy to raz. Był delikatny. Nie jestem…
– Ujeżdżona? – dokończył. – Jak dziki koń.
Odwróciłam się od jego przenikliwego spojrzenia. Czarne oczy prześlizgiwały się po moim ciele. Zbrukać ślubny ołtarz, napluć Bogu w twarz, zmusić Diega, by znosił moją hańbę, stojąc zza zatrzaśniętymi drzwiami – właśnie tę możliwość ofiarowałam Cristianowi w zamian za nasze życie. Nie tylko moje, lecz także mojego ojca, Diega i wszystkich współpracowników kartelu Cruz. Za życie mężczyzn, którzy chronili moją rodzinę, zakładali własne rodziny pod rządami mojego ojca i pomogli mu mnie wychować, gdy matki zabrakło.
Przeciągnęłam drugie ramię przez rękaw i zsunęłam sukienkę, która opadła mi do stóp. Cristiano zwilżył wargi, wpijając wzrok w moją bieliznę w kolorze kości słoniowej. Włożyłam ją na noc poślubną, którą zamierzałam dzielić z Diegiem. Wprawdzie uprawialiśmy już miłość, ale dziś wieczorem byłam gotowa poddać się pasji, którą przez lata zmuszeni byliśmy powściągać. Co za bezbrzeżna naiwność.
Cristiano pochylił głowę. Gdybym nie znała go lepiej, pomyślałabym, że to wyraz szacunku.
– Piękna.
Przestąpiłam z nogi na nogę.
– Widziałeś mnie już w bieliźnie.
– W twojej łazience, po pożarze magazynu – przyznał, napinając mięśnie wyrazistej szczęki. – Ale wtedy nie pozwoliłem sobie patrzeć na ciebie w ten sposób. Zobaczyłbym tylko coś, czego nie mogłem mieć. – Jego szeroka klatka piersiowa rozprężyła się wraz z oddechem. Uniósł podbródek. – Teraz wszystko, co widzę, należy do mnie. Cała ty, kochanie.
Serce mi zatrzepotało. Byliśmy małżeństwem od zaledwie kilku minut, a on już zachowywał się tak, jakbym była jego własnością.
– To, że wzięliśmy ślub, nie oznacza, że się na to zgadzam.
– Jak już mówiłem, zawsze masz wybór. Możesz wyjść z tego kościoła i wpaść prosto w ramiona mojego brata. Prosiłbym cię, żebyś została, ale bym cię nie zmuszał.
– Tyle że pozwoliłbyś konkurencyjnemu kartelowi zemścić się na Diegu za pieniądze, które przepadły – odparłam zirytowana.
– Odwołanie ich kosztowało mnie bardzo dużo. Więcej niż Diego kiedykolwiek zdołałby zapłacić. – Cristiano potrząsnął nadgarstkiem i poprawił stalowy zegarek, nie odrywając ode mnie wzroku. – Ale dopóki cię mam, dopóty jego dług się nie liczy, a oni nie tkną palcem ani ciebie, ani twoich bliskich.
Jego ciężkie kroki rozbrzmiewały echem, kiedy mnie okrążał. Zatrzymał się za moimi plecami. Może zedrze ze mnie bieliznę tak samo jak sukienkę. Nie obchodziło mnie to. W przeciwieństwie do sukni mojej matki akurat te koronki nie były nic warte.
Rozdzielił moje włosy, przełożył mi je na dekolt i położył dłoń na nagiej skórze moich pleców.
– Aż do tej chwili nie pozwalałem sobie ciebie pragnąć.
Z trudem przełknęłam ślinę. W jego głosie pojawiło się coś nowego. Tęsknota. Desperacja. Jakby potrzebował czegoś, co mogłam mu dać. Czekałam, aż mnie popchnie, przechyli przez oparcie ławki i posiądzie.
– Jaki on był? – zapytał cicho Cristiano. – Czy mój brat cię zrujnował, czy zostawił tę przyjemność mnie?
– Diego był…
Jak opisać mężczyznę, którego kochałam? Jeszcze niedawno słowa popłynęłyby wartko, ale teraz nie chciały wyjść mi z ust. Zdradził mnie, to pewne, ale jak daleko sięgała ta zdrada? Skoro był skłonny przehandlować mnie za własną korzyść, czy to możliwe, że odebrał mi dziewictwo, dobrze wiedząc, jaki czeka mnie los? Nie zrobiłby tego. Nie mógłby. Coś takiego uczyniłby tylko potwór, a tych w rodzinie de la Rosa było już wystarczająco wielu. Znałam Diega praktycznie całe moje życie i wyczułabym, gdyby był tak nikczemny.
– Był słodki i opiekuńczy – podjęłam. Nawet jeśli wspomnienia z tamtej nocy skaziło zwątpienie, nie mogłam pozwolić, by Cristiano to zauważył. Nie wolno mi już było się przy nim rozklejać. – Przynajmniej spotkało mnie w życiu coś dobrego. Będę odtwarzać w głowie to wspomnienie podczas każdego razu z tobą.
Cristiano zaśmiał się mrocznie i zbliżył usta do mojego ucha.
– Z przyjemnością popatrzę, jak próbujesz. Kiedy już w ciebie wejdę, twoje usta będą powtarzały jedno słowo: moje imię, i będziesz czuła jedynie przyjemność, którą ci dam.
Przymknęłam oczy. Nie było ucieczki przed nieuniknionym.
– Proszę, zrób to szybko.
– O nie. – Dotknął mojej łopatki i wsunął palec pod ramiączko stanika. – Takich kobiet jak ty nie pieprzy się w pośpiechu, przynajmniej dopóki się ich dobrze nie pozna.
Aż zabrakło mi tchu na taką bezczelność. Czy ten zaborczy, niebezpieczny mężczyzna zamierzał mnie poddać przewlekłym torturom, skupiając na mnie całą swoją uwagę? Czekała mnie słodycz czy bezwzględność? Zapewne jedno i drugie. Ale nie to było w tym wszystkim najbardziej przerażające. Z tonu jego głosu wynikało, że oczekiwał, iż sprawi mi tym przyjemność. Przycisnął dłonie do moich ramion.
– Zostań tu – powiedział i poszedł sobie.
Wpatrywałam się w przejście między ławkami, w rozrzucone poduszki, na których klęczeliśmy, spoglądałam na jaśniejące w tle okno z witrażami świętych. Matka Boża z Guadalupe patrzyła na mnie w milczeniu. Nie ofiarowałam jej bukietu, prosząc o błogosławieństwo na nowej drodze życia. Przecież na nie zasłużyliśmy.
Niektóre świece pogasły – pewnie wtedy, gdy na rozkaz Cristiana wszyscy w pośpiechu opuścili budynek. Czy Diego właśnie wyobrażał sobie, jak Cristiano rwie moje ubranie na strzępy? Jak bezlitośnie mnie wykorzystuje? Czy widział zapał, z jakim ten człowiek obiecał mnie posiąść, wyrażony tuż po naszym pierwszym małżeńskim pocałunku?
Miałam nadzieję, że tak – i że każda z tych myśli była dla Diega torturą.
Jego cierpienie nie równało się z moim.
To on był temu wszystkiemu winien.
Rozbrzmiały kroki. Cristiano lekko musnął moje plecy, rozpinając haftki stanika. Zsunął mój biustonosz i upuścił na ziemię. A więc to już. Żołądek podchodził mi do gardła na myśl o jego szorstkich dłoniach na mojej skórze.
– Naprawdę chcesz, żebym się pospieszył? Żebym wdarł się w ciebie mocno i szybko? – Jego głęboki głos dźwięczał niewątpliwym pożądaniem. – A może wolisz, żebym to przeciągnął? Sprawił, że będziesz się tym cieszyć? Pragnąć tego? Co byłoby gorsze?
Zadrżałam, mimo że w kościele było ciepło. Cieszyć się? To byłaby zdrada samej siebie… Miałam jednak przeczucie, że popełnię tę zbrodnię. Już teraz moje sutki były całkiem twarde i drżałam, oczekując kontaktu z jego dłońmi. Moje ciało reagowało za każdym razem, gdy mnie dotykał, począwszy od naszego tańca na balu kostiumowym, aż do tego momentu, gdy jego palce wędrowały po mojej skórze, kiedy Cristiano opatrywał mi stopy pokaleczone w pożarze magazynu. Ale bez względu na niewątpliwy magnetyzm między nami nigdy bym się nie przyznała, że tego właśnie chcę. A już na pewno nie zniżyłabym się do próśb.
Co gorsze? W takiej chwili byłam gotowa przyjąć ból, przeżyć opór czy wzbudzić w sobie nienawiść.
Ale być zaspokajaną przez samego diabła i czerpać z tego frajdę? To wydawało się najcięższym z możliwych grzechów.
– Miejmy to za sobą – odparłam wreszcie.
– Pytam tylko z ciekawości – dodał, kładąc mi rękę na plecach i popychając mnie do przodu. – Twoja odpowiedź nic nie zmieni. A teraz, mój mały motylku, zaprzyj się o ławkę.
Westchnęłam głęboko, pochyliłam się i zasłoniłam usta obiema rękami, oferując mu swoje tylne rejony.
– Co za widok – powiedział. – Pobudza wyobraźnię. Może jeśli ładnie poprosisz, to kiedyś wezmę cię przez tylne drzwi.
Odruchowo zwarłam pośladki. Byłabym naiwna, myśląc, że Cristiano ma jakieś zahamowania, ale mój umysł jeszcze nie zdążył odmalować paskudnych detali tej wizji. Słowa w jego ustach brzmiały tak nieprzyzwoicie, jak to tylko możliwe. Nikt nigdy dotąd tak do mnie nie mówił.
Oddech przyspieszył mi na myśl o tym, jak ten mężczyzna mógłby mnie wykorzystać, splugawić w ten zakazany sposób. Tego właśnie chciał: wzbudzić strach. Byłam na jego łasce, tak bezbronna, jak tylko mogłam, podległa mu, jakbym znalazła się w pazurach głodnej bestii.
Moje ciało odpowiedziało na tę myśl ostrym, ale przyjemnym szarpnięciem gdzieś w głębi. O Boże! Co było ze mną nie tak?
„Podejrzewam, że mogłabyś nawet polubić uleganie” – powiedział mi Cristiano, kiedy jechaliśmy konno kilka dni wcześniej.
Czy mógł mieć rację? Może moja natura była równie mroczna jak jego, może pragnęłam nagiąć się do woli mężczyzny. Ale nie byłam zwierzęciem. Nie pozwoliłabym sobie rozkoszować się czymś takim tylko z powodu łaknień ciała.
Cristiano dotknął mojej kostki u nogi.
– Podnieś stopę – rozkazał.
Spojrzałam w dół i zrobiłam tak, jak powiedział. Klęczał za mną, trzymając w ręku naręcze czarnej koronki.
– Co to? – zapytałam.
– Włóż tu nogę – polecił i zaczekał, aż to zrobię. – Teraz drugą.
Wstał i wciągnął na mnie długą suknię. Materiał opadł mi do kostek. Kiecka miała niewielki, zaokrąglony tren, prawie jak suknia ślubna.
– Ubierasz mnie? – zdziwiłam się.
– Z żalem.
– Ale…
Czekał. Nie mogłam się zmusić, by skończyć zdanie. Przysięgał, że mnie zbezcześci. Dlaczego tego nie zrobił?
– Dojdziemy i do tego – powiedział, czytając mi w myślach. – Nawet podoba mi się pomysł, że będziesz odchodzić od zmysłów na myśl o wszystkich tych rzeczach, które zrobię ci dziś wieczorem. Zresztą ja również. Dopóki nie położę na tobie rąk, będę sobie wyobrażał, jak przemocą biorę to twoje słodkie ciało… na każdy możliwy sposób.
Znów poczułam pulsowanie między nogami, tym razem mocniejsze. Musiałam jakoś zagłuszyć zdradziecką reakcję organizmu. Postanowiłam go rozzłościć.
– Powiedziałeś mi kiedyś, że nie musisz zmuszać kobiet do niczego.
– Bo tak jest. – Zapiął suwak sukienki. – Ale kiedy już z tobą skończę, nie zostanie nawet ślad po niewinności. Ani po dziewczynie, którą byłaś. Moim zdaniem to jest właśnie przemoc.
– Co ci z tego przyjdzie?
– Nie jesteś już czyjąś słodką, czystą, naiwną księżniczką. Nie mieszkasz w wieży z kości słoniowej. Teraz jesteś jej właścicielką. Nauczysz się rządzić, ponieważ na tym właśnie polega bycie członkinią królewskiego rodu Calaveras. A ta sukienka jest o wiele bardziej godna królowej.
Dreszcz przeszył moje ciało na dźwięk tej groźby i jednocześnie obietnicy. Teraz byłam jedną z nich. _Calavera_. Czarna koronka zmieniła mnie z pełnej nadziei panny młodej w pierwszą damę kartelu. Misterny gorset dopasował się do moich kształtów, a szeroki dekolt niemal całkiem odsłaniał ramiona. Stojący za mną Cristiano przesunął dłońmi po tkaninie opinającej moje piersi i zatrzymał je w talii.
– Sama myśl o tym, że w nocy będzie nas dzieliła tylko koronka, wystarczy, aby doprowadzić mnie do szaleństwa.
Poczułam w ciele zawstydzające pulsowanie wzbudzone przez jego szorstkie słowa i chropawy głos.
– Ale nie chcę, żeby pożądał cię ktokolwiek inny. Może przed naszym przybyciem powinienem ich wszystkich ostrzec, że jeśli będą się za długo na ciebie gapić, wykłuję im oczy.
– Jacy wszyscy? – Pod wpływem jego sugestywnego dotyku i obrazowych gróźb przyspieszył mi oddech. – Przed naszym przybyciem… dokąd?
– Moi ludzie. Podejrzewam, że już wiedzą – ciągnął Cristiano, naciskając biodrami na mój tyłek. Nietrudno było odczytać jego pragnienia. – Po kłopotach, przez które przeszedłem, by cię zdobyć, i poświęceniach, które poniosłem, nie będą kwestionowali mojej własności. Co moje, to moje.
Trwałam bezradna w mocnym uścisku; jego duże dłonie zaciskały się wokół mojej talii, a twardy wzwód napierał na moje plecy. Czy może istnieć pewien rodzaj zadowolenia w poddaniu się temu, co nieuniknione? W oddaniu się mężczyźnie, który był tak silny i pewny siebie oraz swoich planów? Jego władczość sprawiła, że puls mi przyspieszył. Zapewne mogłabym odnaleźć w uległości swoiste piękno.
Ale nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji.
Nie powinnam rozpamiętywać czasów, kiedy jeszcze czułam się przy nim bezpiecznie. Nawet jedenaście lat wcześniej, gdy jako przestraszona dziewczynka zobaczyłam Cristiana stojącego nad martwym ciałem mojej matki, poczułam dziwny i niespodziewany komfort w jego ramionach, kiedy niósł mnie w dół do czarnego jak smoła tunelu.
– Mówisz, że co twoje, to twoje – powtórzyłam. – Ale słyszałam plotki o twoich ludziach. Czy pozwolisz im mnie dotknąć? Wykorzystać mnie? Powiedz mi teraz, żebym wiedziała, czego się spodziewać. Czy należę do ciebie, czy do kartelu Calaveras?
Przesunął dłonią po mojej piersi – miał ciepłą skórę – po czym delikatnie położył mi ją na gardle.
– Cokolwiek się stanie, zapamiętaj moje słowa: pokochasz to.
Nie. Pomysł bycia rozrywką dla wielu mężczyzn przerażał mnie bardziej niż cokolwiek, co mi zapowiedziano do tej pory. Chciałam uciekać. A sugestia, że mi się to spodoba, była równie obsceniczna, co przerażająca.
– Puszczę cię teraz. Jeśli tego nie zrobię, wezmę cię w domu Bożym i nie będę w stanie przerwać, dopóki nie nadejdzie świt.
Puścił mnie i zostawił bez tchu, całkiem zdezorientowaną. Nogi mi się trzęsły, gdy schyliłam się po swoje rzeczy.
– Zostaw to wszystko – powiedział. – Moi ludzie to wyrzucą.
Podniosłam cenną koronkę w kolorze kości słoniowej, fragment mojej porzuconej sukni ślubnej. Przesunęłam palcem po długim rozdarciu.
– Chcę ją zabrać.
– Tam, dokąd się udajemy, nie będzie ci potrzebna. Maks już włożył twoje torby do samochodu.
– Należała do mojej matki – powiedziałam cicho.
Spojrzałam na niego tak jak jedenaście lat wcześniej, gdy stał nad nią, kiedy się wykrwawiała. Nade mną. Z krwią na spodniach, z bronią w ręku. Zapamiętałam go jako najokrutniejszego, a zarazem najbardziej opiekuńczego człowieka w całym świecie.
Jego moc i wpływy od tamtego czasu tylko wzrosły.
Cristiano zacisnął usta w wąską linię, kucnął i wyjął tkaninę z moich rąk. Podniósł suknię i stanik z kościelnej posadzki, po czym wyprostował się na całą wysokość.
– Chodź.
– Dokąd jedziemy? – zapytałam.
– Do domu.2
NATALIA
Wielkanoc mieliśmy pochmurną, ale mimo to na placu nie brakowało ludzi. W powietrzu unosił się zapach smażonych plantanów. Miejscowi tańczyli bądź napełniali brzuchy horchatą i empanadas, a dzieci żebrały u sprzedawców o cukierki, balony i inne drobiazgi.
Wyglądało na to, że w tym świętującym tłumie brak wyłącznie Diega.
Dwa czarne land rovery z przyciemnianymi szybami stały zaparkowane przy krawężniku przed kościołem. Cristiano zaprowadził mnie do drugiego z nich, przekazał moje rzeczy kierowcy i otworzył tylne drzwi.
Wsiąść oznaczało oddać się w ręce Cristiana. Kiedy już raz znajdę się w tym aucie, będę stracona dla świata. Moja komórka była w torbie, którą przyniosłam do kościoła, ta zaś została gdzieś zabrana. Nie byłam na tyle naiwna, by się spodziewać, że odzyskam ją w najbliższym czasie, o ile w ogóle kiedykolwiek. Zmrużyłam oczy i rozejrzałam się po placu.
– Barto ma mnie odebrać lada chwila. Myśli, że pojedziemy na lotnisko. Tak jak polecił mój ojciec.
– W takim razie lepiej wsiadaj, żebym nie musiał się z nim wdawać w pogaduszki – powiedział Cristiano. – Przestań grać na zwłokę.
Przykucnęłam, żeby odpiąć pasek jednego ze ślubnych pantofli.
– Stopy mnie bolą – wyjaśniłam, ukradkiem przeczesując wzrokiem schody kościoła i rozbawiony tłum. Wypatrywałam Diega. Jedno ostatnie spojrzenie nic by nie zmieniło w mojej sytuacji, a nie mogłam tak po prostu odejść.
– Zniknął bez śladu, o ile wie, co dla niego dobre – powiedział Cristiano.
Jego stanowczość zmusiła mnie do podniesienia wzroku.
Całe moje życie zostało wywrócone do góry nogami. Diego rozpłynął się w niebycie, a jego brat przesłonił mi widok i nazwał mnie żoną.
– Mniejsza o buty – dodał Cristiano. – Wsiadaj do samochodu i nie wymawiaj więcej jego imienia albo Bóg mi świadkiem, że…
– Że co? – zapytałam, wstając. – Odetniesz mnie od bliskich i skażesz na życie, którego nie chciałam?
Zmrużył oczy, bo zabrakło mu pomysłu na ripostę. Taka była prawda. Mój los został przypieczętowany.
Zniknęłam we wnętrzu samochodu, zanim Cristiano zdecydował się na odpowiedź. Zdjął marynarkę, podszedł do pierwszego SUV-a i chwilę rozmawiał z kierowcą. Odwróciłam wzrok i patrzyłam przez szybę, zapisując sobie w pamięci ten miejski plac. Dopóki nie ujrzę Diega ponownie, będę go pamiętać zgarbionego pod ciężarem porażki, gdy Cristiano rozkazał wszystkim wyjść z kościoła. Wszystkim oprócz mnie.
Serce mi zadrżało. Diego mnie wydał. Nie miał wyboru – Cristiano zdecydował, że chce zjednoczyć nasze rodziny oraz połączyć swój kartel z kartelem mojego ojca. Dopiął swego. Nic nie mogło go powstrzymać.
Mimo wszystko… osoba, którą kochałam, człowiek, dla którego byłam gotowa przeciwstawić się ojcu, pozwolił mi pójść do ołtarza z kimś innym. I to nie z byle kim. Z jego okrutnym, słynącym z brutalności bratem.
Czy Diego żałował? Od jak dawna wiedział, jak to się wszystko skończy?
Broda mi zadrżała, więc spróbowałam się wziąć w garść. Pieprzyć Diega, skoro postawił mnie w takiej sytuacji – i pieprzyć mnie, że wciąż się za nim rozglądam.
Cristiano rzucił marynarkę na siedzenie obok mnie i usadowił się za kierowcą.
– Co cię obchodzi, gdzie jest mój brat? – zapytał, podnosząc przegrodę między przednimi a tylnymi siedzeniami.
Odwróciłam się do niego.
– Miał być moim mężem.
– Wydał cię, żeby ratować własny tyłek. Nie masz czego żałować – oświadczył Cristiano. Obserwował mnie uważnie, gdy ruszaliśmy. – Powinnaś mi podziękować za to, że wkroczyłem do akcji.
Podziękować mu? Krew we mnie zawrzała. Biorąc pod uwagę naturę naszego związku i biznes Cristiana związany z handlem ludźmi, wątpiłam, czy istnieje czyn dostatecznie podły, którego nie potrafiłby sam przed sobą usprawiedliwić.
– Nie zostawiłeś mu wyboru.
– Zawsze ma się wybór. – Cristiano podwinął rękaw koszuli, a następnie wyciągnął do mnie rękę. – Bądź tak dobra…
Spojrzałam na jego ramię.
– Co mam zrobić?
– Spinki do mankietów.
Powoli przecinaliśmy plac udekorowany figurami z papier-mâché, wielobarwnymi flagami i kwiatami. Mężczyźni w sombrero oraz kobiety w tradycyjnych sukniach, z plecionymi koszami na głowach rozsuwali się na boki, zerkając do wnętrza przez przyciemniane szyby. Niektórzy rzucali gniewne uwagi pod naszym adresem. Nie powinniśmy tędy przejeżdżać.
– Sam możesz je sobie odpiąć – powiedziałam.
– Ale proszę, żebyś ty to zrobiła.
Czy Cristiano w ogóle rozumiał, czym jest prośba? W jego głosie dźwięczało żądanie. Z wahaniem ujęłam jego nadgarstek i wysunęłam srebrny słupek spinki do mankietów przez dziurkę w koszuli.
– Co byś zrobił na miejscu Diega? Albo moim, skoro już o tym mowa? – spytałam go. – Choć przypuszczam, że najpierw musiałbyś zrozumieć, czym jest miłość, żeby pojąć, do czego uczucie popycha ludzi.
– Posłuchaj mnie uważnie. Za każdym razem, gdy wypowiadasz imię mojego brata, mam przed oczami pewną wizję. Taką, która mi się nie podoba. Nie wypowiadaj go więcej, chyba że chcesz mnie sprowokować.
Mankiet jego koszuli zwisł luźno. Cristiano skinął głową, więc go podwinęłam. Moje palce przesunęły się po żyłach znaczących mocne, owłosione przedramię mężczyzny.
– Jaka wizja? – zaryzykowałam.
Kiedy już podwinęłam rękaw równo aż do łokcia, Cristiano przesunął się nieco i podał mi drugą rękę.
– Jeśli zacznę ją opisywać, prawdopodobnie się rozgniewam. A to niezbyt rozsądne wyjście, skoro jesteś tutaj ze mną uwięziona.
Imię Diega mogło przywołać u Cristiana wspomnienie, które prześladowało również mnie. Jedenaście lat wcześniej Diego oskarżył brata o morderstwo mojej matki, choć wiedział, że Cristiana będzie to kosztowało życie. Diego przedłożył sprawiedliwość nad rodzinę, a w kartelu zdrada najbliższych była grzechem śmiertelnym. Wciąż miałam przed oczami to wspomnienie – Diega celującego w Cristiana z pistoletu… i we mnie, choć to nie mnie chciał zastrzelić.
Wyjęłam drugą srebrną spinkę i zacisnęłam je obie w dłoni.
– Nigdy nie widziałam mężczyzny bardziej opanowanego niż ty dziś w kościele – powiedziałam, chcąc sprawdzić, czy uda mi się dociec, co go tak poruszyło. – A teraz jesteś zły. Dlaczego?
Dla odmiany to on popatrzył przez szybę. Nie musiał odpowiadać na żadne z moich pytań. Dlatego każda odpowiedź była tak cenna, bez względu na temat. Wszystko, co usłyszę, mogło być wskazówką w przypadku człowieka kryjącego się za maską _calavera_. Kim był Cristiano? Czego bał się człowiek tak zimny i bezduszny jak on? Czego pożądał? Co wzbudzało w nim miłość?
I dlaczego mnie to obchodziło?
Informacje. Kiedyś ich zbieranie było niewinną pasją dziewczynki, którą bliscy pod pretekstem bezpieczeństwa trzymali pod kloszem. W późniejszych latach informacje zyskały trudny do uniesienia ciężar, bo chciałam zapomnieć o wszystkim, co miało związek z tamtym życiem. Teraz mogły mnie wyciągnąć z tej kabały. Byłoby mi łatwiej ścierpieć bliskość wroga, gdybym wiedziała, czego ten chce. Czego się spodziewa. Co nim kieruje.
Nie tylko ścierpieć… lecz może nawet mu uciec.
Byłam przykuta do Cristiana z powodu jego władzy nad życiem ludzi, których kochałam. Nie miałam drogi ucieczki. Ale musiały przecież istnieć sposoby na to, by się od niego uwolnić.
Przeciągnęłam opuszkiem palca po gładkiej skórze nadgarstka Cristiana. Na tyle lekko, by wyglądało to na przypadek.
– Co cię rozzłościło? – drążyłam.
Przez chwilę wpatrywał się w widok za oknem, po czym się do mnie odwrócił.
– Zazdrość jest dla mnie czymś nowym. Ale od dawna nie pozwalam, by rządziły mną emocje, więc w kościele udało mi się ją powściągnąć.
Zazdrość? Starałam się ukryć zaskoczenie, zarówno tym, co usłyszałam, jak i faktem, że raczył mi odpowiedzieć. Być może nie powinnam się dziwić. Cristiano oczekiwał po mnie nieskalanej niewinności. Czy zdenerwował się, że dostaje resztki po bracie? A może był to po prostu prymitywny instynkt mężczyzny, który chce posiąść swoją żonę jako pierwszy?
Groził, że utnie Diegowi ręce, jeśli ten tylko mnie dotknie. Ale czego właściwie się spodziewał? Wtargnął w sam środek naszego związku. Przerwał nasz ślub.
Wygrał.
Kiedy sięgnął po moją kostkę, odskoczyłam do tyłu.
– Ten ból to od butów? – zapytał, opierając sobie moją stopę na kolanie. – Czy od skaleczeń szkłem?
Serce waliło mi jak młotem, a włoski na ramionach stanęły dęba. Nie mogłam zapominać, że Cristiano mógł – i chciał – mnie dotknąć absolutnie w każdej chwili. Oparłam się plecami o drzwi, żeby móc spojrzeć mu w twarz.
– Tamte rany już się prawie zagoiły.
– Miałaś dobrego lekarza. – Uniósł kącik ust, gdy jego duże palce zmagały się z filigranową sprzączką ślubnego pantofla.
Kilka dni wcześniej mój strach przed Cristianem rozpłynął się w powietrzu po tym, jak ostrożnie i delikatnie usunął odłamki szkła z moich stóp. Pomógł mi, zamiast wykorzystać sytuację.
Wyjechaliśmy za miasto. SUV przyspieszył na dwupasmowej autostradzie, z której obu stron ciągnęła się pustynia. Pędził w kierunku burzowych chmur zebranych nad horyzontem. Skrzyżowałam ramiona na piersi.
– Jesteś lekarzem, porywaczem i mężem w jednej osobie – stwierdziłam. – Szczęściara ze mnie.
– Powtórz to. – Odrzucił mój but na bok i spojrzał mi w oczy. – Podoba mi się to słowo w twoich ustach.
– Porywacz – powiedziałam. – Jestem twoją branką i nie wątpię, że sprawia ci to frajdę.
– Nie to słowo. Mąż. – Przesunął moją stopę o kilka centymetrów, aż jej podbicie przylgnęło do wybrzuszenia w jego spodniach. – Jesteś moją żoną i sprawia mi to perwersyjną przyjemność. Zarówno wypowiadanie tych słów, jak i ich słuchanie.
Zaschło mi w gardle, gdy tak się prężył i rósł pod moją stopą. Był podniecony, a mnie pozostało zdać się na jego łaskę.
Deszcz zabębnił o dach wozu. Niebo pociemniało.
– Jak długo potrwa, zanim dojedziemy na Bezprawie?
Cristiano oblizał wargi.
– Jeszcze jakieś pół godziny.
Rozważyłam możliwości. Nie miałam pojęcia, co mnie czeka po przekroczeniu bramy. Cristiano co najmniej dwa razy ostrzegał, że weźmie się do mnie później. Lepiej, żeby trwało to trzydzieści minut niż całą noc. Jeśli dopisze mi szczęście, być może jeden raz mu wystarczy. Znudzi się mną i zajmie czymkolwiek innym.
– Wystarczająco dużo czasu, by skonsumować nasz związek – stwierdziłam.
Znieruchomiał, po czym zamrugał.
– Słucham?
Przezwyciężyłam instynkt krzyczący, że powinnam siedzieć cicho. Wiedziałam, że zniosę go jakoś przez trzydzieści minut. A nawet jeśli nie, to nie umrę od tego.
– Powiedziałeś, że małżeństwo nie będzie ważne, dopóki go nie skonsumujemy.
– Zgadza się.
– Zatem moi najbliżsi nie są bezpieczni, dopóki nie dopełnię warunków umowy.
Przechylił głowę, ujmując moją stopę mocniej. Przesunął kciukiem wzdłuż podeszwy jak wtedy, gdy usuwał z niej odłamki szkła. Przeszył mnie ostry, rozkoszny skurcz i zadrżałam, by ukryć przed nim, że mam łaskotki.
– Jesteś tak napalona, że chcesz, bym wziął cię tutaj? – spytał. W jego głosie zabrzmiała szczera ciekawość.
– Chcę to mieć za sobą – odparłam.
– Stchórzyłaś w kościele.
– Zostać zgwałconą na oczach Matki Bożej z Guadalupe to wstyd. Hańba. – Powinnam bardziej obawiać się konsekwencji własnej śmiałości. Kusiłam bestię, by mnie splugawiła. Co prawda próbowałam działać rozsądnie. Diabeł, którego już znałam, siedział tu przede mną. A zegar tykał.
– Gwałt na tylnym siedzeniu samochodu… – przełknęłam ślinę – ma więcej sensu niż cokolwiek, co mi się dziś przytrafiło.
– Wcale nie – zaprzeczył natychmiast, opierając dłoń na gładkim czarnym skórzanym siedzeniu. – To nie jest odpowiednie miejsce dla mojej oblubienicy.
– Nie jestem żadną oblubienicą, tylko więźniarką. Chcesz zachowywać się jak mąż? Na to już za późno. Weź mnie jak niewolnicę, nie jak żonę.
Zacisnął zęby i sięgnął po moją drugą nogę. Na myśl o tym, że chwyci mnie za obie kostki, instynktownie się od niego odchyliłam, ale tylne siedzenie nie dawało mi zbyt dużego pola manewru. Cristiano złapał mnie za stopę i zabrał się do pracy, uwalniając ją z satynowych więzów.
– Przemawia przez ciebie złość – powiedział. – Rozumiem to. Czujesz się zdradzona, tak jak powinnaś. On cię sprzedał. Ale pociesz się myślą, że ja nigdy tego nie zrobię.
– A co to za pociecha?
– W końcu ją dostrzeżesz.
Siedziałam teraz naprzeciw niego, z obiema stopami na jego kolanach, lecz odwróciłam głowę.
– Przez wzgląd na własne zdrowie psychiczne mam nadzieję, że tak będzie.
Czułam mrowienie w szczęce. Więźniarka… Przynajmniej to przyznał. Ale czy moją niewolą będzie uwięzienie w ścisłym tego słowa znaczeniu? Chwilowo zapomniałam o strachu nie tylko przed Cristianem, lecz także przed miejscem, które nazywał domem. Bezprawie opisywano mi jako niebezpieczne, sekciarskie, wyjęte spod prawa miejsce – piekło dla kobiet i dzieci. Na domiar złego leżało ono tuż nad Pacyfikiem, lecz od morza odgradzał je mur rozciągający się wzdłuż zachodniego wybrzeża Meksyku. A ja wpadłam w to wszystko jak śliwka w kompot.
– O czym myślisz, kiedy tak podkulasz palce? – zapytał.
Zmusiłam się, by rozluźnić stopy. Musiałam pamiętać, że Cristiano był spostrzegawczy. Już jako dziewczynka byłam przedmiotem jego uwagi, co niestety oznaczało, że mógł znać mnie lepiej, niż byłoby to dla mnie dobre.
Puścił moje stopy i obejrzał ich podeszwy.
– Czy to prawda, że przyjąłeś w życiu więcej kul niż narkotyków? – spytałam.
Podniósł na mnie oczy – i uniósł tylko jedną brew.
– Że co proszę?
– Tak głosi plotka o przywódcy kartelu Calaveras.
– Nigdy w życiu nie brałem narkotyków – powiedział.
– A co z kulami?
– A jak myślisz?
– Myślę, że… tak. Tak.
Ścisnął moją piętę.
– Trafiony zatopiony. – Wydawał się jednocześnie rozbawiony i poważny.
Przejechałam językiem wzdłuż krawędzi zębów.
– Masz fetysz stóp? – spytałam, żeby zobaczyć, co na to powie.
– Tyle pytań. – Wydawał się świadomie wzmacniać uścisk, jakby zapomniał, że mnie trzyma. – Dlaczego pytasz?
– Najpierw umyłeś mi stopy, wtedy w łazience, rano po ataku na magazyn, a teraz się nimi bawisz.
– Umyłem ciebie – powiedział. – A teraz ciebie dotykam. Może mam fetysz Natalii? – Usiadł z powrotem na swoim miejscu, ale moje stopy wciąż trzymał na kolanach. – A więc _la narcoprincesa_ jest ciekawa moich nawyków i upodobań. Musi się zastanawiać, co ją czeka na Bezprawiu.
Jak funkcjonowało społeczeństwo, które było do cna zepsute? Jeśli ci ludzie czuli bezbrzeżne oddanie w stosunku do Cristiana, co zrobiliby ze mną? Nie orientowałam się za dobrze w jego interesach. Wiedziałam tyle, że handlował bronią i kobietami. Wszyscy w moim świecie wiedzieli, że dziewice mają dużą wartość. Gdyby się ze mną nie ożenił, zadręczałabym się, że zostanę sprzedana w niewolę. Może rzeczywiście powinnam się o to martwić.
Zadrżałam i znienacka dostrzegłam, że wbija we mnie wzrok. Po południu Cristiano dostał już ode mnie to, czego chciał – władzę, jaką dawały mu dwie połączone rodziny, i dwa kartele. Ale nie wystarczało mu, że narobił już tyle szkód i zniszczeń. W końcu był mężczyzną i patrzył na mnie męskimi oczami. Jego wzrok miał w sobie zachłanność. Jego duże dłonie też.
Chciał mnie posiąść dziś wieczorem.
Widziałam to w tym żarłocznym spojrzeniu. Musiałam stawić czoła prawdzie. Oddałam się Diegowi, obiecując, że będzie jedynym mężczyzną, który kiedykolwiek będzie mnie miał, a teraz czekała mnie dożywotnia służba jego bezwzględnemu bratu.
Nie mogłam się kulić ani uciekać. Cristiano dostanie to, czego chciał. A pewnego dnia się mną znudzi.
Mężczyzna taki jak on nie był stworzony dla jednej kobiety.
Posiadanie żony byłoby dla niego przede wszystkim niewygodne. Miałam nadzieję, że z szacunku dla naszej przeszłości będzie mnie trzymał w jakimś znośnym miejscu. Że dostanę dach nad głową i przyzwoite jedzenie, takie, jakie kiedyś zapewnił mu mój ojciec. Że będzie mnie wzywał do swojego łoża w razie potrzeby, a poza tym zostawi mnie w spokoju. Ale nie śmiałam niczego oczekiwać.
Nie po tym, co usłyszałam.
Co takiego powiedzieli mi Diego i Tepic? Plotki o znęcaniu się tych z Calaveras nad prostytutkami i satanistycznych rytuałach, które obejmowały jedzenie ślimaków, składanie dziewic w ofierze i mówienie językami. Nikt nie mógł potwierdzić ani zaprzeczyć, co się tak naprawdę działo w tej piekielnej krainie, ponieważ najwyraźniej żaden intruz nie przeżył, by móc o tym opowiedzieć.
Diego obiecał, że mnie stamtąd wyrwie. Mój ojciec też będzie próbował. Ale nie mogłam na nich polegać, mając przeciwko sobie wszechmocnego Cristiana. Aby odzyskać wolność, musiałam znaleźć jakiś sposób po wewnętrznej stronie murów – a do tego czasu zmuszona byłam jakoś się trzymać.
W dosłownym tego słowa znaczeniu. Zarzuciło mną, kiedy SUV podskoczył po zjeździe z głównej autostrady. Bujne zielone góry wyrastały z jałowej pustyni, odcinając się wyraźnie na tle chmur. Wiedziałam, że za tym pasmem górskim rozpościera się ocean. Miałam przed sobą trzy naturalne źródła piękna. Nie zdziwiło mnie, że Cristiano zajął to właśnie miasto, by urządzić w nim swoje prywatne piekło na ziemi. Lubił piękne rzeczy, więc je sobie przywłaszczył.
– Masz chorobę lokomocyjną? – zapytał.
– Zazwyczaj nie.
– To dobrze. Droga do bram jest nieutwardzona.
– Już jesteśmy na miejscu? – zdziwiłam się.
– Dom twojego ojca jest całkiem niedaleko. To teren spowalnia ludzi.
Chwyciłam się drzwi, gdy zaczęliśmy zjeżdżać kamienistą polną drogą.
– To czemu nie naprawisz dróg?
– Wtedy za łatwo byłoby się tu dostać.
Albo stąd wydostać.
Żołądek mi się skurczył. Przed sobą miałam kamienne mury. Wyrastały z pustyni niczym forteca, oddzielając od reszty kraju hektary ziemi przylegającej do górskiego zbocza.
Bezprawie. Teraz ta nazwa zyskała w moich oczach sens. Trudno było się tu dostać, a ten, komu by się to udało, nie uciekłby szybko.
Przez twarz Cristiana przemknął złośliwy uśmieszek.
– Widzę, że słyszałaś plotki. Że zrujnowałem to miasto, zbezcześciłem, zhańbiłem i wypędziłem jego mieszkańców. Że rządzę nim żelazną ręką. – Wsunął dłoń pod rąbek mojej długiej sukni i przesunął ją w górę wzdłuż łydki. – Może ty rozluźnisz tę żelazną pięść, Natalio. Zmienisz żelazo w płynną rtęć i uformujesz według własnych upodobań, tak jak twoja matka zrobiła kiedyś z twoim ojcem.
Zacisnęłam zęby.
– Skoro mnie nie wolno wspominać o Diegu, ty powinieneś mieć zakaz mówienia o mojej matce. – Próbowałam cofnąć nogę, ale ją przytrzymał.
Potem zawahał się krótko, wreszcie jednak puścił.
– Dobrze znałem Biancę – powiedział. – Miała wpływy i kręgosłup ze stali. Była dość silna, by stać u boku Costy. Ty jeszcze taka nie jesteś, ale masz jej cechy we krwi.
– Byłaby przerażona tym, kim się stałeś. Tym, jak traktujesz kobiety. I tym, co szykujesz dla mnie.
Szyja mu poczerwieniała. Odwrócił wzrok. Zsunęłam nogi z jego kolan i przyciągnęłam je blisko klatki piersiowej. Podskakiwaliśmy na wertepach, podjeżdżając coraz bliżej do żelaznych wrót, kilkakrotnie wyższych niż strzegący ich mężczyźni.
Zapadła cisza. Tylko opony chrzęściły na nierównym podłożu, a kamienie uderzały o podwozie. To by było na tyle, jeśli chodzi o szacunek Cristiana dla mojej matki. Albo o brutalne warunki, które mnie czekały. Wkrótce miałam się dowiedzieć, co z plotek było prawdą, a co nie, ale nie ma dymu bez ognia. Sama zobaczę bramy i mury. Skrywały tajemnice i ludzi, a w tym świecie nie oznaczało to nic dobrego.
Mylił się, jeśli sądził, że kiedykolwiek zaakceptuję traktowanie ludzi jak towaru. Jeśli myślał, że moja matka chciałaby dla mnie takiego losu.
Zatrzymaliśmy się przed bramą. Mury były na tyle grube, że znajdowały się w nich punkty kontrolne, jakbyśmy przekraczali granicę. Wyglądali z nich mężczyźni z bronią i notatnikami w rękach, podczas gdy bramy powoli otwierały się do wewnątrz.
Widok przesłoniła mi terkocząca półciężarówka. Kiedy ją mijaliśmy, wyciągnęłam szyję. Z tyłu pojazdu wyskoczyli jacyś mężczyźni i otworzyli drzwi, a ja dostrzegłam w przyczepie ludzi.
Kim oni byli? Przyjechali tu z własnej woli czy zostali skądś zabrani? Musiałam o to zapytać. Ale co bym zrobiła z odpowiedzią? Utknęłam tak samo jak oni. Przyciągnęłam nogi jeszcze mocniej do klatki piersiowej i odetchnęłam głęboko, by uspokoić rozszalałe serce. Wjechaliśmy do _las puertas del infierno_, jak je nazywał Tepic.
Bramy piekieł.
Aby przygotować się psychicznie, zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie najgorsze: spalone, wymarłe miasto, patrole z karabinami przeganiające żebraków i prostytutki, ciężkie łańcuchy na bramach i na rękach więźniów. Burdele i puste witryny sklepów, magazyny z bronią i laboratoria narkotykowe, wiszący na drzewach uciekinierzy, którym się nie powiodło.
Staroświecka, ale bardzo skuteczna metoda zarządzania strachem.
Kiedy nie mogłam już powstrzymać ciekawości, uniosłam powieki i wyjrzałam przez przednią szybę. Na darmo wyobrażałam sobie najgorsze.
Nic nie mogło mnie przygotować na ten widok.