- promocja
- W empik go
Buty Ikara. Biografia Edwarda Stachury - ebook
Buty Ikara. Biografia Edwarda Stachury - ebook
Opowieść o życiu i twórczości legendarnego pisarza i poety, autora powieści, opowiadań, piosenek, a także przekładów poezji hiszpańskiej i francuskiej. Książka oparta jest na publikacjach, dokumentach i zapiskach samego Stachury, uzupełnionych o wypowiedzi osób mu bliskich i znajomych. Solidna pod względem faktograficznym, pozostawia czytelnikowi pole do własnej interpretacji fenomenu popularności Steda wśród kolejnych pokoleń młodzieży.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-244-0340-0 |
Rozmiar pliku: | 13 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wejść życiu w drogę
Edward Stachura tajnym współpracownikiem?
Bardzo by takie odkrycie pomogło, zwłaszcza niektórym. I wiele wyjaśniało. Na przykład bez większych problemów otrzymywany paszport, częste wyjazdy zagraniczne... No, a przede wszystkim tłumaczyłoby te pastelowe, jak twierdzą niektórzy, kolory w obrazie rzeczywistości lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, występującej przecież jako tło jego prozy. Narrator i bohaterowie Stachury żyją sobie w jakimś dziwnym kraju, który wcale nie przypomina PRL-u... A powinien przypominać. Nie wiadomo, dlaczego powinien, przecież to nie były reportaże, ale podobno powinien.
Edward Stachura z zupełnie innym zamiarem sięgnął po pisanie. I ten zamiar realizował po swe ostatnie linijki. Pierwszy zapis w dzienniku, poczyniony przez niespełna dwudziestoletniego Stachurę, określa ów zamiar jednoznacznie:
„Kupiłem dzisiaj ten zeszyt. Będę w nim pisać (...). Ale przede wszystkim będę pisać to, co się będzie teraz ze mną działo. I to, jak już mówiłem, co się będzie w mojej głowie działo”^().
Skoro istotnie żyjemy w cieniu PRL-u, to dlaczego w tak niewielkim stopniu znajduje to swe odzwierciedlenie w naszej literaturze? – zapytał (nie o Stachurę, tylko o całe polskie beletrystyczne piśmiennictwo współczesne) Dariusz Nowacki^(), otwierając zorganizowaną w redakcji miesięcznika „Znak” niezmiernie – jak się okazało – interesującą dyskusję^() z udziałem Tomasza Burka, Jerzego Sosnowskiego, Marka Zaleskiego i Jerzego Jarzębskiego.
Jarzębski^() powiedział tam między innymi:
„Paradoksalnie, opisy PRL-u są najlepsze, gdy nie mówi się o nim bezpośrednio, to znaczy, jeśli istnieje on «niechcący», tak jakby «wychodził z tła»”.
Zdaniem profesora Jarzębskiego najwięcej PRL-u widać w polskich filmach lat sześćdziesiątych, i to tam, gdzie nie mówi się o polityce, tylko wtedy, kiedy widać szarzyznę tamtych ulic, sklepy, pozbawione smaku detale, szablonowe bloki mieszkalne, ludzi umęczonych codziennością. Jarzębski: „Znane mi opisy literackie tamtych czasów mówią o przeszłości niemal zawsze cząstkowo, ponieważ PRL był fenomenem, który przenikał wszystkie warstwy egzystencji. Ja nie demonizuję PRL-u, ale mówię, iż kiedy żyje się w kraju, w którym nawet pudełko zapałek jest zideologizowane, bo ma taką a nie inną naklejkę, to owego zideologizowania po prostu się nie zauważa”.
W nie tak dawnej audycji radiowej dotyczącej Stachury jeden z uczestników dyskusji, najmłodszy, postawił tezę, że gdyby Stachura dożył stanu wojennego, to też by go nie zauważył, a ściślej – nigdzie nie odnotował. A znana już była książka zawierająca prywatą korespondencję Stachury z pisarzami^() i dwa tomy jego dzienników. Źródłem ogromnego zdziwienia, dla niektórych wręcz szoku, była nieobecność także w tych, pisanych przecież bez ryzyka konfrontacji z cenzorem, listach i dziennikowych notatkach, jeśli już nie emocjonalnego, to chociaż myślowego zaangażowania w sprawy, które, kto jak kto, ale polski pisarz powinien przecież zauważyć.
Nie można zapominać, że równolegle – w sensie czasowym – ze Stachurą Jerzy Andrzejewski pisze Miazgę, Tadeusz Konwicki Kompleks polski, Marek Nowakowski Wesele raz jeszcze, Julian Kornhauser i Adam Zagajewski w Świecie nieprzedstawionym atakują „mówienie zastępcze”, wcześniej Stanisław Barańczak, między innymi za „poezję rodzącą się z poezji”, przyłożył kolegom Stachury spod znaku „Hybryd”. Oczywiście, literatura to nie jest przybudówka życia politycznego^(), upolitycznienie spycha literaturę do roli podrzędnej, usługowej, rezygnującej z własnych reguł, spłaszczającej obraz, posługującej się najchętniej kolorystyką czarno-białą (na przykład w tamtych latach krytykować społeczeństwa – choć przecież było za co – nie wypadało, bo władza na taki prezent tylko czekała).
Ale wielu przedstawicieli środowisk twórczych, ryzykując nie tylko karierą, włączyło się – zarówno swoimi dziełami, jak i bezpośrednim, osobistym udziałem – w coraz lepiej zorganizowaną i skuteczną działalność opozycyjną. Nie trzeba nadmiaru ochoty do współodczuwania, aby wyobrazić sobie nastrój autentycznego opozycjonisty, który oczom nie wierzy, bo widzi, że w kraju dotkniętym z trudem maskowanym, wieloskładnikowym kryzysem, literackim idolem najpierw studentów wydziałów humanistycznych, a potem stale powiększającej się grupy (ba! tłumu!) wielbicieli staje się ktoś taki jak Stachura.
Maria Nurowska^() – pisarka; popularna, a mimo to ceniona:
„Nie lubiłam Stachury ani jako człowieka, ani jako pisarza. Uważałam, że jest bardem na etacie, pieszczoszkiem reżymu. Nie był dla niego groźny, wręcz przeciwnie, ogólna narkoza, którą proponował, była panującym na rękę. To ukrywanie się we własną sierść, to żywienie się serem z chlebaka i picie deszczu było dla mnie ucieczką od życia, od odpowiedzialności za ojczyznę w niewoli. Moimi idolami byli wtedy Michnik, Kuroń. Uwielbiałam ich, byłam po ich stronie. Jak większość Polaków. A ci wyznawcy Stachury, te rzesze młodych ludzi. Uważałam, że są w jakiś sposób ofiarami oszustwa, które Sted im proponował. Tym oszustwem była jego twórczość. W czasach socjalizmu nic nie było poezją, chociaż on twierdził, że jest nią wszystko.”^().
Janusz Anderman, nie żaden opozycjonista honoris causa, tylko rzeczywisty uczestnik zmagań z władzą i ustrojem, chyba jako jeden z pierwszych zdał sobie sprawę, że czarno-biały podział na „my” i „oni” jest niezbędny w walce politycznej, konieczny, żeby nie mylić okopów i nie obrzucać granatami własnych szeregów, żeby dodawać sobie sił, zohydzając i tak już ohydnego wroga i tylko jego obarczając wadami. Natomiast tworzona pod takie dyktando literatura staje się publicystyką przyozdobioną artystycznymi frędzelkami, jest marnowaniem talentu. Anderman był przez jakiś czas życiowym partnerem cytowanej przed chwilą Marii Nurowskiej i – mimo rozstania – najprawdopodobniej ciągle pozostawał pod urokiem jej płomiennej, zniewalającej naiwności. Tylko tak można wytłumaczyć, dlaczego jeden z najinteligentniejszych polskich pisarzy sugerował dyskretnie, że kto wie, czy nie pomagano z ukrycia tej stachurzej sławie:
„Kult wzbierał nagłą falą i dały się słyszeć głosy, że ta kanalizacja nastrojów wrażliwych młodych ludzi jest na rękę władzy i że jeśli kult nie jest sztucznie podsycany, to przynajmniej nikt nie próbuje go ograniczać. Władza ma ofertę dla tych i dla innych, mówiono. Dla mniej wybrednych są zespoły rockowe, których mnóstwo wpuszczono do telewizji stanu wojennego i pozwolono urządzać masowe koncerty na otwartym powietrzu”^().
Z niebywałą popularnością Stachury, który nawet linijką nie przyłożył chylącemu się ku upadkowi ustrojowi, długo w obozie zwycięzców nie umiano sobie poradzić. A próbowano na różne sposoby.
„Jego List do Pozostałych – wiersz ostatni, który napisał tuż przed śmiercią. To zostało opublikowane w drugim obiegu. Dlaczego w drugim? Ano z tego powodu, że gdy człowiek odbiera sobie życie w kraju „pełnej, wielkiej, cudownej szczęśliwości”, to jest to jednocześnie także akt polityczny. Jeśli odbiera sobie życie człowiek, który jest tak wolny wewnętrznie, to znaczy, że być może, że on już dłużej wolnym być nie może”.
Ta wypowiedź Mirosława Chojeckiego pochodzi z połowy lat dziewięćdziesiątych^(). Wygłasza ją człowiek ogromnych zasług, twórca działającej w PRL, poza zasięgiem cenzury, Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOWA. Koloryzuje, posługując się nieprawdą, ale nie dlatego że taki ma zwyczaj, tylko woli pasujące do schematu ładne przypuszczenie niż „brzydki” fakt. List do Pozostałych Edwarda Stachury ukazał się bowiem także w pierwszym obiegu, i to wcześniej niż w drugim, bo zaraz po śmierci poety wydrukował tekst tygodnik „Radar”^() redagowany przez Jerzego Klechtę, który jeszcze wtedy był obiema nogami i siedzeniem po partyjnej stronie. List do Pozostałych szybko opublikowała też „Twórczość” w numerze pierwszym z 1980 roku.
Z upływem lat wahadło, już nietrzymane – siłą politycznej poprawności – w jednym z krańcowych położeń, zaczęło coraz mocniej wychylać się w drugą stronę.
Adam Komorowski w recenzji książki z listami Stachury:
„W pisarstwie Edwarda Stachury najbardziej uderza to, co nieobecne. Te strefy nieobecnego, niejednokrotnie sygnalizowane przez krytyków, to polityka, historia (przeszłość), religia. Zainteresowanie jego epistolografią w dużym stopniu jest wynikiem nadziei, że tutaj Stachura odsłoni się bardziej. Bo czy można było żyć w latach 60. i 70., pozostając całkowicie indyferentnym wobec Marców i Grudni, wydarzeń na Wybrzeżu czy w Radomiu? Czy można było, przemierzając Polskę, rozmawiając z setkami ludzi, nie otrzeć się o martyrologię czy dysydentów, nie dostrzec w krajobrazie ludzi zmierzających do kościoła? Nie denerwować się brakami w zaopatrzeniu, kartkami na cukier i mięso? Gdy czytamy jego listy, przekonujemy się, że tak. IPN sobie, a Stachura sobie”^().
Jarosław Markiewicz, w posłowiu do jednej z książek Edwarda Stachury:
„Bohaterowie Stachury uczestniczą w pełni w życiu PRL – ale na swoich zasadach. Przede wszystkim zajęci są realizowaniem «wewnętrznej konieczności», odkrywaniem ich i poszerzaniem aż do stanu, kiedy w pełni obejmą świat zewnętrzny i przekształcą go. Mówiąc bardziej obrazowo – bohaterowie Stachury pukają do własnych drzwi, do drzwi, które otwierają się tylko do środka, do wnętrza duszy. Świat widziany z głębi własnej duszy jest wreszcie światem realnym i sensownym – bo tylko nasza dusza nadaje temu światu sens i realność”^().
Jerzy Plutowicz w „Twórczości”:
„Jednym z najwnikliwszych opisów rzeczywistości komunistycznej była według mnie powieść Edwarda Stachury Cała jaskrawość, której bohaterowie odmawiali udziału w narzucanej codziennej krzątaninie, w rzeczywistości groźnego, nieludzkiego mitu, przemieszanego z obłudą i kłamstwem. Pisarstwo Stachury jest to ten rodzaj sztuki, który rodzi się z lęku, z postawy obronnej, jest to sztuka zapewne eskapistyczna, odlotowa, ale przecież jakże autentyczna”^().
Dariusz Nowacki w trzydziestą rocznicę śmierci Edwarda Stachury:
„Postać i dzieło Stachury, jeśli w ogóle są ważne, a co do tego mam sporo wątpliwości, to przede wszystkim dlatego że komplikują czarno-biały obraz – mówiąc górnolotnie – kultury polskiej po Jałcie. Tutaj najistotniejsza wydaje się apolityczność pism Steda, a także jego wolność jako obywatela Polski Ludowej.
Choć żył w latach, w których nie trzymano paszportów w domowych szufladach, to przecież nieustanne podróżował po świecie. Obok – nie mógł tego nie widzieć – rozgrywały się dramaty Marca ’68, Grudnia ’70, Czerwca ’76. To, że echa tych wydarzeń nie przedostały się do publikowanych oficjalnie książek Stachury, niespecjalnie dziwi, ale to, że żadna ze spraw życia społecznego nie przedostała się do jego prywatnej korespondencji, zdumiewa. Jakaś mała skarga na brak cukru, który na kartki, jakaś drobna złośliwość pod adresem partyjnych nadzorców kultury? Nic z tych rzeczy! Znaczy to chyba, że żyjąc w PRL-u, z powodzeniem można było PRL-u nie dostrzegać, być ponad, cieszyć się wolnością i sukcesem (nagrody, stypendia, zagraniczne podróże, otwarte drzwi wydawnictw). Herezja? Nie, zaledwie kontrdyskurs rozbijający IPN-owską narrację historycznoliteracką”^().
A może Maria Nurowska ma trochę racji i czy Stachura, wciągając nas swą urokliwą prozą w te, istniejące od zawsze i na wieczność skazane, jakieś tajemnice bytu, sensy istnienia, metafizyczne lęki, sprawcze praprzyczyny, a więc w to wszystko, co męczy i dręczy ludzi niezależnie od szerokości geograficznej, ustroju politycznego, stanu gospodarki i sondaży przedwyborczych, a więc, czy Stachura, jakoś tak podprogowo i mimowolnie nie zwiększał naszego dystansu wobec doczesności, wobec tego zgrzebnego i dokuczliwego tu i teraz? Czy nie osłabiał w niektórych z nas wiary w sens walki między innymi o to, aby prawo do publicznego mówienia głupstw dać wreszcie wszystkim, a nie tylko przyjaciołom ustroju?
Nie wiem. Pamiętam z tamtych lat, że po lekturze Siekierezady wydrukowałem coś w rodzaju recenzji zatytułowanej Baśń dla dorosłych^(). Napisałem tam, że jeden z moich znajomych wykorzystuje twórczość Stachury do pomiaru przydatności bliźniego do myślowej i duchowej przyjaźni. Pomiar prosty: czujesz Stachury pisanie? Jeśli nie, to staraj się, żeby nas życie nie zamknęło kiedyś w tej samej celi, bo jeden z nas szybko zarobi na karcer.
Związek Literatów Polskich, korzystając z usług „Globu”, w siedzibie na Krakowskim Przedmieściu kolekcjonował dla pisarzy wszystkie wycinki prasowe, w których było jakieś literackie nazwisko. Więc Stachura, który bacznie śledził odgłosy swojego pisania, trafił i na mój tekścik. Bez trudu rozpoznał, że to nie żaden znajomy, tylko ja sam mierzę Stachurą „psychostrukturę otoczenia” i w dedykacji wpisanej do Wszystko jest poezja życzył mi, aby ta metoda okazała się niezawodna.
A inni? Ciągle, w różnych okolicznościach, można się natknąć na osoby, które gdzieś tam, kiedyś, niekoniecznie w cielęcym wieku, miały Stachurę na głowie. „Gazeta Wyborcza”, w ramach redakcyjnej akcji „Czytamy w Polsce”, pytała różnych ludzi o książki, które zmieniły ich życie albo przynajmniej mocno na nie wpłynęły. Wojciech Kozłowski, wówczas dyrektor zielonogórskiej galerii Biura Wystaw Artystycznych, wymienił Zbyt głośną samotność Hrabala, Grę w klasy Cortazara i Falując na wietrze Stachury. Fragment rozmowy:
Wojciech Kozłowski: – Opowiadaniom Falując na wietrze było blisko do Siekierezady. Niezmiennie mi się z tą książka kojarzy przeświadczenie, że jeśli będziemy chcieli, to – górnolotnie to powiem – wyzwolimy się przez miłość. Że istnieje droga, która wyzwala. A Stachura to ciągłe wędrówki. Wiedzieliśmy, jaki mamy kraj w PRL, a Sted opisywał go z czułością. Z tej całej buzującej paskudy wyłaniał się ktoś, kto kocha prostych ludzi, jest zauroczony pejzażem. Stachura dla młodego człowieka, a sam to przeżyłem, jest niebezpiecznym uwodzicielem. Trzeba uważać.
Artur Łukasiewicz (dziennikarz przeprowadzający wywiad): – Kolega odkrył Stachurę w dziwnych okolicznościach. Nie na zlocie piosenki turystycznej ani w księgarni. Chłonął antykomunistyczne książki z drugiego obiegu. Raz wydawca podsunął mu Stachurę. Mówi: wiesz, poezja, włóczęga. Zobacz, nie jest przeciw.
W.K.: – Ale też nie jest za. Znam to. Polska była pod tym względem fascynującym krajem. Można było nie być przeciw i nie być też za. Nie jest to kwestia neutralności, tylko możliwości bycia osobnym. Dla indywidualistów była to kusząca perspektywa, choć nie dla każdego dobra^().
Monika Pogoda-Tichy ze Szczecina, autorka liczącej sto siedemdziesiąt pięć stron pracy magisterskiej Poszukiwania Absolutu w twórczości Edwarda Stachury^(), najlepszej, jaką czytałem (a o Stachurze przeczytałem ich kilkadziesiąt); magisterium, przy którym – oczywiście nie ze względu na objętość, tylko jakość – niejeden doktorat wygląda jak praca licencjacka. Tak się nie pisze tylko dlatego, żeby zostać magistrem. Więc jak to, pani Moniko, było z tym Stachurą?
– Do dziś pamiętam zimny styczniowy dzień. Za niedługo studniówka. Wracałam z pogrzebu bliskiej osoby, weszłam do biblioteki i – szukając w ułożonych alfabetycznie książkach w dziale „opowiadania” zupełnie innego autora – trafiłam na nazwisko znane mi doskonale z mego własnego śpiewnika, który miałam, jak to się podówczas robiło, ręcznie przepisany w zeszycie w kratkę. Nie chcąc wracać do pogrążonego w żałobie domu, przysiadłam na kładce dla pieszych, przerzuconej nad jedną z głównych arterii miasta. Przede mną widok na Katedrę, kościół Pallotynów, rzekę, mosty, budynki Portu, i tom opowiadań Jeden dzień. Już pierwsze zdania wgniotły mnie w ziemię. Siła wrażliwości, która stać musiała za tak dobranymi słowami, była przepotężna, wszechogarniająca. Nie dało się już od niej uciec czy uwolnić, uzależniała od pierwszego razu. A jeszcze kwadrans wcześniej nie miałam pojęcia, że autor mych ulubionych wierszy pisał również prozę. Proza ta – życie, którym była motywowana, człowiek, który je, życie i pisanie, stworzył, potęga ducha tego człowieka – zdominowała moje myślenie na wiele kolejnych lat. I pozostawiła trwały ślad na zawsze.
Stos porąbanego drewna jest najpiękniejszym poematem, mawiał Stachura. Stos drewna, czyli efekt pracy. Ale każda podejmowana praca musiała być zgodna z jego wewnętrznym przekonaniem o jej sensowności, musiała służyć czemuś więcej niż tylko zdobyciu środków do życia. Dlatego nie podjął stałej roboty na etacie. Pisał, że nie rozumie, jak można być przez pół dnia kimś, a przez drugie pół – zupełnie kimś innym.
Spójność. Serca i rąk. Przekonania i działań. Jeśli nie żyjesz tym, co robisz, w każdej chwili – doświadczasz śmierci za życia. Mimo że czasem była bieda, nigdy nie zdecydowałam się robić czegoś, czego sensu nie widziałam, tak po prostu dla pieniędzy, dla poczucia bezpieczeństwa wynikającego ze stabilnych comiesięcznych wpływów na konto. Wyszłam z domu wcześnie, nie mając szkoły, zawodu, pieniędzy ani mieszkania. Były to późne lata dziewięćdziesiąte, o pracę, zwłaszcza dla humanistów, było ciężko. Doradca zawodowy sugerował, bym szukała zajęcia w marketingu, ale ja nie potrafiłabym zajmować się po prostu wmawianiem ludziom, że potrzebują czegoś, czego naprawdę nie potrzebują. Pierwszą regularną pracę, z którą umiałabym się identyfikować, znalazłam dopiero po dwóch latach. I okazało się, że jest to praca toksyczna. Budżetowa instytucja, funkcjonująca poza realiami rynku, nietworząca nic, co weryfikowałoby samo przez się wartość pracy w niej wykonywanej, okazała się miejscem wcale nienakierowanym na realizację szczytnych ideałów wysokiej kultury, ale poletkiem działania frakcji, koterii, awansów opartych na sztucznych kryteriach... Nie mogłam odejść z własnej inicjatywy, bo ktoś mnie tu polecił. Dzień, w którym dowiedziałam się, że moja kierowniczka nie chce przedłużyć mi umowy, był jednym z najszczęśliwszych dni w całym moim życiu zawodowym. Notabene, była to dwudziesta trzecia rocznica dnia, w którym Edward Stachura, poeta, zmarł śmiercią, jak każda śmierć, tragiczną. Kierowniczka uzasadniła swą decyzję tym, że mam zbyt niezależną osobowość, zawsze popieram prawa jednostki przeciw zasadom, hierarchii i tradycji, noszę glany i kurtkę moro i w prywatnych rozmowach telefonicznych posługuję się ksywą. No cóż, być wyrzuconym z pracy za takie rzeczy to dla mnie był zaszczyt. Teraz jestem bez pracy i – jak po rozstaniu ze starym dobrym małżonkiem – bez pomysłu na kolejny związek. Nie wiem, co będzie dalej. Wiem tylko, że zawsze warto być wiernym sobie.
W latach 2007–2010 TVP Historia emitowała cykl filmów dokumentalnych, zatytułowany Errata do biografii. Są to sylwetki polskich pisarzy, uwzględniające nieznane, z różnych powodów, wątki, zdarzenia i opinie dotyczące biografii tych osób. Niektóre odcinki, niesprowadzające się do gadających głów, są bardzo ciekawe, wypełnione archiwaliami filmowymi, pokazują kulisy wciągania ludzi w dwuznaczne sytuacje, demaskują paranoję upolityczniania twórczości artystycznej, lęk władzy o utratę kontroli nad środowiskiem pisarskim. Odcinek poświęcony Edwardowi Stachurze nie powstał. Z jego pokolenia zaprezentowano w tym cyklu sylwetki: Haliny Poświatowskiej, Andrzeja Brychta, Stanisława Grochowiaka, Ireneusza Iredyńskiego, Marka Nowakowskiego, Kazimierza Orłosia... Gdyby zrobiono filmową erratę do biografii Stachury – czy dowiedzielibyśmy się czegoś istotnie nowego, czego nie dało się (lub nie chciało się) ujawnić wcześniej?
Spora część dokumentalnych odcinków Erraty do biografii korzystała także z materiałów Instytutu Pamięci Narodowej. Złożyłem więc i ja stosowny wniosek do IPN, a w oczekiwaniu na materiały zgromadzone na Edwarda Stachurę przez Służbę Bezpieczeństwa – sięgnąłem do książki Kryptonim „Liryka”. Bezpieka wobec literatów autorstwa Joanny Siedleckiej^(), będącej konsultantką niektórych odcinków Erraty, mającej znakomite rozeznanie problematyki oparte nie tylko na znajomości archiwaliów.
Najpierw, oczywiście, sięgamy w książce Siedleckiej do indeksu osób. Między Srogą Alojzym a Stalinem Józefem jest nazwisko Stachura, ale bez imienia, za to z towarzyszącym nazwisku skrótem „gen.” i odsyłaczami do trzech miejsc w książce.
Pierwsze, na stronie 29, dotyczy materiału o próbach neutralizowania Antoniego Słonimskiego przez SB:
„W telefonicznych rozmowach na tematy prywatne pozwalał sobie Słonimski na wiele więcej, nie sądząc, że interesują SB, a tymczasem skrupulatnie je rejestrowała, zwłaszcza opinie o środowisku, np.:
– o «Literaturze na Świecie» – dawno już ją kopnął;
– o współpracowniku «Poezji» Janie Kurowickim – Kurwicki;
– o przemówieniach sejmowych Józefa Ozgi-Michalskiego – potworne, ideowe półkąski;
– o Ryszardzie Filipskim – święta świnia, której nie wolno stuknąć, bo Hanuszkiewicza jednak tak, choć tylko od czasu do czasu, i to w prowincjonalnych pismach;
– o poezji Stachury – klikowe brednie”.
Klikowe – nie od klikania, tylko od kliki, która popiera poetyckie brednie Stachury.
Drugie miejsce, do którego kieruje nas indeks osób w książce Joanny Siedleckiej, to strona 156. Dotyczy donosów TW o kryptonimie „33” (Kazimierz Koźniewski): „Lądowały na biurkach najważniejszych – towarzysza Łukaszewicza z Wydziału Kultury KC PZPR, generała Stachury z MSW, a w stanie wojennym – pułkownika Zbigniewa Pudysza, dyrektora Biura Śledczego MSW”.
Ostatnie z odesłań, na stronę 246, też dotyczy generała Stachury^(), a jego nazwisko pojawia się przy innym TW, o pseudonimie „Olcha” (Wacław Sadkowski), który „Z uwielbieniem relacjonował wystąpienia partyjnych dygnitarzy, o których od dawna słuch zaginął, w grudniu 1979 roku np. wiceministra spraw wewnętrznych, generała Stachury, na spotkaniu z aktywem partyjnym ZLP, «zjednał» sobie bowiem «Olchę» rewelacyjnymi informacjami o antysocjalistycznej działalności m.in. córek towarzysza Ochaba oraz Jurysia, a także połączeniem pryncypialności z humanistyczną troską o przeciwników, zasadą nierepresjonowania ich ponad polityczną potrzebę, tzn. walki z nimi w zakresie paraliżowania poczynań, ale nie podniecania się zadawaniem im cierpienia czy poniżaniem”.
– Oczywiście – mówi Joanna Siedlecka – to nierozdzielenie w indeksie nazwisk poety Edwarda Stachury i generała Stachury jest jedynie pochodną edytorskiej niedoróbki. Ale jeśli – jak pan twierdzi – krążyła po warszawskim środowisku literackim pogłoska o powiązaniu rodzinnym między tymi osobami, a są jakieś przesłanki do postawienia takiej hipotezy, to jest sprawą oczywistą, że należy podjąć próbę ustalenia faktów.
Stachura żył krótko, ale szybko i ostro. Nagromadził faktów niezłą kolekcję. Ale nie z powodu biograficznych tajemnic irytowało go sporządzanie życiorysu. Kiedy wydawca, planując wznowienie Całej jaskrawości, poprosił autora, aby na skrzydełko obwoluty przygotował kilka zdań życiorysu – Stachura odpisał tak:
„Zawsze odczuwałem jakąś niechęć (podobnie jak bohaterowie tej książki i mniemam, że nie jesteśmy w tym odczuciu odosobnieni) do spisywania życiorysu w formie najczęściej stosowanej i wymaganej, to jest personalno-ewidencyjnej.
Ta niechęć, myślę, bierze się z dostrzegania niedelikatności tego zabiegu. Niedelikatności skrótu wobec nieskrótowych, pełnych dni i nocy, tygodni, miesięcy i lat. Niedelikatności suchego wobec płynnego: suchego koryta lakonicznych wytartych zwrotów wobec rwących potoków światła, cienia, wody, wiatru i żywej w żyłach krwi.
Gdybym miał spisać własny życiorys w formie dla mnie najmniej zniechęcającej, to podobałoby mi się napisać, najkrócej i najdłużej, jedno zdanie: urodziłem się w Delfinacie w sierpniu 1937 roku i tak dalej”.
PRZYPISY
E. Stachura, Dzienniki. Zeszyty podróżne, wybór, przygotowanie z rękopisu do druku, przypisy i posłowie Dariusz Pachocki, tom 1, Warszawa 2010, tom 2, Warszawa 2011. Jeśli nie zaznaczę inaczej, cytaty i odwołania do zapisów dziennikowych pochodzić będą z tego wydania.
Dariusz Nowacki (1965) – krytyk literacki, redaktor, badacz literatury, pracownik Zakładu Literatury Współczesnej Uniwersytetu Śląskiego. Zajmuje się głównie współczesną prozą polską. Opublikował zbiory szkiców krytycznych Zawód: czytelnik (Nagroda Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek) oraz Wielkie Wczoraj. Jest autorem rozprawy Ja nieuniknione. O podmiocie pisarstwa Jerzego Andrzejewskiego. W 2011 r. opublikował książkę Kto im dał skrzydła. Uwagi o prozie, dramacie i krytyce (2001–2010), a w 2013 Ukosem. Szkice o prozie. Laureat Nagrody im. Ludwika Frydego przyznawanej przez Sekcję Polską Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyki Literackiej.
W długim cieniu Pałacu Kultury, „Znak” 2000, nr 542.
Jerzy Jarzębski (1947) – krytyk i historyk literatury, profesor na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Znawca twórczości Witolda Gombrowicza, Brunona Schulza i Stanisława Lema. Członek jury Nagrody Mediów Publicznych w dziedzinie literatury pięknej „Cogito”. Laureat Nagrody Fundacji im. Kościelskich (1985) i Nagrody im. Kazimierza Wyki (1991).
E. Stachura, Listy do pisarzy, opracował Dariusz Pachocki, Warszawa 2006.
Obszernie, wspierając wywód licznymi przykładami, analizują problem politycznych uwikłań polskiej literatury współczesnej Przemysław Czapliński i Piotr Śliwiński w książce Literatura polska 1976–1998. Przewodnik po prozie i poezji, Kraków 1999.
Maria Nurowska – autorka powieści i dramatów. Ukończyła filologię polską i słowiańską na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutowała w 1974 r. na łamach miesięcznika „Literatura”. Wydała ponad dwadzieścia książek, m.in.: Nie strzelać do organisty, Po tamtej stronie śmierć, Postscriptum, Listy miłości, Niemiecki taniec, powieść biograficzną o Ryszardzie Kuklińskim Mój przyjaciel zdrajca, Dwie miłości, Drzwi do piekła. Jej twórczość była tłumaczona na dwanaście języków, w tym chiński.
M. Nurowska, Portret intymny Edwarda Stachury, czyli życie i śmierć barda, „Pani” 1994, nr 1.
J. Anderman, Fotografie, Kraków 2002, s. 214.
Ten tekst wydrukowany był w „Radarze” nawet dwukrotnie (nr 10 i 12 1979 r.), gdyż za pierwszym razem pogubiono niektóre wersy. „Radar” – tygodnik społeczno-kulturalny wydawany w latach 1959–1987. W piśmie pracowali i publikowali m.in.: Jerzy Klechta (redaktor naczelny), Zbigniew Chomicz, Piotr Adamczewski, Daniela Lewandowska, Piotr Sarzyński, Zdzisław Pietrasik, Krzysztof Pysiak, Marek Pieczara, Zbigniew Zbikowski, Marek Miller, Elżbieta Dzikowska.
A. Komorowski, Nie wszystko jest poezją, „Twórczość” 2008, nr 2.
J. Markiewicz, Wprowadzenie do ekstatycznego życia i cierpienia Edwarda Stachury, a także próba teorii tak zwanego obłędu i tak zwanej śmierci, część druga, E. Stachura, Fabula rasa (rzecz o egoizmie), posłowie Jarosław Markiewicz, Warszawa 1996, s. 194.
J. Plutowicz, Ameryka w literackich odsłonach, „Twórczość” 2014, nr 3.
D. Nowacki, Trzecia droga Stachury, „Gazeta Wyborcza” z 24 lipca 2009 r.
M. Buchowski, Baśń dla dorosłych, „Opole” 1972, nr 3.
„Gazeta Wyborcza” z 13 czerwca 2011 r.
Praca pisana pod kierunkiem prof. Andrzeja Sulikowskiego, Uniwersytet Szczeciński, 2000 r.
Joanna Siedlecka – eseistka, reportażystka. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego (psychologia i dziennikarstwo). Debiutowała w 1971 roku na łamach prasy studenckiej. Autorka zbiorów reportaży: Stypa (1981), Poprawiny (1984), Parszywa sytuacja (1984), Jaworowe dzieci (1991), biografii pisarzy: Jaśniepanicz (Witold Gombrowicz, 1987), Mahatma Witkac (Witkacy, 1992), Czarny ptasior (Jerzy Kosiński, 1993), Pan od poezji (Zbigniew Herbert, 2002) oraz książek o kulisach życia literackiego w PRL: Obława. Losy pisarzy represjonowanych (2005) i Kryptonim „Liryka”. Bezpieka wobec literatów (2008).
Generał dywizji MO Bogusław Stachura na przełomie lat 1979 i 1980 kierował pionem SB w MSW. W latach 1969–1983 wiceminister spraw wewnętrznych.