Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Być może gwiazdy. Cykl Terra Ignota. Tom 4 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 lipca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
83,00

Być może gwiazdy. Cykl Terra Ignota. Tom 4 - ebook

Długo oczekiwany ostatni tom cyklu Terra Ignota Jest rok 2454 Przywódcy Pasiek – państw pozbawionych określonego terytorium, będących obecnie podstawową formą organizacji ludzkich społeczeństw na Ziemi – potajemnie dopuścili się straszliwych czynów, starając się zachować pozory utopijnej stabilności. Ale fasada nie może utrzymywać się bez końca. Łatwość podróżowania po całym globie oraz powszechny dostatek mogły wywrzeć łagodzący wpływ na mroczniejsze tendencje ludzkości. Niemniej konflikt pozostaje głęboko zakorzeniony w ludzkiej psychice. Katalizator, którym stał się niezwykły chłopiec, wystarczył, by na nowo obudzić tłumiony od pół tysiąclecia chaos. Wojna szerzy się na całym globie, niszczy dawne sojusze i budzi uśpione nienawiści. Zagrożone są wszystkie systemy transportu. Powrót tyranii odległości podważa spójność od dawna zjednoczonego świata, zagrażając wszystkiemu, co stworzył system Pasiek- Superzbrodniarz Mycroft Canner zaginął bez śladu, a jego następca, Dziewiąte Anonim, musi nie tylko prowadzić kronikę wojny, lecz również podjąć próbę przywrócenia porządku na świecie niepowstrzymanie zmierzającym ku katastrofie. Los społeczeństwa wisi na włosku. Czy rozwiązaniem będzie pozostać na Ziemi, czy raczej nadal próbować dotrzeć do gwiazd?

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67353-82-3
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

BYĆ MOŻE GWIAZDY
RELA­CJA Z WYDA­RZEŃ ROZ­PO­CZY­NA­JĄ­CYCH SIĘ W LIPCU ROKU 2454
KON­TY­NU­ACJA TEJ, KTÓRĄ SPI­SY­WAŁO MYCROFT CAN­NER

Nie ma już nikogo,
kto mógłby wam powie­dzieć,
że nie wolno wam tego czy­tać.
Zosta­łom samo.
Jestem pewne, że po zakoń­cze­niu wojny wła­dze,
które prze­trwają, nagro­dzą wszyst­kich, któ­rzy wyko­rzy­stają
tę kro­nikę, by im pomóc, a nazwą zdraj­cami tych, któ­rzy
zro­bią z niej uży­tek, żeby im zaszko­dzić. Dopóki kon­flikt trwa,
czy­ta­cie moje słowa na wła­sne ryzyko. Ale stu­dio­wa­nie histo­rii
zawsze wiąże się z zagro­że­niami. Nawet jeśli żyje­cie tysiąc lat po mnie,
czy­ta­jąc te słowa, nara­ża­cie na nie­bez­pie­czeń­stwo swój sza­cu­nek
dla naszego gatunku, swo­ich przod­ków i sie­bie samych.
Nie mogę wam niczego dora­dzić. Tutaj, na początku kro­niki,
nie wiem jesz­cze, co będę opi­sy­wało – okru­cień­stwa,
naszą naj­wspa­nial­szą godzinę, czy naszą ostat­nią.
Wiem tylko, że – w miarę swych moż­li­wo­ści –
posta­ram się pisać prawdę.

Ano­nimSTRONY W OBEC­NEJ CHWILI

(NOTATKA DO SIE­BIE: Ta strona nie sor­tuje się tak dobrze, jak tego chcia­łom. Muszę popra­wić póź­niej – 9A)

POTWIER­DZENI REFOR­MI­ŚCI
(ZWO­LEN­NICY PRZE­BU­DOWY ŚWIATA PRZEZ KSIĘ­CIA)

1. Jeho­vah Epi­cu­rus Dona­tien D’Aro­uet Mason (nie­sa­mo­dzielne)

_Książę. Także roma­no­vań­skie Try­bun, Por­fi­ro­ge­neta, czło­nek Naczel­nej Rady Kuzy­nów (czy pozba­wiono Je sta­no­wi­ska w Pasiece Huma­ni­stów?), następca (domnie­mane? zatwier­dzone?) tronu Hisz­pa­nii, Książę Korony Europy, pień powsta­ją­cego baszu mózgow­ców Gor­dian, Obcy, głów­no­do­wo­dzący Refor­mi­stów, tzn. wszyst­kich, któ­rzy opo­wie­dzieli się po Jego stro­nie, gdy wypo­wie­działo wojnę całemu światu_

2. Joyce Faust D’Aro­uet (Czar­no­pra­wowcy)

_Wkrótce kró­lowa Hisz­pa­nii i cesa­rzowa Europy, matka Księ­cia. Wycho­wy­wała też Gany­mede’a, Danaë, Heloïse, Domi­nica itd._

3. Czy to naprawdę wszy­scy?

POTWIER­DZENI STRAŻ­NICY PASIEK
(PRZE­CIW­NICY PRZE­BU­DOWY ŚWIATA PRZEZ KSIĘ­CIA)

1. Ojiro Car­di­gan Sni­per (Huma­ni­ści)

_Trzy­na­ste prze­wod­ni­czący baszu skry­to­bój­ców,_
_zwa­nego OS_

2. Lesley Juni­per Sni­per Saneer (Huma­ni­ści)

_Baszro­dzone Sni­pera i rów­nież (byłe?) skry­to­bójca_

3. Aesop Har­ri­man (Huma­ni­ści)

_Roma­no­vań­skie sena­tor, Trium­fa­tor Olim­piady_

4. Cała masa ludzi w róż­nych miej­scach

PRAW­DO­PO­DOB­NIE REFOR­MI­ŚCI

1. Domi­nic Sene­schal (Czar­no­pra­wowcy)

_Peł­niące obo­wiązki dyrek­tor naczelny Mit­su­bi­shi,_
_baszro­dzone/pies Księ­cia_

2. „Mar­tin” Mycroft Guild­bre­aker (Masoni)

_Mini­ster Por­fi­ro­ge­nety (tzn. Księ­cia)_

3. Heloïse (Kuzyni)

_Czło­nek Rady Kuzy­nów, baszro­dzone_
_i narze­czona/zakon­nica Księ­cia_

4. Gibral­tar Cha­ga­tai (Czar­no­pra­wowcy)

_Osoba pro­wa­dząca gospo­dar­stwo domowe Księ­cia_

5. Cor­nel Mason (Masoni)

_Cesarz Maso­nów, prawny adop­to­wany
ojciec Księ­cia_

6. Xia­oliu Guild­bre­aker (Masoni)

_Masoń­skie_ Fami­lia­ris Regni,
_mał­żo­nek Mar­tina_

7. Achil­les Mojave (Czar­no­pra­wowcy)

_Dowódca Myr­mi­do­nów
(zmi­li­ta­ry­zo­wa­nych usłu­gow­ców)_

8. Patro­klos Celu­jący (nie doty­czy)

_Oży­wiony pla­sti­kowy żoł­nie­rzyk,_
_na­dal pod­da­wany testom na Księ­życu_

9. Felix Faust (Gor­dia­nie)

_Rek­tor Insty­tutu Psy­cho­tak­so­no­mii Brilla,_
_rodzone Madame, jedno z quasi-baszrów Księ­cia_

10. Car­lyle Foster-Kraye de la Trémoïlle (Czar­no­pra­wowcy, daw­niej Kuzyni)

_Doradca Kon­klawe Sen­se­istów_

11. Hux­ley Mojave (Uto­pia­nie)

_Straż­nik Mycro­fta, ma jakiś sto­pień woj­skowy?_
_Poli­cyjny?_

12. Mushi Mojave (Uto­pia­nie)

_Ento­mo­log, jaki jest jego ofi­cjalny tytuł_
_– amba­sa­dor?_

PRAW­DO­PO­DOB­NIE STRAŻ­NICY PASIEK

1. Ockham Pro­spero Saneer (Huma­ni­ści)

_Dwu­na­ste prze­wod­ni­czący baszu skry­to­bój­ców OS,
w wię­zie­niu Soju­szu_

2. Eureka Weeks­bo­oth (Huma­ni­ści)

_Kar­te­zjań­skie skon­fi­gu­ro­wany, czło­nek baszu_
_skry­to­bój­ców OS, ukrywa się_

3. Thisbe Ottila Saneer (Huma­ni­ści)

_Twórca ście­żek węcho­wych, czło­nek baszu OS,
gdzieś się czai_

4. Syd­ney Koons (Huma­ni­ści)

_Kar­te­zjań­skie skon­fi­gu­ro­wany, czło­nek baszu OS,
w wię­zie­niu Soju­szu_

5. Kat i Robin Typer (Huma­ni­ści)

_Człon­ko­wie baszu skry­to­bój­ców OS,
zapewne jedno na­dal w wię­zie­niu?_

6. Tul­lius Mardi (Sza­ro­pra­wowcy)

_Pod­że­gacz wojenne, jedyne oca­lałe z serii_
_mor­derstw Mycro­fta, wycho­wane na Księ­życu_

7. Gany­mede Jean-Louis de la Trémoïlle (Huma­ni­ści)

_Byłe pre­zy­dent Huma­ni­stów, baszro­dzone Księ­cia._
_Bliź­nia­cze rodzone Danaë, w wię­zie­niu?_

8. Vivien Ance­let (Huma­ni­ści)

_Pre­zy­dent Huma­ni­stów, byłe cen­zor,_
_Siódme Ano­nim, mał­żo­nek Bryar, baszro Su-Hyeona,_
_jedno z quasi-baszrów Księ­cia_

9. Julia Doria-Pam­phili (Euro­pej­czycy)

_Na­dal!! głowa Kon­klawe Sen­se­istów,
prze­śla­dowca Sni­pera (obec­nie nosi tar­czę strzel­ni­czą
Straż­ni­ków Pasiek)_

NEU­TRALNI LUB PRAW­DO­PO­DOB­NIE NEU­TRALNI

1. Bryar Kosala (Kuzyni)

_Prze­wod­ni­czący Kuzy­nów, mał­żo­nek Viviena Ance­leta, baszro Su-Hyeona, jedno z quasi-baszrów Księ­cia, pra­cuje z Czer­wo­nym Krysz­ta­łem_

2. Ektor Car­lyle Papa­de­lias (Euro­pej­czycy)

_Komi­sarz gene­ralny poli­cji roma­no­vań­skiej (sta­no­wi­sko wymaga od niego neu­tral­no­ści)_

3. Jin Im-Jin (Gor­dia­nie)

_Mówca senatu roma­no­vań­skiego (sta­no­wi­sko wymaga od niego neu­tral­no­ści)_

4. Char­le­ma­gne Guild­bre­aker Senior (Masoni)

_Roma­no­vań­skie sena­tor, badzia­dek Mar­tina (MASON roz­ka­zało mu zacho­wać neu­tral­ność, dopóki będzie pra­co­wało dla Roma­novy)_

5. Jung Su-Hyeon Ance­let Kosala (Sza­ro­pra­wowcy)

_Następca Viviena na sta­no­wi­sku roma­no­vań­skiego cen­zora, badziecko Viviena i Bryar, moje w przy­bli­że­niu quasi-baszro­dzone/przy­ja­ciel (sta­no­wi­sko wymaga od niego neu­tral­no­ści)_

6. Ja (usłu­gowcy)

_Następca Viviena jako Dzie­wiąte Ano­nim. Następca Mycro­fta jako kro­ni­karz, pra­cow­nik biura cen­zora, w przy­bli­że­niu quasi-baszro­dzone/przy­ja­ciel Su-Hyeona_

7. Cato Weeks­bo­oth (Uto­pia­nie)

_Sza­lone popu­la­ry­za­tor nauki, byłe czło­nek_
_baszu skry­to­bój­ców OS, na wol­no­ści!_

NIE­PEWNI, CZY OPO­WIA­DAJĄ SIĘ PO KTÓ­REJŚ ZE STRON,
CZY WOLĄ ZACHO­WAĆ NEU­TRAL­NOŚĆ

1. Isa­bel Car­los II z Hisz­pa­nii (Euro­pej­czycy)

_Król Hisz­pa­nii, cesarz-elekt Europy, bio­lo­giczny ojciec Księ­cia_

2. Hotaka Andō Mit­su­bi­shi (Mit­su­bi­shianie)

_Byłe dyrek­tor naczelny Mit­su­bi­shi,_
_jedno z quasi-baszrów Księ­cia, w wię­zie­niu?_

3. Dyrek­to­riat Naczelny Mit­su­bi­shi

_(plus Domi­nic jako p.o. dyrek­tor naczelny i przy­wódca bloku Andō)_

----------------------------------- ------------------------------------------------------------------------------------
a. Jyothi Ban­dy­opa­dhyay _dyrek­tor Gre­en­pe­ace (na­dal)_
b. Lu Bia­oji _zajęło miej­sce Lu Yonga, blok szan­ghaj­ski_
c. Ma Yimin _zajęło miej­sce Wang Baobao,_ _młod­sze przed­sta­wi­ciel bloku szan­ghaj­skiego_
d. Chen Cheng­guo, alias Lao Chen _zastą­piło Wang Laojinga,_ _blok pekiń­ski_
e. Kim Gyeong-Ju _zastą­piło Kim Yeong-Uka, blok kore­ań­ski_
f. Hajime Yoshida _zastą­piło Kunie Kimurę,_ _młod­sze przed­sta­wi­ciel bloku japoń­skiego_
g. Ouy­ang Fan _zastą­piło Huang Enlaia, blok Dong­bei_
h. Andro­meda Ng alias Wu Anmei _zastą­piło Chen Zhon­grena,_ _blok Wenzhou_
----------------------------------- ------------------------------------------------------------------------------------

4. Danaë Marie-Anne de la Trémoïlle Mit­su­bi­shi (Mit­su­bi­shianie)

_Bliź­nia­cze rodzone Gany­mede’a, baszro­dzone Księ­cia, mał­żo­nek Andō_

5. „Pół­skon­fi­gu­ro­wane” adop­to­wane dzieci baszu Mit­shu­bi­shi

---------------------------------------------------------------- -----------------------------------------------------
a. Toshi Mit­su­bi­shi (Sza­ro­pra­wowcy) _na­dal ofi­cjal­nie_ _pra­cow­nik biura cen­zora?_
b. Masami (Mit­su­bi­shia­nie) _dzien­ni­karz w_ _gaze­cie_ Czarna Sakura
c. Hiro­aki (Kuzyni) _byłe/na­dal? pra­cow­nik KBIZ_
d. Sora (Huma­ni­ści) _sekre­tarz pre­tora Huma­ni­stów_
e. Ran (Huma­ni­ści) _wyrzu­cone przez Gany­mede’a, na­dal bez pracy?_
f. Michi (nie­sa­mo­dzielne, skła­nia się ku Euro­pej­czy­kom) _stu­dent na Kam­pu­sie Amster­dam­skim_
g. Jun (nie­sa­mo­dzielne, praw­do­po­dob­nie Bril­li­ści) _stu­dent w_ _Insty­tu­cie Brilla w_ _Ingol­stadt_
---------------------------------------------------------------- -----------------------------------------------------

6. Casi­mir Perry alias Merion Kraye (Euro­pej­czycy)

_Byłe pre­mier Europy, przy­wódca spi­sku prze­ciwko Madame,
poje­bane, żądne zemsty masowe mor­derca_

7. Sze­re­gowy Przy­kuc­nięty (nie doty­czy)

_Oży­wiony pla­sti­kowy żoł­nie­rzyk, dezer­ter,
na­dal z Per­rym-Kraye’em?_

8. Lore­lei „Cookie” Cook (Kuzyni)

_Roma­no­vań­skie Mini­ster Oświaty, przy­wódca frak­cji edu­ka­cjo­ni­stów (anty­skon­fi­gu­ro­wa­nych), naj­waż­niej­sze prze­ciw­nik Bryar wśród człon­ków Rady Kuzy­nów_

9. Castel Nate­kari (Czar­no­pra­wowcy)

_Roma­no­vań­skie Try­bun, zbie­racz plo­tek w Hob­be­stown_

10. Bo Chow­dhury (Bia­ło­pra­wowcy)

_Zastępca komi­sa­rza gene­ral­nego, cał­ko­wi­cie sko­rum­po­wane_

In memo­riam

1. Mycroft Can­ner (Usłu­gowcy)

_Ósme Ano­nim, poprzed­nie kro­ni­karz, moje przy­ja­ciel_

2. Brid­ger (nie­sa­mo­dzielne)

_ist­niało naprawdę_

3. Apollo Mojave (Uto­pia­nie)

_tytuł?_

4. W prak­tyce cały rząd Europy

5. Mia­sto Atlan­tyda

6. Pokój.ROZDZIAŁ PIERWSZY. ŚWIATOWA WOJNA DOMOWA

Roz­dział pierw­szy

ŚWIA­TOWA WOJNA DOMOWA

_Napi­sane 15 wrze­śnia roku 2454_
_Roma­nova_

Ta wojna musi trwać krótko. Wszy­scy to sobie powta­rzamy. Uto­pia­nie kupili nam sześć mie­sięcy, nim zacznie się praw­dziwe pie­kło. Czas, gdy nikt nie ma bomb jądro­wych, superza­raz­ków, broni ste­ro­wa­nych kom­pu­te­rowo albo ich innych, rów­nie apo­ka­lip­tycz­nych odpo­wied­ni­ków, wspól­nie okre­śla­nych sło­wem „zwia­stuny”. W ciągu tych sze­ściu mie­sięcy nie możemy znisz­czyć świata. Dla osią­gnię­cia tego celu poświę­cili swą nie­śmier­tel­ność, wyrze­kli się zdy­stan­so­wa­nej neu­tral­no­ści, która do tej pory strze­gła Uto­pii, jedy­nej Pasieki, nie­po­no­szą­cej winy za dzia­ła­jący od stu­leci sys­tem skry­to­bój­czych zama­chów, znany jako OS, ani nie ucier­piała z jego powodu. Nie, tu cho­dzi o coś waż­niej­szego. O zdy­stan­so­waną neu­tral­ność pły­nącą z dosłow­nego oddzie­le­nia się od świata. Sto­lice pozo­sta­łych Pasiek znaj­dują się na Ziemi, ich sto­lica leży nato­miast na odle­głym, spo­koj­nym Księ­życu. Mogli po pro­stu prze­cze­kać wojnę. Nawet jeśli Luna City nie pomie­ści wszyst­kich, pozo­stali mogli się ukryć w odle­głych, nie­go­ścin­nych zakąt­kach Ziemi. Kosmiczna tech­no­lo­gia pozwo­li­łaby im tam prze­trwać. Być może jest czczym fan­ta­zjo­wa­niem wyobra­ża­nie sobie, że mogą posia­dać tak zaawan­so­waną tech­no­lo­gię, ale nie jest myśle­niem powie­dze­nie, że wyłącz­nie oni byliby w sta­nie zapew­nić, że prze­żyje wystar­cza­jąco wielu z nich, by mogli stwo­rzyć lep­szy świat, który ma powstać z popio­łów naszego. Teraz nikt już nie wie, czy wojna oszczę­dzi kogo­kol­wiek z nie­licz­nej, obcej mniej­szo­ści, która zaata­ko­wała pierw­sza pod­czas przed­olim­pij­skiego rozejmu i w ten spo­sób uczy­niła z sie­bie kozła ofiar­nego jesz­cze bar­dziej oczy­wi­stego niż OS. Apollo było gotowe znisz­czyć ten świat, żeby ura­to­wać lep­szy, ale więk­szość Uto­pian była innego zda­nia i zagło­so­wała za nara­że­niem na ryzyko Wiel­kiego Pro­jektu, by na sześć mie­sięcy nało­żyć więzy pokoju na nasze zwia­stuny. Ta wojna musi trwać krótko. Wystar­cza­jąco krótko, by wyko­rzy­stać ich poświę­ce­nie i nie pozwo­lić, by kije, mie­cze i kara­biny w naszych rękach zmie­niły się w Wielki Czer­wony Guzik.

Jak jed­nak mogłaby się skoń­czyć po zale­d­wie sze­ściu mie­sią­cach? To jest świa­towa wojna domowa. Linie podziału bie­gną przez wszyst­kie mia­sta, wszyst­kie ulice. Nikt nie ma rodzin­nej ziemi, na którą mógłby się wyco­fać, nie ist­nieją „nasza strona” i „wasza strona”, które mogłyby zawrzeć ze sobą rozejm. Jeśli histo­ria uczy nas cze­goś o woj­nach świa­to­wych i woj­nach domo­wych, to z pew­no­ścią tego, że dają one począ­tek powszech­nym, wie­lo­stron­nym wen­de­tom. Wojna Kościo­łów potrze­bo­wała pięt­na­stu lat, by wyma­zać z powierzchni Ziemi pań­stwa naro­dowe, a choć kłó­tliwi histo­rycy mogą się spie­rać o to, czy pierw­sza wojna świa­towa skoń­czyła się w roku 1945 czy 1989, trwała wystar­cza­jąco długo, by Orwell mógł sobie wyobra­zić, jak zwarte w nie­roz­strzy­gal­nej kon­fron­ta­cji dys­to­pie mogłyby naprawdę osią­gnąć wieczną wojnę. Spoj­rzę jesz­cze dalej w prze­szłość. Wojna Dwóch Róż, Wal­czące Kró­le­stwa Chin, wojna stu­let­nia, nie­koń­czące się rewo­lu­cje po roku 1789, a nawet star­cie mię­dzy Ate­nami a Spartą – wszystko to były kon­flikty trwa­jące dzie­się­cio­le­cia, nie mie­siące. Opty­mizm pod­po­wia­dał, że po pro­stu nie sły­sza­łom o licz­nych w histo­rii małych woj­nach, ale ta wojna nie będzie mała. Zdrowy roz­są­dek i pobla­dła twarz Su-Hyeona, gdy codzien­nie wycho­dzi z biura cen­zora, są jedy­nymi wyrocz­niami, jakich potrze­buję.

Mycroft przed­sta­wi­łoby wszystko, co się dzieje, jako mniej­sze. Albo więk­sze. Jedno i dru­gie. Uczy­ni­łoby opi­sy­wane wyda­rze­nia małymi jak wojny mró­wek, ruchy bie­rek na sza­chow­nicy, teatrzyk mario­ne­tek gra­ją­cych wyzna­czone im role, pod­czas gdy wiel­kość nale­ża­łaby do Auto­rów, Opatrz­no­ści i Wiel­kiej Roz­mowy, w którą wie­rzyło z tak nie­za­chwianą pew­no­ścią. Mnie jej brak. Przez więk­szość czasu wie­rzę. Gor­li­wość Mycro­fta oraz jego bystra i prze­ko­nu­jąca inte­li­gen­cja nauczyły mnie wiary, gdy dzia­ła­li­śmy w ukry­ciu i spa­li­śmy na pię­tro­wych łóż­kach. Na­dal jed­nak tar­gają mną wąt­pli­wo­ści. Jadłom przy­smaki stwo­rzone przez Brid­gera, czu­łom woń mózgu i krwi w chwili zmar­twych­wsta­nia Księ­cia i widzia­łom, jak Achil­les rzuca oszcze­pem, ale czu­łom też smak księ­ży­co­wego pyłu i widzia­łom, jak tęczowe smoki, stwo­rzone tylko ludz­kimi rękami, wzbiły się do lotu nad oszo­ło­mio­nym, pogrą­żo­nym w żalu forum. Widzia­łom, jak Mycroft leciał. Ludzie stwo­rzyli rze­czy, które uzna­ło­bym za nie­moż­liwe bez udziału Brid­gera. Gdy nadej­ście snu się opóź­nia, moja scep­tyczna wyobraź­nia two­rzy alter­na­tywne wyja­śnie­nia cudów, Planu i Inge­ren­cji. Moja dawna jaźń uzna­łaby tę współ­cze­sną za sza­leńca. Co, jeśli Achil­les, Boo i Patro­klos Celu­jący są po pro­stu u-bestiami? Co, jeśli sami to wszystko stwo­rzyliśmy?

Jed­nego zawsze jestem pewne: to moje zwąt­pie­nie jest sza­leń­stwem, nie moja wiara. Rodzi się ono z para­noi. To tak, jak­by­śmy poznali jakąś nie­wia­ry­god­nie zdu­mie­wa­jącą osobę, która wbrew wszel­kim ocze­ki­wa­niom uznaje nas za dro­giego przy­ja­ciela, uśmie­cha się do nas godzi­nami, latami, ale my znamy zgni­li­znę i porażkę, które nas wypeł­niają, i nie potra­fimy uwie­rzyć, że te uśmie­chy, uśmie­chy tej osoby, mogą naprawdę być prze­zna­czone dla nas. Nie potra­fię uwie­rzyć, że ta wojna jest szla­chet­niej­sza, niżby się zda­wało. Że my jeste­śmy szla­chet­niejsi. Oskar­żam nas wszyst­kich, oskar­żam Tul­liusa Mar­diego, Perry’ego-Kraye’a, Joyce Faust, sie­bie, wyobra­żam sobie, że jeste­śmy nie­udol­nymi auto­rami nad­cho­dzą­cej kata­strofy. Coś upar­tego, co kryje się w naj­czar­niej­szych głę­biach mojego umy­słu, nie chce uwie­rzyć, że zasłu­gu­jemy na to, by stać się kimś wię­cej. Ale jeste­śmy kimś wię­cej. Wiem o tym. Jeste­śmy instru­men­tami budu­ją­cymi drogę od ścian jaskini ku gwiaz­dom. To my zbu­do­wa­li­śmy ten świat i zbu­du­jemy inne, lep­sze. Jeste­śmy wia­do­mo­ścią, która poło­żyła kres dosłow­nie nie­skoń­czo­nej samot­no­ści Istoty tak Dobrej, Praw­do­mów­nej i Rze­czy­wi­stej jak Ta, Która Odwie­dziła Nas w Ciele Nazwa­nym przez Nas Jeho­vah Maso­nem. Kie­dyś łatwiej było mi to zro­zu­mieć. Gdy Mycroft było tłu­ma­czem, znaj­do­wa­łom wiel­kość w każ­dej ludz­kiej syla­bie, ale pod jego nie­obec­ność logika, dowody i doświad­cze­nie nie potra­fią prze­bić się przez zasłonę wąt­pli­wo­ści, spo­wi­ja­jącą mnie w mrocz­nych godzi­nach. Tylko jedno może tego doko­nać: Ono nas Kocha. Tego się trzy­mam. Istota Lep­sza i Łaskaw­sza niż Nasz Stwórca się­gnęła ku nam z innego wszech­świata przez nie­prze­nik­nioną ciem­ność i dotknęła nas Swą nie­skoń­czoną Miło­ścią. Kiedy w to wie­rzę, na­dal potra­fię wyobra­zić sobie nas mię­dzy gwiaz­dami.ROZDZIAŁ PIĄTY. OPERACJA „BASKERVILLE”

Roz­dział piąty

OPE­RA­CJA „BASKE­RVILLE”

_Napi­sane 26 wrze­śnia roku 2454_
_Wyda­rze­nia dzie­jące się w tej chwili_
_Roma­nova, odle­głe zakątki Ziemi_

Tę nazwę wybrało Su-Hyeon. To miało być coś w rodzaju żartu, ale oka­zało się zbyt celne, by jaka­kol­wiek inna nazwa mogła się przy­jąć.

Zaczęło się pod­czas koro­na­cji. To była pierw­sza chwila spo­koju od wybu­chu wojny. Wszy­scy zgro­ma­dzili się, by zoba­czyć bruk­sel­ski blichtr, więc wresz­cie prze­sta­li­śmy otrzy­my­wać wia­do­mo­ści. Na wszyst­kich fron­tach zapa­no­wała cisza. Nawet zapro­wa­dzi­łom Su-Hyeona do łóżka. Ja też powin­nom się prze­spać, ale nie mogłom pozwo­lić, by mnie to omi­nęło. Isa­bel Car­los I, cesarz Europy. Nowe cesar­stwo. To nie wyda­rzyło się od roku 800, chyba żeby liczyć Napo­le­ona, a jego z pew­no­ścią rów­nież chcia­ło­bym zoba­czyć.

Pokój się utrzy­my­wał, aż zja­wili się wszy­scy dygni­ta­rze – czy raczej ich zastępcy. Naj­wyżsi rangą pechowcy, któ­rych przy­pa­dek uwię­ził w Bruk­seli, zastą­pili pre­zy­den­tów, kró­lowe i mini­strów grup naro­do­wych oraz osła­bio­nych kon­flik­tem Pasiek. Bruk­selę wypeł­niły orkie­stry oraz rado­sne twa­rze. Nie potra­fi­łom uwie­rzyć, że w naszym wycień­czo­nym świe­cie prze­trwało tak wiele rado­snej ener­gii. Znacz­niki czasu potwier­dzają, że raporty zaczęły napły­wać od momentu roz­po­czę­cia parady, ale nie­stru­dzeni pra­cow­nicy sie­dzący za naszymi biur­kami od trzech tygo­dni ze zro­zu­mia­łych wzglę­dów reago­wali powoli, kiedy się oka­zało, że prze­rwa trwała tak krótko. Naj­pierw zwró­cili się do mnie, w tej samej chwili, w któ­rej moje soczewki zro­biły zbli­że­nie na karetę wio­zącą koronę. Była nowa – trudne zada­nie dla jakie­goś śmia­łego jubi­lera, ząbki z fase­to­wa­nego złota, cien­kie jak ostrza noży sło­neczne pło­mie­nie róży wia­trów, i dwa­na­ście wiel­kich sza­fi­rów, koloru pra­wie takiego samego jak flaga Europy. Pyta­nie było bole­sne, ale nie­po­ko­jący bieg wyda­rzeń je uspra­wiedliwiał.

– , czy powin­ni­śmy obu­dzić Su-Hyeona?

Z pew­no­ścią wła­śnie ja byłom osobą, którą powinno się o to zapy­tać.

W wyciągu, który do mnie dotarł, znaj­do­wały się cztery raporty. Nim skoń­czy­łom je prze­glą­dać, otrzy­ma­łom dwa kolejne. Prze­ra­żone elek­tryk w regio­nie ałtaj­skim (labi­ryn­cie gór i rzek w miej­scu, gdzie Sybe­ria styka się z pusty­niami leżą­cymi na połu­dniu) infor­mo­wał, że widział „mon­stru­alne wilki” w oko­licy miej­sco­wego cen­trum prze­kaź­ni­ko­wego. Na dołą­czo­nych obra­zach można było zoba­czyć gra­na­towe i ciem­no­szare syl­wetki, pokryte futrem i czymś, co wyglą­dało na drut kol­cza­sty. Po kilku minu­tach sta­cja prze­kaź­ni­kowa w Shan­gombo (na połu­dnio­wej gra­nicy Wiel­kiego Rezer­watu Afry­kań­skiego) przy­słała z prze­ra­że­niem obrazy cze­goś, co roz­po­zna­łom jako prze­sad­nie duże, ale nie­szko­dliwe obli­cze akso­lo­tla (o dłu­go­ści mie­rzo­nej w metrach, a nie w cen­ty­me­trach), zaglą­da­ją­cego do środka przez świe­tlik. Z Itto­qqor­to­or­miit na Gren­lan­dii napły­nęły wia­do­mo­ści o mor­skich potwo­rach, a kilka minut póź­niej przy­słano stam­tąd zdję­cie wiel­kiej jak czołg ryby trzo­no­płe­twej o szczę­kach tward­szych niż stal, zbli­ża­ją­cej się do maga­zynu. Notatka z Cam­bridge Bay (na kana­dyj­skiej pół­nocy) prze­ro­dziła stary żart w rze­czy­wi­stość. „Tu są smoki”. Wes­tchnę­łom, myśląc, że strach zmie­nia zwy­kłe u-bestie w potwory, ale nagle ryba zaata­ko­wała maga­zyn i wtar­gnęła do pomiesz­cze­nia ze sprzę­tem. Następne wia­do­mo­ści wyglą­dały podob­nie: San Juan Buena­ven­tura (region Mek­syku tak odle­gły, że prze­trwały tam języki uto-aztec­kie), Ruoqiu­ang (na rów­ni­nach poło­żo­nych na pół­noc od Tybetu), Falias i Fin­dias (sztuczne wyspy na Oce­anie Ark­tycz­nym), Alice Springs (zadrża­łom na myśl, ile kilo­me­trów głu­szy peł­nej jado­wi­tych austra­lij­skich form życia dzieli to mia­sto od pomocy), Cre­sted Butte w sta­nie Kolo­rado (w West Elk Moun­ta­ins, jed­nej z nie­zli­czo­nych ska­li­stych oko­lic Ame­ryki), Tri­stan da Cunha (wyspa na połu­dnio­wym Atlan­tyku), z któ­rej przy­słano nam tylko jedno słowo: Ráðsviðr. Prze­ra­ża­jące imię jedy­nej w dzie­jach SI win­nej mor­derstw (czy może powin­ni­śmy teraz mówić „pierw­szej”?). Kaza­łom im obu­dzić Su-Hyeona.

Kiedy cen­zor szu­kało butów, mnie przy­pa­dło w udziale zor­ga­ni­zo­wa­nie jakiejś odpo­wie­dzi – zapewne dla­tego, że wykoń­czeni do cna gli­nia­rze zza biu­rek nie czuli się gotowi przy­no­sić światu tak roz­pacz­li­wych wia­do­mo­ści. Zewsząd dobie­gały bła­ga­nia o pomoc, ale wszy­scy ci wie­śniacy byli nie tylko odle­gli, lecz rów­nież nie­osią­galni. Prze­by­wali w miej­scach, któ­rych nawet naj­bar­dziej sza­lony tury­sta nie chciałby odwie­dzić bez wie­lo­ty­go­dnio­wych przy­go­to­wań i wyszko­lo­nej ekipy. Jeśli do tych miejsc kie­dy­kol­wiek pro­wa­dziły drogi, to stu­le­cia, jakie upły­nęły od nadej­ścia Mukty, dawno już zago­iły wszyst­kie rany na powierzchni Ziemi. Nie mogłom powie­dzieć tym ludziom, ile czasu upły­nie, nim nadej­dzie pomoc. Nie potra­fi­łom sobie nawet wyobra­zić, jak można by ją zor­ga­ni­zo­wać. Nim zja­wiło się Su-Hyeon, nade­szły jesz­cze gor­sze wia­do­mo­ści. Nie były to jed­nak wia­do­mo­ści, jakich się oba­wia­łom.

To nie były pokryte krwią smoki zie­jące ogniem na tłumy. Ani płasz­cze włą­cza­jące się do walki, delij­skie słońca i debiut nowych świe­tli­stych bla­ste­rów, takich jak ten, który nosi­łom ukryty w kabu­rze pod pachą. To nie była Zie­mia kon­tra Troja. To było mil­cze­nie. Z kolej­nych miejsc napły­wały wia­do­mo­ści – kilka zdań, film nakrę­cony na loka­li­za­to­rze – a potem nagle cisza. Nie tylko od infor­ma­tora, ale z całego mia­steczka. Żad­nych danych. Żad­nych sygna­łów z loka­li­za­to­rów. Cisza. Cał­ko­wita i nie­prze­nik­niona. Małe azyle dla tych, któ­rzy wolą otwarte niebo nad głową od uro­ków miej­skiego życia, zni­kały jeden po dru­gim. W moim umy­śle zabrzmiały słowa „gro­bowa cisza”. Ogar­nęła mnie groza na myśl o nie­ziem­skich mac­kach, jakie dotarły do tych maleń­kich pla­có­wek i wcią­gnęły je z powro­tem w pier­wotną ciszę natury, która nie zamie­rzała już dłu­żej tole­ro­wać ludz­kich nad­użyć. Pod­ry­wa­łom się ner­wowo na wszyst­kie ciche hałasy dobie­ga­jące z kątów pomiesz­cze­nia.

– Prze­rwa w dopły­wie danych? Bierzmy się do roboty.

Su-Hyeon prze­gnało para­no­idalne podej­rze­nia dzia­ła­niem i cie­pło uści­snęło mój bark. Połą­czy­li­śmy się z lokal­nymi tech­ni­kami, któ­rzy udzie­lali nie­ja­snych odpo­wie­dzi na temat przy­czyn nagłej ciszy i obie­cy­wali, że spró­bują coś w tej spra­wie zro­bić. Spraw­dzi­li­śmy sate­lity i otrzy­ma­li­śmy tro­chę obra­zów pustych ulic. Tu i ówdzie było widać grzbiet albo skrzy­dło jakiejś olbrzy­miej, poru­sza­ją­cej się bestii. A może to były cie­nie? Su-Hyeon pośpiesz­nie two­rzyło model, mówiący, jakiego rodzaju osady są celem ata­ków, i prze­wi­działo następne praw­do­po­dobne cele. Oka­zało się, że połowa z nich już mil­czy. Sate­lity ponow­nie poka­zały puste ulice, ale pra­wie wszyst­kie szlaki na Ziemi były wtedy puste. Wszy­scy przy­kle­ili się do ekra­nów albo oglą­dali koro­na­cję przez loka­li­za­tory, sie­dząc na wygod­nych krze­słach. W tej wła­śnie chwili odważne Isa­bel Car­los szło przez kom­natę, w któ­rej odby­wała się cere­mo­nia – nie kro­cząc dum­nie jak szczę­śliwe zdo­bywca, lecz ostroż­nie i z sza­cun­kiem, zbli­ża­jąc się do ocze­ku­ją­cej korony jak piel­grzym zmie­rza­jące ku miej­scu, gdzie żyło bądź umarło któ­reś z histo­rycz­nych boha­te­rów. Nie mogłom patrzeć dłu­żej, mia­łom zbyt wiele roboty. Nie mie­li­śmy agen­tów w tak maleń­kich osa­dach, ale kaza­li­śmy naszym ludziom połą­czyć się z tyloma mia­stecz­kami, z iloma tylko mogli. Pamię­tam, że w ich sło­wach za każ­dym razem brzmiało coraz wię­cej pre­cy­zji i prze­ko­na­nia.

_Pierw­sza roz­mowa:_ Halo, mówi Roma­nova. Poli­cja Soju­szu, z pil­nym ostrze­że­niem od biura cen­zora i trium­wi­ratu. Zgod­nie z naszymi prze­wi­dy­wa­niami wasze mia­steczko może w każ­dej chwili zostać zaata­ko­wane przez nie­znane siły, w tym mon­stru­alne stwo­rze­nia, zapewne u-bestie… tak, praw­do­po­dob­nie uto­piań­skie… Sądzimy, że naj­pierw spró­bują znisz­czyć wasze sta­cje loka­li­za­to­rów i cen­tra łącz­no­ści…

_Trze­cia roz­mowa:_ Halo, mówi Roma­nova. Poli­cja Soju­szu z pil­nym ostrze­że­niem od biura cen­zora i trium­wi­ratu. Wasze mia­steczko może zostać zaata­ko­wane przez siły, w któ­rych skład wcho­dzą wiel­kie, agre­sywne u-bestie…

_Dzie­siąta roz­mowa:_ Ostrze­że­nie poli­cji trium­wi­ratu. Zaata­kują was uto­piań­skie potwory.

– Dla­czego są widzialne? – zapy­ta­łom wszyst­kich, Su-Hyeona i sie­bie, gdy pro­ce­sor sate­lity zmie­nił zama­zaną plamę dłu­go­ści trzech metrów w giętką masę tej samej dłu­go­ści, wypo­sa­żoną w przy­po­mi­na­jące kolce nogi skie­ro­wane we wszyst­kie strony. Stwo­rze­nie wyglą­dało jak kwiat dmu­chawca prze­obra­żony w dłu­giego robaka. – Nie muszą być widzialne.

Pamię­tam litość na twa­rzy Su-Hyeona, jakby nie chciało mnie zra­nić, mówiąc źle o czymś tak cen­nym.

– Strach – odpo­wie­działo cicho. – Cho­dzi im o strach. Nie pozwa­lają nam widzieć ludzi, Uto­pian, któ­rzy towa­rzy­szą u-bestiom. Ani miłych, sym­pa­tycz­nych stwo­rzeń. Chcą, żeby ludzie widzieli potwory. Żeby ucie­kali, mdleli, wpa­dali w panikę. A przede wszyst­kim się pod­da­wali. Jeste­śmy przy­go­to­wani na żoł­nie­rzy, nie na pie­kielne ogary. – Spoj­rzało z wes­tchnie­niem na biurko Papa­de­liasa, za któ­rym sie­działo teraz porucz­nik zbyt lojalne, by wyrzu­cić wyczy­taną książkę Arthura Conan Doyle’a. – Ope­ra­cja „Baske­rville”.

– Muszę iść do łazienki – oznaj­mi­łom.

Czu­łom wewnętrzny ból, tak silny, że nie potra­fi­łom tego wytłu­ma­czyć, taki, że chce się chwilę posie­dzieć na sede­sie, żeby popła­kać w samot­no­ści. Jed­nakże świa­towe media ode­rwały wresz­cie spoj­rze­nia od cesar­skiego blich­tru Bruk­seli. Loka­li­za­tor prze­ka­zał mi pierw­sze, nie­ja­sne ostrze­że­nia z listy zagro­żeń Kuzy­nów oraz nagłówki w tablo­ido­wym stylu, infor­mu­jące o ata­kach potwo­rów. Uświa­do­mi­li­śmy sobie, że zostały nam tylko minuty, nim cała Zie­mia poczuje za ple­cami oddech pie­kiel­nych oga­rów. Uru­cho­mi­łom _Hâte Ano­nyme_. Ale nie wie­dzia­łom, co powie­dzieć. „Zostań­cie w domach”? Co, jeśli mor­der­cze mega­ko­mary będą posu­wały się naprzód budy­nek po budynku, zosta­wia­jąc za sobą tylko wysu­szone ciała? To były tylko słowa roz­bu­dzo­nej nagle wyobraźni, ale jeśli ogląda się kolejne obrazy przed­sta­wia­jące ostro­dziobe gryfy i upiorne medu­zop­taki, trudno jest powstrzy­mać wyobraź­nię przed uzu­peł­nia­niem zama­za­nych frag­men­tów jesz­cze strasz­liw­szymi. Pra­gnę­łom powie­dzieć: „Wro­giem jest strach. Praw­dziwe nie­bez­pie­czeń­stwo to panika”, ale Heloïse było już na linii i mówiło to samo, z wiel­kim prze­ko­na­niem, wkła­da­jąc całe serce w swój nie­śmiały uśmiech. Moje serce znaj­do­wało się w zupeł­nie innym miej­scu. Dla­czego mnie nie ostrze­żono? To pyta­nie pożarło wszyst­kie inne niczym naj­więk­sza ryba w sta­wie. Jeśli Uto­pia­nie pla­no­wali coś tak wiel­kiego, to czy nie powinni mnie poin­for­mo­wać? Czy nie ufali Majo­rowi? MASO­NOWI? Naszemu Soju­szowi? Czy wszy­scy oni wie­dzieli, ale żadne mi nie zaufało?

Pogrą­żone w tych posęp­nych roz­my­śla­niach ode­bra­łom nagle wia­do­mość z Itto­qqor­to­or­miit, z łodzi rybac­kiej, któ­rej załoga spryt­nie prze­ro­biła sonar i zdo­łała nadać komu­ni­kat o nie­wy­raź­nych cie­niach, które prze­cho­dziły z domu do domu, pozba­wia­jąc wszyst­kich przy­tom­no­ści. Wymy­śli­li­śmy kilka impro­wi­zo­wa­nych spo­so­bów, które pozwo­li­łyby nam odpo­wie­dzieć, ale nie otrzy­ma­li­śmy już dru­giego sygnału. Kuzyni rów­nież pró­bo­wali, podob­nie jak wszyst­kie firmy mające zwią­zek z pro­duk­cją loka­li­za­to­rów, a wkrótce rów­nież rządy Pasiek i przy­pad­kowi ludzie dobrej woli. Tech­nicy odpo­wie­dzialni za loka­li­za­tory byli zbyt zajęci, by mogli nam odpo­wie­dzieć.

– Zapo­mnij­cie o tym – roz­ka­zało Su-Hyeon. – Uru­chom­cie wszyst­kich agen­tów. Wszyst­kie siły, które możemy prze­mie­ścić, muszą dotrzeć do bram uto­piań­skich dziel­nic, zanim zro­bią to tłumy albo lokalne oddziały.

Wszy­scy zaczęli wysy­łać sygnały. Wszy­scy oprócz mnie.

Odcze­ka­łom kilka odde­chów.

– A co nasze siły mają zro­bić, gdy już dotrą na miej­sce?

Skie­ro­wały się na mnie zdu­mione spoj­rze­nia.

– Powstrzy­mać zamieszki oczy­wi­ście – odpo­wie­działo któ­reś z naszych ludzi.

Obrzu­ci­łom je zło­wro­gim spoj­rze­niem.

– To nie są zamieszki. To pierw­szy atak.

Poczu­łom się jak szczur przy­no­szący zarazę. Wszy­scy gapili się na mnie z prze­ra­że­niem, jakby to przeze mnie do ich świata tra­fiła epi­de­mia. Wszy­scy oprócz Su-Hyeona. Jego twarz wyra­żała spo­kój i przy­go­to­wa­nie, coś w niej mówiło nie tylko, że nie jestem temu winne, ale że wbrew naszym oba­wom to nie jest zapo­wiedź osta­tecz­nej kata­strofy.

– Nasi agenci pomogą nam się zorien­to­wać, kto popiera kogo – wyja­śniło. – Macie rację, to pierw­szy atak. Jeśli zawarto jakieś soju­sze, teraz się o tym prze­ko­namy. Jeśli Uto­pia­nie mają sprzy­mie­rzeń­ców, będą ich bro­nili, a przy­naj­mniej nie będzie ich wśród sił, które roz­poczną szturm. Jeśli inni sprzy­mie­rzyli się ze sobą, będą wspól­nie ata­ko­wać bramy Uto­pian. Wła­dze miast rów­nież podejmą pewne kroki, zależ­nie od tego, czy wie­działy o tej ope­ra­cji, czy nie. Dzi­siaj wresz­cie stwo­rzymy mapę…

Nagle zabrzmiał alarm. Łącze sate­li­tarne prze­stało dzia­łać. Potem sześć łącz. Po chwili wszyst­kie odmó­wiły posłu­szeń­stwa. Ekrany na biur­kach i ścia­nach zro­biły się puste. _Brak sygnału._ Mój loka­li­za­tor zapisz­czał. _Brak sygnału._ Loka­li­za­tor Su-Hyeona rów­nież. _Brak sygnału._ Dzie­sięć miliar­dów loka­li­za­to­rów od Rey­kja­viku aż po Espe­ranza City wydało taki sam dźwięk. _Brak sygnału._ Na całym świe­cie zapa­dła cisza. A może nie? Być może świat mówił dalej, pyta­jąc: „Co się stało w Roma­no­vie?”. Podob­nie jak my przed­tem pyta­li­śmy: „Co się stało w Alice Springs?” albo „Co się stało w Shan­gombo?”. Tak czy ina­czej, nie mie­li­śmy już ekra­nów. Zostały nam tylko okna. Wła­śnie prze­bie­gło za nimi trzech Maso­nów z czar­nymi ręka­wami. Nikt się nie odzy­wał. Usie­dli­śmy zre­zy­gno­wani, ogar­nęło nas roz­le­ni­wie­nie zwią­zane ze świa­do­mo­ścią porażki. Sły­sza­łom płacz, ale nie odwró­ci­łom się, by spraw­dzić kto to. To za bar­dzo przy­po­mi­na­łoby pracę. Wtem, w nie­mal cał­ko­wi­tym bez­ru­chu, moje oczy dostrze­gły jedyny wyją­tek: Su-Hyeona. Stało wpa­trzone w plan Roma­novy widoczny na ekra­nie przed nim. Prze­su­wał się po nim stru­mień lokal­nych danych. Szczęka cen­zora opa­dła nieco, a mię­śnie się napięły. Nie znie­ru­cho­miało jak posąg, widzia­łom leciut­kie drże­nia, ruchy łok­cia, pal­ców, policzka, gra­ni­czące ze spa­zmami. Uświa­do­mi­łom sobie jed­nak, że to nie są spa­zmy, tylko mate­ma­tyka. Obli­cze­nia, galo­pu­jący parok­syzm nowych pla­nów. Nagle pod­bie­gło do kon­soli i włą­czyło ekran na ścia­nie. Instruk­cje Su-Hyeona popły­nęły po nim. Tekst był szyb­szy niż mowa.

Cor­ker: Zbierz­cie ekipę i zba­daj­cie sprawę loka­li­za­to­rów. Alter­na­tywne roz­wią­za­nie, rese­to­wa­nie, obej­ścia.

Kar­tal: Opra­cuj­cie pro­sty, tym­cza­sowy sys­tem sygna­łów: flary/świa­tła, radio, sema­fory, itd.

Jeong: Weź­cie 4 ludzi i wejdź­cie na naj­wy­żej poło­żony dach na Kapi­tolu. Zwiad, potem raport.

Bardakçi: Ustaw­cie bary­kady, poste­runki przy wszyst­kich wej­ściach na Forum.

Dra­go­vić: Sprawdź­cie spis pra­cow­ni­ków Kam­pusu, by zna­leźć osoby zna­jące się na urzą­dze­niach komu­ni­ka­cyj­nych.

Mat­su­oka: Odszu­kaj­cie sche­maty, sprawdź­cie moż­li­wość stwo­rze­nia komu­ni­ka­cji prze­wo­do­wej.

Bidy­adhara: Wyślij­cie ekipy na waż­niej­sze skrzy­żo­wa­nia, żeby były widoczne i odpo­wia­dały na pyta­nia miesz­kań­ców.

Tin­ker: Znajdź­cie gło­śniki i wyślij­cie na główne ulice funk­cjo­na­riu­szy nawo­łu­ją­cych do zacho­wa­nia spo­koju.

Gwon: Weź­cie 4 ludzi, sprawdź­cie mosty/bramy pro­wa­dzące na Trans­ti­ber/do u-dziel­nicy, złóż­cie raport.

Lin: Skon­tak­tuj­cie się z zarzą­dem portu/sprawdź­cie na miej­scu, w jakim sta­nie jest sys­tem ostrze­ga­jący przed sztor­mami.

Słowa pły­nęły bły­ska­wicz­nym stru­mie­niem. Wszy­scy wokół mnie pode­rwali się do dzia­ła­nia. Ponie­waż odle­głość znowu stała się barierą, na ekrany przy­wo­łano dane z twar­dych dys­ków. Wszystko to dziw­nie przy­po­mi­nało film pusz­czony w zwol­nio­nym tem­pie. Moje myśli na­dal poru­szały się ospale. W przy­bli­że­niu jeden oddech po wyda­niu każ­dego roz­kazu, coś we mnie myślało: „Och, świetny pomysł…”. Mimo to nie mogłom się ruszyć z miej­sca. Czy raczej nie przy­cho­dziło mi na myśl, że mogło­bym się ruszyć albo zro­bić cokol­wiek, co wpły­nę­łoby na mija­jący mnie nie­śpiesz­nie stru­mień. Ock­nę­łom się dopiero, gdy usły­sza­łom wła­sne nazwi­sko.

, czy nie chcie­li­ście iść do łazienki?

Pod­nio­słom się odru­chowo, odwró­ci­łom i ruszy­łom w drogę, ale minę­łom łazienkę i dopiero gdy zna­la­złom się na scho­dach, uświa­do­mi­łom sobie, dokąd wła­ści­wie muszę pójść. Na dach. Dobre, ostrożne Su-Hyeon wysła­łoby ze mną straż­ni­ków, gdy­bym powie­działo, że chcę się przejść, ale na dachu znajdę wolne powie­trze i samot­ność. Błę­kitne niebo, chmury prze­sła­nia­jące słońce i szyb­kie, śmier­tel­nie groźne auto­loty. Pode­szłom do naj­bar­dziej odda­lo­nej kra­wę­dzi i wychy­li­łom się tak daleko, jak tylko pozwa­lała mi barierka. Już po kilku sekun­dach zza rogu wyszło pię­ciu Myr­mi­do­nów; zmie­rzali w moją stronę. Wszy­scy mieli czarne rękawy i wia­ry­godny pre­tekst pod posta­cią dwóch taczek wypeł­nio­nych wor­kami z pia­skiem. Gdy zatrzy­mali się tuż za rogiem, poma­cha­łom do nich jesz­cze gwał­tow­niej. Nara­dzili się. Ich język ciała zdra­dzał wpraw­nemu oku, które z nich jest sier­żan­tem. Ono wła­śnie podra­pało się po uchu, co jest jedną z naszych sub­tel­nych form odda­wa­nia hono­rów. Odwza­jem­ni­łom ten gest. Gdy sobie poszli, poli­czy­łom do dwu­dzie­stu, by się upew­nić.

– Hux­ley? – wysy­cza­łom do pustki.

– Jestem tu.

– Chcę widzieć waszą twarz. – Po chwili otwo­rzyła się przy­po­mi­na­jąca ranę szcze­lina, wąskie, pio­nowe cię­cie. Roz­chy­lony płaszcz odsło­nił sze­roki na kil­ka­na­ście cen­ty­me­trów obszar koszuli, rękę na tem­blaku, czarne jak noc włosy i woalkę.

– Dla­czego?

Nie byłom pewne, o co wła­ści­wie pyta­łom. „Dla­czego to robi­cie?”. „Dla­czego mi nie powie­dzie­li­ście?”.

– To nie my.

W pierw­szej chwili wez­brała we mnie radość (choć przy­znaję to z wielką nie­chę­cią), cia­sna samo­lubna radość z tego, że jed­nak mi ufają. Potem nade­szło prze­ra­że­nie.

– Loka­li­za­tory, u-bestie…

– To nie są u-bestie.

Zapi­sane w pamięci slajdy prze­su­wały się przed moimi oczami z szyb­ko­ścią kara­binu maszy­no­wego. Wilki gra­na­to­wej, meta­licz­nej barwy, olbrzymi akso­lotl, przy­po­mi­na­jąca czołg ryba trzo­no­płe­twa, żadne z tych stwo­rzeń nie było podobne do niczego, co widzia­łom w u-dziel­ni­cach czy u boku jakie­goś Uto­pia­nina. Co wię­cej, ostrożna Uto­pia ni­gdy nie odtwo­rzy­łaby – nie mogłaby odtwo­rzyć – cze­goś, co nawet prze­ra­żeni, uwię­zieni w pułapce miesz­kańcy Tri­stan da Cunha mogliby nazwać Ráðsviðrem.

– Fał­szywe u-bestie… ktoś chce was wro­bić!

Hux­ley Mojave nie musiało kiwać głową.

– Kłam­stwa w woj­nie mają rów­nie długą tra­dy­cję jak kije i kamie­nie.

Do mojej pamięci powró­cił kryp­to­nim użyty przez Su-Hyeona, sprytny i świet­nie prze­my­ślany. Ide­alny.

– To, jak poma­lo­wać zwy­kłego psa fos­fo­rem, żeby wyglą­dał jak magiczny potwór. Ope­ra­cja „Baske­rville”.

Oddech Hux­leya prze­szedł w łagodny śmiech.

– Kto to robi? – zapy­ta­łom.

– Nie wiemy.

– Perry-Kraye?

– Nie wiemy. Zapewne ta sama siła, która kon­tro­luje auto­loty.

– Auto­loty?

– Zablo­ko­wa­nie ich na skalę całej pla­nety wymaga nie­wia­ry­god­nie wiel­kiej mocy. Sieci ener­ge­tyczne tysiąca miast nie wystar­czy­łyby, żeby tego doko­nać, ale setki milio­nów sil­ni­ków na anty­ma­te­rię z pew­no­ścią tak.

Ski­nę­łom głową z oszo­ło­mioną miną.

– Czy zaata­kują nas tutaj? Te potwory? – Rozej­rza­łom się po Forum.

Gdy spoj­rza­łom na pół­nocny zachód, na drugą stronę doliny, zauwa­ży­łom lek­kie migo­ta­nie, jak od upału, prze­su­wa­jące się wzdłuż szczytu Eskwi­linu i Wimi­nału. Panika pod­po­wia­dała mi, że to pożar, potwory albo jedno i dru­gie.

– Nie. Gdyby fatalna moc prze­bu­dziła się tutaj, nasi straż­nicy uży­liby już ognia bagien albo wró­żek.

Potrze­bo­wa­łom chwili, by ogar­nąć te słowa.

– W takim razie co tak migo­cze?

– Roma­nova.

Mój mil­czący loka­li­za­tor na­dal mógł zro­bić zbli­że­nie. Rze­czy­wi­ście to były powie­wa­jące na wie­trze flagi, płachty gęste jak stado pta­ków. Cią­gnęły się nie­prze­rwaną linią, jakby roz­wie­szono je na dachach wszyst­kich budyn­ków na Wimi­nale. Spoj­rza­łom w lewo i tam, na szczy­cie Kwi­ry­nału, rów­nież cią­gnął się ich nie­prze­rwany pas. Mit­su­bi­shiań­ska biel i szkar­łat z nie­wiel­kimi plam­kami zie­leni, tu i ówdzie prze­ry­wane jasnym lazu­rem Kuzy­nów albo jaskra­wymi pier­ście­niami Huma­ni­stów. Prze­su­ną­łem wzrok w dół. Ku bli­żej poło­żo­nym sto­kom i doli­nie Forum. Tam flagi były bar­dziej uroz­ma­icone. Czer­wień i złoto Bril­li­stów, sza­rość i pur­pura Maso­nów, kolory Pasiek mie­szały się z nie­zmie­rzoną tęczą licz­nych grup naro­do­wych Europy. Morze flag. Tym wła­śnie – zgod­nie z prze­wi­dy­wa­niami Su-Hyeona – stała się cała Roma­nova, najbar­dziej róż­no­rodne i naj­cen­niej­sze z miast Mei, nasza kru­cha, poło­żona na wyspie sto­lica wznie­siona na sied­miu wzgó­rzach. Wszystko to było w ruchu. Na naj­bliż­szych dachach Eskwi­linu dostrze­głom dru­żyny spo­glą­da­ją­cych w dół Maso­nów. Wszy­scy mieli czarne rękawy, a w rękach trzy­mali… moje serce opu­ściło jedno ude­rze­nie… Praw­dziwe kara­biny? Jesz­cze bli­żej, na szczy­cie Wimi­nału, zoba­czy­łom mit­su­bi­shiań­skich żoł­nie­rzy w ich pięk­nych, ciem­no­zie­lo­nych kurt­kach. Było ich wielu i zmie­rzali w naszą stronę. Odwró­ci­łom się na zachód, Ale Kapi­tol zasła­niał mi widok na rzekę i na barwne uto­piań­skie wie­żowce na poło­żo­nym za nią Jani­ku­lum.

Spoj­rza­łom na Hux­leya.

– Musi­cie udo­wod­nić, że to nie wy! Wszy­scy będą was winić, za ataki i za loka­li­za­tory. Wszy­scy uznają, że zaata­ko­wa­li­ście pierwsi!

– Bo zaata­ko­wa­li­śmy – odpo­wie­działo szep­tem cichym jak głos ducha.

Prze­łknę­łom „ale”, które mia­łom już na ustach. Nie mogłom zaprze­czyć jego sło­wom. Nawet jeśli nie liczyć tego, co zro­biło Apollo trzy­na­ście lat temu, Uto­pia zabrała zwia­stuny. Pod­czas rozejmu olim­pij­skiego. Ale to jesz­cze nie zna­czyło, że to, co dzieje się teraz, jest spra­wie­dliwe. Mia­łom ochotę coś kop­nąć: Madame, Apolla, Perry’ego, Homera, Troję. Nie powinno się oskar­żać Uto­pian. Nie o coś, czego nie zro­bili. Nadzieja lepiła się do mnie niczym paję­czyna.

– Z pew­no­ścią macie jakieś odrębne środki komu­ni­ka­cji, tak samo jak wasze auto­loty.

– Mamy.

– Pozwól­cie mi z nich sko­rzy­stać. Może jesz­cze uda mi się prze­ko­nać ludzi.

– Je rów­nież uci­szono.

Otwo­rzy­łom usta, ale nic nie powie­dzia­łom. Nawet Uto­pię uci­szono? Poczu­łom się tak, jakby magia i gwiezdny pył znik­nęły nagle w mrocz­nej otchłani. Nie­znani wro­go­wie byli prze­ra­ża­jąco skru­pu­latni. Prze­ra­ża­jąco zwłasz­cza dla mnie. W moim umy­śle poja­wiła się twarz Viviena, uosa­bia­jąca myśl, że udo­wod­nie­nie nie­win­no­ści Uto­pii byłoby nie tylko strasz­li­wie trudne, lecz rów­nież cał­ko­wi­cie bez­u­ży­teczne. _Gdzie są teraz wasze prze­chwałki, Ano­ni­mie?_ – oskar­ży­łom samo sie­bie. _Cóż może zdzia­łać pióro, przez dzie­więć poko­leń wychwa­lane jako potęż­niej­sze od wszel­kich mie­czy, wobec nie­skoń­czo­nego mil­cze­nia świata?_ Strach i wyobraź­nia pod­po­wia­dały mi, co się obec­nie wyda­rzy. Ludzie nio­sący te przy­wo­łane gnie­wem flagi poma­sze­rują na Forum i zastrzelą tego nic nie­zna­czą­cego usłu­gowca. To będzie koniec naszej bez­i­mien­nej dyna­stii. O roz­pacz było łatwo. Mogłaby zawład­nąć mną cał­ko­wi­cie, gdy­bym stało na jakimś innym dachu, to jed­nak była Roma­nova. Tu nasze łuki trium­falne były echem daw­nych trium­fów, które połą­czyły Anglię z Egip­tem, mając do dys­po­zy­cji wyłącz­nie trakty i konie. Nasza skrwa­wiona Rostra jest echem star­szej krwi. Cycero to zro­biło. Posłu­gu­jąc się tylko gło­sem i kru­chym papi­ru­sem, zanio­sło ogień prawdy tak daleko, jak tylko mógł tego doko­nać język. Podob­nie Vol­ta­ire – nasze pro­to­typ, Zerowy Ano­nim – dzięki papie­rowi ze szmat i ręcz­nej pra­sie dru­kar­skiej. Nie potrze­bo­wało sieci loka­li­za­to­rów, by zmie­nić opi­nię całego świata.

– Musi być jakiś spo­sób – wyszep­ta­łom. – Lasery, sygnały dymne, bla­szane puszki zawie­szone na sznur­kach, tajne ścieżki, prze­wody elek­tryczne. Znaj­dziemy roz­wią­za­nie, może nie natych­miast, ale z cza­sem, dzięki pracy i cier­pli­wo­ści.

Hux­ley ski­nęło głową.

– Musimy przy­wró­cić wam połą­cze­nie z Obcym.

Natych­miast poczu­łom wzbie­ra­jący w gar­dle kwas wymio­tów. Książę bez loka­li­za­tora, bez Heloïse, Domi­nica, Mar­tina, bez słów, bez oczu, beze mnie. Samo. Eks­plo­do­wała we mnie furia. _Nie­na­wi­dzę Cię! Jak mogłoś być tak okrut­nym Gospo­da­rzem dla takiego Gościa?!_ (Prze­kli­na­nie wła­snego Stwórcy stało się czymś innym – aktem bar­dziej nie­bez­piecz­nym, lecz zara­zem peł­nym god­no­ści – odkąd mam pew­ność, że owo Stwórca naprawdę ist­nieje).

Moich wło­sów dotknął cie­pły wiatr nio­sący zwie­rzęcą woń. Po chwili poja­wiło się pięć kolej­nych szcze­lin w pustce, zwró­co­nych w stronę Hux­leya. Ci Uto­pia­nie nie stali na dachu, lecz uno­sili się nieco nad nim – jeźdźcy dosia­da­jący nie­wi­docz­nych wierz­chow­ców. Poja­wiły się ręce, które oddały honory, nie­dbale, nie­mal lek­ce­wa­żąco. Jeden albo dwa wycią­gnięte palce dotknęły lekko czół. „Cywilna mili­cja”, w rze­czy samej.

– Czy potrze­bu­je­cie eskorty do bar­ba­kanu? – zapy­tało jedno z nich.

Hux­ley odwza­jem­niło saluty, bar­dziej zde­cy­do­wa­nym gestem wyko­na­nym całą, otwartą dło­nią, nie­mal jak praw­dziwe żoł­nierz.

– Hux­ley Mojave. Na misji.

Ta odpo­wiedź zmie­niła postawę pozo­sta­łych i przy­śpie­szyła ich odde­chy, podob­nie jak szczęk klu­cza w zamku dodaje ener­gii cze­ka­ją­cemu więź­niowi.

– Potrze­bu­je­cie dru­żyny? Mamy para­dop­plera, panop­tesa i nie­ugię­tego.

Nie rozu­mia­łom u-języka, ale sama zmiana postawy mówiła bar­dzo wiele. Spo­tka­nie z przy­pad­ko­wym towa­rzy­szem nagle zmie­niło się w roz­mowę z kimś o klu­czo­wym zna­cze­niu, być może zwierzch­ni­kiem, o ile w uto­piań­skiej mili­cji ist­niało coś takiego jak stop­nie.

– Dzię­kuję – odparło Hux­ley. – Potrze­buję, ale do strze­że­nia, nie do obser­wa­cji. Poin­for­muj­cie Jani­ku­lum o mojej misji oraz miej­scu zako­twi­cze­nia i wyślij­cie taką pomoc, jaką będzie­cie mogli zor­ga­ni­zo­wać. To wystar­czy.

– Zro­bimy to. Zostań­cie z życiem.

Po tym poże­gnal­nym bło­go­sła­wień­stwie Uto­pia­nie znik­nęli. Poczu­łom powiew skrzy­deł potęż­nych stwo­rzeń zry­wa­ją­cych się do lotu. Spoj­rza­łom na Hux­leya z zasę­pioną miną.

– Jeste­ście ranni. Straż Cen­zora dba o moje bez­pie­czeń­stwo. Jeśli chce­cie odejść…

– Nie. – Nie sły­sza­łom, by Hux­ley prze­ma­wiało tak twar­dym tonem, od czasu, gdy prze­ka­zało roz­gnie­wa­nym Sied­miu wia­do­mość o nało­że­niu wię­zów pokoju na zwia­stuny. – Musimy przy­wró­cić wam połą­cze­nie z Obcym.

Uśmiech­nę­łom się z wdzięcz­no­ścią.

– Naj­pierw musimy prze­ko­nać trium­wi­rów o waszej nie­win­no­ści. Wiem, że Su-Hyeon mi uwie­rzy. Car­men Guild­bre­aker nie będzie chciało uwie­rzyć, że odrzu­ci­li­ście sojusz z MASO­NEM, a Jin będzie wie­działo, że mówię szcze­rze. Jeśli trium­wi­ro­wie wam uwie­rzą, cały świat z cza­sem pój­dzie za ich przy­kła­dem.

Hux­ley zwró­ciło się ku zacho­dowi, szu­ka­jąc wzro­kiem towa­rzy­szy. Skraj pola widze­nia jego woalki objął kra­wędź morza migo­tli­wych flag.

– Z cza­sem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: