Być szczęśliwym na Alasce - ebook
Być szczęśliwym na Alasce - ebook
Rafael Santandreu pokazuje, jak zamieniać emocje negatywne w postawę wewnętrzną sprzyjającą czerpaniu satysfakcji z życia praktycznie niezależnie od niesprzyjających okoliczności, bo szczęście jest w głowie każdego z nas, a nie w wygodzie ani statusie. Potrzebujemy bardzo niewiele, by czuć się dobrze. Stajemy się słabi z powodu „choroby wymaganiowej” i silni dzięki wyrzeczeniom.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-2111-1 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ZAPROGRAMOWAĆ
SWÓJ UMYSŁ
Pośród prastarego ludu Pigmejów opowiada się następującą historię:
_Pewnego dnia spragniony lew zbliżył się do jeziora o przejrzystej wodzie i nachyliwszy się, by się napić, ujrzał po raz pierwszy swoje odbicie. Przestraszony, pomyślał: „To jezioro jest terytorium srogiego lwa. Muszę stąd odejść!”._
_Jednak zwierz był bardzo spragniony, po kilku godzinach postanowił więc wrócić. Podkradł się ostrożnie, lecz kiedy tylko schylił kark, by się napić, natknął się znów na swego rywala! Nie mógł w to uwierzyć! Jakże szybkie i czujne jest to przeklęte zwierzę!_
_Co miał robić? Doskwierało mu pragnienie, a to było jedyne źródło wody w promieniu wielu kilometrów. Zdesperowany, zaczął okrążać jezioro, by znaleźć jakiś ciemny zakątek. Kiedy go znalazł, pochylił się ku wodzie i… oj! Miał przed sobą ten sam pysk! Poczuł się jak w pułapce. Nigdy jeszcze nie spotkał nikogo, kto tak zawzięcie broniłby swojego terytorium…_
_Lew odczuwał jednak tak silne pragnienie, że postanowił zaryzykować. Zebrał się na odwagę, podbiegł do brzegu i bez zastanowienia zanurzył łeb w wodzie. A wtedy, jak mawiają starzy Pigmeje, dokonały się czary! Straszliwy rywal zniknął na zawsze._
Wiele lat temu, już ponad szesnaście, doświadczyłem czegoś olśniewającego, przepięknego, czegoś, co zaważyło na moim życiu: przestałem palić. Jednak nie zrobiłem tego byle jak, lecz najlepszym sposobem na świecie, bez syndromu odstawienia i czerpiąc z tego przyjemność. To było jak cud. Pierwszy cud, który przeżyłem w świecie psychologii, chociaż później, dzięki mojej pracy, byłem świadkiem bardzo wielu cudów, i wciąż jestem.
Wcześniej dwa razy próbowałem rzucić palenie, ponosząc pamiętne porażki. Najdłużej bez papierosa wytrzymałem kilka godzin! Ledwie rzuciłem, już chodziłem po ścianach, żeby w końcu sobie powiedzieć: „Dłużej nie wytrzymam, wolę już umrzeć na raka, niż cierpieć ten koszmarny głód papierosa”.
Miałem wtedy jednak wielkie szczęście natknąć się na książkę _Łatwo jest przestać palić, jeżeli wiesz, jak to zrobić_ Allena Carra, szkockiego księgowego, któremu udało się znaleźć sposób na rzucenie palenia bez wysiłku poprzez wspaniałe programowanie umysłu.
Najfantastyczniejsze w tej metodzie jest to, że można odstawić papierosy i nie doświadczyć żadnego syndromu abstynencyjnego! Aż do tej pory nauki medyczne uznawały za pewnik, że środki uzależniające powodują silny „zjazd”, kiedy się je odstawia. Zakłada się, że osoba uzależniona od heroiny będzie cierpieć, kiedy spróbuje detoksu: dostanie drgawek, bólów brzucha, będzie się pocić, a nawet mieć delirium, i to przez kilka dni.
Ale ten Szkot, niemający nic wspólnego z medycyną – nie był także psychologiem – twierdził, że „zjazd” nie istnieje, że wszystko to tkwi w naszych głowach, w umyśle.
Ja sam mogę to potwierdzić, a nie jestem jedynym, który doświadczył tego zjawiska! Tysiące ludzi na całym świecie przeprogramowały sobie mózg według metody Allena Carra i udało im się rzucić papierosy bez problemów.
W samej rzeczy, po jakimś miesiącu odkąd przestałem palić, moja matka, zagorzała palaczka od trzydziestu lat, poprosiła o „tę książeczkę, która ci tak pomogła”. Tydzień później wrzuciła do śmietnika swój ostatni niedopałek. Minęło od tej pory ponad szesnaście lat, i jeśli coś w jej życiu jest pewne, to to, że nigdy więcej nie włoży sobie do ust tej trucizny. Jej doświadczenie było identyczne z moim! I okazało się nietrudne. Nawet jej się podobało!
Zastanawiacie się może, dlaczego mówię o papierosach w książce o psychologii, która ma służyć uczynieniu nas silniejszymi na poziomie emocjonalnym. Dlatego, ni mniej, ni więcej, że wszystkie zjawiska umysłowe – lęk, depresja, stres, nieśmiałość itd. – są niczym dym papierosowy, to znaczy produktem niewłaściwych procesów umysłowych. Możemy te procesy odwrócić za pomocą odpowiedniej metody, w sposób szybki i definitywny.
Mogę przysiąc i dowieść, że – jak mawiał Allen Carr w odniesieniu do papierosów – „zmiana emocjonalna jest łatwa, jeśli wiesz, jak ją przeprowadzić”.
Ta książka jest podręcznikiem przeprogramowania umysłu analogicznym do systemu antynikotynowego Allena Carra, zastosowanego wobec każdej emocji negatywnej. Świetnie mogłaby nosić tytuł _Łatwo jest pozbyć się neuroz, jeżeli wiesz, jak to zrobić_. Ma ona na celu zmienienie nas w osoby w wysokim stopniu zdrowe na poziomie emocjonalnym. Omówione tutaj metody bazują na psychologii poznawczej, najbardziej efektywnej szkole terapeutycznej na świecie. Jej skuteczność potwierdzają tysiące gabinetów pomocy personalnej. A najlepsze ze wszystkiego jest to, że może ją stosować każdy. Tak właśnie: można ją stosować, nie chodząc do psychologa, jeżeli dołoży się należytych starań.
BYĆ PROMIENNYM
W kogo się zmienimy, kiedy zastosujemy się do tego, o czym mówi ta książka? Ni mniej, ni więcej, tylko w szczególne osoby: w wysokim stopniu zdrowe i silne. W obecnych czasach, z powodu panujących nerwic, tylko 20% osób można za takie uznać. Jeżeli będziemy świadomie korzystać z zawartości tej książki, możemy stać się osobami silnie skoncentrowanymi na teraźniejszości.
Pewnego razu usłyszałem następujące zdanie: „Dobry mnich to ten, który robi niewiele rzeczy, ale te, które robi, robi bardzo dobrze”. Kiedy doprowadzimy nasz umysł do formy, dzień będzie płynął w sposób naturalny od jednej przyjemności do drugiej, ponieważ wszędzie będziemy napotykać sposobność do zrobienia czegoś pięknego, i „słodka teraźniejszość” stanie się naszym domem, niezależnie od stanów umysłu.
Kiedy jesteśmy nieodporni, rozróżniamy „czuć się dobrze” i „czuć się fatalnie”, bo negatywne emocje przeżywamy w skrajnej postaci. Jednak zdrowsze osoby odczuwają negatywy łagodniej, potrafią nawet czerpać przyjemność z lekkiego smutku czy z czegoś, co drażni ich nerwy. Są przecież stateczni i potrafią patrzeć na świat okiem poety.
Terapia kognitywna otwiera nam oczy na piękno, a wtedy możemy znacznie bardziej i lepiej skoncentrować się na otaczających nas pięknych rzeczach: urodziwych twarzach, ogromnych drzewach w naszym otoczeniu… Niewiele rzeczy daje większe spełnienie niż głębokie docenianie drobnych przyjemności życia i wdzięczność za fakt istnienia. Stanie się to naszym udziałem nieprzerwanie, zupełnie spontanicznie.
Ponadto osoba szczęśliwa posiada charyzmę i wielką siłę przyciągania, bo „dobra energia” jest zaraźliwa i każdy chce być blisko jej źródła. Z drugiej strony my, ludzie przepełnieni szczęściem, ukazujemy się ze swojej najlepszej strony, dlatego też jesteśmy postrzegani jako bardzo atrakcyjni.
A zatem musimy przyznać, że jest możliwe wyzbycie się strachu przed czymkolwiek. W rzeczywistości jest to nawet łatwiejsze, niż się wydaje. Życie wtedy staje się czymś niewiarygodnie prostym. Ponadto, kiedy pokonamy obawy, zyskamy ogromną przewagę konkurencyjną. Osoby silne i szczęśliwe dysponują o wiele większymi możliwościami, bo po prostu mają odwagę do działania, podczas gdy większość zniechęca się nawet błahostkami.
Rzuciłem palenie od razu i bez wysiłku: nawet mi się to podobało. Widziałem tysiące ludzi w ten sam sposób zmieniających się w te szczególne istoty, które przed chwilą opisałem. To naprawdę olśniewające zmiany.
Poza psychologią poznawczą tak radykalne przemiany widywałem tylko u osób, które nawróciły się na jakąś wiarę i głęboko nią żyją. Niejeden raz czytałem opisy w stylu: „Była to ta sama osoba, ale było coś innego w jej spojrzeniu: jej oczy błyszczały, można nawet powiedzieć, że promieniała”.
Marcus był jedną z takich osób. Był to młody Niemiec, którego poznałem przed laty, pracował jako wolontariusz w Indiach, w dzielnicy slumsów. Marcus porzucił wszystko w swoim rodzinnym Monachium, by w Kalkucie współpracować z pewną protestancką wspólnotą religijną. Temu wysokiemu, jasnowłosemu i śmiałemu dwudziestolatkowi także promieniały oczy. Jego energia życiowa była czysta i radosna, jak rzadko się to zdarza. Oto, co znaczy być emocjonalnie w formie!
SUPERINTENSYWNY TRENING
Ta książka jest trzecią przeze mnie napisaną, a w ciągu tych pięciu lat, odkąd moje poradniki można spotkać w księgarniach, otrzymałem tysiące listów od osób, które przeżyły dogłębną przemianę dzięki metodzie kognitywnej. Osobom borykającym się z depresją, lękiem, nadmiernie zazdrosnym, obsesyjnym czy paraliżowanym strachem udało się wypracować inną umysłowość, choć nawet nie myślały, by to było możliwe.
Ta trzecia książka zakłada zrobienie kolejnego kroku naprzód, pójście dalej, zwiększenie intensywności przeprogramowywania umysłów. Naszym zamiarem jest stać się osobami wyjątkowo zdrowymi, jakich jest niewiele na tym świecie szaleńców. Nasz cel to bycie kimś bardzo zdrowym i silnym, z jasnym i śmiałym umysłem, jak Marcus.
W tym rozdziale dowiedzieliśmy się, że:
• Skuteczność metody kognitywnej została potwierdzona setki razy przez niezależnych ekspertów.
• Jest to bardzo silne przeprogramowanie umysłu, dzięki czemu to, co wydawało się trudne, staje się łatwe.
• Celem jest przemiana w osoby wyjątkowe: spokojne, skoncentrowane na teraźniejszości, pogodne nawet w chorobie, o oczach poetów, atrakcyjne zewnętrznie i wewnętrznie i wolne od wszelkiego strachu.
------------------------------------------------------------------------2
METODA TRZECH KROKÓW
_Kiedy wstał świt oznaczonego dnia, chrześcijanie wyruszyli w procesji ku arenie rzymskiego cyrku; ich twarze jaśniały radością, jakby miał ich tam czekać raj, a nie dzikie bestie._
_Lud tłoczył się na ulicach, by zobaczyć, jak przechodzą, ale – rzecz zadziwiająca – bez rozgwaru typowego dla spektakli ulicznych. Tym razem żaden dzieciak nie rzucał zgniłych warzyw, nie padło żadne wyzwisko._
_Tamtego poranka na szlaku wiodącym do cyrku słyszało się tylko tchórzliwy pomruk, głosy szepczących ludzi._
_W końcu orszak dotarł do potężnego Koloseum. Wewnątrz na skazanych czekało kilku urzędników, którzy obłożyli ich zakrwawionymi króliczymi skórkami, by rozjuszyć psy, mające ich pożreć._
_W taki sposób przybrani chrześcijanie wyszli na arenę. Rozkrzyczał się tłum, żądny igrzysk śmierci. Groźne psy śliniły się, czekając w trzech miejscach, równo odległych od środka areny. Pośród zgiełku liczna grupa widzów zaczęła skandować: „Śmierć niewiernym! Śmierć niewiernym!”. Był to zaśpiew podobny do tych z dzisiejszych stadionów piłkarskich. Słowo „niewierni” odnosiło się, rzecz jasna, do chrześcijan, nieuznających licznego panteonu rzymskich bogów._
_Skazańcy, wśród których były także dzieci ze skutymi nogami, podążyli ku środkowi okręgu, jak im nakazano. Psy, na swoich miejscach, szarpały linki, niecierpliwiąc się, by zaspokoić głód._
_Ale zanim wierni poszli na pewną śmierć, rozbrzmiał nigdy dotąd niesłyszany dźwięk – była to przepięknie zaśpiewana pieśń. Wielu Rzymian zamilkło, by wyraźniej słyszeć. Zapadła cisza i… nagle było już słychać wyraźnie: to chrześcijanie zaintonowali hymn. Tłum nie wierzył w to, co słyszał na własne uszy! Ci dziwni ludzie byli spokojni. Co więcej, ich oczy płonęły blaskiem. Niektórzy się obejmowali, jakby na pożegnanie, ale bez łez ni lamentów._
_Nadzorujący igrzyska Juliusz Poncjusz, mężczyzna łysy i otyły, chronił się za drewnianą barierą. Zdenerwowany, spojrzał w stronę cesarza i dostrzegł grymas znudzenia. Zrobił gest w stronę treserów psów i krzyknął:_
_– Spuścić je, ale już! Na co czekacie, durnie?_
_Na ten głos rozwścieczone psy rzuciły się w kierunku chrześcijan. Kiedy dosięgły zdobyczy, szalony ryk tłumu wypełnił cyrk na nowo. Neron i Juliusz Poncjusz odetchnęli z ulgą. Lecz ziarno ciekawości i podziwu zostało już zasiane w umysłach ludu. Przez cały tydzień nie milkły rozmowy o chrześcijanach._
W roku 64 n.e. w Rzymie wybuchł wielki pożar. W płomieniach stanęło 70% miasta, liczącego wówczas milion mieszkańców.
Rzym był oświetlany i ogrzewany drewnem, miasto stanowiło labirynt ciasnych uliczek ze sklepami i z wielopiętrowymi domami, pożary zdarzały się tu często, były na porządku dziennym, ale ten okazał się przeogromny.
Krążyła wtedy plotka, że ogień został podłożony, bo wybuchł akurat w dzielnicy, w której cesarz planował budowę swojego nowego pałacu. Neron mógł chcieć oczyścić teren, nie płacąc odszkodowań. Ten szalony zwyrodnialec był zdolny do wszystkiego…
Kiedy pogłoski dotarły do pałacu, Neron, przerażony, przygotował propagandową odpowiedź: jeśli przekona lud, że katastrofa była dziełem chrześcijan, będzie mógł opanować wzburzenie, wymierzając winnym przykładną karę. Strategia odniosła skutek. Rzym połknął haczyk i chrześcijanie zostali zamęczeni. W rok później na pogorzelisku wznosił się nowy pałac.
Tak zaczęły się pierwsze prześladowania chrześcijan, zbrodnia stanu, która w końcu obróciła się przeciw władzy. Jak relacjonują kronikarze z tamtych czasów, skazani za nową wiarę okazywali taką siłę, że zmieniali kaźń w oszałamiającą kampanię na ich rzecz.
Relacje potwierdzają, że wielu spośród tych chrześcijan ginęło w rzymskim cyrku, zachowując nadnaturalny spokój, opanowanie, nie okazując wzburzenia. Mieszkańcy Rzymu zadawali sobie pytanie: „Co takiego jest w tej obcej wierze, że daje tę szczególną wyższość moralną?”. To właśnie był najlepszy rozgłos, jaki mogło zyskać chrześcijaństwo.
Znany rzymski filozof Justyn był jedną z tych osób, które nawróciły się na wiarę krzyża pod wpływem zachowania męczenników. Zapisał:
W czasie gdy moim mistrzem był Platon, oglądałem sądy nad chrześcijanami. Jakże mnie wtedy zdumiewali, kiedy z podniesioną głową odmawiali wyrzeczenia się swojej wiary! Wyglądali na takich pewnych swego! A to jeszcze nic w porównaniu z ich postawą w obliczu śmierci: kiedy widziałem ich tak mężnych wobec tego, co innych przeraża, mówiłem sobie, że to niemożliwe, by żyli pośród zła, bo jakże lubieżnik i wszetecznik mógłby tak przyjmować śmierć? Czyż nie woleliby raczej skłamać i dalej cieszyć się obecnym życiem? W ten sposób zbliżyłem się do wiary, którą dziś wyznaję.
Kronikarz i uczestnik wydarzeń zanotował:
Wielu ludzi, zachwyconych tym, jak są dzielni i wytrwali, poszukiwało przyczyn tak szczególnego i silnego usposobienia, a kiedy poznali prawdę, nawrócili się na nową wiarę.
Nie jestem katolikiem, ale relacje o tych ludziach, stawiających czoło męczeństwu ze spokojem i z radością wydają mi się doskonałym przykładem tego, jak umysł może być wytrenowany na wszelkie okoliczności! Aż do takiej skrajności, by iść ufnie na śmierć!
Wszystko tkwi w umyśle, na dobre i na złe. Może on być naszym najlepszym przyjacielem albo najgorszym wrogiem. Byłem tego świadkiem przez wiele lat w moim gabinecie, chociażby w przypadkach somatyzacji, czyli „bólu fizycznego o podłożu umysłowym”: zdarzają się osoby z nietypowymi objawami, takimi jak paraliż, ekstremalne bóle, a nawet ślepota, spowodowanymi niekontrolowanym działaniem ich umysłów.
Wiem także, że zdarza się też coś przeciwnego: osobom obdarowanym umysłem odpornym na ciosy nic nie przeszkodzi w byciu szczęśliwymi: ani ciężka choroba, ani więzienie, ani wojna.
Psychologia poznawcza uczy nas, że przy odrobinie wysiłku i wytrwałości wszyscy możemy zbliżyć się do stanu umysłu charakteryzującego najsilniejszych. Czasem nastąpi to bardzo łatwo i szybko, innym razem będzie wymagać kilku lat treningu. Będzie to także zależne od punktu wyjścia, w którym się znajdujemy. Będzie to najważniejsze szkolenie, bo główny serwer, nasz umysł, zarządza wszystkim.
WYJŚĆ Z PIEKŁA PO DWUDZIESTU SESJACH
Przykładem takiej radykalnej zmiany może być Alejandra. Jej ojciec zadzwonił do mnie z Saragossy, gdzie posiadał dobrze prosperującą sieć sklepów z artykułami gospodarstwa domowego. Opowiedział mi, że jego trzydziestotrzyletnia córka wpędza całą rodzinę w desperację. W wieku szesnastu lat zdiagnozowano u niej coś, co nazywa się „osobowością _borderline_”. Psychiatrzy określają tak osoby podatne na depresję i lęki, ze skłonnościami samobójczymi i autoagresywnymi. Takie osoby często tną sobie ramiona, aby poczuć ból fizyczny zamiast emocjonalnego, co nie jest niczym dziwnym przy takim poziomie cierpienia.
Ojciec Alejandry prosił mnie, bym przyjął ją jako pacjentkę, i tak zrobiłem. Dziewczyna dopiero co wyszła z prestiżowej kliniki psychiatrycznej w Madrycie, przebywała tam n-ty raz w życiu, rodzina martwiła się skutkami faszerowania dziewczyny lekarstwami i brakiem widoków na to, że kiedykolwiek wyzdrowieje.
Po niecałym roku i po dwudziestu wizytach w moim gabinecie w Barcelonie Alejandra była inną osobą. Nie tylko promieniała szczęściem, ale też, jak powiedział mi jej zapłakany ojciec: „Wydaje się, że jest najsilniejsza z całej rodziny”. Nie brała już leków, po raz pierwszy w życiu pracowała – w rodzinnej firmie – i planowała zamieszkać z chłopakiem, którego poznała. Była radosna!
Takie zmiany to nie cuda, ale po prostu praktykowanie, z użyciem jasnej metody, bardzo intensywnie i wytrwale. Jest to coś podobnego do uczenia się języka obcego: praktyka czyni cuda.
POTĘGA UMYSŁU
Mam przyjaciółkę, bardzo silną i rozsądną, którą wspominałem nieraz w moich książkach. Nazywa się Tina Pereyre. Jest szefową wolontariatu w szpitalu Świętego Jana Bożego w Barcelonie, jednym z największych w Hiszpanii szpitali dziecięcych.
Tina jest głęboko wierząca, szczera i energiczna, zawsze pogodna. Urocza osoba, wzbudzająca sympatię wszędzie, gdziekolwiek się znajdzie. Przy jakiejś okazji jedna ze wspólnych koleżanek opowiedziała mi o niej historię ukazującą siłę nastawienia umysłowego. Tina przeżywała szczególnie trudny okres w swoim życiu – rozstała się z mężem, jedna z jej córek była bardzo chora – i kiedy koleżanki pytały ją:
– Tina, co tam u ciebie?
Odpowiadała:
– Na zewnątrz czy w środku?
– No, nie wiem, i tu, i tu – dopytywały.
– Na zewnątrz źle, wszystko się sypie; ale w środku jestem szczęśliwa – stwierdzała.
Gdzie leży tajemnica ukształtowania tego rodzaju siły emocjonalnej? Gdzie jest klucz do pokonania każdego strachu, kompleksu, złego samopoczucia psychicznego? Psychologia poznawcza ma na to odpowiedź. Jest nią praktyka trzech kroków:
1. Zwrócić się do wnętrza (poszukiwać dobrostanu wewnątrz samego siebie);
2. Nauczyć się żyć bez obciążeń (umieć wyrzec się wszystkiego);
3. Doceniać to, co nas otacza (nauczyć się pasjonować życiem).
Jeżeli uda się nam opanować te trzy kroki, staniemy się osobami wolnymi od „neuroz”, silnymi i szczęśliwymi. Najlepszą wersją nas samych.
Zobaczymy, w krótkim podsumowaniu, na czym polegają te trzy umiejętności. Jest to, jednakże, zaledwie szkic. W całej książce będziemy je analizować znacznie bardziej szczegółowo.
KROK PIERWSZY:
ZWRÓCIĆ SIĘ DO WNĘTRZA
Główną przyczyną tego, że my, ludzie, jesteśmy neurotyczni, jest wiara w to, że szczęście leży na zewnątrz. To podstawowy błąd, psujący nam mózg.
Popełniamy ten błąd zawsze, gdy mówimy: „Gdybym miał partnerkę, mógłbym cieszyć się życiem” albo „Gdybym nie chorował na raka, mógłbym być szczęśliwy”, czy „Gdybym była ładniejsza, miałabym odlotowe życie”. Wszystko to jest błędem, gdyż podstawowe źródło naszego szczęścia znajduje się w naszym wnętrzu, nie w rzeczywistości zewnętrznej. A niezdawanie sobie z tego sprawy – raz i drugi – zasiewa w nas słabość emocjonalną.
Alejandra, moja pacjentka _borderline_, o której wcześniej wspominałem, była specjalistką od tego błędu. Zanim rozpoczęła terapię, praktycznie wszystko mogło być dla niej powodem depresji albo lęku: nie mieć chłopaka, być źle potraktowaną przez kogoś ze znajomych, nuda, możliwość zachorowania… A to rzeczywiście oznaczało mówienie sobie, że szczęście tkwi w przeciwieństwach: mieć chłopaka, być dobrze traktowaną, prowadzić emocjonujące życie, być zdrową…
Moja przyjaciółka Tina przeciwnie, nie przywiązywała większej wagi do świata zewnętrznego. Ona „w środku” zawsze była spokojna i radosna bez względu na problemy. Dlatego też pierwszym krokiem do stania się osobą silną na poziomie emocjonalnym jest skoncentrowanie się na funkcjonowaniu naszego umysłu, a mniej na tym, co jest na zewnątrz.
Za każdym razem, kiedy poczujemy się wyprowadzeni z równowagi, możemy zapytać siebie: „Co zrobiłem, że czuję się źle?”. Jeżeli nasz kolega z pracy powiedział nam coś nieprzyjemnego i czujemy się obrażeni, to nie z powodu obrazy jako takiej, ale naszego dialogu wewnętrznego, tego, co mówimy sobie, kiedy spotykają nas przeciwności. Zamiast spoglądać na zewnątrz, trzeba spojrzeć do środka.
Kiedy jesteśmy słabi, popełniamy błąd, oczekując zbyt wiele od okoliczności zewnętrznych, niemądrze jesteśmy ich zakładnikami, niewolnikami tego, co się dzieje. Epiktet, jeden z ulubionych filozofów psychologów poznawczych, mawiał: „Nie to nas dotyka, co się nam zdarza, ale to, co mówimy sobie o tym, co się nam zdarza”.
Z tej książki nauczymy się, że zmiana się dokona, kiedy w każdych okolicznościach będziemy sobie mówić: „Będę się czuć dobrze albo źle zależnie od tego, co podpowie mi mój umysł. Nie z powodu przeciwności albo osiągnięć”.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji