Była sobie odporność. Jak skutecznie wzmocnić pracę układu odpornościowego i wreszcie przestać chorować - ebook
Była sobie odporność. Jak skutecznie wzmocnić pracę układu odpornościowego i wreszcie przestać chorować - ebook
Przełomowy poradnik o odporności
Często łapiesz infekcje i przeziębienia? Alergie skutecznie uprzykrzają ci życie? Bliska osoba walczy z chorobami autoimmunologicznymi?
A przecież są szczęściarze, którzy nigdy nie chorują.
Jaki jest ich sekret?
Układ odpornościowy wymaga delikatnej równowagi i odpowiedniego traktowania. Dr Jenna Macciochi, immunolożka z ponad 20-letnim doświadczeniem, wyjaśnia, jak naprawdę działa ten skomplikowany mechanizm, pokazuje sposoby na wspieranie jego pracy, a przy okazji obala wiele szkodliwych, pseudonaukowych mitów.
• Dlaczego „zwiększanie” odporności suplementami to nie najlepszy pomysł?
• Jak chronić się przed wirusami?
• Czy szczepionki działają?
• Co mają ze sobą wspólnego zdrowie psychiczne i infekcje?
Precyzyjne, eksperckie porady, wiedza naukowa i jej praktyczne zastosowanie sprawiają, że Była sobie odporność to jeden z najpotrzebniejszych poradników medycznych.
Dowiedz się, jak dbać o swoją odporność, pokonaj choroby i ciesz się zdrowym życiem!
Dr Jenna Macciochi – autorytet w dziedzinie badań nad układem odpornościowym, immunolożka z ponad 20-letnim doświadczeniem praktycznym oraz naukowym. Bada wpływ stylu życia na nasz układ odpornościowy, ogólne zdrowie oraz podatność na zachorowanie.
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7336-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W tej książce zapragnęłam przedstawić niektóre aktualne i przełomowe myśli z obszaru, w którym się specjalizuję, doprawiając je prywatnymi opowieściami, osobistymi anegdotkami i pasją żywioną do tematu. Postawiłam sobie za cel również to, by wyrazić zachwyt nad cichym układem (odpornościowym) oraz ogromem złożonej nauki opisującej jego działanie. Próbowałam utrzymać narrację oraz myśl naukową w możliwie jak najbardziej zrozumiałym dla zwykłego czytelnika tonie, zatem nie mogłam zająć się wszystkimi zagadnieniami, jakie chciałam poruszyć, ani omówić ich z tak głębokim zaangażowaniem, jakiego by ode mnie wymagały. I zamiast oddawać w wasze ręce wyczerpujący podręcznik medyczny, celowo wolałam skupić się na szerszych współczesnych aspektach – aby uświadomić wam, jak współczesny sposób życia i szybko zmieniające się środowisko wpływają na odporność i jak ją kształtują, a tym samym nie pozostają bez wpływu na zdrowie. Postawiłam przed sobą wyzwanie: opierać się na dowodach, więc podczas pisania tej książki zgłębiłam literaturę przedmiotu, konsultowałam się z koleżankami i kolegami i zasięgałam opinii innych ekspertów. Uzyskane informacje połączyłam z analizami przypadków oraz przeglądem tytułów z obszaru medycyny alternatywnej, aby uzyskać zbilansowany holistyczny przegląd. W niektórych przypadkach jedyny dostępny „dowód” jest wątły albo przynajmniej nie najdokładniejszy, więc dołożyłam wszelkich starań, by ten fakt zaznaczyć, o ile uznałam to za stosowne. W końcu każda książka może opowiedzieć tylko część historii, a ta – jak mam nadzieję – to dopiero część pierwsza.WSTĘP
Początkowo do napisania tej książki zachęciła mnie obserwacja, że spektrum chorób, z którymi zmagają się dziś nasze układy immunologiczne, uległo zmianie. Urządzenia sanitarne, szczepionki i antybiotyki upowszechniły się we współczesnym świecie i odmieniły oblicze zdrowia. Zarazki nie są już uważane za wroga numer jeden, jednak wojna o zdrowie z pewnością nie dobiegła końca. Globalna ekspansja chorób niezakaźnych i schorzeń związanych ze stylem życia to pandemia, która po cichu wzbierała przez minione dziesięciolecia w wyrwie powstałej w dotychczasowym sposobie życia. Staliśmy się osobnikami osiadłymi i siedzącymi, na każdym kroku otoczonymi jedzeniem, ze stresującą pracą, której nie kończymy po wyjściu z biura, i zbyt silną pokusą, by jeszcze chwilę pogapić się w ekran, zamiast iść spać. Może i żyjemy dłużej, ale za to z o wiele większym prawdopodobieństwem zgonu na choroby niezakaźne takie jak nowotwór, choroba serca czy alzheimer, a nie z powodu infekcji. Obserwujemy wyraźnie niższą zapadalność na choroby zakaźne, którym stawialiśmy czoła w przeszłości. Coraz częściej chorujemy, ale nie z powodu drobnoustrojów.
Tak brzmi dobra wiadomość. Zła jest taka, że choroby zakaźne nie zniknęły, o czym przypomniał nam koronawirus. SARS-CoV-2 wywołał chorobę o zasięgu globalnym, co oznacza powrót dawnego, ale znajomego wroga. Nikt nie zabił ani nic nie uśmierciło w dziejach więcej osób niż niewidzialne mikroby. Kiedy piszę te słowa, a jest dokładnie 1 kwietnia 2020 roku, naliczono ponad 470 tysięcy potwierdzonych przypadków COVID-19 na całym świecie i ponad 20 tysięcy zgonów. Choroba szerzy się na wszystkich kontynentach oprócz Antarktydy. Nie wspominam o ogromnej liczbie prawdopodobnych niepotwierdzonych zgonów. W rzeczywistości mieliśmy do czynienia z pandemią już przed 11 marca 2020 roku, kiedy to Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) w końcu zdecydowała się ją ogłosić. Większość z nas nie dostrzegła zagrożenia. Być może będzie to dla wszystkich sroga nauczka.
Pandemia COVID-19 zmusiła świat, by się przebudził i zwrócił uwagę na zarazki. Nastąpiła poznawcza zmiana: wszystkie rozmowy, które nie kręcą się wokół pandemii, wydają się trywialne. Podczas gdy koronawirus pochłonął uwagę, wskazówki, jak zadbać o naszego anioła stróża – układ odpornościowy – na stałe zajęły należne miejsce w rozmowach, i to na całej kuli ziemskiej. SARS--CoV-2 boleśnie obnaża ludzkie słabości. Być może inne aspekty nowoczesnego życia: otyłość, samotność oraz mnóstwo negatywnych czynników psychospołecznych i socjoekonomicznych, które krok po kroku nadwątlały naszą odporność, także mają charakter zaraźliwy. Choroby, infekcje czy inne dolegliwości mogą znaleźć punkt zaczepienia wśród populacji tylko wtedy, gdy nowe przypadki przewyższają liczebnie powroty do zdrowia. Globalny rozkwit przedwczesnej umieralności na choroby niezakaźne wykazuje wiele podobieństw z pandemiami chorób zakaźnych, jednak specjaliści z zakresu służby zdrowia wzbraniali się przed takim zdiagnozowaniem obecnej sytuacji.
Choroby zakaźne i niezakaźne nie wykluczają się wzajemnie. Choroby niezakaźne są głównym czynnikiem ryzyka poważnej choroby w przypadku złapania infekcji. Po falach zgonów wywołanych zarówno zaraźliwymi pandemiami, jak i sezonowymi infekcjami często nadchodzi kolejna, kiedy to przyczyną śmierci są zawały serca i udary – pośrednie konsekwencje stanów zapalnych zainicjowanych przez układ immunologiczny. Choć wciąż musimy się wiele dowiedzieć o tej chorobie, to COVID-19 prawdopodobnie nie jest wyłącznie infekcją układu oddechowego.
Pomimo że wystąpienie pandemii świadczy o negatywnych tendencjach zdrowotnych, jakimś cudem mnóstwo czasu zajmuje człowiekowi zrozumienie, co się dzieje. Nasz sposób myślenia zakłada, niesłusznie zresztą, że ludzie, którzy zapadli na choroby zakaźne, winni mieć pretensje przede wszystkim do siebie. Podobnie osobę cierpiącą na chorobę przewlekłą, przykładowo otyłość, obarczamy odpowiedzialnością za ten stan. Jednak unoszące się nad społeczeństwami, tkwiącymi w zamknięciu, w stanie zawieszenia, widmo pandemii ujawnia prawdę, którą próbuje przekazać układ immunologiczny: musimy stawić czoła zarówno chorobom zakaźnym, jak i niezakaźnym w wymiarze całej populacji. Odporność staje się zjawiskiem nie tylko biologicznym, ale i społecznym. Choroby zakaźne i niezakaźne pociągają za sobą ogromne koszty paraliżujące systemy opieki zdrowotnej na całym świecie, choć jedne z nich paraliż dotyka wolniej i ciszej niż inne. Tej tendencji nie da się tak łatwo odwrócić w warunkach życia w XXI wieku, kiedy wielu z nas już i tak czuje, że funkcjonuje na dwadzieścia procent poniżej swoich możliwości, nawet bez zdiagnozowanej choroby. To znak, że immunologiczne potrzeby nie są zaspokajane. To sygnał, który wszyscy ignorowaliśmy, a teraz w końcu nadszedł czas, by go dostrzec.
Nikt z nas nie jest odporny na tego wirusa. Obecna pandemia przypomina nam, że choć niektórzy mogą być bardziej podatni, to COVID-19 zbiera śmiertelne żniwo także wśród pacjentów poniżej sześćdziesiątego roku życia, ponadto setki z nich przykuł do łóżek i aparatury na oddziałach intensywnej terapii. Odporność nie ma względu na hierarchię, jest o wiele bardziej skomplikowana. Jeśli zaliczasz się do kategorii „nie za młody, nie za stary zdrowy dorosły”, nie otrzymasz wielu wskazówek, czy akurat twój system immunologiczny cię zawiedzie i wywoła niebezpieczną, szkodliwą i nadmierną reakcję na wirusa. Rozwiązanie tej zagadki pozostaje Świętym Graalem immunologii. Jak omawiam to w rozdziale pierwszym, nasze geny zgodności są prototypowymi kandydatami genetycznej skłonności do zakaźnych chorób (i być może też do niezakaźnych). Ogółem istnieje około 25 tysięcy ludzkich genów. Wszyscy dysponujemy podobnym zestawem, ale te, które najbardziej odróżniają nas od innych, stanowią o genach zgodności układu odpornościowego. Tym samym obronność organizmu staje się dla każdej osoby tak unikatowa jak odciski palców.
Chroni nas zbiorowa immunologiczna różnorodność. Jednak różnimy się także pomiędzy sobą. I dobrze. W ten sposób ewolucja utrzymuje gatunki przy życiu. Gdybyśmy wszyscy reagowali na infekcję w ten sam sposób, byłoby po ptakach, a właściwie po ludziach. Z drugiej strony fakt ten uczy nas, że zarazki nie są zabójcami wyznającymi politykę równych szans. Grypa hiszpanka w latach 1918–1920 wzięła na celownik zdrowych młodych dorosłych. COVID-19 ma zamiłowanie do osób starszych i tych, którzy już wcześniej podupadli na zdrowiu.
Koronawirus uczy nas też, że możemy zapobiegać infekcji. Ale potrzeba zarówno hipernowoczesnej, jak i niemal średniowiecznej reakcji. Naukowcy z całego świata wykorzystują nowatorskie narzędzia i technologie, aby zrozumieć infekcję, dzielić się informacjami i globalnie współpracować, i robią to wszystko o wiele szybciej, niż było to kiedykolwiek wcześniej możliwe. Tymczasem naszą jedyną skuteczną odpowiedzią na wirusa był lockdown, czyli zamknięcie społeczeństwa. Nie różni się to znowu tak bardzo od tego, czego mogli się chwytać nasi przodkowie, aby zahamować postępy dżumy. Być może odbiło nam teraz na punkcie higieny, ale i tak warto przypominać, że „kaszel i kichanie powodują choroby”, a mycie rąk jest podstawą zapobiegania chorobom zakaźnym, choć pewnie wszyscy robiliśmy to źle (lub przynajmniej nie dość długo).
Gdy świat się zamyka w bezprecedensowej reakcji na chorobę, pytamy sami siebie: „Jak długo zwykle trwa pandemia?”. Wszyscy jak jeden mąż zapomnieliśmy o najgorszej katastrofie XX wieku, tak zwanej hiszpance, która wybuchła po pierwszej wojnie światowej. Teraz jednak grypa sprzed stulecia nieustannie przewija się w rozmowach. Naukowcy tworzący modele choroby i szukający wskazówek mają powiedzenie: „Jeśli widziałeś jedną pandemię, to widziałeś… jedną pandemię”. COVID-19 nie zachowuje się jak grypa, a z kolei ta nie przebiega jak ebola. Choć występuje wspólny rys, to zasady są inne. Prawda jest taka, że może minąć bardzo dużo czasu, zanim fala opadnie. Tak naprawdę nikt nie wie, jak długo to potrwa.
A co z odpornością podczas izolacji społecznej? Życie nie biegnie normalnym torem. Żyjemy wprawieni w osłupienie, pozbawieni rutyny, z zaburzonym rytmem snu i w totalnej dezorganizacji. Z trudem próbujemy ćwiczyć, chociaż brakuje nam codziennej rutyny i organizacji zajęć. Zaczynamy szukać szybkich rozwiązań. Jedną ręką chwytamy za alkohol i fast foody, bo wydają się nam prostym sposobem poprawienia samopoczucia, podczas gdy drugą wklepujemy w wyszukiwarkę Google frazę „suplementy na wzmocnienie odporności”. Czasami warunki pandemii tworzą niespotykaną sytuację i rodzą palące potrzeby, które niekoniecznie stoją w zgodzie z tym, czego potrzebujemy dla zdrowia na dłuższą metę. Troszczmy się o układ immunologiczny przez całe życie, nie tylko z powodu pandemii. Przecież istniała przeszłość przed koronawirusem oraz czeka nas przyszłość po nim.
Choroby niezakaźne być może wyprzedziły zarazki w wyścigu o tytuł wiodącej przyczyny zgonów na całym świecie, ale to obecna pandemia jest punktem odniesienia. Stanowi przypomnienie, jak mocarne są mikroby. I jak delikatne stały się codzienne nawyki oraz społeczne ekosystemy. Zarazki napędzają ludziom niezłego stracha, mimo że są wszędzie i 99 procent z nich nie zrobi nam krzywdy. W XX wieku zdystansowano w peletonie wiele zaraźliwych wirusów – a to dzięki systemowi szczepień. Jednak nie mamy szczepionek na wszystkie wirusy (przykładowo HIV), a ponieważ w niezwykle mobilnym, przeludnionym świecie ciągle pojawiają się nowe, widmo pandemii prawdopodobnie zawsze będzie wisiało nad ludzkością.
Podjęcie kroków zapobiegawczych w obliczu pandemii doprowadziło do przesadnego stosowania żelów antybakteryjnych do rąk. A środki odkażające na bazie alkoholu mogą pozbawić dłonie normalnej flory bakteryjnej, która powleka skórę. Czy wbrew sugestiom doradców zbytnie dbanie o czystość rąk może w dłuższej perspektywie zwiększyć ryzyko infekcji i innych dolegliwości zdrowotnych? Jak wyjaśniam w rozdziale 3, dzisiaj już wiemy, że podjęte w minionych dziesięcioleciach próby pozbycia się wszelkich zaraźliwych drobnoustrojów doprowadziły do tego, że unieszkodliwiliśmy przy okazji wiele pomocnych zarazków. Nadszarpnięcie sił naszych własnych sprzymierzeńców w służbie zdrowiu przeszkadza w normalnym działaniu układu immunologicznego, a w ostatecznym rozrachunku przy okazji zwiększa niebezpieczeństwo zaburzeń odporności.
Skoro już mowa o dobrych zarazkach, to bakterie z pewnością cieszą się lepszą reputacją od wirusów. Widzieliśmy to wówczas, gdy reklamowano zdrowe jelita i żołądek jako warunek dobrego samopoczucia. Wirusów nie darzymy ani cieniem życzliwości. Angielski biolog sir Peter Brian Medawar zdefiniował wirusy następująco: „To paskudna wiadomość pod płaszczykiem powłoki białkowej”. Wirusy, po łacinie oznaczające truciznę, są wszędzie. To, że nie masz grypy, nie oznacza, że nie pękasz w szwach od wirusów. Może aż tryskasz czymś, co kiepsko znamy, a wspólnie nazywamy wiromem człowieka. Ale co robią te wszystkie wirusy, skoro nie przyprawiają człowieka o chorobę? Zajmują każdy milimetr kwadratowy odsłoniętej powierzchni ludzkiego ciała, a w środku kryje się ich jeszcze więcej.
Walczymy nie tylko z pandemią, jesteśmy też na wojnie z „infodemią” plotek i dezinformacji. Tsunami udostępnianych w mediach społecznościowych postów, konstruowanych metodą „kopiuj + wklej”, a rzekomo napisanych przez anonimowych ekspertów, ewoluuje szybciej niż same zarazki. Rozpowszechnia podejrzane rady i nieścisłe dane, przemieniając je w wiele lekko zmodyfikowanych wersji i szerząc je viralowo, to znaczy wirusowo, dzięki platformom społecznościowym. Zjawisko znamy już z pandemii w przeszłości, jednak tym razem kanały społecznościowe błyskawicznie puściły informację w świat, po drodze niespotykanie ją rozdmuchując. Zdrowie psychiczne to zdrowie fizyczne. Jak piszę w rozdziale 5, układ immunologiczny jest jak monitoring będący w nieustannym kontakcie z mózgiem. Niepewność rodzi strach. We współczesnym świecie zdominowanym przez media pozostaje wiele czasu antenowego do wypełnienia. Nieustanny ostrzał złymi wiadomościami może spotęgować napięcia i poczucie zwątpienia. Media rzadko pokazują wybuch pandemii z odleglejszej perspektywy. Bądź jak Marie Kondo, wyrzuć zbędne wiadomości i odklej się od monitorów i ekranów.
Podczas ataku epidemii atmosfera staje się przytłaczająca i wymyka się spod kontroli. Ale każdy człowiek z osobna, działając we własnym kręgu, może mieć spory wpływ na sytuację. Przypominają mi o tym słowa doktora Stephena Coveya, płodnego pisarza i mówcy motywacyjnego: „Nie jestem dziełem przypadku. Jestem dziełem swoich decyzji”. Musimy przystosować się do nowych realiów i nadal tworzyć, ponieważ do tego celu zaprojektowano biologię. Może się wydawać, że próby zachowania poczucia normalności, nadanie dniom i tygodniom rytmu i przywrócenie rutyny zapewnią nam tyle ochrony, ile daje królicza łapka na szczęście. Jednak działania te wzmacniają poczucie sprawczości, przekonanie, że bierzemy sprawy we własne ręce, co ma ogromne psychologiczne, a przez to również immunologiczne znaczenie.
Kiedy siedzisz w czterech ścianach jak skazaniec i umierasz z nudów, to i tak niewiele więcej możesz zrobić w czasie izolacji społecznej. Łatwo rozsiąść się na kanapie i wbić wzrok w ekran telewizora czy smartfona. Ale teraz tym bardziej nie powinniśmy zaniedbywać codziennej dawki ruchu, by wzmocnić układ odpornościowy. Pokochaj limfę, rób przerwę na rozgrzewkę i rozciąganie w ciągu dnia. Każdy wysiłek fizyczny się liczy bez względu na to, co wybierzesz, tylko pamiętaj: ruch, ruch, ruch! – ruch to zdrowie. Domowy fitness może być prosty, co więcej, znajdziemy odpowiednie ćwiczenia dla każdej grupy wiekowej i każdego poziomu zaawansowania. Nie zaniedbuj treningu odpornościowego, zwłaszcza jeśli jesteś po trzydziestce, wtedy zaczyna się pogarszać stan mięśni szkieletowych w procesie zwanym sarkopenią, który stanowi naturalną część starzenia się. Mięśnie nieużywane zanikają. A to z kolei znacznie wpływa na odporność, o czym powiemy sobie w rozdziale 6. W tym czasie nie tylko możemy mieć ochotę obsesyjnie oglądać seriale na Netfliksie, ale też kompulsywnie zajadać stres i tym samym uszczuplać zapasy sporządzone na czas pozostawania w domu – łatwo wpaść w taką pułapkę. Jak opowiadam w rozdziale 7, ciągłe nadmierne konsumowanie kalorii to kiepskie wsparcie dla wyrafinowanych i złożonych mechanizmów obronnych organizmu. Zanim dostaniesz fioła na punkcie superżywności, zadbaj o stałe pory posiłków, wzbogać jedzenie o błonnik i fitoskładniki, skup się na dobrych tłuszczach i jakościowym białku. I co więcej – a może przede wszystkim – nie zapominaj o smaku. Wykorzystaj czas, który zwykle przeznaczasz na dojazd do pracy, by rozpieścić się smacznym posiłkiem.
Nawet idealna odpowiedź na wirusa nie zakończy epidemii. Każdy ma swoją rolę do odegrania. Choć pewnie nigdy w życiu żaden człowiek z osobna nie czuł się bardziej bezbronny, prawdą jest także to, że nigdy wcześniej nie mieliśmy lepszej sposobności, by pokazać samym sobie – i sobie nawzajem – co to znaczy być członkiem rodziny ludzkiej. Z każdym traumatycznym przeżyciem przychodzi szansa na refleksję i rozwój. Miejmy nadzieję, że ten nagły wstrząs dobitnie zwróci twoją uwagę na aspekty stylu życia, które ci nie służyły. W przyszłości pewnego dnia będziemy wspominać, jak pandemia z 2020 roku wszystko zmieniła. Czemu nie dostrzec w tym wyłomie w codzienności okazji do zmiany na lepsze? Postaw pierwsze chwiejne kroczki na ścieżce wiodącej do zdrowia na dłuższą metę. A przede wszystkim nie pisz wierszy o tym, jak zamierzasz wszystko zmienić, tylko po to, by odtworzyć stare nawyki, gdy będzie po wszystkim.