Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Była żona - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
20 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Była żona - ebook

Literacki manifest wyprzedzający swoją epokę. Powieść, która niemal sto lat po premierze wzbudza równie duże zainteresowanie, zachwyt i kontrowersje.

Nowy Jork, szalone lata dwudzieste XX wieku. Patricia i Peter tworzą nowoczesne, „otwarte” małżeństwo – oboje piją, palą, pracują, prowadzą barwne życie towarzyskie i seksualne. Wszystko to trwa do czasu, gdy Peter postanawia odejść. Patricia, ze złamanym sercem, musi odnaleźć się na nowo, jako tytułowa była żona – w istocie singielka.

Parrott, dzięki lekkiej narracji i przenikliwemu zmysłowi obserwacji, z humorem i ironią oddaje nie tylko klimat nowojorskich klubów i barów, pracy w reklamie, kobiecych przyjaźni i całonocnych imprez w olśniewającym mieście, ale także pustkę przelotnych romansów oraz emocje towarzyszące nielegalnym aborcjom, zdradom i walce o wolność seksualną w obliczu podwójnych standardów patriarchalnego świata. Jej bohaterka – której perypetie są w znacznej mierze oparte na przeżyciach autorki – staje się symbolem kobiecej niezależności i poszukiwania tożsamości w świecie, w którym nie ma żadnego oparcia.

Błyskotliwie ironiczna... Romantycznie ożywiony, hałaśliwy, przesiąknięty alkoholem i seksualnie wyzwolony podziemny świat Manhattanu.

Joyce Carol Oates

W miarę czytania byłam coraz bardziej poruszona umiejętnością autorki, by na kartach książki oddać złożoność utraconej miłości splecionej z utratą najpierw pierwszej, a potem drugiej młodości. Naprawdę niezwykłe.

Vivian Gornick

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-8360-170-0
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przed­mowa

Po raz pierw­szy usły­sza­łam o Ur­suli Par­rott, gdy wy­daw­nic­two McNally Edi­tions przed­sta­wiło mi do wglądu jej po­wieść z 1929 roku za­ty­tu­ło­waną Była żona. Jest to hi­sto­ria mło­dej ko­biety, która na­gle znaj­duje się w po­nu­rym sta­nie za­wie­sze­nia po­mię­dzy mał­żeń­stwem a roz­wo­dem. Od razu za­czę­łam się za­sta­na­wiać, jak to moż­liwe, że nie na­tknę­łam się na nią wcze­śniej. Karty po­wie­ści są pełne du­chów, po­czu­cia straty, sa­mot­nych no­wo­jor­skich miesz­kań, męż­czyzn, któ­rzy co rusz zmie­niają zda­nie, a także miejsc i lu­dzi za­pi­su­ją­cych się trwale w pa­mięci, dla­tego że znik­nęli i już nie wrócą. Z po­czątku wy­dana ano­ni­mowo Była żona na­tych­miast wzbu­dziła kon­tro­wer­sje ze względu na szczery opis głów­nej bo­ha­terki. Pa­tri­cia to ko­bieta sza­le­nie uro­kliwa, co jed­nak nie uchroni jej przed po­rzu­ce­niem, kiedy otwarte mał­żeń­stwo okaże się asy­me­trycz­nym fia­skiem. Bo­ha­terka za­traca się w ma­ra­to­nach al­ko­ho­lo­wych i raz za ra­zem za­nu­rza się w wo­dach sek­su­al­nego wy­zwo­le­nia, któ­remu jed­nak bra­kuje ra­do­ści. Przez całą książkę ba­lan­suje na kra­wę­dzi ka­ta­strofy, gdzieś po­mię­dzy stra­chem przed abs­trak­cyjną przy­szło­ścią a fik­sa­cją na punk­cie prze­szło­ści, która we wspo­mnie­niach, jak za do­tknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdżki, wy­daje się wspa­niała i ku­sząca.

Nie­mal sto lat mi­nęło, od­kąd Była żona miała swój mo­ment chwały (w ciągu pierw­szego roku sprze­dano po­nad sto ty­sięcy eg­zem­pla­rzy). W tym cza­sie po­stęp spo­łeczny zdjął z roz­wodu odium hańby, a na­sze grono by­łych żon się po­więk­szyło. Po­śród opi­sów przy­gód na jedną noc i jaw­nie ła­mią­cego pro­hi­bi­cję pi­jań­stwa można zna­leźć roz­rywki, z ja­kimi utoż­sa­mia się każda z nas, która pró­bo­wała o czymś za­po­mnieć: Pa­tri­cia ku­puje ubra­nia, na które jej nie stać, cho­dzi do ko­sme­tyczki i do fry­zjera, słu­cha wciąż tych sa­mych pio­se­nek, za­sta­na­wia­jąc się, dla­czego w jej wy­padku mi­łość za­wsze koń­czy się zła­ma­nym ser­cem. W moim eg­zem­pla­rzu roi się od wy­krzyk­ni­ków na mar­gi­ne­sie, aneg­dot opi­su­ją­cych po­dobne ka­ta­strofy mi­ło­sne z moim udzia­łem i aka­pi­tów za­ba­zgra­nych ma­za­kiem po to, by pod­kre­ślić ja­kiś frag­ment lub ująć ja­kieś wy­ra­że­nie w na­wias kwa­dra­towy. Na pierw­szej stro­nie książki pada zda­nie, które za­zna­czy­łam czar­nym pió­rem: „Znu­dził się mną – czy­tamy – szu­kał po­wo­dów, by uza­sad­nić swoje znu­że­nie, i w końcu je zna­lazł”. Można po­wie­dzieć, że nie tyle ob­ry­so­wa­łam te słowa, co wzię­łam je w ramę, po­dobną do tej wo­kół lu­stra.

Po­mimo tak do­brze i w przy­kry spo­sób zna­jo­mej tre­ści książki ła­two wpaść w pu­łapkę jej no­stal­gicz­nego uroku: mamy tu gra­mo­fony, kluby jaz­zowe i su­kienki od Vion­net, a także za­ka­zane kok­tajle i nowe strze­li­ste bu­dynki two­rzące no­wo­jor­ską li­nię da­chów – tak młodą, że po­nad nią wi­dać jesz­cze gwiazdy. O ile daw­niej kry­tycy obu­rzali się, że Była żona z taką swo­bodą, nie­mal mi­mo­cho­dem, opi­suje abor­cję, zdradę czy przy­godny seks, o tyle współ­cze­sne ana­lizy zbyt czę­sto zwra­cają uwagę na to, że świat Pa­tri­cii jest już wy­raź­nie wie­kowy. „Skan­da­li­zuje? Goni za sen­sa­cją?”, py­tał ktoś z kry­ty­ków przy oka­zji ostat­niego do­druku po­wie­ści w 1989 roku. „Czasy się zmie­niły”. Tak i nie. Wy­dana po­mię­dzy dwiema woj­nami świa­to­wymi, za­le­d­wie mie­siąc po czar­nym czwartku, kiedy to po bo­omie na­stą­pił krach, Była żona zgłę­bia bru­talną nie­pew­ność świata za­mknię­tego w nie­ustan­nym cy­klu sta­wa­nia się.

Ko­biety z po­ko­le­nia Par­rott, wy­ko­nu­jące zwrot ku re­wo­lu­cji sek­su­al­nej, ale men­tal­nie wciąż przyku-te do wik­to­riań­skiej mo­ral­no­ści, zna­la­zły się w świe­cie upa­da­ją­cych kon­we­nan­sów, w któ­rym nie miały żad­nego opar­cia. Bu­dząca po­dejrz­li­wość struk­tura emo­cjo­nalna roz­pust­nej epoki jazzu od­zwier­cie­dlała prze­ra­że­nie, ja­kie w ca­łym kraju czuły ko­biety, które za­znały wol­no­ści, lecz na­dal były nie­przy­go­to­wane do mie­rze­nia się z jej kon­se­kwen­cjami. Po pu­bli­ka­cji książki prasa nie­mal na­tych­miast za­częła zga­dy­wać, kto kryje się pod płasz­czem ano­ni­mo­wo­ści – czy Była żona to wy­zna­nie, czy fan­ta­zja? A może po­wieść po­tę­pia kul­turę, która zmie­nia się zbyt szybko, nie za­uwa­ża­jąc nie­unik­nio­nych ofiar tej zmiany? Już w sierp­niu 1929 roku snuto przy­pusz­cze­nia, że au­torką może być Ka­the­rine Ur­sula Par­rott (z domu Towle), dzien­ni­karka i au­torka ar­ty­ku­łów mo­do­wych, która wy­da­wała się nie­zwy­kle po­dobna do sta­ran­nie ucze­sa­nej, krót­ko­wło­sej bo­ha­terki.

Oma­wia­jąc dzieło w kon­tek­ście tego, co obec­nie wiemy o ży­ciu jego au­torki, trudno zgo­dzić się z su­ge­stią Par­rott, że po­stać Pa­tri­cii po­wstała z po­łą­cze­nia róż­nych osób. Była żona przy­po­mina ra­czej za­pis krzywd zbyt oso­bi­stych na to, by się do nich przy­znać. Uro­dzona w Bo­sto­nie Par­rott, któ­rej oj­ciec był le­ka­rzem, a matka zaj­mo­wała się do­mem, na po­czątku lat dwu­dzie­stych XX wieku, tuż po ukoń­cze­niu na­uki w Radc­liffe Col­lege, ulot­niła się do no­wo­jor­skiej Gre­en­wich Vil­lage. Jej pierw­sze mał­żeń­stwo z dzien­ni­ka­rzem Lin­de­sayem Par­rot­tem se­nio­rem skoń­czyło się roz­wo­dem w 1926 roku, kiedy mąż zo­rien­to­wał się, że bez­dzietny zwią­zek, na jaki na­le­gał, wcale taki nie jest. W 1924 roku Ur­sula, od­kryw­szy, że jest w ciąży, wy­je­chała z Lon­dynu, gdzie para wów­czas miesz­kała, do Bo­stonu i tam uro­dziła je­dy­nego syna, któ­rego od­dała pod opiekę ojca i star­szej sio­stry. Zdu­mie­wa­jące, że przez całe dwa lata uda­wało jej się utrzy­mać to w se­kre­cie przed Lin­de­sayem oraz krę­giem wy­twor­nych, roz­ryw­ko­wych zna­jo­mych. Marc Par­rott, któ­rego po­sło­wie za­myka tę książkę, ni­gdy nie na­wią­zał re­la­cji z oj­cem. Miał sie­dem lat, gdy matka w końcu się do niego przy­znała i po­czuła do obo­wiązku opieki nad sy­nem. Był to rok 1931, a Ur­sula do­łą­czyła do garstki ko­biet, które zbiły ma­ją­tek, pi­sząc eska­pi­styczne ro­manse za­nu­rzone w at­mos­fe­rze wiel­kiego kry­zysu.

Wspo­mnie­nia Marca Par­rotta o matce kre­ślą barwny por­tret roz­rzut­nicy, nie­raz pra­cu­ją­cej non stop przez trzy doby, by od­dać w ter­mi­nie tek­sty, dzięki któ­rym ona i jej ko­chan­ko­wie mo­gli się pła­wić w luk­su­sach. Par­rott prze­szła przez lata trzy­dzie­ste lek­kim kro­kiem, pu­bli­ku­jąc w cza­so­pi­smach ko­bie­cych opo­wia­da­nia oraz po­wie­ści w od­cin­kach, a jej na­zwi­sko czę­sto wy­mie­niano obok hol­ly­wo­odz­kich gwiazd wy­stę­pu­ją­cych w fil­mach na pod­sta­wie jej sce­na­riu­szy i ki­no­wych ad­ap­ta­cjach jej ksią­żek. W licz­nych wy­cin­kach pra­so­wych po­świę­co­nych twór­czo­ści i oso­bie Par­rott nie zna­la­złam ni­gdy wzmianki o synu, na­to­miast cza­sami można ją było zo­ba­czyć w to­wa­rzy­stwie pu­delki o zdu­mie­wa­ją­cym imie­niu... Była Żona. Wy­gląda na to, że naj­więk­szy skan­dal w ży­ciu pi­sarki był jed­no­cze­śnie jej naj­wier­niej­szą to­wa­rzyszką.

Cho­ciaż po­wieść po­cząt­kowo uznano za próbę lan­so­wa­nia przez au­torkę no­wego i nie­bez­piecz­nego mo­delu kul­tury, sama Par­rott miała bo­le­sną świa­do­mość po­dwój­nego stan­dardu, zgod­nie z któ­rym na­dal po­tę­piano „przed­się­bior­cze dziew­czyny”. Po dru­gim roz­wo­dzie w 1932 roku i trze­cim pięć lat póź­niej pi­sarka otwar­cie za­sta­na­wiała się nad wła­sną bez­bron­no­ścią w świe­cie, który nie chroni już sta­rze­ją­cych się ko­biet przed „mę­skim pra­gnie­niem róż­no­rod­no­ści”. Par­rott na­zy­wała roz­wódki, w tym także sie­bie, „reszt­ko­wymi pa­niami” – okre­śle­nie to su­ge­ruje za­równo nad­miar, jak i od­rzu­ce­nie. We­dług niej po­rzu­cona ko­bieta jest ska­zana na walkę, która nie skoń­czy się zwy­cię­stwem ani ka­pi­tu­la­cją. Przy­cho­dzi mi na myśl Pa­tri­cia ob­ser­wu­jąca uro­jone zmarszczki, ja­kie za­czyna do­strze­gać na swo­jej twa­rzy. My­ślę też o jej kre­mach, szmin­kach i świa­do­mo­ści ze­gara, który ni­gdy nie prze­staje ty­kać. „Reszt­kowa pani nie może się swo­bod­nie ze­sta­rzeć – pi­sała Par­rott zimą, wkrótce po pu­bli­ka­cji By­łej żony – po­nie­waż w pracy i w ży­ciu to­wa­rzy­skim ry­wa­li­zuje z młod­szymi ko­bie­tami. A jest to ry­wa­li­za­cja bez­li­to­sna”.

Na po­czątku lat czter­dzie­stych XX wieku prasa co­raz czę­ściej drwiła z Par­rott – se­ryj­nej roz­wódki pi­su­ją­cej hi­sto­rie o ty­tu­łach w ro­dzaju Mi­łość przy­cho­dzi tylko raz i Po­że­gnaj się raz jesz­cze. Nie była już wy­star­cza­jąco młoda ani wy­tworna, by li­czyć się w zna­nym so­bie świe­cie, i – co gor­sza – stała się bo­ha­terką skan­dalu. W grud­niu 1942 roku zo­stała aresz­to­wana pod za­rzu­tem udzie­le­nia po­mocy dwu­dzie­sto­trzy­let­niemu żoł­nie­rzowi w de­zer­cji z wię­zie­nia woj­sko­wego w Miami Be­ach. Zda­rze­nie to do­pro­wa­dziło w 1944 roku do gło­śnego pro­cesu oraz do ry­chłego końca czwar­tego i ostat­niego mał­żeń­stwa Par­rott. W ar­ty­kule za­ty­tu­ło­wa­nym Pi­sarka na­kryta na sek­sie w wię­zie­niu woj­sko­wym przed­sta­wiono ją jako ma­tronę, która po sen­sa­cyj­nej schadzce ukryła ko­chanka w ba­gaż­niku i po­ta­jem­nie prze­wio­zła przez po­ste­ru­nek woj­skowy. Para, wy­na­jąw­szy po­kój na na­zwi­sko Ar­tiego Ba­kera, mo­gła się cie­szyć jedną nocą wol­no­ści w ho­telu. Na­za­jutrz oboje od­dali się w ręce po­li­cji i ze łzami w oczach przy­znali do winy. „Po­pa­trzy­łam na niego i do­tarło do mnie, jak bar­dzo pra­gnie iść gdzieś na ko­la­cję” – po­wie­działa Par­rott. „Dla­tego po­sta­no­wi­łam pod­jąć dla niego to ry­zyko”.

Osta­tecz­nie Par­rott zo­stała oczysz­czona z za­rzu­tów, ale skan­dal ją na­zna­czył. Prze­stała być mile wi­dziana na ła­mach ma­ga­zy­nów za­spo­ka­ja­ją­cych gu­sty „przy­zwo­itych” pań z klasy śred­niej. W 1947 roku opu­bli­ko­wała swoje ostat­nie opo­wia­da­nie Po pro­stu się po­bierzmy; do tego czasu zdo­łała na­pi­sać dwa­dzie­ścia dwie po­wie­ści, pięć­dzie­siąt opo­wia­dań i cztery ory­gi­nalne sce­na­riu­sze fil­mowe, a osiem jej ksią­żek do­cze­kało się ad­ap­ta­cji fil­mo­wych. W 1950 roku stała się bo­ha­terką ko­lej­nego skan­dalu: zo­stała aresz­to­wana w De­la­ware, kiedy po pół­rocz­nym po­by­cie w ho­telu ucie­kła, nie pła­cąc ra­chunku opie­wa­ją­cego na dwie­ście pięć­dzie­siąt pięć do­la­rów i dwa­dzie­ścia cen­tów. Przy­ja­ciele opo­wia­dali, że po­je­chała do De­la­ware zbie­rać ma­te­riały do no­wej książki, ale wię­cej czasu spę­dzała na spa­ce­rach z psem niż przy ma­szy­nie do pi­sa­nia. Ga­zety spe­ku­lo­wały, że pa­dła ofiarą wła­snego suk­cesu, zu­peł­nie jakby hi­sto­ria, którą opo­wie­działa przed dwu­dzie­stoma laty, w końcu oka­zała się na­pi­saną ku prze­stro­dze. Nie­długo po­tem Par­rott do­znała naj­więk­szego upo­ko­rze­nia, które de­fi­ni­tyw­nie za­koń­czyło jej ka­rierę i po­zba­wiło ją złu­dzeń o po­wro­cie. W 1952 roku zo­stała oskar­żona o kra­dzież sre­ber sto­ło­wych o war­to­ści ty­siąca do­la­rów z domu przy­ja­ciela, który po­zwo­lił jej się u sie­bie za­trzy­mać, po­nie­waż twier­dziła, że po­trze­buje miej­sca do pracy nad nową książką. Wy­dano na­kaz aresz­to­wa­nia pi­sarki. Ostat­nie pięć lat ży­cia spę­dziła w ukry­ciu. Zmarła w wieku pięć­dzie­się­ciu sied­miu lat na od­dziale szpi­tala dla ubo­gich.

Można by wy­snuć pro­sty wnio­sek, iż ka­rierą pi­sar­ską Par­rott za­wład­nął dra­mat oso­bi­stych skan­dali. Po­dob­nie jak w przy­padku wielu ko­biet, któ­rych wcze­sne ży­cie i dzieła de­fi­niuje bunt, uchy­bie­nia Par­rott stra­ciły swój urok z chwilą, gdy prze­stały ucho­dzić za grze­chy mło­do­ści. A jed­nak dzie­dzic­two pi­sarki prze­trwało ko­lejną próbę ostrej kry­tyki, kiedy hi­sto­ria sta­rała się wtło­czyć je w ramy „li­te­ra­tury ko­bie­cej” – wów­czas po­ję­cie to ozna­czało li­te­racką mo­giłę (do­piero póź­niej do­strze­żono w nim lu­kra­tywny prze­mysł). Jej pi­sa­nie stało się wid­mem, po­dob­nie jak sama au­torka – ani za­mężna, ani roz­wie­dziona, ska­zana na wieczne „te­raz”. Snu­jąc się bez przy­szło­ści, pije, cho­dzi na za­kupy i na randki i za­sta­na­wia się, co jesz­cze mo­głaby zmie­nić w świe­cie, w któ­rym wy­dają się już nie obo­wią­zy­wać żadne za­sady. „Kie­dyś pa­no­wie przy­no­sili mi fiołki – za­uważa okrop­nie zre­zy­gno­wana Pa­tri­cia – a te­raz szkocką”.

Może je­stem opie­kuń­cza w sto­sunku do tej bo­ha­terki, po­nie­waż wy­daje mi się ona bar­dzo zna­joma – udo­wad­nia, że czas nie za­wsze zmie­nia nas tak, jak by­śmy tego chcieli. Je­śli daw­niej po­wieść Par­rott wy­prze­dzała swoją epokę, a póź­niej zo­stała w tyle, to te­raz wy­daje się „w sam raz”, jakby znów za­to­czyła koło i w końcu zdo­łała się z nami zsyn­chro­ni­zo­wać. Wci­śnięta gdzieś po­mię­dzy ogra­ni­czane przez spo­łe­czeń­stwo bo­ha­terki Edith Whar­ton i roz­trwo­niony urok ska­za­nych na nie­po­wo­dze­nie wę­drow­czyń Jean Rhys, Była żona tra­fiła na grunt Ame­ryki za­wie­szo­nej „po­mię­dzy”, na­dal roz­strzy­ga­ją­cej to, kim i czym wolno stać się ko­bie­cie. Po­wieść, nie­gdyś uwi­kłaną w prąd kul­tu­rowy, te­raz czyta się jak szo­ku­jący opis i za­po­wiedź tego, co to zna­czy pra­gnąć i zo­stać po­rzu­coną – a prze­cież ży­jemy w świe­cie, w któ­rym więk­szość z nas do­świad­czyła jed­nego i dru­giego. Przy­po­mi­nają mi się list Pa­tri­cii do ko­chanka, który nie mógł od­wza­jem­nić jej mi­ło­ści tak, jak tego pra­gnęła, oraz sa­mot­ność, jaką czuła bo­ha­terka, kiedy dzień za­mie­nił się w noc, a ta w ko­lejny dzień. „Wtedy już dawno będę mar­twa – pi­sała – umrę, cze­ka­jąc na te­le­gram, w któ­rym na­pi­szesz, że wresz­cie wra­casz do domu...”

Alissa Ben­nett

Nowy Jork, 2022I

Mąż zo­sta­wił mnie cztery lata temu. Dla­czego? Wła­ści­wie nie ro­zu­miem i ni­gdy nie ro­zu­mia­łam. Po­dej­rze­wam, że on tak samo. Te­raz, gdy ka­ta­strofa, jaką to się wów­czas wy­da­wało, jest już chyba rów­nie nie­istotna, co jej przy­czyny, co­raz czę­ściej są­dzę, że zde­cy­do­wał się na ten krok, po­nie­waż kiedy po raz pierw­szy na­po­mknął o ta­kiej moż­li­wo­ści, za­czę­łam urzą­dzać straszne sceny.

Oczy­wi­ście w ciągu sza­lo­nego pół­ro­cza przed swoim odej­ściem po­da­wał dzie­siątki po­wo­dów. Nie­które pa­mię­tam. Cza­sami mó­wił, że stra­ci­łam urodę. In­nym ra­zem, że wła­ści­wie tylko z niej je­stem znana. Twier­dził, że mamy różne za­in­te­re­so­wa­nia. Albo że na siłę pró­buję in­te­re­so­wać się tym, co on. Raz opo­wia­dał, że je­stem nie­mrawa, kiedy in­dziej – że tem­pe­ra­mentna; nie mia­łam po­czu­cia przy­zwo­ito­ści, to znów by­łam cnotką. Po­wie­dział, że chce się oże­nić z ko­bietą, którą na­prawdę ko­cha, a gdy wresz­cie się ode mnie uwolni, to idzie o za­kład, że ni­gdy wię­cej ni­kogo nie po­ślubi.

W ciągu czte­rech lat – po tym, jak mnie zo­sta­wił – na­słu­cha­łam się na te­mat róż­nych przy­czyn roz­padu wielu mał­żeństw i do­szłam do wnio­sku, że ar­gu­menty mo­jego męża mają mniej wię­cej tyle sensu, co reszta. Znu­dził się mną – szu­kał po­wo­dów, by uza­sad­nić swoje znu­że­nie, i w końcu je zna­lazł. Wy­da­wały mu się słuszne. My­ślę, że gdyby sy­tu­acja się od­wró­ciła, po­stą­pi­ła­bym tak samo.

Tyle że ja nie mia­łam go do­syć, więc wal­czy­łam do upa­dłego i bar­dzo nie­mą­drze. Wie­rzy­łam, że je­śli tak po­stą­pię, to wy­gram. Póź­niej już ni­gdy nie by­łam taka pewna sie­bie, jak wtedy, w wieku dwu­dzie­stu czte­rech lat. Mo­ich wy­sił­ków, by za­trzy­mać to, czego pra­gnę­łam, nie kom­pli­ko­wały żadne skru­puły z po­wodu za­bor­czo­ści ani też myśl o tym, jak da­remne jest przy­mu­sza­nie ko­goś do uczuć.

Z po­czątku, jak są­dzę, od­wo­ły­wa­łam się do szla­chet­nych po­bu­dek: „Zo­stań ze względu na na­sze ro­dziny”, i tak da­lej. Wresz­cie, gdy wpa­dłam w pa­nikę, pró­bo­wa­łam kłótni, na­pa­dów zło­ści, hi­ste­rii, a na­wet gro­zi­łam sa­mo­bój­stwem. Do­piero pięć mi­nut przed odej­ściem męża od­wa­ży­łam się przy­znać przed sobą, że po­mimo wszystko jest do tego zdolny...

Koń­czył się pa­ko­wać, a ja sie­dzia­łam w fo­telu i do­cie­rało do mnie, że to się dzieje na­prawdę. W ostat­niej chwili sta­ra­łam się wy­my­ślić ja­kieś cu­downe roz­wią­za­nie: roz­wa­ża­łam, czy nie pod­ciąć so­bie żył, żeby mu­siał biec po dok­tora, a po­tem zo­stać ze mną, aż wy­do­brzeję. Uzna­łam jed­nak, że w świe­cie, który na­gle stał się zu­peł­nie nie­prze­wi­dy­walny, mąż mógłby po pro­stu wyjść i po­zwo­lić mi się wy­krwa­wić.

Mia­łam na­dzieję, że wy­glą­dam na zdru­zgo­taną – i jed­no­cze­śnie ślicz­nie. Przy­po­mniało mi się, że fo­tel, w któ­rym sie­dzę, był pre­zen­tem ślub­nym od jego ciotki Ja­net, i za­czę­łam się za­sta­na­wiać, co po odej­ściu męża robi się z pre­zen­tami ślub­nymi od jego krew­nych. (W No­wym Jorku ko­niec koń­ców sprze­daje się je zna­jo­mym no­wo­żeń­com w po­trze­bie). Obok mnie stała jedna z pierw­szych mo­der­ni­stycz­nych lamp. Przy­szło mi do głowy, że dom to­wa­rowy Wa­na­ma­kera ni­gdy nie otrzy­mał za nią za­płaty.

Umilkł trzask za­my­ka­nych ku­frów. Mąż wszedł do po­koju.

Stał tam, taki przy­stojny, uparty i nie­szczę­śliwy. Przy­po­mniało mi się, za ja­kiego przy­stoj­niaka go uwa­ża­łam, kiedy spo­tka­li­śmy się po raz pierw­szy – na przy­ję­ciu w czy­imś domu w New Ha­ven, cztery, nie, już pięć wio­sen temu...

– Za­wo­łam tak­sówkę po rze­czy – po­wie­dział.

– Pe­ter, nie od­chodź – po­pro­si­łam.

– Jaki to ma sens?

Po­pa­trzy­li­śmy na sie­bie. Na­gle, po sze­ściu mie­sią­cach, pod­czas któ­rych za­wsze uda­wało mi się zna­leźć jesz­cze je­den po­wód do pro­te­stu, istotny czy też nie, za­bra­kło mi ar­gu­men­tów.

Cier­pia­łam. Ko­cha­li­śmy się przez trzy lata, nie­na­wi­dzi­li­śmy przez po­łowę czwar­tego roku. Zdaje się, że prze­szli­śmy długą drogę od ra­do­snych, peł­nych uf­no­ści po­cząt­ków.

Pe­ter naj­wy­raź­niej miał jesz­cze coś do po­wie­dze­nia, ja­kieś ostat­nie słowa, na które sama nie mo­głam się zdo­być. Za­czy­nał dwa lub trzy razy, lecz nie mógł skoń­czyć.

– Kiedy się ze mną roz­wie­dziesz, Pa­tri­cio?

– Prę­dzej pie­kło za­mar­z­nie – rzu­ci­łam.

Wzru­szył ra­mio­nami. Nie był na­wet zły. Wy­glą­dał po pro­stu na zmę­czo­nego.

– Jak so­bie chcesz, Patty.

(Nie zwra­cał się tak do mnie od mie­sięcy. „Pat” mó­wił nie­kiedy mi­mo­cho­dem, a w zło­ści: „Pa­tri­cia”).

Po­tem do­dał:

– Nie płacz po mnie za długo, sta­ruszko. – Pod­szedł, po­gła­skał mnie po wło­sach i wy­szedł.

Przy­szedł mi do głowy ostatni, i naj­głup­szy, po­mysł. „Je­śli nie bę­dzie mógł za­brać ku­frów, to nie odej­dzie”, stwier­dzi­łam, po czym za­ry­glo­wa­łam się w miesz­ka­niu. Wró­cił z tak­sów­ka­rzem i za­pu­kał. Sie­dzia­łam nie­mal bez ru­chu.

– Je­śli mnie nie wpu­ścisz, wy­ła­mię drzwi! – wrza­snął.

Zro­biłby to. Dla­tego otwo­rzy­łam. Rzu­cił na stół swoje klu­cze, mó­wiąc:

– Nie będą mi wię­cej po­trzebne.

Wró­ci­łam na fo­tel. Ku­fry i wa­lizy, tak­sów­karz i mąż od­je­chali wśród ha­ła­sów. Po­my­śla­łam: „To ko­niec. Może po­win­nam za­pła­kać?”.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: