- W empik go
Cała prawda - ebook
Cała prawda - ebook
Idealnie w środku tej równiny leży miasteczko Prawda. Położenie jest jedyną idealną rzeczą w Prawdzie, wszystko inne... no cóż. Ktoś kiedyś powiedział, ze wszystkie urokliwe miasteczka są do siebie podobne, a każde paskudne miasteczko jest paskudne na swój własny sposób. I jest to prawda. Szalona komedia z mężem w tle. Edward Sokołowski nie przepada za swoimi czterema córkami, za to uwielbia Bartosza, narzeczonego Hanny. Jako że nie doczekał się syna, tak konstruuje testament, by schedą zajął się przyszły zięć. Umiera spokojny, bo wie, że córka niedługo wyjdzie za mąż i zięć będzie zarządzał rodzinnym majątkiem. Niestety, relacje Bartosza i Hanny się psują i wygląda na to, że ślubu nie będzie. Na swoje szczęście Hanna poznaje treść ostatniej woli ojca. Jeśli chce zachować posiadłość, nie może pozwolić, by którakolwiek z sióstr wyprzedziła ją w drodze do ołtarza. Musi więc szybko znaleźć nowego narzeczonego. W desperacji jednoczy siły ze swoim największym wrogiem, Wiktorem Wiśniewskim. Ślub z nim to początek kłopotów. Hanna musi się zmierzyć z siostrą, która czuje się oszukana, z własnym sercem, które ciągnie ją do młodego weterynarza Matteo, z mężem, który jest człowiekiem interesów i bardzo ich pilnuje, z matką i macochą, które ustawicznie się wtrącają.
Kasia Bulicz-Kasprzak - mieszka pod Warszawą w domu wypełnionym książkami. Czas wolny najchętniej spędza na czytaniu i spacerach ze swoimi nieco ekscentrycznymi psami. Uważa, że własny gabinet to najfajniejsze miejsce, w którym zdarzyło się jej pracować, dlatego nie zamierza zamieniać go na nic innego.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8295-752-5 |
Rozmiar pliku: | 643 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Można powiedzieć, że będzie to cała prawda o tej rodzinie, o tym, jak się rozpadła i jak zlepiła się na nowo.
Pozwólcie sobie przedstawić najważniejsze osoby, które spotkacie na kartach tej opowieści:
Edward Sokołowski – mężczyzna, który bardzo pragnął mieć syna, a los go uszczęśliwił – czy też unieszczęśliwił (zdania są podzielone) – czterema córkami. To on zapoczątkował bieg zdarzeń i pewnie mógłby je powstrzymać, niestety, gdy zaczyna się opowieść, Sokołowski nie żyje od trzech miesięcy.
Graża Sokołowska – pierwsza żona, z zawodu weterynarz. Matka Felicji i Hanny.
Basieńka Sokołowska – żona druga. Matka Darii i Cecylki. Bez zawodu, za to ze smykałką do interesów.
Felicja Sokołowska – najstarsza z sióstr Sokołowskich. Skończyła farmację, nie miała szczęścia w miłości, a może miała, tylko nie potrafiła tego docenić. Kiedy dochodzi do niej, że za chwilę może stracić szansę na ułożenie sobie życia, bierze sprawy w swoje ręce.
Hanna Sokołowska – jedyna córka, która potrafiła ułożyć sobie relacje z ojcem. Poza ukochaną Halinówką świata nie widzi.
Daria Sokołowska – trzecia siostra. Lubi szybką jazdę i szybko podejmuje decyzje.
Cecylka Sokołowska – najmłodsza z córek Edwarda. Bywa naiwna, czasem czuje się samotna.
Henryczek – partner życiowy Basieńki. Typ egoistyczny i nieszczególny.
Jakub Wąs – najpiękniejszy mężczyzna na świecie.
Wiktor Wiśniewski – rywal Edwarda Sokołowskiego. Człowiek zły, o zatwardziałym sercu. Na szczęście ma poczucie humoru.
Zenek Lewicki – przyjaciel Hanny i były chłopak Felicji.
Matteo, czyli Mateusz Teodor Brzozowski – weterynarz z bardzo burzliwą historią miłosną.
Stach – wierny consigliere Wiktora. Chodzi za nim jak cień.
Bartosz Radkiewicz – narzeczony Hanny. Przynajmniej na początku tej opowieści.ROZDZIAŁ PIERWSZY,
w którym Hanna wybiera zaproszenie na ślub, a Felicja czyni wyznanie, po którym wybór zaproszenia przestaje być palącą kwestią.
Pożegnawszy kuriera, który przyniósł przesyłkę ze wzorami ślubnych zaproszeń, odruchowo weszła do ojcowskiego gabinetu. Przez wiele, wiele lat zawsze gdy przychodziła poczta, a taty nie było w domu, Hanna zostawiała korespondencję na wielkim, dębowym biurku. Teraz też tak zrobiła, bo przecież ojca nie było. Nie było go od trzech miesięcy. Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiła. Miała czas się z tym pogodzić, gdyż długo chorował i nikt nie miał wątpliwości, jak to się skończy, jednak jeszcze się nie przyzwyczaiła.
Tęskniła i na każdym kroku odczuwała jego brak. Ktoś, kto znał Edwarda Sokołowskiego, mógłby zapytać, za czym Hanna tęskni, bo przecież był to człowiek niegodziwy. Nie był ani dobrym ojcem, ani mężem, ani sąsiadem. Zarówno pierwsza, jak i druga żona źle o nim myślały. Do niedawna druga publicznie źle o nim mówiła, ale teraz przestała, bo wiadomo, o zmarłym tylko dobrze albo wcale. Pierwsza żona, mniej przejmująca się zasadami społecznymi, szczerze mówiła to, co myślała. Najczęściej było to określenie „muł uparty”, jako że według niej taki właśnie był. Według drugiej żony brakowało mu serca. Niedoszła żona numer trzy tak się go przestraszyła, że uciekła do Włoch. Według Felicji, najstarszej z sióstr Sokołowskich, ojciec był trudny, według Cecylki, najmłodszej – okropny. Daria, trzecia w kolejności, nie chciała o nim mówić. A Hanna… Cóż, to skomplikowane. I wcale nie zamierzała o tym myśleć teraz, gdy czekało ją tak ważne zadanie, jakim był wybór idealnego zaproszenia na idealny ślub.
Pół godziny później na blacie biurka leżały trzy spośród dwudziestu propozycji. Przejrzała pobieżnie wszystkie przysłane z drukarni karnety i od razu wyrzuciła te okropne, cukrowe i te z gołębiami. W ten sposób z dwudziestu zrobiło się siedem. Po kwadransie z siedmiu zostały trzy. Niestety, z tych trzech za nic nie chciało się zrobić jedno.
– A co ty byś powiedział? – zapytała nieobecnego, wskazując zaproszenia.
Były tak różne, a jednak każde spełniało oczekiwania, jakie Hanna stawiała idealnemu zaproszeniu ślubnemu. Pierwsze miało w sobie coś romantycznego i wesołego zarazem. Na absolutnej bieli woskowanej kartki narysowano postaci świeżo zaślubionych. Bukiet panny młodej miał kształt serduszka z czerwonych różyczek. Hannie skojarzyło się ono z rysunkami, które pamiętała z książek dla dzieci. Czyż ona nie wygląda jak Królowa Aba z Podróży Pana Kleksa? – zapytała samą siebie, odkładając kartkę. Podniosła drugie. Na tle białych róż srebrne kółka obrączek. Czysta elegancja. Trzecie przypominało kawałek jednej z tych modnych tapet – barwne maziaje kwiatów. Nic, co kojarzyłoby się ze ślubem. Jednak coś w nim urzekło Hannę. Wyglądało jak zapowiedź przyszłego życia, barwnego, wesołego i szczęśliwego. Przez tę feerię barw nie pasowało do niej i Bartosza, ludzi poukładanych, preferujących prostotę i minimalizm. Jeśli jednak potraktować je jako zapis marzenia o przyszłym życiu… Tak właśnie chcieli żyć – radośnie i barwnie. Długo i szczęśliwie. Bardzo długo i bardzo szczęśliwie.
– Lubiłeś Bartosza, prawda? – zapytała ojca. Obecnie rozmawiała z nim więcej niż wtedy, gdy żył.
Odpowiedzieć musiała sobie sama. Lubił. W końcu to on ponad cztery lata temu przyprowadził do domu młodego mężczyznę, którego poznał kilka godzin wcześniej w Ośrodku Doradztwa Rolniczego. Bartosz zrobił na ojcu tak dobre wrażenie, że ten bez namysłu zaprosił go do siebie na kieliszek koniaku, by mogli kontynuować przedpołudniową rozmowę. Było to jedyne spontaniczne zachowanie w całym sześćdziesięcioletnim życiu taty.
– Znalazłeś w nim syna, którego tak bardzo pragnąłeś, prawda?
Westchnęła ciężko, bo myśl, że w kimś całkiem obcym ojciec znalazł coś, czego nie szukał w żadnej z córek, była przykra.
– Wezmę to kwieciste – zdecydowała. – Co o tym sądzisz?
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi gabinetu. Hanna podskoczyła jak zając wyrwany z drzemki, którą uciął sobie w bruźnie. Zaproszenie wypadło jej z ręki i jak barwny motyl pofrunęło w kąt za biurkiem. Serce waliło jak oszalałe.
Głos jej drżał, gdy powiedziała „wejść”.
W drzwiach stanęła Felicja. Trudno uwierzyć, że są siostrami. Hanna była drobna, wyrobione przez lata pracy w gospodarstwie mięśnie ukształtowały jej sylwetkę. Ojciec mówił, że jest żylasta podobnie jak jego matka. Hannę rozpierała energia, nie lubiła tracić czasu na dbanie o siebie. Nie malowała paznokci, nie tuszowała rzęs, a gdy przed ważnym wyjściem chciała sobie pomalować usta, musiała się natrudzić, by znaleźć szminkę. Preferowała sportowe stroje, a jasne włosy od lat nosiła krótko ścięte. Felicja była rozłożystą szatynką. Jej tendencja do tycia, która jeszcze nie doszła do głosu, będzie sprawiała problemy, gdy tylko metabolizm zwolni. Miała to po matce. Po niej też odziedziczyła wielkie zielone oczy i bujne, kasztanowe włosy. Zdaniem Hanny zbyt duży nos i za szerokie usta nadawały twarzy jej siostry wyraz wiecznego zasępienia. To one sprawiły, że nie była pięknością, a tylko w miarę ładną kobietą. Przez ten nos Felicja miała w młodości kompleksy. Tuszowała go makijażem, wyrazistym i podkreślającym oczy. „Jeśli ci tak przeszkadza, czemu nie zrobisz sobie operacji”, pytała Hanna, gdy siostra narzekała. Tamta natychmiast się obrażała. Nie chciała żyć ze swoim nosem, a pozbyć się go nie potrafiła. „Może potrzebowała go, by móc zrzucać na coś wszystkie niepowodzenia? Byłabym piękna, gdyby nie nos, odniosłabym sukces, gdyby nie nos, byłabym szczęśliwa, gdyby nie nos…” Hanna nie potrafiła tego zrozumieć. „Dobrze ci mówić – ripostowała Felicja – ty masz mały, zgrabny nosek po mamie, a ja dostałem kulfona po ojcu. Nienawidzę go”. „Ojca czy nosa?”, pytała Hanna, lecz nie dostawała odpowiedzi.
Felicja rozpięła kurtkę, ale jej nie zdjęła, jak ktoś, kto jeszcze nie podjął decyzji, czy przyszedł na krótko, czy na długo. Może po prostu zmarzła? Ten kwiecień był wyjątkowo zimny i paskudny.
– Miło, że przyszłaś – Hanna dała siostrze znak, by się rozgościła. – Pomożesz mi… – Rozejrzała się, próbując zlokalizować zaproszenia. Z trzech na biurku zostały tylko dwa. – Zaraz, poczekaj… znajdę tylko…
– Musimy porozmawiać. – Głos Felicji był zadziwiająco poważny.
Hannę przeszedł dreszcz. Takie „musimy porozmawiać” nigdy nie wróży nic dobrego.
Stały tak naprzeciw siebie. Felicja nie odzywała się, a Hanna nie była pewna, czy chce, by siostra przerwała milczenie.
Felicja przygryzła dolną wargę.
– To dotyczy ciebie, Bartka i mnie.
Hanna, która zawsze nazywała narzeczonego Bartoszem, potrzebowała chwili, by zdać sobie sprawę, o kim tamta mówi.
– Bartosza? – zdziwiła się.
Co takiego może dotyczyć ciebie, mojego narzeczonego i mnie?
W oczach Felicji pojawiły się łzy.
– Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam, Haniu. Nie chciałam tego, nie planowałam. Tak wyszło.
– Co wyszło? – Głos Hanny jakby dobiegał ze studni.
Gdyby nie to złowieszcze „Musimy porozmawiać”, nie czułaby w tej chwili ciarek przebiegających po plecach, a intuicja nie podpowiadałaby, że Felicja za chwilę wyjawi coś, czego ona nie chce słyszeć. Czuła się jak ktoś, kto stoi po szyję w lodowatej wodzie. Serce biło coraz szybciej. Rozum próbował zbagatelizować tę sytuację, tłumacząc, że zapewne chodzi o coś zwyczajnego, bez znaczenia. Felicja zaraz wszystko wyjaśni, a Hanna zacznie się śmiać.
Wtedy tamta powie, jak bardzo się bała, że siostra wpadnie w złość, a ona się śmieje. No bo tak mnie przestraszyłaś tym „musimy porozmawiać”, to zwykle nie wróży niczego dobrego, przez chwilę wyobrażałam sobie… Sama nie wiem, co sobie wyobrażałam, ale nie mówmy już o tym. Chcesz herbaty albo wina? Zaraz ci powiem, co sobie pomyślałam, i wtedy będziemy się śmiały obie, ale najpierw muszę znaleźć to zaproszenie, wpadło za biurko, musisz mi pomóc wybrać. A właściwie nie, bo już wybrałam i chcę ci pokazać, jest fajne, takie inne, podejrzewam, że ludzie rzadko się na takie decydują, chociaż jest w nim zapowiedź szczęścia, a my z Bartoszem będziemy bardzo szczęśliwi. Pomóż mi przesunąć biurko! „Już, zaraz, już”, usłyszy od Felicji w odpowiedzi.
Tylko mi nie mów… Tylko bez rewelacji, prosiła w myślach Hanna.
– Haniu, ja jestem w ciąży z Bartkiem.
Istnieje odpowiedź na coś takiego?
– Przepraszam. Musiałam ci powiedzieć. On jeszcze nie wie. Nikt nie wie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, jak nienormalna jest ta sytuacja. Przepraszam i biorę całą winę na siebie. To nie powinno się zdarzyć. To był wypadek. Podczas choroby ojca zrobiłaś się taka… i potem, gdy umarł, byłaś taka okropna dla Bartka. On nie miał w nikim wsparcia. Pozwoliłam mu się wygadać i… jakoś tak wyszło. Zbliżyliśmy się do siebie. To był błąd. Wiem, o czym myślisz. Planujecie ślub, a tu coś takiego. Dużo o tym myślałam. Zdałam sobie sprawę, że musisz wiedzieć. Pozwolę ci podjąć decyzję. Jeśli nie chcesz, na razie mu nie powiem. Dowie się albo domyśli, ale nie muszę mu mówić przed waszym ślubem. Ty zdecyduj.
Przez głowę Hanny jak błyskawice przelatywało wszystko, co powinna teraz powiedzieć. Masz rację, sytuacja jest nienormalna, tak jak ty. Owszem, jesteś winna. To nie powinno było się zdarzyć i nie zdarzyłoby się, gdybyś nie była zdzirą. Nie, to nie wypadek, wypadek to może być samochodowy. Bardzo ci go w tej chwili życzę. Moje relacje z Bartoszem to nasza sprawa, nikt nie dał ci prawa się wtrącać. Pozwoliłaś mu się nie tylko wygadać, ale i przelecieć. O! Bardzo, bardzo się zbliżyliście! Tak, to był błąd. Nie, nie wiesz, o czym myślę. Nikt, kurwa, nie wie, o czym ktoś inny myśli. A ty powinnaś była myśleć przed, bo teraz jest trochę za późno. Dzięki za łaskawość. I o czym mam zdecydować? Tu nie ma już nic do decydowania.
– Haniu, powiesz coś?
Idiotyczne pytanie. Czy jest coś, co można powiedzieć w takiej sytuacji? Owszem, jest.
– Wynoś się.
– Przepraszam! Naprawdę jest mi bardzo przykro. Bartek szukał bratniej duszy…
– A znalazł bratnią cipkę. Wyjdź albo wywlokę cię za włosy.
– Haniu, ale…
– Jeśli powiesz jeszcze jedno słowo, to cię zabiję. I zamknij za sobą drzwi.
Poczekała na znajome trzaśnięcie. Dopiero wtedy doczołgała się do kanapy. Przykryła głowę kocem. Myślała, że będzie płakać, okazało się jednak, że w takiej sytuacji się nie płacze. W takiej sytuacji człowiek może tylko leżeć z kocem na głowie i czekać, by wściekłość, ból, smutek i obrzydzenie zdecydowały, które z nich przejmie kontrolę. Wtedy zaczyna się rzucać przedmiotami albo wyć, albo płakać, albo rzygać.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI