Całkiem zwyczajny kraj - ebook
Całkiem zwyczajny kraj - ebook
Całkiem zwyczajny kraj obejmuje okres od 1795 roku do dzisiejszych rządów PiS. Osią rozważań tego historycznego eseju jest kształtowanie się polskiej świadomości narodowej. Brian Porter-Szűcs oferuje nową perspektywę na wiele istotnych kwestii. Czy faktycznie w XIX wieku chłopi identyfikowali się z polskością? Czy na pewno II RP szanowała swoich niepolskich obywateli i przestrzegała ich praw? Czy życie w PRL-u było jedną wielką udręką? Czy Polacy mieli jasną wizję państwa, czy kształtowało się ono niejako przez przypadek? Autor jako „zewnętrzny” badacz nie ma problemu z kwestionowaniem wielu mitów dotyczących naszej historii i dowodzi, że los Polski nie tle historii powszechnej jest dosyć typowy.
Brian Porter-Szűcs (ur. 1963) jest profesorem historii, wykłada na University Michigan-Ann Arbor. Wydał m.in. Faith and Fatherland: Catholicism, Modernity, and Poland (2010) oraz When Nationalism Began to Hate: Imagining Modern Politics in 19th Century Poland (2000), która to książka została przetłumaczona na polski pod tytułem Gdy nacjonalizm zaczął nienawidzić: Wyobrażenia nowoczesnej polityki w dziewiętnastowiecznej Polsce (2011). Napisał też kilkadziesiąt artykułów poświęconych polskiej religijności i najnowszym wydarzeniom politycznym w naszym kraju.
Kategoria: | Nauki społeczne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-957973-7-8 |
Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
wstęp
Uwaga o przypisach
rozdział pierwszy
polacy bez polski, 1795–1918
Literatura uzupełniająca
rozdział drugi
krajobraz polityczny na początku xx wieku
Różne odmiany socjalizmu
Narodowa Demokracja
Ludowcy
Literatura uzupełniająca
rozdział trzeci
naród czy rewolucja? 1914–1922
pps i endecja
Polska rewolucja
Wojna polsko-bolszewicka
Literatura uzupełniająca
rozdział czwarty
między demokracją a autorytaryzmem, 1922–1939
Państwo narodowe versus państwo obywatelskie
Zamach majowy
Sanacja
Literatura uzupełniająca
rozdział piąty
hiperinflacja i kryzys
Różnice regionalne
Wielka inflacja
Wielki kryzys
Literatura uzupełniająca
rozdział szósty
żydzi, ukraińcy i inni polacy
Żydowscy Polacy i polscy Żydzi
Ukraińcy
Literatura uzupełniająca
rozdział siódmy
druga wojna światowa, 1939–1945
Kampania wrześniowa
Okupacja i terror
Opór
Sporna pamięć
Literatura uzupełniająca
rozdział ósmy
podbój czy rewolucja? 1945–1956
Stawka ideologiczna
Polityka władzy i początek zimnej wojny, 1944–1948
Doświadczenie stalinizmu
Literatura uzupełniająca
rozdział dziewiąty
rok 1956 i rozwój komunizmu narodowego
Odwilż Gomułki
„Polska droga” Gomułki
Literatura uzupełniająca
rozdział dziesiąty
komunizm i konsumpcjonizm
Narodziny komunistycznego konsumenta
Literatura uzupełniająca
rozdział jedenasty
koniec prl, 1976–1989
Bunt i opozycja
„Solidarność”
Rok 1989
Literatura uzupełniająca
rozdział dwunasty
terapia szokowa
Literatura uzupełniająca
rozdział trzynasty
iii rp
Literatura uzupełniająca
posłowieWSTĘP
Brytyjski pisarz Douglas Adams w Restauracji na końcu wszechświata (która jest prawdziwym arcydziełem fantastyki humorystycznej) opisuje doskonałe narzędzie tortur, wir całkowitego zrozumienia:
Człowiek, który wynalazł wir całkowitego zrozumienia, zrobił to w zasadzie tylko dlatego, że chciał zagrać żonie na nerwach.
Trin Tragula – bo tak się nazywał – był marzycielem, myślicielem, lubiącym abstrakcyjne i teoretyczne dociekania filozofem czy – jak wyraziłaby to jego żona – przygłupem.
– Zacznij nareszcie odróżniać, co jest ważne, a co nie! – powtarzała bez przerwy, czasem nie mniej niż trzydzieści osiem razy w ciągu dnia. Tak więc zbudował wir całkowitego zrozumienia – żeby jej pokazać .… Kiedy włączył wir, w jednej chwili ujrzała nieskończoność stworzenia oraz – we właściwej skali – siebie.
Trin Tragula był przerażony, wstrząs bowiem unicestwił jej umysł, ku swemu zadowoleniu stwierdził jednak, iż przekonująco udowodnił, że jeżeli życie chce istnieć we wszechświecie o tak wielkich rozmiarach, nie może pozwolić sobie na luksus odróżniania, co jest ważne, a co nie1.
------------------------------------------------------------------------
1 Douglas Adams, Restauracja na końcu wszechświata, przeł. Paweł Wieczorek, Zysk i S-ka, Poznań 1994, s. 75–76.
Książka, którą bierzesz do ręki, jest czymś w rodzaju wiru całkowitego zrozumienia historii Polski, choć oczywiście nie jest moim zamiarem torturować czytelników przypominaniem im, jak nieistotni są w skali wszechświata. Chciałbym raczej umieścić Polskę w najszerszym możliwym kontekście, tak by pokazać, w jaki sposób przeszłość tego konkretnego kraju może dostarczać przykładów działania sił, które ukształtowały cały świat nowoczesny. Być może po włączeniu wiru Polska skurczy się do rozmiarów ledwie widocznego punktu, jednak wy, stanąwszy w tym punkcie, zobaczycie cały świat.
Często pytają mnie, dlaczego Amerykanin poświęca swoją karierę badaniu Polski i dlaczego studenci w Stanach Zjednoczonych mieliby się zainteresować zajęciami na ten temat. Ale może ważniejszy niż moja osobista droga jest fakt, że jestem tylko jednym z wielu naukowców, którzy pracują na tym szybko rozszerzającym się polu badawczym. W Ameryce Północnej liczba historyków zajmujących się tematami związanymi z Polską od pewnego czasu stale rośnie2.
------------------------------------------------------------------------
2 American Historical Association Directory of History Dissertations https://bit.ly/32z3tg6. Wykres uwzględnia rozprawy, które w tytule mają słowa „Poland” lub „Polish”.
Akademicki portal internetowy H-Poland, międzynarodowe forum badaczy i badaczek zajmujących się problematyką Polski, ma obecnie 780 członków ze wszystkich kontynentów poza Antarktydą (czekamy, aż speca od Polski zatrudni baza McMurdo). Obrazek wygląda równie dobrze od strony popytu, jak i od strony podaży: zajęcia, które owi profesorowie i profesorki prowadzą, książki, które piszą, cieszą się zainteresowaniem. Na przykład na mój roczny wykład „Polska w świecie współczesnym” zapisuje się zwykle 75–100 studentów3. Podobne zajęcia – czy to z historii Polski, czy ogólnie z historii Europy Wschodniej – organizowane są niemal na każdym większym amerykańskim uniwersytecie.
------------------------------------------------------------------------
3 W Stanach Zjednoczonych studenci cieszą się sporym zakresem swobody w kształtowaniu własnego programu studiów i mogą wybierać (w obrębie pewnych kategorii) zajęcia, w których chcą uczestniczyć. Studenci spoza wydziału historii muszą przejść kilka kursów historii i nauk społecznych, dlatego zajęcia o Polsce mogą przyciągać studentów z całego uniwersytetu.
Rozprawy doktorskie dotyczące historii Polski, powstałe w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie w latach 1910–2015
Dlaczego tak wielu Amerykanów interesuje się Polską? Nie chodzi o to, że ten kraj jest jakoś wyjątkowy, studentów nie przyciągają też opowieści o polskim heroizmie i cierpieniu. W wielu innych salach wykładowych mogą usłyszeć o godnych podziwu bohaterach, o wspaniałych osiągnięciach lub o tragicznym ucisku, po cóż więc dodatkowo komplikować sobie życie i uczyć się wszystkich tych trudnych do wymówienia polskich nazwisk? Być może ci studenci mają przodków z Polski i chcą dowiedzieć się czegoś o ich ojczyźnie? To mogłoby być jakieś wyjaśnienie, jednak z moich nieformalnych badań wynika, że zaledwie jedna trzecia moich słuchaczy i słuchaczek deklaruje jakiekolwiek rodzinne powiązania z Polską. Głównym powodem, dla którego, jak mi się wydaje, jestem w stanie przyciągnąć tak duże grono, jest sposób, w jaki przedstawiam temat: nie jako studium obcej krainy o dziwacznej historii, ale jako okazję do poznania kraju, który znajdował się na styku wszystkich trendów charakteryzujących świat nowoczesny. Nietrudno przekonać amerykańskich studentów, że Polska ma związek z ich życiem, ponieważ jej historia pozwala naświetlić bardzo wiele znajomych tematów z nieco odmiennej (a bardzo odkrywczej) perspektywy. Uważam Polskę za naprawdę interesującą, jednak bynajmniej nie dlatego, że jest krajem niezwykłym, ale właśnie dlatego, że jest tak bardzo zwyczajna.
W ciągu ostatnich piętnastu lat w anglojęzycznych badaniach nad Polską pojawiło się przesunięcie tektoniczne: odchodzimy od opowieści o męczeństwie, o doniosłych zmaganiach politycznych i ucisku, rozwijają się natomiast badania nad życiem codziennym zwykłych Polaków. Być może ten trend jest robieniem z konieczności cnoty, w tym sensie, że jeśli mieszkasz w usa i chcesz pisać o Polsce, to możesz przyciągnąć odbiorców tylko pod warunkiem, że twoja praca będzie miała dla nich znaczenie. Nie jest to jednak trudne do zrobienia, a powstające w rezultacie książki spotykają się w usa z zainteresowaniem, ponieważ w dosłownym sensie oswajają Amerykanów z przeszłością Polski – to znaczy pokazują, jak coś, co wydaje się odległe i obce, może się w rzeczywistości okazać zdumiewająco swojskie.
W niniejszej książce chcę odwrócić ten obraz i pokazać polskim czytelniczkom i czytelnikom wizerunek ich kraju, pojawiający się, gdy spoglądamy z perspektywy globalnej. Nie jest to po prostu perspektywa jednego konkretnego Amerykanina, nawet jeśli pod wieloma względami ta książka ma bardzo osobisty charakter i odzwierciedla moje poglądy i zainteresowania. Większe znaczenie ma to, że będę wprowadzał idee, interpretacje i analizy znacznej liczby doskonałych badaczy, najczęściej wykształconych w Stanach, ale pochodzących z różnych stron świata i zawsze starających się patrzeć na Polskę w szerokim kontekście4. Na końcu każdego rozdziału proponuję dalsze lektury, dzięki którym czytelnicy będą mogli zobaczyć, jak bogaty i zróżnicowany stał się obszar badań nad Polską rozciągający się o wiele dalej i szerzej niż tych kilkoro anglojęzycznych autorów, których polski odbiorca miał już okazję poznać5. Nie trzeba dodawać, że korzystam także obficie z polskojęzycznych badań i nie zamierzam ani przez chwilę sugerować, jakoby historycy po drugiej stronie Atlantyku w czymkolwiek przewyższali tych z Polski. Z pewnością nie! Jednak ci z nas, którzy pracują za granicą, muszą być zaznajomieni z tym, co pisze się tu, w Polsce, podczas gdy nie jestem pewien, czy dotychczas działało to tak samo w drugą stronę. Pamiętając o tym, mam zarazem nadzieję, że dzięki niniejszej książce choć trochę wyrównam szale. Dlatego moim celem jest coś wręcz przeciwnego niż to, co staram się osiągnąć, kiedy jestem u siebie: tu i teraz chciałbym bowiem, żeby Polska, o której piszę, wydała się polskim czytelnikom mniej swojska, ponieważ to właśnie jest pierwszy krok do ustalenia jej pozycji w wirze całkowitego zrozumienia.
------------------------------------------------------------------------
4 Na przykład wśród doktorantów, którzy na moim uniwersytecie obronili w ostatnich latach prace na temat Polski, mamy antropologa historycznego z Korei i historyczkę z Puerto Rico. Żadne z nich nie miało związków z Polską, zanim zaczęli zajmować się nią na studiach (patrz: Dong Ju Kim, Taking Better Care of the Fields: Knowledge Politics of Sugar Beet, Soil, and Agriculture After Socialism in Western Poland, University of Michigan dissertation, 2012; Lenny Ureña, The Stakes of Empire: Colonial Fantasies, Civilizing Agendas, And Biopolitics in the Prussian-Polish Provinces (1840–1914), University of Michigan dissertation, 2010).
5 Niestety jak dotąd zaledwie drobna część tych prac została przetłumaczona na polski, mam jednak nadzieję, że sytuacja zaczyna się zmieniać. Ostatnio na przykład przetłumaczono prace dwojga z najważniejszych pracujących w Stanach specjalistów: Małgorzata Fidelis, Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce, przeł. Maria Jaszczurowska, wab, Warszawa 2015; Padraic Kenney, Budowanie Polski Ludowej. Robotnicy a komuniści 1945–1950, przeł. Anna Dzierzgowska, wab, Warszawa 2015. Książka Kenneya po angielsku ukazała się w 1997 roku.
Ogólny zarys historii będzie polskim czytelnikom dobrze znany, podejrzewam jednak, że mogą być zaskoczeni tym, jak wygląda rzeczywistość obserwowana z nowego punktu. Pierwszą wersję tej książki napisałem dla anglojęzycznych odbiorców po to, by przedstawić im ogólny zarys dziejów Polski w xx i xxi wieku. W tamtym wydaniu musiałem zakładać niemal zupełny brak uprzedniej wiedzy, jako że nawet względnie dobrze wykształceni angielscy i amerykańscy czytelnicy wiedzą, kim był Jan Paweł ii i może Lech Wałęsa, zdają sobie sprawę z tego, że istniał kiedyś ruch zwany „Solidarnością” i że Polska doświadczyła wielu okropieństw w czasie drugiej wojny światowej. I tyle. W niniejszej wersji tekstu zamierzam rzecz jasna założyć, że podstawy są nieco bardziej solidne, zwłaszcza jeśli idzie o najważniejsze nazwiska i daty, postanowiłem jednak zachować w znacznej mierze strukturę i treść bez zmian. Bez wątpienia część czytających zdążyła już zapomnieć, co mówiono im na lekcjach historii, więc pewne odświeżenie może się przydać. Co ważniejsze, jako historyk zostałem wyszkolony do tego, by wychodzić od opowieści i na nich opierać rozumowanie. W niniejszej książce korzystam z opowieści, które większości polskich czytelników mogą wydawać się złudnie znajome, ale których elementy zostaną ułożone w dość niespodziewany sposób, na odmiennych podstawach pojęciowych i z nieoczekiwanymi konsekwencjami. Jeśli więc nawet niektóre fragmenty książki początkowo zdają się zaledwie streszczać to, co zna się skądinąd, cierpliwości: zazwyczaj wkrótce nastąpi zwrot akcji.
W najszerszym sensie moje rozumowanie opiera się na dwóch podstawowych twierdzeniach: 1) że ani istnienia, ani znaczenia polskiego narodu nie możemy uznać za oczywisty przedmiot naszej opowieści i 2) że ludu, który badamy, nie trzeba koniecznie umieszczać jedynie w kontekście historii Europy ani tym bardziej jedynie w kontekście wschodnich peryferii kontynentu.
Dookreślić temat niniejszej książki mogę tylko w sposób bardzo mało precyzyjny: jest to opowieść o niezbyt dokładnie określonym obszarze w północno-wschodniej Europie w ciągu ostatnich kilkuset lat i o ludziach, którzy tam żyją. W Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych powszechnie określa się ów obszar (i tych ludzi) jako „zacofany” – i albo wychwala się jego uroczą prostotę, albo potępia ksenofobię i skłonność do zabobonów. Takie wyobrażenia są w najlepszym wypadku grubą przesadą, w najgorszym – aroganckim afrontem. Potrafię zrozumieć, czemu Polacy nie chcą, by zaliczano ich do „Europy Wschodniej”, przy czym chodzi tu nie tyle o kwestię geograficznej poprawności (zwyczajowa definicja, zgodnie z którą wschodnia granica Europy znajduje się na Uralu, jest całkowicie arbitralna), ile o zadawniony nawyk łączenia przymiotnika „zachodnia” z rzeczownikiem „cywilizacja” i zakładania, że im dalej na wschód, tym życie staje się bardziej barbarzyńskie6. Jest coś niepokojącego w gwałtowności, z jaką zaprzecza się, iżby Polska należała do Europy Wschodniej – domniemana obraza wynika bowiem z uprzedniego przyjęcia geograficznych stereotypów. Zamiast bawić się w słowne gierki z geograficznym opisem Polski, wolałbym zatem porzucić całą koncepcję podziału Europy na „postępowy” Zachód i „niecywilizowany” Wschód. Niekiedy posługuję się zwrotem „Europa północno-wschodnia” po prostu po to, by móc poczynić banalną obserwację, że większość Europejczyków, chcąc odwiedzić Polskę, musi kierować się w tym właśnie kierunku.
------------------------------------------------------------------------
6 Ideologiczny bagaż, jakim obciążona jest kategoria „Wschodu”, znakomicie opisał Edward Said w książce Orientalizm, przeł. Monika Wyrwas-Wiśniewska, Zysk i S-ka, Poznań 2005. Sposób, w jaki kategoria ta została wykorzystana w pojęciu „Europy Wschodniej”, wyjaśnia Larry Wolff w Inventing Eastern Europe: The Map of Civilization on the Mind of the Enlightenment, Stanford University Press, Stanford 1994.
Ów nie dość jasno zdefiniowany region nie jest bardzo zamożny, ale jak na standardy światowe nie jest też szczególnie biedny. Interesujący jest kontrast między tym, jak nas, Amerykanów, uczy się postrzegać naszą pozycję w świecie, a tym, jak podobna nauka przebiega w Polsce. W obydwu przypadkach powstają zniekształcenia, tyle że działające w sposób dokładnie przeciwstawny. Amerykanie chętnie wyrażają dumę ze swego kraju, powtarzając, jak wspaniale jest móc otwarcie krytykować rząd, wyznawać dowolną wiarę i wedle własnej woli wybierać drogę kariery. Podczas świąt państwowych oddajemy cześć naszym żołnierzom za to, że „stoją na straży naszych swobód” – klisza, która odwołuje się nie do obrony niepodległości państwa, ale do pakietu indywidualnych praw obywatelskich. Nawet jeśli zapomnimy o fakcie, że całe segmenty naszej populacji (przede wszystkim Afroamerykanie) uzyskały prawa niedawno i bynajmniej nie w pełni, nadal pozostaje zastanawiające, że z taką dumą podkreślamy kwestie generalnie dość oczywiste i powszechne w tak zwanym pierwszym świecie. Innymi słowy, wpaja się nam, że jesteśmy wyjątkowi, ponieważ Saudyjczycy, Chińczycy, mieszkańcy Korei Północnej, Iranu i jeszcze kilku państw nie cieszą się tymi samymi swobodami co my. O ile jednak Amerykanie, konstruując swoją samoidentyfikację, pieczołowicie nie patrzą na Europę, o tyle Polacy mają skłonność do patrzenia jedynie na nią. „Nie żyjemy w normalnym kraju” – brzmi jedna ze skarg najczęściej powtarzanych przez Polaków. A przecież jeśli przypomnimy sobie, że „normalny” jest synonimem „zwyczajny” czy „przeciętny”, staje się jasne, że Polska jest całkiem normalna. Jedyny zestaw porównawczy, na którego tle Polska wypada blado, to ten, z którego wykluczono niemal cały świat poza Europą i usa (a także sporo miejsc w samej Europie). Według Wskaźnika Rozwoju Społecznego, wykorzystywanego przez onz, w którym połączono takie czynniki jak bogactwo, zdrowie i edukacja, Polska została umieszczona na 27. miejscu pośród 188 państw (jeśli brać pod uwagę nierówności), czyli o jedno oczko wyżej niż Stany Zjednoczone. Ujmując rzecz inaczej, 85 procent populacji świata (w tym wielu Amerykanów) mogłoby poprawić jakość swojego życia, gdyby mogli zamienić się miejscami z przeciętnym Polakiem. Te statystyki z pewnością zaskoczą wielu czytelników, ale dobrze ilustrują moja ogólną tezę: Polacy wiodą życie „nienormalne” w tym znaczeniu, że wiedzie im się lepiej niż większości ludzi na świecie. Przewidywana długość życia w Polsce to 78,5 roku, o wiele więcej niż globalna średnia (72,6), za to nieco mniej, niż wynosi średnia w szczególnie długowiecznych społeczeństwach (ponad 80 lat). Z dochodem na mieszkańca, wynoszącym 27 626 dolarów rocznie współcześni Polacy zajmują 41. miejsce na świecie. Daleko im od wyjątkowego bogactwa Katarczyków, Singapurczyków czy Norwegów, ale są też znacznie powyżej globalnej średniej: 15 745 dolarów7.
------------------------------------------------------------------------
7 Dane pochodzą z: Human Development Report 2019, United Nations Development Programme, New York 2019. Raport jest dostępny na: http://hdr.undp.org/en/2019-report.
Im głębiej sięgamy w przeszłość, tym trudniej z dużą dokładnością porównywać pozycję ludzi, którzy nazywają siebie Polakami, z innymi społeczeństwami, jednak w najogólniejszym zarysie obraz wygląda zawsze podobnie: większość z nich miała się lepiej niż większość ludzi na świecie, ale gorzej niż ich współcześni w Ameryce Północnej i północno-zachodniej Europie. Na przykład w 1925 roku średni dochód na osobę w Polsce odpowiadał 3221 dolarom, z uwzględnieniem inflacji. Nie ma porównania ze Stanami Zjednoczonymi (9582 dolary), Niemcami (5542 dolary) czy Francją (5578 dolarów), dużo lepiej jednak wypada Polska na tle ówczesnych Brazylii (960 dolarów), Nigerii (918) czy Chin (954)8. Uprzemysłowienie i urbanizacja rozpoczęły się w Europie północno-wschodniej jakieś pół wieku później niż w Wielkiej Brytanii czy usa, a mimo to w regionie rozciągającym się od Warszawy na południe i zachód w kierunku Śląska pojawiły się znaczących rozmiarów wyspy nowoczesnego rozwoju, które zwłaszcza w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych xix wieku prosperowały znakomicie (i nie mówimy tu jedynie o Łodzi, Reymontowskiej Ziemi Obiecanej). Punkt krytyczny – moment, w którym więcej ludzi pracuje w przemyśle niż w rolnictwie – Polska osiągnęła krótko po drugiej wojnie światowej, czyli sto lat później niż Anglia, ale kilkadziesiąt lat wcześniej niż świat poza obszarem północnoatlantyckim.
------------------------------------------------------------------------
8 Mattias Lindgren, Gapminder, www.gapminder.org/downloads/documentation/gd001. Liczby oparte są na pkb per capita i wyrażone za pomocą „parytetu siły nabywczej”, z uwzględnieniem inflacji.
Jeśli idzie o politykę, w xix wieku Polacy generalnie mieli niewiele lub zgoła nic do gadania w kwestii tego, kto i jak nimi rządzi. Częściowo rzecz jasna dlatego, że między 1795 a 1918 rokiem autentyczna polska państwowość nie istniała. Nie to było jednak najważniejszym powodem. W rzeczywistości większość Polaków (poza elitą) została w xix wieku odcięta od uczestnictwa w polityce dokładnie z tego samego powodu, dla którego w tym okresie większość ludzi w ogóle była pozbawiona praw. W 1914 roku zaledwie około 20 procent populacji świata mieszkało w krajach, które mogły zasadnie uważać się za niepodległe – większość ludzkości żyła w koloniach lub w krajach cieszących się zaledwie nominalną suwerennością9. Co więcej, zdecydowana większość obywateli (jeśli możemy użyć tego słowa) imperialnych metropolii była dokładnie tak samo pozbawiona autentycznej samorządności jak współcześni im Polacy. W xix wieku kobiety w żadnym kraju nie mogły głosować ani w żaden inny sposób uczestniczyć oficjalnie w życiu politycznym i nawet przyznanie prawa głosu wszystkim dorosłym mężczyznom (niezależnie od stanu posiadania lub wykształcenia) wciąż niemal wszędzie uważano za posunięcie nazbyt radykalne. Polski szlachcic, uskarżający się w 1850 roku na brak wolności, raczej nie mógłby liczyć na zrozumienie i poparcie amerykańskiego niewolnika, chińskiego chłopa czy robotnika z jakiejkolwiek nowoczesnej europejskiej fabryki. Zresztą, by nie szukać daleko: wystarczająco wiele wysiłku kosztowało polską szlachtę wyjaśnianie swoich pretensji chłopom, którzy tu, w północno-wschodniej Europie, mieli jeszcze świeżo w pamięci niedawne poddaństwo.
------------------------------------------------------------------------
9 The Anchor Atlas of World History, vol. 2, Anchor Press, New York, s. 98.
W xx wieku warunki się poprawiły, jednak tylko nieznacznie. Nawet jeśli rok 1918 przyniósł Polsce możliwość wybrania własnego rządu i dynamiczny rozwój prasy (skądinąd poddanej cenzurze), powszechna korupcja, a później zamach stanu przeprowadzony w 1926 roku przez Piłsudskiego skutecznie ograniczały demokrację. Rzecz jasna, po drugiej wojnie światowej polskie społeczeństwo miało jeszcze mniej swobód politycznych. Znów jednak, jeśli spojrzymy z perspektywy globalnej, nie ma w tym nic niezwykłego. Rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej był autorytarny i działał brutalnie, jednak w tym samym czasie większość rządów w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej było bez porównania gorszych. Nawet Europę Zachodnią i Stany Zjednoczone z okresu zimnej wojny trudno uznać za nieskazitelnie demokracje. Po upadku realnego socjalizmu w 1989 roku państwo polskie dopasowało się do demokratycznych norm zachodnioeuropejskich sąsiadów, a choć borykało się nadal z problemami (i to licznymi), nie różniły się one zbytnio od problemów pozostałych państw kapitalistycznych, w których funkcjonują rządy przedstawicielskie. Jeśli chodzi o uzyskiwanie praw obywatelskich, Polacy i Polki idą krętą drogą (i niekiedy się cofają), przez większość czasu jednak nie mieli ani zdecydowanie mniej, ani zdecydowanie więcej mocy sprawczej niż większość ludzkiej braci. Okres nazistowskiej okupacji, czas, w którym Polska i jej mieszkańcy doświadczyli bez wątpienia prawdziwej tragedii, był okresem wyjątkowym, na którego tle tym wyraźniej widać ogólną tendencję.
Polska jest częścią Europy – nie tylko w oczywistym sensie geograficznym, ale także w kategoriach modeli życia, norm kulturowych, religii, wzorców ekonomicznych i tendencji politycznych. A przecież pod wieloma względami lepiej zrozumiemy historię Polski, jeśli będziemy szukać materiału porównawczego poza owym szczęśliwym kontynentem. Niezależnie od tego, czy chcemy przyjrzeć się koniunkturze gospodarczej, rozwojowi kultury czy wolności politycznej, mieszkańcy Europy północno-wschodniej nieustannie wypadają gorzej niż najbardziej uprzywilejowani, ale i tak zawsze są powyżej normy globalnej. Nie należą do klubu potęg imperialnych, które w ostatnich kilku stuleciach zdominowały świat, nie całkiem też jednak pasują do kategorii skolonizowanych. Znajdują się wśród najsłabszych z najpotężniejszych i najpotężniejszych ze słabych, wśród najuboższych z bogatych i najbogatszych z biednych. I właśnie z uwagi na to „środkowe” położenie Polska jest tak użyteczną soczewką dla wszystkich, którzy pragną zobaczyć szersze tendencje i cechy charakterystyczne nowoczesnego świata.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moje podejście diametralnie różni się od dominującego sposobu, w jaki historii Polski uczy się w szkołach, opisuje się ją w mediach, przedstawia w udramatyzowanej formie w filmach i powieściach, upamiętnia na pomnikach. W chwili, gdy piszę te słowa, w roku 2020, oficjalna rządowa polityka historyczna i sposób, w jaki ja rozumiem przeszłość kraju, rozjeżdżają się coraz bardziej, a przecież rozjeżdżały się, na długo zanim Prawo i Sprawiedliwość odniosło sukces. Polska historia, tak jak się ją zwyczajowo przedstawia, to marsz z jednego pola bitwy na drugie, z jednej opresji w drugą, od masakry do masakry, z Polską jako nieuchronną zbiorową ofiarą. Taka historia wytwarza narodową martyrologię – wyniesienie całej wspólnoty do roli uświęconej męczennicy. W ramach tego żałobnego światopoglądu podać w wątpliwość działania jakiegokolwiek Polaka oznacza podać w wątpliwość Polskę jako taką, zważywszy że jedynie cnotliwym cierpiętnikom wolno reprezentować całość. Skonfrontowani z historiami, w których Polacy robią coś złego, obrońcy martyrologicznej wizji będą przekonywać, że albo złoczyńca nie mógł być prawdziwym Polakiem, albo historyk kłamie. Co gorsza, przy takim podejściu do historii nie ma miejsca na narrację o życiu codziennym, wolnym od ucisku i oporu. W obowiązującej wersji historii prawdziwym Polakiem można być jedynie, gdy się jest bohaterem lub ofiarą (albo jednym i drugim).
Nie mam zamiaru w żaden sposób umniejszać bólu i cierpienia, których doświadczyli mieszkańcy Polski w epoce nowożytnej, i zawsze podkreślam, że w pewnych momentach (zwłaszcza podczas drugiej wojny światowej) wycierpieli więcej niż większość innych. Chciałbym jednak także przypomnieć czytelniczkom i czytelnikom, że narody nie mogą cierpieć – cierpią zawsze ludzie. Choć w tytule niniejszej książki pojawia się określenie „historia Polski”, czytelnicy nie powinni spodziewać się opowieści, w której główną rolę gra zbiorowy aktor imieniem „Polska”. To nie jest opowieść o tym, w jaki sposób Polska osiągnęła to czy tamto, jak Polska znosiła taką czy inną niesprawiedliwość ani jak Polska żeglowała po wzburzonym morzu xx wieku. Jest to natomiast opowieść o konkretnych ludzkich istotach – dobrych i złych, zamożnych i biednych, szczęśliwych i nieszczęśliwych, odnoszących sukcesy i ponoszących klęski. Większość z nich (ale w żadnym razie nie wszyscy) nazywała siebie Polakami, a terytorium, na którym żyli, nazywano zazwyczaj (choć nie zawsze) Polską. Ta książka stara się pokazać, że „polskość” jest niezwykle trudną do uchwycenia kategorią tożsamości: ludzie ją przyjmują, odrzucają, redefiniują, spierają się o nią i wykorzystują w każdym możliwym do pomyślenia celu. Pisanie historii „Polski” jest zadaniem skomplikowanym, ponieważ nie ma – i być nie może – żadnej powszechnie uznawanej definicji tego, kto jest Polakiem ani gdzie dokładnie Polska się znajduje. Temat niniejszej książki jest frustrująco ulotny, nie bardziej jednak, niż byłby temat zwany „Niemcy”, „Chiny” czy „Brazylia”. Jedną z pierwszych rzeczy, jakich uczymy się dzięki perspektywie globalnej, jest to, że naród to pojęcie pozbawione spójności, przedmiot historycznych sporów, sam w sobie jednak nie stanowi podmiotu dziejów. Polska nie jest ani zbiorową męczennicą, ani zbiorowym czarnym charakterem. Polska to grupa ludzi, którzy byli zmuszeni przez ostatnich kilka wieków zrozumieć zmieniający się świat, i właśnie te ich wysiłki są tematem mojej książki.
Uwaga o przypisach
Jako historyk zostałem nauczony dodawania całej masy przypisów, zdaję sobie jednak sprawę z tego, że dla większości czytelniczek i czytelników spoza środowiska naukowego mogłoby to być uciążliwe i nudne. Starałem się tu wypracować pewien złoty środek, wykorzystując coś, co nazywam „testem Wikipedii”. Jeśli dana informacja (wydarzenie, znana postać, data, anegdota…) jest na tyle znana, że w Wikipedii podaje się ją bez odnośnika, nie wahałem się ją przytaczać. Jeśli natomiast jakieś informacje pojawiają się dzięki konkretnym badaniom przeprowadzonym przez specjalistę w danej dziedzinie, dawałem przypis. Dotyczy to przede wszystkim danych statystycznych i cytatów. Robiłem przypisy także wówczas, gdy warto było podać przykład sporu naukowego, do którego w danym momencie się odnosiłem (niezależnie od tego, po której stronie stawałem), tu jednak narzucałem sobie ostrzejsze ograniczenia, niż gdybym pisał artykuł naukowy. Niniejsza książka jest oparta na naukowych dyskusjach, nie jest jednak książką polemiczną. Innymi słowy, proponuję pewną perspektywę, która może niekiedy różnić się od tego, co napisali inni badacze, a bardzo często od tego, co można znaleźć w podręcznikach do historii, nie chcę jednak, żeby te różnice zdań przyjmowały postać osobistych sporów między mną a profesorem X.
Jeśli idzie o nowatorskie interpretacje, z którymi się zgadzam, staram się zawsze powołać na nazwisko autora. Gdy jakąś argumentację zaczerpnąłem od konkretnej osoby, wówczas zobaczycie przypis. Często analizy prezentowane w tej książce są rezultatem skumulowanej pracy wielu badaczy i właśnie stąd bierze się dział Literatura uzupełniająca umieszczony na końcu każdej części, co wydało mi się rozwiązaniem wygodniejszym niż rozbudowane przypisy bibliograficzne. I wreszcie, ilekroć to możliwe, staram się wskazywać odniesienia do materiałów źródłowych dostępnych w internecie. Wszystkie adresy internetowe zostały sprawdzone w lipcu 2020 roku. Jednym z największych osiągnięć ostatnich lat jest digitalizacja zasobów archiwalnych. Ułatwiła ona pracę historyków, umożliwiając nam (i co ważniejsze – wam, czytelniczki i czytelnicy) sięgnięcie bezpośrednio do tekstów oryginalnych, z pominięciem niewygód związanych z korzystaniem z archiwów czy wielkich bibliotek. Chciałbym zachęcać do takiej praktyki, dokumenty historyczne są bowiem o wiele ciekawsze niż wszystko, co ja mógłbym napisać.