Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cena naszych marzeń. Sportowe biografie bez cenzury - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 lipca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
49,99

Cena naszych marzeń. Sportowe biografie bez cenzury - ebook

SZCZERY DO BÓLU REPORTAŻ O LEGENDACH SPORTU

Dla większości z nas sport to hobby, dla niektórych – sens życia. Ceniony amerykański dziennikarz sportowy bierze na warsztat autentyczne historie tych drugich – prawdziwych mistrzów.

Michael Jordan, Muhammad Ali, Tiger Woods, Lionel Messi – to tylko wybrani spośród znanych sportowców i trenerów, których losy przybliża nam Thompson. Każdy z nich posiadał wyjątkowy talent oraz marzenie, aby zostać legendą, dla którego niejednokrotnie był gotowy położyć wszystko na szali. Tylko jaką cenę płaci się za bycie wielkim?

Cena naszych marzeń to znacznie więcej niż doskonały reportaż sportowy – to świadectwo poświęcenia i podróż w czasie do najważniejszych momentów na światowych ringach i boiskach. To cała prawda o bezwzględnym świecie sportu.

BŁYSKAWICZNY BESTSELLER „NEW YORK TIMESA”

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-9236-9
Rozmiar pliku: 849 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA

Zeszłego wieczora pojechaliśmy z żoną na kolację do klubu w Moon Lake. Lato dopiero się zaczynało, rosnąca w rzędach bawełna była jeszcze drobna i delikatna. Przez uchylone okna do wnętrza samochodu wpadał zapach rzeki. Ktoś, kto wiedział, gdzie spojrzeć, mógł dostrzec skryte w cieniu ruiny kasyna, które opisał swego czasu Tennessee Williams. Przyjechaliśmy na kilka dni do delty Missisipi, żeby odpocząć i aby nasze nowo narodzone dziecko mogło poznać babcię. Miasteczko, z którego pochodzę, nosi nazwę Clarksdale – leży na styku autostrad numer sześćdziesiąt jeden i czterdzieści dziewięć, a zamieszkuje je społeczność farmerów. Jeśli ktoś o nim słyszał, to pewnie dlatego, że Clarksdale uchodzi za kolebkę bluesa Delty – opartych na dwunastu taktach hipnotycznych pieśni o bólu i radości, które śpiewano na okolicznych plantacjach. Ta muzyka za każdym razem przenosi mnie w rodzinne strony. Uwielbiam przejeżdżać przez Deltę, równie płaską, jak Montana jest strzelista, zwłaszcza tuż przed zapadnięciem zmroku. Nabrzmiałe słońce wisi wówczas nisko nad horyzontem, zatapiając pola, rozpadające się rudery i wyblakłe posiadłości w olśniewającym złotym blasku. Wygląda to tak, jakby wszystko naokoło zostało nasączone olejem i miało lada chwila stanąć w płomieniach.

Skąpani w złotej poświacie jechaliśmy więc do Moon Lake – Friars Point Road prowadziła nas ku autostradzie krajowej numer jeden, która ciągnie się wzdłuż rzeki Missisipi. Minęliśmy prężną niegdyś plantację Kinga i Andersona, rozdartą przez podziały spadkowe, czas, chciwość, ceny bawełny i podatki od nieruchomości. Po tamtym świecie pozostała już tylko muzyka. Za każdym razem gdy ktoś słucha bluesa Delty, obcuje z marzeniami z tamtych czasów i ceną, jaką trzeba było za nie zapłacić.

Przyjechaliśmy do Clarksdale, bo gdy jestem wymęczony albo przybity, tylko pobyt w domu rodzinnym jest w stanie postawić mnie na nogi. Miałem za sobą intensywny okres: narodziny pierwszego dziecka, podróże do Japonii, Włoch i Indii, a potem znów do Włoch, Paryża, Londynu, Manchesteru – nie wspominając już o wyprawach w tę i we w tę w obrębie Stanów. Od kilku miesięcy byłem bez przerwy w trasie, a właściwie – jeśli spojrzeć na to inaczej – spędziłem w ten sposób aż dwadzieścia lat. Moja żona Sonia obstaje przy tej drugiej wersji. Gdy po raz pierwszy opuściłem rodzinne miasto, chciałem zobaczyć świat – cały – i udało mi się znaleźć pracę, która mi to umożliwiła: widziałem zarówno pogrążone w półmroku kluby bilardowe w Argentynie czy wysuniętą bazę operacyjną w Iraku, jak i wojnę domową w Kenii. Moje marzenie się ziściło: dotarłem niemal wszędzie, gdzie ludzie uprawiają i oglądają sport; wszędzie, gdzie uderzana ręką czy nogą piłka daje poczucie wolności; wszędzie, gdzie złożone, plemienne wyobrażenia o tym, czym są dom i rodzina, mają odniesienie do wydarzeń sportowych z udziałem nieznajomych. Czasem pojedyncze sprawozdania sprawiają wrażenie spalin produkowanych przez silnik, którym są niekończące się, wszechogarniające poszukiwania. Jakiś nienasycony głód popycha mnie do ścigania jednej rzeczy za drugą – ale czym on właściwie jest? Doszedłem do wniosku, że ta przedmowa to idealna okazja do przyjrzenia się samemu sobie i temu, jak doszło do powstania zebranej tutaj kolekcji tekstów, a także ustalenia, czego można się nauczyć z lektury felietonów sportowych.

Zastanawiałem się, w jaki sposób podsumować historie, które znaczą dla mnie więcej, niż potrafię wyjaśnić bez poczucia zażenowania. Gdy rozmawiałem o tym z Sonią, usłyszałem od niej coś, czego nigdy wcześniej nie powiedziała. Wyznała, że nieraz czuje się jak trenerka opiekująca się bokserem w narożniku ringu. W przerwach między moimi wyjazdami reporterskimi jej zadaniem było wyciszenie mnie, napojenie wodą oraz pospieszne opatrzenie ran i sińców, żebym mógł w jak najlepszym stanie i jak najszybciej wrócić do walki. Dla mnie tytuł tej książki – zapożyczony z piosenki grupy Drive-By Truckers – stanowił tkankę łączącą ludzi i miejsca, o których miałem okazję pisać. Tak często się przecież zdarzało, że wpełzałem w życie mężczyzn i kobiet, którzy pragnęli być kimś innym, marzyli o innej przyszłości – i płacili za to cenę. Zdaniem Soni jednak ten tytuł mówił o mnie.

Pamiętam, jak po raz pierwszy czytałem list Gary’ego Smitha z Rezerwatu Pine Ridge – przypowieść o władzy i o tym, w jaki sposób sport pozwala się wyrwać z jej jarzma, moment, gdy odkryłem poświęcony Bobby’emu Knightowi tekst Franka Deforda, który z czasem zyskał tylko na trafności, oraz chwilę, gdy czytając artykuł Charlesa P. Pierce’a o Tigerze Woodsie, zrozumiałem, jak ważne jest stawienie czoła mitom, by móc odkryć prawdę. Naturę ambicji, także mojej własnej, pojąłem po lekturze dzieła Richarda Bena Cramera poświęconego Tedowi Williamsowi, a nakreślona przez Gaya Talesego sylwetka Joe DiMaggia pokazała mi ulotność sławy – ulgę, którą przynosi ona uganiającym się za nią osobom, a zarazem cierpienie, jakiego nie jest w stanie uśmierzyć. Ludziom, którzy piszą w ten sposób o sporcie – a jest ich coraz mniej – nie zależy na stworzeniu językowej symfonii na miarę powieści ani przypominającej jazzową improwizację poezji, lecz na dosadnej, pozbawionej polotu mięsistości bluesowego riffu.

Jeśli miałbym sprecyzować zasadę, według której zorganizowana jest ta książka, brzmiałaby ona pewnie tak: felieton sportowy to pomniejsza, lecz nieodzowna forma amerykańskiej sztuki. Drażni mnie, gdy ludzie nie zadają sobie trudu poznania kanonu lub ignorują kwestie etyki, ambicji i ciężkiej pracy. Jestem to przecież winien swoim poprzednikom oraz tej wersji samego siebie, która chciała być dobra w tym fachu. Nigdy nie dopuszczałem myśli, że mógłbym znieważyć ich, siebie czy tę formę literacką. Może o to właśnie chodziło Soni, gdy opisała koszty mojej obsesji i swoją nadzieję, że nauczę się czegoś o sobie samym od tych wszystkich krótkowzrocznych, pełnych determinacji ludzi, o których piszę od dwóch dekad.

Pat Riley pokazuje, jak daleko i szybko człowiek potrafi uciekać przed własną przeszłością, Tiger Woods jest zaś żywym dowodem na to, jak groźne może być łączenie życia prywatnego i publicznego, gdy nieuniknione jest to, że zaczną się one nawzajem pożerać. Raz za razem mamy do czynienia z przykładami altruistycznie i egoistycznie nastawionych ojców. Od Michaela Jordana możemy się nauczyć, jakie korzyści i szkody płyną z przemiany na pierwsze czterdzieści lat życia w niepokonaną maszynę do zwycięstw, kompletnie niedostosowaną do wymogów kolejnych czterech dekad. Uniwersalna prawda jest następująca: środki zastosowane do osiągnięcia wielkości często uniemożliwiają potem cieszenie się sukcesem. Ted Williams i jego rodzina dowodzą, że cierpienie może się stać schedą przekazywaną z pokolenia na pokolenie – w idealistycznym portrecie bejsbolisty jego autor Richard Ben Cramer skupił się na metaforycznym kamieniu, pomijając temat fal, które powstały, gdy ten wpadł do jeziora. Dowiadujemy się także, że Dan Gable wykorzystywał ból jako paliwo napędowe, z czasem jednak stracił zdolność do oddzielania go od codziennego życia. Czytamy o tych legendach sportu i niekiedy jesteśmy w stanie dostrzec w nich, choćby przelotnie, samych siebie.

Miłością do mojego fachu zapałałem po raz pierwszy na studiach na Uniwersytecie Missouri, gdzie grupowo oddawaliśmy się debatom, marzeniom i rozmyślaniom na temat początków uwielbianych przez nas historii. Potrzeba posiadania konkretnego rzemiosła zrodziła się jednak dużo wcześniej, pośród ulic widocznych za oknem kawiarni przy Yazoo Avenue, gdzie siedziałem dzień po wizycie w Moon Lake, położonej cztery przecznice od domu mojego dzieciństwa.

Wiele z tych opowieści dotyczy zrozumienia prawdziwego świata skrytego za pewną fasadą. Niektóre z nich pomagają rozszyfrować znaczenie tego, co uważamy za dom. Część jest o ludziach, którzy miejsce urodzenia noszą w sercu, mimo że bez skutku próbują od niego uciec – równie dobrze mogliby próbować wymknąć się grawitacji. Są tu też historie osób, które zdobyły to, czego chciały, i dopiero teraz zdają sobie sprawę, co musiały oddać w zamian. Moje głębokie, nieprzerwane zainteresowanie tymi kwestiami ma źródło właśnie w Clarksdale w stanie Missisipi.

Tematy, do których powracam raz za razem, poruszyłem po raz pierwszy już w młodości, starając się pogodzić piękno i nierówności widoczne w miejscu uważanym przeze mnie za dom. W Clarksdale wzniosłe idee, z reguły spotykane na zajęciach z filozofii lub na kartach podręczników do historii, towarzyszyły codziennemu życiu. Dorastając, człowiek uczył się albo ignorować tę dychotomię, albo dostrzegać ją na każdym kroku – polować na nią – bez względu na przeszkody wznoszone w celu jej ukrycia. Pragnienie, by zostać dziennikarzem, zrodziło się zatem z chęci dostrzegania świata takiego, jaki jest naprawdę, a nie takiego, jaki chciało go ukazać wiele osób kierujących się własnym interesem. Było dla mnie jasne, że ludzie chronią samych siebie, tworząc na swój temat różne historie. Ta skłonność do dziś mnie fascynuje. Najciekawszy w ludziach jest kontrast między tym, jak postrzegają samych siebie, a tym, jak widzą ich inni. Świadomość tę zyskałem już w Clarksdale. Ciekawie jest spoglądać na minione dwie dekady przez ten pryzmat, siedząc w kawiarni naprzeciwko byłej siedziby „The Clarksdale Press Register”, gdzie kiedyś pracowałem.

W odległości czterech przecznic w stronę Desoto Avenue stoi budynek, w którym mieściła się kancelaria adwokacka mojego ojca. Spędzałem tam wiele godzin, korzystając z materiałów biurowych, by wysyłać egzemplarze „Sports Illustrated” słynnym sportowcom z okładek pisma z prośbą o autograf. Zakończona śmiercią choroba ojca wywołała we mnie pustkę, która stała się dla mnie źródłem ambicji i napędu zawodowego. W moich tekstach można znaleźć wiele opowieści o ojcach i synach – nie ulega wątpliwości, że większość z nich stanowi zabarwioną egoizmem próbę wykorzystania własnej pracy do zadania sobie tych samych pytań, które zadawałem ludziom w trakcie wywiadów przeprowadzanych za pieniądze. Przez wiele lat pragnąłem odnosić sukcesy, które zadowoliłyby nas obu. Dopiero po narodzinach mojej córki Wallace zrozumiałem, że ze śmierci ojca wyciągnąłem niewłaściwą lekcję. Przez całe życie słuchałem jego opowieści o tym, czym będą się zajmować z mamą i w jaki sposób będą dzielić życie, gdy ojciec dotrze w końcu do zawodowej mety. Zmarł, zanim zdążył zrealizować te plany, i teraz już wiem, że sukces oznacza nie tylko osiągnięcie celów, lecz także rozkoszowanie się rezultatami – jedno bez drugiego nic nie znaczy. Jakiś czas temu wybrałem się na pogrzeb legendarnego dziennikarza sportowego Williama Nacka. Słuchając, jak jego dzieci ciepło wspominają spędzane z ojcem wakacje, jego miłość do całej rodziny i zamiłowanie do gotowania dla nich obfitych posiłków, zdałem sobie sprawę, że praca była dla Nacka środkiem do osiągnięcia celu, a nie celem samym w sobie.

Oparłem swoją karierę na zgłębianiu kwestii, które fascynowały mnie od dzieciństwa. Studenci często pytają mnie, jak odnieść sukces w tej branży, a ja udzielam wielu różnych odpowiedzi – niektóre dotyczą samego pisania, inne etyki pracy – w rzeczywistości chodzi jednak o to, by wyzwolić w sobie ciekawość i jej nie utracić. Trzeba umieć zachwycić się ludźmi i miejscami, a potem przekazywać ten zachwyt w coraz bardziej zaraźliwy i wierny sposób. Moja mama uważała, że ten zbiór felietonów powinien nosić tytuł _Świat widziany własnymi oczami_. Brzmi to dość pompatycznie, lecz teraz już widzę, jak bardzo miała rację. Dorastałem w miejscu innym niż wszystkie, szczycącym się własną muzyką, kuchnią i historią, w miejscu, w którym obowiązywała zasada „jak trwoga, to do Boga”, gdzie ludzi byli zdolni do przejawów zarówno ogromnej dobroci, jak i skrajnego okrucieństwa – czasem dotyczyło to nawet tej samej osoby. Pracując na polach bawełny dla Cliffa Heatona i Freddiego Gordona, uczyłem się równie dużo, co siedząc w szkolnej ławce. Wszystkie powodzenia, które spotkały mnie w życiu zawodowym, mają źródło w Missisipi, w małym miasteczku, które do dziś uważam za dom.

Dostałem niedawno mail od Delta Air Lines z informacją, że przeleciałem już w sumie milion mil samolotami tej linii lotniczej. Jestem pewny, że firma chciała mi w ten sposób pogratulować, ja jednak doszukałem się w tej wiadomości sugestii kosztów, o których wspomniała Sonia tamtego wieczora w Moon Lake. Czytam ostatnio dużo książek Thomasa Mertona. Dochodzę do wniosku, że celem przyglądania się innym ludziom – czy to w formie felietonu sportowego, czy powieści, piosenki lub filmu – jest uporządkowanie własnych myśli i stworzenie dla nich ramy, która pozwoli nam lepiej zrozumieć samych siebie. W Moon Lake obiecałem Soni, że będę podsycał ciekawość i determinację, które pozwoliły mi opisać te historie, starając się jednocześnie pozbyć lęków, niepewności i chorobliwej ambicji, jakie kierowały mną w wieku młodzieńczym.

Mam nadzieję, że ta przedmowa odegra nie tylko rolę wstępu do książki, lecz także publicznej deklaracji, że będę się uczył na błędach opisywanych przeze mnie osób. Żonie obiecałem, że w dalszym ciągu będę podążał za marzeniami z dzieciństwa, uważając jednak, by nie zejść z właściwej ścieżki. W tej książce jest zarazem zawarte i niezawarte całe moje życie. Moja córeczka ma obecnie dwadzieścia tygodni. Żona znosi moje ciągłe wyjazdy oraz poszukiwania i kocha mnie jak zawsze. Przyjaciele rozumieją, co wyciąga mnie w trasy, a także co coraz silniej przyciąga mnie do domu. Przede mną ciągle są historie do opowiedzenia, światy do odkrycia i drogi do przejechania o zachodzie słońca. Moje życie jutro zacznie się od nowa, a pojutrze tak samo. Być może w tej chwili czyta to jakiś student lub studentka, osoba młoda i przepełniona ambicją, gotowa zapłacić dowolną cenę za spełnienie marzeń. Tymczasem złociste słońce wisi nisko nad horyzontem. Pola rozpościerają się po obu stronach szosy. Wszędzie dookoła widzę koleiny, zakola rzeczne, starorzecza, jeziora, bagna i moczary, kościoły z białych desek, piwiarnie i to wściekle rozpalone słońce, pozbawione wieku, ciężaru, powietrza – uniwersalne i nieskończone. Widzę drogę, która prowadzi hen, w świat, i z powrotem, do domu.

_Wright Thompson_

_lipiec 2018_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: