- W empik go
Cena pokoju. Cześć 3. Pole Karola - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Cena pokoju. Cześć 3. Pole Karola - ebook
Ostatnia część trylogii pt.: „Cena pokoju”, w której Henryk Korba jednoczy królestwo Masów przeciwko nadciągającemu przeciwnikowi z zachodu. Znajdziesz w niej spektakularne bitwy, potężnych wojowników i nieobliczalnych magów oraz epickie pojedynki, do których będziesz z przyjemnością wracać.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8245-461-1 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1. Diabeł
Tuż o świcie, ku zdziwieniu żołnierzy broniących gród, czarodzieje wraz z Cecylią opuścili Dobę. Henryk dopilnował, by szybko zamknięto za nimi bramę wschodnią i odprowadził ich wzrokiem, zadowolony że chociaż jedna część jego planu zadziałała. Teraz jednak pozostała druga, o wiele ważniejsza i niestety mniej przewidywalna. Nie wiedział bowiem jak jego znajomi podejdą do jego prośby. Czy uda im się porozmawiać z resztą Masów w armii Jakuba oraz jak oni zareagują.
Nie spodziewał się jednak, że jeszcze przed południem odpowiedź sama do niego dotrze.
— Atakują! — krzyknął któryś z żołnierzy.
Młody wojownik od razu pobiegł w stronę bramy zachodniej. Dołączyło do niego jeszcze kilu żołnierzy i gdy tylko znaleźli się nad bramą, spojrzeli na wyłaniających się z lasu w oddali żołnierzy Jakuba. On sam stał na ich czele i zwrócony w ich stronę, czekał na swoich ludzi.
— Atakują? — zapytał ich Remek, dobiegając do nich w swojej nowej zbroi.
Henryk jednak mu nie odpowiedział. Wszyscy stali już na murach i patrzyli na wciąż wyłaniających się nowych przeciwników. Rozciągali się po całej linii drzew, pokazując swoją liczebność i gotowość do ataku.
— Ktoś wie, dokąd poszli magowie? — zapytał w końcu jeden z żołnierzy, bojąc się coraz bardziej.
— Spokojnie żołnierzu — odezwał się Dawid, podchodząc do nich. — Wypełniają rozkaz króla.
Żołnierz uspokojony skinął głową, a łucznicy Jakuba zaczęli wyłamywać się z linii i podchodzić coraz bliżej. Szli w odległości około dwóch metrów od siebie, przez co utworzyli załamaną linię ogarniającą nie tylko mury z zachodu, ale i część południa i północy.
— Przygotujcie się na ostrzał! — krzyknął Dawid.
— Poczęstujemy ich katapultami? — zapytał z nadzieją w głosie Remek.
— Nie. Kto nie ma tarczy, szuka schronienia! — krzyknął jeszcze głośniej.
— Atakują od południa! — krzyknął nagle ktoś w oddali.
Henryk natychmiast zareagował i pobiegł w tamtą stronę. Minął po drodze stojących na murach żołnierzy, przygotowanych do osłonięcia się tarczami. Jednak gdy dobiegł do obrońców południowych murów, przystanął i spojrzał na pustkowie, za którym stał liczący kilkudziesięciu najemników oddział Hiszów.
— Od północy też się pojawili — odezwał się jeden z żołnierzy stojący kilka metrów dalej.
— Nie widzę drabin — zauważył jeden z żołnierzy stojących obok Henryka.
— Chcą nas nastraszyć. Obserwujcie ich i wołajcie, jakby zaczęli się zbliżać — odpowiedział mu i znów pobiegł do zachodniej bramy.
Z tej strony łucznicy stali już w połowie drogi dzielącej ich od Doby. Remek wraz z żołnierzami i Dawidem wyczekiwali ich ostrzału, ale wtedy cały oddział strzelców przeciwnika zatrzymali się, a z lasu powoli ruszył do przodu Jakub. Dumnie siedząc na koniu, powoli zbliżał się do nich, a łucznicy czując już go za sobą, zaczęli naciągać swoje łuki, gotowi do wystrzału.
— Co on kombinuje? — zapytał Henryk.
— Negocjuje — odpowiedział Dawid.
— Możemy go zestrzelić — odezwał się Remek. — Niech podjedzie jeszcze bliżej.
— Nie! — odpowiedział mu stanowczo Dawid. — Henryku, my schodzimy.
Jakub minął łuczników i podjechał bliżej, zatrzymując się kilkadziesiąt metrów przed bramą. Henryk nie sprzeciwił się szpiegowi, tylko natychmiast ruszył za nim i trzymając w rękach tarcze i miecz, wyszedł za Dawidem przed gród, by porozmawiać z przywódcą przeciwników. Ten widząc ich dwóch uśmiechnął się na ich widok i od razu powitał ostrym tonem:
— Witajcie zdrajcy.
— Czego chcesz? — zapytał Dawid.
Jakub spojrzał na mury, na których stali żołnierze królewscy i ruszył w ich kierunku pewny siebie, podnosząc głos:
— Chcę dać szansę waszym ludziom, bo cenię każdego wojownika. Możecie uratować się jeszcze odchodząc stąd lub przyłączając się do mnie. Nie będę nikogo ścigał, ani potępiał. Choć przyznam, że druga możliwość bardziej mi odpowiada. Jednak stawiam jeden warunek — wydajcie demony, które schroniły się w waszych murach. Oni nigdy nie będą do nas podobni. Zawsze będą się stawiali ponad wami i traktować was jak swoich sługusów. Pomóżcie nam wyplewić z nich naszą ziemię, a pomożecie nie tylko nam i sobie.
— A jeśli, nie? — zapytał Dawid.
— To zginiecie razem z nimi.
— Nie zdobędziecie grodu — odezwał się Henryk. — Nie macie żadnych maszyn oblężniczych.
Jakub spojrzał na młodego wojownika z pogardą i odparł:
— Mój zwiad, który omal nie zdobył waszego grodu, przekazał mi informacje na temat waszej skromnej obrony. Nie macie wsparcia od swojego tchórzliwego króla, który siedzi w swoim zamku. Jest was za mało, by obronić ten gród. My mamy już na tyle gotowych drabin, że możemy zdobyć was w każdej chwili. — Znów przybliżył się do murów i dodał: — Przez to jeśli cenicie życie swoich ludzi, to wydajcie nam demony i pozwólcie swoich żołnierzom odejść a najlepiej sami odejdźcie wraz z nimi. Nie będzie drugiej szansy. Daje wam czas do południa!
Spojrzał ostatni raz na żołnierzy przysłuchujących się im uważnie, zatoczył jeszcze koło wokół stojących wysłanników Doby, po czym powoli zaczął odjeżdżać w stronę swoich łuczników. Dawid wraz z Henrykiem również odwrócili się i zaczęli wracać w kierunku bramy, gdy nagle usłyszeli głos Remka:
— Strzelają!
Obaj natychmiast odwrócili się w stronę Jakuba, który gdy tylko minął swoich łuczników, wydał im rozkaz do wypuszczenia strzał w kierunku obrońców grodu, jak i ich wysłanników. Henryk skulił się za tarczą i tylko czuł, jak w jego tarczę wbijają się strzały. Jedna z nich przeleciała między nim, a Dawidem, inna śmignęła obok jego ucha, ale na szczęście żadna nie trafiła ani jego ani szpiega.
— Biegnijcie! — usłyszeli znów głos Remka.
Nie czekając na nic, wykonali jego polecenie, nie odwracając się ani na chwilę. Udało im się dobiec do bramy i natychmiast przykleili się do murów, a żołnierze zamknęli za ich plecami bramę. Wtedy to, kolejne strzały opadły na obrońców grodu. Tym razem już nikt nie celował w wysłanników, przez co Henryk wraz z Dawidem kryjąc się za murami, tylko obserwowali, jak przelatują one nad ich głowami i trafiają w dachy i pusty plac na środku Doby.
— Hiszowie, ludzie bez honoru — skomentował to wściekły Dawid.
Ostatnie strzały wbiły się jeszcze kilkanaście metrów od nich, wbijając się z impetem w ławeczkę stojącą przy jednej z chat. Po tej salwie, nastała w grodzie zupełna cisza.
— Odchodzą! — krzyknął Remek po chwili.
Henryk wraz z Dawidem szybko wbiegli na mury i wraz z obrońcami patrzyli na stojącego pod lasem Jakuba obróconego w ich stronę. Jego łucznicy odchodzili od grodu, ale za to z lasu zaczęli wyłaniać się jego żołnierze. Było ich kilkudziesięciu i nieśli w rękach długie na kilka metrów skręcone drabiny. Ruchem ręki rozkazał im rozejść się na boki, tak by wszyscy widzieli nie tylko długość ich drabin, ale i ich ilość. Nawet z tak wielkiej odległości Masowie mogli dostrzec ich solidność i wysokość. Mieli ich tak dużo, że prócz sporej ilości rozłożonej od strony bramy zachodniej, to kolejni żołnierze nieśli je jeszcze do swoich kompanów rozlokowanych od strony północnej i południowej grodu.
— Nie obronimy murów z każdej strony — odezwał się Remek.
— Niech zaatakują — odpowiedział mu pewnym głosem Henryk, czym zaskoczył stojących obok żołnierzy.
— Pycha wielu znakomitych dowódców doprowadziła do zguby — skomentował jego słowa Dawid.
— Gród pozostanie niezdobyty, to wam mogę obiecać — odpowiedział młody wojownik i schodząc z murów, dodał: — Obudźcie mnie przed południem.
Henryk poszedł do swojej chaty i usiadł na łóżku, na którym wcześniej spała Cecylia. Nie chciał pogodzić się z porażką, na którą są skazani, gdy tylko Jakub zaatakuję. Pragnął coś wymyślić. Znaleźć jakiś sposób, by poprzeć swoje ostanie słowa, ale wiedział doskonale, że Dawid miał rację. Jeśli Jakub zaatakuje, czeka ich niechybna porażka.
Położył się i zamknął oczy, by odpocząć przed czekającą ich ciężką bitwą.
***
— To już — zbudził go głos Remka.
Henryk zabrał ze sobą miecz oraz tarczę i ruszył za rozbójnikiem na mury. Wtedy to zobaczył, że wszyscy obrońcy grodu stali już na swoim miejscach. Gotowi do walki, czekali tylko na przeciwnika. Większość z nich zajęła miejsce na murach, inni czekali w pogotowiu na dziedzińcu. Wszyscy, których mijał na swojej drodze, pozdrawiali go skinieniem głowy, co go trochę zaskoczyło. Obawiał się, że część ucieknie lub będą wściekli na niego, słysząc zapewnienie Jakuba o ich wolności. Spojrzał zdziwiony na Remka, oczekując jakiegokolwiek wytłumaczenia i wtedy usłyszał:
— Dawid im powiedział, czyim synem jesteś.
Tam już czekał na nich szpieg wraz z kilkoma żołnierzami.
— I jak? — zapytał go Henryk.
Ten tylko wskazał na las w oddali, gdzie już stał Jakub wraz ze swoimi żołnierzami. Stali w pełnym uzbrojeniu i tylko czekali na rozkaz do ataku.
— Jak pozostałe strony?
— Tak samo — odparł mu Dawid. — Może zajmij się północą, a Remek południem. Ja tu zostanę.
— A co z katapultami? — zapytał Remek zawiedzionym głosem.
— To stare maszyny, nie pomogą nam za wiele.
— Nie zgodziłbym się — zaprotestował rozbójnik.
— Pozwól mu bronić tej bramy — odezwał się Henryk. — Przygotował kilka niespodzianek dla Jakuba.
— Tutaj uderzą z największą siłą — odpowiedział im Dawid.
— Remek wie co robi.
Szpieg spojrzał na rozbójnika, którego nie darzył zbyt wielkim zaufaniem, ale ufając w słowa Henryka, skinął głową i odpowiedział:
— Ty tu dowodzisz młody. Ja więc wezmę południową stronę.
Młody wojownik nie czuł się żadnym dowódcą i nigdy nim nawet nie chciał zostać, ale to nie był czas na kłótnie. Uśmiechnął się delikatnie, by zasłonić swoje zakłopotanie i od razu ruszył na północną część grodu.
— Henryku, zaczekaj! — zawołał go nagle Remek.
Podszedł do niego i wyciągając z kieszeni mały flakonik zielonej mikstury od czarodziejki, wsadził go do dłoni młodego wojownika i powiedział:
— Cecylia kazała mi to ci dać. Cokolwiek to jest, masz to wziąć w ostateczności.
Henryk tylko spojrzał na magiczny napój i bijąc się z myślami, schował go bez słowa. Następnie pobiegł na swoją część murów i ciągle myśląc o młodej czarodziejce, uśmiechał się pod nosem.
— To zaszczyt walczyć z synem wielkiego Korby — odezwał się nagle jeden ze starszych żołnierzy, broniący tej części grodu.
Reszta jego ludzi również podzielała jego zdanie, przytakując głową i oddając honory młodemu wojownikowi.
— Pokażemy im jak prawdziwi Masowie walczą — odpowiedział im dumnym głosem.
— Tak jest! — prawie jednogłośnie poparli jego słowa żołnierze.
Henryk odwrócił wzrok w stronę przeciwników i teraz wraz z obrońcami grodu, czekał na ich ruch. Hiszowie jednak się nie spieszyli. Siedzieli przy kilku ogniskach i czekali cierpliwie na kolejne rozkazy. Było ich kilkudziesięciu z tej strony i specjalnie nie kryli się, by wszyscy mogli zobaczyć nie tylko ich ilość, ale i broń, którą mają przygotowaną do ataku.
Nagle wśród nich zaczęło się poruszenie. Wszyscy zaczęli wstawać i patrzeć na podjeżdżającego do nich wysłannika Jakuba. Henryk wraz z żołnierzami króla obserwował tylko, jak w oddali słuchają jego słów i zaczynają zbierać z ziemi swoje miecze i topory.
— Zaczyna się — odezwał się jeden z obrońców.
— Walczcie najlepiej jak tylko potraficie, a przejdziecie do historii tego grodu.
Żołnierze Jakuba ruszyli powoli do ataku. Pierwszą linię stworzyli łucznicy. Zaraz za nimi szli żołnierze z wielkimi tarczami w rękach, a na końcu wybrańcy, trzymający drabiny. Wśród obrońców grodu, żołnierze trzymający łuki w rękach również przygotowali się do wypuszczenia w ich kierunku strzał, ale czekali cierpliwie na ich podejście. Henryk dołączył do nich, odkładając na bok na razie swój miecz i tarczę. Napiął łuk i czekał razem z nimi na przeciwników.
— Nie strzelajcie za szybko — odezwał się Henryk. — Niech każdy wasz strzał będzie celny.
Napastnicy zbliżali się nieubłaganie. Łucznicy Jakuba jednak w połowie drogi przystanęli i zaczęli przygotowywać się do ostrzału, a ich kompani szli wciąż do przodu. Przeszli już ponad połowę drogi dzielącą ich od grodu i wtedy ich łucznicy wypuścili pierwsze strzały. Żołnierze trzymający drabiny w rękach, tym momencie zaczęli biec ile mieli tylko sił w nogach, Obrońcy zdezorientowani popatrzyli na Henryka, który patrząc na zbliżające się w ich stronę strzały, tylko krzyknął i od razu sięgnął po tarczę, by się nią osłonić:
— Kryć się!
Strzały opadły wprost na nich wbijając się w ich tarcze, odbijając się od murów, czy przebijając odsłonięte części ciała niektórych, spóźnionych żołnierzy. Po krótkiej chwili Henryk podniósł się z tarczą w górze i widząc, że wszystkie strzały opadły, krzyknął ponownie:
— Teraz my!
Pochwycił łuk i od razu chciał wystrzelić w zbliżających się do nich napastników. Ci jednak przystanęli w miejscu. Żołnierze trzymający wielkie, szerokie tarcze, utworzyli ścianę, nie do przebicia, a za nią ukryli nie tylko siebie, ale i swoich kompanów, którzy położyli na ziemię drabiny i teraz ukryli się przed ostrzałem. Henryk nigdy nie widział czegoś takiego. Zaskoczony ich współpracą, aż zaniemówił. Wtedy łucznicy przeciwnika wypuścili kolejną serię.
— Kryć się! — krzyknął znów.
Obrońcy grodu znów odłożyli łuki, by pochwycić tarcze, a napastnicy wznowili swój bieg w ich kierunku. Nie wyglądało to dobrze. Jedna ze strzał wbiła się w tarczę Henryka, przebijając się grotem tuż obok jego ręki. Spojrzał na żołnierzy króla, którzy z coraz mniejszym entuzjazmem kryli się pod swoimi tarczami. Zdawali sobie sprawę z uciekających im szans na obronę i denerwowali się tym tak samo jak i on. Henryk czuł, że musi coś zrobić. Nie mógł czekać, aż strzały przestaną opadać. Nie mógł pozwolić im nałożyć już kolejnych. Wstał szybko z tarczą nad głową i krzyknął:
— Celujcie w łuczników!
Widząc, że wszystkie strzały opadły, odrzucił tarczę na bok i szybko pochwycił swój łuk. Napiął strzałę i szybko wypuścił ją w stronę jednego z łuczników. Trafił go prosto w głowę, jednak jego kompani już naciągali kolejne strzały. Kilku obrońców zdołało wypuścić też swoje strzały. Henryk wypuścił jeszcze jedną, trafiając kolejnego przeciwnika, ale nie wszyscy obrońcy potrafili tak szybko i skutecznie trafiać. Zaledwie kilku łuczników przeciwnika poległo, ale większość z nich znów wypuściła kolejne strzały. Henryk wystrzelił jeszcze raz i szybko schylił się po tarczę, by zaraz się nią osłonić. Strzały Hiszów znów opadły na obrońców, a żołnierze Jakuba tymczasem podbiegli już pod gród. Oparli drabiny o mury i zaczęli się wspinać.
Henryk obserwował ostatnie przelatujące strzały i znów wstał szybciej, nie mając pewności, że ostatnia już opadła na ziemię. Na szczęście miał nad głową tarczę i jedna z ostatnich właśnie wbiła mu się w boczną krawędź tarczy. Żołnierze schowani jeszcze pod tarczami, tylko patrzyli na niego, jak ten nie okazując im strachu, odrzucił tarczę na bok i pochwycił łuk.
— Do obrony! — krzyknął i znów wystawił łuk przed siebie, by wystrzelić kolejne kilka pocisków w stronę łuczników.
Ci jednak już nie przygotowywali się do ostrzału, tylko biegli w ich stronę. Jego kompani już wspinali się na mury, więc Henryk zmienił cel i wystrzelił strzałę w pierwszego, wspinającego się po drabinie napastnika.
— Do mieczy! — krzyknął.
Henryk spróbował odepchnąć drabinę, ale już było na niej kilku napastników, co skutecznie mu uniemożliwiło jej odrzucenie. Przez to sięgnął po miecz oraz tarczę i już czekał na pierwszego z nich. Wychylił on się i natychmiast ściął mu głowę. Drugi po nim już nie był taki pewny siebie i uchylił się pod jego zamachem. Rzucił w oczy młodego wojownika worek z ziemią, który rozsypał się tuż przed nim. Henryk musiał przetrzeć oczy, a wtedy napastnik wskoczył na mury i natychmiast zaatakował. Młody Korba z trudem obronił się przed jego natarciem. Musiał się wycofać, a wtedy na mury weszli kolejni żołnierze Jakuba. Na pozostałych drabinach działo się podobnie i walka z każdą chwilą nabierała tempa. Henryk odzyskał w końcu wzrok i widząc, że ilość przeciwników na murach zaczyna niebezpiecznie rosnąć, przystąpił do kontrataku. Szybko przyblokował jego kolejny atak i wbił mu swój miecz w brzuch. Zepchnął go z murów i już wyrósł mu następny przeciwnik. Tym razem był nim jeden z najemników. Wiedział, co to pojedynek, przez to nie było go łatwo trafić. Bronił się i kontrował, dzięki czemu blokował Henrykowi dostęp do drabiny, z której wychodzili na mury następni napastnicy. Młody wojownik przypomniał sobie o fiolce magicznego napoju, który dał mu Remek i widząc coraz mniejsze szanse na zwycięstwo już chciał po nią sięgnąć, gdy kątem oka zobaczył żołnierza króla, który wcześniej mu wspomniał o jego ojcu. Walczył swoimi siłami i ani myślał o oddaniu grodu. Moc tego napoju mogła pomóc Henrykowi pokonać wielu przeciwników, ale i naraziłaby na niebezpieczeństwo jego obrońców. Na to nie chciał pozwolić. Odłożył chęć sięgnięcia po magię i rzucił się na przeciwnika ze zdwojoną siłą. Zaskoczył go nie tylko swoją zaciętością, ale i brawurą, która sprawiła, że trafił twardego najemnika najpierw w bok, a później w szyję. Przeciwnik padł martwy, ale już na jego miejsce pojawił się następny. Henryk nie miał zamiaru odpoczywać. Szybko skontrował jego atak i powalił go na ziemię. Dobiegł do drabiny i następnego wyskakującego na mur od razu nabił na miecz. W ten sposób udało mu się oczyścić najbliższą drabinę z napastników. Spojrzał na kolejne dwie z lewej strony i walczących przy niej żołnierzy królewskich. Nie udało im się osiągnąć tak dużego sukcesu jak Henrykowi, ale skutecznie bronili napastnikom zdobywanie kolejnych metrów. Odwrócił się więc na prawo, by zobaczyć jak i tam idzie obrońcom i aż przeląkł się. Tu było znacznie więcej żołnierzy Jakuba. Drabin opartych na murach było też więcej, przez co obrońcy nie byli w stanie wszystkich skutecznie obstawić. Wycofali się, tworząc zwartą grupę powstrzymującą ich dalsze przesuwanie się w kierunku bramy wschodniej. Napastników wciąż na murach przybywało, a Henryk walczył sam ze sobą, nie mogąc ani opuścić miejsca w którym stoi, ani ruszyć im z pomocą.
Nagle usłyszał świst dochodzący z zachodniej części grodu. Szybko spojrzał w tamtą stronę i już wiedział, że Remek właśnie zaczął razić przeciwników pociskami z katapulty. Oznaczało to, że Jakub nie żartował tym razem i przypuścił atak frontalny.
Nagle tuż obok Henryka wyłonił się kolejny najemnik Jakuba. Młody obrońca machnął mieczem w jego stronę, ale ten schylił się i szybko wskoczył na mur. Chciał utrzymać zdobytą pozycję i osłonić drabinę, by pomóc następnym kompanom, ale Henryk nie pozwolił mu się długo cieszyć tym małym zwycięstwem. Zaatakował go natychmiast i szybko przebił go na wylot.
Widział to jeden z żołnierzy Jakuba stojący po prawej stronie i zabierając ze sobą dwóch kompanów, ruszył z nimi na młodego wojownika. Henryk kątem oka dostrzegł żołnierzy królewskich stojących po jego lewej stronie, którzy chcieli mu pomóc, ale nie mogli opuścić swojego. Widział ich obawę w oczach, przez to nie chcąc dać po sobie poznać strachu, ruszył bez chwili zawahania na nowych przeciwników. Wiedział, że obrońcy grodu znali jego ojca z najlepszej strony i liczyli, że jego syn nie może być gorszy. Przez to pełen werwy zaczął walczyć najlepiej jak tylko potrafił. Wymachiwał mieczem, odbijał ich ciosy, kontrował i po kolei trafiał jednego po drugim, nie myśląc o zatrzymaniu się ani na moment. Sił niestety mu z każdą chwilą ubywało. Ręce domagały się przerwy, a przeciwników wydawało się, jakby w ogóle nie ubywało. Nie mógł jednak się poddać. Dopóki tylko mógł utrzymać miecz i tarczę w rękach, nie zamierzał odpuszczać.
Wtedy to wszyscy walczący usłyszeli głośny dźwięk rogu, dochodzący z zewnątrz grodu. Napastnicy zaskoczeni, przez chwilę stanęli w miejscu. Najemnicy, którzy wskoczyli za plecami Henryka na mury spojrzeli na swoim kompanów i już po chwili wszyscy ruszyli z powrotem na drabiny, by zejść na dół. Henryk właśnie pokonał kolejnego najemnika i chciał ruszyć na następnego, gdy zorientował się, że ci zaczynają się wycofywać. Był jeszcze bardziej zdezorientowany niż oni i dopiero widok wiwatujących obrońców grodu, pozwolił mu zorientować się w sytuacji. Żołnierze Jakuba schodząc z murów, szybko oddalali się od grodu, a on wraz z żołnierzami królewskimi tylko oglądał ich plecy, nie bardzo wiedząc, czemu zawdzięczają osiągnięte zwycięstwo.
— Sprawdźcie, czy wszędzie jest tak samo — polecił żołnierzom, którzy natychmiast pobiegli wzdłuż murów.
Młody wojownik choć był szczęśliwy, to bardziej ciekawił go, powód zachowania ich przeciwników. Spoglądał po twarzach swoich towarzyszy broni, ale ci tak samo zdziwieni, tylko odprowadzali wzrokiem ludzi Jakuba.
— Spójrzcie! — krzyknął nagle jeden z żołnierzy królewskich po prawej stronie.
Wszyscy odwrócili się we wskazaną stronę i wtedy dostrzegli powód ich zagadkowego zwycięstwa. W oddali bowiem pojawiły się chorągwie królewskie niesione przez setki żołnierzy zbliżających się z królem Norwidem na czele. Wyłaniali się od wschodu i z każdą chwilą ujawniała się ich ogromna ilość. Obrońcy na ich widok zaczęli wiwatować i wykrzykiwać imię króla Norwida. Imponujący to był widok. Setki żołnierzy w pełnym uzbrojeniu i w równych odstępach nadciągały w ich stronę z odsieczą. Henryk czuł się dumny będąc częścią tak wielkiej armii i z nieukrywaną radością patrzył na uciekających napastników, którzy przy tak wielkiej armii prowadzonej przez króla, wyglądali jak skromny oddział.
— Daliśmy radę — odezwał się, podchodzący do niego żołnierz królewski.
Henryk skinął mu głową i poklepał po ramieniu, po czym odparł:
— Idę sprawdzić zachodnią bramę.
Ruszył w jej kierunku i omijał leżące pod stopami ciała napastników i niestety też niektórych obrońców grodu. Cieszył się ze zwycięstwa, ale ilość ciał żołnierzy królewskich z każdym odcinkiem zaczynał go przerażać. Im dalej toczyła się walka od jego miejsca, tym więcej mijał rannych i zabitych obrońców. Nie mówił nic, tylko mijał ich szybko, co jakiś czas pozdrawiając co niektórych skinięciem głowy, aż w końcu doszedł do zachodniej bramy, nad którą stał Remek wraz z Dawidem i kilkoma żołnierzami królewskimi. Na murach niestety nie brakowało też rannych i zabitych.
— I jak tam młody? — zapytał go od razu szpieg.
— Daliśmy radę.
Spojrzał na ziemie przed grodem i zobaczył odkrytą jedną dziurę w ziemi, gdzie wcześniej wykopali dla napastników śmiertelną pułapkę. Z drugiej dziury jeszcze wyciągali jednego, ciężko rannego kompana. W innym miejscu leżało trzech żołnierzy Jakuba, przebitych nietypowym pociskiem Remka z katapulty, a po całej szerokości pola leżało kilkanaście ciał przebitych strzałami.
— Myślicie, że wycofają się? — zapytał ich Henryk.
— Jeśli mają rozum, to zawrócą.
— Szkoda, że nie widzieliście, jak zaskoczyły ich moje niespodzianki — odezwał się dumny z siebie Remek. — Nie byli na nie gotowi.
— Przejdźcie się po murach i upewnijcie się, czy komuś nie trzeba pomóc — rzekł Dawid. — Ja zajmę się ciałami poległych.
Henryk wraz z Remkiem skinęli głowami i nie spiesząc się, zaczęli przechodzić wokół grodu. Jednak im bardziej oddalali się od zachodniej bramy, tym szybciej ich spokój i radość z wygranej bitwy znikał. Na południowej części murów ciała obrońców leżały, jeden za drugim, a między nimi znajdowało się tylko kilku martwych napastników. Wyglądało na to, że od tej strony, było napastników znacznie więcej niż od północnej. Remek z niedowierzaniem wychylał się z murów, patrząc na ilość drabin opartych o mury.
— Ilu ich tu musiało być? — powiedział z niedowierzaniem w głosie.
— Dobrze, że Dawid tu był — odparł mu Henryk, wciąż mijając pod nogami kolejne ciała, ale z każdym przebytym metrem jego spokój zmieniał się w niepokój. — Tylko… wątpię, by nie zostawił tu nikogo.
Przyspieszyli więc, by dotrzeć do południowej części murów i wtedy dostrzegli schodzących na dół najemników Jakuba. Było ich kilkunastu i zdobywając tę część murów, już poruszali się w głąb grodu, by zabić kolejnych jego obrońców.
— Trzeba dać znać reszcie — odezwał się Remek.
— To ja ich wezmę na siebie, a ty leć po resztę — odpowiedziała mu Henryk, sięgając po miecz i tarczę, którą miał przypiętą na plecach.
— Oszalałeś? Sam im nie dasz rady.
Henryk spojrzał na niego zamyślony i po chwili odpowiedział:
— Zostaw mnie samego i nie wołaj tu nikogo.
— Teraz to ty oszalałeś.
— Nie. Wierz mi, wiem co mówię.
— Przecież…
— Odejdź i nie sprowadzaj tu nikogo.
— No, to idę z tobą.
— Nie! — aż podniósł głos Henryk. — Proszę cię. Trzymaj się z dala od tego miejsca. Ja ich powstrzymam.
— Ale…
— Remek, obiecaj mi, że nikogo tu nie sprowadzisz.
Rozbójnik zadziwiony jego zachowaniem jeszcze przez chwilę stał nie mogąc nic mu odpowiedzieć, aż w końcu przytaknął głową, a młody wojownik samotnie ruszył w kierunku kilkunastu napastników.
— Odejdź jak najdalej — powiedział do niego jeszcze Henryk i przyspieszył, by dogonić najemników poruszających się już między chatami.
Remek powoli zaczął odchodzić, ale wciąż nie był przekonany, co do tego, czy go zostawiać samego. Nie wiedział, co planuje jego przyjaciel i w jaki sposób chciał ich zatrzymać, ale nie chciał mu pozwolić na nierówną, samotną walkę z przeciwnikiem.
Henryk w tym czasie, zszedł z murów i zanim zaczął ich szukać, sięgnął po magiczny eliksir Cecylii. Nie chciał go pić, obiecał sobie, że już nigdy z niego nie skorzysta, ale… tym razem nie widział innego wyjścia. Wypił mały łyk, by zachować kontrolę nad sobą, ale nie czując żadnego przypływu mocy, zrobił jeszcze jeden łyk i jeszcze jeden, szybko opróżniając całkowicie buteleczkę. Przeraził się widząc ją tak szybko pustą, ale za późno już było na odwołanie czegokolwiek. Odrzucił ją na bok i z mieczem oraz tarczą w rękach ruszył przed siebie. Szybkim tempem szedł do pierwszych chat i wtedy dostrzegł pierwszych najemników, którzy przeszukiwali chaty i zabijali zaskoczonych żołnierzy królewskich, którzy ranni zdążyli już zejść z murów, by zająć się swoimi ranami.
— Hej! — krzyknął na nich, by zwrócić na siebie uwagę.
Natychmiast ostatnich czterech odwróciło się w jego stronę i zadowoleni ze swojej przewagi, zaczęli go otaczać. Reszta ich kompanów tylko odwróciła się w jego stronę, by popatrzeć jak umiera młody śmiałek. Jednak Henryk będąc już pod wpływem czaru, zaatakował ich ze zdwojoną szybkością i siłą. Bardzo szybko przeciął jednego w pół, drugiego przyblokował i skontrował, przebijając na wylot. Trzeci nie zdążył nawet opuścić miecza znad głowy, gdy Henryk go dopadł. Najemnicy widząc to, od razu zawołali resztę i z każdej strony zaczęli się zbiegać, by pokonać ich jedynego przeciwnika. Czwarty padł martwy, ale wtedy dwóch kolejnych zaatakowało. Młody wojownik poruszał się jednak tak szybko, że nie mieli szans, by go trafić. Wyglądało jakby czytał w ich myślach i każdego wyprzedzał o kilka sekund.
Gdy padł już kolejny najemnik, pozostałych dwóch zaczęło bać się swojego nieobliczalnego przeciwnika.
— Kim ty jesteś? — zapytał jeden, ale Henryk nie miał zamiaru odpowiadać.
Zaatakował najpierw jego, później następnego. Obaj dobrze walczyli, więc z trudem, ale zdołali się obronić. Wtedy z tyłu ruszył na młodego wojownika dwóch pozostałych najemników. Henryk musiał zaczął się bronić i odbijał ich miecze umiejętnie, aż w końcu jeden z nich dosięgnął go i zranił w ramię. Młody wojownik zatrzymał się, a jego przeciwnicy zadowoleni z tego widoku, nabrali pewności siebie.
— Czyli jesteś jednak śmiertelny — odezwał się znów ten sam najemnik. — Zabić go!
Otoczyli go i atakowali z każdej strony prawie równocześnie. Henryk ledwo wybronił jeden atak, gdy już spadał na niego drugi. Męczył się niemiłosiernie. Cudem uniknął ciosu wyprowadzonego przez kolejnego najemnika i odskoczył do tyłu, prawie nadziewając się na miecz tego, który stał tuż za nim. Zrobił unik w ostatnim momencie i uderzył przeciwnika rękojeścią miecza. Ten zachwiał się i Henryk przebił go mieczem na wylot. Wściekli jego kompani rzucili się do ataku. Już nie otaczali go, nie współpracowali tak dobrze, tylko wściekli przypuszczali atak jeden za drugim z jednej strony. Henryk bronił się tarczą, mieczem i kontrował, po kolei trafiając kolejnego najemnika. Nie minęło wiele czasu, a już przy życiu został tylko ten, który nawoływał przed chwilą swoich kompanów do ataku.
— Co za diabeł z ciebie?
Henryk mu nie odpowiedział. Szedł na niego z wściekłością płynącą z oczu i zaatakował przestraszonego przeciwnika. Ten nawet nie bronił się już tak pewnie. Strach zmroził go na tyle, że popełniał błędy i co chwilę otrzymywał cięcia, osłabiające jego ciało.
— Stój! Czekaj! Poddaje się — powiedział unosząc miecz przed siebie i podnosząc ręce.
Młody wojownik będąc pod wpływem magicznego eliksiru jednak ani myślał mu odpuścić. Stanął naprzeciw niego i szybkim ruchem ściął mu głowę. Ciało najemnika padło tuż pod jego stopami, a wtedy wyłonił się zza chaty jeden z rannych żołnierzy królewskich. Obserwował całą walkę z ukrycia i teraz czując się uratowany, wyszedł mu naprzeciw, by odetchnąć z ulgą i powiedzieć:
— Dziękuję ci.
Henryk podszedł do niego. Jego oczy wciąż płonęły wściekłością i bez zawahania wbił mu miecz w brzuch, zaskakując go całkowicie. Żołnierz osunął się na ziemię, a Henryk stojąc na placu pełnym martwych ciał, już zaczął szukać kolejnego przeciwnika. Szał zabijania ogarnął go kompletnie i pragnął nowych ciał. Już chciał ruszyć w kierunku kolejnych chat i dziedzińca, gdy nagle ktoś wychylił się zza jednej z chat i uderzył w jego głowę drewnianą pałką. Henryk stracił przytomność i padł na ziemię.3. Pojedynek gigantów
Następnego dnia, gdy Henryk zbudził się w swojej chacie, jedyne co pozostało po martwych napastnikach, były plamy krwi na podłodze. Nie wiedział, co się stało z ciałami, ani kto się nimi zajął, ale nie interesowało go to w ogóle. Czuł się winny swojej bezbronności w czasie ich ataku i już wiedział, że nigdy więcej nie może dopuścić do takiej sytuacji.
Wstał więc szybko i wyszedł, by podziękować Dawidowi za uratowanie życia, lecz zamiast swojego wybawcę, natknął się na Remka, który właśnie szedł w jego kierunku.
— Idealnie w porę — powiedział na powitanie. — Wszyscy czekają tylko na ciebie. Idziemy na zachód.
— Ale…
— Nie każ im czekać, bo już na serio są na granicy wytrzymałości.
— No, dobra, prowadź.
Henryk prowadzony przez Remka do zachodniej bramy, cały czas się rozglądał z nadzieją na spotkanie z Dawidem, ale nigdzie nie mógł go dostrzec. Zdenerwowany wyszedł przed gród i od razu aż przystanął, patrząc na liczne wojsko czekające tylko na niego. Masów, którzy odeszli od Jakuba było grubo ponad setkę wojowników, wśród których miał nie tylko swoich znajomych, ale i doświadczonych żołnierzy króla. Wszyscy stali na szerokim polu i zniecierpliwieni czekali tylko na niego.
Młody Korba przechodząc obok nich, czuł ich spojrzenia na sobie. Niektóre były pełne szacunku, inne niezbyt mu przychylne. Jednak, gdy dotarł na przód armii i zobaczył stojących tam swoich znajomych wraz z Rewelem, od razu mu się lżej na duszy zrobiło. Uśmiechnął się na ich widok i próbując zapomnieć o słowach króla i ostatniej nocy, postanowił skoncentrować się teraz tylko i wyłącznie na wrogu, który już z pewnością przeszedł granice ich królestwa.
— Słyszałem, że miałeś ciekawą noc — od razu powitał go Karol.
— Nigdy więcej już tyle nie wypiję.
— Tego nigdy nie obiecuj — natychmiast wtrącił Michał uśmiechając się do niego.
— Dokładnie — potwierdził Remek. — Następnym razem nie będziemy już cię zaprowadzać do chaty. Będziesz rzygał obok nas, ale będziemy mieć cię na oku.
— Idziemy w końcu? — zapytał Gotfryd, chcąc przerwać tą irytującą go rozmowę.
— Chyba tak — odpowiedział mu Henryk i czekał, aż wszyscy ruszą, ale nikt ani na metr się nie przesunął.
— Musisz wydać rozkaz, nasz przywódco — powiedział mu z lekkim uśmieszkiem na twarzy Karol.
Henryk speszony popatrzył po nich, mając nadzieję, że żartują, ale widząc ich stanowczy bunt i oczekiwanie wypisane na twarzach, przybrał poważną minę i głośno powiedział:
— Ruszamy!
Wtedy cała jego armia ruszyła za swoim młodym przywódcą.
***
Szli na zachód cały dzień bez żadnej przerwy. Henryk nie chciał przemęczać swoich żołnierzy i proponował kilka razy wypoczynek, ale zanim wydał rozkaz, zawsze pytał o zdanie Karola idącego tuż obok niego. Ten jako bardziej doświadczony wojownik i były dowódca, za każdym razem skutecznie odradzał przerywać marsz. Dopiero, gdy pod wieczór doszli do rzeki płynącej przez środek królestwa, Henryk zarządził odpoczynek.
Niestety, jako grupa zwiadowcza nie mieli ze sobą namiotów, przez co rozbijając obóz, musieli dobrze zabezpieczyć teren i spać w zbitej grupie pod gwiazdami. Henryk próbował zasnąć, by nabrać sił przed dalszą drogą, ale wciąż pamiętał o słowach Dawida i o czyhających na niego wrogach w obozie. Co się położył, to szybko wstawał, rozglądając się i szukając kolejnego czyhającego na niego zawiedzionego człowieka, który chętnie pozbyłby się go, przy najbliższej okazji. Męczyło go to bardziej niż sam marsz, więc usiadł przy jednym z ognisk i postanowił tam spędzić noc.
— Czemu nie śpisz? — zapytał go przyciszonym głosem Gotfryd, siadając obok niego.
— Nie potrafię zasnąć.
— Nie spodziewałeś się takiej decyzji króla, co nie?
— Nigdy nie chciałem nikim dowodzić.
— Widać to po tobie, chłopcze.
— Jak wy dowiedzieliście się o jego pomyśle?
— Wysłał do nas jednego ze swoich ludzi. Nawet sam nie raczył do nas zajrzeć.
Tuż o świcie, ku zdziwieniu żołnierzy broniących gród, czarodzieje wraz z Cecylią opuścili Dobę. Henryk dopilnował, by szybko zamknięto za nimi bramę wschodnią i odprowadził ich wzrokiem, zadowolony że chociaż jedna część jego planu zadziałała. Teraz jednak pozostała druga, o wiele ważniejsza i niestety mniej przewidywalna. Nie wiedział bowiem jak jego znajomi podejdą do jego prośby. Czy uda im się porozmawiać z resztą Masów w armii Jakuba oraz jak oni zareagują.
Nie spodziewał się jednak, że jeszcze przed południem odpowiedź sama do niego dotrze.
— Atakują! — krzyknął któryś z żołnierzy.
Młody wojownik od razu pobiegł w stronę bramy zachodniej. Dołączyło do niego jeszcze kilu żołnierzy i gdy tylko znaleźli się nad bramą, spojrzeli na wyłaniających się z lasu w oddali żołnierzy Jakuba. On sam stał na ich czele i zwrócony w ich stronę, czekał na swoich ludzi.
— Atakują? — zapytał ich Remek, dobiegając do nich w swojej nowej zbroi.
Henryk jednak mu nie odpowiedział. Wszyscy stali już na murach i patrzyli na wciąż wyłaniających się nowych przeciwników. Rozciągali się po całej linii drzew, pokazując swoją liczebność i gotowość do ataku.
— Ktoś wie, dokąd poszli magowie? — zapytał w końcu jeden z żołnierzy, bojąc się coraz bardziej.
— Spokojnie żołnierzu — odezwał się Dawid, podchodząc do nich. — Wypełniają rozkaz króla.
Żołnierz uspokojony skinął głową, a łucznicy Jakuba zaczęli wyłamywać się z linii i podchodzić coraz bliżej. Szli w odległości około dwóch metrów od siebie, przez co utworzyli załamaną linię ogarniającą nie tylko mury z zachodu, ale i część południa i północy.
— Przygotujcie się na ostrzał! — krzyknął Dawid.
— Poczęstujemy ich katapultami? — zapytał z nadzieją w głosie Remek.
— Nie. Kto nie ma tarczy, szuka schronienia! — krzyknął jeszcze głośniej.
— Atakują od południa! — krzyknął nagle ktoś w oddali.
Henryk natychmiast zareagował i pobiegł w tamtą stronę. Minął po drodze stojących na murach żołnierzy, przygotowanych do osłonięcia się tarczami. Jednak gdy dobiegł do obrońców południowych murów, przystanął i spojrzał na pustkowie, za którym stał liczący kilkudziesięciu najemników oddział Hiszów.
— Od północy też się pojawili — odezwał się jeden z żołnierzy stojący kilka metrów dalej.
— Nie widzę drabin — zauważył jeden z żołnierzy stojących obok Henryka.
— Chcą nas nastraszyć. Obserwujcie ich i wołajcie, jakby zaczęli się zbliżać — odpowiedział mu i znów pobiegł do zachodniej bramy.
Z tej strony łucznicy stali już w połowie drogi dzielącej ich od Doby. Remek wraz z żołnierzami i Dawidem wyczekiwali ich ostrzału, ale wtedy cały oddział strzelców przeciwnika zatrzymali się, a z lasu powoli ruszył do przodu Jakub. Dumnie siedząc na koniu, powoli zbliżał się do nich, a łucznicy czując już go za sobą, zaczęli naciągać swoje łuki, gotowi do wystrzału.
— Co on kombinuje? — zapytał Henryk.
— Negocjuje — odpowiedział Dawid.
— Możemy go zestrzelić — odezwał się Remek. — Niech podjedzie jeszcze bliżej.
— Nie! — odpowiedział mu stanowczo Dawid. — Henryku, my schodzimy.
Jakub minął łuczników i podjechał bliżej, zatrzymując się kilkadziesiąt metrów przed bramą. Henryk nie sprzeciwił się szpiegowi, tylko natychmiast ruszył za nim i trzymając w rękach tarcze i miecz, wyszedł za Dawidem przed gród, by porozmawiać z przywódcą przeciwników. Ten widząc ich dwóch uśmiechnął się na ich widok i od razu powitał ostrym tonem:
— Witajcie zdrajcy.
— Czego chcesz? — zapytał Dawid.
Jakub spojrzał na mury, na których stali żołnierze królewscy i ruszył w ich kierunku pewny siebie, podnosząc głos:
— Chcę dać szansę waszym ludziom, bo cenię każdego wojownika. Możecie uratować się jeszcze odchodząc stąd lub przyłączając się do mnie. Nie będę nikogo ścigał, ani potępiał. Choć przyznam, że druga możliwość bardziej mi odpowiada. Jednak stawiam jeden warunek — wydajcie demony, które schroniły się w waszych murach. Oni nigdy nie będą do nas podobni. Zawsze będą się stawiali ponad wami i traktować was jak swoich sługusów. Pomóżcie nam wyplewić z nich naszą ziemię, a pomożecie nie tylko nam i sobie.
— A jeśli, nie? — zapytał Dawid.
— To zginiecie razem z nimi.
— Nie zdobędziecie grodu — odezwał się Henryk. — Nie macie żadnych maszyn oblężniczych.
Jakub spojrzał na młodego wojownika z pogardą i odparł:
— Mój zwiad, który omal nie zdobył waszego grodu, przekazał mi informacje na temat waszej skromnej obrony. Nie macie wsparcia od swojego tchórzliwego króla, który siedzi w swoim zamku. Jest was za mało, by obronić ten gród. My mamy już na tyle gotowych drabin, że możemy zdobyć was w każdej chwili. — Znów przybliżył się do murów i dodał: — Przez to jeśli cenicie życie swoich ludzi, to wydajcie nam demony i pozwólcie swoich żołnierzom odejść a najlepiej sami odejdźcie wraz z nimi. Nie będzie drugiej szansy. Daje wam czas do południa!
Spojrzał ostatni raz na żołnierzy przysłuchujących się im uważnie, zatoczył jeszcze koło wokół stojących wysłanników Doby, po czym powoli zaczął odjeżdżać w stronę swoich łuczników. Dawid wraz z Henrykiem również odwrócili się i zaczęli wracać w kierunku bramy, gdy nagle usłyszeli głos Remka:
— Strzelają!
Obaj natychmiast odwrócili się w stronę Jakuba, który gdy tylko minął swoich łuczników, wydał im rozkaz do wypuszczenia strzał w kierunku obrońców grodu, jak i ich wysłanników. Henryk skulił się za tarczą i tylko czuł, jak w jego tarczę wbijają się strzały. Jedna z nich przeleciała między nim, a Dawidem, inna śmignęła obok jego ucha, ale na szczęście żadna nie trafiła ani jego ani szpiega.
— Biegnijcie! — usłyszeli znów głos Remka.
Nie czekając na nic, wykonali jego polecenie, nie odwracając się ani na chwilę. Udało im się dobiec do bramy i natychmiast przykleili się do murów, a żołnierze zamknęli za ich plecami bramę. Wtedy to, kolejne strzały opadły na obrońców grodu. Tym razem już nikt nie celował w wysłanników, przez co Henryk wraz z Dawidem kryjąc się za murami, tylko obserwowali, jak przelatują one nad ich głowami i trafiają w dachy i pusty plac na środku Doby.
— Hiszowie, ludzie bez honoru — skomentował to wściekły Dawid.
Ostatnie strzały wbiły się jeszcze kilkanaście metrów od nich, wbijając się z impetem w ławeczkę stojącą przy jednej z chat. Po tej salwie, nastała w grodzie zupełna cisza.
— Odchodzą! — krzyknął Remek po chwili.
Henryk wraz z Dawidem szybko wbiegli na mury i wraz z obrońcami patrzyli na stojącego pod lasem Jakuba obróconego w ich stronę. Jego łucznicy odchodzili od grodu, ale za to z lasu zaczęli wyłaniać się jego żołnierze. Było ich kilkudziesięciu i nieśli w rękach długie na kilka metrów skręcone drabiny. Ruchem ręki rozkazał im rozejść się na boki, tak by wszyscy widzieli nie tylko długość ich drabin, ale i ich ilość. Nawet z tak wielkiej odległości Masowie mogli dostrzec ich solidność i wysokość. Mieli ich tak dużo, że prócz sporej ilości rozłożonej od strony bramy zachodniej, to kolejni żołnierze nieśli je jeszcze do swoich kompanów rozlokowanych od strony północnej i południowej grodu.
— Nie obronimy murów z każdej strony — odezwał się Remek.
— Niech zaatakują — odpowiedział mu pewnym głosem Henryk, czym zaskoczył stojących obok żołnierzy.
— Pycha wielu znakomitych dowódców doprowadziła do zguby — skomentował jego słowa Dawid.
— Gród pozostanie niezdobyty, to wam mogę obiecać — odpowiedział młody wojownik i schodząc z murów, dodał: — Obudźcie mnie przed południem.
Henryk poszedł do swojej chaty i usiadł na łóżku, na którym wcześniej spała Cecylia. Nie chciał pogodzić się z porażką, na którą są skazani, gdy tylko Jakub zaatakuję. Pragnął coś wymyślić. Znaleźć jakiś sposób, by poprzeć swoje ostanie słowa, ale wiedział doskonale, że Dawid miał rację. Jeśli Jakub zaatakuje, czeka ich niechybna porażka.
Położył się i zamknął oczy, by odpocząć przed czekającą ich ciężką bitwą.
***
— To już — zbudził go głos Remka.
Henryk zabrał ze sobą miecz oraz tarczę i ruszył za rozbójnikiem na mury. Wtedy to zobaczył, że wszyscy obrońcy grodu stali już na swoim miejscach. Gotowi do walki, czekali tylko na przeciwnika. Większość z nich zajęła miejsce na murach, inni czekali w pogotowiu na dziedzińcu. Wszyscy, których mijał na swojej drodze, pozdrawiali go skinieniem głowy, co go trochę zaskoczyło. Obawiał się, że część ucieknie lub będą wściekli na niego, słysząc zapewnienie Jakuba o ich wolności. Spojrzał zdziwiony na Remka, oczekując jakiegokolwiek wytłumaczenia i wtedy usłyszał:
— Dawid im powiedział, czyim synem jesteś.
Tam już czekał na nich szpieg wraz z kilkoma żołnierzami.
— I jak? — zapytał go Henryk.
Ten tylko wskazał na las w oddali, gdzie już stał Jakub wraz ze swoimi żołnierzami. Stali w pełnym uzbrojeniu i tylko czekali na rozkaz do ataku.
— Jak pozostałe strony?
— Tak samo — odparł mu Dawid. — Może zajmij się północą, a Remek południem. Ja tu zostanę.
— A co z katapultami? — zapytał Remek zawiedzionym głosem.
— To stare maszyny, nie pomogą nam za wiele.
— Nie zgodziłbym się — zaprotestował rozbójnik.
— Pozwól mu bronić tej bramy — odezwał się Henryk. — Przygotował kilka niespodzianek dla Jakuba.
— Tutaj uderzą z największą siłą — odpowiedział im Dawid.
— Remek wie co robi.
Szpieg spojrzał na rozbójnika, którego nie darzył zbyt wielkim zaufaniem, ale ufając w słowa Henryka, skinął głową i odpowiedział:
— Ty tu dowodzisz młody. Ja więc wezmę południową stronę.
Młody wojownik nie czuł się żadnym dowódcą i nigdy nim nawet nie chciał zostać, ale to nie był czas na kłótnie. Uśmiechnął się delikatnie, by zasłonić swoje zakłopotanie i od razu ruszył na północną część grodu.
— Henryku, zaczekaj! — zawołał go nagle Remek.
Podszedł do niego i wyciągając z kieszeni mały flakonik zielonej mikstury od czarodziejki, wsadził go do dłoni młodego wojownika i powiedział:
— Cecylia kazała mi to ci dać. Cokolwiek to jest, masz to wziąć w ostateczności.
Henryk tylko spojrzał na magiczny napój i bijąc się z myślami, schował go bez słowa. Następnie pobiegł na swoją część murów i ciągle myśląc o młodej czarodziejce, uśmiechał się pod nosem.
— To zaszczyt walczyć z synem wielkiego Korby — odezwał się nagle jeden ze starszych żołnierzy, broniący tej części grodu.
Reszta jego ludzi również podzielała jego zdanie, przytakując głową i oddając honory młodemu wojownikowi.
— Pokażemy im jak prawdziwi Masowie walczą — odpowiedział im dumnym głosem.
— Tak jest! — prawie jednogłośnie poparli jego słowa żołnierze.
Henryk odwrócił wzrok w stronę przeciwników i teraz wraz z obrońcami grodu, czekał na ich ruch. Hiszowie jednak się nie spieszyli. Siedzieli przy kilku ogniskach i czekali cierpliwie na kolejne rozkazy. Było ich kilkudziesięciu z tej strony i specjalnie nie kryli się, by wszyscy mogli zobaczyć nie tylko ich ilość, ale i broń, którą mają przygotowaną do ataku.
Nagle wśród nich zaczęło się poruszenie. Wszyscy zaczęli wstawać i patrzeć na podjeżdżającego do nich wysłannika Jakuba. Henryk wraz z żołnierzami króla obserwował tylko, jak w oddali słuchają jego słów i zaczynają zbierać z ziemi swoje miecze i topory.
— Zaczyna się — odezwał się jeden z obrońców.
— Walczcie najlepiej jak tylko potraficie, a przejdziecie do historii tego grodu.
Żołnierze Jakuba ruszyli powoli do ataku. Pierwszą linię stworzyli łucznicy. Zaraz za nimi szli żołnierze z wielkimi tarczami w rękach, a na końcu wybrańcy, trzymający drabiny. Wśród obrońców grodu, żołnierze trzymający łuki w rękach również przygotowali się do wypuszczenia w ich kierunku strzał, ale czekali cierpliwie na ich podejście. Henryk dołączył do nich, odkładając na bok na razie swój miecz i tarczę. Napiął łuk i czekał razem z nimi na przeciwników.
— Nie strzelajcie za szybko — odezwał się Henryk. — Niech każdy wasz strzał będzie celny.
Napastnicy zbliżali się nieubłaganie. Łucznicy Jakuba jednak w połowie drogi przystanęli i zaczęli przygotowywać się do ostrzału, a ich kompani szli wciąż do przodu. Przeszli już ponad połowę drogi dzielącą ich od grodu i wtedy ich łucznicy wypuścili pierwsze strzały. Żołnierze trzymający drabiny w rękach, tym momencie zaczęli biec ile mieli tylko sił w nogach, Obrońcy zdezorientowani popatrzyli na Henryka, który patrząc na zbliżające się w ich stronę strzały, tylko krzyknął i od razu sięgnął po tarczę, by się nią osłonić:
— Kryć się!
Strzały opadły wprost na nich wbijając się w ich tarcze, odbijając się od murów, czy przebijając odsłonięte części ciała niektórych, spóźnionych żołnierzy. Po krótkiej chwili Henryk podniósł się z tarczą w górze i widząc, że wszystkie strzały opadły, krzyknął ponownie:
— Teraz my!
Pochwycił łuk i od razu chciał wystrzelić w zbliżających się do nich napastników. Ci jednak przystanęli w miejscu. Żołnierze trzymający wielkie, szerokie tarcze, utworzyli ścianę, nie do przebicia, a za nią ukryli nie tylko siebie, ale i swoich kompanów, którzy położyli na ziemię drabiny i teraz ukryli się przed ostrzałem. Henryk nigdy nie widział czegoś takiego. Zaskoczony ich współpracą, aż zaniemówił. Wtedy łucznicy przeciwnika wypuścili kolejną serię.
— Kryć się! — krzyknął znów.
Obrońcy grodu znów odłożyli łuki, by pochwycić tarcze, a napastnicy wznowili swój bieg w ich kierunku. Nie wyglądało to dobrze. Jedna ze strzał wbiła się w tarczę Henryka, przebijając się grotem tuż obok jego ręki. Spojrzał na żołnierzy króla, którzy z coraz mniejszym entuzjazmem kryli się pod swoimi tarczami. Zdawali sobie sprawę z uciekających im szans na obronę i denerwowali się tym tak samo jak i on. Henryk czuł, że musi coś zrobić. Nie mógł czekać, aż strzały przestaną opadać. Nie mógł pozwolić im nałożyć już kolejnych. Wstał szybko z tarczą nad głową i krzyknął:
— Celujcie w łuczników!
Widząc, że wszystkie strzały opadły, odrzucił tarczę na bok i szybko pochwycił swój łuk. Napiął strzałę i szybko wypuścił ją w stronę jednego z łuczników. Trafił go prosto w głowę, jednak jego kompani już naciągali kolejne strzały. Kilku obrońców zdołało wypuścić też swoje strzały. Henryk wypuścił jeszcze jedną, trafiając kolejnego przeciwnika, ale nie wszyscy obrońcy potrafili tak szybko i skutecznie trafiać. Zaledwie kilku łuczników przeciwnika poległo, ale większość z nich znów wypuściła kolejne strzały. Henryk wystrzelił jeszcze raz i szybko schylił się po tarczę, by zaraz się nią osłonić. Strzały Hiszów znów opadły na obrońców, a żołnierze Jakuba tymczasem podbiegli już pod gród. Oparli drabiny o mury i zaczęli się wspinać.
Henryk obserwował ostatnie przelatujące strzały i znów wstał szybciej, nie mając pewności, że ostatnia już opadła na ziemię. Na szczęście miał nad głową tarczę i jedna z ostatnich właśnie wbiła mu się w boczną krawędź tarczy. Żołnierze schowani jeszcze pod tarczami, tylko patrzyli na niego, jak ten nie okazując im strachu, odrzucił tarczę na bok i pochwycił łuk.
— Do obrony! — krzyknął i znów wystawił łuk przed siebie, by wystrzelić kolejne kilka pocisków w stronę łuczników.
Ci jednak już nie przygotowywali się do ostrzału, tylko biegli w ich stronę. Jego kompani już wspinali się na mury, więc Henryk zmienił cel i wystrzelił strzałę w pierwszego, wspinającego się po drabinie napastnika.
— Do mieczy! — krzyknął.
Henryk spróbował odepchnąć drabinę, ale już było na niej kilku napastników, co skutecznie mu uniemożliwiło jej odrzucenie. Przez to sięgnął po miecz oraz tarczę i już czekał na pierwszego z nich. Wychylił on się i natychmiast ściął mu głowę. Drugi po nim już nie był taki pewny siebie i uchylił się pod jego zamachem. Rzucił w oczy młodego wojownika worek z ziemią, który rozsypał się tuż przed nim. Henryk musiał przetrzeć oczy, a wtedy napastnik wskoczył na mury i natychmiast zaatakował. Młody Korba z trudem obronił się przed jego natarciem. Musiał się wycofać, a wtedy na mury weszli kolejni żołnierze Jakuba. Na pozostałych drabinach działo się podobnie i walka z każdą chwilą nabierała tempa. Henryk odzyskał w końcu wzrok i widząc, że ilość przeciwników na murach zaczyna niebezpiecznie rosnąć, przystąpił do kontrataku. Szybko przyblokował jego kolejny atak i wbił mu swój miecz w brzuch. Zepchnął go z murów i już wyrósł mu następny przeciwnik. Tym razem był nim jeden z najemników. Wiedział, co to pojedynek, przez to nie było go łatwo trafić. Bronił się i kontrował, dzięki czemu blokował Henrykowi dostęp do drabiny, z której wychodzili na mury następni napastnicy. Młody wojownik przypomniał sobie o fiolce magicznego napoju, który dał mu Remek i widząc coraz mniejsze szanse na zwycięstwo już chciał po nią sięgnąć, gdy kątem oka zobaczył żołnierza króla, który wcześniej mu wspomniał o jego ojcu. Walczył swoimi siłami i ani myślał o oddaniu grodu. Moc tego napoju mogła pomóc Henrykowi pokonać wielu przeciwników, ale i naraziłaby na niebezpieczeństwo jego obrońców. Na to nie chciał pozwolić. Odłożył chęć sięgnięcia po magię i rzucił się na przeciwnika ze zdwojoną siłą. Zaskoczył go nie tylko swoją zaciętością, ale i brawurą, która sprawiła, że trafił twardego najemnika najpierw w bok, a później w szyję. Przeciwnik padł martwy, ale już na jego miejsce pojawił się następny. Henryk nie miał zamiaru odpoczywać. Szybko skontrował jego atak i powalił go na ziemię. Dobiegł do drabiny i następnego wyskakującego na mur od razu nabił na miecz. W ten sposób udało mu się oczyścić najbliższą drabinę z napastników. Spojrzał na kolejne dwie z lewej strony i walczących przy niej żołnierzy królewskich. Nie udało im się osiągnąć tak dużego sukcesu jak Henrykowi, ale skutecznie bronili napastnikom zdobywanie kolejnych metrów. Odwrócił się więc na prawo, by zobaczyć jak i tam idzie obrońcom i aż przeląkł się. Tu było znacznie więcej żołnierzy Jakuba. Drabin opartych na murach było też więcej, przez co obrońcy nie byli w stanie wszystkich skutecznie obstawić. Wycofali się, tworząc zwartą grupę powstrzymującą ich dalsze przesuwanie się w kierunku bramy wschodniej. Napastników wciąż na murach przybywało, a Henryk walczył sam ze sobą, nie mogąc ani opuścić miejsca w którym stoi, ani ruszyć im z pomocą.
Nagle usłyszał świst dochodzący z zachodniej części grodu. Szybko spojrzał w tamtą stronę i już wiedział, że Remek właśnie zaczął razić przeciwników pociskami z katapulty. Oznaczało to, że Jakub nie żartował tym razem i przypuścił atak frontalny.
Nagle tuż obok Henryka wyłonił się kolejny najemnik Jakuba. Młody obrońca machnął mieczem w jego stronę, ale ten schylił się i szybko wskoczył na mur. Chciał utrzymać zdobytą pozycję i osłonić drabinę, by pomóc następnym kompanom, ale Henryk nie pozwolił mu się długo cieszyć tym małym zwycięstwem. Zaatakował go natychmiast i szybko przebił go na wylot.
Widział to jeden z żołnierzy Jakuba stojący po prawej stronie i zabierając ze sobą dwóch kompanów, ruszył z nimi na młodego wojownika. Henryk kątem oka dostrzegł żołnierzy królewskich stojących po jego lewej stronie, którzy chcieli mu pomóc, ale nie mogli opuścić swojego. Widział ich obawę w oczach, przez to nie chcąc dać po sobie poznać strachu, ruszył bez chwili zawahania na nowych przeciwników. Wiedział, że obrońcy grodu znali jego ojca z najlepszej strony i liczyli, że jego syn nie może być gorszy. Przez to pełen werwy zaczął walczyć najlepiej jak tylko potrafił. Wymachiwał mieczem, odbijał ich ciosy, kontrował i po kolei trafiał jednego po drugim, nie myśląc o zatrzymaniu się ani na moment. Sił niestety mu z każdą chwilą ubywało. Ręce domagały się przerwy, a przeciwników wydawało się, jakby w ogóle nie ubywało. Nie mógł jednak się poddać. Dopóki tylko mógł utrzymać miecz i tarczę w rękach, nie zamierzał odpuszczać.
Wtedy to wszyscy walczący usłyszeli głośny dźwięk rogu, dochodzący z zewnątrz grodu. Napastnicy zaskoczeni, przez chwilę stanęli w miejscu. Najemnicy, którzy wskoczyli za plecami Henryka na mury spojrzeli na swoim kompanów i już po chwili wszyscy ruszyli z powrotem na drabiny, by zejść na dół. Henryk właśnie pokonał kolejnego najemnika i chciał ruszyć na następnego, gdy zorientował się, że ci zaczynają się wycofywać. Był jeszcze bardziej zdezorientowany niż oni i dopiero widok wiwatujących obrońców grodu, pozwolił mu zorientować się w sytuacji. Żołnierze Jakuba schodząc z murów, szybko oddalali się od grodu, a on wraz z żołnierzami królewskimi tylko oglądał ich plecy, nie bardzo wiedząc, czemu zawdzięczają osiągnięte zwycięstwo.
— Sprawdźcie, czy wszędzie jest tak samo — polecił żołnierzom, którzy natychmiast pobiegli wzdłuż murów.
Młody wojownik choć był szczęśliwy, to bardziej ciekawił go, powód zachowania ich przeciwników. Spoglądał po twarzach swoich towarzyszy broni, ale ci tak samo zdziwieni, tylko odprowadzali wzrokiem ludzi Jakuba.
— Spójrzcie! — krzyknął nagle jeden z żołnierzy królewskich po prawej stronie.
Wszyscy odwrócili się we wskazaną stronę i wtedy dostrzegli powód ich zagadkowego zwycięstwa. W oddali bowiem pojawiły się chorągwie królewskie niesione przez setki żołnierzy zbliżających się z królem Norwidem na czele. Wyłaniali się od wschodu i z każdą chwilą ujawniała się ich ogromna ilość. Obrońcy na ich widok zaczęli wiwatować i wykrzykiwać imię króla Norwida. Imponujący to był widok. Setki żołnierzy w pełnym uzbrojeniu i w równych odstępach nadciągały w ich stronę z odsieczą. Henryk czuł się dumny będąc częścią tak wielkiej armii i z nieukrywaną radością patrzył na uciekających napastników, którzy przy tak wielkiej armii prowadzonej przez króla, wyglądali jak skromny oddział.
— Daliśmy radę — odezwał się, podchodzący do niego żołnierz królewski.
Henryk skinął mu głową i poklepał po ramieniu, po czym odparł:
— Idę sprawdzić zachodnią bramę.
Ruszył w jej kierunku i omijał leżące pod stopami ciała napastników i niestety też niektórych obrońców grodu. Cieszył się ze zwycięstwa, ale ilość ciał żołnierzy królewskich z każdym odcinkiem zaczynał go przerażać. Im dalej toczyła się walka od jego miejsca, tym więcej mijał rannych i zabitych obrońców. Nie mówił nic, tylko mijał ich szybko, co jakiś czas pozdrawiając co niektórych skinięciem głowy, aż w końcu doszedł do zachodniej bramy, nad którą stał Remek wraz z Dawidem i kilkoma żołnierzami królewskimi. Na murach niestety nie brakowało też rannych i zabitych.
— I jak tam młody? — zapytał go od razu szpieg.
— Daliśmy radę.
Spojrzał na ziemie przed grodem i zobaczył odkrytą jedną dziurę w ziemi, gdzie wcześniej wykopali dla napastników śmiertelną pułapkę. Z drugiej dziury jeszcze wyciągali jednego, ciężko rannego kompana. W innym miejscu leżało trzech żołnierzy Jakuba, przebitych nietypowym pociskiem Remka z katapulty, a po całej szerokości pola leżało kilkanaście ciał przebitych strzałami.
— Myślicie, że wycofają się? — zapytał ich Henryk.
— Jeśli mają rozum, to zawrócą.
— Szkoda, że nie widzieliście, jak zaskoczyły ich moje niespodzianki — odezwał się dumny z siebie Remek. — Nie byli na nie gotowi.
— Przejdźcie się po murach i upewnijcie się, czy komuś nie trzeba pomóc — rzekł Dawid. — Ja zajmę się ciałami poległych.
Henryk wraz z Remkiem skinęli głowami i nie spiesząc się, zaczęli przechodzić wokół grodu. Jednak im bardziej oddalali się od zachodniej bramy, tym szybciej ich spokój i radość z wygranej bitwy znikał. Na południowej części murów ciała obrońców leżały, jeden za drugim, a między nimi znajdowało się tylko kilku martwych napastników. Wyglądało na to, że od tej strony, było napastników znacznie więcej niż od północnej. Remek z niedowierzaniem wychylał się z murów, patrząc na ilość drabin opartych o mury.
— Ilu ich tu musiało być? — powiedział z niedowierzaniem w głosie.
— Dobrze, że Dawid tu był — odparł mu Henryk, wciąż mijając pod nogami kolejne ciała, ale z każdym przebytym metrem jego spokój zmieniał się w niepokój. — Tylko… wątpię, by nie zostawił tu nikogo.
Przyspieszyli więc, by dotrzeć do południowej części murów i wtedy dostrzegli schodzących na dół najemników Jakuba. Było ich kilkunastu i zdobywając tę część murów, już poruszali się w głąb grodu, by zabić kolejnych jego obrońców.
— Trzeba dać znać reszcie — odezwał się Remek.
— To ja ich wezmę na siebie, a ty leć po resztę — odpowiedziała mu Henryk, sięgając po miecz i tarczę, którą miał przypiętą na plecach.
— Oszalałeś? Sam im nie dasz rady.
Henryk spojrzał na niego zamyślony i po chwili odpowiedział:
— Zostaw mnie samego i nie wołaj tu nikogo.
— Teraz to ty oszalałeś.
— Nie. Wierz mi, wiem co mówię.
— Przecież…
— Odejdź i nie sprowadzaj tu nikogo.
— No, to idę z tobą.
— Nie! — aż podniósł głos Henryk. — Proszę cię. Trzymaj się z dala od tego miejsca. Ja ich powstrzymam.
— Ale…
— Remek, obiecaj mi, że nikogo tu nie sprowadzisz.
Rozbójnik zadziwiony jego zachowaniem jeszcze przez chwilę stał nie mogąc nic mu odpowiedzieć, aż w końcu przytaknął głową, a młody wojownik samotnie ruszył w kierunku kilkunastu napastników.
— Odejdź jak najdalej — powiedział do niego jeszcze Henryk i przyspieszył, by dogonić najemników poruszających się już między chatami.
Remek powoli zaczął odchodzić, ale wciąż nie był przekonany, co do tego, czy go zostawiać samego. Nie wiedział, co planuje jego przyjaciel i w jaki sposób chciał ich zatrzymać, ale nie chciał mu pozwolić na nierówną, samotną walkę z przeciwnikiem.
Henryk w tym czasie, zszedł z murów i zanim zaczął ich szukać, sięgnął po magiczny eliksir Cecylii. Nie chciał go pić, obiecał sobie, że już nigdy z niego nie skorzysta, ale… tym razem nie widział innego wyjścia. Wypił mały łyk, by zachować kontrolę nad sobą, ale nie czując żadnego przypływu mocy, zrobił jeszcze jeden łyk i jeszcze jeden, szybko opróżniając całkowicie buteleczkę. Przeraził się widząc ją tak szybko pustą, ale za późno już było na odwołanie czegokolwiek. Odrzucił ją na bok i z mieczem oraz tarczą w rękach ruszył przed siebie. Szybkim tempem szedł do pierwszych chat i wtedy dostrzegł pierwszych najemników, którzy przeszukiwali chaty i zabijali zaskoczonych żołnierzy królewskich, którzy ranni zdążyli już zejść z murów, by zająć się swoimi ranami.
— Hej! — krzyknął na nich, by zwrócić na siebie uwagę.
Natychmiast ostatnich czterech odwróciło się w jego stronę i zadowoleni ze swojej przewagi, zaczęli go otaczać. Reszta ich kompanów tylko odwróciła się w jego stronę, by popatrzeć jak umiera młody śmiałek. Jednak Henryk będąc już pod wpływem czaru, zaatakował ich ze zdwojoną szybkością i siłą. Bardzo szybko przeciął jednego w pół, drugiego przyblokował i skontrował, przebijając na wylot. Trzeci nie zdążył nawet opuścić miecza znad głowy, gdy Henryk go dopadł. Najemnicy widząc to, od razu zawołali resztę i z każdej strony zaczęli się zbiegać, by pokonać ich jedynego przeciwnika. Czwarty padł martwy, ale wtedy dwóch kolejnych zaatakowało. Młody wojownik poruszał się jednak tak szybko, że nie mieli szans, by go trafić. Wyglądało jakby czytał w ich myślach i każdego wyprzedzał o kilka sekund.
Gdy padł już kolejny najemnik, pozostałych dwóch zaczęło bać się swojego nieobliczalnego przeciwnika.
— Kim ty jesteś? — zapytał jeden, ale Henryk nie miał zamiaru odpowiadać.
Zaatakował najpierw jego, później następnego. Obaj dobrze walczyli, więc z trudem, ale zdołali się obronić. Wtedy z tyłu ruszył na młodego wojownika dwóch pozostałych najemników. Henryk musiał zaczął się bronić i odbijał ich miecze umiejętnie, aż w końcu jeden z nich dosięgnął go i zranił w ramię. Młody wojownik zatrzymał się, a jego przeciwnicy zadowoleni z tego widoku, nabrali pewności siebie.
— Czyli jesteś jednak śmiertelny — odezwał się znów ten sam najemnik. — Zabić go!
Otoczyli go i atakowali z każdej strony prawie równocześnie. Henryk ledwo wybronił jeden atak, gdy już spadał na niego drugi. Męczył się niemiłosiernie. Cudem uniknął ciosu wyprowadzonego przez kolejnego najemnika i odskoczył do tyłu, prawie nadziewając się na miecz tego, który stał tuż za nim. Zrobił unik w ostatnim momencie i uderzył przeciwnika rękojeścią miecza. Ten zachwiał się i Henryk przebił go mieczem na wylot. Wściekli jego kompani rzucili się do ataku. Już nie otaczali go, nie współpracowali tak dobrze, tylko wściekli przypuszczali atak jeden za drugim z jednej strony. Henryk bronił się tarczą, mieczem i kontrował, po kolei trafiając kolejnego najemnika. Nie minęło wiele czasu, a już przy życiu został tylko ten, który nawoływał przed chwilą swoich kompanów do ataku.
— Co za diabeł z ciebie?
Henryk mu nie odpowiedział. Szedł na niego z wściekłością płynącą z oczu i zaatakował przestraszonego przeciwnika. Ten nawet nie bronił się już tak pewnie. Strach zmroził go na tyle, że popełniał błędy i co chwilę otrzymywał cięcia, osłabiające jego ciało.
— Stój! Czekaj! Poddaje się — powiedział unosząc miecz przed siebie i podnosząc ręce.
Młody wojownik będąc pod wpływem magicznego eliksiru jednak ani myślał mu odpuścić. Stanął naprzeciw niego i szybkim ruchem ściął mu głowę. Ciało najemnika padło tuż pod jego stopami, a wtedy wyłonił się zza chaty jeden z rannych żołnierzy królewskich. Obserwował całą walkę z ukrycia i teraz czując się uratowany, wyszedł mu naprzeciw, by odetchnąć z ulgą i powiedzieć:
— Dziękuję ci.
Henryk podszedł do niego. Jego oczy wciąż płonęły wściekłością i bez zawahania wbił mu miecz w brzuch, zaskakując go całkowicie. Żołnierz osunął się na ziemię, a Henryk stojąc na placu pełnym martwych ciał, już zaczął szukać kolejnego przeciwnika. Szał zabijania ogarnął go kompletnie i pragnął nowych ciał. Już chciał ruszyć w kierunku kolejnych chat i dziedzińca, gdy nagle ktoś wychylił się zza jednej z chat i uderzył w jego głowę drewnianą pałką. Henryk stracił przytomność i padł na ziemię.3. Pojedynek gigantów
Następnego dnia, gdy Henryk zbudził się w swojej chacie, jedyne co pozostało po martwych napastnikach, były plamy krwi na podłodze. Nie wiedział, co się stało z ciałami, ani kto się nimi zajął, ale nie interesowało go to w ogóle. Czuł się winny swojej bezbronności w czasie ich ataku i już wiedział, że nigdy więcej nie może dopuścić do takiej sytuacji.
Wstał więc szybko i wyszedł, by podziękować Dawidowi za uratowanie życia, lecz zamiast swojego wybawcę, natknął się na Remka, który właśnie szedł w jego kierunku.
— Idealnie w porę — powiedział na powitanie. — Wszyscy czekają tylko na ciebie. Idziemy na zachód.
— Ale…
— Nie każ im czekać, bo już na serio są na granicy wytrzymałości.
— No, dobra, prowadź.
Henryk prowadzony przez Remka do zachodniej bramy, cały czas się rozglądał z nadzieją na spotkanie z Dawidem, ale nigdzie nie mógł go dostrzec. Zdenerwowany wyszedł przed gród i od razu aż przystanął, patrząc na liczne wojsko czekające tylko na niego. Masów, którzy odeszli od Jakuba było grubo ponad setkę wojowników, wśród których miał nie tylko swoich znajomych, ale i doświadczonych żołnierzy króla. Wszyscy stali na szerokim polu i zniecierpliwieni czekali tylko na niego.
Młody Korba przechodząc obok nich, czuł ich spojrzenia na sobie. Niektóre były pełne szacunku, inne niezbyt mu przychylne. Jednak, gdy dotarł na przód armii i zobaczył stojących tam swoich znajomych wraz z Rewelem, od razu mu się lżej na duszy zrobiło. Uśmiechnął się na ich widok i próbując zapomnieć o słowach króla i ostatniej nocy, postanowił skoncentrować się teraz tylko i wyłącznie na wrogu, który już z pewnością przeszedł granice ich królestwa.
— Słyszałem, że miałeś ciekawą noc — od razu powitał go Karol.
— Nigdy więcej już tyle nie wypiję.
— Tego nigdy nie obiecuj — natychmiast wtrącił Michał uśmiechając się do niego.
— Dokładnie — potwierdził Remek. — Następnym razem nie będziemy już cię zaprowadzać do chaty. Będziesz rzygał obok nas, ale będziemy mieć cię na oku.
— Idziemy w końcu? — zapytał Gotfryd, chcąc przerwać tą irytującą go rozmowę.
— Chyba tak — odpowiedział mu Henryk i czekał, aż wszyscy ruszą, ale nikt ani na metr się nie przesunął.
— Musisz wydać rozkaz, nasz przywódco — powiedział mu z lekkim uśmieszkiem na twarzy Karol.
Henryk speszony popatrzył po nich, mając nadzieję, że żartują, ale widząc ich stanowczy bunt i oczekiwanie wypisane na twarzach, przybrał poważną minę i głośno powiedział:
— Ruszamy!
Wtedy cała jego armia ruszyła za swoim młodym przywódcą.
***
Szli na zachód cały dzień bez żadnej przerwy. Henryk nie chciał przemęczać swoich żołnierzy i proponował kilka razy wypoczynek, ale zanim wydał rozkaz, zawsze pytał o zdanie Karola idącego tuż obok niego. Ten jako bardziej doświadczony wojownik i były dowódca, za każdym razem skutecznie odradzał przerywać marsz. Dopiero, gdy pod wieczór doszli do rzeki płynącej przez środek królestwa, Henryk zarządził odpoczynek.
Niestety, jako grupa zwiadowcza nie mieli ze sobą namiotów, przez co rozbijając obóz, musieli dobrze zabezpieczyć teren i spać w zbitej grupie pod gwiazdami. Henryk próbował zasnąć, by nabrać sił przed dalszą drogą, ale wciąż pamiętał o słowach Dawida i o czyhających na niego wrogach w obozie. Co się położył, to szybko wstawał, rozglądając się i szukając kolejnego czyhającego na niego zawiedzionego człowieka, który chętnie pozbyłby się go, przy najbliższej okazji. Męczyło go to bardziej niż sam marsz, więc usiadł przy jednym z ognisk i postanowił tam spędzić noc.
— Czemu nie śpisz? — zapytał go przyciszonym głosem Gotfryd, siadając obok niego.
— Nie potrafię zasnąć.
— Nie spodziewałeś się takiej decyzji króla, co nie?
— Nigdy nie chciałem nikim dowodzić.
— Widać to po tobie, chłopcze.
— Jak wy dowiedzieliście się o jego pomyśle?
— Wysłał do nas jednego ze swoich ludzi. Nawet sam nie raczył do nas zajrzeć.
więcej..