Cena spokoju - ebook
Cena spokoju - ebook
Courage Bingham zrezygnowała z kierowniczego stanowiska w korporacji, aby mieć więcej czasu dla chorej babki. Teraz stara się o pracę w posiadłości milionera Gideona Reynoldsa. Podczas pierwszej rozmowy ujmuje szczerością przyszłego szefa, który nie tylko przyjmuje ją do pracy, ale proponuje również korzystną pożyczkę. Chętnie skorzystałaby z pomocy, ale obawia się, że wszystko ma swoją cenę…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1338-7 |
Rozmiar pliku: | 847 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Courage zdołała zapanować nad sobą i przestała nerwowo wygładzać spódnicę kostiumu, kopii modelu Chanel, którą zamówiła w Hongkongu za jedną dziesiątą ceny oryginału. Była bodaj ostatnią z kandydatek, które czekały na rozmowę kwalifikującą do otrzymania posady osoby zarządzającej posiadłością Gideona Reynoldsa, bogatego biznesmena.
W zwykłych okolicznościach aż tak by się nie denerwowała. Miała za sobą poważne i trudne rozmowy, podczas których musiała się zaprezentować od jak najlepszej strony, aby zostać zatrudniona. Nigdy jednak nie pragnęła zdobyć pracy tak rozpaczliwie jak tym razem. Nie było istotne to, że ma do wykonywania jej pełne kwalifikacje, być może nawet za wysokie jak na czekające ją obowiązki. Doświadczenie zdobyte w zarządzaniu centrami konferencyjnymi w sieci luksusowych hoteli europejskich nie bardzo dałoby się wykorzystać w sennym miasteczku targowym, jakim było Dorset. Ostatni weekend spędziła, zapełniając półki w jednym z lokalnych supermarketów i była bardzo zadowolona z możliwości zarobienia pieniędzy.
Problem tkwił w tym, że branża hotelowa, nawet ta na stosunkowo wysokim poziomie, nie płaciła szczególnie dobrze. Dawniej nie miało to dla Courage większego znaczenia. W przeszłości zamiłowanie do tego rodzaju zajęcia i dodatkowe korzyści, takie jak darmowe podróże, możliwość poznawania nowych ludzi, wolne od opłaty czynszowej mieszkanie – rekompensowała jej z nadwyżką niezbyt wygórowaną pensję. Recz w tym, że wtedy nie musiała się martwić o nikogo prócz siebie. Nie ciążyła jej, tak jak teraz, świadomość, że ukochana babcia wkrótce będzie rozpaczliwie potrzebowała jej pomocy, także finansowej.
Byli pracodawcy wykazali dużo zrozumienia, pozwalając Courage zerwać umowę bez wcześniejszego wypowiedzenia. Okazało się to konieczne, ponieważ babcia nie powiadomiła jej o swojej sytuacji, nie chcąc jej martwić. To lekarz, stary przyjaciel rodziny, skontaktował się z Courage i ją zaalarmował. Zresztą, babcia nie znała całej prawdy o stanie swojego serca i zagrożeniu własnego zdrowia.
„Tak, możemy chorą operować i zastąpić zniszczoną tkankę, ale czas oczekiwania na taką operację wynosi co najmniej dwa lata” – wyjaśnił lekarz w odpowiedzi na pytanie Courage. „Pani babka jest bardzo silną kobietą, tyle że przekroczyła sześćdziesiątkę, a stan jest bardzo poważny, więc kolejne dwa lata…”
Nie mogła znieść myśli, że straciłaby babcię lub była świadkiem, jak ona cierpi. Była pełna energii i optymizmu, wspierała Courage, jako jedyna dawała jej poczucie bliskości i bezpieczeństwa, podnosiła na duchu, sprawiała, że czuła się kochana.
– Przyjechałaś do domu? – zdziwiła się starsza pani, gdy Courage zjawiła się bez uprzedzenia. – Co to oznacza? A twoja praca, kariera?
– Och, wszystko w porządku – skłamała na poczekaniu Courage. – Po prostu zostało mi jeszcze trochę urlopu do wykorzystania i szczerze mówiąc, pomyślałam, żeby zrobić sobie przerwę, aby mieć trochę czasu na przemyślenie, dokąd zmierzam i czego chcę. Firma zaproponowała mi prowadzenie nowego centrum konferencyjnego w Hongkongu i…
– I co? – zainteresowała się żywo babcia. – To okazja, na którą od dawna czekałaś, na którą zapracowałaś.
– W pewnym sensie – zgodziła się Courage. – Gdyby jednak to było gdziekolwiek indziej. W końcu nikt z nas nie wie, co będzie, gdy Hongkong wróci do Chin.
– Co konkretnie chcesz przez to powiedzieć? Odrzuciłaś tę ofertę?
Courage zauważyła błysk podejrzliwości w oczach babci, a wiedząc, jak jest dumna – tę dumę po niej odziedziczyła – złamała jedną ze swoich żelaznych zasad i po raz drugi pozwoliła sobie na kłamstwo.
– Tak całkiem jej nie odrzuciłam. Firma dała mi trzy miesiące do namysłu.
– Trzy miesiące to dużo. Dotychczas mogłaś przyjeżdżać do domu najwyżej na parę tygodni – zauważyła babka.
– Właśnie dlatego mam tyle zaległego urlopu.
Courage zapytała lekarza o możliwość przeprowadzenia prywatnej operacji, ale załamała się, gdy podał jej cenę zabiegu. Wiedziała, że nie ma możliwości zgromadzenia tysięcy funtów. Niewielki domek, w którym mieszkała babcia, został zapisany notarialnie towarzystwu ubezpieczeniowemu, które w zamian wypłacało starszej pani dożywotnią rentę. Courage nie zdołała zgromadzić oszczędności, a poza babcią nie miała krewnych, do których mogłaby się zwrócić o pomoc.
Ojciec, jedyne dziecko babci, zmarł, zanim Courage wyszła z wieku dziecięcego, a jej matka utonęła w czasie wakacji, które spędzała z drugim mężem i jego przyjaciółmi.
Zadrżała na samą myśl o ojczymie. Wciąż jeszcze nienawidziła zarówno jego, jak i wspomnień z tamtych lat…
Odsunęła je od siebie, skupiając się na aktualnej sytuacji. Rozejrzała się po eleganckim pomieszczeniu, w którym teraz się znajdowała, w napięciu oczekując na rozmowę kwalifikacyjną. Stały tu drogie antyki, okna zdobiły jedwabne zasłony, a ściany zapełniały obrazy. Uświadomiła sobie nagle, że kiedyś i ona mieszkała w równie wytwornym otoczeniu.
Londyński dom jej ojczyma, choć nie tak duży jak piękna rezydencja w stylu georgiańskim, należąca do Gideona Reynoldsa, był również zapełniony cennymi dziełami sztuki i antykami. Został zaprojektowany z myślą o tym, żeby czynić wrażenie na tych, dzięki którym ojczym zbijał majątek, mamiąc ich bogactwem i luksusem, za którym ukrywał prawdziwą naturę.
Policja określiła tę działalność jako oszustwo, chociaż była to zwykła kradzież. Ojczymowi udało się jednak wykręcić od kary za popełnione przestępstwo, podobnie jak uniknąć poniesienia konsekwencji za to, co robił, i za te życia ludzkie, które zniszczył. Z ostatnich wiadomości, które dotarły do Courage, wynikało, że zamieszkał w Meksyku, ponieważ zakazano mu powrotu do Stanów Zjednoczonych, gdzie osiedlił się po tragicznej śmierci jej matki.
Naturalnie, nie było żadnego porównania między poziomem życia jako pasierbicy bogatego człowieka, a tym, na co mogła liczyć, mieszkając z babcią w jej małym wiejskim domu w Dorset. Nie żywiła jednak nigdy najmniejszych wątpliwości, co wolała.
Courage zauważyła, że ostatnia poprzedzająca ją kandydatka przebywała na wstępnym spotkaniu znacznie dłużej niż inne zainteresowane podjęciem pracy, co, jak uznała, mogło oznaczać, że ona już nie będzie wzięta pod uwagę. Byłaby wielka szkoda, ponieważ nie posiadała się ze szczęścia, gdy wcześniej skontaktowała się z nią agencja pośrednictwa pracy, w której się zarejestrowała.
„To niezupełnie takie zajęcie, do jakiego jest pani przyzwyczajona” – uprzedziła ją przepraszającym tonem urzędniczka. „Przypuszczam, że pani kwalifikacje pozwalają na coś więcej niż bycie zarządzającą domem, ale pensja jest bardzo wysoka, transport zapewniony i, co nie bez znaczenia, będzie pani pracowała zaledwie trzydzieści dwa kilometry od domu pani babki.” – Powiedziawszy to, przedstawiła zakres obowiązków i wymagania pracodawcy.
Wysłuchawszy urzędniczki, Courage zgodziła się w duchu z jej oceną.
Potencjalny pracodawca, niezwykle bogaty biznesmen, chciał mieć kogoś, kto zajmowałby się jego wiejską posiadłością. Do obowiązków takiej osoby należałoby również urządzanie spotkań towarzyskich i biznesowych, utrzymywanie kontaktów z personelem biura w Londynie, kierowanie służbą, a podczas wizyt zagranicznych klientów organizowanie im pobytu i zapewnianie wszelkich wygód.
Gideon Reynolds był prezesem i głównym udziałowcem sieci doskonale prosperujących firm, człowiekiem, który zgromadził fortunę i zyskał nazwisko w gorączkowych latach osiemdziesiątych. W odróżnieniu od przedsiębiorców, którym się nie poszczęściło, zbudował na podstawach odniesionego sukcesu bardzo efektywne imperium biznesowe.
Courage postarała się zgłębić, oczywiście na ile zdołała, jego przeszłość i historię, ale znalazła bardzo niewiele informacji. Nawet jej babka, która znała wszystkie lokalne plotki, nie wiedziała o nim prawie niczego prócz tego, że w momencie kupna dom był zaledwie pustą skorupą, a w okolicy zaczęły krążyć niepokojące pogłoski, że nowy właściciel zamierza urządzić w nim coś w rodzaju centrum rozrywki z ogromnym polem golfowym.
Centrum rozrywki się nie zmaterializowało, ale pole golfowe owszem. Gideon Reynolds prowadził interesy z Japończykami, którzy cieszyli się z możliwości uprawiania ulubionego sportu na prywatnym, doskonale przygotowanym polu. Courage, która przez pewien czas pracowała w Japonii, wiedziała, jak mądrym posunięciem było utworzenie pola golfowego. Zastanawiała się, czy Reynolds znał zamiłowania Japończyków na tyle dobrze, by samemu wpaść na ten pomysł, czy miał kompetentnych doradców.
Zdołała się jedynie dowiedzieć, że jest niezwykle pracowity i bardzo wymagający w stosunku do innych. Jeśli chciał zniszczyć przeciwnika, to postępował bezwzględnie i bezlitośnie, jak wyczytała w prasie specjalistycznej.
Ku swemu rozczarowaniu nie znalazła przy żadnym artykule zdjęcia Reynoldsa. Wiedziała, że ma trzydzieści kilka lat, jakieś sześć czy siedem więcej niż ona, i że nie jest żonaty, a ściśle rzecz biorąc, nigdy nie był. Nie znalazła jednak żadnej wzmianki wskazującej na to, że nie jest zainteresowany kobietami. Natomiast natrafiła na jeden z wywiadów, podczas którego wyjawił dziennikarce niektóre swoje poglądy.
– Nowoczesne kobiety nie chcą wychodzić za mąż. Stały związek też im nie odpowiada. Wolą przygodny seks niż miłość i wierność.
– A więc nie zamierza się pan ożenić?
– Kiedyś tak. Choćby po to, żeby mieć komu przekazać firmę. Jednak to nic pilnego. Mężczyzna, inaczej niż kobieta, może zdecydować, kiedy zechce zostać ojcem, w każdej chwili dorosłego życia.
- Nie jest pan na czasie. Kobieta też ma teraz wolność wyboru.
– Być może, ale nie moja żona.
Nie wyglądał na typ mężczyzny, którego Courage wybrałaby na pracodawcę, gdyby zaistniała taka możliwość. Jednak w obecnej sytuacji nie powinna grymasić. W pełni zdawała sobie sprawę, że nie ma ani chwili do stracenia, i to nie dlatego, że jest babci winna opiekę za to wszystko, co ona dla niej uczyniła. Na jej postawie zaważyło silne przywiązanie do babci, a nie poczucie obowiązku. Na samą myśl, że mogłaby ją stracić, ogarniała ją rozpacz.
Do oczu o niezwykłej lawendowej barwie, identycznej jak u babci, napłynęły jej łzy i zamrugała powiekami, aby je powstrzymać. Podobnie jak kolor oczu, jasną cerę i gęste ciemne loki odziedziczyła właśnie po ukochanej babci.
Zatrzymała spojrzenie na ogromnym olejnym obrazie, wiszącym nad osiemnastowiecznym kominkiem. Pomyślała, że prawdopodobnie wyszedł spod pędzla jakiegoś włoskiego malarza, zamówiony w siedemnastym wieku przez jednego z angielskich dżentelmenów, odwiedzających Rzym. Swego czasu prawie w każdym szacownym domu ściany zdobiły takie malowidła, mniej lub bardziej cenne. To, na które patrzyła, musiało być wyjątkowo wartościowe. Kpiąco uśmiechnięte twarze cherubinów wyglądały jak żywe i mogłaby przysiąc, że wodzą za nią wzrokiem. Czy te ich uśmiechy i zimny wyraz oczu przypadkiem nie odzwierciedlały charakteru mężczyzny, do którego należał obraz? – zadała sobie w duchu pytanie.
Chyba jednak ponosi mnie wyobraźnia, uznała, bo takie myśli były dla niej czymś obcym. Na ogół starała się kontrolować własne reakcje, zdobyła pewność siebie, nauczyła się panować nad emocjami i ukrywać lęki, wiedziała bowiem, że ujawnienie ich stawia ją na słabszej pozycji. Szczyciła się tym, że jest kobietą, która dokonuje własnych wyborów i podejmuje samodzielne decyzje życiowe.
– Panna Bingham? Pan Reynolds prosi.
Z uśmiechem pozorującym spokój Courage popatrzyła na asystenta, który otworzył drzwi i obserwował ją z zawodową obojętnością. Wstała i podeszła bliżej, a on przytrzymał jej drzwi. Prawdopodobnie były to jedne z co najmniej dwojga drzwi prowadzących do właściwego pomieszczenia, ponieważ żadna z kandydatek nie wróciła do przedpokoju, w którym czekały na interview.
Courage była wysoka, w przeszłości często dawano jej więcej lat, niż miała. Ze względu na swoją budowę – miała drobne kości – wydawała się za szczupła jak na swój wzrost, w związku z czym osoby, które jej nie znały, uważały, że jest delikatna i nadwrażliwa.
Myliły się. Te określenia już jej nie dotyczyły od czasu, gdy babcia nauczyła ją, jak być dumną z siebie i z tego, kim się jest. Wciąż jednak maskowała szczupłą sylwetkę odpowiednim ubiorem, jak na przykład dziś, wkładając kostium zakupiony w Hongkongu.
Przechodząc obok asystenta, zauważyła, że jest dobre kilka centymetrów wyższa od niego, co, jak podejrzewała, mogło mu się niezbyt spodobać. Znała ten typ mężczyzn, którzy uganiają się za pulchnymi małymi blondynkami i dają się im owinąć dokoła małego palca. Doszła do wniosku, że prawdopodobnie miał zaborczą matkę, która go całkowicie zdominowała.
Courage posłała mu spokojne, pełne zadumy spojrzenie, gdy jego wzrok padł na front jej żakietu.
– Sześćdziesiąt pięć c – powiedziała. – Średnia jak na mój wzrost. Ta informacja została umieszczona w moim podaniu o pracę wraz ze zdjęciem, które kazano mi dołączyć.
To nieoczekiwane żądanie zaniepokoiło Courage. Instynktownie była podejrzliwa w stosunku do pracodawcy, który chce wiedzieć, jak wygląda, ale tak bardzo zależało jej na zdobyciu stałego zajęcia, że nie odmówiła ujawnienia żądanych szczegółów.
Drzwi nie otworzyły się na pokój, jak tego oczekiwała, lecz na wąski wyłożony boazerią korytarz bez okien, prowadzący do kolejnych drzwi. Zatrzymała się przy nich i przepuściła asystenta, świadoma, że jeśli dostanie tę posadę, będzie musiała z nim współpracować. Chciała pokazać, że uznaje jego pozycję zawodową. Tymczasem on otworzył je i zaanonsował:
– Panna Bingham.
Nic z politycznej poprawności, wyrażającej się we wszechobecnym dziś słowie „pani”. Nie przeszkadzało jej to. Nie zależało jej na zewnętrznej formie, która często nie miała nic wspólnego z prawdziwym szacunkiem.
– Panna Bingham.
Zza masywnego antycznego biurka podniósł się mężczyzna, a Courage bezwiednie otworzyła usta z wrażenia.
Nie mogła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziała tak nieprzyzwoicie przystojnego i seksownego przedstawiciela męskiego rodu. W ciągu lat pracy miała kontakty z wieloma bardzo atrakcyjnymi mężczyznami i z równie wieloma bogatymi, ale żaden z nich nie miał nawet jednej dziesiątej jego męskiej siły i jawnie seksualnej charyzmy.
Nie podobało jej się to i on też jej się nie podobał. Nieomal czuła bijący od niego intensywny zapach męskich feromonów, wydzielanych przez muskularne ciało. Miał na sobie ubiór biznesmena. Dobrze skrojony garnitur, który nie hołdował najnowszej modzie, ale zapewne wyszedł spod ręki doskonałego krawca i kosztował fortunę, prostą białą koszulę i stonowany krawat. Nie nosił sygnetu ani innej biżuterii, a na ręku miał chromowany zegarek na skórzanym pasku. Paznokcie były zadbane, ale bez manikiuru, ciemne włosy krótko przystrzyżone, na skórze wyglądającej raczej na ogorzałą niż opaloną zaznaczał się lekki ślad zarostu po całym dniu.
Przystojny mężczyzna wykorzystywał swoją seksualność w podobny sposób jak piękna kobieta, ale ten, którego Courage miała przed oczami, najwyraźniej postanowił tego nie robić: nie epatować, nie czarować, nie uwodzić. Dlaczego? – zadała sobie w duchu pytanie. Nie sprawiał przy tym wrażenia, że miałby jakiekolwiek trudności z usunięciem ze swego życia kobiety, która za bardzo by się do niego przywiązała.
– Proszę usiąść.
Courage była zadowolona, że nie musi stać i że przeznaczone dla niej krzesło znajduje się o dobre kilka metrów od biurka, przy którym on rezydował.
– Courage. Dość niecodzienne imię – zauważył.
– Tradycja rodzinna – wyjaśniła ze spokojem.
– Z pani podania o pracę wynika, że jest pani osobą samotną, z nikim niezwiązaną, a pani najbliższą krewną jest babka.
– Moi rodzice nie żyją – powiedziała obojętnym tonem Courage.
Mężczyzna odwrócił nieco głowę, aby przejrzeć jakieś papiery leżące na blacie biurka, i w tym momencie odniosła wrażenie, że w tym ruchu i zarysie jego szczęki jest coś znajomego. Ściągnęła brwi, usiłując przypomnieć sobie jakiś konkret, jednak pamięć niczego jej nie podsunęła, więc przestała się nad tym zastanawiać. Niewykluczone, że może gdzieś go przelotnie widziała; na przykład mógł zatrzymać się w jednym z hoteli, którego centrum zarządzała. Na pewno nigdy nie spotkali się twarzą w twarz; inaczej z pewnością by go zapamiętała. Nie, znajomy wydawał się jej raczej sposób, w jaki on się poruszył, to pochylenie głowy.
– I nie ma pani braci… ani sióstr?
Courage spięła się lekko, gdy zawahał się, wymawiając dwa ostatnie słowa, nadając im ledwo wyczuwalne podkreślenie.
– Nie – odrzekła krótko. – Rodzice nie mieli więcej dzieci.
To przynajmniej była prawda. A co do reszty… Cóż, z przybraną siostrą Laney nie łączyły jej więzy krwi ani prawdziwie siostrzane uczucia. Laney żywiła do niej pogardę i nienawiść, ona w stosunku do Laney odczuwała lęk i odrazę.
Teraz, gdy wydoroślała, lęk i odraza ustąpiły miejsca smutkowi połączonemu z głęboką ulgą, ale i z poczuciem winy dlatego, że to ona uciekła i w babci zyskała oddaną, kochającą istotę, wspaniałą przyjaciółkę, gdy tymczasem Laney…
Courage w dzieciństwie obserwowała niezwykłą bliskość łączącą Laney i jej ojca, a jej ojczyma, z której ona była wyłączona. Matka nie sprzeciwiała się swojemu drugiemu mężowi, mało tego, była mu całkowicie posłuszna, co stało się szczególnie dotkliwe, kiedy Laney szyderczo ją ostrzegła, że zamierza powiedzieć ojcu, żeby pozbył się z domu Courage. Dopiero później, kiedy była starsza, zorientowała się, na czym mogły polegać nocne wizyty ojczyma w pokoju Laney i co mogło stanowić podstawę ich intensywnej zażyłości.
Zadrżała, przypomniawszy sobie, że łatwo mogła wpaść w tę samą pułapkę co jej przybrana siostra. Na szczęście była za bardzo zastraszona przez ojczyma, by zgodzić się na jego propozycję odwiedzenia jej pokoju i „porozmawiania”, jak to określił.
„Pozwól mi rozwiązać wasz problem – twój i Laney. Jesteście teraz siostrami i powinnyście się kochać. Chcę, żebyście się kochały. Mógłbym kochać was obie. Nie powinnaś kłócić się z Laney. Ona jest starsza od ciebie. Musisz jej słuchać, ona ci pomoże” – perswadował.
Okrutna manipulacyjna natura przybranej siostry, która przyczyniła się do nieszczęść, gdy była nastolatką, mogła, jak uznała teraz Courage, być nie tyle defektem jej charakteru, ile bezpośrednią konsekwencją szczególnych stosunków dziewczynki z ojcem. Courage nie miała dowodu, że wykorzystywał Laney seksualnie, ale to, co wiedziała jako osoba dorosła w połączeniu z jej dawnym instynktownym lękiem przed tym człowiekiem i nieufnością w stosunku do niego, kazało jej podejrzewać, że mogło tak być.
Na temat drugiego małżeństwa matki ani razu nie rozmawiała z babcią, która jako osoba starej daty uważała, że jeśli nie da się powiedzieć o kimś niczego dobrego, to nie należy mówić w ogóle.
Courage była zszokowana wiadomością o śmierci matki, ale tak naprawdę matka, którą kochała i która ją kochała, zniknęła w pierwszych miesiącach nowego małżeństwa.
– Nie mam rodzeństwa – przyznała.
– Ani męża czy partnera lub dzieci.
Mężczyzna stwierdzał raczej fakt, niż zadawał pytania, co jej nie zdziwiło, bo wszystkie tego typu informacje zawarła w podaniu o pracę.
– W dzisiejszych czasach to raczej niezwykłe.
Courage utkwiła w nim wzrok. Co on sugeruje? Że skłamała, zataiła prawdę? A może te uwagi mają głębszy sens? Niewykluczone, że zmierzają do bardziej osobistego zgłębienia jej osoby?
– Niezwykłe, ale nie takie wyjątkowe. W każdym razie nie w branży hotelarskiej – stwierdziła.
Poza wszystkim to była prawda. Godziny, w jakich pracowała, i ciągłe podróże nie ułatwiały, a wręcz utrudniały stworzenie ścisłego – emocjonalnego i seksualnego – związku z mężczyzną. Do czasu powrotu do babci jej domem stał się apartament w hotelu, do którego w charakterze zarządzającej wysłała ją firma, a głównym i najważniejszym zobowiązaniem w jej życiu było pełne zaangażowanie w wykonywanie zawodowych obowiązków. Jednak to nastawienie zmieniło się, gdy stanęła wobec wyboru między karierą a zdrowiem babci.
Dotychczasowy pracodawca zapewnił Courage, że jeśli kiedykolwiek zmieni zdanie, będzie szczęśliwy, mogąc przyjąć ją ponownie. Prawdę rzekłszy, Gunther, najstarszy syn szwajcarskiej rodziny, właścicieli sieci hoteli, wręcz błagał ją, żeby została.
– Z pani podania wynika, że zrezygnowała pani z poprzedniego miejsca pracy ze względów osobistych.
– Tak – przyznała Courage. – Chciałam wrócić do Anglii, żeby być bliżej babci, która cierpi na niewydolność serca. Wychowywała mnie, od kiedy moja matka po raz drugi wyszła za mąż i ja…
– Pani co? – Wpadł jej w słowo. – Uważa pani, że powinna się jej odwdzięczyć za to, co dla pani zrobiła? To staroświeckie podejście, jeśli mogę tak to określić.
– Przyznaję, jestem bardzo staroświecką osobą – odrzekła chłodno Courage, słysząc nutę cynizmu w słowach mężczyzny. – Jednak to nie poczucie obowiązku skłoniło mnie do powrotu. Tak się składa, że kocham babcię i chcę z nią być. Pozostawiona sama sobie, aż nadto chętnie obarcza się różnymi obowiązkami, nadweręża się i…
– Czy możliwe jest leczenie? – wpadł jej w słowo.
– Owszem, operacyjne, ale lista oczekujących jest bardzo długa, a przypadek babci nie jest priorytetowy. Leczenie prywatne nie wchodzi w grę, ale jeśli babcia da się przekonać, żeby się oszczędzała, żyła spokojnie…
Ponownie nie pozwolił jej skończyć.
– Zdaje sobie pani sprawę, że pani kwalifikacje są zdecydowanie za wysokie jak na pracę, którą proponuję?
– Muszę zarabiać na życie.
– Cóż, z pewnością nie zarobi pani dużo, zapełniając półki w supermarkecie. Na pewno nie tyle, by ubierać się tak jak teraz. To Chanel, prawda?
– Kopia. Sprawiłam ją sobie podczas podróży służbowej do Hongkongu – wyznała szczerze. – Właściciele hoteli nie płacą tyle, by stać mnie było na oryginał.
Chciała, żeby te słowa odebrał jako subtelne ostrzeżenie, że jego uwaga nie była ani mile widziana, ani potrzebna, ale długie badawcze spojrzenie połączone z lakonicznym „nie, nie płacą” sprawiło, że zrobiło się jej gorąco, a twarz zaczerwieniła się z gniewu.
Wszystkie te uwagi można było zinterpretować na wiele sposobów, żaden z nich jednak nie był szczególnie jej życzliwy. Uznała więc, że jest oczywiste, że nie zostanie zatrudniona. Gideon Reynolds sprawiał wrażenie, jakby starał się subtelnymi zniewagami doprowadzić ją do wybuchu złości. Nie miała pojęcia dlaczego. Może był po prostu tego typu człowiekiem i taki sposób zachowania go bawił. Cóż, jeśli tak, to jego sprawa, ale ona nie pozwoli, żeby nią manipulował.
– Co myśli pani babka o tym, że zrezygnowała pani z kariery, aby wrócić do domu i się nią opiekować? – zapytał Gideon Reynolds, przerywając jej rozmyślania.
To pytanie tak ją zaskoczyło, że spojrzała mu prosto w twarz, choć wcześniej starała się tego nie robić. Oczy miał szare, zimne jak najbardziej lodowate morza północne, groźne pod pozornie spokojną powierzchnią.
– Ona o niczym nie wie – odparła. – Myśli, że wzięłam długi urlop, aby zastanowić się nad dalszą drogą zawodową, ponieważ chcę zrezygnować z pracy na forum międzynarodowym, bo wolę nie mieszkać w Hongkongu.
Zauważyła, że uniósł brwi, ale się tym nie przejęła. Już i tak straciła szansę na tę posadę, więc równie dobrze może być z nim szczera.
– A nie obawia się pani, że ktoś może babce wyjawić prawdę? – dopytywał się dalej Reynolds.
– Nie, niby dlaczego? Zresztą nikt nie wie – wyjaśniła, wzruszając ramionami.
Przyjaciele z czasów dzieciństwa wyprowadzili się z miasta albo założyli rodziny i mieli małe dzieci, nad którymi opieka zbyt ich absorbowała, by zastanawiali się nad tym, co ona porabia. A jeśli chodzi o wyjawienie prawdy jej babci? Dlaczego mieliby ją martwić? W miejscowej społeczności babcia była osobą powszechnie lubianą, a nawet kochaną.
– Co pani uczyni, jeśli nie przyjmę pani do pracy? – indagował dalej Reynolds. – Wróci do półek w supermarkecie?
– Są gorsze sposoby zarabiania na życie – obruszyła się Courage, wyczuwając, że on ma za nic takie zajęcie. – Poza tym uważam, że ludzie, którzy żywią przekonanie, że praca fizyczna jest czymś poniżającym, z czego należy się wyśmiewać, nie są warci zawarcia z nimi znajomości.
Cóż, pomyślała, widząc spojrzenie Reynoldsa, teraz definitywnie spaliłam za sobą mosty. W gruncie rzeczy było jej wszystko jedno. W przekonaniu Courage należało pogardzać ludźmi pokroju jej ojczyma – cieszącymi się popularnością i fetowanymi biznesmenami, którzy w rzeczywistości byli złodziejami żerującymi na naiwności i nieświadomości innych. Z tego, co wiedziała, Gideon Reynolds też mógł się zaliczać do tego typu biznesmenów. Stwarzający pozory, wychwalany i szanowany, ale w środku, w głębi duszy…
Co prawda, w czasopismach finansowych nie natrafiła na wzmiankę, która sugerowałaby, że podstawą jego sukcesów w świecie interesów było coś innego niż talent i pewność siebie; nie znalazła niczego, co wskazywałoby, że działał podobnie nieuczciwie jak jej ojczym. Jednak było w nim coś, co kazało jej być niemal zadowoloną, że nie zostanie przez niego zatrudniona. Nie tyle strach, co raczej wrażenie, że jest okrążana przez drapieżnika.
Oblizała nerwowo wargi. Przytłoczona jego dominującą męskością, pozwoliła sobie puścić wodze fantazji, ale choć pozbyła się dyskomfortu, wciąż coś w tym mężczyźnie drażniło ją i onieśmielało, kazało cały czas mieć się na baczności. Było jak gdyby… jak gdyby…
– Ile kosztowałaby operacja pani babki?
Courage zwróciła wzrok na Reynoldsa; na jej czole pojawiła się niewielka zmarszczka. Dlaczego on zadaje tyle pytań na temat, który w zasadzie nie powinien go interesować?
– Lekarz nie podał dokładnej ceny – odrzekła. – Nie było takiej potrzeby.
Kiedy poinformował ją, ile wyniosłaby minimalna cena takiej operacji, od razu wiedziała, że nie będzie jej na to stać. Miała trochę oszczędności odłożonych na czarną godzinę, ale to wszystko.
– Ile? – spytał ponownie Reynolds, tym razem tonem zaskakująco łagodnym.
– Około dziesięciu tysięcy funtów – odrzekła Courage, odczuwając rozpacz na myśl o gigantycznej kwocie, od której zależało zdrowie babci.
– Dziesięć tysięcy… Cóż, nie jest to w dzisiejszych czasach kwota niemożliwa do zgromadzenia. Zakładam, że pani babka ma własny dom i…
– Tak, ale oddała go za dożywotnią rentę – wpadła mu w słowo Courage.
Miała już dość pytań. Przyszła tutaj na rozmowę w sprawie posady, co do której obecnie była w stu dziesięciu procentach pewna, że jej nie dostanie.
– I nie ma pani nikogo, rodziny, znajomych, którzy mogliby pani pomóc?
– Nie, nikogo – odpowiedziała ze złością.
Ewentualność poproszenia Laney albo ojczyma o jakąkolwiek pomoc, nawet gdyby Courage wiedziała, jak się z nimi skontaktować, nie wchodziła w rachubę. Ojczym nienawidził babci. Próbował wszelkich sztuczek, by żona nie oddała córki pod opiekę swojej matki, a później, żeby sprowadziła ją z powrotem do ich domu, ale na szczęście do tego nie doszło.
Już jako osoba dorosła, Courage często zastanawiała się, czy babcia odgadła lub wyczuwała zagrożenie, jakie drugie małżeństwo jej synowej stanowi dla wnuczki. Matka Courage była śliczną, delikatną kobietą, która lubiła bywać i udzielać się towarzysko. Była typem kobiety, która potrzebuje w swoim życiu mężczyzny, żeby „się o nią troszczył”.
Dyskretne pukanie do drzwi obwieściło przybycie asystenta.
– Przepraszam, że przeszkadzam – powiedział – ale niebawem zjawi się sir Malcolm. Pilot helikoptera właśnie powiadomił, że wylądują o czasie.
– Tak, dziękuję, Chris.
Gideon Reynolds podniósł się z fotela, Courage uczyniła to samo. Rozmowa kwalifikacyjna dobiegła końca, a te nieoczekiwane i nieprzyjemne dla niej pytania o babcię niewątpliwie były tylko sposobem na zabicie czasu do chwili przybycia gościa. Widocznie tego mężczyznę bawiło zapoznawanie się z warunkami życia ludzi, z którymi nie ma styczności.
Te dziesięć tysięcy funtów, dla niej równie nieosiągalne jak dziesięć milionów, on prawdopodobnie wydawał w ciągu weekendu, zabawiając się z dziewczyną. A nawet więcej, stwierdziła w duchu, gdyż jak widać, był ekspertem w sprawach ubiorów Chanel. Nie takim jednak, żeby poznać, że ona miała na sobie podróbkę.
– Proszę mi powiedzieć, panno Bingham – usłyszała nieoczekiwanie głos Reynoldsa – co by pani zrobiła, spodziewając się przybycia bardzo ważnej osoby, a dowiedziałaby się pani od pilota helikoptera, że spóźnił się po pasażera, ale że przyczyną opóźnienia był fakt, że gdy przybył na lotnisko, dopiero przechodził przegląd techniczny? Pani bardzo ważny gość, nawiasem mówiąc, jest osobą raczej wybuchową i na spotkanie, które pani zaaranżowała, zgodził się pod warunkiem, że odbędzie się punktualnie.
– Przede wszystkim odwołałabym lot. Żadne spotkanie i żadna konferencja, żeby nie wiem jak ważne, nie są tak istotne, by narażać ludzkie życie. Skoro maszyna była w trakcie przeglądu, nie ma gwarancji, że w trakcie lotu nie wynikną problemy. Potem skontaktowałbym się z pasażerem, przeprosiłabym za opóźnienie i zapewniła go, że zostanie odebrany w ciągu piętnastu minut.
Zauważyła, że Reynolds unosi brwi, i dodała z większą pewnością siebie, niż naprawdę czuła:
– Jeśli miałby być odebrany z lądowiska dla helikopterów, to zamówiłabym zastępczą maszynę i pilota dzięki własnym kontaktom. W chwili przybycia bardzo ważnego gościa byłabym na miejscu, żeby go przeprosić i wyjaśnić sytuację, a potem miałabym wszystko pod kontrolą, aby zyskać pewność, że będzie mógł odlecieć o czasie wyznaczonym pierwotnie.
– A jak by pani załatwiła sprawę złego obliczenia czasu przeglądu?
– To zależałoby od tego, czy byłabym odpowiedzialna za wybór niewłaściwego momentu…
– A jeśli by pani była?
– Nie byłabym, ponieważ wcześniej upewniłabym się, czy helikopter będzie gotowy na czas do odbioru ważnego gościa. Natomiast jeśli termin nie mógłby zostać dotrzymany, miałabym do dyspozycji maszynę zapasową.
– Bardzo racjonalne podejście – przyznał Gideon Reynolds.
Zmierzał do drzwi, więc poszła za nim, ale zatrzymała się gwałtownie, kiedy się odwrócił.
Dzielił ich niecały metr.
Liczył co najmniej metr dziewięćdziesiąt wzrostu, gdyż musiała unieść głowę, żeby na niego spojrzeć. Miał muskularną sylwetkę, której nie zyskał dzięki spędzaniu całych dni za biurkiem. Musiał ćwiczyć na siłowni i uprawiać sport, żeby zyskać taki wygląd, domyśliła się Courage. Spod bawełnianej koszuli prześwitywało ciemne owłosienie na piersi. Zadrżała lekko i poczuła, że się czerwieni, gdy na nią spojrzał.
Był taki czas w jej życiu, kiedy widok nagiej męskiej klatki piersiowej, pokrytej zarostem, wystarczał, by miała ochotę skulić się z zażenowania, zszokowana zarówno tak nachalną seksualnością, jak i własną reakcją. Jednak to było dawno temu i już uporała się z takimi emocjami. Podobnie jak uporała się z… innymi rzeczami.
– Coś się stało? – spytał.
– Nie, nic – skłamała. – Ja…
– Nie chce pani wiedzieć, czy dostanie tę pracę?
– Przecież powiedział pan, że mam za wysokie kwalifikacje.
– Co znaczy, że byłbym głupcem, gdybym nie skorzystał z pani doświadczenia i wiedzy. Kiedy może pani zacząć?
Courage usiłowała zachować spokój i przejąć kontrolę nad kłębiącymi się w jej głowie myślami, tym bardziej że widziała, że nowy pracodawca bacznie ją obserwuje. Wyglądało na to, że czeka na jej reakcję; przekrzywiał głowę, obserwował ją… Przekrzywiał głowę?
Zmarszczyła czoło, usiłując uchwycić ten sygnał pamięci, który nie dawał jej spokoju. Nic z tego! Dostała pracę i teraz tylko na tym powinnam się skoncentrować, upomniała się w duchu. To nie jest właściwy moment do zastanawiania się, czy w jej nowym szefie jest coś znajomego.
Znajomego, ale niemile znajomego, nawet nieobojętnego, doszła do wniosku pół godziny później, gdy wracała do domu wiekowym morrisem babci. Tak, to mgliste wspomnienie kojarzyło się jej raczej z uczuciem lęku i zażenowania.
Doszła do wniosku, że nie ma sensu martwić się z tego powodu. Prędzej czy później przypomni sobie, gdzie go widziała. Poza tym nie musi tego mężczyzny lubić, ma tylko dla niego pracować.
Nie wybrałaby go na pracodawcę, gdyby nie została do tego zmuszona przez okoliczności, ale w tej chwili najważniejsze było to, że będzie blisko babci. Miała ona dopiero sześćdziesiąt siedem lat – nie była jeszcze stara – i jeśli tylko Courage zdoła ją przekonać, żeby się tak wszystkim nie przejmowała do czasu operacji, wszystko ułoży się pomyślnie.
Wynagrodzenie zaproponowane przez Gideona Reynoldsa było zdumiewająco hojne, znacznie wyższe od jej dotychczasowych zarobków. Gdy wymienił kwotę, otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
– Coś nie tak? – spytał. – Mniej niż pani zarabiała?
– Więcej – powiedziała szczerze i zauważyła szybki błysk zaskoczenia w jego oczach. – Wydaje się dużo, jeśli wziąć pod uwagę zakres obowiązków.
– Dobry pracownik zawsze jest wart swojej ceny – zauważył Reynolds. – Obiecuję pani, że to zajęcie nie będzie synekurą.
– Liczę na to – odparła natychmiast.
Co takiego było w tym mężczyźnie, że miała wrażenie, jakby wciąż ją prowokował, wystawiał na próbę?
Kiedy skręciła z głównej drogi na ścieżkę prowadzącą do domu babci, zastanowiło ją, że Gideon Reynolds był zaskoczony jej szczerością. Chyba nie zatrudniłby jej, gdyby podejrzewał, że nie może jej ufać?
Przestań się nim zajmować, powiedziała sobie w duchu, i zacznij się martwić, jak zareaguje babcia, gdy usłyszy, co masz jej do przekazania.