Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Cervantes w Polsce. 1, "Don Kichot" a "Dziady" wileńsko-koweńskie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cervantes w Polsce. 1, "Don Kichot" a "Dziady" wileńsko-koweńskie - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 296 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ś.P. Dr. ZYG­MUNT MAJ­KOW­SKI. * 1885 zm. 1919.

……. So süss

Und so freun­dlich, so bez­au­bernd wink­te

Ihm die Zu­kunft, und so gol en blink­te

Ihm des Le­bens Pa­ra­dies.

Uczu­cie dziw­nie tar­ga­ją­ce wy­wo­ła­ła wieść o śmier­ci ś… p. Zyg­mun­ta Mat­kow­skie­go, niby grom z ja­sne­go nie­ba spa­dłej a nie­prze­czu­wa­nej na­wet przez naj­bliż­szych. Bo­le­sność jej głę­bo­ką głęb­szą jesz­cze czy­nił tra­gizm chwi­li, jak noc ciem­nej, bez na­dziei świ­tu za­wi­słej w mar­cu 1919 r. nad Lwo­wem, w któ­rym Nie­bosz­czyk prze­był mło­dość "gór­ną i chmur­ną" i tyle serc zo­sta­wił w przy­jaź­ni i wier­no­ści so­bie od­da­nych.

Pod­czas zgo­nu nie­speł­na 34 lat li­czą­cy, ś… p. Zyg­munt Ju­liusz Kon­stan­ty uro­dził się w Pod­haj­cach 21 czerw­ca 1885 r.

Ze­wnętrz­ne dzie­je mło­do­ści jego za­my­ka­ją się w ko­lei i toku ta­kim, ja­kie kul­tu­ra nie od dzi­siaj wy­zna­cza wszyst­kim, co w przy­szło­ści mają pójść pod zna­kiem pió­ra twór­cze­go w służ­bę na­uki. Więc po gim­na­zy­um w Stry­ju (1895/6 – 1902/3), któ­re jako uczeń wzo­ro­wy, za­wsze ce­lu­ją­cy, ukoń­czył chlub­nie i za­szczyt­nie, wstę­pu­je na wy­dział fi­lo­zo­ficz­ny w Uni­wer­sy­te­cie lwow­skim (1903/4 – 1906/7), w któ­rym z umi­ło­wań du­cha, ży­wio­nych od pierw­szej mło­do­ści, od­da­je się z za­pa­łem stu­dy­om na…! li­te­ra­tu­rą oj­czy­stą, a obok nich "zgłę­bia to, co naj­więk­sze­go dla Po­la­ka ma do­ro­bek na­ro­dów Za­cho­du i Po­łu­dnia, pi­śmie­nic­two fran­cu­skie, wło­skie i hisz­pań­skie. Dla wy­do­sko­na­le­nia spraw­no­ści ję­zy­ko­wej uczest­ni­czy w r. 1905 w "Co­urs de va­can­ce de l'Uni­ver­si­te de Gre­no­ble"… – dla roz­sze­rze­nia zaś wie­dzy u naj­ob­fit­sze­go jej źró­dła sta­je się słu­cha­czem "Sor­bon­ny" i "Col­le­ge de Fran­ce" w Pa­ry­żu (1908 – 1910 r.). Okres na­uki uni­wer­sy­tec­kiej koń­czy uzy­ska­ny we Lwo­wie, po zna­mie­ni­cie zło­żo­nych eg­za­mi­nach ści­słych, dy­plom dok­to­ra fi­lo­zo­fii 1912 r., a w r. 1917 od Ko­mi­syi eg­za­mi­na­cyj­nej lwow­skiej rów­nież świet­ny pa­tent na na­uczy­cie­la fi­lo­lo­gii pol­skiej i fran­cu­skiej w szko­łach śred­nich.

God­ność dok­tor­ską uzy­skaw­szy, za za­wód obie­ra so­bie ten, któ­ry mógł złą­czyć go na za­wsze z książ­ką, naj­lep­szą i nig­dy nie za­wo­dzą­cą przy­ja­ciół­ką ży­cia uczo­ne­go, – za­wód bi­blio­te­kar­ski i wstę­pu­je do Bi­blio­te­ki Uni­wer­sy­te­tu lwow­skie­go. Na sta­no­wi­sku tem, wśród uzna­nia prze­ło­żo­nych, a mi­ło­ści to­wa­rzy­szów pra­cy, po­zo­sta­je, prze­ży­wa­jąc ta­kie zda­rze­nia, jak na­jazd ro­syj­ski 1914/15 i sto­kroć gor­szy od nie­go ru­sko-haj­da­mac­ki 1918 r., aż do ka­ta­stro­fal­ne­go po­cząt­ku 1919 r., w któ­rym dla ra­to­wa­nia zdro­wia zmu­szo­ny zo­stał do wy­jaz­du do Za­ko­pa­ne­go, aby już nig­dy zeń nie wró­cić…

S. p. Zyg­munt od lat naj­młod­szych "ra­dość i we­se­le, sło­dycz! duma ro­dzi­ców", na­le­żał do nie­zwy­kłe­go i nie co­dzien­ne­go a nie­szczę­śli­we­go typu. U ko­leb­ki ta­kich jak on lu­dzi – we­dług stów po­ety – sto­ją chy­ba dwa du­chy-pia­stu­ny: aniel­ski, roz­daw­ca hoj­ny do­bra wsze­la­kie­go, co roz­wią­zu­je nad czło­wie­kiem róg ob­fi­to­ści da­rów wszel­kich, i zło­śli­wy, co na prze­kór tam­te­mu dro­gę ży­cia, do raju pro­wa­dzą­cą, za­sie­wa ziel­skiem ko­lą­cem, o wo­niach tru­ją­cych, i za­rzu­ca ka­mie­ni­skiem ostrem… Żywo, jak­by to było wczo­raj, uprzy­tom­niam so­bie chwi­lę, w któ­rej je­sie­nią 1903 r. sta­nął przedem­ną świe­żo in­skry­bo­wa­ny słu­chacz Wy­dzia­łu fi­lo­zo­ficz­ne­go, kan­dy­dat na po­lo­ni­stę, tak od­bi­ja­ją­cy od ca­łe­go sze­re­gu lu­dzi mło­dych wy­kwin­tem obej­ścia, a wy­twor­no­ścią każ­de­go sło­wa i ge­stu; żywo roz­wi­ja się w pa­mię­ci czte­ro­le­cie jego stu­dy­ów uni­wer­sy­tec­kich, pod­czas któ­rych nie­jed­no­krot­nie nada­rzy­ła się spo­sob­ność po­zna­nia, jak pięk­nie i har­mo­nij­nie łą­e­zyć się może wy­bit­na zdol­ność na­uko­wo-li­te­rac­ka i po­etyc­ka z pra­gnie­niem szcze­rem wie­dzy, po­par­tem pil­no­ścią i do­kład­no­ścią w wy­ko­ny­wa­niu obo­wiąz­ków. Rzad­kim w ży­ciu zdol­ne­go stu­den­ta uni­wer­sy­tec­kie­go dwom przy­mio­tom ostat­nim ś… p. Zyg­munt da­wał wy­raz bądź przez to, że aku­rat­nie skła­dał eg­za­mi­ny kol­lo­kwial­ne, ta­kie jed­nak, któ­re są przy­jem­no­ścią i roz­ko­szą za­rów­no dla eg­za­mi­na­to­ra, jak eg­za­mi­nan­da, – bądź przez to, że brał udział czyn­ny w sa­mo­dziel­nych pra­cach se­mi­na­ryj­nych, zno­wu taki jed­nak, któ­ry zjed­ny­wał mu uzna­nie pro­fe­so­ra i co waż­niej­sze – współ­ko­le­gów, przy­zna­ją­cych mu zgod­nie jed­no z miejsc pierw­szych w gro­nie swo­jem. Nie­ste­ty jed­nak już wów­czas, kie­dy" dnie mło­do­ści buj­nej upły­wać mia­ły w sza­cie z róż'', je­ste­stwo całe ś… p. Zyg­mun­ta ule­ga­ło cze­muś, co, jak ro­bak, nisz­czy­ło i zja­da­ło kwiat, nim się jesz­cze za­wią­zał, – nim prze­kwitł, – nim wy­dał owoc upra­gnio­ny. Z nie­szczę­ścia swe­go zda­jąc so­bie spra­wę do­sko­na­le, czy­to gdy pi­sał, "że byt jego to for­mu­ła szcze­gól­niej­sze­go roz­wo­jo­we­go pe­cha, któ­ry może na­wet za­słu­gu­je na mia­no tra­gi­zmu"; czy­to gdy tę­sk­nił do tych chwil, któ­re po­zwa­la­ły mu spo­ty­kać lu­dzi do­brych, nie od­ma­wia­ją­cych po­słu­chu cier­pli­we­go dla skar­gi lub pod­par­cia w zwąt­pie­niu, po­tra­fił mimo wszyst­ko za­cho­wać du­szę szla­chet­ną i po­god­ną, któ­ra samą ra­do­ścią, że bę­dzie mo­gła być czyn­ną w na­uce jako siła pro­duk­cyj­na, czu­ła się sil­ną i nie­złom­ną, do­pó­ki nie zła­ma­ła jej śmierć od wszyst­kie­go sil­niej­sza!

Je­den z przy­ja­ciół i współ­ko­le­gów ś… p. Zyg­mun­ta, pi­sząc ne­kro­log Zmar­łe­go, po­wie­dział mię­dzy in­ne­mi, że,. wśród młod­szej ge­ne­ra­cyi pra­cow­ni­ków w dzie­dzi­nie ba­dań li­te­rac­kich Mat­kow­ski na­le­żał do naj­wy­bit­niej­szych, " i po­wie­dział praw­dzi­wie i słusz­nie. Wy­bit­ność bo­wiem jego oso­bi­sto­ści za­zna­cza­ła się w dwóch kie­run­kach: w bo­gac­twie wie­dzy, któ­re da­wa­ło mu nie­zwy­kle sze­ro­kie oczy­ta­nie w li­te­ra­tu­rze świa­to­wej i jej teo­ryi, – a da­lej wy­jąt­ko­we rze­czy­wi­ście uzdol­nie­nie na­uko­we, któ­re ka­za­ło mu wi­dzieć w pi­śmien­nic­twie zbiór za­gad­nień, wy­ma­ga­ją­cych wy­sił­ków in­te­lek­tu i wy­obraź­ni i kro­cze­nia sa­mo­dziel­ne­go po polu ba­da­nia, a nie po­zwa­la­ło nig­dy za­skle­piać się w swo­ich raz po­wzię­tych i uro­bio­nych po­glą­dach, albo mieć oczy za­mknię­te na nowe dro­gi do­cie­kań scy­en­ty­ficz­nych.

Od pierw­szych lat stu­dy­ów uni­wer­sy­tec­kich w roz­pa­try­wa­niu zja­wisk twór­czo­ści pi­smien­ni­czej zaj­mo­wał umysł jego ob­raz prze­dziw­ne­go ru­chu w za­kre­sie tej­że twór­czo­ści, – ru­chu, któ­re­go wy­ni­kiem były co­raz­to nowe po­sta­ci ro­dza­jów, – dziw­nie zaj­mu­ją­ce zja­wi­ska przy­sto­so­wy­wa­nia się osno­wy do for­my i na od­wrót, – wy­twa­rza­nie się od­mian na­tu­ral­nych obok ty­po­wo­ści a jak­by pra­wo roz­wo­jo­we po­mi­ja­ją­cych, – zni­ka­nie re­guł ewo­lu­cyj­nych tam, gdzie one tyl­ko za­kry­ły się przed okiem ob­ser­wa­to­ra, i inne zja­wi­ska nie­zli­czo­ne, za­po­mo­cą któ­rych prze­ja­wia się kul­tu­ra du­cho­wa, po­słu­gu­ją­ca się sło­wem, a któ­re obej­mu­ją to, co zo­wie się sty­lem. To za­ję­cie, któ­re­go źró­dłem były wy­kła­dy uni­wer­sy­tec­kie o "Po­ety­ce i re­to­ry­ce śre­dnio­wie­cza", tak moc­ny na­cisk kła­dą­cych na spo­so­by wy­ra­ża­nia się i ich nor­my, jak nie­mniej drob­na pra­ca se­mi­na­ryj­na o wier­szu ła­ciń­skim O Al­ber­cie, wój­cie kra­kow­skim", zwró­ci­ło go do ba­dań nad sty­lem wo­gó­le a nad Bau­de­la­ire'a w szcze­gól­no­ści; w ba­da­niach tych po­su­nął się da­le­ko i zdo­był re­zul­ta­ty war­to­ścio­we, – lecz przej­ścia lat ostat­nich i śmierć po­ło­ży­ły im ko­niec ku wiel­kiej szko­dzie na­uki pol­skiej, tak nie­bo­ga­tej w stu­dya po­dob­ne.

Mimo, że na­le­żał do typu umy­słów, któ­re nie mają w so­bie nic po­wierz­chow­no­ści ani dy­le­tan­ty­zmu, uzna­wał w na­uce, któ­rej się od­dał, naj­da­lej w ści­sło­ści po­su­nię­tą me­to­dę na rów­ni z aper­cep­cyą, nie da­ją­cą się ani wy­uczyć ani wy­sie­dzieć, ale wy­ni­ka­ją­cą z or­ga­ni­za­cyi du­cho­wej, po­dob­nej do or­ga­ni­za­cyi tej, któ­ra two­rzy po­etę. Dla­te­go nie dziw, że sam po­eta, się­gał poza szran­ki te­ma­tów okle­pa­nych i da­nych z ze­wnątrz ma­te­ry­ałów, na któ­rych po­prze­sta­ją bez­dusz­ni t… z… hi­sto­ry­cy li­te­ra­tu­ry, róż­ni "po­mniej­sza­cze" wiel­kich twór­ców i ba­ka­łar – scy pa­ra­le­li­za­to­ro­wie wiel­kich utwo­rów, nie bę­dąc w sta­nie ani za­da­wać so­bie ja­kich­kol­wiek py­tań więk­szej wagi, ani tem mniej ku­sić się o od­po­wiedź na nie, dla­te­go, że pod­nie­ty do tego nie znaj­du­ją w ja­kiemś tra­fem od­kry­tem ar­chi­wum lub w przy­pad­kiem otrzy­ma­nym zbio­rze li­stów a na in­spi­ra­cyę sa­mo­dziel­ną zgo­la ich nie stać!

Sa­mo­dziel­no­ści owej owo­cem była już w cza­sach uni­wer­sy­tec­kich wy­ko­na­na dys­ser­ta­cya, któ­ra p… t. "Ro­us­se­au-Mic­kie­wicz. "Dzia­dy" wi­leń­skie a "Emil". Stu­dy­um po­rów­naw­cze", ogło­szo­na zo­sta­ła 1907 r. w "Roz­pra­wach Wy­dzia­łu fi­lo­lo­gicz­ne­go Aka­de­mii Umie­jęt­no­ści w Kra­ko­wie" (T. XLII., str. 311 – 348). Pod wzglę­dem me­to­dy na­uko­wej – a spo­so­by jej mło­dy au­tor wi­docz­nie przy­swo­ił so­bie do­sko­na­le, bo po­słu­gu­je się nimi bez za­rzu­tu, – roz­pra­wa po­wyż­sza przy­no­si wie­le świe­żych cał­kiem a po­zy­tyw­nych wy­ni­ków dla epo­ki, do któ­rej od­no­szą się utwo­ry po­rów­ny­wa­ne. Dzie­ło Ro­us­se­au'a mia­no­wi­cie otrzy­ma­ło w niej oświe­tle­nie nowe, któ­re po­zwa­la oglą­dać z bli­ska pier­wiast­ki ar­ty­stycz­no-kotn­po­zy­cyj­ne "Emil", wi­dzieć jego ten­den­cyę mo­ral­ną przy bez­in­te­re­sow­nym wy­ra­zie pięk­na i po­znać jego zna­cze­nie, któ­re wy­ra­zi­ło się w mocy i war­to­ści, za­pład­nia­ją­cej umysł i wy­obraź­nię ge­niu­sza in­ne­go; ar­cy­twór zno­wu Mic­kie­wi­cza, zwa­ny zwy­kle "Dzia­da­mi" wi­leń­sko-ko­wień­ski­mi, okre­ślo­ny zo­stał bli­żej co do ge­ne­zy li­te­rac­kiej przez to, że wska­za­no nie­zna­ne do­tąd jego źró­dło i zdo­by­to przy­czyn­ki pew­ne do zde­fi­nio­wa­nia sta­no­wi­ska, za­ję­te­go przez pol­skie­go po­etę w pro­duk­cyi cza­su. Nie wda­jąc się w szcze­gó­ły, na­le­ży stwier­dzić, że stu­dy­um "Ro­us­se­au-Mic­kie­wicz" jak z jed­nej stro­ny było za­po­wie­dzią pew­ną nie­prze­cięt­nej przy­szło­ści na­uko­wej Au­to­ra, tak z dru­giej pod­po­sząc pro­ble­my cie­ka­we (obie­cy­wał so­bie roz­wią­zać je kie­dyś ś… p. Zyg­munt), bądź za­ła­twia­jąc za­da­nie so­bie wy­tknię­te, mia­ło i za­trzy­ma­ło do­tąd, skut­kiem peł­ni no­wych i traf­nych po­my­słów, w kwe­styi po­wsta­nia "Dzia­dów" zna­cze­nie za­sad­ni­cze i głę­bo­kie, – bar­dziej za­sad­ni­cze i głęb­sze, niż sła­wio­na kie­dyś pió­ra prof. Kal­len­ba­cha "IV. Część Dzia­dów", po­miesz­czo­na w "Pa­mięt­ni­ku Aka­de­mii Um. " 888 r. i bę­dą­ca rów­nież stu­dy­um po­rów­naw­czem.

Z tego sa­me­go za­kre­su za­in­te­re­so­wań i pod­niet we­wnętrz­nych wy­pły­nąć mia­ła za­mie­rzo­na daw­niej a na sze­ro­kie roz­mia­ry za­kro­jo­na rzecz: "Ce­rvan­tes w Pol­sce*, któ­rej wy­ko­na­nie ś… p. Zyg­munt pla­no­wał na czte­ry czę­ści: "I i II. Dzie­je Ce­rvan­te­sa w Pol­sce przed Mic­kie­wi­czem i oko­ło Mic­kie­wi­cza", – "III. Sto­su­nek "Dzia­dów" Mic­kie­wi­cza do wy­bit­nych "don­ki­cho­tad" i do in­nych pło­dów cer­wan­ty­zmu", – a wresz­cie "IV. Dzie­je cer­wan­ty­zmu pol­skie­go poza Mic­kie­wi­czem i po Mic­kie­wi­czu". Nie­ste­ty, za­miar sam, tak do­bit­nie świad­czą­cy o zdol­no­ści Au­to­ra do sta­wia­nia za­gad­nień wagi świa­to­wej i na­zna­cze­nia im gra­nic na­leż­nych, dał się usku­tecz­nić, z po­wo­du zda­rzeń wo­jen­nych, tyl­ko W czę­ści II., któ­ra, skoń­czo­na na po­cząt­ku r. 1918, opu­bli­ko­wa­na zo­sta­ła p… t. "Ce­rvan­tes w Pol­sce. Don Ki­chot a Dzia­dy wi­leń­sko-ko­wień­skie" w "Pa­mięt­ni­ku Li­te­rac­kim" (r. 1918, XVI., str. 26 – 66,

246 – 283, i w od­bit­ce ni­niej­szej). Jak w roz­pra­wie po­przed­niej, po­dob­nież w oma­wia­nej obec­nie z całą wy­ra­zi­sto­ścią za­zna­cza się za­mi­ło­wa­nie Au­to­ra do ba­da­nia zja­wisk sty­lo­wo­ści i ro­dza­jo­wo­ści, ubra­ne w sza­tę no­we­go, a peł­ne­go tre­ści pro­ble­mu zwią­za­nia dzie­ła Mic­kie­wi­czow­skie­go z pierw­szo­rzęd­nym lecz nie zba­da­nym do­tąd prą­dem eu­ro­pej­skim, któ­re­go twór­czy­nią prze­wspa­nia­ła al­le­go­rya, księ­ga dla wszyst­kich cza­sów i wszyst­kich ro­dza­jów ludz­kich, Ce­rvan­te­sa "Don Qu­ijo­te de la Man­cha". Stu­dy­um swo­je opie­ra on na wy­tycz­nych, któ­re dato mu głę­bo­kie, a sa­mo­dziel­ne prze­my­śle­nie za­dań, zwią­za­nych z przed­się­wzię­cia­mi umie­jęt­nie-li­te­rac­kie­mi ta­kie­mi, jak jego przed­się­wzię­cie, – przed­sta­wia je w dzie­wię­ciu do­sko­na­le uję­tych punk­tach me­to­dycz­nych i na ich fun­da­men­cie do­ko­ny­wa nie­zmier­nie sub­tel­nej pa­ra­le­li "Dzia­dów" z no­wem ich źró­dłem. Owo­cem tej czyn­no­ści kry­tycz­nej, po­słu­gu­ją­cej się rów­no­cze­śnie mi­strzow­skim roz­bio­rem i syn­te­zą, jest uwy­pu­kle­nie pew­nych istot­nych cech twór­czo­ści Mic­kie­wi­cza wo­gó­le i roz­ja­śnie­nie pew­nych za­wi­ło­ści jego ar­cy­dzie­ła mło­dzień­cze­go, na­stęp­nie zaś stwier­dze­nie, że po­eta pol­ski i Ce­rvan­tes – to brat­nia para naj­więk­szych może ar­ty­stów-mo­ra­li­stów, ja­kich świat wy­dał. Po­rów­na­ne ich utwo­ry, bli­skie so­bie ge­ne­zą, łą­czy też w nich obu rów­nie po­tęż­ne i ge­nial­ne prze­kro­cze­nie mo­ra­łu. Ten­den­cya, któ­ra ma­łych pi­sa­rzy spro­wa­dza na dro­gi naj­bar­dziej ja­ło­we, tym mi­strzom nie była prze­szko­dą w wy­ła­do­wa­niu naj­in­dy­wi­du­al­niej­szych skar­bów du­cha i klej­no­tów naj­wy­twor­niej­sze­go ar­ty­zmu. Sta­ło się to w obu przy­pad­kach dzię­ki nie­zmier­nie bo­ga­te­mu za­sto­so­wa­niu i na­der umie­jęt­ne­mu wy­zy­ska­niu czyn­ni­ków ro­dza­jo­wo-for­mal­nych sztu­ki: sty­li­za­cyi, sym­bo­li­ki i de­ko­ra­tyw­no­ści. Być może, że nie­któ­re z twier­dzeń Au­to­ra, od­no­szą­ce się mia­no­wi­cie do szcze­gó­łów i pod­kre­śla­ne przez nie­go, ule­gną w przy­szło­ści zmia­nie i stra­cą wa­lor im przy­pi­sy­wa­ny, – ale pra­ca jego jako ca­łość bra­na, przedew­szyst­kiem zaś jej me­to­da i fak­tu­ra, pierw­szo­rzęd­nej war­to­ści wska­zów­ka dla do­cie­kań tego ga­tun­ku, wa­lo­ru nie utra­ci nig­dy, choć­by nie wie­dzieć jak zja­dli­wą sto­so­wa­no do niej kry­ty­kę.

Za­gad­nie­nia­mi twór­czo­ści li­te­rac­kiej za­ję­ty ś… p. Zyg­munt nie po­rzu­cał też stu­dy­ów ję­zy­ko­wych w za­kre­sie fran­cusz­czy­zny i w ra­zie po­trze­by z wy­tę­że­niem sił naj­lep­szych od­dać się im po­tra­fił. Po­trze­ba taka przy­szła pod­czas pa­mięt­nej in­wa­zyi ro­syj­skiej 1914/15 r., w któ­rym, zna­ny za­szczyt­nie z pięk­nych po­czy­nań w swo­im za­wo­dzie, księ­garz p. Ber­nard Po­ło­niec­ki, chcąc przyjść z po­mo­cą lu­dziom na­uki, po­zo­sta­łym we Lwo­wie a po­zba­wio­nym środ­kow utrzy­ma­nia, po­sta­no­wił, acz w wa­run­kach bez­na­dziej­nie cięż­kich, roz­po­cząć wśród in­nych wy­daw­nictw tak­że wy­daw­nic­two "Słow­ni­ka fran­cu­skie­go". Zor­ga­ni­zo­wa­nie i kie­row­nic­two pra­cy po­wie­rzyw­szy tu­taj ś… p. Mat­kow­skie­mu, nie mógł uczy­nić nic lep­sze­go; wy­bra­ny był do tego jak­by stwo­rzo­ny, bo ję­zy­kiem fran­cu­skim wła­dał wy­bor­nie i wy­bor­nie znał fran­cu­ską ite­ra­tu­rę, któ­ra czy w po­ezyi, czy w pro­zie wszech­stron­nie, a z rzad­ką, w po­rów­na­niu z in­ne­mi li­te­ra­tu­ra­mi, do­sko­na­ło­ścią wy­ro­bi­ła i wy­kształ­ci­ła po­trzeb­ne dla wy­ra­że­nia swe­go na­rzę­dzie mowy. Przy­go­to­wa­nia do pra­cy tej jak i pra­ca sama, wy­ma­ga­ją­ce, jeź­li mają być speł­nio­ne we­dle mia­ry wyż­szej, za­par­cia nie­zwy­kłe­go i pew­nej, jak­by asce­tycz­nej za­wzię­to­ści, zna­la­zły też w ś… p. Mat­kow­sklm wy­ko­naw­cę ide­al­ne­go, któ­ry nie tyl­ko sta­nął na cze­le wiel­kie­go "Słow­ni­ka pol­sko-fran­cu­skie­go" i "fran­cu­sko-pol­skie­go", ale po­nad­to był jego naj­pil­niej­szym i naja­ku­rat­niej­szym, wprost nie­oce­nio­nym kol­la­bo­ran­tem, ob­ro­biw­szy zna­ko­mi­cie li­te­ry D, F, J, S i T, zaj­mu­ją­ce 25 ar­ku­szy dru­ku.

Je­że­li do prac wy­żej wy­mie­nio­nych doda się jesz­cze kil­ka re­cen­zyi i ar­ty­ku­łów po pi­smach, a nie mniej przy­go­to­wa­ny dla "Sym­po­sio­nu" prze­kład pol­ski "Wy­bo­ru Pism Ro­us­se­au'a", któ­ry oka­że się jako XXVI tom tego wy­daw­nic­twa, bę­dzie się mia­ło ob­raz do­rob­ku na­uko­we­go ś… p. Zyg­mun­ta, ogło­szo­ne­go dru­kiem, – do­rob­ku, któ­re­mu do koń­ca było jesz­cze tak bar­dzo a bar­dzo da­le­ko! Cała bo­wiem pu­ści­zna po Zmar­łym w stop­niu tyl­ko drob­nym od­zwier­cie­dli­ła bo­gac­two jego umy­słu, za­kres jego zdol­no­ści i wy­jąt­ko­wość uzdol­nie­nia, – lecz w mie­rze peł­nej i w niej już zna­la­zły od­bi­cie przy­mio­ty jego kul­tu­ry wy­so­kiej: sta­ran­ność we wszyst­kiem, by naj­mniej­szem, i uspo­so­bie­nie, de­li­kat­no­ścią prze­po­jo­ne, z któ­rych pierw­sza nie do­pusz­cza­ła nie­dba­ło­ści w sty­lu i try­wial­no­ści w wy­ra­że­niu, – dru­gie ustrze­gło od' cierp­ko­ści, ostro­ści i szorst­ko­ści w są­dze­niu, do cze­go ś… p. Zyg­munt miał nie­jed­no­krot­nie spo­sob­ność czy­to w re­cen­zy­ach, czy w po­le­mi­ce z za­pa­try­wa­nia­mi myl­ne­mi po­wag na­uko­wych.

W żalu głę­bo­kim a ser­decz­nym po stra­cie czło­wie­ka, któ­re­mu na polu na­uki pol­skiej prze­zna­czo­na była przy­szłość świet­na, – któ­ry dla do­bra jej za­le­d­wie dzia­łać po­cząw­szy, za­zna­czył się już w mło­do­ści jako pra­cow­nik, za­wód swój z po­wa­gą naj­wyż­szą trak­tu­ją­cy, – któ­ry u każ­de­go, z kim­kol­wiek przy­szło mu się ze­tknąć, zo­sta­wił po so­bie wspo­mnie­nie du­szy pięk­nej, ja­snej a nie­szczę­śli­wej, – któ­ry dla wszyst­kich za­wcze­śnie tam od­szedł, gdzie nie­ma tro­ski, aie i ra­do­ści, – gdzie nie­ma bolu, ale i szczę­ścia, – kre­ślę tych słów kil­ka, a one, jak kwiat-nie­śmier­tel­nik na mo­gi­łę Zmar­łe­go rzu­co­ny, może przy­czy­nią się do speł­nie­nia słów po­ety: "pro­chy Two­je może bu­rza roz­nieść, lecz mi­ło­ści i pa­mię­ci po To­bie nie znisz­czy nic!"

Prof. Wil­helm Bruch­nal­ski.I. DON KI­CHOT A DZIA­DY WI­LEŃ­SKO-KO­WIEŃ­SKIE.

Pra­ca ni­niej­sza na­le­ży do ka­te­go­ryi stu­dy­ów po­rów­naw­czo-li­te­rac­kich, któ­rych za­da­nia i wy­tycz­ne ująć moż­na w punk­ty na­stę­pu­ją­ce:

1. Przez wska­za­nie ca­łe­go sze­re­gu wąt­ków i po­my­słów wspól­nych dwu czy wię­cej au­to­rom, czy też przez wy­kry­cie wąt­ków od­wiecz­nych i tra­dy­cyj­nych po­pie­ra­ją one ty­le­kroć już czy­nio­ne i stwier­dza­ne spo­strze­że­nie, że naj­ge­nial­niej­si na­wet po­eci ele­men­ty tre­ści swo­ich utwo­rów nie­jed­no­krot­nie przej­mu­ją od po­przed­ni­ków, by je uka­zać w in­dy­wi­du­al­nej mo­dy­fi­ka­cyi i no­wej syn­te­zie; stwier­dze­nie tego zja­wi­ska rzu­ca świa­tło na pro­ces two­rze­nia ar­ty­stycz­ne­go, do­wo­dząc mia­no­wi­cie, że

2. Lek­tu­ra i tra­dy­cya li­te­rac­ka jest dla ar­ty­sty (i dla czło­wie­ka kul­tu­ral­ne­go wo­gó­le) źró­dłem prze­żyć rów­no­war­to­ścio­wych z tak zwa­ny­mi fak­ta­mi bio­gra­ficz­ny­mi, sko­ro pierw­sze z dru­gi­mi – mogą wcho­dzić w naj­ści­ślej­sze związ­ki i kom­bi­na­cye na za­sa­dzie jed­no­rod­no­ści, tak że do­pie­ro ana­li­za roz­dzie­lić je zdo­ła.

3. Od­naj­du­jąc te same co do swej isto­ty wąt­ki i po­my­sły w po­sta­ciach roz­ma­itych u róż­nych au­to­rów i ze­sta­wia­jąc je ze sobą, uzy­skać moż­na pod­sta­wę do okre­śla­nia in­dy­wi­du­al­nych me­tod prze­twa­rza­nia prze­żyć, czy­li wo­gó­le in­dy­wi­du­al­nych me­tod two­rze­nia ar­ty­stycz­ne­go.

4. W związ­ku z tem za­uwa­żyć trze­ba, że je­dy­nie prze­ży­cia li­te­rac­kie au­to­ra, jako da­ją­ce się od­na­leźć pe­tre­fac­ta, dają się z ko­lei ze­sta­wić z prze­twa­rza­ją­cem je dzie­łem, gdy prze­ciw­nie na­tu­ry t… z… fak­tów bio­gra­ficz­nych nic nam od­two­rzyć nie zdo­ła.

5. Poj­mu­jąc z ko­lei cały ma­te­ry­ał, przez ana­li­zę po­rów­naw­czą dzieł da­nych do­star­czo­ny, a ma­ją­cy po­wy­żej okre­ślo­ną war­tość: swo­istą, jako do­wód mniej lub wię­cej ży­we­go za­in­te­re­so­wa­nia jed­ne­go au­to­ra dru­gim, oprzeć moż­na na tej pod­sta­wie roz­wa­ża­nia ogól­ne na te­mat ich sto­sun­ku.

6. Po­nie­waż ro­dza­jo­wość i sty­lo­wość dzieł sztu­ki są albo teo­re­tycz­ne­mi uogól­nie­nia­mi pew­nych cech wspól­nych mniej­szym lub więk­szym ich gru­pom, albo też hi­sto­rycz­ny­mi pro­duk­ta­mi tra­dy­cyi li­te­rac­kiej, prze­to je­dy­nie przez wy­kry­cie związ­ku dzie­ła z pew­ną gru­pą lub kie­run­kiem okre­ślić je moż­na pod tym wzglę­dem.

7. Wy­kry­wa­jąc związ­ki mię­dzy po­szcze­gól­ny­mi au­to­ra­mi do­cho­dzi­my do wy­róż­nie­nia prą­dów ide­owo-li­te­rac­kich, na któ­rych tle po­szcze­gól­ne in­dy­wi­du­al­no­ści tem sil­niej wy­stę­pu­ją.

8. Ba­da­nia po­rów­naw­cze po­zwa­la­ją nie­jed­no­krot­nie ści­ślej sfor­mu­ło­wać i upro­ścić cha­rak­te­ry­sty­kę po­sta­ci li­te­rac­kiej, przez umiesz­cze­nie jej w ra­mach pew­nych szcze­gól­nie wy­ra­zi­stych i jed­no­li­tych ty­pów kla­sycz­nych (n… p. Don Ki­chot, Ham­let, Wer­ter)..

9. Naj­ogól­niej­sza dy­rek­ty­wa dla ba­dań tego ro­dza­ju brzmia­ła­by.: w bra­ku do­ku­men­tu hi­sto­rycz­ne­go, stwier­dza­ją­ce­go po­nad wszel­ką wąt­pli­wość, że pew­ne dzie­ło zna­ne było ba­da­ne­mu au­to­ro­wi w okre­sie two­rze­nia dzie­ła, o któ­re w da­nym wy­pad­ku cho­dzi, ar­gu­men­tów szu­kać na­le­ży w ob­fi­to­ści ana­lo­gii, któ­re za­tem w moż­li­wie naj­więk­szem bo­gac­twie wy­kryć i ze­sta­wić trze­ba.

Te wska­za­nia były prze­wod­ni­ka­mi w ni­niej­szem stu­dy­um. Bez pre­ten­syi do wy­czer­pa­nia no­we­go a peł­ne­go tre­ści pro­ble­mu, sta­ra­no się przedew­szyst­kiem ze­brać jak naj­ob­fi­ciej i jak naj­przej­rzy­ściej ugru­po­wać ma­te­ry­ał po­rów­naw­czy, na­wią­zać dzie­ło Mic­kie­wi­cza z nie­dość jesz­cze zba­da­nym prą­dem, umie­ścić je w pew­nej wy­bit­nej gru­pie ro­dza­jo­wej, a po­stać bo­ha­te­ra od­nieść do jed­ne­go z nie­śmier­tel­nych ty­pów psy­cho­lo­gicz­no-sym­bo­licz­nych. Rzecz… oczy­wi­sta, że ani ów prąd, ani gru­pa, ani też typ ca­ło­ści ele­men­tów dzie­ła tak zło­żo­ne­go, jak Dzia­dy nie obej­mu­ją.

Ze­sta­wie­nie Dzia­dów z no­wem źró­dłem uwy­pu­kla z nie­zwy­kłą wy­ra­zi­sto­ścią pew­ne istot­ne ce­chy twór­czo­ści Mic­kie­wi­cza wo­gó­le, a roz­ja­śnia pew­ne za­wi­ło­ści jego ar­cy­dzie­ła mło­dzień­cze­go.

Za­da­nia pod 3) sfor­mu­ło­wa­ne mo­gły być tyl­ko w drob­nej mie­rze speł­nio­ne, w for­mie uwag przy­god­nych. Wy­czer­pu­ją­ce ich za­ła­twie­nie wy­ma­ga kon­fron­ta­cyi dzie­ła ze wszyst­kie­mi zna­ne­mi jego źró­dła­mi.

Pra­ca ni­niej­sza jest czę­ścią dru­gą cy­klu stu­dy­ów p… t. Ce­rvan­tes w Pol­sce. Umiesz­czo­ne tu w na­głów­ku ozna­cze­nie jej jako pierw­szej od­no­si się do po­rząd­ku pu­bli­ka­cyj, nie zaś do chro­no­lo­gii ma­te­ry­ału.

Część I. wy­peł­nią dzie­je Ce­rvan­te­sa w Pol­sce przed Mic­kie­wi­czem i oko­ło Mic­kie­wi­cza.

Część III. na­wią­że do ni­niej­szej i bę­dzie mia­ła rów­nież za przed­miot twór­czość Mic­kie­wi­cza. Zaj­mie się ona mia­no­wi­cie a) sto­sun­kiem Dzia­dów do na­stę­pu­ją­cych wy­bit­nych "don­ki­cho­tad", t… j… pew­ne­go ści­śle okre­ślo­ne­go ro­dza­ju na­śla­dow­nictw

Bon Ki­cho­ta: 1) T. Cor­ne­il­le'a Ber­ger extra­va­gant w prze­rób­ce Za­błoc­kie­go (Pa­sterz sza­lo­ny), 2) Wie­lan­da Don Sy­lvio de Ro­sa­lva, 3) Go­ethe­go Triumph der Emp­find­sam­ke­it 4) Tieck'a Ze­rbi­no; b) sto­sun­kiem Mic­kie­wi­cza do in­nych pło­dów ce­rvan­ty­zmu: 1) Ce­rvan­te­sa Ga­la­tei w prze­rób­ce Flo­rian'a, 2) Fr. Schle­gla Lu­cin­de; c) re­wi­zyą don­ki­cho­ty­zmu Hra­bie­go w Panu Ta­de­uszu. Część ta… w znacz­nej już mie­rze opra­co­wa­na, do­łą­czy się w krót­kim cza­sie do ni­niej­szej. Wy­mie­nio­ne po­wy­żej związ­ki są czę­ścią już zba­da­ne i stwier­dzo­ne, czę­ścią przy­pusz­czal­ne.

Część IV. wy­peł­nią dzie­je ce­ry­an­ty­zmu pol­skie­go poza Mic­kie­wi­czem i po Mic­kie­wi­czu. Szcze­gól­ne uwzględ­nie­nie znaj­dzie tu sto­su­nek Sło­wac­kie­go i Kra­siń­skie­go do au­to­ra Don Ki­cho­ta. Kra­siń­ski wcze­śnie i wy­raź­nie za­do­ku­men­to­wał zna­jo­mość tego ar­cy­dzie­ła. W po­sta­ci Hr. Hen­ry­ka pew­ne ty­po­we rysy don­ki­cho­tow­skie rzu­ca­ją się w oczy. Ze­sta­wie­nie ich bę­dzie nie­zmier­nie wdzięcz­nem za­da­niem. Z in­nych wy­bit­nych pło­dów ro­man­ty­zmu Gosz­czyń­skie­go Król za­mczy­ska za­słu­gi­wać bę­dzie na wszech­stron­ne roz­pa­trze­nie w związ­ku z ar­che­ty­pem wszyst­kich obłą­kań­ców li­te­ra­tu­ry no­wo­cze­snej.

Do­dać jesz­cze pra­gnę, że kwe­styi sto­sun­ku J. J. Ro­us­se­au do Ce­rvan­te­sa, któ­ra się wy­ło­ni­ła w toku ba­dań ni­niej­szych, po­świę­cę od­ręb­ne stu­dy­um. Znaj­dzie w niem miej­sce tak­że pro­blem krzy­żo­wa­nia się wpły­wu wy­mie­nio­nych au­to­rów na twór­czość Mic­kie­wi­cza.

WSTĘP.

Jak już nie­jed­no­krot­nie stwier­dzo­no, Don Ki­chot jest pierw­szą po­wie­ścią, któ­ra zdo­by­ła so­bie pierw­szo­rzęd­ne sta­no­wi­sko po­wszech­no-li­te­rac­kie i prze­trwa­ła do dni dzi­siej­szych jako ar­cy­dzie­ło po­dzi­wia­ne i czy­ta­ne.

Za­sy­mi­lo­wa­ny wcze­śnie przez li­te­ra­tu­rę fran­cu­ską, an­giel­ską i nie­miec­ką, Don Ki­chot stał się przed­mio­tem na­der licz­nych na­śla­dow­nictw, uczo­nej dys­ku­syi mo­ral­nej i li­te­rac­kiej, źró­dłem wy­bit­ne­go prą­du li­te­rac­kie­go* .

Ol­brzy­mia wie­lo­stron­ność i głę­bia tego ar­cy­dzie­ła spra­wi­ły, że w swo­jej wę­drów­ce przez kra­je i stu­le­cia z róż­nych stron było uj­mo­wa­ne, roz­ma­icie ro­zu­mia­ne i od­czu­wa­ne, w roz­ma­itych ce­lach na­śla­do­wa­ne.

–-

* W przed­sta­wie­niu po­wszech­no – li­te­rac­kiej roli Don Ki­cho­ta opar­to się głów­nie na na­stę­pu­ją­cych dzie­łach: Fran­cya: Wurz­bach: Ge­schich­te des fran­zösi­schen Ro­mans, Bd. 1. He­idel­berg 1912. An­glia: Bec­ker: Die Auf­nah­me des D. Q. in der en­gli­schen Li­te­ra­tur, Ber­lin, 1902; The Cam­brid­ge Hi­sto­ry of en­glish li­te­ra­tu­re, vol. VIII. IX. X. Niem­cy: Ber­ger: ). Q. in Deutsch­land und sein Ein­fluss auf den deut­scheu Ro­man, (1613 – 1800), He­idel­berg, 1908; Haym: Die ro­man­ti­sche Schu­le, Ber­lin, 1870.

W pierw­szej fa­zie swe­go po­słan­nic­twa po­wszech­no-li­te­rac­kie­go Don Ki­chot dzia­ła przedew­szyst­kiem bo­gac­twem fa­bu­ły. Wcze­śnie jed­nak znaj­du­ją na­śla­dow­ców tak­że naj­istot­niej­sze pier­wiast­ki jego prze­bo­ga­te­go skła­du – ro­dza­jo­wość i ide­olo­gia.

Pierw­sze chro­no­lo­gicz­nie miej­sce w dzie­jach re­cep­cyi Don Ki­cho­ta zaj­mu­je li­te­ra­tu­ra fran­cu­ska. Ona pierw­sza uj­mu­je Don Ki­cho­ta ze stro­ny jego ak­tu­al­no­ści hi­sto­rycz­nej, t… j… jako sa­ty­rę prze­ciw "nie­zdro­wej" li­te­ra­tu­rze..

Z tego naj­ogól­niej­sze­go sta­no­wi­ska mo­ra­li­za­tor­sko-ro­dza­jo­we­go poj­mo­wa­ny, Don Ki­chot łą­czy się ze zna­nym w dzie­jach sen­ty­men­ta­li­zmu prze­ciw­nym mu prą­dem, któ­ry to­wa­rzy­szy jego roz­wo­jo­wi od ko­leb­ki pra­wie aż po dni dzi­siej­sze.

Wa­ry­an­tem chrze­ści­jań­sko-hu­ma­ni­stycz­nych skru­pu­łów wo­bec wpły­wu mo­ral­ne­go li­te­ra­tu­ry po­gań­skiej są nie­jed­no­krot­nie wy­ra­ża­ne oba­wy tak­że przed ero­ty­zmem wy­bu­ja­łym, z ja­kich­kol­wiek źró­deł pły­ną­cym. Pierw­szy nie­śmier­tel­ny wy­raz ar­ty­stycz­ny dał tym oba­wom Dan­te w epi­zo­dzie Fran­cze­ski i Pa­ola,. wska­zu­jąc zgub­ną książ­kę, jako współ­win­ną w ich nie­szczę­ściu.. For­mą pięt­no­wa­ne­go tu sen­ty­men­ta­li­zmu jest zmy­sło­wy pro­wan­sa­lizm. Wkrót­ce po­tem Boc­cac­cio każe zwró­cić się swo­jej Fiam­me­cie w bo­le­snej spo­wie­dzi ser­ca z prze­stro­gą "alle in­a­mo­ra­te don­ne". Mo­ra­łem prze­stro­gi okry­je swą zmy­sło­wość re­ne­san­so­wą En­ne­asz Si­lvio w Eu­ry­ala i Lu­kre­cyi. Na­pi­sze swe An­go­is­ses do­ulo­ureu­ses qui pro­ce­dent d'amo­ur Dame He­li­sen­ne de Cren­ne la­qu­el­le exhor­te to­utes per­son­nes a ne say­vre fo­lie amo­ur (1538).

W cza­sie, w któ­rym Ario­sto wdzięcz­nym uśmie­chem re­ne­san­so­we­go scep­ty­cy­zmu że­gna cza­row­ny świat Re­ali di Fran­cia, igra­jąc z re­ne­san­so­wą in­dif­fe­ren­ce aa con­ti­nu z jego zmierz­cha­ją­cy­mi bla­ska­mi, – współ­cze­śnie z peł­nią re­ne­san­su na grun­cie ma­cie­rzy­stym, a ja­snym już jego świ­tem w kra­jach po­stron­nych, – do­ko­ny­wa się w Hisz­pa­nii dłu­giem kieł­ko­wa­niem przy­go­to­wa­ny re­ne­sans śre­dnio­wiecz­nej li­te­ra­tu­ry ry­cer­skiej, w peł­nym rynsz­tun­ku nie­sły­cha­nych awan­tur, cza­rów, zmy­sło­we­go pro­wan­sa­li­zmu – lecz i z sil­ną przy­pra­wą re­ne­san­so­wej już dwor­no­ści. Pra­oj­ciec tego kie­run­ku, Ama­dis de Gau­la Mon­ta­lva* stał się pa­syą ca­łe­go wie­ku na zie­miach Hisz­pa­nii, Włoch, Fran­cyi.

Pra­wo­wier­ny re­ne­sans krzy­wo pa­trzy na nie­kla­sycz­ną pro­we­nien­cyę uwiel­bia­nych ry­ce­rzy-ko­chan­ków.

Na­wią­zu­jąc do gro­te­sko­wej sa­ty­ry Pul­cie­go, któ­ry w Mor­gan­te mag­gio­re (1481) przy­dał Ro­lan­do­wi gro­te­sko­we­go to­wa­rzy­sza, do bądź co bądź iro­nicz­ne­go, acz nie sa­ty­rycz­ne­go tonu Ario­sta, pierw­szy Fo­len­go wy­ta­cza prze­ciw ro­man­som ry­cer­skim -

*Ro­mans ten, któ­re­go po­cho­dze­nie jest kwe­styą ciem­ną i spor­ną, po­pu­lar­ny już w Hisz­pa­nii w po­ło­wie XIV w., do­cho­wał się je­dy­nie w re­dak­cyi Gar­ci Or­do­nez de Mon­ta­lvo, 1 wyd. Za­ra­go­za 1508, zob. np. Bi­blio­te­ca Ro­ma­ni­ca 137 – 141: D Q., Wurz­bach: In­tro­duc­cións. 11.

kam­pa­nię otwar­tą, sto­su­jąc me­to­dę hy­per­bo­licz­nej gro­te­ski ( Bal­do da Ci­pa­da 1521). Idzie w jego śla­dy ge­nial­ny Ra­be­la­is, da­jąc swej stu­ra­mien­nej sa­ty­rze ka­ry­ka­tu­ral­nie gi­gan­tycz­ne ramy ry­cer­skiej fa­bu­ły, zaś w III. i IV. jej księ­dze nie szczę­dzi zwal­cza­nej li­te­ra­tu­rze cio­sów otwar­tych.

Tym­cza­sem w Hisz­pa­nii sza­le­je co­raz sro­żej za­ra­za Ama­di­so­wa, wo­bec któ­rej bez­sil­ne jest na­wet prze­po­tęż­ne, a przez wła­dzę kró­lew­ską po­par­te du­cho­wień­stwo *.

Wy­stę­pu­je prze­ciw tej za­ra­zie znaw­ca zna­ko­mi­ty, a nie­gdyś może i wiel­bi­ciel ry­cer­skich ro­man­sów **, Ce­rvan­tes, – i za­da­je im cios śmier­tel­ny. Rów­no­cze­śnie zwra­ca się prze­ciw roz­wiel­moż­nio­ne­mu, a nie­daw­no Dy­aną Mon­te­may­ora uko­ro­no­wa­ne­mu sen­ty­men­ta­li­zmo­wi ar­ka­dyj­skie­mu, a może tak­że prze­ciw mi­stycz­ne­mu ero­ty­zmo­wi. W ten­den­cyi po­krew­ny daw­nym tra­dy­cy­om mo­ra­li­za­tor­skim, stwa­rza jed­nak Ce­rvan­tes nową zu­peł­nie sty­lo­wo – ro­dza­jo­wą me­to­dę pa­re­ne­zy an­ty­sen­ty­men­tal­nej. Zwra­ca­jąc się, po­dob­nie jak nie­gdyś Dan­te, wprost prze­ciw nie­bez­piecz­nej książ­ce ( w licz­bie bar­dzo mno­giej) – nie prze­drzeź­nia, jak Fo­len­go lub Ra­be­la­is, nie­praw­do­po­do­bieństw i prze­sa­dy ry­cer­skie­go ro­man­su, nie każe jego bo­ha­te­rom wy­róść w fi­zycz­nych ol­brzy­mów, – lecz w naj­wy­ra­fi­no­wa­niej sub­tel­nej gro­te­sce psy­cho­lo­gicz­nej każe uróść zgub­nym skut­kom szko­dli­wej kul­tu­ry li­te­rac­kiej w mon­stru­al­ne roz­mia­ry – obłę­du. Do sty­lu tej ma­nie­ry na­le­ży: wy­raź­ne wska­za­nie szko­dli­wych ksią­żek, taka lub inna for­ma ich sym­bo­licz­ne­go po­tę­pie­nia, nie­ustan­ne od­wo­ły­wa­nie się do nich w cią­gu ak­cyi.

Te pier­wiast­ki, skła­da­ją­ce się na po­ję­cie no­we­go ga­tun­ku sa­ty­rycz­no – mo­ra­li­za­tor­skie­go, któ­ry okre­śli­my jako don­ki­cho­ta­dę w naj­ści­ślej­szem zna­cze­niu, wy­ka­zu­je przedew­szyst­kiem sze­reg nie­świet­nych zresz­tą na ogól na­śla­dow­nictw fran­cu­skich. Don­ki­cho­ta­da w ści­ślej­szem zna­cze­niu, jako or­gan po­le­mi­ki mo­ral­no – li­te­rac­kiej, kon­sty­tu­uje się za­tem przedew­szyst­kiem na grun­cie fran­cu­skim w cią­gu XVII wie­ku. Pło­dy jej il­lu­stru­ją nie­ja­ko to­czą­cą się rów­no­cze­śnie teo­re­tycz­ną na ten te­mat dys­ku­syę. Isto­ta don­ki­cho­ta­dy po­le­ga na stwo­rze­niu pew­ne­go typu ma­niac­twa, wy­kar­mio­ne­go na pew­nej spe­cy- -
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: