- W empik go
Chilli - ebook
Chilli - ebook
Mea, studentka pierwszego roku psychologii, zakłada anarchistyczną Grupę Demolka.
Przepełnieni ideałami młodzi ludzie wychodzą na ulice Gdańska, pragnąc wykrzyczeć całemu światu to, co ich boli. Nie chcą żyć dłużej w egoistycznym społeczeństwie nastawionym wyłącznie na materialny sukces.
Przeprowadzają kilka kontrowersyjnych akcji, by wyrwać ludzi z letargu, zatrzymać ich w gonitwie za kolejnym nowym porsche i zmusić, by zaczęli doceniać najprostsze lecz najważniejsze wartości. By zaczęli żyć naprawdę.
Mea dobrze wie, czego chce, do pewnego momentu wie też, jak osiągnąć swój cel.
Ale sytuacja wymyka się spod kontroli…
Czy uda jej się zbudować nowy wymarzony świat?
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7686-781-6 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Dlaczego to zrobiłaś?
– Bo mam nasrane w głowie.
– Przypominam, że ta rozmowa jest emitowana na żywo na moim kanale YouTube. Ogląda nas kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Prosiłem, żebyś nie przeklinała.
Mea nie rozumiała, jakie to ma teraz znaczenie. Przecież i tak na pewno nie oglądają jej dzieci. Żaden rodzic by na to nie pozwolił.– Jesteś moją pierwszą rozmówczynią o tak zróżnicowanej osobowości. A uwierz, miałem do czynienia z wieloma ciężkimi przypadkami… Ale ty… Opowiedz mi wszystko od początku.
– Niczego nie będę opowiadać.
– To nie prośba. I nie leczenie. Zaraz cię skażą. Grozi ci do dwunastu lat więzienia. Potraktuj to nie jak przesłuchanie. A raczej… jak spowiedź przed społeczeństwem. Wytłumacz się ze swoich czynów. Ludzie są w szoku. Chcą zrozumieć, dlaczego zrobiłaś to wszystko. Co chciałaś osiągnąć. A przede wszystkim chcą zrozumieć ciebie. Chcą…
– Ludzie są głupi. Nie mają pojęcia o świecie, który ich otacza. Niczego nie rozumieją. To jedynie maszyny, które wstają rano, idą do pracy odsiedzieć swoje osiem godzin, po czym wracają czym prędzej do domu na spotkanie z telewizorem i idą spać, by nędzny cykl ich nudnego życia mógł się zacząć od nowa. Oni nie myślą. Co najwyżej o tym, w co się ubrać lub czym zaspokoić głód. A co z rozumieniem świata? Nie zastanawiają się nad tym, co jest prawdziwe, a co nie. Nie próbują wyłączyć świadomości, by poznać swój wewnętrzny instynkt. Świat jest pełen sprzeczności. Czego możemy być pewni? Czego nie? Kto powiedział, że teraz żyjemy, a w chwili śmierci zapadamy w wieczny sen? A może teraz snujemy się we śnie i umierając, się budzimy? Jest tyle pytań bez odpowiedzi, a ci marni ludzie nawet tych odpowiedzi nie próbują szukać… Ba! Oni nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jak wiele jest do przemyślenia, do zrozumienia. Za sprawą mechanizmu wyparcia usunęli ze świadomości myśli i impulsy, które zagrażają spójności ich osobowości i prowokują, na przykład, pytania o moralność albo wywołują poczucie winy. Niestety, wyparcie jest powszechne w dzisiejszym społeczeństwie, mózgi tych tępych ludzi automatycznie odrzucają wszelkie głębokie myśli, zastępując je banalnymi problemami. Jedynie nieliczni są w stanie odblokować represję i zmusić umysł do analizowania świata. Przykre, że jest nas tak niewielu.
Redaktor Wasilewski uniósł brew.
– I twierdzisz, że ty, jako jedna z tego nielicznego grona, znasz te wszystkie tajemnice życia?
– Oczywiście, że nie, ale przynajmniej je zgłębiam. Staram się zrozumieć ten popieprzony świat. W przeciwieństwie do nich, staram się żyć.
– Starasz się żyć? A nie próbowałaś popełnić samobójstwa kilka razy?
– Owszem, próbowałam. Ale to nie o to chodzi.
– A o co?
– Nie potrafię tego wyjaśnić.
– Spróbuj. Zacznij od początku. Przedstaw się, powiedz, kiedy się to wszystko zaczęło. Mamy czas.
– Nie podoba mi się ten pomysł.
– Dlaczego?
– Ludzie muszą sami spróbować zrozumieć. Nie chcę im tego tłumaczyć, podawać na tacy.
– Jestem pewien, że zmieniłaś życie wielu osób i doprowadziłaś do wielu przemyśleń.
– Cieszy mnie to.
– Nie powinno. I o to chodziło.
Przenikliwy, ironiczny uśmieszek zagościł na twarzy Mei. Widać było, że rozmowa zaczęła jej sprawiać przyjemność. Poczuła, że ma w garści zarówno redaktora, jak i ludzi oglądających ją na żywo. Może i dobrze się stało? Zaraz trafi do więzienia, ale wygląda na to, że osiągnęła swój cel. „Zmieniłaś życie wielu osób”. Tak. O to jej chodziło.
Na samą myśl o misji zakończonej sukcesem jeszcze stosunkowo niewinny ironiczny uśmieszek przeistoczył się w wybuch śmiechu. Przerażającego śmiechu. Jakby ją coś opętało.
Redaktor Wasilewski postanowił przerwać ten szaleńczy napad.
– Wiesz, że gdybyś dała się przebadać i zostałabyś uznana za niepoczytalną, zarzuty prawdopodobnie zostałyby wycofane?
– Nie jestem chora psychicznie! To świat jest posrany!
Mea nie wytrzymała i wstała z takim impetem, że przewracające się krzesło powaliło kamerę nagrywającą całą rozmowę. Urządzenie spadło na ziemię. Transmisja została przerwana. Widzowie w napięciu wpatrywali się w ekrany swoich komputerów, jednak widzieli jedynie czarny obraz. Przerwa w emisji na żywo trwała kilka minut. W tym czasie redaktor Wasilewski doprowadził Meę do ładu. Usadowił pacjentkę przy stole, naprzeciw kamery. Przekaz powrócił na ekrany.
– Nazywam się Mea Chubin. Mam dwadzieścia lat. Wszystko zaczęło się jesienią 2010 roku…
2
Popełniłam samobójstwo… A jednak nie umarłam. Czy może umarłam? Czym jest śmierć? Wskaż mi jedną osobę, która przeżyła śmierć. Bzdura, prawda? Oksymoron. Nikt nie wie, jak wygląda koniec naszego życia. W takim razie skąd mamy wziąć pewność, że w ogóle żyjemy? Co, jeśli wszystko, co nas otacza, to jedynie wytwór naszej wyobraźni? Albo gorzej – wytwór kogoś, kto właśnie grzebie w naszym mózgu? Jak w Simsach. Albo w Matriksie. Myślisz, że jestem nienormalna, bo kwestionuję takie rzeczy, ale skąd wiesz, że nie mam racji? Nikt tego nie wie. Nikt tego nie sprawdzi.
Nie rozumiesz, jak można sobie zadawać pytania typu: „Co, jeśli wszystko, co nas otacza, to jedynie wytwór naszej wyobraźni?”. Wydaje ci się to absurdalne. A jednak… Weźmy chociażby kolory. Bo wiesz, że one nie istnieją, prawda?
Obiekty fizyczne widziane w jasnym świetle zdają się mieć cudowną właściwość pulsowania kolorem; ale, jak zauważyliśmy, czerwone pomidory, żółte kwiaty, zielone drzewa, błękitne oceany i wielokolorowe tęcze są same w sobie całkiem bezbarwne. Odbijane przez nie światło też nie ma koloru. Niezależnie od tego, jak jawi nam się świat, barwy nie istnieją poza mózgiem, gdyż są wrażeniem wytwarzanym przez mózg na podstawie długości fal świetlnych wpadających do naszych oczu. Kolor istnieje więc jedynie w umyśle obserwatora – jest psychologiczną właściwością naszych doznań zmysłowych. Wrażenie koloru powstaje, gdy długość fal w promieniu światła zostaje zakodowana w receptorze w postaci impulsów nerwowych i przesłana do wyspecjalizowanych obszarów mózgu przetwarzających informacje sensoryczne…¹.
I co? Już nie jestem taka nienormalna? Zresztą, kto z nas jest normalny? Co to właściwie znaczy „być normalnym”? Kto tę „normalność” wyznacza?
– Mea, przestań. Znowu to robisz.
– To znaczy co?
– Zawieszasz się nad miską musli. Znowu byłaś myślami nie wiadomo gdzie. Z tym swoim ironicznym uśmieszkiem… Tak czy siak, kawa ci wystygła i zaraz się spóźnisz na uczelnię. W dodatku, jak ty wyglądasz? Idź szybko się przebrać i migiem na kolejkę.
– Ale mamo… O co ci chodzi?
– Jak to o co mi chodzi? Wyglądasz, jakbyś szła na pogrzeb. Co to ma być? Jakaś nowa moda na czarny od góry do dołu? I ten ponury mocny makijaż? Przebieraj się migiem.
– Mamo… Mam dziewiętnaście lat. Będę się ubierać, jak chcę. Poza tym ten strój odzwierciedla mój dzisiejszy humor. – Mea pożegnała matkę „tym swoim” ironicznym uśmieszkiem i czym prędzej wyszła z domu, zostawiając nieruszone płatki i zimną kawę na stole. Dzisiaj pierwszy dzień nowych studiów. Wreszcie będzie się uczyć czegoś, co ją naprawdę interesuje. Pełna entuzjazmu wyjęła plan zajęć, by zobaczyć, co ją dzisiaj czeka:
08.15 – Wprowadzenie do psychologii – wykład
10.00 – Biologiczne podstawy zachowania człowieka – wykład
13.30 – Historia myśli psychologicznej – ćwiczenia.
„Oj, tak, to zdecydowanie studia dla mnie. Wreszcie będę zgłębiać to, jak działa ludzki umysł, a nie jakieś pierdoły, o których nadają w liceum” – pomyślała.
Mea nie jest typem towarzyskiej dziewczyny. Można by ją uznać wręcz za jednostkę aspołeczną. A już szczególnie na ulicy. Przeciskanie się przez tłum to jedna z tych rzeczy, których nienawidzi najbardziej. Weźmy na przykład przystanek tramwajowy i zejście do tunelu. Schody. Ludzie wysiadający z tramwaju, żeby wyminąć tłum, idą po schodkach dla wózka, z lewej strony. Tylu cwaniaków, że główne schody pozostają puste, a na „wózkowych” tworzy się korek.
– I myślą, że są tacy sprytni… Ech, ludzie są dziwni.
– Mówisz, jakbyś ty nie była człowiekiem.
– Zamknij się, Alfred. Wiesz, o co mi chodzi.
– Oczywiście, że wiem. Kto jak kto, ale ja cię znam najlepiej. W końcu znamy się od dziecka.
– No tak. Przynajmniej ty mnie rozumiesz. Dobrze cię mieć.
– Pamiętaj, na mnie zawsze możesz liczyć. Wiesz, gdzie mnie szukać.
– Dzięki, Alfred. Szkoda tylko, że jesteś jedynie głosem w mojej głowie.
W słuchawkach dziewczyny zaczyna lecieć piosenka Nirvany Lithium.
I’m so happy
Cause today I found my friends
They’re in my head
3
Bywają i zwyczajne dni, kiedy to dziewiętnastoletnia Mea żyje normalnym życiem nastolatki. Zdarzają się one jednak rzadko.
– Mamo, wychodzę, będę późno.
– Dobrze.
Zdumiewające, jak mało o niej wiedzą nawet najbliżsi jej ludzie. Wydaje im się, że Mea to normalna, sympatyczna dziewczyna. Nawet nie zdają sobie sprawy, jak bardzo się mylą.
Młoda panna Chubin ma wielu przyjaciół, mnóstwo znajomych, a nawet kilku adoratorów. Ale jej ulubionym towarzystwem jest ona sama. No i Alfred.
– Och, jak ja kocham nocne przechadzki po Gdańsku. Mogłabym godzinami spacerować wąskimi uliczkami starówki i zaglądać na ciasne podwórka. Nie muszę z nikim rozmawiać, nikogo słuchać. To najlepszy sposób na oczyszczenie umysłu. W przerwach od filozoficznych rozmyślań uwielbiam siadać na ławce na Długiej i obserwować przechodniów. Alfred, spójrz na tego debila. Patrz, jak on idzie. Myśli, że jest panem świata. Włoski ulizane i zaczesane do tyłu, koszula idealnie wyprasowana, rozmawia przez telefon – oczywiście jeden z najnowszych modeli.
– No, kurwa, już idę, będę za pięć minut… To przytrzymaj go trochę. Powiedz mu, że ma tam na mnie czekać z moim szmalem… Nie obchodzi mnie, że się śpieszy, ma czekać, bo na mnie się, kurwa, czeka… Bartek, nie wkurwiaj mnie, nie możesz poradzić sobie beze mnie nawet przez pięć minut?… Dobra, dobra, wyluzuj, zaraz będę. Nara.
– Goguś Pan Świata. Zapewne jakiś ważniak ze starówki, bo przecież na niego się czeka. On nie może być na czas. Wielkie, kurwa, panisko. Mogę się założyć, że włoski układał sobie przez czterdzieści minut przed lustrem i spryskał je najnowszym lakierem Schwarzkopf, który teraz trzyma nie dwadzieścia cztery, a czterdzieści osiem godzin, bo Goguś, oczywiście, wierzy reklamom. Szykując się na to jakże ważne spotkanie, pewnie zasyfił całą łazienkę, którą teraz biedna matka musi po nim sprzątać. Zresztą koszulę zapewne też ona prasowała. A komóreczka za ciężko zapracowane pieniądze tatusia. I co? Goguś i tak tego nie doceni. Bo na niego się, kurwa, czeka.
– Obczaj te lalunie – wtrącił Alfred. – Więcej obcasa niż spódniczki, tipsy dłuższe niż palce, na twarzy więcej chemii niż w coca-coli. Jedna bardziej plastikowa od drugiej. No tak, dzisiaj sobota, uderzają w miasto.
– I mówię mu: „Podoba ci się ta muza? Jak chcesz, to mogę pogadać z tatusiem. On ma wszędzie dojścia, na pewno załatwi nam bilety na ich koncert”. Mówię ci, on był taki słodkiiiiiiiii, normalnie ciacho. Dlatego pomyślałam o tych biletach, to pójdziemy razem, co nie?
– Jolka, ale ty to masz szczęście, lasiaaa! Muszę go poznać! No, a co to za zespół w ogóle leciał? Masz już te bilety?
– A nie wiem, jakiś tam. Amerykański. Wiesz, ci tacy rockmani od narkotyków i w ogóle. Z tym takim słodkim blondynkiem chyba.
– Nirvena?
– No, no, jakoś tak chyba. Sponio są. Kiedyś na pewno zagrają w Polsce, tatuś kupi mi bilety.
– Twój stary? Na pewno! Przecież on wszystko ci kupuje. No a co na to ciacho? Ucieszył się? Umówiliście się na ten koncert?
– Wiesz co, właśnie nie skumałam go do końca. Bo ja mu mówię o tym koncercie, co nie, cała zajarana, już myślę, co ubiorę, bo teraz widziałam takie koszulki, chyba właśnie z tym zespołem, wiesz? W H&M-ie na wyprzedaży były, to se kupię. Będę jeszcze lepiej wyglądać wtedy! No i ja już o tej koszulce i zakupach, a ciacho do mnie: „Taaa. Zadzwoń do mnie, jak będą grali”. I se poszedł! Tak, jakby nie wierzył, że mu te bilety załatwię. Ale jeszcze zobaczy! Jeszcze mu przepustki na backstage załatwię i dopiero będzie mu łyso! Ach, już się nie mogę doczekać jego wyrazu twarzy wtedy!
– Alfred… nie wytrzymam. Mogę je zastrzelić? Mogę? Proszę. Przecież Kurt się w grobie przewraca. I się jeszcze, kurwa, uważają za wielkie fanki. No, nie wytrzymam.
– Oj, tam, Mea, może jest taki zespół jak Nirvena. Z Tczewa albo z Lipek Dolnych, ha!
– Taa, z Kirtem Kombajnem na wokalu, ha, ha.
– I Dawid Gnom na perkusji!
– Ha, ha, ha, dzięki, Alfred, ty zawsze potrafisz mnie rozbawić.
I tak oto Mea siedziała samotnie na ławce i śmiała się sama do siebie. Momentami nawet mówiła coś na głos. Wyglądała na co najmniej obłąkaną. Każdy, kto by na nią spojrzał, pomyślałby, że jest jakaś psychiczna, jednak rzecz w tym, że nikt jej nie dostrzegał. Każdy był zajęty sobą i swoimi, jakże istotnymi, problemami. Każdy w pośpiechu na spotkanie z sobotnimi planami.
– Mea, spójrz na tego tam.
Zza grupki plastikowych dziewczyn wyłoniła się postać brudnego, pijanego bezdomnego. Ubrany – chociaż słowo „ubrany” raczej nie jest tu odpowiednie – w sztruksy z dziurami zamiast kieszeni, sweter sięgający do pępka i w jeden but. Stał przy śmietniku przed delikatesami i szukał składników na dzisiejszą ucztę. Znalazłszy resztkę wyrzuconej maślanki i kawałek suchej bułki, ruszył przed siebie i zaczął śpiewać. Znaną żeglarską przyśpiewkę regularnie przerywała pijacka czkawka:
Hej, ha, kłolejkę nahlej!… Hik!
Hej, ha, kielichy wznnieśmy!… Hik!
To żłobi dokonale… Hik!
Moskim opowieściom… Hik! Hik!
Mea przyglądała mu się dłuższą chwilę.
– A wiesz, co jest najsmutniejsze w tym wszystkim? Że on i tak pewnie ma najmniej problemów ze wszystkich. Tak to, niestety, jest w dzisiejszych czasach, że problemy ludzie sami sobie tworzą. A to nie mogą się pogodzić z tym, że w danym miesiącu dostali o dwieście złotych mniejszą premię. A to są załamani, że zepsuł im się samochód, bo przecież bez niego nie można żyć. Albo są zdruzgotani, bo nie poszli na imprezę, na której tak bardzo im zależało. Są zmęczeni życiem. Tymczasem spójrz na tego pijaczynę. Nie wygląda na smutnego. Chodź, porozmawiamy z nim.
Po chwili byli już przy nim.
– Dzień dobry, można dołączyć?
Pijaczek zdecydowanie nie spodziewał się takiego pytania. Speszony, stanął, spojrzał na Meę błędnym wzrokiem i zawrócił.
– Nie skrzywdzę pana. Chcę tylko porozmawiać. – Dziewczyna uparcie goniła menela, który mimo trudności, wywołanych stanem upojenia, stale przyspieszał, by zgubić natrętną dziwaczkę. – Kupię panu piwo i jedzenie. Proszę. Chcę tylko porozmawiać.
Pijaczyna zatrzymał się.
– Jak ma pan na imię?
– Ro… Hik!… Roman.
– Jestem Mea, naprawdę miło mi pana poznać. Co chce pan zjeść?
Po piętnastu minutach Roman i jego nowa wielbicielka wychodzili z całonocnego sklepu „Tereska”, wyposażeni w dwa piwa marki Specjal i drożdżówkę.
– Chodźmy gdzieś usiąść. Chciałabym usłyszeć o pańskich problemach.
– Ale… ja nie mam problemów.
– To coś o pańskim życiu.
Na początku było ciężko. Nowy kolega nie bardzo miał ochotę na zwierzenia. Mea zaczęła opowiadać o sobie, by rozmówca nabrał do niej zaufania. Opowiadała mu o tym, że interesuje się psychologią i tym, jak funkcjonuje świat. Bardzo jej zależało, by poznać opinię na ten temat prostego człowieka po przejściach. Naczytała się już książek słynnych filozofów, nasłuchała się i debili. Czas na opowieść bezdomnego. Drugi specjal nie tylko rozwiązał język Romana, lecz także zahamował pijacką czkawkę.
– Gdy miałem czternaście lat, rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Zostałem sierotą. Zaopiekował się mną mój stryj Andrzej. Mieszkałem z nim do osiemnastych urodzin. Potem odszedłem. Bił mnie. Nie miałem dokąd pójść, więc zamieszkałem na ulicy. Lepsze było to niż codzienne obrywanie po pysku. I tak tułałem się po ulicach Gdańska aż do lata 1989 roku. Miałem wtedy dwadzieścia jeden lat. To było najlepsze lato mojego życia. Obserwowałem, jak Polska podnosi się z kolan. I ja sam się podniosłem. Przyłączyłem się do strajkujących. Potem roznosiłem „Głos Wybrzeża”. Moja pierwsza praca. Codziennie czytałem wszystkie artykuły. Od deski do deski. Żeby wiedzieć, co się dzieje. Gdy padł komunizm, płakałem ze szczęścia cały dzień. Nigdy wcześniej ani później nie płakałem tak jak wtedy. To było po prostu szczęście. W nowej Polsce dostałem pracę jako marynarz. Pływałem po całym Bałtyku. W końcu po dziewięciu latach zmarł nasz kapitan, a ja awansowałem. Miałem kasę. I wtedy zaczęły się problemy. Ludzie wokół mnie popełniali samobójstwa. Przez pieniądze. Statki nie pływały już tak często, bo zaczął się kryzys, a to doprowadziło do kolejnych załamań nerwowych. Wszystko zaczęło się kręcić wokół handlu i pieniądza. Pływanie nie sprawiało mi już radości. Co z tego, że byłem bogaty, skoro wszyscy wokół mnie odchodzili? A potem nadeszła dwudziesta rocznica tamtego wspaniałego lata. Zacząłem wspominać prostotę życia na ulicy, gdzie nie liczy się pieniądz ani cena ropy. Pewnie masz mnie za wariata, ale tu naprawdę jest prościej. Dużo łatwiej być szczęśliwym – wystarczy znaleźć kawałek bułki albo uzbierać na butelkę piwa. I to już starczy, by uznać dzień za udany. W dodatku mam tu swoich. I zawsze mogę na nich liczyć, wiem, że się podzielą ostatnim kawałkiem suchego chleba albo podniosą mnie z ziemi, gdy za dużo wypiję. Czemu się śmiejesz? Nie wierzysz mi?
– Wierzę, wierzę. Miałam czutkę co do pana. Jak już mówiłam, interesuję się psychologią i po prostu ludźmi. Umiem wyczytać komuś z twarzy, jakim jest człowiekiem. I dzisiaj tak się stało, gdy zobaczyłam pana. Od razu wiedziałam, że za tą maską pijaczyny kryje się człowiek zmęczony światem. Ale pan się nie martwi. Właśnie takiej rozmowy potrzebowałam.
– Do czego?
– Właśnie wpadłam na pomysł, jak zmienić świat.
4
– I właśnie wtedy to wszystko się zaczęło? – spytał redaktor Wasilewski.
– Tak. Dokładnie tamtej nocy.
– Czyli to historia pana Romana podsunęła ci ten pomysł?
– To tak jak z miską.
– Nie rozumiem.
– Proszę sobie wyobrazić miskę, do której kapie zło świata w postaci kropel. Po jakimś czasie naczynie się zapełnia i zło się przelewa. Zło rozprzestrzenia się. Durnota ludzi, przechodzących Długą tamtej nocy, czyli Goguś Pan Świata i paczka Barbie, dorzuciła kilka kropel. Natomiast historia pana Romana, a raczej zło świata, które go spotkało, było pierwszą kroplą, która nie zmieściła się do miski.
– Zło przelało czarę goryczy… Rozumiem to wszystko, Mea. To ma sens, tyle że to, co robiłaś później, nie wyglądało, jakbyś chciała ratować świat. Raczej jakbyś chciała go zniszczyć. Jakbyś przeprowadzała własną apokalipsę.
– Czyżby?
– Zdecydowanie. Przecież ty i…
– W takim razie jeszcze za wcześnie na ocenę efektów – przerwała.
– Za wcześnie? To kiedy nadejdzie na to dobry moment?
Mea nie odpowiedziała.
– Dobrze, pomińmy to pytanie i przejdźmy do twoich samobójstw. Po co one? Chciałaś się poddać?
– Wręcz przeciwnie.
– To znaczy?
– Próbował pan kiedyś popełnić samobójstwo?
– Nie, oczywiście nie.
– A był pan kiedykolwiek blisko śmierci?
– Moje życie nie było nigdy zagrożone, jeśli o to pytasz.
– Szkoda. To niesamowite uczucie. Nic tak nie daje kopa i chęci do życia jak ocalenie. Ten moment grozy, gdy myślisz, że jesteś na przegranej pozycji, że tym razem nie wyjdziesz z tego cało. Całe życie przelatuje ci przed oczyma. Nie, to nie jest tylko chwyt kinowy w filmach akcji. Tak jest naprawdę. Co więcej, wie pan, że w ostatnich sekundach życia mózg działa na najwyższych obrotach? Zostało to udowodnione naukowo. Kiedyś przeprowadzono badania na siedmiu umierających pacjentach w George Washington University Medical School. Gdy mózg umiera, pozostałe przy życiu komórki starają się jeszcze połączyć wszystkie napływające z zewnątrz organizmu bodźce. Powstają fantastyczne obrazy, tunele, twarze, krajobrazy, światła. Cały organizm ogarnia uczucie absolutnego spokoju, czasami narkotycznej euforii. Potem organizm za wszelką cenę próbuje obronić się przed śmiercią. Rytm serca zwalnia, oddech staje się krótszy. Nadchodzi wzmożona chęć przeżycia. A kiedy rzeczywiście się uda, jest się tak szczęśliwym i pełnym życia jak nigdy wcześniej.
– A jak udaje ci się przeżyć za każdym razem?
– Mam swoje sposoby, ale zawsze istnieje ryzyko, że się nie uda. Stąd ten dreszczyk emocji.
– Czyli nie chcesz się zabić? To takie udawane samobójstwa?
– W pewnym sensie tak. Chociaż to zależy od mojego nastroju.
– Bywa różnie.
Przez jakąś minutę milczą oboje.
– Przejdźmy teraz do szybkich pytań. Ja zadaję pytanie, ty odpowiadasz bez zastanowienia, co ci pierwsze wpadnie do głowy.
– Jasne.
– Gotowa?
– Tak.
– Wierzysz w Boga?
– Nie… Chyba nie.
– Z czym ci się kojarzy słowo „życie”?
– Z misją.
– Z czym ci się kojarzy słowo „śmierć”?
– Z wiecznością.
– Słowo „strach”?
– Z krzykiem.
– Miłość?
– Hormony.
– Szczęście?
– Marzenia.
– Smutek?
– Łzy.
– Nadzieja?
– Optymizm.
– Pieniądz?
– Władza.
– Dobrze, teraz równie szybko kończ zdania. Moim wspomnieniem z dzieciństwa jest…
– …gdy wpadłam do głębokiego jeziora, wtedy jeszcze nie umiałam pływać.
– Gdy myślę o przyszłości, widzę…
– …siebie spełnioną.
– Często myślę o…
– …mojej misji.
– Termin abstrakcyjny, który mnie przeraża, to…
– …wieczność.
– Wiem, że żyję, bo…
– …codziennie czytam nekrologi.
– Uwielbiam…
– …osiągać moje cele.
– Śmieszy mnie…
– …ludzka głupota.
– Gdybym miała opisać siebie jednym słowem, byłoby to…
– …inna.
– Ludzie uważają mnie za…
– …wariatkę.
– Jestem aresztowana, bo…
– …ludzie przeze mnie cierpieli.
– Myślę, że werdykt sędziego będzie brzmiał…
– …winna.
Redaktor spojrzał Mei prosto w oczy. Szukał jakiejkolwiek oznaki wahania. Nie znalazł jej. „Ona naprawdę przyznaje się do winy” – pomyślał i westchnął ciężko.
– I ostatnia część. Ja mówię jakieś zdanie o tobie, ty mówisz jak najszybciej „tak” lub „nie”. Bez zastanowienia. Odpowiedzi mają padać jeszcze szybciej niż w poprzednich zadaniach. OK, zaczynamy. Nazywam się Mea.
– Tak.
– Chubin.
– Tak.
– Mam dwadzieścia lat.
– Tak.
– Jestem wysoką brunetką.
– Tak.
– Urodziłam się w Gdańsku.
– Tak.
– Mieszkam w Gdańsku.
– Tak.
– Studiuję psychologię.
– Tak.
– Często zastanawiam się nad sensem życia.
– Tak.
– Kilka razy próbowałam popełnić samobójstwo.
– Tak.