Chleb i proch. Wędrówka przez góry Gruzji - ebook
Chleb i proch. Wędrówka przez góry Gruzji - ebook
W lecie 1998 roku Tony Anderson wyruszył w góry Gruzji, by dotrzeć do zapomnianych i niedostępnych plemion – Chewsurów, Tuszynów, Raczów, Megrelów i Swanów. Intrygowały go dawne wierzenia i obyczaje, doskonale zachowane mimo wieloletniej niszczącej polityki władz komunistycznych oraz zawirowań i niepokojów politycznych po upadku Związku Radzieckiego. Ale Chleb i proch to nie tylko relacja z niezwykłej podróży; Anderson opisuje też skomplikowaną historię i zawiłości regionalnej polityki. Jego Gruzja, choć doświadczona przez los, wciąż jest ekscytująca i pełna życia. Choć jej dzieje sięgają w przeszłość głębiej niż dzieje wielu innych państw europejskich, zachowała młodzieńczą energię i żywiołowość.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7536-749-2 |
Rozmiar pliku: | 4,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wielu ludzi pomagało mi w trakcie moich podróży po Gruzji i Kaukazie. Mam ogromny dług wdzięczności wobec tych wszystkich przypadkowo napotkanych Azerów, Chewsurów, Tuszynów, Raczów, Megrelów i Swanów. Nigdy nie uda mi się w należyty sposób zrewanżować się im za gościnność i serdeczność. Chciałbym podziękować osobom związanym z Azerbejdżanem: Carol Morgan, pracownikom Children’s Aid Direct i doktorowi Ragibowi Mamedowowi. Jeżeli chodzi o Gruzję, to szczególne podziękowania pragnę złożyć: Bece Gotsadzemu i Mindiemu Czinczaraouliemu za ich pomoc oraz porady; Saszy i Irinie Aleksidze − parze lekarzy – za ich gościnność; Tsirze Guguszwili za długoletnią przyjaźń oraz wsparcie; Marice Didebulidze i Mako Maisuradze za wszystko, o czym wspomniałem już wcześniej, a także za wytrwałość w odpowiadaniu na moje pytania oraz entuzjastyczne zaangażowanie w dużą część tej opowieści.
Yiannis Sarzetakis mieszkający na Siros i Robert Temple z Somerset w sporej mierze pomogli mi zrozumieć legendy związane z Prometeuszem. Profesor Richard Villems z Uniwersytetu w Tartu cierpliwie i niezwykle klarownie odpowiadał na wszystkie moje pytania dotyczące genetycznego pochodzenia Gruzinów oraz innych mieszkańców Kaukazu. David Zeitlyn i Anna Rayne z Kamerunu dostarczyli przepis na węża. Lewan Butchuzi z Tbilisi udzielił mi wyczerpujących informacji na temat hien w Gruzji. Zura Rewaziszwili przez lata pomagał mi we wszystkich sprawach angielsko-gruzińskich, zapewniając mi jednocześnie świetną zabawę. Frances Howard-Gordon oraz Tom i Caryne Clarkowie od samego początku odgrywali zasadniczą rolę w moich przedsięwzięciach. Alan Bell z Biblioteki Londyńskiej dał mi wiele cennych rad i wykonał ogrom pracy archiwalnej. Dziękuję wydawnictwu Hutchinson za zgodę na zacytowanie fragmentów pochodzących z książki Tima Severina, The Jason Voyage . Lady Cicely Nepean uprzejmie udostępniła mi znajdujące się w jej posiadaniu dokumenty związane z nieustraszonym Johnem Baddeleyem, a także swoje wspomnienia dotyczące Baddeleya, który był jej prawujkiem. Doktor Tamara Dragadze i profesor George Hewitt szczodrze dzielili się ze mną swoją wiedzą i czasem, a także ujęli w naukowe karby pewne fragmenty tej książki. Profesor David Braund zasługuje na szczególne podziękowania z mojej strony, a także na pewnego rodzaju nagrodę, ponieważ przeczytał cały rękopis tej książki i poczynił wiele cennych uwag. Odpowiedzialność za wszystkie pomyłki, niespójność i błądzenie po manowcach spada wyłącznie na moje barki.
Dziękuję mojej rodzinie za cierpliwość i pobłażliwość okazane mi w czasie pisania tej książki, której powstanie nieco się przeciągnęło.
Na końcu pragnę podziękować Judy Willoughby, która zgodziła się na publikację kilkunastu wspaniałych zdjęć zrobionych w Gruzji przez Chrisa Willoughby’ego, wobec którego mam wyjątkowy dług. Tę książkę dedykuję między innymi pamięci Chrisa, który umarł niedługo po zakończeniu naszej ostatniej wspólnej podróży.Słowo od autora
Chociaż wędrówkę stanowiącą główną oś narracji tej książki odbyłem latem 1998 roku, to często wspominam też o innych podróżach po Gruzji oraz wizytach w tym kraju, do którego zacząłem jeździć tuż przed rozpadem Związku Radzieckiego i robię to do dzisiaj. Góry Gruzji i zamieszkujący je ludzie stanowią kwintesencję tej podróży, ale historia, polityka i kultura całego regionu stwarzają liczne okazje do niepohamowanych dygresji. Czerpałem informacje z prac wielu badaczy, ale ta książka nie jest naukową rozprawą na temat Kaukazu. Pisownia i transliteracja nie wszystkim będą odpowiadać. Angielska postać wielu słów, przede wszystkim nazw geograficznych i nazw własnych, nie opiera się na oryginalnych słowach z języków kaukaskich, ale na ich formach utrwalonych w innych językach, głównie w języku rosyjskim. Dlatego też istnieją liczne warianty i wszystkie są w równym stopniu uzasadnione. Na przykład mieszkaniec Osetii może być określony kilkoma nazwami w języku angielskim: Ossete, Ossetine, Ossetian¹. Imię królowej Tamary można skrócić do Tamar, a rzeka przepływająca przez Tbilisi to jednocześnie Kura i Mtkwari, a właściwie mtkwari, ponieważ w języku gruzińskim nie używa się wielkich liter. W alfabecie gruzińskim występują różne litery, które graficznie przedstawiają glottalizowane głoski niewystępujące w języku angielskim – w takich przypadkach starałem się oddać je za pomocą angielskiego odpowiednika. Próbowałem – dzielnie wspierany przez moich redaktorów – zachować konsekwencję tam, gdzie to konieczne. Mogę tylko mieć nadzieję, że kiedy czytelnik skończy lekturę tej książki, będzie nieco mniej zdezorientowany niż ja podczas mojej pierwszej wizyty w Gruzji.Przedmowa do wydania polskiego
Wielką przyjemność sprawiała mi możliwość napisania tej krótkiej przedmowy do polskiego przekładu mojej książki. Muszę podziękować Monice Sznajderman z Wydawnictwa Czarne za odważną, ale – to oczywiste − wspaniałą decyzję o wydaniu Bread and Ashes po polsku, a także mojej tłumaczce Marcie Höffner, ponieważ włożyła wiele wysiłku w oddanie niektórych z moich szczególnych odniesień kulturowych oraz sformułowań i zadała mi wszystkie te pytania, które zadać należało, gdy siedzieliśmy razem w Warszawie przy kawie i ciastku.
Moja książka została wydana w 2003 roku i w kolejnych latach nastąpiły liczne zmiany, a w Gruzji wiele się wydarzyło, choć situacia, jak wszyscy o tym mówią, nadal odznacza się tą specyficznie gruzińską atmosferą, jaka otacza ludzi, którzy nie mają najmniejszego pojęcia, co się zdarzy. Za każdym razem, gdy odwiedzam ten kraj – a jeżdżę tam często – czuję, że ponownie trafiam w sam środek historycznych wydarzeń. Im jestem starszy, tym ostrożniej głoszę cokolwiek z absolutną pewnością, i nic nie potwierdza słuszności tej filozoficznej postawy lepiej niż gruzińska polityka. Jednak od czasu angielskiego wydania Bread and Ashes doszło do wydarzeń, o których warto wspomnieć.
W listopadzie 2003 roku, w wyniku niezwykle spokojnie przeprowadzonej rewolucji róż, ze stanowiska prezydenta ustąpił Eduard Szewardnadze, dawny minister spraw zagranicznych Związku Radzieckiego (obwiniany lub wychwalany za rozpad ZSRR razem z Michaiłem Gorbaczowem). Zwycięstwo odniesione w kolejnych wyborach przez Micheila Saakaszwilego – młodego, dynamicznego, wykształconego w Stanach Zjednoczonych polityka – oraz jego partię Ruch Narodowy stało się okazją do przetarcia autentycznej drogi prowadzącej do demokracji i do stworzenia społeczeństwa obywatelskiego, a także do kategorycznego rozprawienia się z korupcją i wprowadzenia radykalnych reform wielu instytucji państwowych. Dało również niesamowity napęd do poprawy tragicznej sytuacji gruzińskiej gospodarki. Udało się dokonać zadziwiająco wiele: według danych Banku Światowego Gruzja z miejsca sto dwudziestego drugiego na liście gospodarek świata przeskoczyła na miejsce osiemnaste z rocznym wzrostem gospodarczym rzędu dziewięć i pół procent. Tbilisi, które było uznawane za jedno z najniebezpieczniejszych miast w Europie, teraz jest uznawane za drugie spośród najbezpieczniejszych, zaraz po Reykjavíku. Jednak wszystkich tych, którzy odwiedzali Gruzję za dawnych czasów, i tak najbardziej zaskakuje to, że gruzińscy kierowcy zapanowali nad swoją naturalną żywiołowością oraz duchem niezależności i naprawdę zaczęli zapinać pasy bezpieczeństwa. Nawet mnie o tym przypomniano, kiedy jechałem samochodem jako pasażer! Nic tak dobitnie jak to nie świadczy o rewolucji, która dokonała się w społeczeństwie.
Ale na tej drodze pojawiły się też prawdziwe trudności. W swojej podróży Gruzja zdecydowanie zmierza ku Zachodowi, ma ambicję stać się członkiem Unii Europejskiej i NATO. A to przysparza jej poważnych problemów ze strony wielkiego sąsiada na północy. W 2008 roku doszło do krótkiej, lecz brutalnej wojny z Rosją. Doprowadziły do niej nasilające się napięcia oraz wybuchy przemocy w Osetii Południowej. Działania wojenne udało się powstrzymać (choć rosyjskie czołgi były przygotowane do ataku na Tbilisi) dzięki mediacjom państw zachodnich, przede wszystkim Francji, która ówcześnie sprawowała prezydencję w Unii Europejskiej. Wszyscy mieszkańcy Gruzji i wielu ludzi poza jej granicami obawiali się, że to będzie koniec niepodległej Gruzji, że Rosja zastosuje swoje stare sztuczki – po prostu ruszy dalej i przejmie władzę. Tak się jednak nie stało – siły rosyjskie się wycofały, pozostały jednak w Abchazji i Osetii Południowej, a rosyjski rząd uznał Abchazję i Osetię za odrębne państwa i przyznał rosyjskie paszporty Osetyjczykom i Abchazom. Jest to de facto aneksja części terytorium, więc Gruzini nigdy nie zaakceptują tego posunięcia. Rosja siłą zmieniła granice suwerennego państwa i ponosi część odpowiedzialności za czystki etniczne w pewnych rejonach Abchazji i Osetii Południowej, skąd wygnano gruzińskie rodziny, które nie mają innego domu.
W 2012 roku Saakaszwili przegrał wybory z Bidziną Iwaniszwilim (najbogatszym człowiekiem w Gruzji) i jego koalicją Gruzińskie Marzenie. Wojna z Rosją była na pewno jednym z wielu czynników, które zmniejszyły popularność Saakaszwilego. Ale złożyły się na to także brutalne potraktowanie uczestników manifestacji antyrządowej w Tbilisi, paskudny skandal z maltretowaniem więźniów, zamykanie stacji telewizyjnych i inne dostrzegane nadużycia władzy. Niepokoje związane z wyborami w 2012 roku, wojna z Rosją, rewolucja róż – wszystkie te wydarzenia odbiły się echem w Polsce. Obszernie je relacjonowano i analizowano, ale ja, jako osoba, która podchodzi do historii raczej na sposób chiński, to znaczy uważam, że potrzeba wielu lat, aby ujrzeć takie wydarzenia z odpowiedniej perspektywy, zachowuję rezerwę wobec faktów. Z pewnością to nie miejsce na próbę ich rozwikłania. Jednak w przypadku samych Gruzinów gęste opary podejrzliwości jeszcze bardziej to wszystko zaciemniają.
Dlaczego na przykład w ogóle doszło do wojny? Co, na Boga, w obliczu rosyjskich oddziałów i czołgów skoncentrowanych na granicy, miała nadzieję osiągnąć gruzińska armia (bez względu na prowokację), idąc na wojnę i wpadając prosto w dobrze przygotowaną pułapkę? Jakie siły tam działały? Czysta głupota? Spisek? Oszustwo? Niektórzy za znaczące uznają nawet to, że rosyjskie oddziały zatrzymały swoją ofensywę, gdy dotarły do Gori, leżącego niedaleko Tbilisi miejsca urodzenia Stalina, gdzie nadal działa jego muzeum – punkt obowiązkowy dla wszystkich odwiedzających Gruzję.
Podczas wyborów w 2012 roku Gruzini podejrzewali, że doszło do wszelkiego rodzaju machlojek, chociaż międzynarodowi obserwatorzy twierdzili, że przebiegły one całkiem uczciwie mimo kilku przypadków użycia przemocy. Byłem wtedy w Gruzji i widziałem tłumy wymachujące flagami i wiwatujące, słyszałem gwizdy i ryk klaksonów wydobywający się z samochodów stojących w korkach. Ale tym, co w moich oczach charakteryzowało to wydarzenie, był absolutny podział, jaki dokonał się wśród równie inteligentnych, równie dobrze poinformowanych, równie miłych ludzi, serdecznych przyjaciół, którzy zwykle darzyli się sympatią, lecz nie byli w stanie ze sobą porozmawiać o względnych zaletach i wadach rywalizujących kandydatów. Dla niektórych Saakaszwili był po prostu dyktatorem, człowiekiem bezlitosnym, skorumpowanym, o tyrańskich zapędach. Inni postrzegali Iwaniszwilego jako zwykłego sługusa Rosji, nadętego plutokratę z objawami choroby psychicznej. Wszystko to zdezorientowało mnie jeszcze bardziej niż zwykle. Jak wiele z tego było prawdą? Jak wiele czystym wymysłem? Znaleźli się i tacy, którzy twierdzili, że Saakaszwili jest w zmowie z Rosją (myślę, że miało to coś wspólnego z jego wujkiem służącym w KGB), choć tego w ogóle nie byłem w stanie pojąć: relacje prezydenta Gruzji z Putinem utrzymywały się na granicy absurdu – Saakaszwili nazwał Putina „obłąkanym karłem”, a Putin obiecał powiesić Saakaszwilego „za jaja”. Oto właśnie barwny język dyplomacji! W każdym razie Rosja ciążyła na ostatnich wyborach w Gruzji w sposób, który ludzie bez doświadczeń z czasów sowieckich muszą uznać za coś niezwykłego.
Jednak żadna z tych kwestii nie powinna przesłonić nam niezwykłej żywotności, otwartości, gościnności i joie de vivre Gruzinów ani wspaniałej historii i kultury tego kraju czy też jego piękna. W każdym, kto odwiedzał Gruzję i pamięta czasy Związku Radzieckiego i trudne lata dziewięćdziesiąte, zachodzące w tym kraju zmiany budzą optymizm i nadzieję. Oczywiście, tak jak wszędzie ludzie borykają się tutaj z problemami wysokich cen, bezrobocia oraz biedy, a władze spotykają się ze sporą krytyką za brak zainteresowania tymi członkami społeczeństwa, którym powodzi się najgorzej, ale widać także ogromne inwestycje w przyszłość kraju, od pleniących się radosnych barów, kawiarni i restauracji, po nie zawsze przyjmowane z entuzjazmem (i szczerze, czasem okropne) nowe budynki, pojawiające się wszędzie. Moim zdaniem prezydent Saakaszwili raczej wykazał się dowcipem (choć wielu Gruzinów po prostu ciężko wzdycha), gdy − po przeprowadzeniu czystki w policji i złożeniu obietnicy transparentności i ukrócenia korupcji – kazał w całym kraju pobudować posterunki policji ze szkła. Jako w pewnym sensie niespełniony architekt odpowiada za powstanie wielu innych osobliwych konstrukcji – wydaje się, że uznaniem obdarzał najbardziej ekscentrycznych architektów z całego świata. Choć te projekty z pewnością są wyrazem nowego optymizmu, nie wszystkie cieszą się popularnością; podejmuje się ogromne starania, by zabezpieczyć cudowny charakter starego Tbilisi i nie dopuścić do zaprzepaszczenia go przez zbyt bezduszne odnawianie lub przez szaleńczą nowoczesność dominujących nowych budowli.
Jedną z najbardziej interesujących różnic między Gruzją 2013 roku a Gruzją 2003 roku jest niesamowity napływ gości, którzy przyjeżdżają tu z całego świata. Odwiedzają Gruzję dla wina (cudowne!), niepowtarzalnej kuchni (fantastyczna!), kultury i historii, piękna gór, wyjątkowości tego kraju. Gruzini wspaniale zareagowali na tę sytuację – cieszą się nowym kosmopolityzmem i rozkwitają w jego atmosferze. Działają nowe galerie sztuki, jasne i przestronne, niespowite już sowieckim mrokiem (przynajmniej większość z nich), kina i teatry zapełniają się widzami, otwierane są restauracje i hotele, które świetnie prosperują. Niektórzy podróżnicy pamiętający stare czasy opłakują ich odejście i to, że nie można już poczuć tej ekscytacji, jaką budziły niebezpieczne drogi, odległe wioski i dawne obyczaje. Ale jeśli się dobrze rozejrzeć, znajdzie się tego pod dostatkiem. Wybierzcie się do Szatili w Chewsuretii, idźcie do Muco, jak ponownie zrobiłem zeszłego roku. Nadal jest pięknie, nadal ma się poczucie oddalenia i wyjątkowości tego miejsca, ale teraz można się zatrzymać w małym lokalnym pensjonaciku, urządzonym w prostym, lecz urokliwym domu kogoś z miejscowych. Przez wiele dni nie spotkałem innych gości. Wybierzcie się do Tuszetii, żeby pojeździć konno lub pospacerować – w okolicy działają fantastyczne firmy prowadzone przez młodych, pełnych entuzjazmu Gruzinów, którzy wszystkim się zajmą i wszystko zorganizują. (Możecie się nawet wybrać moimi śladami!) Jestem absolutnie pewien, że to jedyny sposób, by zapewnić górskim społecznościom przetrwanie, umożliwić im rozwój i zapewnić dobrobyt.
Dlatego też całkowicie popieram otwarcie nowej drogi do Swanetii, nowych pensjonatów i hoteli w Mestii. A nawet nowego wyciągu narciarskiego! To wszystko daje miejscowym szansę, zapewnia pracę, a ponadto dostarcza im sporo radości. Wielkie domy-wieże w Wolnej Swanetii jak zawsze są piękne i wspaniałe, ale warunkiem ich zachowania jest to, że przyjadą tutaj ludzie i dzięki temu powstaną nowe miejsca pracy. W zeszłym roku, kiedy razem z grupą brytyjskich turystów wracaliśmy z Uszguli (najwyżej położonej wioski w Europie), po całodziennym schodzeniu stromym zboczem z radością odkryłem, że jakaś przedsiębiorcza Swanka otworzyła w swoim domu mały sklep i bar. Można było tam kupić chipsy i zimne piwo (czegóż chcieć więcej?), a potem usiąść na podwórku i patrzeć na niesamowite góry dokoła. Spotkałem tam też grupkę Polaków, którzy świetnie się bawili i w najbardziej pozytywny ze sposobów na nowo zadzierzgiwali więzi polsko-gruzińskiej przyjaźni. Tak więc nawet jeśli to prawda, że nowa wieża kontrolna lotniska w Mestii została wzniesiona w nieco ekscentrycznym i niepokojącym stylu, to zmiany – oczywiście, nie zawsze najlepsze z możliwych i nie zawsze odpowiadające gustom wszystkich – są czymś koniecznym i pozytywnym.
Z jednej więc strony Gruzję odwiedzają nowi goście, ale z drugiej sami Gruzini o wiele częściej podróżują za granicę i eksportują swoją kulturę, sprawiając, że jest zdecydowanie lepiej znana. Obecnie w Londynie działa siedem gruzińskich restauracji (dziesięć lat temu nie było żadnej). Wspaniałe gruzińskie wino zyskuje powszechne uznanie, gruzińscy artyści prezentują swoje prace, gruzińskie zespoły teatralne przyjeżdżają ze swoimi przedstawieniami (i wystawiają wspaniałe interpretacje sztuk Szekspira na deskach The Globe Theatre). Gruzińska kinematografia wspaniale się odradza ze świetnymi młodymi pisarzami, scenarzystami, reżyserami i aktorami. Gruzińskie powieści tłumaczone są na inne języki. Niezwykle podobają się także gruzińskie polifoniczne pieśni – słynne chóry jeżdżą z występami i każdego roku organizuje się wiele warsztatów śpiewaczych. W Wielkiej Brytanii działają obecnie grupy zapaleńców śpiewających gruzińskie pieśni ludowe i religijne. Gruzińska drużyna rugby jest naprawdę świetna (w zeszłym roku pokonała Rosjan czterdzieści sześć do zera), a gruzińskich rugbistów i piłkarzy można spotkać w zespołach całej Europy. A zatem reszta świata zaczyna się przyzwyczajać do tych wszystkich: -szwili, -adzes, -idze, -ulis czy -awa, zaczyna rozumieć, że gdzieś tam, na Kaukazie, żyją wyjątkowi ludzie z własnymi językami, kulturami i dziejami.
Zasiadam w radach co najmniej czterech brytyjsko-gruzińskich stowarzyszeń tego czy innego rodzaju (a należę do wielu więcej). Tego typu stowarzyszenia i organizacje powstają w krajach całej Europy i świata, i robią wiele dobrego, aby zbliżyć do siebie ludzi i kultury. Taka działalność budzi ciekawość wielu osób, które później jadą do Gruzji, aby poznać ją na własną rękę. I nie spotkałam chyba nikogo, kto odwiedziwszy ten kraj, nie zakochał się w nim…
Drodzy Czytelnicy, mam nadzieję, że moja książka zachęci Was i zainspiruje do odwiedzenia Gruzji, do zobaczenia tego wszystkiego i do powrotu z nowymi opowieściami z tego niezwykłego zakątka naszej wspaniałej planety.
Na zdrowie!
Tony Anderson
Siros, Grecja, lipiec 2013 roku
Obecnie Tony Anderson pracuje nad kolejną książką na temat Gruzji i Kaukazu, zatytułowaną History of Travel to Georgia and the Caucasus. To opowieść o podróżnikach z Wielkiej Brytanii i innych krajów europejskich, którzy pisali o Gruzji. Książka zostanie wydana w 2014 roku przez wydawnictwo Eland.