Chłopcy z ulicy Gorzałki - ebook
Chłopcy z ulicy Gorzałki - ebook
O mocy i żądzy pieniądza oraz o jeszcze większej mocy i żądzy władzy. Przejmująca powieść o mocowaniu się z życiem na przełomie ustrojów.
Specyficzny mikroświat ulicy Gorzałki, gdzie wychowuje się Jacek Kowalczyk, kształtuje osobowość młodego chłopca. Gdy dochodzi do tragedii, w której ojciec Jacka w alkoholowym amoku doprowadza do wybuchu gazu, chłopak traci oboje rodziców. Przechodzi przyspieszony kurs dojrzewania – musi szybko stanąć na nogi, zaopiekować się młodszym, zamkniętym w sobie bratem. Znajomość z Adamem Kaźmierczakiem i jego kolegami o wątpliwej reputacji to dla Jacka przepustka do lepszego świata – szeleszczącego banknotami, pełnego przywilejów, ale i bandyckich wybryków.
Czy za pieniądze można kupić wszystko? Jaką cenę przyjdzie Jackowi za to zapłacić? Niezależnie od tego, jak daleko by nie uciekł od miejsca, w którym dorastał, to, co zabrał ze sobą z ulicy Gorzałki, nadal płynie w jego żyłach…
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-2334-5 |
Rozmiar pliku: | 950 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Arbuz, panie, to świnia wśród roślin. Leży i tyje. Kiedyś tyle się tu działo. Z całych Węgier zjeżdżali się, żeby kupować nasze arbuzy, dzisiaj arbuzów nie uświadczysz. Ludzie powyjeżdżali, a ci, co zostali, poszli w paprykę”. Tak mówili, więc poszedłem w paprykę. Nie dla zarobku, bo najmniej chodziło o pieniądz. Uprawiam dwie odmiany, słodką Joker i ostrą Daras, sadzone w matach z wełny mineralnej, energia ze źródeł geotermalnych. Przy szklarniach dom. Mam wszystko — pieniądze, spokój, okolica spokojna rozpościera się za oknem, nic się nie dzieje. I właśnie ze względu na nicniedzianiesię postanowiłem osiedlić się tuż przy siedmiotysięcznym Szegvár, niedaleko rzeki Kurca, w komitacie Csongrád, powiat Szentesi.
Tego wrześniowego popołudnia, wjeżdżając na podwórze, zerkam do skrzynki. Jak co piątek rzyga reklamami. Niekiedy trafia się pismo urzędowe z wykaligrafowanym podpisem nudzącego się burmistrza. Otwieram kopertę, rozkładam zawartość, staję jak wryty. Pod skórą czuję miliony tańczących igiełek, zaraz za igiełkami rzęsisty pot.
W kopercie nekrolog. Klepsydra obwieszcza śmierć Adama Kaźmierczaka, lat sześćdziesiąt jeden. Znaleźli mnie. Niedługo na takiej będzie widnieć moje nazwisko. Nie wiadomo, czy to, jakim się posługuję teraz, czy prawdziwe. Albo i nie będzie klepsydry, nazwiska — wrzucą zwłoki do rzeki lub zakopią mnie żywcem. Na pewno zakopią na żywca, ja bym tak zrobił.
Stop histerii, muszę się uspokoić, pomyśleć. Zawsze dawałem radę, dam i teraz, tylko spokojnie, bez paniki.