- W empik go
Chłopcy z zapałkami - ebook
Chłopcy z zapałkami - ebook
Ciemne strony postępu technologicznego.
Bohaterowie trzech opowiadań zawartych w tym zbiorze żyją w czasach, gdy zaawansowana technologia przenika ludzką codzienność. Procesy tak naturalne jak starzenie, choroba, wychowywanie dzieci, a nawet ich płodzenie uległy technicyzacji. Dzięki temu żyje się wygodnie i schludnie, ale czy prawdziwie?
Niepokojące wizje autorki przywodzą nieco na myśl opowieści znane z serialu "Black Mirror".
Mieszanka historii obyczajowej i science fiction czyni z tej książki pozycję wartą uwagi dla miłośników pisarstwa Margaret Atwood.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-284-0084-5 |
Rozmiar pliku: | 267 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W niewielkim pokoju dominowały odcienie surowej bieli i betonowej szarości, dopełnione czarno-białymi dodatkami. Geometryczne kinkiety oświetlały szorstką, paskowaną fakturę ścian. Pod jedną z nich stała spora kanapa. Czerwień porozrzucanych w pozornym bezładzie poduszek wyraźnie kontrastowała z całością.
Pośrodku pokoju stała duża toaletka z równie dużym lustrem.
Na czarnej marmurowej płycie panował idealny porządek. Obrotowe tace, na których stały kosmetyki, zamontowane na magnesowych prowadnicach z łatwością dawały się przesuwać.
W wygodnym wysokim fotelu siedział mężczyzna, którego wiek trudno byłoby określić, ale na pewno już niemłody, i z uwagą przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze.
Podkłady, smoothery, wyrównujące barwniki, które nałożył na twarz, już się doskonale wchłonęły. Idealnie gładka cera, bez jednej nawet najmniejszej zmarszczki była gotowa. Pozostało dopieścić szczegóły. Był w tym dobry. Sprawnymi, lekkimi pociągnięciami kredki podkreślił brwi. Rozjaśniający puder delikatnie rozprowadził na środku czoła i na brodzie. Przyjrzał się uważnie. Jeszcze dwa muśnięcia na kości policzkowe. Dokładnie obejrzał czoło. Potem lewy policzek, prawy policzek, żuchwę, szyję. Idealnie.
Przysunął bliżej pojemnik z soczewkami. Chwilę się zastanawiał. Głęboka zieleń, czy ciemny fiolet? Wybrał fiolet. Założył.
Dolną powiekę lekko podkreślił kredką w kolorze dojrzałej śliwki.
Spryskał włosy silkhairem. Zrobiły się miękkie, puszyste i podatne. Kilkoma sprawnymi ruchami ułożył fryzurę. Z całej palety lakierów wybrał bluedream. Spryskał tylko skronie. Lokom nad czołem pozwolił, by swobodnie, niesfornie opadały.
Wargi pociągnął bezbarwną pomadką.
Gotowe.
Tak, z pewnością, był piękny. Mógł się jeszcze podobać.
Zadowolony ze swojego wyglądu, chciał się uśmiechnąć, ale udało mu się tylko wyszczerzyć zęby. Usta zaś ułożyły się w jakiś dziwaczny grymas. Ściągnął je więc powoli i dłuższą chwilę rozmasowywał językiem.
Jeszcze jedna próba. Nic z tego. Znów ten koszmarny grymas.
Ze złością cisnął pomadką. Odbiła się z brzękiem o blat. Poszybowała chwilę w powietrzu i utknęła w puszystym dywanie.
– A może by jej powiedzieć? – zastanawiał się. – Porozmawiać z nią?
Pewności nie miał, ale wszystko wskazywało na to, że się nie myli. A jeśli się nie myli, to jak długo uda mu się to wszystko ukrywać. Nie jest przecież głupia. Prędzej, czy później domyśli się. Zauważy.
Cztery lata. Cztery długie lata ukrywania. Nauczył się co prawda panować jakoś nad tym wszystkim, ale symptomy były czasami aż nadto wyraźne i próby maskowania ich zaczynały powoli przerastać jego siły. Bywały dni, kiedy był blisko podjęcia ostatecznej decyzji, ale wciąż wydarzało się coś, co go powstrzymywało.
Westchnął ciężko. Uniósł się, jakby miał zamiar wstać, ale opadł z powrotem na fotel. Podparł głowę dłonią i siedział bez ruchu, bezwiednie wodząc oczyma po sprzętach.
Z odrętwienia wyrwał go szelest rozsuwanych drzwi. Stała w nich Natasza.
– Chodź na chwilkę do mnie – powiedziała i poszła, nie czekając na odpowiedź.
– Już, już idę – rzucił przed siebie.
Wstał powoli. Jeszcze raz rzucił okiem na swoje odbicie w lustrze.
Pogasił światła i poszedł do pokoju żony.
Natasza stała przed lustrem w samym gorsecie. Włosy spięła wysoko w fantazyjny węzeł, z którego wymykały się pojedyncze pasemka i opadały na kark i ramiona. Cieniutki gorset doskonale opinał jej ciało, niemal wtapiał się w nie, wyrównując i wygładzając wszystkie niedoskonałości i w zagadkowy dla Karola sposób łączył się z delikatnymi pończochami, modelującymi długie nogi Nataszy.
Była piękna. Zachwycająco, nieziemsko piękna.
– Tylko uważaj na włosy – powiedziała i podała mu pojemnik z evenoutem.
Ależ oczywiście, że będzie uważał. Przecież robi to nie pierwszy raz. Ma wprawę. Nacisnął główkę pojemnika i skierował na ciało Nataszy. Pachnącą mgiełką spryskiwał jej skórę, a ta wyrównywała się i wygładzała, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Znikały zmarszczki, krostki, plamki.
Lubił to robić. Lubił patrzeć jak wygina szyję, przekręca głowę, unosi ramiona i staje się jeszcze piękniejsza, delikatna i gładka niczym porcelana. Z rozkoszą myślał, że należy do niego. Tylko do niego. Była jego największą, najcenniejszą zdobyczą. Kosztowała go majątek, ale kiedy widział te zazdrosne, zawistne spojrzenia, ilekroć pojawiała się w towarzystwie, pieniądze przestawały się liczyć. Często nachodziła go ochota, żeby ją zamknąć w klatce, odgrodzić od innych. Nie pozwolić, by ją dotykali, by jakiś nieostrożny, zbyt gwałtowny ruch nie zepsuł tego cudownego dzieła, które potrafiła wyczarować.
Była dziełem. Była mistrzynią wizerunku. Znała się na tym doskonale i za każdym razem zaskakiwała. Karol nie pamięta, aby powtórzyła chociażby szczegół stroju. Zawsze inna, intrygująca, powabna i niedostępna.
---
W sali panował nastrój niecierpliwego oczekiwania. Niektórzy goście siedzieli już w krzesłach, inni stali zebrani w niewielkich grupkach i gorączkowo dyskutowali. Dziś wielki pokaz Patryka, pierwszy w tym roku, toteż wśród publiczności nie brakło nikogo, kto liczył się w mieście. Panie z wdziękiem prezentowały swoje wymyślne stroje, panowie z uprzejmością chwalili ciekawe pomysły i doskonały dobór dodatków. Nazwy toalet, ich kolorystykę, rodzaj biżuterii i inne szczegóły zgłaszano organizatorowi imprezy znacznie wcześniej, toteż żadna z pań nie musiała się obawiać, że jakaś inna zaprezentuje się w podobnej kreacji. Nadawanie nazw miało również dodatkowe znaczenie, bo częstokroć trudno byłoby się domyślić, iż kawałek srebrnego atłasu zamotanego na właścicielce w zawiły sposób można odczytać jako „Wschód Gwiazdy Polarnej”, zaś włóczące się dokoła innej tęczowe skrawki syntetycznego szyfonu jako „Cesarską Lilię”.
Natasza weszła pierwsza. Karol o pół kroku za nią. Bawiło go, kiedy idąc w jej cieniu, mógł obserwować zazdrosne spojrzenia kobiet i wsłuchiwać się w rzucane tu i ówdzie komentarze, które łaskotały jego dumę.
Nad sceną rozbłysły reflektory, toteż wszyscy pospiesznie zajęli miejsca.
Zaczął się pokaz. Była to trzecia część projektu „Ikony stylu w starożytności”.
Tło stanowiły hologramy, które zmieniały się stosownie do historii przedstawianej przez modelki. Tempo było imponujące. Była więc zalana słońcem, zielona wyspa i prezentująca się na niej piękna Kalipso, uroczym uśmiechem pozdrawiająca rozbawione Syreny. Płochliwa Diana biegnąca przez dziką knieję, Ariadna zagubiona w ciemnym labiryncie, Nimfy wyłaniające się zza drzew i skaczące po strumykach, Atena szalejąca na polu bitwy, Dejanira, która szarpała skrawki krwiście czerwonego tiulu swej sukni i rzucała na prawo i lewo. Co prawda w owej szacie powinien miotać się Herakles, ale któż by zwracał uwagę na takie drobiazgi. Wszystko to okraszone dynamicznie zmieniającą się muzyką, strzelającymi w górę słupami różnobarwnej pary i wybuchami sztucznych ogni.
Wtem przy wysokiej skale, w sukni z pawim ogonem i mieniącym się na głowie diademie ukazała się, a raczej zawisła, bogini Hera. Zawisła dosyć nieszczęśliwie. Źle przypięta linka poluzowała się i sunęła wzdłuż sukni do góry, aż zatrzymała się na sznurze pereł, które zdobiły szyję modelki. Biedna dziewczyna o mało się nie udusiła. Zachowała na tyle przytomności, że oburącz złapała za linkę i tak dyndała, nie wiedząc, co dalej począć. Wymachiwała przy tym chudymi kończynami, aż pospadały jej srebrne szpilki. Rozbawiona publiczność wybuchami śmiechu i oklaskami nagradzała każdą kolejną próbę wyswobodzenia się z tej niezręcznej, zwłaszcza dla bogini, sytuacji. Czy dziewczynie omdlały ręce, czy sznur pereł nie wytrzymał, trudno by zgadnąć, dość, że z wytrzeszczonymi oczami i piskiem poczęła spadać. Szczęściem dość pokaźnych rozmiarów pawi ogon niczym spadochron hamował jej niezbyt obfite ciało, aż z głośnym plaskiem opadło na drzemiącego pod skałą Satyra. Ten zaskoczony niezmiernie, miał bowiem wedle scenariusza spać spokojnie, poderwał się i dziewczyna przekoziołkowała ukazując wszystkie intymne przymioty królewskiego majestatu. Oklaskom i śmiechom nie było końca.
Prawdziwe owacje rozległy się, kiedy na scenie ukazał się Patryk. Zgromadzeni, z wcześniejszych zapowiedzi, orientowali się, że czas na finał. Tym razem miały to być „Narodziny Wenus”. Hologram rozbłysnął niebieskim światłem i tuż za plecami Patryka ukazało się spienione morze. Fale uderzały z łoskotem o brzeg i zdawały się być tak blisko, że niejedna z bardziej wrażliwych pań z trwogą wtulała się w oparcie fotela. Cicha i nastrojowa zrazu muzyka stawała się coraz głośniejsza, potęgując niezwykłość zjawiska. Ze wzburzonych fal zaczęła się powoli wyłaniać postać kobiety, której piękne, harmonijnie zbudowane ciało osłaniały jedynie długie złociste włosy. Patryk schwycił dwa stojące na scenie pojemniki z pianą. Z obydwu naraz wypuścił strumienie i zaczął „ubierać” Wenus, tworząc fantazyjne draperie, falbany i wzory. W kilka chwil suknia z barwnej piany była gotowa. Publiczność wstała z miejsc. Niemilknące brawa i okrzyki zachwytu mieszały się z hukiem werbli. Z góry lał się deszcz srebrnego konfetti, z dołu strzelały ognie i wybuchały kłęby kolorowej pary. Modelka szczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Patryk, nadal ściskając dwa pojemniki, kłaniał się na prawo i lewo.
W tym powszechnym zgiełku nikt na szczęście nie zauważył, że Karol z ogromnym trudem, podpierając się, ledwo wstał z krzesła. Zresztą, nawet jeśli ktoś zwrócił uwagę, mógł sądzić, że to niezwykły pokaz, który na wszystkich wywarł ogromne wrażenie, był tego przyczyną.
---
Od tamtego wieczoru minęło kilka miesięcy. W jakiś czas po pokazie Natasza wyjechała z Patrykiem na tournée. Karol został sam.
Miał teraz dużo czasu. Postanowił jeszcze raz wszystko dokładnie przemyśleć. Zamknął się więc w domu. W agencji bywał tylko wirtualnie. Zresztą jego najbliżsi doradcy byli znakomitymi fachowcami i sami sprawnie prowadzili interes. Konsultacje były konieczne jedynie w przypadku jakichś problemów, a te ostatnio zdarzały się niezmiernie rzadko. Firma prosperowała znakomicie.
Równie dobre wieści docierały od Nataszy i Patryka. Rozradowani sukcesami, codziennie wywoływali go na video i ze szczegółami opowiadali o tym, co się wydarzyło. Cieszył się, że póki co nie zauważyli żadnych zmian. Zresztą każdego ranka robił staranny makijaż, układał włosy i zakładał oryginalne stroje, nie było więc powodu, by przypuszczać, że ma jakiekolwiek problemy.
Podobnie miała się rzecz ze znajomymi. Raz na czas przysyłali video. On również coś tam im wysyłał. Stosunki były w normie.
Do pewnego czasu samotność była mu na rękę. Przychodziły jednak coraz częściej takie dni, kiedy zaczynała mu doskwierać. Z niemałym zdziwieniem odkrywał, że potrzebuje realnego kontaktu. Do tej pory zdawało mu się, że wirtualna obecność zaspokaja jego potrzeby. Może dlatego, że zawsze była możliwość pójścia na spektakl, pokaz, spotkanie.
A jeśli takiej możliwości nie będzie? Jeśli zostanie zmuszony do przebywania w jednym miejscu? Zamykania się. Izolacji.
Odpowiedzi były raczej jednoznaczne. Nie chce, nie ścierpi bólu, słabości, samotności.
W zasadzie podjął już decyzję. Szukał teraz potwierdzenia jej słuszności.
Czytał. _Choroba Parkinsona jest zaburzeniem uszkadzającym układ nerwowy. Prowadzi do utraty kontroli nad mięśniami, czego skutkiem są drżenia kończyn i głowy, sztywność i spastyczność mięśni, a w efekcie spowolnienie ruchu i zaburzenie równowagi. Przy rozwoju choroby Parkinsona obserwujemy u osoby starszej coraz większe trudności z wykonywaniem najprostszych czynności. W zaawansowanym stadium choroby barierą nie do przekroczenia dla seniora bywa samodzielne przemieszczanie się, a nawet mówienie. Pogłębianie się choroby jest zależne od wielu czynników i jest zróżnicowane indywidualnie_.
Oglądał. Relacja z panelu naukowego. Profesor medycyny, z przekonaniem: _W świecie zwierząt osobniki starsze są zastępowane młodszymi, a nie leczone w nieskończoność. Kiedy ktoś czuje, że nadszedł jego czas, powinien spełnić zew natury i umrzeć. Umrzeć z godnością._
Czytał_. Objawy choroby Parkinsona związane są z obszarem ruchów zamierzonych i niezamierzonych. Zaburzenia zaczynają występować zazwyczaj po jednej stronie ciała. Początkowo są delikatne, jednak z czasem narastają. Charakterystyczne objawy to: – drżenia palców, dłoni, ręki, stopy, nogi, żuchwy lub głowy,_
_– sztywność kończyn i tułowia, nasilająca się podczas ruchu,_
_– spowolnienie ruchów zamierzonych,_
_– niestabilność postawy,_
_– tzw. chód parkinsonowski (charakterystyczna przygarbiona postawa ciała, małe kroczki, bezruch ramion podczas chodu)._
Oglądał. Reklama. Wynędzniały, blady człowiek drżącą ręką wytrząsa na dłoń całą zawartość fiolki leku nasennego. Nerwowo oddycha, otwiera szeroko usta i próbuje wsypać tabletki. W ostatniej chwili cofa rękę. Tabletki z brzękiem sypią się po gładkim blacie stołu. Człowiek chwyta się rękoma za głowę. Szlocha. Słychać jeszcze jego płacz, kiedy na ekranie pojawia się piękna dziewczyna i mówi aksamitnym głosem: _Nie zadręczaj się. Z nami wszystko jest łatwe. Zawsze możesz liczyć na naszą pomoc. Całodobowe pogotowie eutanazyjne „Twoja decyzja”. Zadzwoń. Nie zwlekaj._
Znów czytał. Jadł. Spał. Robił makijaż. Uśmiechał się do Nataszy i Patryka. Oglądał.
Pił. Butelka brandy. Butelka whisky.
Kac.
Nadal kac.
Czytał. _Z ekonomicznego punktu widzenia wielce nieopłacalna jest długotrwała opieka, nazwijmy to, paliatywna. Mam na myśli wszelką opiekę nad osobami niesamodzielnymi. Globalne koszty związane z tego typu świadczeniami znacznie osłabiają budżet, który mógłby zapewnić jeszcze bardziej dostatnie życie tym, którzy ciężko pracują i słuszne jest, by to właśnie im stworzyć jak najlepsze warunki odpoczynku, regeneracji sił i rozrywki na godziwym poziomie. Nie muszę udowadniać, że przydatność społeczna tak zwanych pacjentów paliatywnych jest zerowa, toteż wykładanie jakichkolwiek sumna ten cel jest bezzasadne._
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.