- W empik go
Choć jeno Polską chodzę...: poezje - ebook
Choć jeno Polską chodzę...: poezje - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 234 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Warszawa
1911
Nie idę ja po drodze
Co wiedzie do gwiazd! słońca!
Po ziemi swojej chodzę
Po Polsce, hen! do końca!
I mam ja, co mi trzeba
W wędrówce tej tułaczej:
Czasami okruch chleba
I serca człek obaczy!
I mam ja państwo własne
Dla śpiewek i kapele…
Czasami w nocki jasne
Miesiączek mi się ściele!
Czasami, choć łzy błysły,
Znów świat mi nikiej zorza
Od morza aż do Wisły,
Od Wisły aż do morza!
I tron mam wyzłacany
Na swojej biednej drodze
I pan ci ja nad pany,
Choć jeno Polską chodzę!BEZŚNIEŻNA ZIMA….
Bezśnieżna zima z przed pół wieka,
Bezśnieżny styczeń idzie borem…
Jakichś przypomnień myśl daleka,
Jak klucz żórawi brzmi klangorem!
I lecą ptaki do mej głowy
W szary, posępny dzień styczniowy….
I słyszę dziada powiadanie,
I widzę matkę w czarnych szatach,
Słyszę odległe jakieś granie,
Nikłe światełko widzę w chatach…
I tak coś do mnie gada… gada…
Jak dziad, lub postać matki blada…
A powiadają, choć ze łzami,
Z dziwną nadzieją w każdem słowie..
Matka ma bukiet z fijołkami,
I niby wdowi kwef na głowie…
A dziaduś ciągle patrzy w okno,
Gdzie Małogoskie lasy mokną!…
Bezśnieżny styczeń szumi w borze,
Polem bezśnieżna idzie zima…
Dziadulo z matką w starym dworze -
Tylko tatusia w domu niema…
Cyt! lecą ptaki do mej głowy
W szary, posępny dzień styczniowy!CORAZ TO NA ME OCZY….
Coraz to na me oczy
Zapada większy mrok…
Czy ciemniej dziś w przeźroczy?
Czy może, słabszy wzrok?
Com niegdyś widział jasno
Oglądam, jakby ćmę,
Czasami przez swą własną
A często – cudzą łzę…
I ginie mi w pomroku
Widziane z młodych lat.,
Szarzyznę mam na oku
I szary cały świat!
Świt marzeń nie przepina
I zorze nie chcą lśnić!…
I szara wciąż godzina
I w oku szara nić!KOMINEK GAŚNIE….
Kominek gaśnie…
Dworku ściany
Toną w półmroku, w półrozbrzasku…
Pod niebem szarych mgieł tumany,
Na ścianie zima na obrazku.
Jesienny wicher po ogródku
W gałęziach drzewin gra nocturno…
Do duszy kroczy widmo smutku
I niesie myśli w przestrzeń chmurną.
Niesie i rzuca oderwane
Od ścian dworcowych w dal bezbrzeżną
Między to niebo, mgłą owiane,
I na obrazku zimę śnieżną.
I, jak ten wicher po ogródku,
Co w nagich drzewach gra nocturno,
Serce podzwania nutą smutku,
A oczy patrzą w przestrzeń chmurną.ZAMOTAŁY MI SIĘ W DUSZY…
Zamotały mi się dzisiaj w duszy
W chaos splotów: maj o kiściach bzów
I tęsknica, i łza, co z ócz prószy
Na wspomnienie niewyśnionych snów!
Zamotały mi się w jedno granie
Jakaś radość naprzemian i ból,
I wiośniane, roztęczne świtanie,
I mrok nocy…
Wszystko z jednych pól.
Jakaś nuta o twarzy dziewczęcej,
Młodych zrywów rozśpiewany gaj!
I na jawie… o jeden maj więcej,
Jeden więcej… konający maj!CHODŹMY SYNU W POLE!
… Chodźmy synu w pole!
Będziem się uczyć dziejów w tej najlepszej szkole,
Jaką Bóg obdarował ludy i narody…
Będziem czytać o Polsce z ksiąg polskiej przyrody!
Patrz chłopcze! patrz uważnie…
Oto żytnie łany,
Ziemia w nich niby rycerz w zbroi szmelcowanej,
Lub chłop w odpust świąteczną przyodziany świtą –
To polski chleb powszedni… Kochaj chłopcze żyto!
Kochaj synu!
Bo pomyśl: takie same ziarna,
Mełły drzewiej na kołacz Rzepiszyny żarna
I Piast, z pierwszym naszego narodu rozdzienkiern,
Swe kmiecie – Lechy żytnim ugaszczał bochenkiem!
Hej! rosła z żytnich kłosów wielka Moc i Sława:
Gospodarność Mieszkowa, Szczerbiec Bolesława,
Sprawiedliwość Kaźmierzów, Łokietkowi woje,
Żytni kołacz królewskie nawiedzał pokoje,
Dziwiąc ościennych władców w stolicy Piastowej
Bogactwem i hojnością uczty Wierzynkowej!
A potem kołacz polski z podpłomykiem Litwy
Zawarł wieczyste śluby, połączył modlitwy
I chadzał długie lata Jagiellonów szlagiem…
Od Grunwaldu po Chocim przelatywał ptakiem,
Widziały go Cecora, Wiedeńska potrzeba…!
Orle skrzydła miał naród od żytniego chleba,
Orle skrzydła bez zmazy…
Spojrzyj synu w górę!
Widzisz… wiatr zadął, pędzi wprost ku ziemi chmurę…
Spójrz… widzisz, jak łan żytni srebrną falą świeci…
Idzie poszum od klosów. To husarja leci!
Kirholm! Wiedeń! Parkany… wzięła pod kopyta!
Spójrz teraz… Chmury niema, trwa jeno – łan żyta!
Hej! synu, dziecko moje! Czyż znasz lepsze księgi?
Czy znajdziesz lepsze świadki mocy i potęgi?
Patrz jeszcze…
Inne czasy przyszły, inne losy…
Słyszysz: uwrociem do nas przeleciał brzęk kosy…
Widzisz… błyszczy, jak sierpik miesięcznyna niebie!
Hej! i ona o żytnim pracowała chlebie
I ona… A znów, potem, z brykałą zapasem
Szedł, jak mówi piosenka, żołnierz borem, lasem,
Chodził długo… daleko od swojej krainy
Od szczytów Somo-Sierry po nurt Berezyny!
Był w piaskach San-Domingo pod upalnem niebem
Żywiąc ducha nadzieją, ciało żytnim chlebem…
A później, jeszcze później, z sucharów za kratą
Lepiono krzyżyk taki, jak przed ojców chatą
I w onym wizerunku z razowego chleba
Widziano swój szmat ziemi, skraw swojego nieba!
Swoje wszystko! bezbrzeżne, odwieczne kochanie!
Co, jak ten krzyż, na żytnim zrodziło się łanie
I w końcu je przemocą na krzyżu przybito…
Synu klęknij! ucałuj! Kochaj… kochaj żyto!
Ono i w zimach rośnie…NIE BYŁEM JA Z KOMPANIJĄ….
Nie byłem ja z kompaniją –
Panienko!
Gdy Cię Naród strojną zdobiłSukienką!
Nie byłem ja w Częstochowie
Królowo!
Gdy Ci kładli tę koronę,
Tę nową?
I na szyję koralisie!
Klejnoty!
I pod stopki on miesiączek,
On złoty!
Alem chodził, o Maryjo!
Tą stroną,
Co Ci cała wzdłuż i w poprzek
Koroną!
Alem chodził, Gwiazdo morza!
Lelijo!
Po tych drogach, co w opłatkach
Się wiją,
Po tych drogach, Jasnogórska
Panienko!
Kędy Chrystus, Twój synaczek
Pod Męką –
Alem bywał na tej leśnej
Pustoci,
Gdzie Twój szkaplerz na sosence
Się złoci!
Alem bywał po tych chatach
Rozłogiem,
Gdzie Twój obraz, Częstochowska,
Mad progiem.
Alem chodził po tych miejscach
Myślący,
Gdzie Pan Jezus, na pasyjce,
Krwawiący,
Jakby patrzał z pod cierniowej
Korony
W wielkim bólu na te moje,
Na strony!
I myślałem, Gwiazdo morza!
Lelijo!
Że chociaż Ci z pereł wianek
Uwiją,
Chociaż całą przyodzieją,
Matuchno!
W szatkę miekką, jedwabistą,
Cieniuchną –
Chociaż tronik Ci ustawią
Złocony,
Nie masz droższej od tej ziemi
Korony!
Nie masz w berle bogatszego
Klejnotu