Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Choroby osobowości - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Choroby osobowości - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 316 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I.

Pod wy­ra­zem "oso­ba" ro­zu­mie się po­spo­li­cie w psy­cho­lo­gii, osob­ni­ka (in­dy­wi­du­um) po­sia­da­ją­ce­go ja­sną świa­do­mość sie­bie i od­po­wied­nio po­stę­pu­ją­ce­go: je­st­to naj­wyż­sza for­ma in­dy­wi­du­al­no­ści. Psy­cho­lo­gia me­ta­fi­zycz­na, dla wy­tłó­ma­cze­nia so­bie tej ce­chy, któ­rą przy­pi­su­je wy­łącz­nie czło­wie­ko­wi, za­da­wal­nia się przy­pusz­cze­niem ja­kie­goś "ja" za­wsze jed­ne­go, pro­ste­go, iden­tycz­ne­go. Nie­ste­ty, je­st­to fał­szy­wa ja­sność; roz­wią­za­nie po­zor­ne. Je­że­li nie chce­my przy­zna­wać owe­mu "ja" po­cząt­ku nad­przy­ro­dzo­ne­go, po­trze­ba ko­niecz­nie wy­tłó­ma­czyć, jak się łono ro­dzi i z ja­kiej for­my niż­szej po­wsta­je. To też psy­cho­lo­gia do­świad­czal­na nie może, ani sta­wić za­gad­nie­nia w spo­sób po­wyż­szy ani go po­wyż­szą me­to­dą roz­wią­zy­wać. Uczy się ona od przy­rod­ni­ków, o ile trud­ne­mi sa w wie­lu wy­pad­kach do okre­śle­nia – ce­chyi zna­mien­ne świa­do­mo­ści (o wie­le mniej zło­żo­ne jed­nak od, cech oso­bo­wo­ści); psy­cho­lo­gia do­świad­czal­na nie ufa roz­wią­za­niom pro­stym i, nie przy­pusz­cza­jąc zgo­ła ja­kie­goś ry­czał­to­we­go roz­trzy­gnię­cia spra­wy, wi­dzi je na koń­cu swych po­szu­ki­wań, – jako wy­nik mo­zol­ne­go ba­da­nia. Jest więc dość zro­zu­mia­łem, dla­cze­go przed­sta­wi­cie­le daw­nej szko­ły, zbi­ci co­kol­wiek z tro­pu, oskar­ża­ją stron­ni­ków no­wej, że skra­dli im ich,. "ja" cho­ciaż nikt się o coś po­dob­ne­go nie ku­sił. Lecz w jed­nym i dru­gim obo­zie mowa jest tak od­mien­ną, spo­so­by dzia­ła­nia – tak so­bie prze­ciw­ne, iż po­ro­zu­mie­nie sta­ło się już nie­po­do­bień­stwem. Gdy­bym miał bo­daj po­więk­szyć pa­nu­ją­ce w tej sfe­rze za­mie­sza­nie, to i wte­dy sta­rał­bym się do­wie­dzieć, cze­go na­uczyć nas mogą o two­rze­niu się i roz­przę­ga­niu oso­bo­wo­ści wy­pad­ki te­ra­to­lo­gicz­ne, (po­twor­no­ści) cho­rob­ne, lub wprost tyl­ko rzad­kie; nie ży­wię zresz­tą żad­nych urosz­czeń co do uję­cia przed­mio­tu w ca­łej jego roz­cią­gło­ści: za­miar taki uwa­żał­bym za przed­wcze­sny.

Po­nie­waż oso­bo­wość jest naj­wyż­szą for­mą in­dy­wi­du­al­no­ści du­cho­wej, na­strę­cza się za­raz na wstę­pie za­py­ta­nie, co to jest osob­nik, (in­dy­wi­du­um)? Mało za­gad­nień było za dni na­szych przed­mio­tem tak go­rą­cych spo­rów po­mię­dzy przy­rod­ni­ka­mi i nie­wie­lu roz­trzy­gnię­cie po­zo­sta­ło tak ciem­nem – w od­nie­sie­niu do niż­szych szcze­blów dra­bi­ny ustro­jo­wej. Nie czas tu i nie miej­sce mó­wić o tem szcze­gó­ło­wo. W koń­cu tej pra­cy, po zba­da­niu skła­do­wych pier­wiast­ków oso­bo­wo­ści roz­pa­trzy­my ją w jej ca­ło­kształ­cie; wte­dy to sto­sow­nem bę­dzie po­rów­nać oso­bo­wość wyż­szą z jej for­ma­mi niż­sze­mi, przy po­mo­cy któ­rych przy­ro­da sta­ra­ła się ją wy­two­rzyć; wte­dy wy­ka­że­my, iż osob­nik du­cho­wy jest tyl­ko wy­ra­zem ustro­ju: ni­skim, pro­stym, nie­spój­nym, albo też zło­żo­nym i jed­no­li­tym – jak sam ustrój. Obec­nie wy­star­czy, gdy przy­po­mnę czy­tel­ni­kom – wdro­żo­nym już nie­co w te po­szu­ki­wa­nia, iż, ztę­pu­jąc co­raz ni­żej w sze­re­gu istot oży­wio­nych, wi­dzi­my, jak osob­nik du­cho­wy two­rzy się dzię­ki mniej, lub wię­cej do­kład­ne­mu zle­wa­niu się osob­ni­ków prost­szych, jak się wy­twa­rza świa­do­mość zbio­ro­wa (co­lo­nia­le) przez współ­dzia­ła­nie świa­do­mo­ści po­je­dyń­czych, miej­sco­wych (lo­ca­les). Te od­kry­cia przy­rod­ni­ków po­sia­da­ją dla psy­cho­lo­gii naj­więk­szą wagę. Dzię­ki im – za­gad­nie­nie o oso­bo­wo­ści prze­obra­ża się: wi­dzi­my, iż roz­trzą­sa­nie jego na­le­ży roz­po­czy­nać od dołu i je­ste­śmy zmu­sze­ni za­py­tać sie­bie, czy oso­ba czło­wie­ka nie jest rów­nież pew­ną "ca­ło­ścią zjed­no­czo­ną, " (tout de co­ali­tion) któ­rej nad­zwy­czaj­na zło­żo­ność ukry­ła przed nami swe po­cząt­ki i któ­rej źró­dła by­ły­by dla nas cał­kiem nie­do­stęp­ne, gdy­by ist­nie­nie form pier­wot­nych nie rzu­ca­ło ja­kie­goś świa­tła na me­cha­nizm owe­go zle­wa­nia się. Oso­bo­wość ludz­ka, je­dy­na o ja­kiej mo­że­my mó­wić z pew­ną do­kład­no­ścią, zwłasz­cza w stu­dy­um pa­to­lo­gicz­nem, jest ca­ło­ścią kon­kret­ną, jest pew­nym splo­tem (com­ple­xus), któ­ry aby po­znać, na­le­ży roz­wi­kłać. Roz­biór musi tu być nie­odwo­łal­nie sztucz­nym, gdyż roz­człon­ko­wu­je ta­kie gru­py zja­wisk, ja­kie nie sa współ­rzęd­ne, lecz pod­po­rząd­ko­wa­ne so­bie; ja­kich sto­sun­kiem nie jest pro­sta współ­cze­sność, lecz wza­jem­na za­leż­ność. Pra­ca taka jest jed­nak nie­zbęd­ną. Przyj­mu­jąc po­dział ja­sny, któ­ry, mam na­dzie­ję, sam przez się zdo­ła się uspra­wie­dli­wić, roz­pa­trzę ko­lej­no or­ga­nicz­ne, uczu­cio­we i umy­sło­we wa­run­ki oso­bo­wo­ści, kła­dąc szcze­gól­niej­szy na­cisk na ano­ma­lie i za­bu­rze­nia; w osta­tecz­nym wy­wo­dzie bę­dzie­my mo­gli zgru­po­wać na nowo te roz­łą­czo­ne pier­wiast­ki.II.

Za­nim jed­nak przy­stą­pi­my do wy­kła­du i tłó­ma­cze­nia fak­tów, po­ży­tecz­nem bę­dzie, dla więk­szej ja­sno­ści i do­brej wia­ry, po­ro­zu­mieć się przedew­szyst­kiem co do na­tu­ry świa­do­mo­ści. Nie idzie tu o mo­no­gra­fię, któ­ra, że tak po­wiem, by­ła­by cał­ko­wi­tą psy­cho­lo­gią; wy­star­czy – gdy po­sta­wi­my za­gad­nie­nie w for­mie ści­śle okre­ślo­nej.

Nie zwra­ca­jąc uwa­gi na szcze­gó­ły, mamy tu przed sobą tyl­ko dwie hi­po­te­zy: pierw­sza z nich, bar­dzo daw­na, wi­dzą­ca w świa­do­mo­ści za­sad­ni­czą wła­sność "du­szy, " albo "du­cha" coś, co sta­no­wi ich isto­tę; dru­ga – cał­kiem nowa, pa­trzy na nią, jak na pro­ste zja­wi­sko wią­żą­ce się z dzią­łal­no­ścią mó­zgo­wą jak na ob­jaw, po­sia­da­ją­cy wła­ści­we so­bie wa­run­ki ist­nie­nia i po­wsta­ją­cy lub zni­ka­ją­cy w mia­rę oko­licz­no­ści.

Pierw­sza hi­po­te­za pa­nu­je już od tylu wie­ków, iż ła­two po­zwa­la oce­nić za­słu­gi swe i błę­dy. Nie mam za­mia­ru wy­ta­czać jej tu­taj spra­wy i za­zna­czę tyl­ko rdzen­ną jej nie­udol­ność w tłó­ma­cze­niu ob­ja­wów bez­wied­ne­go (nie­świa­do­me­go) ży­cia na­sze­go du­cha. Naj­przód przez dłu­gi czas nie ro­bi­ła ona o tych ob­ja­wach żad­nej wzmian­ki; głę­bo­kie i ści­słe po­glą­dy Lei – bni­ca na tę spra­wę po­zo­sta­wa­ły w za­po­mnie­niu, lub przy­najm­niej nic czy­nio­no z nich użyt­ku. Pra­wie aż do chwi­li obec­nej naj­gło­śniej­si psy­cho­lo­go­wie bie­żą­ce­go stu­le­cia (z ma­łe­mi wy­jąt­ka­mi) za­my­ka­ją się w gra­ni­cach tyl­ko ob­ja­wów świa­do­mych. Kie­dy na­ko­niec spra­wa na­rzu­ci­ła się im sama i kie­dy sta­ło się wi­docz­nem dla wszyst­kich, że spro­wa­dza­nie ży­cia du­cho­we­go do ob­ja­wów sa­mej tyl­ko świa­do­mo­ści jest po­my­słem tak ubo­gim i cia­snym, iż w prak­ty­ce nie przed­sta­wia on żad­ne­go po­żyt­ku, na­ten­czas po­wsta­ło wszę­dzie wiel­kie za­kło­po­ta­nie. Przy­pusz­czo­no ist­nie­nie "sta­nów bez­wied­nych" (nie­świa­do­mych) – ter­min dwu­znacz­ny i na­wpół-sprzecz­ny; roz­po­wszech­nił się on pręd­ko, rów­no­waż­nik jego znaj­du­je­my we wszyst­kich ję­zy­kach, lecz samą na­tu­rą swo­ją zdra­dza on ów okres po­mię­sza­nia po­jęć, w ja­kim po­wstał. Co to są owe "sta­ny bez­wied­ne''? Naj­roz­sąd­niej­si za­zna­cza­ją tyl­ko ich obec­ność, nie ku­sząc się by­najm­niej o wy­ja­śnie­nie. Zu­chwal­si mó­wią o po­ję­ciach uta­jo­nych (idées la­ten­tes), o "bez­wied­nej świa­do­mo­ści: " – wy­ra­zy tak da­le­ce uie­ja­sne i peł­ne sprzecz­no­ści, iż wie­lu z ich twór­ców przy­zna­je się do tego otwar­cie. Je­że­li w rze­czy sa­mej du­szę uwa­żać bę­dzie­my, jako isto­tę (sub­stan­ce) my­ślą­cą, któ­rej mo­dy­ti­ka­cy­ami są tyl­ko sta­ny świa­do­me, to nie po­dob­na, bez oczy­wi­stej sprzecz­no­ści, przy­pi­sy­wać jej sta­nów bez­wied­nych Wszyst­kie wy­krę­ty ję­zy­ko­we i dy­alek­tycz­ne ła­mi­głów­ki nic tu nie po­mo­gą: po­nie­waż zaś owym sta­nom bez­wied­nym nie moż­na od­mó­wić wy­so­kie­go zna­cze­nia czyn­ni­ków ży­cia, więc nie­po­do­bień­stwem jest wy­do­stać się z tego za­gma­twa­ne­go po­ło­że­nia.

Dru­ga hi­po­te­za – uwal­nia nas od ca­łej tej ga­da­ni­ny; usu­wa ona wszyst­kie uro­jo­ne za­gad­nie­nia, ja­kich jest peł­no w pierw­szej (np. czy świa­do­mość jest wła­sno­ścią szcze­gól­ną czy ogól­ną i t… d.); mo­że­my więc bez oba­wy przy­znać jej le­gem par­ci­mo­niae. Jest ona prost­szą, ja­śniej­szą, grun­tow­niej­szą. W prze­ciw­sta­wie­niu do tam­tej – mo­że­my scha­rak­te­ry­zo­wać ją, mó­wiąc, iż okre­śla ob­ja­wy bez­wied­ne, nie­świa­do­me słow­nic­twem fi­zy­olo­gii (sta­ny ukła­du ner­wo­we­go) – nie zaś psy­cho­lo­gii (po­ję­cia uta­jo­ne, czu­cia nie­od­czu­te, i t… d.) Lecz je­st­to tyl­ko je­den z wy­pad­ków szcze­gól­nych tej hi­po­te­zy, któ­rą trze­ba roz­wa­żyć w ca­ło­ści.

Za­uważ­my naj­przód, że jak wszyst­kie inne na­zwy ogól­ne, tak też i świa­do­mość po­win­na zna­leźć roz­wią­za­nie w da­nych kon­kret­nych. Tak samo, jak nie­ma woli w ogó­le, lecz tyl­ko chce­nia, po­dob­nież nie ist­nie­je ja­kaś ogól­na świa­do­mość, lecz sta­ny świa­do­mo­ści, one jed­ne tyl­ko są rze­czy­wi­sto­ścią. Co zaś do okre­śle­nia sa­me­go sta­nu świa­do­me­go, sa­me­go fak­tu po­sia­da­nia świa­do­mo­ści, to okre­śla­nie ta­kie by­ło­by przed­się­wzię­ciem próż­nem i ja­ło­wem. Sta­ny świa­do­mo­ści bo­wiem na­le­żą już wprost do da­nych ob­ser­wa­cyi, – są fak­tem za­sad­ni­czym.

Psy­cho­lo­gia uczy nas, iż wy­twa­rza­nie się sta­nów świa­do­mych jest za­wsze zwią­za­ne z dzia­łal­no­ścią ukła­du ner­wo­we­go, w szcze­gól­no­ści zaś – mó­zgu. Ale twier­dze­nie prze­ciw­ne by­ło­by błę­dem: cho­ciaż wszel­ka czyn­ność du­cho­wa każe przy­pusz­czać dzia­łal­ność ner­wo­wą, to jed­nak nie wszel­ki pro­ces ner­wo­wy wy­wo­wo­łu­je dzia­łal­ność du­cho­wą. Za­kres dzia­łal­no­ści ner­wo­wej jest o wie­le roz­le­glej­szy od sfe­ry dzia­łal­no­ści du­cho­wej: świa­do­mość, więc jest czemś nad­dat­ko­wem. In­ne­mi sło­wy: na­le­ży utrzy­my­wać, iż wszel­ki stan świa­do­mo­ści jest ob­ja­wem zło­żo­nym, któ­ry każe przy­pusz­czać ja­kiś szcze­gól­ny stan ukła­du ner­wo­we­go; że ów pro­ces ner­wo­wy nie jest czemś do­dat­ko­wem; lecz czę­ścią zja­wi­ska istot­ną, co wię­cej, że jest on jego pod­sta­wą, jego za­sad­ni­czym wa­run­kiem, że z chwi­lą, gdy się od­by­wa, – zja­wi­sko ist­nie­je już w so­bie sa­mem; kie­dy zaś przy­łą­czy się doń świa­do­mość, zja­wi­sko ist­nie­je dla sie­bie sa­me­go, że świa­do­mość uzu­peł­nia je, wy­koń­cza, ale go nie sta­no­wi.

Z hi­po­te­zy tej ła­two zro­zu­mieć, w jaki spo­sób wszyst­kie ob­ja­wy ży­cia du­cho­we­go: czu­cia, po­żą­da­nia, uczu­cia, chce­nie, przy­po­mnie­nie, ro­zu­mo­wa­nie, wy­na­laz­czość i t… d… mogą być po ko­lei, to świa­do­me­mi to bez­wied­ne­mi. Nie­ma nic ta­jem­ni­cze­go w tych prze­mia­nach, gdyż za każ­dym ra­zem wa­run­ki istot­ne t… j… fi­zy­olo­gicz­ne po­zo­sta­ją dla każ­de­go ob­ja­wu te same, świa­do­mość zaś jest tyl­ko ich udo­sko­na­le­niem. Po­zo­sta­ło­by więc je­dy­nie ob­ja­śnić dla­cze­go udo­sko­na­le­nie owo, albo się łą­czy z ob­ja­wa­mi fi­zy­olo­gicz­ne­mi, albo im nie to­wa­rzy­szy: gdyż – je­śli­by w sa­mem zja­wi­sku fi­zy­olo­gicz­nem nie było w jed­nym wy­pad­ku nic wię­cej nad to, co jest w dru­gim – to przy­zna­wa­li­by­śmy tem ubocz­nie słusz­ność hi­po­te­zie prze­ciw­nej. Gdy­by moż­na było wy­ka­zać, iż za­wsze pew­nym wa­run­kom fi­zy­olo­gicz­nym to­wa­rzy­szy po­ja­wie­nie się świa­do­mo­ści, iż za­wsze ze znik­nię­ciem ich i ona za­ni­ka, ze zmia­ną ich się zmie­nia, – na­ten­czas mie­li­by­śmy już nie hi­po­te­zę, lecz pew­nik na­uko­wy. Dzi­siaj da­le­ko nam do nie­go. W każ­dym ra­zie z pew­no­ścią prze­po­wie­dzieć wol­no, że wy­ja­śnień co do isto­ty świa­do­mo­ści ocze­ki­wać nie mo­że­my od niej sa­mej. Nie może ona, jak słusz­nie po­wia­da Maud­sley, być jed­no­cze­śnie skut­kiem i przy­czy­ną, być sobą i tem co ją po­prze­dza w ukła­dzie dro­bi­no­wym (mo­le­ku­lar­nym); trwa ona chwi­lę tyl­ko i nie może dro­gą bez­po­śred­niej in­tu­icyi wró­cić się wstecz, aż do swych naj­bliż­szych po­przed­ni­ków fi­zy­olo­gicz­nych; zresz­tą zni­żyć się aż do nich – by­ło­by to po­chwy­cić nie tyl­ko samą sie­bie, lecz i swo­je przy­czy­ny.

Jak na dzi­siaj, by­ło­by dzi­wac­twem sta­rać się okre­ślić na­wet w gru­bych za­ry­sach nie­zbęd­ne i do­sta­tecz­ne wa­run­ki zja­wia­nia się świa­do­mo­ści. Wie­my, iż obieg krwi w mó­zgu tak pod wzglę­dem jej ilo­ści, i jak i ja­ko­ści, ma tu­taj wiel­kie zna­cze­nie. Do­świad­cze­nia, wy­ko­ny­wa­ne nad gło­wa­mi zwie­rząt świe­żo ścię­tych – do­star­cza­ją po temu wy­bit­nych do­wo­dów; wia­do­mo da­lej, że czas trwa­nia pro­ce­sów ner­wo­wych w ośrod­kach zna­czy też wie­le. Po­szu­ki­wa­nia psy­cho­me­trycz­ne wy­ka­zu­ją co­dzien­nie, iż stan świa­do­mo­ści trwa tem dłu­żej, im jest bar­dziej zło­żo­nym, i że – prze­ciw­nie – czy­ny au­to­ma­tycz­ne, wro­dzo­ne, lub na­by­te, któ­rych szyb­kość jest nad­zwy­czaj­ną, nie do­cho­dzą na­szej świa­do­mo­ści. Moż­na przy­pu­ścić jesz­cze, iż zja­wie­nie się świa­do­mo­ści po­łą­czo­ne jest z okre­sem roz­kła­du (dyz­a­sy­mi­la­cyi)

tkan­ki ner­wo­wej, jak to szcze­gó­ło­wo wy­ka­zał He­rzen (1). Lecz wszyst­kie te wy­ni­ki są tyl­ko zdo­by­cza­mi czę­ścio­we­mi, gdy tym­cza­sem na­uko­wa zna­jo­mość po­wsta­wa­nia da­ne­go zja­wi­ska wy­ma­ga ści­słe­go okre­śle­nia wszyst­kich jego istot­nych wa­run­ków.

Przy­szłość może ich nam kie­dy do­star­czy. Tym­cza­sem po­ży­tecz­niej­szem bę­dzie dla wzmoc­nie­nia na­szej hi­po­te­zy, gdy wy­ka­że­my, iż ona jed­na tyl­ko może wy­tłó­ma­czyć nam głów­ną ce­chę (nie zaś wa­ru­nek) świa­do­mo­ści, a mia­no­wi­cie jej prze­ry­wal­ność (in­ter­mit­ten­ce). Aby unik­nąć na sa­mym wstę­pie wszel­kich nie­po­ro­zu­mień, za­uważ­my, iż nie idzie tu o brak cią­gło­ści po­mię­dzy roz­ma­ite­mi sta­na­mi świa­do­me­mu. Każ­dy z nich po­sia­da swo­je gra­ni­ce, któ­re, po­zwa­la­jąc mu sko­ja­rzyć się z in­nym sta­nem, strze­gą jed­nak jego wła­snej in­dy­wi­du­al­no­ści. Mowa tu nie o tem, lecz o owym do­brze zna­nym fak­cie, że świa­do­mość ma swo­je prze­rwy, lub mó­wiąc ję­zy­kiem po­tocz­nym, że nie za­wsze się my­śli.

Praw­da, iż twier­dze­niu temu za­prze­cza­ła więk­szość me­ta­fi­zy­ków. W rze­czy­wi­sto­ści nie do­star­czy­li oni nig­dy do­wo­dów na po­par­cie swe­go za­ło­że­nia; po­nie­waż zaś wszyst­kie po­zo­ry mó­wią prze­ciw­ko nie­mu, zda­je się więc, iż onus pro­ban­di (obo­wią­zek do­wo­dze­nia) do nich na­le­ży. Cała ich ar­gu­men­ta­cya spro­wa­dza się do tego, że – sko­ro du­sza w isto­cie swej jest – (1) Re­vue Phi­lo­so­phi­que, t. VII, str. 353 i la Con­di­zio­ne fi­si­ca de­lia con­scien­za. Rzym 1879.

czemś my­ślą­cem, nie po­dob­na więc, aby świa­do­mość nie ist­nia­ła w stop­niu ja­kim­kol­wiek za­wsze, na­wet wte­dy, gdy w pa­mię­ci żad­ne­go nie po­zo­sta­wia śla­du. Lecz jest to zwy­kłe błęd­ne koło (pe­ti­tio prin­ci­pii) ro­zu­mo­wa­nia, gdyż hi­po­te­za przez nas pod­trzy­my­wa­na za­prze­cza tu wła­śnie prze­słan­ce więk­szej. Mnie­ma­ny do­wód na­szych prze­ciw­ni­ków jest osta­tecz­nie tyl­ko wnio­skiem wy­cią­gnię­tym z hi­po­te­zy przez nich zbi­ja­nej. Uchyl­my wszel­kie z góry po­wzię­te roz­wią­za­nia i zba­daj­my rzecz w niej sa­mej. Po­mi­ja­jąc wy­pad­ki ze­mdle­nia, sztucz­ne­go znie­czu­le­nia, epi­lep­tycz­nych za­wro­tów gło­wy, le­tar­gu i t… d… – za­trzy­maj­my się tyl­ko nad zja­wi­skiem naj­po­spo­lit­szem i naj­bar­dziej czę­stem: nad sta­nem psy­chicz­nym pod­czas snu.

Twier­dzo­no nie­gdyś, iż nie­ma wca­le snu bez sen­nych wi­dzia­deł; jest to twier­dze­nie czy­sto teo­rycz­ne, wy­ni­ka­ją­ce z przy­to­czo­nej przed chwi­lą za­sa­dy… że du­sza za­wsze my­śli. Je­dy­nem po­twier­dze­niem tego fak­tu, na ja­kie­by się moż­na było po­wo­łać, jest to, iż śpią­cy od­po­wia­da nie­kie­dy dość sto­sow­nie na za­py­ta­nia, jak­kol­wiek po prze­bu­dze­niu się wca­le o tem nie pa­mię­ta. Ale fakt po­wyż­szy nie uspra­wie­dli­wia wca­le wnio­sku ogól­ne­go i teo­ryi me­ta­fi­zy­ków fi­zy­olo­gia prze­ciw­sta­wia inną. Zwra­ca ona uwa­gę na to, iż ży­cie wszel­kie­go na­rzą­du skła­da się z dwóch okre­sów: pierw­szy – względ­ne­go spo­czyn­ku, albo asy­mi­la­cyj­ny, dru­gi – okres czyn­ny, albo dyz­a­sy­mil­ceyj­ny; że mózg nie sta­no­wi wy­jąt­ku od tego pra­wa to rzecz ja­sna – do­świad­cze­nie wy­ka­zu­je bo­wiem, iż w roz­ma­itych epo­kach i oko­licz­no­ściach ży­cio­wych, dłu­go­trwa­łość snu jest w sto­sun­ku pro­stym do wy­ma­gań asy­mi­la­cyi. Przy­czy­ną tej ostat­niej jest po­trze­ba wy­na­gro­dze­nia strat, po­trze­ba za­stą­pie­nia cyr­ku­la­cyi czyn­no­ścio­wej przez cyr­ku­la­cyę od­żyw­czą. W sta­nie czu­wa­nia mózg zu­ży­wa ma­te­ry­ałów wię­cej, niż mu ich krew do­star­cza. Wsku­tek tego, pro­ces utle­nia­nia słab­nie nie­ba­wem, a z nim i po­bu­dli­wość tkan­ki ner­wo­wej. Do­świad­cze­nia Prey­era wy­ka­zu­ją, iż sen na­stę­pu­je wte­dy, kie­dy – wsku­tek dłu­go­trwa­łej dzia­łal­no­ści – isto­ta mó­zgu, tak samo jak isto­ta zmę­czo­ne­go mię­śnia, na­peł­nia się pew­ną ilo­ścią szcząt­ków kwa­śnych. Sama ich obec­ność po­wstrzy­mu­je w da­nej chwi­li dzia­łal­ność mó­zgo­wą, któ­ra też od­ra­dza się wte­dy, gdy spo­czy­nek po­zwo­li na zu­peł­ne wy­da­le­nie owych szcząt­ków z ustro­ju (1).

Trze­ba przy­znać, iż sen zu­peł­ny, bez­względ­ny, bez wszel­kich ma­rzeń jest wy­jąt­kiem; wy­star­cza jed­nak, że się go spo­ty­ka – i to nie­zbyt rzad­ko – dla udo­wod­nie­nia prze­ry­wal­ne­go cha­rak­te­ru świa­do­mo­ści.

Twier­dze­nie fi­zy­olo­gii po­sia­da wiec siłę do­wo­du o wie­le więk­szą, niż – w me­ta­fi­zy­ce. Za­uważ­my nad­to (oko­licz­ność wiel­ce zna­czą­ca), iż wszy­scy ci, co się sta­ra­li zba­dać na so­bie, czy sen mó­zgu może być zu­peł­nym, na­le­żą do lu­dzi o umy­śle wy­kształ­co­nym i ru­chli­wym (psy­cho­lo­go­wie, dok­to­rzy, li­te­ra­ci); mózg ich jest więc za­wsze czyn­nym, wi­bru­ją­cym, za naj­lżej- – (1) Przyj­mu­jąc pew­ną ilość mle­cza­nu sodu, wzię­te­go za typ pro­duk­tów roz­kła­du w mó­zgu, Prey­er wy­wo­ły­wał zie­wa­nie, sen­ność, a na­wet sen.

szym po­bu­dze­niem jak de­li­kat­ny in­stru­ment i, że tak po­wiem, po­sia­da on świa­do­mość na­ło­go­wą. Dla tego tez ci, co sta­wią so­bie za­gad­nie­nie: "czy za­wsze się ma­rzy?" są naj­mniej zdol­ni do roz­strzy­gnię­cia go prze­czą­co. In­a­czej ma się rzecz z ludź­mi pra­cu­ją­cy­mi ręcz­nie. Wie­śniak, ży­ją­cy zda­la od wszel­kie­go ru­chu umy­sło­we­go, ogra­ni­czo­ny do za­jęć wiecz­nie jed­na­kich i do ru­ty­ny, wo­gól­no­ści nie mie­wa snów. Znam kil­ku ta­kich, któ­rzy uwa­ża­ją ma­rze­nia sen­ne za wy­pa­dek rzad­ki w swem noc­nem ży­ciu. "Do­wo­dem naj­bar­dziej prze­ko­ny­wa­ją­cym, że duch może pod­czas snu po­zo­sta­wać w zu­peł­nej bez­czyn­no­ści, że ist­nie­nie jego może być na chwi­lę prze­rwa­nem, lub za­wie­szo­nem, jest bez­za­prze­cze­nia ta oko­licz­ność, iż zda­rza nam się ści­śle łą­czyć chwi­lę uśnię­cia – z chwi­lą prze­bu­dze­nia i że nie­kie­dy okres cza­su po­śred­ni wca­le dla nas nie ist­nie­je. Fi­lo­zo­fo­wie, nie wie­rzą­cy w sen zu­peł­ny, sami wska­za­li ten do­wód, jak­kol­wiek prze­czą, aby kie­dy­kol­wiek był do­star­czo­nym. A jed­nak sam by­łem świad­kiem ta­kie­go fak­tu wśród na­stę­pu­ją­cych oko­licz­no­ści.

Za­wo­ła­no mnie o go­dzi­nie dru­giej zra­na do pew­nej oso­by z są­siedz­twa, któ­ra za­pa­dła na cho­le­rę. W chwi­li gdy wy­cho­dzi­łem, żona moja za­le­ci­ła mi ostroż­ne ob­cho­dze­nie się ze świe­cą, któ­rą mia­łem w ręku, i – na­tych­miast za­snę­ła. Kie­dym wpół go­dzi­ny po­tem po­wró­cił, trzask klu­cza w zam­ku obu­dził ją na­gle. Sen jej był tak głę­bo­kim, mo­ment uśnię­cia tak ści­śle po­łą­czył się z mo­men­tem obu­dze­nia, iż są­dzi­ła, że nie spa­ła wca­le, i, kie­dym po­wró­cił, my­śla­ła, że do­pie­ro opusz­czam po­kój. Wi­dząc mnie wcho­dzą­ce­go, przy­pusz­cza­ła, że po­pro­stu wró­ci­łem się tyl­ko po coś i za­py­ta­ła o przy­czy­nę; była też bar­dzo zdzi­wio­ną, do­wie­dziaw­szy się o mo­jej pół­go­dzin­nej nie­obec­no­ści (1). "

Nie wi­dzę, co moż­na by­ło­by za­rzu­cić fak­tom po­dob­nym, je­śli dla wy­tłó­ma­cze­nia ich nie bę­dzie­my po­wra­ca­li do nie­unik­nio­nej hi­po­te­zy ta­kich sta­nów świa­do­mo­ści, któ­re nie po­zo­sta­wia­ją po so­bie w pa­mię­ci żad­ne­go śla­du; ale – po­wta­rzam raz jesz­cze, hi­po­te­za ta jest zbyt do­wol­na i nie­praw­do­po­dob­na. Oso­by, pod­pa­da­ją­ce omdle­niom z utra­tą przy­tom­no­ści, wie­dzą do­brze, iż w wy­pad­kach po­dob­nych mogą upaść, ska­le­czyć się, prze­wró­cić krze­sło i, przy­szedł­szy do sie­bie – nie mieć żad­ne­go po­ję­cia o tem, co się sta­ło. Czyż praw­do­po­dob­nem jest, aby tak waż­ne wy­da­rze­nia, gdy­by im to­wa­rzy­szy­ła świa­do­mość, nie po­zo­sta­wi­ły po so­bie choć krót­ko­trwa­łych wspo­mniń? Nie prze­czy­my by­najm­niej, iż w pew­nych oko­licz­no­ściach nor­mal­nych, albo cho­rob­nych (np. u za­hip­no­ty­zo­wa­nych), sta­ny świa­do­mo­ści, nie po­zo­sta­wia­jąc żad­ne­go śla­du w chwi­li obu­dze­nia się pa­cy­en­ta, mogą jed­nak ożyć nie­co póź­niej. Ogra­nicz­my tu do moż­li­wych gra­nic licz­bę wy­pad­ków zu­peł­ne­go prze­rwa­nia się świa­do­mo­ści; ale na­wet – (1) De­spi­ne. Py­cho­lo­gie na­tu­rel­le t. I, str. 522. Psy­chia­trzy wspo­mi­na­ją o wy­pad­kach, gdzie w ra­zie rap­tow­ne­go za­wie­sze­nia świa­do­mo­ści wsku­tek sta­nu pa­to­lo­gicz­ne­go, cho­ry po dłuż­szej, lub krót­szej prze­rwie roz­po­czy­na roz­mo­wę od wy­ra­zu na ja­kim się za­trzy­mał. Inne fak­ty tego ro­dza­ju zna­leść moż­na w dzie­le Win­slow'a: On ob­scu­re di­se­ases, str. 322 i na­stęp­ne.

jed­ne­go tyl­ko dość bę­dzie, aby na­strę­czyć hi­po­te­zie poj­mu­ją­cej du­szę, jako isto­tę my­ślą­cą, nie­prze­zwy­cię­żo­ne trud­no­ści. W hi­po­te­zie zaś prze­ciw­nej, wszyst­ko da się wy­tłó­ma­czyć ła­two. Je­że­li świa­do­mość jest ob­ja­wem za­leż­nym od okre­ślo­nych wa­run­ków, to nie­ma w tem nic dziw­ne­go, że nie­kie­dy nie wi­dzi­my jej wca­le. Gdy­by to było sto­sow­nem, mo­gli­by­śmy zba­dać tu­taj do głę­bi kwe­styę świa­do­mo­ści i wy­ka­zać, iż w na­szej hi­po­te­zie sto­su­nek sta­nów świa­do­mych do bez­wied­nych nie ma w so­bie nic chwiej­ne­go, ani też sprzecz­ne­go. Wy­raz bez­wied­ny moż­na za­wsze okre­ślić zwro­tem na­stę­pu­ją­cym: jest to stan fi­zy­olo­gicz­ny, któ­re­mu nie­kie­dy, a na­wet naj­czę­ściej to­wa­rzy­szy­ła świa­do­mość; któ­ry, bę­dąc świa­do­mym w po­cząt­kach nie jest ta­kim w chwi­li obec­nej. Cha­rak­te­ry­sty­ka ta jest o tyle ne­ga­tyw­ną, co i sama psy­cho­lo­gia, i o tyle po­zy­tyw­ną, oile nią jest flzy­olo­gja. Twier­dzi ona, iż w każ­dym ob­ja­wie du­cha – za­sad­ni­czym i czyn­nym pier­wiast­kiem jest pro­ces ner­wo­wy; – psy­chicz­ny zaś jest mu tyl­ko współ­rzęd­nym. W ten spo­sób ła­two już bę­dzie zro­zu­mieć, że wszyst­kie ob­ja­wy ży­cia du­cho­we­go mogą być po ko­lei bez­wied­ne­mi, lub świa­do­me­mi. W pierw­szym wy­pad – ku nie­zbęd­nem i wy­star­cza­ją­cem jest, aby się zja­wił ja­kiś okre­ślo­ny pro­ces ner­wo­wy, t… j… by we­szła w grę pew­na okre­ślo­na licz­ba pier­wiast­ków ner­wo­wych, sko­ja­rzo­nych ze sobą w pe­wien spo­sób okre­ślo­ny i wy­łą­cza­ją­cy wszyst­kie inne pier­wiast­ki ner­wo­we i wszyst­kie inne moż­li­we sko­ja­rze­nia. W dru­gim wy­pad­ku (świa­do­mo­ści) nie­zbęd­nem i wy­star­cza­ją­cem jest, aby wa­run­ki do­dat­ko­we (ja­kie­mi­kol­wiek są one)

przy­łą­czy­ły się do pier­wot­ne­go zja­wi­ska, nie zmie­nia­jąc w ni­czem jego na­tu­ry i tyl­ko czy­niąc je świa­do­mem. Zro­zu­mie­my rów­nież, w jaki spo­sób nie­świa­do­ma pra­ca mó­zgu wy­ko­ny­wa bez ha­ła­su tak znacz­ną ro­bo­tę i po bar­dzo dłu­giem nie­kie­dy kieł­ko­wa­niu ob­ja­wia się w skut­kach nie­spo­dzie­wa­nych. Wszel­ki stan świa­do­mo­ści przed­sta­wia tyl­ko jed­ną bar­dzo sła­bą część na­sze­go ży­cia du­cho­we­go, gdyż w każ­dej chwi­li jest on pod­trzy­my­wa­nym i, że tak po­wiem, wy­py­cha­nym przez sta­ny bez­wied­ne. Wszel­kie chce­nie, na­przy­kład, ko­rze­ni się w naj­więk­szych głę­biach na­szej isto­ty; po­bud­ki, któ­re mu to­wa­rzy­szą i tłó­ma­czą je po­zor­nie, są za­wsze tyl­ko sła­bą czę­ścią jego istot­nej przy­czy­ny. To samo da się po­wie­dzieć o wiel­kiej licz­bie na­szych skłon­no­ści; fakt ten jest do ta­kie­go stop­nia oczy­wi­stym, iż na­wet umy­sły naj­mnie, spo­strze­gaw­cze dzi­wią się czę­sto, że nie mogą zdać so­bie upra­wy ze swo­jej mi­ło­ści lub nie­chę­ci.

By­ło­by nu­żą­cem i nie­sto­sow­nem prze­dłu­żać tu­taj do­wo­dze­nie. Czy­tel­nik, gdy ze­chce, niech weź­mie z Phi­lo­so­phie de l'in­con­scient Hart­ma­na, tę część, któ­ra nosi na­pis "Plie­no­mo­no­lo­gie. " Znaj­dzie on tam kla­sy­fi­ka­cyę wszyst­kich ob­ja­wów bez­wied­ne­go ży­cia umy­słu i zo­ba­czy, iż nie­ma ani jed­ne­go fak­tu, któ­re­go­by bro­nio­na tu­taj hi­po­te­za nie wy­ja­śnia­ła. Niech za­żą­da po­tem tego sa­me­go od teo­ryi prze­ciw­nej.

Je­den jesz­cze, ostat­ni punkt po­zo­sta­je nam do roz­pa­trze­nia. Teo­rya, roz­wa­ża­ją­ca świa­do­mość jako zja­wi­sko, i bę­dą­ca czę­ścią (moż­na by­ło­by tego do – wieść, gdy­by zbo­cze­nie ta­kie było na miej­scu) tej pod­sta­wo­wej za­sa­dy fi­zy­olo­gicz­nej, że "od­ruch jest ty­pem czyn­no­ści ner­wo­wej i osno­wą wszel­kiej dzia­łal­no­ści psy­chicz­nej, " teo­rya ta wie­lu dziel­nym umy­słom wy­da­ła się pa­ra­dok­sal­ną i lek­ko­myśl­ną. Zda­je im się, iż od­bie­ra ona psy­cho­lo­gii wszel­ką moc i do­sto­jeń­stwo. Nie chcą też przy­pu­ścić, aby naj­wyż­sze prze­ja­wy na­tu­ry były nie­trwa­łe, prze­lot­ne, do­dat­ko­we i, pod wzglę­dem wa­run­ków ist­nie­nia, za­leż­ne. A jed­nak jest to prze­sąd tyl­ko. Świa­do­mość, ja­kim­kol­wiek bę­dzie jej po­czą­tek i przy­ro­da, nie tra­ci nic na swo­jej war­to­ści: na­le­ży ją oce­niać w niej sa­mej; dla tych zaś, co sta­ją na punk­cie wi­dze­nia ewo­lu­cyi, naj­więk­sze zna­cze­nie ma nie po­czą­tek, lecz osią­gnię­te w roz­wo­ju wy­ży­ny. Do­świa­cze­nie po­ka­zu­je nam zresz­tą, iż w mia­rę wzno­sze­nia się po dra­bi­nie ustro­jo­wej, cia­ła na­tu­ral­ne są bar­dziej zło­żo­ne i co­raz mniej sta­łe. Gdy­by sta­łość była ska­lą god­no­ści, to pierw­szo­rzęd­ną rolę przy­pi­sać­by­śmy mu­sie­li krusz­com. Tak więc za­rzut ów – je­dy­nie uczu­cio­wy – nie może być uwzględ­nio­ny; co zaś do trud­no­ści, ja­kie przed­sta­wia na­sza hi­po­te­za w tłó­ma­cze­niu jed­no­ści i cią­gło­ści świa­do­me­go osob­ni­ka, to o tem mó­wić tu by­ło­by jesz­cze za wcze­śnie. Do za­gad­nie­nia tego przyj­dzie­my w cza­sie wła­ści­wym.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: