- W empik go
Chórzystka. Zemsta. Aptekarzowa - ebook
Chórzystka. Zemsta. Aptekarzowa - ebook
"Wszystko już śpi od dawna. Nie śpi tylko młoda żona prowizora, właściciela apteki w B… Kładła się już trzy razy — ale nie wiadomo czemu, zasnąć nie może. Siedzi przy otwartym oknie w jednej koszuli i patrzy na ulicę. Jest jej duszno i nudno. Jest zła, taka zła, że aż się płakać chce — i również nie wiadomo dlaczego. Czuje w piersi jakiś kłębek, który od czasu do czasu podchodzi jej do gardła. O kilka kroków za nią, przytuliwszy się do ściany, chrapie smacznie jej mąż. Zgłodniała, poszła, wpiła mu się w czoło, ale on nawet tego nie czuje — uśmiecha się, bo roi we śnie, że wszyscy w mieście kaszlą i stale kupują u niego krople anyżowe. Nie można by go zbudzić teraz ani ukłuciem, ani strzelaniem z armat, ani pieszczotami." [fragment]
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7991-059-5 |
Rozmiar pliku: | 469 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedyś, kiedy była jeszcze młoda, ładniejsza i jej głos był bardziej dźwięczny, siedział u niej na letnisku, na półpiętrze, Nikołaj Pietrowicz Kołpakow, jej ówczesny adorator. Powietrze było gorące i obezwładniająco duszne. Kołpakow dopiero co zjadł obiad i wypił całą butelkę kiepskiego portweinu; nie czuł się zbyt zdrowo, a przez to nie miał humoru. Oboje nudzili się niemiłosiernie i czekali, aż przejdzie upał, by mogli pójść na spacer.
Wtem, nieoczekiwanie, ktoś zadzwonił w przedpokoju. Kołpakow, siedzący bez surduta i w pantoflach, zerwał się i spojrzał pytająco na Paszę.
— Chyba listonosz, albo może przyjaciółka - rzekła śpiewaczka.
Nikołaja Pietrowicza nie krępowali ani listonosze, ani przyjaciółki Paszy, ale na wszelki wypadek zgarnął oburącz odzienie i wyszedł do sąsiedniego pokoju. W tym czasie Pasza pobiegła otworzyć drzwi. Ku jej wielkiemu zdziwieniu na progu nie stał ani listonosz, ani przyjaciółki, lecz jakaś nieznajoma kobieta: młoda, piękna, ubrana z pańska i najwidoczniej należąca do tych „przyzwoitych”.
Nieznajoma była blada i ciężko dyszała, jakby przebyła kilka pięter stromymi schodami.
— Czego pani sobie życzy? - spytała Pasza.
Zapytana nie odpowiedziała od razu. Zrobiła krok naprzód, majestatycznie rozejrzała się po pokoju i usiadła z taką miną, jakby z powodu skrajnego wyczerpania lub złego stanu zdrowia nie mogła ustać na nogach. Potem długo poruszała bladymi wargami, usiłując coś wypowiedzieć.
— Czy jest u pani mój mąż? - wydusiła z siebie wreszcie, podnosząc na Paszę swoje wielkie oczy otoczone czerwoną od płaczu obwódką.
— Mąż? - wyszeptała Pasza i nagle poczuła jak jej ręce i stopy stają się lodowato zimne. - Jaki mąż? – powtórzyła. Wstrząsnął nią dreszcz.
— Mój mąż... Nikołaj Pietrowicz Kołpakow.
— Nn... nie, pani. Ja... ja żadnego męża nie znam.
Obie stały w milczeniu dobrą minutę. Nieznajoma kilka razy machinalnie otarła blade usta i, żeby pokonać wewnętrzny spazm, wstrzymywała oddech, zaś Pasza stała przed nią nieruchomo, jakby wrosła w ziemię, i patrzyła na nią z mieszaniną zdumienia i strachu.
— Więc mówi pani, że tu go nie ma? - spytała dama już spokojniejszym i pewniejszym głosem, z dziwnym uśmiechem na twarzy.
— Ja... ja nie wiem, o kogo pani pyta?
— Pani jest ohydna..., podła i wstrętna - syknęła nieznajoma, oglądając Paszę z nienawiścią i obrzydzeniem. - Tak... tak... ohydna! Jestem bardzo..., bardzo rada, że nareszcie mogę to pani powiedzieć w twarz.
Pasza poczuła, że wywiera na damę w czerni, o gniewnym obliczu, z białymi delikatnymi palcami, wrażenie czegoś szpetnego i potwornego, i zawstydziła się. Wstydziła się za swoje pucułowate, czerwonych policzki, piegi na nosie, i za grzywkę na czole, która w żaden sposób nie dawała się zaczesać do góry. I wydało jej się, że gdyby była szczuplutką, nieupudrowaną, i gdyby nie miała tej okropnej grzywki, to można byłoby ukryć, że nie należy do tych „przyzwoitych, i nie byłoby tak strasznie, i nie byłoby jej tak trudno stać teraz przed tą nieznajomą, tajemniczą damą.
— Gdzie jest mój mąż? - atakowała dama. - Zresztą, czy on tu jest, czy też go nie ma, to mnie jest wszystko jedno, ale chcę pani powiedzieć, że wykryto sprzeniewierzenie i Nikołaja Pietrowicza poszukują... Chcą go aresztować. Oto coś pani narobiła!
Kobieta wstała i mocno wzburzona zaczęła krążyć po pokoju.
Pasza patrzyła na nią, a paraliżujący strach sprawił, że bardzo wolno docierało do niej to, co usłyszała.
— Jeszcze dzisiaj znajdą go i aresztują - kontynuowała dama szlochając, a w tym szlochu pobrzmiewało zarówno rozdrażnienie jak i obrzydzenie. - Ja wiem, kto go doprowadził do takiej okropności! Ty... ohydna, wstrętna, odrażająca, sprzedajna k... kreaturo! (Usta damy wykrzywiły się, a jej nos zmarszczył się z obrzydzenia). - Jestem słaba i bezsilna... Niech pani mnie posłucha, nikczemna kobieto!... Jestem bezsilna, pani jest silniejsza ode mnie, ale jest komu ująć się za mną i za moimi dziećmi! Bóg wszystko widzi! Bóg jest sprawiedliwy! On policzy każdą moją łzę; policzy wszystkie moje bezsenne noce! Przyjdzie czas, pani mnie popamięta! I to pani za wszystko zapłaci! Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy!
Znów zapadło ciężkie milczenie.
Dama chodziła po pokoju i załamywała ręce, a Pasza patrzyła na nią tępo, ze zdumieniem, i nadal nic nie rozumiała, ale oczekiwała czegoś strasznego.
— Ja, proszę pani... Ja nic nie wiem – przemówiła i nagle się rozpłakała.
— Kłamiesz! - krzyknęła dama i zgromiła ją wzrokiem - Ja wiem wszystko! Ja już dawno panią obserwuję! I wiem, że w ostatnim miesiącu on codziennie tutaj przesiaduje.
— Tak. Więc cóż z tego? U mnie bywa dużo gości, ale ja nikogo nie zmuszam. Każdemu wolno robić, co chce.
— Mówię przecież: wykryli sprzeniewierzenie.
Mój mąż roztrwonił na służbie cudze pieniądze! I to dla takiej... jak pani, dla pani zdecydował się na przestępstwo. Niech pani mnie posłucha - rzekła dama stanowczym tonem, stojąc tuż przed Paszą. - Pani nie ma zasad, pani żyje tylko po to, żeby czynić zło, to jedyny pani cel, ale niepodobna przypuścić, że pani już tak nisko upadła, żeby nie zostało w pani nawet śladu ludzkich uczuć! On ma żonę, dzieci... Jeśli go zasądzą i ześlą, to ja moje dzieci pomrzemy z głodu... Czy pani to rozumie!? A przecie jest sposób, żeby ocalić i jego, i nas od nędzy i hańby. Jeżeli dzisiaj wpłacę dziewięćset rubli, to go zostawią w spokoju. Tylko dziewięćset rubli!
— Jakie dziewięćset rubli? - cicho zapytała zaskoczona Pasza - Ja... ja nic nie wiem... Ja nie brałam.
(...)