Ciche wody - ebook
Ciche wody - ebook
Nominowana do Orwell Prize, nazywana najlepszą jak dotąd powieścią Sarah Moss, trzymająca w napięciu historia, która rozgrywa się w ciągu 24 godzin.
Szkocja. Lato. Od kilku dni pada bez przerwy. Pogoda jest dziwna, nawet jak na Szkocję, a zasnute chmurami niebo nie zwiastuje szybkiej zmiany. Dwanaście osób, które wraz z rodzinami spędzają wakacje na kempingu, jest coraz bardziej znudzonych i zirytowanych bezczynnością.
Kobieta, która biegnie, jakby przed kimś uciekała, rodzeństwo spacerujące po plaży, para emerytów wspominająca dawnych sąsiadów, nastolatek samotnie wiosłujący w swoim czerwonym kajaku. Dotychczas zajęci tylko sobą zaczynają zwracać uwagę na matkę i córkę, które wyróżniają się od pozostałych. Kim są i dlaczego z ich domku co noc dobiegają dźwięki zakłócające spokój pozostałym?
Postaci Moss nudzą się mistrzowsko i ostentacyjnie, zamknięte na szkockim kempingu w strugach ulewy. W zimnej wilgoci nic nie iskrzy i iskrzyć nie może – do czasu...
Olga Wróbel, Kurzojady
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67324-27-4 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Świt. Słońce nie wschodzi, ptaki nie śpiewają.
Światło przesącza się przez gałęzie i kładzie na wodzie. Niebo opiera się o jezioro, wypełnia drzewa, zwisa ciężko między sosnowymi igłami, układa wśród źdźbeł trawy i kamyków na brzegu. Leje, a chmura i ląd stają się jednym, nie zostawiając miejsca na deszcz; dźwięk wody spływającej po liściach i korze, po dachach i skałach, po oknach i samochodach staje się równie jednostajny jak dźwięki krwi i powietrza wewnątrz twojego ciała.
Od razu zauważysz, jeśli ucichnie.MOGŁA BIEC BEZ KOŃCA
Justine spała tak, jak przed porannym lotem. Budzisz się i sprawdzasz godzinę, sięgasz po ciemku po telefon, do przycisku, który umiesz znaleźć przez sen. Widzisz, że jeszcze nie pora, że zostało kilka godzin, które można spędzić w cieple i nieświadomości, niewiele mniej niż poprzednim razem.
Śnisz o pakowaniu, o pośpiechu, po czym znowu się budzisz — na pewno zaraz trzeba będzie wstać, może nawet jest już za późno — ale minęło dopiero dwadzieścia minut. Znowu zasypiasz, znowu otwierasz oczy, krótka letnia noc trwa niewiarygodnie długo, a coś ukrytego w głębi mózgu, jakaś pradawna instalacja, dzięki której wyczuwaliśmy, że łososie zaczynają wędrówkę na tarło albo że wkrótce dojrzeją jagody, nie potrafi się uciszyć. Justine nie może ustawić alarmu, bo zbudzi Steve’a, ale jej umysł — a przynajmniej jego część odpowiedzialna za oddychanie i nasłuchiwanie, czy z dziećmi wszystko w porządku — wie, która jest godzina, wyczuwa przechył planety i wędrówkę nieba.
•
Otwiera oczy, patrzy na sosnowe panele, które ma przy samej twarzy, na sęki w drewnie i pęcherzyki powietrza w lakierze, szorstkie w dotyku niczym strupy na skórze. Podczas tych wakacji nigdzie nie poleci, w przyszłym roku też nie. Kogo teraz stać na podróże? Gdyby wiedziała, że nigdy nie zacznie zarabiać tyle, żeby czuć się komfortowo albo przynajmniej bezpiecznie, gdyby we właściwym momencie zorientowała się, że to dobra pora, podróżowałaby więcej w młodości, kupiłaby jeden z tych karnetów kolejowych i pojechałaby wszędzie, z północnej Norwegii na Sycylię i ze Stambułu do hrabstwa Clare. Zrobiłaby sobie rok przerwy albo kilka lat przed związkiem ze Steve’em, dorabiałaby na przykład jako kelnerka. Gdyby tylko wierzyła wtedy w siebie, gdyby wiedziała, jak załatwić paszport, kupić bilet i wsiąść do samolotu, kiedy była na tyle młoda, żeby po prostu wyjechać. Powinna była wybrać się do Paryża i Wiednia, do Wenecji. Nie ma pojęcia, jak teraz miałaby zobaczyć wzgórza pokryte winnicami ponad skrzącym się morzem, srebrzyste liście drzew obsypanych dojrzewającymi oliwkami albo skąpany w słońcu gaj pomarańczowy. Prawdę mówiąc, nie ma to znaczenia. Chciałaby jednak, żeby dzieci usłyszały ludzi mówiących w językach, których nie znają albo jeszcze się nie uczą, żeby zjadły nowe potrawy, przeszły przez ulicę, gdzie auta jeżdżą po niewłaściwej stronie, i na własne oczy przekonały się, że świat jest duży, a sposób życia to kwestia przyzwyczajeń. Nie żeby w Manchesterze nie dało się usłyszeć obcego języka. Nowe potrawy też nietrudno znaleźć. Tyle że jej dzieci nie chcą zjeść niczego nieznanego i nie interesują się językami.