- W empik go
Cień - ebook
Cień - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 190 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W izbie czeladnej, czyli tak zwanej piekarni, kilkanaście osób różnej płci wieczerzało przy długim stole, na który spływał obfity blask palącego się w piecowisku ognia.
Gospodyni, czerstwa i silna kobieta, w granatowym spencerze, z misą pełną dymiącej się strawy i sporym kawałkiem chleba w ręku, stanęła w pełnem świetle płomienia i ku jednemu z ciemnych kątów izby zawołała:
– Niemko, na! nieś babie i sam jedz!
Bo, jakkolwiek ogień rozlewał po izbie światło obfite, kąty jej zalegała ciemność, wśród której majaczyły kształty stojących na ziemi i wiszących po ścianach narzędzi i naczyń gospodarskich. Majaczyło to tam liniami krótkiemi, długiemi, okrągłemi i ostremi, a czasem, pod zabłąkanym na żelazo lub mosiądz blaskiem ognia, świeciło nietrwałemi błyskami.
Z pomiędzy tych linii widmowych i błysków błędnych, na wołanie gospodyni, podniosło się w kącie coś tak wysokiego i cienkiego, że można byłoby przypuścić, iż to jedna z żerdzi do grodzenia płotu przygotowanych nagle dostała życia i posunęła się na środek izby.
W pełnym blasku ognia okazało się, że był to człowiek niezmiernie wątły i tak sztywno się trzymający, jakby istotnie na żerdź był wetknięty. Długa siermięga, u dołu wystrzępiona, wisiała na nim jak na żerdzi, a gdy znalazł się pośrodku izby, wypukłe, na jaskrawem tle płomienia, oderznęła się mała jego głowa, z blado-złotemi włosami i brwiami, z bladym i delikatnym profilem, z mnóstwem zmarszczek, skupionych nad oczyma, których bardzo błękitne źrenice lękliwie patrzały z pod długich, bladozłotych rzęs.
Z misą pełną jadła w jednej ręce, a z chlebem w drugiej, uszedł kilka kroków tak sztywno, jakby nie człowiekiem żyjącym był, ale lalką woskową na sprężynach, poczem, na ławę pod piecem umieszczoną wstąpiwszy, wydał krótki gardłowy okrzyk. Wtedy u szczytu pieca, prawie pod samym sufitem, z głębokiego zmroku wysunęły się dwie ręce ludzkie, małe ciemne, z wykrzywionemi palcami i, po chwilowem błądzeniu w powietrzu, ująwszy z obu stron misę, razem z nią w głębokim zmroku znikły, a cienki, wysoki, sztywny człowiek ruchem niezmiernie zwinnym wdrapał się na piec i także zniknął. Pomiędzy zaś szczytem pieca i okopconą belką sufitu widać było tylko mętne zarysy dwóch postaci, raczej dwóch niewyraźnych cieniów i iść ztamtąd poczęły odgłosy przełykania płynnej strawy i przeżuwania twardego chleba.
Niedawno jeszcze, przed kilku laty, kiedy większość siedzącej teraz dokoła stołu czeladzi była świeżo do dworu tego przybyłą, to codzienne zanoszenie na piec przez Niemka strawy dla siebie i ślepej babki stanowiło ucieszne widowisko publiczne.
Bawił ludzi ten ruch wiewiórczy, kręty i zwinny jakim się on na wysoki wierzch pieca dostawał, bawiły też niekiedy szemrzące i chrypiące pod sufitem gadaniny starej jego babki. Podaniem stało się tu, z ust do ust przechodzącem, że kiedy chce, to cudnie o różnych rzeczach opowiadać ona umie, szkoda zaś wielka, że od pewnego czasu, nigdy już opowiadać nie chciała. Bardzo stara, daleko więcej stękała i wzdychała, niż mówiła, i tylko czasem, gdy wnuk, na piec wlazłszy, siedział czy leżał przy niej, o czemś jemu szeptała i szeptała.
Bóg święty wie, o czem ta ślepa baba temu niememu chłopcu do późnej nocy niekiedy mówić mogła! Zdarzało się też, gdy ogień w piecowisku świecił już tylko kupą czerwonych węgli, a ludzie po ławach drzemali, albo i spali, ten i ów przysłuchiwał się temu szeptowi, który pod sufitem szeleścił jak suche liście, jesieni wiatrem gnane. Lecz nikt nic wyraźnego usłyszeć nie mógł, ponieważ baba miała mowę szepleniącą i niewyraźną. Czasem zdawało się, że pacierz odmawia, a czasem, że napomina, czy lamentuje, o jakimś ojcu ciągle wspominając. Westchnie, bywało, i głośniej zaszepce: "idź do ojca", albo "poproś ojca", albo "poskarż się ojcu".
Tak samo i teraz.
W izbie czeladnej ciemno jest ale niezupełnie, bo w głębi piecowiska wielka kupa rozżarzonych węgli czerwono świeci i przez cztery spore okna zaglądają gwiazdy pogodnej nocy. Ludzie rozeszli się i tylko kilka osób, wyciągniętych na ławach śpi, a w kącie stary Grzegorz, stróż nocny, siedzi pod ścianą i fajkę pali. Gdy wypali, położy się i zaśnie także, ho dziś nie na niego, ale na Niemka przychodzi kolej nocnego stróżowania, w ciemności zaś u szczytu izby, pod sufitem, jakby suche liście jesienne, wiatrem gnane, po przymarzłej ziemi sunęły. Widać też tam, na tle gęstego zmroku, dwa czarne cienie, a gdy w piecowisku niedopalona głównia buchnie sinawym płomykiem, rozeznać można, że cienie te leża obok siebie na piecu z twarzami ku sobie obróconemi i że jeden z nich wciąż szepce, a drugi milczy i może słucha. Potem szelest suchych liści ustał, szept umilkł i jak raz w tej samej chwili głownia w piecowisku strzeliła, obfitem światłem, które przedostało się aż pod sufit i ukazało, że pomiędzy jedną z belek jego a wierzchołkiem pieca, jeden z cieni podniósł rękę i począł nią głaskać drugiego.
Jednocześnie ozwał się w ciemnym kącie głos starego Grzegorza:
– Niemko! A pora ci już na dwór wyjść! Pamiętaj tylko drzewa narąbać tyle, żeby mnie jutro nie było potrzeba…
Natychmiast, bez jednej sekundy zwłoki, długi, cienki cień wiewiórczym ruchem zsunął się z pieca na ziemię, a na piecu suche liście znowu zaszeleściły:
– Oj! Ojcze przenajświętszy! Oj! taki mróz, taki mróz tęgi na dworze! Oj, Ojcze niebieski!
Na dworze mróz był, ale nie tęgi, kilkostopniowy tylko; noc zimowa prześliczna, cicha, mnóstwem gwiazd wyiskrzonych patrzała na śnieg niepokalany i marzący. Z pozamykanemi oczami drzwi i okien spały we dworze domy, w ścianach zamkniętych budynków spały zwierzęta, wśród obielonych lekkim szronem drzew ogrodowych, spały wiatry na pościelach ze śniegowych puchów.