Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cienie północy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 czerwca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
17,01

Cienie północy - ebook

Kontynuacja "Księżycowych blizn".

Dziewięcioletni Date Masamune zdążył już poznać mroczne strony bycia dziedzicem daimyō, a jego kalectwo sprawia, że odsuwają się od niego najbliższe osoby... W młodym chłopcu zaczynają rodzić się talenty i ambicje, które w przyszłości doprowadzą go do pozycji jednego z czołowych dowódców okresu jednoczenia Japonii (1568-1603). Tymczasem jednak wygląda na to, że w jego najbliższym otoczeniu kryje się zdrajca, a porwanie chłopca to tylko początek dramatycznych wydarzeń. Czy jego wierny towarzysz i opiekun Kagetsuna zdoła ochronić go przed najgorszym?

Oparta na faktach powieść rozgrywająca się w XVI-wiecznej Japonii.

Spis treści

Nawałnica

Powrót do domu

Rada

Cierń

Atak

Wygnanie

Wątpliwości

Ojciec i syn

Wiele radości

Światło

Oczyszczenie

Na północ

Samotny wojownik

Prawdy

Cienie północy

Nowy dzień

Kojuro

Wyrok

Epilog

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62945-86-3
Rozmiar pliku: 812 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Nawałnica

Dzień był naprawdę piękny. Ósmy miesiąc był najcieplejszy w całym roku, choć wciąż bywał wilgotny. Im bardziej zbliżała się jesień, tym mniej padało, jednak ulewy mogły zaskoczyć praktycznie zawsze i trzeba było to mieć na uwadze, planując dłuższy wyjazd za miasto. Oczywiście Bontenmaru nigdy nie narzekał, jednak nikt nie chciał go – bądź co bądź dziewięciolatka – narażać na przemoczenie. Dlatego też kiedykolwiek postanawiali wyruszyć z nim na objazd okolicy, dowiadywali się o prognozę u starej Aimi, której w podzięce za całe życie oddanej służby kolejnym pokoleniom władców Date pozwolono ostatnie lata spędzić w Yonezawa-jō. Jeśli szanse opadów były bliskie zera, a Bontenmaru nie miał w planach poważnych zajęć – czyli nauki – za zgodą pana Terumune zabierali go na przejażdżkę po rodowych włościach. Dzisiaj Aimi wspominała o niebezpieczeństwie burzy, ponieważ ponownie zapowiadał się upalny dzień, jeśli jednak wcześnie wrócą, powinni przed nią zdążyć.

Przyjemnie było w powolnym tempie przemierzać puszczę i cieszyć ducha panującym w niej spokojem. Natura orzeźwiała; przebywanie na jej łonie po zamknięciu w zamku zawsze dostarczało radości. Choć wyruszyli wcześnie, powietrze już było nagrzane i pachniało mchem oraz żywicą. Mimo upału cień drzew dawał miły chłód. Ptaki ćwierkały w koronach, czasem dobiegał szum strumienia. Było cicho i pięknie – jednak Kagetsuna nigdy nie pozwalał sobie na rozluźnienie.

Jechali w znajomej formacji: Endō Munenobu na czele, za nim Katakura Kagetsuna, Date Bontenmaru jako trzeci, zaś pochód zamykał Oniniwa Tsunamoto. Ten układ, choć oczywisty, każdorazowo wzbudzał w Kagetsunie sprzeczne uczucia. Nie było niczym chwalebnym jechać w środku – w środku jechali najsłabsi, których trzeba było chronić. Z drugiej strony taka była rzeczywistość, z którą zupełnym bezsensem byłoby się spierać. Munenobu i Tsunamoto byli od niego starsi i mieli nieporównywalnie więcej doświadczenia, więc to naturalne, że znajdowali się w strategicznych punktach drużyny. Kagetsuna mógł tylko wierzyć, że kiedyś jeśli nie dorówna, to przynajmniej zbliży się do ich poziomu i będzie mu można powierzyć bardziej odpowiedzialną rolę. Pozycja nastręczała mu problemów z jeszcze jednego powodu: czuł się niezręcznie, jadąc przed swoim władcą i miał wrażenie, że to po prostu nie wypada. Przy pierwszym razie zaprotestował, jednak Tsunamoto tylko na niego spojrzał, po czym powtórzył rozkład. Był ich kapitanem i wymagał bezwzględnego posłuszeństwa – a przecież na uwadze miał bezpieczeństwo Bontenmaru. Kagetsuna zdawał sobie sprawę, że taka formacja była najrozsądniejsza – a w duchu pocieszał się wizją przyszłości, w której będzie strzegł pleców Masamune-sama.

Pod rządami ojca Bontenmaru, pana Terumune, w regionie panował pokój i nawet dobrobyt. Yonezawę omijały poważniejsze klęski żywiołowe, zimy były tak łagodne, jak tylko mogły być w tym północnym terenie, a ryż rodził obficie. Rody Date i Mogami wspierały się nawzajem i dwa razy zastanowiłby się ten, kto chciałby zmierzyć się z sojuszem Yonezawa–Yamagata. Jedyny godny uwagi rywal, Uesugi w Echigo, był nie bez powodu zajęty Odą Nobunagą. Ten wybitny dowódca militarny prowadził zakrojoną na szeroką skalę kampanię i podbijał kolejne księstwa, coraz to rozszerzając swoje panowanie, a jego sława wciąż rosła, sięgając nawet dalekiej północy. Nie dalej jak przed dwoma miesiącami rozgromił siły Takedów, co praktycznie doprowadziło do anihilacji rodu wojowników z Kai, który jeszcze nie tak dawno dyktował warunki we wschodniej Japonii. Uesugi, którzy spędzili ponad dekadę na wojnach z Takedami, musieli teraz skupić całą uwagę na Nobunadze, wobec czego neutralne stosunki z północnymi rejonami całkowicie im odpowiadały. Sytuacja w Yonezawie i księstwach ościennych była więc stabilna i następca rodu nie mógłby sobie wyobrazić lepszego okresu na dorastanie: miał czas, by w spokoju zdobywać wiedzę, trenować umiejętności oraz poznawać swoje przyszłe dominium, nie martwiąc się, że wróg zwali mu zamek na głowę czy coś podobnego. Gdyby w księstwie panowała wojna, przejażdżki takie jak ta byłyby wykluczone.

Kagetsuna, jak zawsze przy tych okazjach, pogrążył się w zadumie nad swoim władcą – co czynił zresztą nader chętnie. Bontenmaru był spokojnym i skupionym chłopcem. Niezbyt przepadał za naukami teoretycznymi, jednak posłusznie w nich uczestniczył. Znacznie bardziej odpowiadały mu ćwiczenia praktyczne, a więc trening z mieczem. Zdając sobie sprawę z własnego kalectwa – choć na co dzień w ogóle mu ono nie przeszkadzało – od samego początku starał się poznać, a potem zminimalizować wynikające z niego ryzyko. Mając zaledwie dziewięć lat świetnie posługiwał się dwoma mieczami – do tego stopnia, iż nie można było już powiedzieć, że w którejś ręce jest lepszy. Każdy samuraj potrafił walczyć dwoma ostrzami, zwłaszcza że przy boku każdego wisiały zawsze w parze, jednak generalnie nacisk kładło się na oburęczne trzymanie katany, wakizashi zaś służył jedynie jako wyjście awaryjne. Bontenmaru prawdopodobnie planował w walce używać obu mieczy jednocześnie, co rzeczywiście miało w jego przypadku sens. Jeśli jednak od niego by to zależało, Kagetsuna zamierzał być jego prawym okiem i tym samym mieć w polu widzenia wszystko to, co mogło umknąć jego władcy.

Na razie jednak Bontenmaru miał do dyspozycji trzy dodatkowe pary oczu, którym mógł w pełni zaufać. Kagetsuna spojrzał na proste plecy jadącego przed nim Endō Munenobu, którego spięte na czubku głowy długie włosy kołysały się w rytm kroków konia. Mimo młodego wieku Munenobu cieszył się uznaniem pana Terumune i nie było w tym nic dziwnego, ponieważ wyróżniał się niezwykle pogodną osobowością oraz wielkim talentem szermierczym. Był szybki i zwinny – i taki też był jego umysł, dzięki któremu prędko potrafił zorientować się w każdej sytuacji. Bardzo pomyliłby się ten, kto uznałby, że może go podejść, wykorzystując jego pozorną beztroskę. W gruncie rzeczy nazwanie Munenobu parą oczu było nieporozumieniem, ponieważ ów wydawał się mieć oczy dookoła głowy. Kagetsunie kojarzył się z sokołem, który szybuje ponad głowami innych i jest w stanie dostrzec nawet najmniejszy szczegół daleko w dole.

Oniniwa Tsunamoto zdawał się całkowitym jego przeciwieństwem. O ile Munenobu dworska gadka i żarty przychodziły równie łatwo jak wymachiwanie kataną, o tyle Tsunamoto odzywał się bardzo rzadko. Ktoś bardziej szczery mógłby powiedzieć, że Munenobu mówił za nich dwóch – i była to prawda. Różniło ich bardzo wiele. Munenobu zawsze był w ruchu, zawsze pełen energii, natomiast Tsunamoto był wcieleniem spokoju i opanowania, zaś jego sposób bycia cechowała oszczędność gestów. Był jak zaszyty w zaroślach tygrys, który nie rzuca się w oczy, ale kiedy rusza do ataku, nikt nie jest w stanie go pokonać. Umiejętności bitewne oraz siła fizyczna Tsunamoto były szeroko znane i komentowane na dworze, nie było więc niczym dziwnym, że pan Terumune tego właśnie samuraja ustanowił jednym z opiekunów swojego pierworodnego. Przy Tsunamoto Bontenmaru był równie bezpieczny jak w Yonezawa-jō.

Kagetsuna wrócił myślami do swojego władcy, którego tymczasem miał za swoimi plecami. Nie musiał się oglądać, by wiedzieć, jak chłopiec w tej chwili wygląda. Kiedykolwiek przebywał z innymi, Bontenmaru miał na twarzy dostojny i poważny wyraz przyszłego daimyō. Nigdy nie był zarozumiały czy zapatrzony w siebie, wielce szanował starszych – w pierwszej kolejności swoich poddanych. Zdawał sobie jednak sprawę z własnej pozycji, która wykluczała jakąkolwiek spontaniczność. W wieku dziewięciu lat potrafił po mistrzowsku panować nad swoimi emocjami, otaczającym go ludziom pokazując niewzruszoną maskę. Tego uczono wszystkie dzieci samurajskie, zaś w rodzinie panującej kładziono na to szczególny nacisk. Ktoś, kto go nie znał, mógłby sądzić, że Bontenmaru jest zupełnie pozbawiony uczuć – tak umiejętnie potrafił je ukrywać – Kagetsuna wiedział jednak, że chłopiec posiada ich równie wiele, co każde dziecko w jego wieku, a może nawet więcej. Wiedział to lepiej niż ktokolwiek inny, bo kiedy zostawali sami, Bontenmaru porzucał dostojną pozę i stawał się zupełnie innym człowiekiem. Może nie dało się go nazwać najbardziej żywiołową osobą na świecie, jednak dużo mówił, sporo się śmiał, był otwarty i szczery.

Kilka lat temu, kiedy dopiero się poznali, Bontenmaru podzielił się z nim obawami, że ludziom na dworze zależy tylko na jego łaskach. Nie potrafił nikomu zaufać i był niezwykle samotny. Jego stosunki z rodziną były skomplikowane: ojciec często przebywał poza domem, matka faworyzowała jego młodszego brata, a ten był bardzo mały, poza tym relacja rodzeństwa nie była łatwa – z uwagi właśnie na nierówny stosunek do chłopców ze strony Yoshihime. Pozycja Bontenmaru na dworze sprawiała, że czuł się wyobcowany przez inne dzieci – kuzynów i kuzynki – które nie potrafiły odnosić się do niego naturalnie, zaś służba i podwładni bili mu pokłony na każdym kroku. Potrzeba było tragedii, by znalazł kogoś, w czyją dobrą wolę był w stanie uwierzyć. Choroba sprowadziła na niego kalectwo, ale także obdarzyła go więzią przyjaźni i oddania, jaka przytrafia się raz w życiu, i to tylko wtedy, gdy ma się szczęście. Kagetsunę aż przerażało uczucie, które Bontenmaru mu okazywał – i zawsze wydawało mu się, że wcale na nie nie zasłużył – choć odwzajemniał je z całych sił. Przy nim chłopiec nie miał żadnych oporów, dzielił się z nim wszystkimi myślami i odczuciami, marzeniami i planami. Kagetsunę czasem o ból głowy przyprawiała złożoność ich relacji, bo choć zajmowali pozycję władcy i podwładnego, jednocześnie byli sobie bliscy niczym bracia czy najlepsi przyjaciele. Kagetsuna dbał o chłopca, jakby troszczył się o swoje młodsze rodzeństwo, gdyby takowe posiadał, a chłopiec pozwalał na to. Jednocześnie łączyło ich pewnego rodzaju porozumienie umysłów, które nie zważało na różnice w wieku czy pochodzeniu, usuwało bariery i pozwalało im traktować się nawzajem jak partnerów. Przy Kagetsunie Bontenmaru był po prostu sobą – i ten pierwszy czasem prawie zapominał, jak powinien się do niego odnosić.

Cztery lata minęły od choroby, która niemal sprowadziła klęskę na ród Date oraz kalectwo na jego następcę. Bontenmaru nigdy nie miał wyrosnąć na przystojnego mężczyznę jak jego ojciec, jednak zdawał się tym zupełnie nie przejmować – tak samo jak większość podwładnych przyzwyczaiła się do jego specyficznego wyglądu. Nikt już nie zwracał uwagi na blizny na jego twarzy, a o tym, że stracił wzrok w prawym oku, też jakby zapomniano. Choroba oszpeciła go zewnętrznie, jednak oszlifowała jego charakter, który przecież od samego początku był wyjątkowy. Było jasne, przynajmniej dla Kagetsuny, że kiedy Bontenmaru stanie się Masamune, będzie twardym mężczyzną obdarzonym wolą życia. To też był pewien paradoks. Chociaż dzieciom samurajskim wpajano, że zawsze muszą pamiętać o śmierci, to Bontenmaru był w stanie odnieść się do tej koncepcji przez pryzmat własnych doświadczeń – przecież faktycznie się ze śmiercią zetknął, a w dodatku bardzo wcześnie. Miało to niebagatelny wpływ na jego sposób bycia i myślenia: zdając sobie sprawę, że życie jest kruche i nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi jego koniec, pragnął przeżyć i doświadczyć jak najwięcej. Świadomość, że śmierć może się czaić za rogiem, przeważnie powodowała, że samuraje przestawali się czemukolwiek oddawać, zaś ich jedyną namiętnością stawały się walka i służba władcy, ewentualnie jakieś rozkosze cielesne. U Bontenmaru było zupełnie odwrotnie: zawsze był żądny wiedzy – choć niekoniecznie tej książkowej – lubił słuchać i poznawać nowe rzeczy, interesował się światem wokół, jednak choroba sprawiła, że po dwakroć się do wszystkiego zapalał i rzucał naprzód – w granicach, rzecz jasna, możliwości. Można by go wręcz określić pełnym pasji, gdyby pasja nie była uważana za coś, czego samuraj nie potrzebuje. On jednak miał pewnego dnia zostać władcą, więc zapewne można to było mu wybaczyć.

I kto by pomyślał, że to właśnie ten żywiołowy chłopiec siedział teraz wyprostowany w siodle, ze wzrokiem utkwionym przed siebie i całkowicie skoncentrowany na jeździe, wzór cnót i opanowania…? W sumie jedno nie wykluczało drugiego, skonstatował Kagetsuna, po raz kolejny świadom uczucia, które wezbrało w jego piersi. Nie wyobrażał sobie, by mógł go nie kochać. Był pewien, że Masamune-sama kochać będą jego wszyscy poddani.

Zmarszczył czoło, kiedy myśl ta przywiodła na jego pamięć osobę, o której wolał nie myśleć – i przez większość czasu udawało mu się to wyśmienicie. Pani Yoshihime nigdy nie zaakceptowała kalectwa syna. Zawsze odnosiła się do pierworodnego z niewytłumaczalną niechęcią, faworyzując jego młodszego brata, jednak po przejściu zarazy traktowała Bontenmaru jak obcego. Nie, gorzej! – traktowała go jak powietrze. Chłopiec przestał się wreszcie dopraszać o jej uwagę i miłość i nigdy nie wyrażał się o matce inaczej, jak tylko z chłodnym szacunkiem, jednak Kagetsuna podejrzewał, że wywołane jej obojętnością rany zostawią blizny znacznie głębsze niż te po hōsō. On sam robił wszystko co w jego mocy, by je leczyć – własnym uczuciem, oddaniem i troską – jednak wiedział, że matki chłopcu nikt nie zastąpi. Dlatego starał się o tym nie myśleć, skoro nic nie mógł na to poradzić, a złość i frustracja nie miały najmniejszego sensu. Lepiej było poświęcić energię na wspieranie Bontenmaru – co zresztą robił na najróżniejsze sposoby.

Te cztery lata, które spędził w Yonezawa-jō, wypełnił mu – oprócz zajmowania się chłopcem – intensywny trening. Kiedy wstępował w wiek męski, jego zdolności szermiercze były bardzo podstawowe. W Zuigan-ji, gdzie spędził wcześniejsze pięć lat, nie uczono go przecież fechtunku, tylko medytacji. Odkąd jednak ponownie zamieszkał na dworze Date, nie było dnia, żeby nie ćwiczył z mieczem. Poświęcił życie służbie Masamune-sama, miał się stać jego prawym okiem i prawą ręką, a to zakładało bycie najlepszym. Przy obecnych umiejętnościach nie byłby w stanie go przed niczym ochronić, oczywiste więc było, że musiał włożyć wiele pracy, by osiągnąć przyzwoity poziom. Pobierał nauki u pałacowego instruktora; wielką pomocą byli mu także Munenobu i Tsunamoto, którzy zgodzili się pomagać mu w treningu. Był im za to ogromnie wdzięczny.

Można było powiedzieć, że jego życie na zamku płynęło spokojnie. Nawet nie oczekiwał, że dorosłość będzie tak… przyjemna. Gdyby chciał, mógłby spędzać czas, upajając się swoistym luksusem, który przysługiwał członkom dworu – część samurajów tak właśnie robiła: paradowali z mieczami, pili sake od rana do nocy i zupełnie nie przejmowali się przykazaniami honoru. Jeszcze gorsi byli ci, którzy wdawali się w pałacowe intrygi, szukali każdej sposobności, by powiększyć swoją władzę oraz dbali tylko o własną wygodę. Kagetsuna patrzył na nich ze wstrętem i zamierzał dołożyć wszelkich starań, by nigdy nie stać się takim jak oni. Dla niego życie oznaczało nieustanne doskonalenie się, by jak najlepiej przysłużyć się władcy – a ponieważ w jego przypadku owym władcą był Masamune-sama, nie chodziło o żadną z góry narzuconą powinność, tylko o żarliwe oddanie i wynikające z niego pragnienie, by zrobić dla chłopca wszystko. Poza tym nie wychowano go na obiboka – wiedział, czym jest ciężka praca, a za niedościgniony wzór miał ojca, którego życie zawierało tak wiele: służbę na dworze, doświadczenie wojenne, obowiązki kapłana shintō… Jeśli Kagetsunie uda się z choć jednej życiowej drogi wywiązać w połowie tak dobrze, jak Kagenaga zdołał ze wszystkich, będzie miał w istocie powody do zadowolenia.

Na szczęście większość samurajów na dworze Date nosiła tytuł wojownika z godnością, jak choćby Munenobu i Tsunamoto, na których miał najwięcej okazji się napatrzeć, gdyż spędzał z nimi czas praktycznie codziennie. Kagetsuna darzył ich ogromnym szacunkiem i cieszył się niezmiernie z ich towarzystwa, uważając ich za prawdziwie wyjątkowych ludzi. Byli dla niego wzorem do naśladowania i sama myśl o nich wprawiała go w uniesienie oraz dodawała motywacji. Po prostu podziwiał ich całym sercem. Już dawno przestał się dziwić temu, że dwie tak różne od siebie osoby zdołała połączyć taka więź. Ci dwaj rozumieli się bez słów i czasem wręcz wydawali się jednym – w bardzo wielu aspektach.

Kiedyś pan Terumune zorganizował w Yonezawa-jō pokaz szermierki w wykonaniu swoich najlepszych wojowników i ktoś niejako żartem zaproponował, by Munenobu i Tsunamoto zmierzyli się we dwóch z grupą pięciu. Propozycja została przyjęta… tyle że wyzwani zasugerowali, by naprzeciw nich stanęło nie pięciu, lecz dziesięciu samurajów. A to, co pokazali później, było sztuką najwyższych lotów. O ile już w pojedynkę każdy z nich miał się czym pochwalić, o tyle jako duet byli niepokonani. Nie trzeba nawet wspominać o tym, że nie dali swoim przeciwnikom szans – jednak znacznie bardziej istotne było to, jak doskonale się w walce uzupełniali. Podkreślało to jedynie łączącą ich zażyłość – albo wynikało z niej. Kagetsuna dopiero po jakimś czasie zorientował się, jak głęboka była ich relacja – i na jak wielu płaszczyznach istniała. Nie obnosili się z nią, dla postronnych byli po prostu towarzyszami broni i przyjaciółmi, jednak czasem Kagetsunie udało się dostrzec spojrzenia, które wymieniali: pełne bezwzględnej lojalności… i czegoś jeszcze więcej. Pod tymi spojrzeniami Munenobu – który przecież był wcieleniem ruchu i energii – jakby się uspokajał, a Tsunamoto – który na co dzień był niewzruszoną skałą – zdawał się zapalać. Każdorazowo wywoływały one u Kagetsuny rumieniec oraz jakąś tęsknotę za podobną więzią, za takim porozumieniem, jakie łączyło tych dwóch… dopóki nie przypomniał sobie, że więź, jaką on sam posiada – więź z Masamune-sama – jest jeszcze cenniejsza i nie zamieniłby jej na żadną inną.

Drzewa się przerzedziły, droga biegła teraz skrajem lasu. Na zachód otworzyło się pole ryżu, którego pełne kłosy kołysały się na lekkim wietrze. Prawdopodobnie za wzgórzem napotkają wieś. I rzeczywiście, wkrótce ich oczom ukazało się nieduże skupisko domów. Chłopi okopywali zagony rzepy, kobiety pracowały na polu benibany. Małe dzieci bawiły się, starsze pomagały dorosłym. Do ich grupy podbiegł pies, zaciekawiony przybyszami. Odpowiedzieli na pozdrowienia mieszkańców, ale przejechali przez osadę bez zatrzymywania się, by za chwilę znów zanurzyć się w las. Im bliżej byli gór, tym teren coraz bardziej falował. Pośród drzew pojawiały się skały, gdzieniegdzie tworzące małe urwiska. Tutaj przebiegała granica królestwa ludzi i zwierząt. Możliwe, że nawet teraz ich jazdę śledziły oczy jenota albo lisa, zaś głębiej w lesie mogły kryć się dziki i niedźwiedzie, nie zamierzając pokazywać się obcym. Słychać było tylko stukot dzięcioła i śpiew cykad.

Nie ujechali daleko od wioski, kiedy otwierający kolumnę Munenobu nagle zatrzymał swojego karego wierzchowca, jakby coś go zaniepokoiło, i dał pozostałym znak, by zrobili to samo. Na wszystko było jednak za późno, gdyż w tej samej chwili zza skał i drzew wypadła grupa czy wręcz oddział ludzi, którzy rzucili się na nich z podniesionymi mieczami i bitewnym okrzykiem na ustach.

– Chronić Bontenmaru-sama! – ryknął Tsunamoto, sięgając po miecz.

Kagetsuna wyciągnął broń, jednocześnie usiłując uspokoić Kasztana, którego spłoszył nagły harmider. Munenobu już trzymał katanę w dłoni, już zamierzał się na pierwszego napastnika pędzącego w jego kierunku, jednak wróg miał przytłaczającą przewagę. Atakowało ich przynajmniej dwudziestu ludzi, próbując ich okrążyć. Tsunamoto krzyknął, by skupili się wokół Bontenmaru, jednak napastnicy biegali już pomiędzy wierzchowcami, które przestały słuchać swoich panów. Munenobu położył trupem jednego z bandytów, Tsunamoto dwóch, Kagetsuna także zamachnął się i poczuł, jak miecz wbija się głęboko w ludzkie ciało, przecinając kości i mięśnie. Nagle jednak został ściągnięty z konia i znalazł się na ziemi. Szybko wstał i już unosił miecz do kolejnego ataku, gdy coś go tknęło. Odwrócił się, by spojrzeć na Bontenmaru, który nagle zachwiał się, kiedy jego koń wierzgnął. Zaczął tracić równowagę i wyglądało na to, że jeszcze chwila i spadnie, podczas gdy napastnicy byli coraz bliżej…

– Masamune-sama!!!

Kagetsuna rzucił się w jego kierunku, odwracając się plecami do wroga. Widział tylko zsuwającego się z siodła chłopca… Wtem poczuł ostry ból w prawym ramieniu, kiedy miecz spadł na jego bark. Machnął na oślep, częściowo blokując kolejny cios, ale zaraz spadł następny – napastnik celował w jego głowę. Także to uderzenie udało mu się odbić; czubek miecza przesunął się po jego policzku. Nawet nie czuł bólu, słyszał tylko huk krwi w uszach i przebijający nad nim rozpaczliwy okrzyk:

– Kojūrō!!!

A w następnej chwili zapadła ciemność.

Ciąg dalszy dostępny w pełnej wersji ebooka/książki.

___

Nazywam głównego bohatera jego wcześniejszym imieniem (w chwili, gdy rozgrywa się akcja, nosił już oficjalnie imię Kojūrō), ponieważ azana (字), dorosłe imię nadawane podczas ceremonii wejścia w dorosłość (genpuku), jest używane przez innych ludzi, natomiast w odniesieniu do samej siebie dana osoba używa swojego pierwszego imienia. Podobnie rzecz ma się z Bontenmaru / Masamune, choć w tym wypadku chłopiec jeszcze genpuku nie przeszedł.

Katana – długi miecz; wakizashi – krótki miecz; samuraje nosili je w parze.

Daimyō – władca feudalny w Japonii. Niekiedy tytuł ten tłumaczy się jako „książę”.

Hōsō – ospa lub odra. Dawniej Japończycy uważali te choroby za dzieło jednego i tego samego demona (hōsōgami).

Benibana, krokosz barwierski – uprawiana w prowincji Dewa (której teren częściowo obejmuje obecną prefekturę Yamagata) roślina, z której kwiatów wykonuje się barwnik do tkanin i kosmetyków.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: