- W empik go
Ciepła wdówka - ebook
Ciepła wdówka - ebook
„Ciepła wdówka” to trzyaktowa komedia Michała Bałuckiego, polskiego pisarza i publicysty z okresu pozytywizmu. Zaliczał się on do nurtu tak zwanych przedburzowców, który istniał na przełomie późnego romantyzmu i pozytywizmu. Większość utworów Bałuckiego sytuuje się na granicy farsy oraz komedii, czerpiąc z twórczości Aleksandra Fredry. Akcja najczęściej rozgrywa się wśród średnio zamożnego mieszczaństwa.
Kategoria: | Kino i Teatr |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8217-671-1 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ZUPKIEWICZ, ANTOŚ, potem BARON.
(Słychać w dali muzykę, kelnerzy uwijają się po scenie, nakrywając stoły, znosząc karafki, szklanki, gazety):
ZUPKIEWICZ
(wychodzi z restauracji w nankinowem ubraniu i fezie, z tabakierką w ręku): żywo, żywo! Zwijać się chłopcy! Muzyka już się kończy, gości co ino patrzeć. O! Już jakiś facet wali tu prosto; jakiś nowy pasażer (idzie ku wchodzącemu z lewej Antosiowi, kłaniając się): Sługa, służka jasnego pana; moje uszanowanie. Mam honor: Zupkiewicz, właściciel tego zakładu.
ANTOŚ
(w podróżnem ubraniu, jasne spodnie, czarna lekka marynarka, kapelusz z szerokiemi krysami, krawat z fantazją zawiązany; torebka i szal): Mój łaskawco, gdziebym ja tu mógł znaleźć dr. Bolimowskiego?
ZUPKIEWICZ
(recytuje): Doktora Bolimowskiego – drugi dom w alejach na prawo, pierwsze piętro, ordynuje od 7-mej rano i od 3 – 4 popołudniu.
ANTOŚ.
Do bani z takiem gadaniem. Ja chcę wiedzieć, gdzie teraz mógłbym go chwycić.
ZUPKIEWICZ.
Jest zapewne u którego z pacjentów, ale tutaj będzie za małe pół godziny.
ANTOŚ.
Na pe?
ZUPKIEWICZ.
Jakto na pe?
ANTOŚ.
No, czy na pewno?
ZUPKIEWICZ.
Z wszelką pewnością.
ANTOŚ.
W takim razie zaczekam tu na niego. (Kładzie szal i torebkę przy stoliku na lewo).
ZUPKIEWICZ
(strzepując przed nim obrus tak, że na niego lecą okruchy): Czem mogę służyć jasnemu panu? Jest kawusia wiejska, herbatka, mleczko prosto od krowy, graham specjalny.
ANTOŚ.
To dajże mi łaskawco wiejskiej kawy i kawałek tego specjalnego z masłem.
ZUPKIEWICZ.
W tej chwili. (Do kelnera): Kawa raz i porcja grahama z masłem, tylko na jednej nodze. (Kelner odchodzi szybko do restauracji): Może jasny pan tymczasem gazetkę pozwoli. „Kurjer" – „Czas" „Reforma" – lista gości. (Kładzie przed nim stos gazet): Służę panu dobrodziejowi.
ANTOŚ
(biorąc gazetę): Przedewszystkiem, panie Rosołkiewicz...
ZUPKIEWICZ.
Zupkiewicz, do usług jasnego pana.
ANTOŚ.
Schowaj sobie pan do kieszeni tego jasnego pana, bo nie jestem żadnym jasnym panem i jak pan widzi, oprócz ten tego (wskazuje na spodnie) nic jasnego nie mam ani na sobie, ani w sobie.
ZUPKIEWICZ.
Nic nie szkodzi, niech sobie jasny pan nic z tego nie robi, bo my tu byle komu – to jest chciałem właściwie powiedzieć, każdemu z gości ten tytuł oddajemy. Goście to lubią, a dla nas to niewielka fatyga, honor zaś niemały dla zakładu, że obsługujemy samych jasnych panów.
ANTOŚ.
Teraz to rozumię, skąd się tu w Galicji nabrało tylu jasnych panów, skoroście ich sobie sami naknocili.
ZUPKIEWICZ.
He, he, he, figlarz z pana dobrodzieja. (Podaje mu tabakierkę): Może tabaczki?
ANTOŚ.
Dziękuję – nie używam.
ZUPKIEWICZ.
Albanka.
ANTOŚ.
Nawet Albanki.
ZUPKIEWICZ
(widząc kelnera wchodzącego): Jest kawka dla jasnego pana.
ANTOŚ.
Wściekłeś się pan z tym jasnym panem, czy co?
ZUPKIEWICZ.
Więc jakże mam tytułować?
ANTOŚ.
Pan – po prostu pan.
ZUPKIEWICZ
(do kelnera): Ty durniu jeden, cymbale jakiś!
ANTOŚ
(zdziwiony odwraca się): Cooo?
ZUPKIEWICZ.
Przepraszam, ale ja to mówię do tego cymbała. Niech się tylko jasny pan przypatrzy, jaką on dał panu wodę. (Pokazuje do światła): 0, jakieś męty, prochy, czy coś (próbuje) i do tego ciepła, tfu, świństwo z przeproszeniem honoru pańskiego, nie woda. (Do kelnera): To się taką wodę gościom podaje?
ANTOŚ.
Nie żółć się łaskawco po próżnicy, bo ja i tak tego gęsiego trunku nie używam.
ZUPKIEWICZ.
Wolno jasnemu panu pić albo nie pić, jak się podoba, ale u mnie gość musi być obsłużony, jak się należy, bo ja moich gości za durniów mieć nie mogę. (Do kelnera). Idź mi zaraz przynieść świeżej wody dla jasnego pana – prosto ze studni, rozumiesz? Tylko raz – dwa. (Po odejściu kelnera biorąc filiżankę z rąk Antosia, który właśnie chciał nalewać kawę): Przepraszam, ale muszę zobaczyć czy ten gałgan wytarł jak się należy. (Zagląda w głąb fi liżanki): A co? nie powiedziałem? kurzu na palec. (Wyciera obrusem i stawia).
ANTOŚ
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.