- W empik go
Ciernie kwitnące. Tom 1-2: obrazek z życia warszawskiego - ebook
Ciernie kwitnące. Tom 1-2: obrazek z życia warszawskiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 437 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dostawszy wiadomość od męża, że pan Bonifacy obiecał swoję wizytę, pani Krzysztofowa zajęła się niesłychanie energicznie porządkowaniem domu, aby go postawić z chlubą przynajmniej na stopie odpowiedniej radcostwu rnęża. Reginka, wcale nieobjaśniona o tem co ją czeka, dostała rozkaz ażeby punktualnie o godzinie jedenastej rano stawiła się w salonie, wyelegantowana skromniuchno, z ładną robótką w ręku. Lubo dotąd wszystkie trzy córeczki radcostwa były ubierane jednakowo z materyału kupowanego całemi sztukami, lubo z tem było im bardzo dobrze, zwłaszcza że równie były piękne i niesłychanie do siebie podobne; planująca matka uznała za konieczne wyróżnić Reginkę z tej ślicznej trójki. Najpierwej Reginka dostała od mamy instrukcyą, czesania włosów; następnie już nie w domu ale u modniarki zrobiono dla Reginki trzy suknie, co prawda, nie kosztowne, ale gustowne i wedle mody panującej. Dotąd jej sukienki były krajane dla wygody tylko, zapinane na szyjce ślicznej, prawie pod samą brodą. Reginka, jak każde ładne dziewczę, odgadła wartość urody swojej i w tych woreczkowatych sukienkach. A kiedy skończyła lat piętnaście, mimo czesania warkoczy po dziecinnemu, umiała wszelako tak ułożyć fałdy stanika swojej sukienki, że w najmniejszem poruszeniu rysowały się cudownie kształty jej kibici; prawdziwy znawca, nawet przez owo najczęściej szare i kratkowane płócienko, jeszcze odgadywał rysunek biustu i ramion utoczonych prześlicznie. Ale nowe sukienki zostały przykrojone wcale inną formą. Stanik opinał gładko śliczną kibić; część owych skarbów dotąd ukrywanych została cokolwiek pokazaną, wyjrzały na dzień biały alabastrowe ramiona, a kiedy uszczęśliwiona Reginka, przymierzając nowej toalety, stanęła przed zwierciadłem, zarumieniła się buzia prześliczna, gors pulsował przyspieszonym krwi krążeniem i żywszem oddychaniem, Reginka zaśmiała się sama do siebie, zobaczywszy jak jest piękną. Rzecz naturalna, że potem przymierzeniu ładnej sukienki, rzuciła się w objęcia matki, całowała jej ręce i nogi, a roztkliwiona rodzicielka otarłszy łzy szczęścia, z taką wystąpiła perorą:
– Reginko! przyszła nareszcie stanowcza w życiu twojem godzina…. od dzisiaj jesteś dorosłą, od dzisiaj zastanawiać się powinnaś nad przyszłością…. Twojem przeznaczeniem pójść za mąż, zostać żoną i matką, to konieczna i jedyna rola kobiety, jaką musi odegrać na tym świecie. Są szczęśliwe istoty, obdarzone od Boga wielkim rozsądkiem, które sobie umieją obrać towarzysza życia, które obliczą trudności życia i zastosują się do nich w wyborze małżonka, aby upewnić s. obie drogę życia, odsunąć kolce i boleści. Takie kobiety całe już życie są szczęśliwemi. Biada dziewczynie! która uległa szałom jakie lęgły się w młodej głowie, biada tej! która uwierzyła ideałom a zapomniała o świecie rzeczywistym. Nie daj się nigdy opanować ideałom, ludzie będą ci prawić niestworzone rzeczy o miłości, będą deklamować…. Słuchaj jednem uchem a drugiem wypuszczaj. Zamknąwszy się w sobie, myśl przedewszystkiem o upewnieniu wygód życia. Wzdychająca, tkliwa miłość prowadzi zazwyczaj albo nad przepaść niezgłębioną nędzy, albo na ciernistą drogę żywota, gdzie sama praca, oszczędzanie, rachunek, nieustanna obawa o jutro, a żadnej przyjemności nie widać na osłodę życia. Miłość to ogień słomiany, buchnie wielkim pożarem i zgaśnie za chwilę. Rozsądnie zawiązane małżeństwo da ci zawsze ruch wolny, wygody życia pewność jutra, znaczenie na świecie, swobodę, a ta wszystko zrobi cię szczęśliwą. Nie ubiegaj się za mężem młodzikiem…. Chłopak młody wygląda ponętnie, a gdy szaleć będzie jak dzieciak po ślubie, zatruje ci życie całe. Mąż dojrzały, stateczny, gdy pokocha, to już przywiąże się do ciebie duszą i ciałem, będzie się starał przychylić ci nieba, rozkoszami otoczyć, będzie dumny tobą, utoruje ci drogę jakby do tryumfalnego pochodu na świecie. Młodzikowi musisz być podległą, zapanuje nad tobą i zegnie cię aż do ziemi. Mąż dojrzały to skarb nieoceniony, ty go opanujesz i ty będziesz królować w domu, a tej sztuki panowania nauczą cię wrodzone kobiecie instynkta. Pamiętaj to wszystko co ci powiedziałam przy włożeniu na ciebie pierwszej wyciętej sukienki…. Niedługo pojawia, się konkurenci do twojej ręki, trzeba wybierać…. Kobieta po skończeniu lat siedemnastu nie ma chwili do stracenia, szczęście każdej raz tylko błyska; szczęśliwa ta dziewczyna, która umiała korzystać z łaski Boga i wybrała oblubieńca rozsądnie….
Po tej perorze, Reginka zasiadła przed krosnami urzędownie. Deseń do haftowania był prześliczny, barwy dobrane effektownie. Pani radczyni poszła do kuchni gospodarzyć, chłopcy byli w biurach lub w szkole, młodsze siostry na pensyi, cisza zapanowała w domu całym.
Z tej ciszy Reginka puściła myślom bieg wolny, myślała i haftowała, do każdego ściegu na kanwie coś się z myśli rozkosznych przyszyło. Reginka pierwszy raz dumała urzędownie o życiu na serjo, a w duszyczce zaraz tez rozpostarła się próżna kanwa na plan do życia. Było to w dzień sobotni. Dziewczyna przedumała punktualnie od jedenastej do wpół do trzeciej, wedle regulaminu przepisanego macierzystą, wolą. Przez ten czas wiele razy spoglądała w okienko, zrywała się za każdem skrzypnięciem furtki, wlepiała oczy ciekawie; raz powracała kucharka ze sprawunkami, drugi raz ogrodnik wjeżdżał z taczką kompostu, potem żydówka przyszła za kupnem starzyzny, nareszcie chłopcy wrócili z klasy, panienki z pensyi, aż zjawienie się pana radcy zwiastowało godzinę obiadową. Wtedy dopiero zasmuciła się Reginka, widać że ona wyglądała wcale kogoś innego, a ten marzony człowiek nie pojawił się aż do końca ceremonialnej pory odwiedzinowej. Już Reginka haft zwijać poczęła, kiedy pan radca, zobaczywszy w oknie salonu pstrokatą ale effektowną toaletę kobiecą, rozumiał że goście w domu. A że był ludzki bardzo, mimo nastrojonego apetytu, nie zawołał swoim zwyczajem w progach domku: "podawajcie wazę!" ale skręcił do bawialni. Roztwarłszy drzwi stanął jak
Wryty, zobaczywszy tak wyelegantowaną córę swoję rodzoną.
– Co tu asyndźka robi?
– Haftuję, kochany tatko….
– Co takiego?
– Szyfonierkę dla tatki….
– A ta suknia, ta elegancya co znaczy?
– Mama tak kazała się ubrać…
– Cóż to za święto? cóż to za parada?
– Mama powiedziała, że już od dzisiaj jestem dorosłą i powinnam myśleć…
– O czem?
– O przyszłości….
– I dlatego tak się wykokoszyłaś przy sobocie, nie czekając niedzieli? Dobry początek przy myśleniu o przyszłości!… To znaczy że co ojciec zapracował przez całe życie, ty zaczniesz trwonić dorosłszy, na głupie fioki! Jakaż to będzie przyszłości
– Ale to, mój tatko, ja mam dopiero myśleć o przyszłości…. to jest….
– Cóż to jest? owo jest….
– Mama powiada że powinnam iść za mąż…
– Aha! zrozumiałem nareszcie! Więc to matka ustroiła cię jak lalkę i posadziła w oknie na zwabienie kawalera, sama dla siebie zostałaś szyldem…. No, czekajże, muszę i ja coś pomódz w tej sprawie; to źle wypadło że mieszkamy w podwórzu, domek za głęboko w ogród wsunięty, a malwy i georginie przeszkadzają ciekawemu rozróżnić twoję pstrokatą sukienkę w oknie…. Ja ci każę szyld namalować i wywiesić na ulicy, z napisem złoconym:
"Tu jest panna na wydaniu, dorosła, którą matka ustroiła jak sujkę lub kraskę, nie nauczyła obowiązków życia, ale posadziła w oknie i kazała być gotową do zamęźcia"….
– Tfu! do miljona kop jabłek, gruszek, selerów i kalarepy!… Żebyście przynajmniej z tą błazeńską maskaradą wyczekały święta!
Reginka zadrżała zobaczywszy gniew ojca, ścięły się usteczka, łezki w oczach zaświeciły, zbladła jak biała chusteczka, którą miała w ręku, a biedactwo, nie miała ani słóweczka na obronę i tłumaczenie, przecież ta cała metamorfoza odbyła się na komendę matki, prawie bez wiedzy dziewczęcia uplanowana. Ale też prawie w sam czas nadbiegła matka z assekuracyą; podsłyszała widać dyalog ów zdaleka, zarumieniła się, wtoczyła się groźnie na środek salonu, niby działo kartaczami nabite i sypnęła pierwszą salwę:
– Cóż jegomość wtrąca się do kobiecych interesów, czy ja to całe życie mam być niewolnicą, uginającą się pod ciężarem pracy, kłopotów, zgryzoty? Czy to już i córki mają być sercu mojemu wydarte?
– A któż ci je moja duszko wydziera? Mnie się zdaje ze nawet starasz się o to, aby ktoś porwał Reginkę…. postawiłas ją na takiem stanowisku… A przytem wcale ustrojona powabnie i kosztownie, widzę na niej z jakie sto dwadzieścia złotych roztrwonione….
– Odmawiałam sobie wszystkiego przez całe życie, ale dziecku za to chcę pomódz do losu….
– Pomagaj duszko, pomagaj, ale rozsądnie!
– Zostaw mi jegomość moje prawa macierzyste, bardzo proszę!
– Zostawiam, zostawiam, ale to zapowiadam, że pieniędzy na głupstwa nie dam trwonić, męża gałgankami pstrokatemi nie zwabisz do Reginki, lepiej że się tam w biurku coś na wabia uściuła! Pieniędzy nie dam, długu, jeżeli jaki zrobiłaś nie zapłacę, tego kto kredytował wyłaję… a nareszcie w Kuryerze ogłoszę, że każdy winę sobie samemu przypisze, kto poważy się kredytować jejmości!….
Już pani radczyni drugi nabój wystrzelić miała z przepełnionego gniewem serca, kiedy radca zamknął drzwi za sobą, zwracając się do jadalni i zakomenderował głośno:
– Hej! zupę na stół podawajcie! Trzy kwadranse na trzecią!
Po tej komendzie wpadł do swojego gabinetu, otworzył do biurka, rewidował wszystkie szufladki, w których systematycznie składał gotówkę, na podatki, na procenta, na amortyzacyą… długu, na złą godzinę, na oszczędność, a nareszcie zrewidował i szufladkę z wydatkami bieżącemi. W każdej była tabelka z wykazaniem cyfry zgromadzonego grosza. Skonfrontował wszystko, nie brakło ani grosza.
– Ciekawym zkąd miała pieniądze na te fioki Reginy?… Z pieniędzy mię nie podbiera, ale kto wie co się dzieje w ogrodzie?… Już to truskawki za mało w tym roku przyniosły…. czereśnie w mgnieniu oka wyprzedane…. może szparagi rabowała…. To się pokaże, ale broń Chryste Panie długów!
Tak mrucząc pod nosem, ostrożnie frak ściągał, złożył go starannie, potem to samo robił z kamizelką pikową w krateczki, z czarną chustką jedwabną, półkoszulkiem karbowanym, słowem wszystko ułożył na krześle, nakrył chustką od nosa, a potem wdział na siebie przybrudzony kostium ogrodniczy z drelichu. Tak przebrany wybiegł do ogrodu, jednym rzutem oka zrekognoskował swoję dziedzinę, kiwnął głową, odkaszlnął, głośno zażył niucha tabaki, nos utarł i wrócił do domku, wpadając do salki jadalnej, gdzie już czekała rozlana zupa szczawiowa z przypiekanemi jajami. Taka ceremonia odbywała się trzysta sześćdziesiąt dni do roku, zima czy lato. Przy stole broń Chryste Panie! przeszkadzać panu radny dąsami lub kłopotami! Ładowanie żołądka miał zwyczaj odbywać w najwyższym spokoju. Po obiedzie odbierał ucałowanie ręki od dziatwy, pocałunek żony w czoło, ukłon korrepetytora i nie witając z krzesła zasypiał na kwadrans, kiwając się na wszystkie strony jak żyd przy pacierzach. Jednej minuty nad etat nie przespał dłużej; gdy dobiegł etatowego terminu drzymki, otrząsł się, podniósł głowę, kichnął głośno, zażył niucha tabaki, wypijał filiżaneczkę zimnej kawy stojącej przed sobą, a potem zrywał się rączo i biegł do ogrodu pracować. Zimową porą, godziny nie zajęte pracą ogrodniczą, poświęcał lekturze pożywnej, oświecał się nabywając różnostronnych wiadomości, najgłówniej atoli pożerał teorye ogrodnictwa. I zimą przecież nie przestawał zajmować się ogrodnictwem. Wtedy zaglądał co rano na termometr, wedle stanu ciepła trzeba było przydać lub ująć słomy owijającej aprykozy, brzoskwinie, delikatne drzewa karły, ażeby utrzymać regularną temperaturę. W wielkie mrozy dodawał kożucha swoim pieszczotom, w odwilże całkiem go zdejmował. Dlatego wszystkie jego szczepy kosztowne budziły się ze snu zimowego najnormalniej, kwitnęły rzęsisto, miały owocu w samo prawie, bo kwiat zbyteczny niszczył natychmiast, aby nie wysilać szczepu i niezadrobnić owocu. Dlatego wstawał świtaniem, pracował z robotnikami, a na godziny biurowe dysponował robotę. Takim sposobem wypełniał sobie wszystkie dnia godziny, praca dała mu siły jędrne, energią, wytrwałą i charakter żelazny. Obronił się małżonce, utrzymał powagę króla w domu i nie przypuszczał nawet, aby kiedykolwiek wypuścił z ręki cugle rządów. Jednakże gdy mu szron głowę pobielił, córka dorosła, jejmość dotąd uległa i pokorna stała się zbuntowanym aniołem, lwicą; nie, to złe porównanie, ona stała się wodą marznącą i powolnem prężeniem kryształków poczęła rozsadzać owo silne naczynie szyku domowego, zbudowane z żelaznej woli mężowskiej. Pan radca zląkł się pierwszej eksplozyi, od ataku nieustannego cofać się począł w obronną pozycyą. Fortecą jego stało się biurko nowe z angielskiemi zamkami grającemi i tuzinem szufladek, na rozliczne pozycye zobowiązań materyalnych względem ludzi i przyszłości. Stanu wewnętrznego tej fortecy nikt nie znał, żona nie śmiała dotąd wkroczyć w tajniki rachunkowe męża, a rozumem swoim obliczyć przypuszczalnie nigdy nie mogła jaki jest stan majątku. Kiedy chciała poznać stan gotowizny mężowskiej, rzucała projekt jakiegoś nakładu obiecującego zyski. Wtedy po przyjęciu jakiego projekt doznawał, miarko – wała o stanie kassy. Po postawieniu domu, rok cały nie zaczepiła tej kwestyi, widząc rzeczywiste kłopoty radcy. Ale pierwsze rozchmurzenie czoła mężowskiego, zwiastowało równowagę interesów i początek przybytku na przewagę aktywów. Przy tej ostatniej pogodzie radcowskiego czoła, pani radczyni spróbowała sprawy najgłówniejsza, sprawy zamężcia córki i wyposażenia. Radca jak widzieliśmy stawił się jeżem. Jejmość nie spuszczała zeń oka, a mimo okazywania powierzchownie gniewu i żalu, ledwie radca utonął po drzymce w ogrodzie, pani radczyni uśmiechnęła się, pogłaskała Reginkę i powiedziała:
– O tak, moje dziecię, ty pójdziesz za mąż, już można o tem myśleć….
Reginka ucałowała mamuchny obie ręce, zapłoniła się, a potem poszła do salonu na urzędowy posterunek panny na wydaniu i siadła u krosien. Jednakże do wieczora nikt nie przyszedł z marzonych przez dziewczynę, a na herbatę stawili się codzienni goście domowi, koledzy pana radcy i ksiądz przeor karmelicki.
Reginka dotąd spędzała wieczory z dziećmi, rzadko pokazując się między gośćmi, taki był porządek domowy. Bo pan radca, obmyślający po swojemu przyszłość dziatwy, tak sobie wyrozumował.
– Zbytki i marnotrawstwo rozmnożyły się wtedy, gdy dzieci od kołyski stroić poczęto, wprowadzono do towarzystwa, nazwyczajając oczy do świątecznej parady i wrzawnego życia. Kiedy dzieci w tej ciżbie towarzyskiej dorosną, wychodząc na świat już nie mają nic do pożądania, wkupne do towarzystwa nic ich nie kosztuje, nie mają czego pragnąć. Wczesnem emancypowaniem dziatwy w towarzystwie odbiera się młodemu wiekowi aplikacyą konieczną, a starszyznę odziera się z uroku. Gniewaj się jak chcesz, moja żono, troskaj się o nieśmiałość i dzikość chłopaków i dziewcząt, a ja nie pozwalam pokazać się żadnemu z dzieci w bawialni pomiędzy gośćmi, póki niedorosną. Łatwiej o maniery dobre jak o grunt poczciwy, karnością niechaj rosną, dystrakcye przeszkadzają pracy i nauce, świat dziecinny im ciaśniejszy tem lepiej. W ciasnem kołku skupia się bardziej człowiek, jędrnieje charakter, a pono że i węzły rodzinne plączą się mocniej.
Jejmość prawiła swoje, ale owo: "ja tak chcę!" mężowskie, chociaż trochę wyglądało brutalsko, było nieprzebłagane, nieprzeparte. Prawda że chłopaki wychodząc na świat, wyglądały trochę dziko, nieśmiało, ale gładzili się… powoli, a za to brali do roboty ochotniej, szanując wolę rodzicielską, spełniając rozkazy bez szemrania.
Otóż Reginka, po włożeniu wyciętej sukienki, została najuroczyściej instalowaną, przez matkę na dorosłą. Za pojawieniem się gości, Reginka została zatrzymana w bawialni przez matkę, a następnie wydelegowana do urzędowego przyrządzania herbaty. Mimo zmarszczenia ojcowskiego czoła, Reginka ucieszyła się niesłychanie ze swojej dostojnej pozycyi przy samowarze, a pan kontroler, stary wdowiec, kolega ojcowski zaczął wesoło oswajać dziewczynę z pierwszym ogniem kawalerskich komplementów. A kiedy i pan komisarz skarbu i naczelnik pomiarów, a nareszcie i sam ksiądz przeor dopomagać zaczęli kontrollerowi, rozpogodziło się nareszcie czoło ojcowskie, i bawić się począł zakłopotaniem dziewczyny, która już poczynała wierzyć, że kontroller naprawdę chce się z nią żenić, chociaż już ma obie córki zamężne i syna w biurze na aplikacyi.
Po herbacie, mało co przeciągnąwszy za dziesiąta, godzinę, (a i to jeno sobota miała taki przywilej w domu radcy, bo w inne dni przed dziesiątą, już w domu całym poczynały się rządy Morfeusza) rozeszło się towarzystwo, a Reginka położywszy się w łóżko, chciałaby była podumać gdyby nie siostrzyczki, rozprawiające o pysznej toalecie siostry, które przeszkadzały zebraniu myśli. Wszelako co się nie dało skleić na jawie, skombinowało się we śnie. Niedobry kontroller, śnił się Reginie przez noc całą, w ślubnym stroju, z uśmiechem ust próżnych, bez kawałka zęba, przygarniający resztki włosów na łysinę. A gdzieś pomiędzy klombami róż i jaśminów ukryty płakał syn kontrollera, śliczny Antoś z długiemi kruczemi włosami, meszkiem na wąsach i brodzie, dyamentowemi łzami w szafirowych oczach. Te łzy jego chwytały długie czarne rzęsy i rzucały na różowe listeczki centofolii rozkwitłej świeżo. Reginki Serce rwało się do Antosia, ale złe duchy w urzędnicze mundury poubierane, z stosowanemi kapeluszami na głowach, stanęły murem pomiędzy Antosiem i Reginką wołając: "Musisz być żoną kontrollera!"
Po takich snach męczących, rzecz naturalna, że Reginka obudziła się nie w humorze, a jeszcze z obrazem dziada nieznośnego na oczach. Siostry zaczęły z nią od wczoraj przerwanego dyskursu, pytając: "którą dziś weźmiesz z twoich trzech prześlicznych sukien wyciętych?" Regina słuchać nie chciała o paradzie toaletowej, lękała się myśli o tem że dorosła, tak ją zastraszył kontroller. Ale pani radczyni wcześniej jak zwykle weszła do pokoju córek, dysponując jak się ma która ubrać na wczesną mszę do karmelickiego kościoła. Reginka dostała nowiuteńki kapelusz na dzień dobry i glansowane rękawiczki. Siostrom które miały wystąpić w codziennych swoich pasterkach słomianych, przybrudzonych nieco, zdawało się że Regina stanęła na szczycie powodzenia ziemskiego, a Reginka drżała z obawy na widok tych nowych ornamentów, które ją jeszcze tak bawiły wczoraj.
O wpół do dziesiątej ruszył pochód familijnego gronka z Nowolipia, kierując się do kościoła na Leszno; wszelako pochód ten odbył się – po raz pierwszy nie zaułkami i podwórzami, dla skrócenia drogi jak to dotąd bywało, ale ulicami ludnemu Pan radca miał na sobie nowiuteńkie pantalony dzikiego koloru w paseczki i odświętny paltonik z letniego kortu. Kamizelka biała i haftowany półkoszulek, jaśniały białością śniegu. Tylko rozdeptane buty i sfatygowany kapelusz ćmiły jeszcze tę radcy paradę niezwykłą. Za to pani radczyni roztoczyła całe bogactwo swoich toaletowych zapasów, wpięła wszystkie broszki, włożyła kolczyki z turkusikami, osłoniła się nowiuteńką parasolką wyfrandzlowaną, kapelusz zasadziła z pompą, wysuwając pęki loków przyprawnych ze stron obydwu, na tłuste i rumiane jagody, a nawet dyszała podwójnie z powodu usznurowania. Pan radca prowadził ją z gracyą. Małżeństwo to wyglądało pod względem architektonicznym jak wielki kościół gotycki; jejmość niby to szeroka i pękata światy nia, a chudy i wysmukły radca wystrzelał w górę spiczastym kapeluszem zakończony, jak wieża.
Dawniej stadko dzieci całe szło bez szyku, puszczone luzem. Dzisiaj szło wszystko wedle regulaminu. Najstarszy syn, będący już dyetaryuszem w Komissyi…., dostał od matki rozkaz wczoraj jeszcze, ażeby prowadził do kościoła Reginkę, idąc z nią parą przed rodzicami. Na przodzie szły tak samo w parze owe dwie podlotki w sutych falbankowanych majtkach, krótkich sukienkach i w pasterskich kapeluszach. Pani radczyni dotąd w pochodach familijnych, gromadkowych, myślała tylko o utrzymaniu w kupce dziatwy, żeby którego nie zdeptali, albo nie przejechali. Teraz już oka nie zdejmowała z Reginki, czuwając nad prezentowaniem się przyzwoitem i eleganckiem dziewczyny. To powstrzymywała ją poprawiając kokardę u szarfy z tyłu przypiętej, to szepnęła:
– Reginko, prosto się trzymaj!… Reginko, lekko dotykaj ramienia kawalera, kto słyszał tak się ciężko zwieszać…. Reginko, drobniejszym krokiem….
Nie tutaj koniec. Dawniej stadko Krzysztofostwa lokowało się w ławkach na środku kościoła; po wczorajszej konferencyi z przeorem, dzisiaj wejść miało do presbyteryum, zkąd różowy kapelusz Reginki jaśniał widoczniej. I tutaj matka nie – spuszczała jej z oka; posadziła ją na samym brzegu ławki, zkąd można było dojrzeć jeszcze kształtów giętkiej kibici, a komenda szeptana: "wyprostuj się!" nie ustawała prawie. I niezawodnie mnóstwo oczu zwróciło się na Reginkę ze szkodą chwały bożej; pani radczyni od czasu do czasu rekognoskowała publiczność rzutem oka, a obejrzała każdego śmiertelnika dokładnie, który tylko wlepił oczy w jej śliczne dziecię. Bóg tylko wie jeden co dzieje się z nabożeństwem matek, kiedy te wywiodą córki dorosłe na pokazanie światu. Dlatego też to w późniejszej starości, starają, się nieraz tak doganiać opuszczone zasługi modlitwowe, iż więcej przesiedzą w kościele jak w domu. Pani radczyni widziała cały efekt sprawiony wyciętą sukienką Reginki, widziała ów potop uwielbienia jaki tę świeżą oblewał gwiazdkę; ale Reginka nic nie widziała w kościele, prócz książki swojej i ołtarza; bo macierzysta komenda bywała jedna i ta sama… oddawna, przy wychodzeniu do kościoła: "Panienki, proszę bardzo nie świdrować oczami, bo to bardzo brzydko zwłaszcza w kościele…"
Za to po powrocie do domu, pani radczyni sama poprawiła włosy Reginki po zdjęciu kapelusza, ucałowała ją w czoło, przeprowadziła do salonu przed samą dwunastą godziną, i rzekła:
– Bardzo ładnie i skromniuchno wyglądałaś w kościele, dlatego zwróciłaś niemało oczów na siebie. Ale w domu do ludzi trzeba być śmiałą, mieć uśmiech na twarzyczce, wesołe i życzliwe spojrzenie zwłaszcza dla młodzieży…
– Czy tu bywa u nas kto z młodzieży?