City 4. Antologia polskich opowiadań grozy - ebook
City 4. Antologia polskich opowiadań grozy - ebook
Zbiory z cyklu ""City"" to seria wyjątkowa, zawierająca krótkie formy narracyjne pisane przez wielu autorów, utrzymane przede wszystkim w konwencji grozy. Koncepcja taka rzeczywiście dominowała do tej pory i zdawała egzamin w stu procentach, a przy tym olbrzymią zaletą było uczynienie leitmotivem obszaru miasta. Tak jak rozkwitają, ewoluują i pożerają przestrzeń metropolie, tak i same antologie ""City"" musiały tym regułom ulegać, skoro reprezentować miały to, co dla terytorium zurbanizowanego charakterystyczne. I choć nie zmienia się drobiazgowość i elegancja doboru tekstów, to czwarta odsłona zbioru pokazuje czytelnikowi zupełnie nowe pomysły artystyczne, a przede wszystkim wychodzi już dobitnie i wyraźnie poza ścisłe ramy dotychczasowo prezentowanych konwencji i wkracza nie tylko w odmienne realizacje, ale też często pokazuje charakterystyczne dla współczesnego pisarstwa przemieszanie porządków, motywów, figur, twórczych rozwiązań. ""City 4"", to nie tyle dominium grozy, co fantastyczny tygiel konwencji, zrealizowany w duchu szeroko pojętej ponowoczesności. Sama motywika jest równie rozległa, jak rozległe bywają terytoria metropolii i tak jak wielkie miasta pochłaniają istniejące wokół nich peryferia czy małe ludzkie skupiska, tak i autorzy opowiadań zawłaszczają kolejne toposy albo realizują zupełnie nowe pomysły. Ta szczególna kreatywność jest taką cechą-wyróżnikiem ""City 4"", w którym bez żadnych – czy to formalnych, czy motywicznych – ograniczeń buzuje wyobraźnia, króluje rzetelne pisarstwo i artystyczna pasja. Ksenia Olkusz
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65778-67-3 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„posłuchaj siebie
który jesteś pyłkiem
który jesteś całym światem”.
Alicja Zemanek
Czarna Dziura spacerowała ulicami, obserwując pędzących przed siebie ludzi.
Zobojętniali na otoczenie i samych siebie, zdominowani przez labirynty z betonu, ściśnięci w przestrzeni, której stale ubywało. Jednak zamiast uciekać z tego piekła wbijali ręce w kieszenie, głowy w ramiona, stawiali kołnierze kosami na sztorc. Jakby sądzili, że w ten sposób ochronią się przed złem.
Złudzenia.
Wmawiali sobie, że pośpiech ich uratuje.
Złudzenia. Znowu.
Czarna Dziura szukała nowej ofiary. Wybór był ogromny i to właśnie stanowiło największe wyzwanie. Nie znalezienie, lecz zdecydowanie się na tę jedną, najsmaczniejszą.
+ + +
Żegnaj, pomyślał Mariusz, spoglądając na żonę. Żegnaj.
Ela, jakby szturchnięta niewidzialnym palcem, przewróciła się z boku na plecy. Ten ruch sprawił, że kołdra zsunęła się odrobinę, odsłaniając nieco zmiętą, lecz przez to wcale nie mniej ponętną pierś.
Zza uchylonego okna do pokoju nadpłynęły typowe odgłosy osiedla, budzącego się z sobotnio-niedzielnego szaleństwa: szczekanie psa, pijackie nawoływania, zamierający w oddali warkot motoru.
Zawiódł na wszystkich frontach. On i jego geny. Nie dość, że nie dał żonie upragnionego dziecka, to jeszcze naraził ją na obcowanie ze zżerającą go chorobą. Nie mógł i nie chciał skazywać ukochanej na podobną gehennę. Wybrał więc rozwiązanie szybsze i – nie wątpił – lepsze dla nich obojga.
Ela sobie poradzi, przekonywał samego siebie. Jest ładna i inteligentna. Znajdzie kogoś odpowiedniego.
Skreślił na kartce kilka pożegnalnych słów i wyszedł z mieszkania, dbając o to, by zamykane drzwi nie wydały żadnego dźwięku.
Niewidzialna obręcz ściskała mu płuca, gdy schodził po schodach. Odetchnął głęboko dopiero na dole, przed wejściem do klatki schodowej. Powietrze, w teorii świeże, tchnęło chemiczną wonią spalin. Nic dziwnego, wszak otaczał go ugór, na którym rósł jedynie kurz i popiół. Poprawka: w nim samym akurat coś rosło. Tkanka będąca wyrobnikiem śmierci.
Odchrząknął, po czym ruszył przed siebie, przygarbiony, jakby niósł na barkach wypełniony zestaloną tragedią pakunek. Żeby dotrzeć do zaparkowanego pod sąsiednim blokiem samochodu, musiał przejść kilkadziesiąt metrów chodnikiem, oddzielonym od jezdni przez miniaturowe trawniki. Rozglądał się z rzadka, oszczędzając sobie widoku szkarady, której najgrubsza nawet warstwa pudru nie zdołałaby ukryć. Podniósł wzrok akurat w momencie, gdy mijał faceta w skórzanym płaszczu, zapinanej na paski kamizelce, kapeluszu i wysokich, kowbojskich butach. Nieznajomy stał z zamkniętymi oczami, zaciskając pięść na słupku zakazu postoju.
W czasach, gdzie wszyscy gnają gdzieś na złamanie karku, ten kowboj był prawdziwą anomalią.
Co z tego, że ta anomalia najwyraźniej wspierała się narkotykami, skoro efekt i tak wydawał się imponujący.
Znacznie bardziej od wszystkiego, co osiągnął Mariusz.
+ + +
Niektórzy nie potrafią przyjąć do wiadomości, że snute przez nich plany mogą zakończyć się fiaskiem. Mariusz nie zaliczał się do tego grona. Usłyszał gdzieś, że lemingi popełniają samobójstwa, gdy ich populacja na danym terenie staje się zbyt liczna. To zrozumiałe, pomyślał wtedy.
Ta wiedza nie dawała mu spokoju. Dręczyła, wierciła dziurę w brzuchu. Aż wreszcie zrozumiał, że musi z niej skorzystać.
Postanowił pojechać tam, gdzie inni zbierają grzyby. Tyle że nie miał zamiaru zbierać, a połykać. I nie grzyby. Tabletki. Na wszelki wypadek, żeby nie udało się go odratować, wziął też dobrze naostrzony nóż.
+ + +
Skotniki. Niegdyś wieś, obecnie przyłączone do Krakowa osiedle. Okolica, z którą miasto nieustannie toczyło wojnę podjazdową. W efekcie tego wolne działki i łąki coraz częściej klajstrowano zwałami betonu. Tu powstawała nowa willa, tam skupisko bloków czy tak potrzebny lokalnej społeczności komisariat.
Mariusz nigdy nie lubił dawnej stolicy, ona zaś nie lubiła jego. Mimo to stał się jej częścią – częścią rozprzestrzeniającej się zarazy.
Dziś w końcu zostawił ten szajs za sobą.
Gdy dwie godziny później dotarł do celu, nie przyniosło mu to satysfakcji.
Obrzucił niechętnym spojrzeniem tory kolejowe, okalający je las i znowu tory. W nocy padało, więc zieleń drzew przyprawiała o zawroty głowy intensywnością. Nie jego. On nie dostrzegał tego piękna. Zobojętniał na nie równie skutecznie, co świat na jego potrzeby.
Wysypał na dłoń kilkadziesiąt tabletek, połknął, przepił mineralną. Powtórzył tę czynność jeszcze dwa razy, podwinął rękawy swetra i zrobił użytek z noża.
Trochę zaskoczyła go ilość krwi opuszczająca jego ciało.
Trochę.
Nogi wypełniła mu gęstniejąca wata, usiadł więc na podkładzie. Niezbyt wygodnie, ale przecież nie dla wygody tutaj przyszedł. Wiedział rzecz jasna, jak funkcjonują toalety w pociągach. Uśmiechnął się krzywo na tę myśl. Czuł się jak gówno, czyli wszystko się zgadzało. Inna sprawa, że nieco dalej, gdzieś pod nabłonkiem planety, szumiały korzenie drzew. Trochę wyżej skrzydła ptaków furkotały na wietrze. A w nim, niespodziewanie, w głębi skażonej śmiercią istoty, pojawiła się dziwnie słodka nuta umiłowania życia, przekonanie o wartości każdego, najpłytszego nawet oddechu. Uświadomił to sobie i w tym samym momencie wszystko pokryła miękka i ciepła pozłota.
W uszach narastało dudnienie. Czy to zbliżająca się lokomotywa, czy raczej rytm wypływającej z niego krwi? Nigdy się tego nie dowie.Jarosław Turowski CO SIĘ NIE ZGADZA
Błażej był chłopcem o dobrym sercu. Empatyczny i grzeczny, nie skrzywdziłby nawet muchy. Od zawsze wiedział, co wolno, a czego nie, jakby zasady moralne wyssał z mlekiem matki. Odznaczał się nieprzeciętną inteligencją oraz poczuciem humoru, którego wielu mogłoby mu pozazdrościć. Nie należał do wstydliwych, ale też nie zadzierał nosa. Krótko mówiąc – złote dziecko. Niejedno małżeństwo marzyłoby o takim synu.
Miał o pięć lat starszą siostrę, Natalię. Dziewczynka jak z obrazka, co roku świadectwo z paskiem i wzorowe zachowanie. Udzielała się w akcjach charytatywnych, kochała zwierzęta.
Rodzice Błażeja piastowali dobrze płatne posady. Godziny pracy układali sobie z rozsądkiem – tak, żeby nigdy nie zabrakło czasu dla dzieci. Szczerze interesowali się pociechami i każdego dnia powtarzali im, jak bardzo je kochają.
Rodzina mieszkała w dobrej dzielnicy, nie wdając się w znajomości z szemranym towarzystwem. Miejskie labirynty wokół roiły się od zaułków i ciemnych bram, gdzie działy się podejrzane rzeczy, ale to osiedle było bezpieczne niby przeszczep odgrodzony betonowym murem od zgniłej tkanki.
Składając wszystko do kupy, łatwo dojść do wniosku, że Błażej powinien wyrosnąć na porządnego człowieka i wieść szczęśliwe życie, pozbawione większych trosk czy problemów. Tyle że wcale tak się nie stało...
Chociaż poszczególne elementy układanki zdawały się najwyższej jakości i pasowały do siebie jak ulał, efekt końcowy rozczarowywał. Chłopiec szybko zdał sobie sprawę z głębokich oraz mrocznych rys, szpecących jego egzystencję. Tworzyły je zdarzenia, których dziwaczność i odrażająca wymowa rzutowały negatywnie na przyszłość, obracając całokształt w gruzy.
Gdy dojrzał do takich rozważań, wydedukował, że coś w jego życiu poważnie się nie zgadza. Jakby tak naprawdę czegoś w nim brakowało...
...albo czegoś było za dużo.
+ + +
Najwcześniejsze wspomnienie takiego dziwnego incydentu pochodziło z czasów, kiedy miał cztery lata. Co zrozumiałe, pamiętał tamten wieczór jak przez mgłę.
Siedział w swoim pokoju i bawił się resorakami. Zajęcie pochłaniało go na tyle, że nie zwracał uwagi na mijające godziny, wreszcie jednak oderwał się od samochodzików. Zgłodniał. Dopadło go też poczucie osamotnienia. Naraz zapragnął wybiec z pustego pokoju, zostawić martwe i milczące, metalowe zabawki, rzucić się w objęcia któregoś z rodziców.
Tak, przytulasek to było coś, czego potrzebował w tym momencie najbardziej na świecie. Za długo siedział tu zupełnie sam...
Spotkał mamę na korytarzu. Miała mokre włosy i była w szlafroku. Szła w nienaturalnej, zgarbionej pozie. Zapłakana i roztrzęsiona, stawiała niepewne, szerokie kroki kogoś, kto właśnie przeżył katastrofę.
Błażej zwolnił, a następnie całkiem się zatrzymał. Gdy tylko go zauważyła, wrzasnęła:
– Wynocha! Zejdź mi z oczu! Już! WYNOCHA!
Słowa zszokowały malca tak, że zamarł w bezruchu. Nigdy nie słyszał w głosie matki podobnego gniewu. Po prawdzie, nawet nie spodziewał się, aby była do niego zdolna.
Zrozumiał, że musiał zrobić coś okropnego i nie miał zielonego pojęcia, co to takiego mogło być. Brzydko się bawił? A może zapomniał o czymś ważnym? Gubił się w domysłach. To wszystko go przerażało. Jak powinien się zachować? Co zrobić?
Wtedy dostrzegł, że prawa dłoń mamy jest cała czerwona. Krople farby zbierały się na koniuszkach palców i skapywały, tworząc na płytkach szlaczek. Zakrztusił się. A może to nie była farba? Może to była krew?! Rodzicie opowiadali mu o umieraniu, on zaś – jak na bystrego malca przystało – szybko pojął konsekwencje śmierci.
Chciał krzyknąć: „MAMO!”, lecz z gardła dobył się tylko jęk. Pragnął jej pomóc. Pocieszyć, ratować, cokolwiek...
– Nie zbliżaj się! Ani się waż! – krzyczała, widząc, że syn zamierza do niej podbiec. – Marsz do pokoju! Ojciec wróci, to z tobą porozmawia! Nie chcę cię tu widzieć! Rozumiesz? NIE CHCĘ CIĘ WIDZIEĆ! Szoruj do pokoju! Natychmiast!
Wykonał polecenie. Zanadto się bał, żeby nie wykonać.
W sypialni skulił się pod drzwiami i nasłuchiwał. Próbował nie szlochać, żeby lepiej słyszeć, lecz nie mógł się powstrzymać. Czuł się, jakby ten mały świat, który znał, w ułamku sekundy rozsypał się na kawałki. Co się stało? Dlaczego mama jest taka wściekła? Dlaczego wścieka się na niego? Co to za krew? Skąd się wzięła?
A jeżeli ona naprawdę nie zechce go zobaczyć już nigdy?
Wieki później wrócił tata z Natalią. Odesłał córkę do pokoju, gdy tylko zobaczył, że z mamą jest coś nie w porządku. Błażej słyszał wszystko wyraźnie, bo mówili dość głośno.
Ojciec spytał, co się stało i czy trzeba wezwać pogotowie. Odpowiedziała, że nie, bo opatrzyła sobie ranę.
– Kto to zrobił?
– Nasz syn – wycedziła. – Nasz syn, rozumiesz?!
– Ale... ale jak... – Brakowało mu słów. – Błażejek, nasz mały Błażejek, zrobiłby coś takiego?
Długo milczała, jakby zbierała siły albo nie mogła pogodzić się z tym, co zaszło. Wreszcie powiedziała:
– Przyszedł do łazienki, kiedy brałam kąpiel. Wyglądał normalnie i zachowywał się normalnie. Spytałam, o co chodzi, dlaczego przestał się bawić. Myślałam, że może jest głodny czy coś takiego. Powiedział mi... powiedział...
Płacz nie pozwalał jej przez chwilę dokończyć.
– Powiedział: „zdychaj, dziwko”. A potem, zanim zdążyłam zareagować, wbił mi nóż w dłoń.
+ + +
Chociaż matka Błażeja upierała się, że opatrzyła ranę, ojciec chłopca i tak zawiózł ją do szpitala, a nazajutrz rodzice urządzili poważną rozmowę z synem.
Wypytywali, skąd zna takie obraźliwe słowa i czy wie, co znaczą. Co mu strzeliło do głowy, żeby zaatakować matkę? Czy nie rozumie, że to karygodne zachowanie, które może doprowadzić do śmierci, i tak dalej, i tym podobne.
Zarzekał się, że nie zrobił nic takiego ani nie wypowiadał brzydkich wyrazów.
Przysięgał, że wczoraj nie było go nawet w łazience, kiedy mama brała kąpiel. Wie, że drzwi zawsze są otwarte, ale nigdy tam nie wchodzi, gdy ktoś jest w środku.
Rodzice nie wierzyli w żadne jego słowo. Zarzucali mu kłamstwo i wałkowali litanię pytań od początku. Z perspektywy Błażeja trwało to w nieskończoność.
Dni, które nastały później, rozmazywały się w jego wspomnieniach. Pamiętał tylko, że były szalenie smutne i przepełnione dziwną atmosferą niepewności.
Koniec końców sprawa rozeszła się po kościach. Jednak, mimo że nikt już o niej nie wspominał, Błażej czuł, że każdy pamięta. I chociażby nie chciał, będzie pamiętać. Bo takich rzeczy się nie zapomina.
Zastanawiał się, dlaczego mama kłamała. Dlaczego tak uparcie twierdziła, że ugodził ją nożem i mówił te obrzydliwe rzeczy, skoro on nic takiego nie zrobił?
+ + +
Następne zdarzenie miało miejsce cztery lata później. Błażej zaszedł po lekcjach na osiedlowy plac zabaw. Dzień był ciepły, więc wprost roiło się tam od dzieci. Zostawił plecak przy wejściu i dołączył do wesołego rozgardiaszu. Nowoczesne, białe bloki sterczały wokół placu jak niemi strażnicy.
Po jakimś czasie przystanął, by odsapnąć. Patrzył na wirujących na karuzeli kolegów i uśmiechał się sam do siebie. Czuł się dobrze. Nie potrzebował do szczęścia niczego poza tym przyjemnym zmęczeniem.
– Fajnie, co?
Obrócił się i zobaczył siostrę. Stała zaraz przy nim, w granatowym, szkolnym mundurku. Jej czarne włosy rozwiewał delikatny wiaterek.
Błażej lubił Natalię. Dobrze się dogadywali. Dziewczyna nie wywyższała się z powodu tego, że jest starsza czy mądrzejsza.
Jednak najfajniejsze było w niej to, że jako jedyna w rodzinie nie wiedziała o incydencie z nożem i mamą. Sposobu, w jaki postrzegała brata nie psuła skaza tamtego zdarzenia.
– Świetny dzień na zabawę – odpowiedział.
Nie zastanawiał się nad tym, co siostra robi na placu zabaw zamiast spędzać czas z przyjaciółkami.
– Spójrz na tego małego – poprosiła, kiwając głową. – Widzisz?
Brzdąc, na oko trzylatek, stał między nimi a karuzelą. Chłopczyk patrzył na wirującą machinę i wkładał rączkę do ust. Ciężko byłoby odgadnąć, o czym myśli.
– Tak, widzę.
– Wepchnij gówniarza pod karuzelę.
Sens słów Natalii i zimny, obojętny ton, jakim je wypowiedziała, wprawił Błażeja w osłupienie.
– Że co?
Przewróciła oczami z politowaniem.
– To, co słyszałeś! – syknęła. – Ruszysz się, czy mam to zrobić sama?
– Nie!
Postąpiła krok w kierunku malca, a Błażej doskoczył do niej i chwycił za ramię.
– Stój! Tak nie wolno!
– Nie wolno? – zapytała, po czym zaśmiała się w sposób, który kompletnie nie przypominał jego siostry. – Jeden obsraniec w tę czy tamtą, co to za różnica? Jak się chce, to wszystko wolno!
Kontynuowała marsz, nie zważając na protesty brata. Wreszcie wdali się w prawdziwą szarpaninę. Siłowali się, dysząc głośno i robiąc gniewne miny. Natalia odsłaniała zęby, a jej oczy błyszczały od złych obietnic. Były czarne jak smoła. Nieludzkie.
Błażej zachwiał się. Upadł na kolana. Dłonie siostry pchnęły go w pierś.
Ostatnim, co zapamiętał, był widok zbliżającego się z obłędną prędkością krzesełka karuzeli.
+ + +
Ocknął się dopiero w szpitalu. Głowa pulsowała mu z bólu. Czaszkę spowijały zwoje bandaży.
Obok łóżka czuwali zmartwieni rodzice. Wyglądali, jakby nie spali od kilku dni. Na parapecie wznosiła się sterta kwiatów, słodyczy i kolorowych kartek. Za oknem panowała noc.
Gdy zauważyli, że Błażej się przebudził, zalali go słowami pełnymi troski. W tamtej chwili nawet mama, która traktowała syna z dystansem po łazienkowym incydencie, była uosobieniem miłości.
Po kilkunastu minutach Błażej zdołał dojść do głosu i opowiedzieć, jak doszło do wypadku. Wyznał, że to siostra wepchnęła go pod rozpędzoną karuzelę. Chciała pchnąć jakiegoś szkraba, lecz on jej nie pozwolił.
– Natalia? Nie, to niemożliwe...
Rodzice popatrzyli po sobie ze skonfundowanymi minami. Błażej też nie mógł nadziwić się temu, co zaszło, ale przecież widział, co widział! Dorośli obiecali, że wrócą do sprawy, a tymczasem nakazali, by odpoczywał. Nie spierał się.
Tak, jak przypuszczał, nikt nie uwierzył w jego opowieść. Natalia nigdy nie przejawiała agresji, zwłaszcza w stosunku do najbliższych. Wszyscy byli absolutnie przekonani o jej niewinności.
Kiedy Błażej upierał się przy swoim, przypominali, że Natalia siedziała w czasie wypadku na ostatniej tego dnia lekcji – matematyce. Poza tym nikt nie widział jej na placu zabaw. Świadkowie mówili wyłącznie o Błażeju niespodziewanie wpadającym pod karuzelę.
– Synu, czy chcesz wypytać panią od matematyki Natalki osobiście? Wykręcić ci do niej numer telefonu? – pytał tata.
– Proszę cię, żebyś skończył rozpowiadać te wyssane z palca oskarżenia! – wtórowała mama.
Błażej czuł, że wyrządzano mu wielką niesprawiedliwość. Od tamtej pory jego relacje z siostrą pogorszyły się. Unikał sytuacji, kiedy przebywaliby sam na sam. Bał się, że znów wyrządzi mu krzywdę.
Leżąc wieczorami w łóżku, wspominał, jak czarne i nieludzkie oczy miała podczas tamtej przepychanki. Były takie naprawdę czy pamięć go zawodziła?
A jeżeli to nie ona go popchnęła, lecz coś, co tylko ją przypominało?
+ + +
Niemożliwych do wytłumaczenia zdarzeń przybywało. Chłopak nijak nie umiał ich wyjaśnić i nijak im zapobiec. Wymykały się zdrowemu rozsądkowi i jakiejkolwiek logice, rujnując psychikę Błażeja w coraz większym stopniu.
Pewnego dnia podsłuchał, jak rodzice szepczą w kuchni:
– Błażej jest jakiś dziwny. To złote dziecko, ale czasami naprawdę mnie przeraża.
– Myślisz, że coś z nim nie tak? Możemy zapisać go do psychologa, jeżeli...
Nie usłyszał dalszej części rozmowy, bo uciekł po cichu do swojego pokoju. Resztę wieczoru zastanawiał się, czy „coś z nim nie tak”. Oczywiście rozumiał, że pod frazesem kryje się choroba psychiczna. Myślał o tym po raz pierwszy, lecz nie ostatni, a rozważania te przerażały go do szpiku kości. Czy to dlatego traci kontrolę nad swoim życiem? Dzieje się tak, bo jest wariatem?
+ + +
W szóstej klasie po szkole rozeszła się plotka, że Błażej masturbował się w damskiej toalecie, wykrzykując przy tym sprośne teksty. I tym razem nikt nie uwierzył jego wyjaśnieniom. Dzieci przykleiły mu łatkę zboczeńca, która przylgnęła na długie lata. Gdzie by się nie pojawił, tam słyszał chichoty i przytłumione szepty.
Rok później do mieszkania Błażeja przyszedł rozwścieczony sąsiad. Opowiedział rodzicom chłopca o tym, jak ich syn zwyzywał go na podwórku przed blokiem. Była to wiązanka prawdziwie rynsztokowych słów. Jak im nie wstyd, że wychowali takiego chama?
Wreszcie jako szesnastolatek Błażej trafił do poprawczaka. Zarzucono mu, że wtargnął do domu pewnych staruszków i wygrażając nożem, ukradł ich oszczędności. Poszkodowani rozpoznali chłopca, a w miejscu zdarzenia znaleziono jego odciski palców. Żelazne dowody – nie do zbicia.
Czas spędzony w zakładzie poprawczym okazał się dla Błażeja najmroczniejszym okresem. Dzień w dzień był poniżany i dręczony przez innych osadzonych. Codziennie płakał, przeklinając niesprawiedliwy los.
Gdy wyszedł na wolność, matka umierała na raka kości. Podczas jednej z nielicznych wizyt zapytał ją po raz ostatni o incydent w łazience. Chciał, żeby przyznała się do kłamstwa.
– To ty to zrobiłeś – jęknęła tylko i zapłakała. Odeszła miesiąc później.
+ + +
W dwudzieste urodziny, zgorzkniały i rozczarowany, kupił flaszkę wódki. Nie miał żadnych przyjaciół, z którymi mógłby ją wypić, więc nocą udał się na plac zabaw. Ten sam, gdzie przed laty uległ wypadkowi. Nie obchodziło go, że może zostać złapany przez policję albo straż miejską. Niesłusznie ponosił karę za o wiele gorsze przewinienia, więc jeszcze jedno nie zrobiłoby mu różnicy.
Usiadł na huśtawce i popijał w milczeniu, obserwując spowite ciemnością osiedle. On, który miał szansę na dobrą przyszłość, dziś stał się wyrzutkiem. Samotnym i przegranym.
Zdążył opróżnić butelkę do połowy, kiedy huśtawkę obok zajął nieznajomy mężczyzna. Błażej nie dojrzał jego twarzy, bo tamten też nosił bluzę z kapturem. Bez słowa poczęstował gościa alkoholem. Facet pił długo, z wyraźną wprawą.
– Moje życie to gówno – wyznał Błażej.
– Coś się stało?
– Ciągle coś się dzieje, a ja nie umiem zrozumieć, dlaczego.
Nieznajomy pokiwał głową. Zdawało się, że nie skomentuje nijak tych słów, ale po chwili milczenia spytał:
– Nie pamiętasz snu?
– Snu? Jakiego? Nie...
– Snu o drugiej rodzinie. Tego, który tak cię przeraził, gdy byłeś dzieckiem.
W dalszym ciągu nie rozumiał, o co chodzi. Wtedy mężczyzna dotknął ręki Błażeja, a ten naraz sobie przypomniał.
+ + +
Szedł w tym śnie po schodach. Chciał sprawdzić, kto mieszka nad nimi. Z niejasnych przyczyn bardzo go to ciekawiło.
Okazało się, że piętro powyżej wyglądało identycznie jak to zajmowane przez nich. Błażej nie znał się jeszcze na liczbach, wydawało mu się jednak, że nawet numery na drzwiach są takie same. Zapukał do pierwszych po lewo.
Otworzyła Natalia. A raczej osoba do złudzenia ją przypominająca. Miała czarne, bezduszne oczy, które nie mogły należeć do człowieka. W swoim śnie, zupełnie inaczej niż na jawie, Błażej pojął to od razu.
Zapragnął uciec od tej potworzycy o twarzy jego siostry, lecz ona była szybsza. Złapała go za nadgarstek i wciągnęła do mieszkania.
– Zobaczcie, kto się zabłąkał! – krzyknęła.
Z kuchni wychyliły się istoty wyglądające jak mama i tata. Przystanęły nad Błażejem, świdrując malca czarnymi spojrzeniami. Odsłaniały zęby i cmokały.
– Mały ludzik – powiedział „tata”.
– Zabłądziłeś, ludziku? – spytała „mama”.
Zaśmiali się szyderczo, a Błażej pomyślał, że oszaleje ze strachu. Wtedy zobaczył, kto wygląda zza rogu korytarza...
Spojrzał na własnego sobowtóra i obudził się, bo groza koszmaru stała się nie do zniesienia.
+ + +
Nieznajomy odjął palce od skóry Błażeja, ten zaś wyrwał się ze świata wspomnień. Dyszał, nie potrafiąc uspokoić oddechu.
– Zapomniałem o tym śnie – wyjąkał wreszcie. – Wyrzuciłem go z głowy.
– To nie był żaden sen. Nie obudziłeś się wtedy, ale zemdlałeś...
– Co...
Błażej nie dokończył, bo mężczyzna na huśtawce obok odrzucił kaptur, ukazując swoje oblicze. Identyczne z tym, które Błażej oglądał w lustrze.
– Ty... ty jesteś moim...
– Sobowtórem? Doppelgangerem? Złym Bliźniakiem? Przez wieki różnie takich nazywano. Czy jestem kimś takim? Nie wiem. Może to TY nim jesteś? Z jakich powodów miałbyś rościć sobie prawo do pierwszeństwa? Dlaczego zakładasz, że jesteś oryginałem, a ja demoniczną podróbką?
Nawet, gdyby Błażej wiedział, co na to odrzec, nie zdążyłby. Doppelganger wyjął nóż z kieszeni bluzy i wbił mu ostrze w brzuch. Głęboko, po samą rękojeść.
Podczas kiedy Błażej wykrwawiał się, sobowtór przygarnął jego głowę do swojej piersi. Głaskał po włosach i szeptał jak rodzic uspokajający przestraszone dziecko.
– Nikt nie zauważy różnicy. Nikt, zupełnie nikt. Nie płacz, już po wszystkim – szeptał, a bloki pełne bliźniaczych pięter, mieszkań i rodzin wznosiły się w nocne niebo jakby nigdy nic. Jedynie otulający okna błękit wydawał się nieco ciemniejszy.noty o autorach
Dagmara Adwentowska (ur. w 1981 r.) – autorka opowiadań, redaktorka. Mieszka na wsi. Publikowała w „Magazynie Histeria”, „Białym Kruku”, „Szortalu”, „Czerwonym Karle”, czeskim „Howardzie” oraz w kilkunastu antologiach, m.in.: Teorie spisków (2013), Jakie czasy, taki diabeł (2017) i Maszyna (2017).
Adam Froń (ur. w 1991 r.) – naukowiec i prozaik. Mieszka w Olsztynie. Jego opowiadania znalazły się w zbiorach: Toystories (2014), Fantazje Zielonogórskie V (2015), Iron Tales (2017), Zwierzozwierz (2017) i Poznań Fantastyczny – Droga wolna (2017), a także w magazynie „Biały Kruk”.
Marek Grzywacz (ur. w 1986 r.) – prozaik, tłumacz, redaktor, publicysta. Mieszka w Józefowie. Publikował w czasopismach: „Chimera”, „Fantastyka. Wydanie Specjalne”, „Horror Masakra”, „Opowieści Niesamowite” i „The Surreal Grotesque”, a także w kilku antologiach, m.in. City 3 (FORMA 2016).
Hubert Jarzębowski (ur. w 1988 r.) – prozaik, tłumacz. Mieszka w Zakopanem. Publikował w „Tatrach TPN”, „Górach”, „Taterniku” i „Horolezcu”. Wydał powieść Carolus Victor (2015) oraz esej Cmentarz Symboliczny pod Osterwą. Duchy Miejsca (2016).
Krzysztof Kochański (ur. w 1958 r.) – prozaik. Mieszka w Słupsku. Publikował m.in. w: „Fantastyce”, „Nowej Fantastyce”, „Science Fiction, Fantasy i Horror”, „Młodym Techniku”, „Problemach”, „Przekroju”, „Alfred Hitchcock poleca”, „Fantomie”. Jego opowiadania znalazły się w kilkunastu antologiach. Opublikował powieści: Mageot (2002) i Baszta Czarownic (2003) oraz zbiory opowiadań: Zabójca czarownic (1986), Drzwi do piekła (2009), Zabójca czarownic (2009), Europa po deszczu (2017). Tłumaczony na węgierski, rosyjski, litewski i niemiecki.
Kacper Kotulak (ur. w 1991 r.) – prozaik, redaktor. Mieszka pod Olsztynem. Publikował w antologiach Toystories (2014), Małe Problemy Wielkich Bohaterów (2014), Pokłosie (2015), Iron Tales (2017) i Zwierzozwierz (2017).
Tomasz Krzywik (ur. w 1993 r.) – autor opowiadań. Mieszka w Kaniach. Publikował w „Magazynie Histeria” i „OkoLicy Strachu”, a także w antologiach: 31.10 Halloween po polsku (2012) i Słowiańskie koszmary (2017).
Kazimierz Kyrcz Jr (ur. w 1970 r.) – prozaik, redaktor, publicysta. Mieszka w Krakowie. Tłumaczony na angielski, rosyjski, czeski i słowacki. Na podstawie opowiadania napisanego z Łukaszem Śmiglem powstał film Head to Love wyreżyserowany przez Vana Kassabiana. Jego opowiadania znalazły się w licznych antologiach, m.in.: City 1 (FORMA 2009), City 2 (FORMA 2011), City 3 (FORMA 2016), 2017 (FORMA 2017). Współautor zbiorów opowiadań: Piknik w piekle (2004), Horrorarium (2006), Twarze szatana (2009), Chory, chorzy, trup (2011), Lek na lęk (2011) oraz powieści: Siedlisko (2009), Koszmar na miarę (2010), Efemeryda (2011), Wojna świrów (2014). Autor zbiorów opowiadań: Femme fatale (FORMA 2015), Okruchy mroku (2017) oraz powieści: Podwójna pętla (2013) i Dziewczyny, które miał na myśli (2017).
Joanna Łańcucka (ur. 1978 r.) – malarka, autorka opowiadań, krótkich form komiksowych oraz ilustracji i grafik okładkowych. Mieszka w Warszawie. Publikowała w „OkoLicy strachu”. Wydała powieść Stara Słaboniowa i Spiekładuchy (2016).
Janusz Mika (ur. w 1965 r.) – publicysta, dziennikarz, prozaik, prezes Fundacji Promocji Kultury „Urwany Film”, redaktor krowoderskich „Wiadomości Lokalnych”. Mieszka w Krakowie. Opublikował m.in. cykl rozmów Obszary pokolenia (2002), powieść Limeryki zbrodni (2013) i zbiór opowiadań 24 na dobę (2017).
Kornel Mikołajczyk (ur. w 1991 r.) – autor opowiadań, tłumacz. Mieszka w Głownie. Jego opowiadanie Człowiek w Masce zdobyło pierwsze miejsce w konkursie „Uwolnij Fantazję 2009”. Publikował w „Creatio Fantastica”, „Ex Fabula”, „Fahrenheit”, „Grabarzu Polskim”, „Horrorze Online”, „Magazynie Histeria”, „Niedobrych Literkach”, „Szortalu”, „Via Appia”, „Bizarro Central”, a także w antologiach Horyzonty Wyobraźni (2011), Toystories (2014), Hardboiled (2015), Wolsung 2 (2015), Bizarro dla zaawansowanych (2015), City 3 (FORMA 2016), Zapomniane historie (2016), Ostatni dzień pary II (2017), Maszyna (2017) i Zwierzozwierz (2017).
Dariusz Muszer (ur. w 1959 r.) – poeta, prozaik i tłumacz. Mieszka w Hanowerze. Laureat Nagrody Związku Niemieckich Pisarzy „Das neue Buch in Niedersachsen und Bremen” za powieść Die Freiheit riecht nach Vanille (1999). Opublikował m.in. tomy wierszy: Zatrzymane wersy (1987), Pestki i ogryzki (1989), Die Geliebten aus R. und andere Gedichte (1990), Panna Franciszka, pomylony akordeon i inne wiersze (1995), Księga zielonej kamizelki (1996), Jestem chłop (2004), Wszyscy moi nieznajomi (2004), Zapomniany strajk (2012) oraz powieści: Die Freiheit riecht nach Vanille (1999, wydanie polskie: Wolność pachnie wanilią – FORMA 2008), Der Echsenmann (2001), Niebieski (FORMA 2006), Gottes Homepage (2007, wydanie polskie: Homepage Boga – FORMA 2013), Lummick (2009) i Schädelfeld (2015, wydanie polskie: Pole Czaszek – FORMA 2017). Jego opowiadania znalazły się w antologiach FORMY: 2008 (FORMA 2008), City 1 (FORMA 2009), 2011 (FORMA 2011), 2014 (FORMA 2014), City 3 (FORMA 2016) i 2017 (FORMA 2017). Na www FORMY prowadzi blog „123. HANNOVER Dariusza Muszera” – http://www.wforma.eu/123-hannover-dariusza-muszera.html.
Ksenia Olkusz – historyk, teoretyk i krytyk literatury. Mieszka we Wrocławiu. Prezes Fundacji Ośrodek Badawczy Facta Ficta, redaktor merytoryczna w kwartalniku „Creatio Fantastica”. Redaktor naczelna czasopisma naukowego „Facta Ficta. Journal of Theory, Narrative & Media”. Redaktor naukowa serii „Perspektywy Ponowoczesności”. Autorka książek: Materializm kontra ezoteryka. Drugie pokolenie pozytywistów wobec „spraw nie z tego świata” (2007), Współczesność w zwierciadle horroru. O najnowszej polskiej fantastyce grozy (2010) oraz wielu publikacji w czasopismach i monografiach zbiorowych. Autorka m.in. haseł „romans paranormalny” i „literatura bizarro” opublikowanych na łamach „Zagadnień Rodzajów Literackich”. Redaktor kilku tomów monograficznych, m.in.: Zombie w kulturze, Światy grozy, 50 twarzy popkultury, Narracje fantastyczne.
Bartosz Orlewski (ur. w 1978 r.) – prozaik. Mieszka w Bydgoszczy. Publikował w: „Grabarzu Polskim”, „Niedobrych Literkach”, „Nowej Fantastyce”, „Szortalu”, a także w antologiach: Bizarro Bazar (2013), Zombiefilia (2013) i City 3 (FORMA 2016). Wydał zbiór Za garść zbawienia i inne opowiadania (2014) oraz powieść Armadillo (2017).
Tadeusz Oszubski (ur. w 1958 r.) – prozaik, poeta, publicysta. Mieszka w Bydgoszczy. Współautor zbioru reportaży Niewyjaśnione zjawiska w Polsce (2013), nominowanego do nagrody dziennikarskiej Grand Press 2003. Powieść Sfora (1992) nominowano do Nagrody im. Janusza A. Zajdla, książkę Drapieżnik (1999) nagrodzono w II Ogólnopolskim Konkursie na Polską Powieść Współczesną, a popularyzatorska praca Tajemnicze istoty (2004) ukazała się w przekładzie na czeski (Praga 2006). Kilkadziesiąt opowiadań Oszubskiego ukazało się w antologiach i prasie literackiej, m.in. we „Frazie” i „Nowej Fantastyce”. Wydał tom poetycki Zostawiliśmy skrzydła w szatni (1984) oraz kilka powieści, m.in.: Sforę (1992), Miłość (2015), Bydgostię (2017) i Młode (2017).
Adam Podlewski (ur. w 1983 r.) – pisarz, redaktor naczelny „Fantomu: fantastycznego dwumiesięcznika”. Mieszka w Warszawie. Autor zbioru opowiadań Wars i Sawa (2017) oraz powieści: Honor i zbrodnia (2016) i Zaułki dobrej nadziei (2018).
Jacek Skowroński (ur. w 1963 r.) – prozaik, redaktor. Laureat Grand Prix Ogólnopolskiego Konkursu na Opowiadanie Kryminalne (2008 r.). Publikował w: „Alfred Hitchcock poleca”, „Qfant”, „Lśnienie”, „Coś na progu” i „Science Fiction Fantasy i Horror”. Autor powieści sensacyjno-kryminalnych: Był sobie złodziej (2009), Mucha (2010) i Zabić, zniknąć, zapomnieć (2013) oraz pisanych wspólnie z Marią Ulatowską powieści obyczajowych z wątkami kryminalnymi i historycznymi: Autorka (2014), Pokój dla artysty (2015), Historia spisana atramentem (2016), Tylko milion (2017) i Kartka ze szwajcarskim adresem (2017).
Marta Sobiecka (ur. w 1990 r.) – autorka opowiadań, redaktorka, publicystka, graficzka. Mieszka w Bydgoszczy. Publikowała m.in. w: „Nowej Fantastyce”, „Nieznanym Świecie”, „Bydgoskim Informatorze Kulturalnym”, „OkoLicy Strachu”. Współorganizatorka konkursu na antologię „Jakie czasy taki diabeł”.
Anna Szczęsna (ur. w 1981 r.) – autorka powieści obyczajowych i opowiadań grozy, bibliotekarka. Mieszka w Toruniu. Wydała powieści: Smutek Gabi (2014), Jutro pachnie cynamonem (2015), Gang różowych kapeluszy (2016) i Myśl do przytulania (2017). Jej opowiadania znalazły się w antologiach City 1 (FORMA 2009) i City 3 (FORMA 2016).
Jarosław Turowski (ur. w 1990 r.) – prozaik. Mieszka w Reykjaviku. Publikował w antologiach: Człowiekiem jestem (2013), Pokłosie (2015), City 3 (FORMA 2016) i Iron Tales (2017). Autor dwutomowej powieści Nienazwany (2017).
Istvan Vizvary (ur. w 1975 r.) – prozaik. Mieszka w Łodzi. Publikował w wielu antologiach i pismach, m.in. w: „Nowej Fantastyce” oraz „Science Fiction, Fantasy i Horror”. Autor powieści Vivo (2017).
Mariusz Wojteczek (ur. w 1982 r.) – prozaik. Mieszka na stałe w Krakowie. Publikował w „Histerii”, „Grabarzu Polskim”, „Bramie”, „Świcie ebooków”, „OkoLicy strachu” oraz w antologiach: Słowiańskie koszmary (2017), Zwierzozwierz (2017) i X – antologia opowiadań fantastycznych (2017). Autor zbioru Ballady morderców i inne opowiadania (2017).
Flora Woźnica (ur. w 1995 r.) – recenzentka, autorka opowiadań i laureatka konkursów literackich. Mieszka we Wrocławiu. Publikowała m.in. w antologiach: Szlakiem odmieńców (2015), Lustra zbrodni (2015), Halloween w stu słowach (2016), Tabu (2017), Słowiańskie Koszmary (2017) i Maszyna (2017).
Zeter Zelke (ur. w 1984 r.) – autorka opowiadań. Mieszka w Łodzi. Publikowała w „Niedobrych Literkach”, „Qfancie”, a także w antologiach: Bizarro Bazar (2013), Bizarro dla Zaawansowanych (2015), Infections (2015) i City 3 (FORMA 2016).
Marcin Zwoleń (ur. w 1976 r.) – autor opowiadań, tekstów piosenek i limeryków. Mieszka w Bełchatowie. Publikował w „Bramie”, „Qfancie”, „Szortalu”, „Niedobrych Literkach”, „Histerii” i „Silmaris”.
Marek Zychla (ur. w 1988 r.) – prozaik. Mieszka w Callan (Irlandia). Publikował w magazynach: „Brama”, „Histeria” i „Silmaris”. Jego opowiadania znalazły się w kilkudziesięciu antologiach, m.in. w: Człowiekiem jestem (2013), Toystories (2014), Hardboiled (2015), Pokłosie (2015) i City 3 (FORMA 2016). Autor zbioru opowiadań Przeczywistość (2017) oraz powieści Wi@rus (2018).