Co się stało z Mirandą Huff? - ebook
Co się stało z Mirandą Huff? - ebook
Hiszpański fenomen w końcu na polskim rynku! Genialny thriller psychologiczny, który zaskakuje niepowtarzalną fabułą.
Widzę Cię. Gdy był już tak blisko domku w Hidden Spring, że dostrzegł zapalone światła, Ryan odczytał SMS-a. Nie wiedział jeszcze, że to ostatnia wiadomość od Mirandy.
Małżeństwo scenarzystów z Los Angeles przechodzi poważny kryzys. Za namową terapeuty decydują się spędzić weekend z dala od cywilizacji. Mężczyzna dociera na miejsce i na podjeździe widzi zaparkowany samochód. W środku nikogo nie ma, w łazience ślady walki, a na podłodze plamy krwi. Gdzie jest Miranda? Gdy Ryan zgłasza policji zaginięcie żony, sprawy zaczynają się komplikować. Wkrótce nieopodal miejsca jej zniknięcia detektywi odnajdują zwłoki młodej kobiety. W tym samym czasie do redakcji „Los Angeles Times” trafia taśma filmowa, która miała nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Policja wznawia sprawę zaginięcia kobiety sprzed kilkunastu lat. Czy uda się odkryć, co łączy Paulę Hiks i Mirandę Huff? Czy za zniknięciem kobiet stoi ta sama osoba? I kto tak naprawdę jest ofiarą, a kto oprawcą?
Javier Castillo stworzył świetną, trzymającą w napięciu intrygę. Pozycja obowiązkowa dla miłośników thrillerów
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-07758-0 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ryan
Następny ranek
25 września 2015
Nadal prześladował mnie zapach krwi. Nadal miałem przed oczami obraz powiewającej na wietrze taśmy policyjnej, którą zabezpieczono samochód Mirandy, i świateł latarek tańczących w ciemnościach spowijających Hidden Springs. Nadal rozbrzmiewała mi w uszach złowroga cisza panująca w domku. Miranda przepadła bez śladu. Jakby pochłonęła ją ziemia, jakby wessał ją ciemny las. Moja żona zniknęła.
Rzuciłem się na kanapę w salonie naszego nic niewartego okazałego domu i próbowałem pozbierać myśli. Przez cienkie firanki przenikało poranne światło. Zakryłem oczy dłonią. Nagle usłyszałem głośne stukanie do drzwi. Praktycznie nie spałem. Wróciłem do domu o świcie, jakieś dwie godziny wcześniej. To była jedna z najgorszych nocy w moim życiu. Nie zdołałem jeszcze przetrawić tego, co się stało. Ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę, była rozmowa z kurierem, czy kogo tam licho przyniosło. Byłem wykończony, udałem więc, że nikogo nie ma w domu. Wziąłem kilka głębokich wdechów, a kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem nad sobą pozbawioną wyrazu twarz Mirandy. Patrzyła na mnie z góry, jak zawsze.
Przełknąłem ślinę i już miałem zapytać, gdzie była, ale kiedy mrugnąłem, zniknęła. Znowu.
Łomotanie przybierało na sile. A jeśli to Miranda chce się wytłumaczyć, dlaczego przepadła bez słowa wyjaśnienia? Zerwałem się z kanapy i pobiegłem do wyjścia.
– Miranda?! – wrzasnąłem, łapiąc za złotą gałkę. Otwierając drzwi, nawet nie zapytałem kto tam.
– Panie Huff... – odezwał się kobiecy głos.
Nie od razu ją poznałem. Policjantka spoglądała na mnie z powagą. Miała na sobie to samo ubranie co ubiegłej nocy, podobnie jak ja.
– Ach, to pani – odpowiedziałem rozczarowany. – Może mówić pani do mnie Ryan – dodałem. Odwróciłem się i poczłapałem w stronę kanapy. – Dowiedziała się pani czegoś?
– Nieopodal miejsca, gdzie zniknęła pańska żona, znaleźliśmy zwłoki kobiety – poinformowała, nie ruszając się z progu.
Znieruchomiałem w pozycji tyłem do drzwi. Serce podskoczyło mi do gardła, ledwie mogłem oddychać.
– Panie Huff? Słyszy mnie pan?
Rozmawialiśmy kilka godzin wcześniej, kiedy zgłosiłem zaginięcie Mirandy. Nie spodziewałem się wtedy takiego zakończenia. Wierzyłem, że moja żona wróci do domu jak gdyby nigdy nic i uraczy mnie jakąś historyjką, która wyjaśni powody jej dziwnego zniknięcia. Że skończy się na jakiejś nieprawdopodobnej opowieści, kolejnej do kolekcji.
– Zwłoki były zakopane płytko pod ziemią – ciągnęła policjantka – przy leśnej ścieżce uczęszczanej przez turystów odwiedzających Hidden Springs.
Nazwa miasteczka odbiła się echem w mojej głowie. Hidden Springs. Policjantka mówiła dalej: ojciec z synem zauważyli wystającą z ziemi stopę, odsłoniętą przez deszcz. Tymczasem ja nadal stałem bez ruchu, odwrócony plecami do drzwi. Próbowałem powstrzymać łzy.
– Panie Huff, wiem, że jest panu trudno i że to nie najlepszy moment... – przerwała, po czym dodała już innym tonem – ...ale musi pan zidentyfikować zwłoki.ROZDZIAŁ 4
Ryan
Domek
24 września 2015
Pożegnałem się z Blackiem i ruszyłem w stronę drzwi. Po drodze minąłem parę rozentuzjazmowanych Japończyków, którzy chcieli zrobić sobie z nim zdjęcie.
– Baw się dobrze! – zawołał, kiedy odchodziłem od stolika. Nawet nie odwróciłem głowy.
„Baw się dobrze”. Jakby to było możliwe z Mirandą. Nie pamiętałem już, kiedy ostatnio dobrze się z nią bawiłem. Chyba zapomniałem nawet, jak brzmi jej śmiech. Wiem, że go uwielbiałem, dodawał mi skrzydeł, cieszyłem się, że to ja jestem jego przyczyną, ale teraz trudno mi sobie przypomnieć jego brzmienie.
Nie żebym w ciągu ostatnich miesięcy nie słyszał, jak się śmieje – po prostu jej śmiech był teraz inny. Jakby przygaszony. Kiedy rzucałem jakiś żart, jej grzecznościowy chichot trwał dokładnie tyle, ile powinien, i urywał się raptownie, jakby już wykonała swoje zadanie i nie musiała się więcej wysilać. Nietrudno zauważyć, że ktoś śmieje się tylko z obowiązku. Śmiech jest jak orgazm. Albo wydobywa się ze środka, z wnętrzności, albo od razu się orientujesz, że coś nie gra.
Od jakiegoś czasu Miranda udawała również orgazmy. Chociaż akurat tego, jak wyglądały, kiedy naprawdę czerpaliśmy przyjemność z seksu, nie zapomniałem. Zazwyczaj drżał jej brzuch, wykonywała gwałtowne ruchy talią, wbijała mi palce w łopatki, oboje dyszeliśmy. Ale któregoś dnia już tylko jęczała i przyciskała mnie do siebie, jakbym był głupi i się nie orientował, że chce jak najszybciej zakończyć te męki. Przyznam, że były okresy, kiedy nie miałem ochoty na seks, bo bałem się, że znowu będzie udawać. Przytłaczała mnie myśl, że mielibyśmy leżeć nago jedno na drugim i okłamywać nawet nasze ciała. Nagość sprawia, że jesteś bardziej bezbronny. Nie należy kłamać, kiedy nie masz na sobie ubrania. To bez sensu. Obnażanie się przed drugą osobą powinno dotyczyć zarówno ciała, jak i duszy, a my od jakiegoś czasu obnażaliśmy tylko ciała. Chyba żaden mężczyzna nie chce myśleć, że nie jest w stanie zaspokoić swojej kobiety. Ale zdarzały się wyjątki. Na przykład tego ranka pod prysznicem była bardziej rozochocona... bardziej swawolna, że się tak wyrażę. Szczerze mówiąc, ogromnie mi się to podobało. Miałem wręcz wrażenie, że jest jak dawniej. Staliśmy pod strumieniem wody, gryzła moją wargę, przywierała do mnie i obejmowała mnie nogami, jakby złapała mnie w sidła, z których już się nie uwolnię.
Pomyślałem, że może nasza leśna przygoda roznieci ogień, którego nam brakuje, ale kiedy było już po wszystkim, Miranda bez słowa dokończyła toaletę i szybko się ubrała. Zmroziła mnie jej obojętność. Jakby do niczego nie doszło. Nic nie powiedziała, po prostu wyszła z łazienki. Poczułem się tak, jakbym mieszkał z obcą osobą. Do głowy przyszła mi tylko ta jedna myśl: „Gdzie się ukryłaś, Mirando?”.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem na wschód. Nie spieszyło mi się. Miranda powiedziała, że przyjedzie dopiero wieczorem. Zatrzymałem się w kilku miejscach, żeby zrobić ostatnie zakupy i załatwić parę spraw. Wstąpiłem do Nicksa po butelkę wina i do księgarni po dwa thrillery, na wypadek gdyby plan się nie powiódł. Miały być alternatywą dla kłótni z Mirandą. Doktor Morgan postawił sprawę jasno: „Jeżeli zaczniecie się kłócić, rozdzielcie się na chwilę, zróbcie coś innego, a kiedy minie wzburzenie, wróćcie do rozmowy. Jedyna zasada obowiązująca w ten weekend jest taka, że nie możecie zrezygnować z planu”. Spędzenie dwóch dni na piciu i czytaniu wcale nie brzmiało tak źle, nawet jeśli miała mi towarzyszyć Miranda.
Spojrzałem na zegarek. Była już osiemnasta, dzień minął niepostrzeżenie, a ja wciąż szukałem pretekstów, żeby odwlec moment wyjazdu do Hidden Springs, górskiej miejscowości na zachód od Big Pines, gdzie wynajęliśmy domek. Wszyscy znają Big Pines z powodu Mountain High Resort, stacji narciarskiej w górach San Gabriel. Hidden Springs leży w samym sercu Angeles National Park, ale nie jest tak bardzo uczęszczane. W rzeczywistości to mała mieścina, o którą zahacza się przejazdem. Według strony internetowej gminy – sam tekst na białym tle ujęty w czterech podpunktach – Hidden Springs liczy sobie trzy tysiące mieszkańców i sto atrakcji. Dokładnie sto. Ni więcej, ni mniej. Ta informacja zwróciła moją uwagę, tym bardziej że do atrakcji zaliczono stację benzynową, supermarket i remizę strażacką.
Jak już wspomniałem, Hidden Springs polecił nam doktor Morgan. Nie było tam drogo, zwłaszcza o tej porze roku, kiedy jeszcze nie spadł śnieg, a górski klimat nie dawał się za bardzo we znaki. Miejscowość leży na wysokości około dwóch tysięcy pięciuset metrów nad poziomem morza, więc pogoda bywa zmienna, nawet we wrześniu, mimo że to hrabstwo Los Angeles. Latem możesz dosłownie się upiec, a zimą spada tyle śniegu, że zamarzają ci jaja. Idealne miejsce na nieudany wypad.
Po godzinie skręciłem w szosę numer dwa prowadzącą do Big Pines i Hidden Springs. Ze wskazówek Mirandy wynikało, że chatka znajduje się na południe od miejscowości, piętnaście minut jazdy drogą gruntową odchodzącą od ulicy z targowiskiem.
Dotarłem do Hidden Springs przed zmrokiem i od razu natknąłem się na Merry Café, kawiarnię mieszczącą się w pomalowanym na zielono drewnianym domku, przez cały rok ozdobionym lampkami choinkowymi, by zwrócić uwagę podróżnych przejeżdżających szosą numer dwa, która prowadziła także do Los Angeles. Miałem ochotę na kawę. Akurat kiedy nadjeżdżałem, zapaliły się światełka na dachu, piekielnie skuteczne w przyciąganiu komarów. Sprawdziłem godzinę. Musiałem jeszcze znaleźć domek, gdzieś na południe od Hidden Springs, a instrukcje Mirandy były dość skąpe. Wjechałem pod górkę i na końcu Crest Street skręciłem w drogę gruntową, o której wspomniała żona. Bałem się, że koła ugrzęzną w błocie. Minąłem kilka chatek rozsianych między sosnami, a kiedy wreszcie dotarłem do skupiska drewnianych domków kempingowych, dostałem wiadomość od Mirandy. Przeczytałem ją, trzymając kierownicę jedną ręką: „Widzę cię”.
Tylko tyle. Zwolniłem i zacząłem rozglądać się na boki, żeby wypatrzeć między drzewami jej samochód zaparkowany przed którymś z domków. Wiadomość wydała mi się dziwna: dwa proste słowa, ale jakże wieloznaczne. Zapadła noc, w zasięgu wzroku nie było żadnych aut, chatki tonęły w mroku, tylko na końcu drogi majaczyło światełko. Poszczególne domki dzieliło od siebie jakieś sto metrów, więc na oko miałem do pokonania jeszcze ze trzysta. Zaparkowałem przed chatką z numerem jedenaście. Zdziwiło mnie, że palą się w niej wszystkie światła. Przed wejściem stał samochód Mirandy, czerwony chrysler SUV z rejestracją z Nevady. Pomyślałem, że pewnie czeka na mnie naburmuszona, bo przyjechałem po niej. W tej części nie było latarni, jedyne światło, padając z wnętrza domku, oświetlało mały drewniany ganek i przód mojego auta.
Sięgnąłem po torby z jedzeniem leżące na fotelu pasażera i, zanim wysiadłem, wziąłem głęboki oddech. Nie wiedzieć czemu, miałem ściśnięte gardło. Nie podobało mi się, że na siłę odbudowujemy nasz związek, że doszliśmy do miejsca, w którym musimy organizować taki wyjazd, bo inaczej nie jesteśmy w stanie się dogadać. Co się z nami stało? Jak do tego dopuściliśmy?
Zajrzałem przez szybę i uśmiechnąłem się pojednawczo na wypadek, gdyby Miranda wypatrywała mnie przez okno, ale jej nie zobaczyłem. Podszedłem do wejścia i chciałem wystukać rytm La cucaracha, ale po pierwszym puknięciu w drewno drzwi powoli się uchyliły. Miranda musiała zostawić je dla mnie otwarte. Zdziwiłem się, że nie ma jej w salonie.
Z kranu w kuchni leciała woda, na brązowej kanapie leżały nasze walizki, na kuchennym blacie stały dwa kieliszki z winem, na gramofonie skrzypiała skończona płyta.
– Mirando?! – krzyknąłem w stronę przedpokoju w głębi, gdzie powinny znajdować się łazienka i sypialnia. Nie odpowiedziała.
Zdecydowanym krokiem wszedłem do przedpokoju. Miałem dziwne wrażenie, że coś jest nie tak: cisza panująca w tej części domku była tak przytłaczająca, że coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie zastanę tu żony. Deski trzeszczały mi pod stopami, zapach świeżo polakierowanego drewna wypełniał nozdrza.
– Mirando? – powtórzyłem. – Chowanie się przede mną to jedna z gierek, które zasugerował ci doktor Morgan?
Rozbawiło mnie, że nie odpowiada. Pomyślałem, że siedzi zamknięta w szafie albo czai się wśród drzew w lesie i obserwuje mnie z ukrycia swoim psotnym spojrzeniem. Przyznam, że gdy przypomniałem sobie, jaka była kiedyś figlarna, zacząłem inaczej patrzeć na nasz wspólny weekend: może mimo wszystko spędzimy go miło, jak para studentów, którzy pod nieobecność rodziców mają dla siebie wolną chatę.
– Dobra, skoro chcesz się bawić, to się bawmy! – krzyknąłem na tyle donośnie, żeby mój głos rozniósł się po całym domku.
Skradałem się tak, by nie robić hałasu. Chciałem zaskoczyć Mirandę w najmniej spodziewanym momencie. Jak na początku naszej znajomości: pamiętałem, jak wtedy krzyczała, jak zanosiliśmy się śmiechem, kiedy brałem ją w ramiona, podnosiłem do góry i łaskotałem. Takie zabawy zawsze kończyły się w łóżku. Zdjąłem buty i posuwałem się wzdłuż ściany, żeby nie zdradziło mnie skrzypienie drewnianej podłogi. Dotarłem do końca przedpokoju, pchnąłem drzwi do łazienki i oniemiałem. Nie wiedziałem, co myśleć: zasłona prysznicowa leżała na podłodze, ochlapana krwią.
– Mirando! – zawołałem wystraszony. – Mirando!
Pobiegłem do sypialni z nadzieją, że ją tam zastanę, ale zobaczyłem tylko rozgrzebane łóżko oświetlone blaskiem lampki stojącej na szafce nocnej. Wracając do salonu, rozglądałem się na boki – liczyłem na to, że zaraz gdzieś się pojawi, ze śmiechem i słowami, że to tylko żart, ale mijały kolejne sekundy, a moje wołania pozostawały bez odpowiedzi. Intuicja podpowiadała mi, że przytrafiło jej się coś złego. Wziąłem ze stołu komórkę i zadzwoniłem. Modliłem się, żeby odebrała. Poczułem ukłucie w piersiach, kiedy okazało się, że ma wyłączony telefon.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------