Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Co to jest obłomowszczyzna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Co to jest obłomowszczyzna - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 209 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Gdzież jest ten, kto mógł­by w ję­zy­ku oj­czy­stym prze­mó­wić Ro­sja­nom do ser­ca i wy­rzec to wszech­po­tęż­ne sło­wo „na­przód”? Stu­le­cia mi­ja­ją, a pół mi­lio­na wał­ko­ni, le­niu­chów i głup­ców śpi mar­twym snem, rzad­ko ro­dzi się na Rusi czło­wiek, któ­ry by umiał wy­rzec to sło­wo wszech­po­tęż­ne…

Go­gol

Dzie­sięć lat cze­ka­ło spo­łe­czeń­stwo na­sze na po­wieść Gon­cza­ro­wa. Jesz­cze przed jej uka­za­niem się w dru­ku mó­wio­no, że bę­dzie to dzie­ło nie­zwy­kłe. Spo­dzie­wa­no się po książ­ce bar­dzo wie­le. Tym­cza­sem pierw­sza część po­wie­ści, na­pi­sa­na w 1849 r., da­le­ka od za­in­te­re­so­wań chwi­li bie­żą­cej, wy­da­ła się wie­lu czy­tel­ni­kom nud­na. W tym sa­mym cza­sie wy­szło „Szla­chec­kie gniaz­do” i dzię­ki swe­mu po­etyc­kie­mu, wiel­ce sym­pa­tycz­ne­mu ta­len­to­wi au­tor tego utwo­ru wy­wo­łał za­chwyt po­wszech­ny. „Ob­ło­mow” po­zo­stał dla wie­lu w cie­niu; nie­zwy­kle sub­tel­na i głę­bo­ka ana­li­za psy­cho­lo­gicz­na, tak istot­na dla ca­łej po­wie­ści Gon­cza­ro­wa, wy­da­ła się wie­lu czy­tel­ni­kom na­wet nu­żą­ca. Pu­blicz­ność, któ­ra lubi po­wierz­chow­ną, zaj­mu­ją­cą fa­bu­łę, do­szła do wnio­sku, że pierw­sza część po­wie­ści nuży, gdyż do jej koń­ca bo­ha­ter leży wciąż na tej sa­mej ka­na­pie, na któ­rej za­sta­li­śmy go w pierw­szym roz­dzia­le. Ci zaś czy­tel­ni­cy, któ­rzy są zwo­len­ni­ka­mi li­te­ra­tu­ry kry­ty­ku­ją­cej na­sze oby­cza­je, wy­ra­ża­li nie­za­do­wo­le­nie, że ofi­cjal­na stro­na na­sze­go ży­cia spo­łecz­ne­go zo­sta­ła w po­wie­ści po­mi­nię­ta. Sło­wem – na licz­nych czy­tel­ni­kach pierw­sza część po­wie­ści wy­war­ła wra­że­nie nie­ko­rzyst­ne.

Z róż­nych wzglę­dów moż­na się było spo­dzie­wać, że i cała po­wieść nie bę­dzie mia­ła po­wo­dze­nia, przy­najm­niej wśród na­szej pu­blicz­no­ści, któ­ra przy­zwy­cza­iła się w ogó­le trak­to­wać li­te­ra­tu­rę pięk­ną jak roz­ryw­kę i oce­niać dzie­ła li­te­rac­kie na pod­sta­wie pierw­sze­go wra­że­nia. Tym ra­zem jed­nak praw­da ar­ty­stycz­na szyb­ko zwy­cię­ży­ła. Dal­sze roz­dzia­ły po­wie­ści za­tar­ły pierw­sze, nie­ko­rzyst­ne wra­że­nie, ja­kie od­nie­śli nie­któ­rzy czy­tel­ni­cy, i na­wet ci, któ­rzy naj­mniej z Gon­cza­ro­wem sym­pa­ty­zo­wa­li, ule­gli prze­moż­ne­mu wpły­wo­wi jego ta­len­tu. Ta­jem­ni­ca ta­kie­go po­wo­dze­nia tkwi, jak się zda­je, za­rów­no w sile tego ta­len­tu jak i w nie­zwy­kle bo­ga­tej tre­ści utwo­ru.

Może się wy­dać dziw­ne, że mó­wi­my o nie­zwy­kłym bo­gac­twie tre­ści utwo­ru, w któ­rym, jak to wy­ni­ka z cha­rak­te­ru głów­nej po­sta­ci, pra­wie w ogó­le nie ma ak­cji. Mamy jed­nak na­dzie­ję, że wy­ja­śni­my na­szą myśl bli­żej w dal­szym cią­gu ar­ty­ku­łu, któ­re­go głów­nym ce­lem jest wy­po­wie­dze­nie kil­ku uwag i wnio­sków na­su­wa­ją­cych się, na­szym zda­niem, w związ­ku z po­wie­ścią Gon­cza­ro­wa.

O „Ob­ło­mo­wie” uka­że się nie­wąt­pli­wie mnó­stwo ar­ty­ku­łów kry­tycz­nych. Praw­do­po­dob­nie znaj­dą się wśród nich za­rów­no ar­ty­ku­ły ó cha­rak­te­rze ko­rek­tor­skim, do­szu­ku­ją­ce się ja­kichś bra­ków w ję­zy­ku i sty­lu, jak i ar­ty­ku­ły pa­te­tycz­ne, któ­re będą się uno­si­ły nad uro­kiem po­szcze­gól­nych scen, opi­sów i cha­rak­te­rów, a wresz­cie ar­ty­ku­ły es­te­tycz­no-ap­te­kar­skie, po­świę­co­ne grun­tow­ne­mu zba­da­niu, czy aby po­szcze­gól­ne oso­by po­wie­ści otrzy­ma­ły od­po­wied­nią i zgod­ną z re­cep­tą es­te­tycz­ną daw­kę ta­kich czy in­nych cech i czy za­sto­so­wa­ły się do wska­za­ne­go w re­cep­cie spo­so­bu uży­cia. Nie mamy naj­mniej­szej ocho­ty wda­wać się w tego ro­dza­ju sub­tel­no­ści. Czy­tel­ni­cy nie będą się chy­ba zbyt­nio mar­twi­li, je­że­li nie bę­dzie­my się za­drę­cza­li roz­wa­ża­nia­mi, czy to a to po­wie­dze­nie ści­śle od­po­wia­da cha­rak­te­ro­wi bo­ha­te­ra po­wie­ści oraz jego sta­no­wi­sku, czy też kil­ka wy­ra­zów na­le­ży w nim prze­sta­wić itp. Wo­bec tego, że nie za­słu­ży­my chy­ba na po­tę­pie­nie, gdy zaj­mie­my się bar­dziej ogól­ny­mi roz­wa­ża­nia­mi nad tre­ścią i zna­cze­niem po­wie­ści Gon­cza­ro­wa, cho­ciaż oczy­wi­ście ze stro­ny praw­dzi­wych kry­ty­ków spo­tka­my się zno­wu z za­rzu­tem, że na­pi­sa­li­śmy ar­ty­kuł nie o Ob­ło­mo­wie, lecz tyl­ko w związ­ku z Ob­ło­mo­wem. Wy­da­je się nam, że w sto­sun­ku do Gon­cza­ro­wa – w więk­szym stop­niu niż w sto­sun­ku do ja­kie­go­kol­wiek in­ne­go au­to­ra kry­ty­ka ma obo­wią­zek wy­snuć z jego utwo­rów wnio­ski ogól­ne. Są au­to­rzy, któ­rzy sami się tej pra­cy po­dej­mu­ją i tłu­ma­czą czy­tel­ni­ko­wi cel i sens swo­ich wła­snych utwo­rów. Inni au­to­rzy na­wet nie mó­wią ja­sno o swo­ich za­mia­rach, lecz w toku opo­wia­da­nia dążą do tego, żeby kon­cep­cja ich zo­sta­ła wy­raź­nie i pra­wi­dło­wo zro­zu­mia­na. Tacy au­to­rzy na każ­dej stro­ni­cy usi­łu­ją dać czy­tel­ni­kom do zro­zu­mie­nia, o co im cho­dzi, i trze­ba być bar­dzo nie­do­myśl­nym, żeby ich nie zro­zu­mieć… W re­zul­ta­cie ta­kiej lek­tu­ry czy­tel­nik w mniej­szym lub więk­szym stop­niu (za­leż­nie od ta­len­tu au­to­ra) go­dzi się z kon­cep­cją, któ­ra sta­no­wi pod­sta­wę utwo­ru. Wszyst­ko inne ulat­nia się w cią­gu dwóch go­dzin po prze­czy­ta­niu książ­ki.

Cał­kiem in­a­czej jest u Gon­cza­ro­wa. Au­tor nie wy­snu­wa i jak wi­dać, nie chce wy­snuć żad­nych wnio­sków. Ży­cie, któ­re od­twa­rza w utwo­rze, trak­tu­je nie jako pre­tekst do abs­trak­cyj­ne­go fi­lo­zo­fo­wa­nia, lecz jako cel sam w so­bie. Ani czy­tel­nik, ani wnio­ski, ja­kie z po­wie­ści on wy­snu­je, au­to­ra nie ob­cho­dzą; to jest wa­sza pry­wat­na spra­wa. Je­że­li omy­li­cie się – miej­cie pre­ten­sje do wła­snej krót­ko­wzrocz­no­ści, ale w żad­nym ra­zie nie do au­to­ra. Au­tor roz­ta­cza przed wami pla­stycz­ny ob­raz i rę­czy tyl­ko za po­do­bień­stwo ob­ra­zu do rze­czy­wi­sto­ści; nie­chaj już sam czy­tel­nik oce­ni od­two­rzo­ne przez au­to­ra przed­mio­ty; jemu jest to cał­ko­wi­cie obo­jęt­ne. Gon­cza­row nie ma rów­nież tej go­rą­cej uczu­cio­wo­ści, któ­ra sta­no­wi naj­więk­szą siłę i urok nie­któ­rych ta­len­tów. Tur­gie­niew, na przy­kład, mówi o bo­ha­te­rach wła­snych dzieł jak o bli­skich so­bie lu­dziach, od­sła­nia żywe uczu­cia wzbie­ra­ją­ce w ich pier­si i bada je ze wzru­sza­ją­cą czu­ło­ścią, z bo­le­snym drże­niem; au­tor cie­szy się i cier­pi ra­zem z po­sta­cia­mi, któ­re po­wo­łał do ży­cia, i sam ule­ga tej peł­nej cza­ru i po­ezji at­mos­fe­rze, jaką chęt­nie je zwy­kle ota­cza…

Ta po­sta­wa au­to­ra udzie­la się czy­tel­ni­ko­wi i Tur­gie­niew po­zy­sku­je jego sym­pa­tię, od pierw­szej stro­ni­cy przy­ku­wa jego my­śli i uczu­cia do opo­wia­da­nia, każe mu prze­żyć i wczuć się w sy­tu­ację, w któ­rej wy­stę­pu­ją bo­ha­te­ro­wie po­wie­ści. Upły­nie dużo cza­su – wą­tek utwo­ru może się w pa­mię­ci czy­tel­ni­ka za­trzeć, po­dob­nie jak i łącz­ność mię­dzy po­szcze­gól­ny­mi wy­da­rze­nia­mi, cha­rak­te­ry­sty­ka po­szcze­gól­nych osób i sy­tu­acji może ujść uwa­gi czy­tel­ni­ka, moż­na wresz­cie za­po­mnieć wszyst­ko, co się prze­czy­ta­ło; za­wsze pa­mięt­ne i dro­gie bę­dzie jed­nak to żywe, ra­do­sne wra­że­nie, któ­re­go się do­zna­ło pod­czas czy­ta­nia utwo­ru.

Coś wręcz od­mien­ne­go wi­dzi­my w twór­czo­ści Gon­cza­ro­wa. Nie jest… on prze­wraż­li­wio­ny. Gon­cza­row nie za­śpie­wa pie­śni li­rycz­nej na wi­dok róży czy sło­wi­ka; owszem, zwró­ci na to uwa­gę, za­trzy­ma się, bę­dzie się dłu­go wpa­try­wał i wsłu­chi­wał, za­sta­no­wi się… Trud­no zro­zu­mieć do­kład­nie, jaki pro­ces do­ko­ny­wa się tym­cza­sem w jego du­szy… Au­tor za­czy­na coś kre­ślić… Wpa­tru­je­cie się z re­zer­wą w nie­wy­raź­ne jesz­cze za­ry­sy… Ale oto sta­ją się one co­raz wy­raź­niej­sze, wy­raź­niej­sze i pięk­niej­sze… i na­gle, nie wia­do­mo ja­kim cu­dem, wy­ła­nia się przed wami z tych za­ry­sów i róża, i sło­wik w peł­ni swe­go cza­ru i pięk­na. Wi­dzi­cie nie tyl­ko pla­stycz­ny ob­raz, ale czu­je­cie woń róży, sły­szy­cie tre­le sło­wi­cze… Je­śli róża i sło­wik po­bu­dza­ją was do tego, śpie­waj­cie pieśń li­rycz­ną; ar­ty­sta zro­bił swo­je i za­do­wo­lo­ny z dzie­ła od­su­wa się na bok; wię­cej nic nie doda… „By­ło­by to da­rem­ne – my­śli ar­ty­sta – je­śli sam ob­raz nie prze­ma­wia wam do ser­ca, to cóż mo­gły­by po­wie­dzieć sło­wa?…”

Na tym, że au­tor umie od­two­rzyć przed­miot w ca­łej peł­ni, wy­ryć go, wy­rzeź­bić – po­le­ga naj­więk­sza za­le­ta ta­len­tu Gon­cza­ro­wa. To go wła­śnie wy­róż­nia wśród współ­cze­snych pi­sa­rzy ro­syj­skich i tłu­ma­czy inne wła­ści­wo­ści jego ta­len­tu. Ma on zdu­mie­wa­ją­cą zdol­ność – w każ­dej chwi­li po­tra­fi uchwy­cić prze­lot­ne zja­wi­sko ży­cio­we w ca­łej jego peł­ni i świe­żo­ści, i trzy­ma je przed sobą, do­pó­ki nie sta­nie się cał­ko­wi­tą wła­sno­ścią ar­ty­sty. Ja­sny, świe­tli­sty pro­mień ży­cia pada na nas wszyst­kich, ale za­le­d­wie mu­śnie na­szą świa­do­mość, na­tych­miast nik­nie. A za… nim idą inne pro­mie­nie od in­nych przed­mio­tów i tak­że nik­ną rów­nie szyb­ko, nie zo­sta­wia­jąc pra­wie śla­du. W ten spo­sób upły­wa całe ży­cie. Ar­ty­sta na­to­miast re­agu­je in­a­czej; w każ­dej rze­czy umie uchwy­cić coś so­bie bli­skie­go i po­krew­ne­go, umie za­trzy­mać się na tym mo­men­cie, któ­ry go spe­cjal­nie za­in­te­re­so­wał. W za­leż­no­ści od cha­rak­te­ru ta­len­tu i od stop­nia jego wy­ro­bie­nia do­stęp­na ar­ty­ście sfe­ra prze­żyć może się zwę­żać lub roz­sze­rzać, wra­że­nia mogą być bądź żyw­sze bądź głęb­sze, go­ręt­sze lub spo­koj­niej­sze w wy­ra­zie. Czę­sto­kroć sym­pa­tią po­ety cie­szy się pew­na okre­ślo­na wła­ści­wość przed­mio­tów; wła­ści­wość tę sta­ra się ar­ty­sta wszę­dzie od­szu­kać i uwy­pu­klić, upa­tru­je głów­ny cel w jak naj­bar­dziej pla­stycz­nym i bez­po­śred­nim jej od­two­rze­niu i po­świę­ca temu prze­waż­nie cały swój ar­tyzm.

Tak ro­dzą się ar­ty­ści, któ­rych prze­ży­cia we­wnętrz­ne łą­czą się nie­ro­ze­rwal­nie ze świa­tem zja­wisk ze­wnętrz­nych i któ­rzy oglą­da­ją ży­cie oraz na­tu­rę przez pry­zmat do­mi­nu­ją­ce­go w nich sa­mych na­sta­wie­nia. Nie­któ­rzy pod­po­rząd­ko­wu­ją wszyst­ko po­czu­ciu pla­stycz­ne­go pięk­na, inni od­twa­rza­ją prze­waż­nie ła­god­ne i sym­pa­tycz­ne ce­chy, jesz­cze inni przy każ­dej spo­sob­no­ści dają wy­raz wła­snym hu­ma­ni­tar­nym i spo­łecz­nym ten­den­cjom itd.

Gon­cza­row nie zdra­dza wła­ści­wie żad­nej z tych cech. Ma inną wła­ści­wość: spo­kój i do­sko­na­łość po­etyc­kiej wi­zji świa­ta. Nic nie po­chła­nia go wy­łącz­nie, względ­nie wszyst­kie­mu po­świę­ca jed­na­ko­wo wie­le uwa­gi. Nie ule­ga jed­no­stron­ne­mu wra­że­niu, jed­ne­mu mo­men­to­wi wy­da­rze­nia, lecz bada… zja­wi­sko wszech­stron­nie, bada wszyst­kie sta­dia jego pro­ce­su i po­tem do­pie­ro za­bie­ra się do ar­ty­stycz­ne­go prze­two­rze­nia zja­wisk. Dzię­ki temu sto­su­nek au­to­ra do od­twa­rza­nych przed­mio­tów jest bar­dziej obiek­tyw­ny i bez­stron­ny, z więk­szą ści­sło­ścią kre­śli on drob­ne na­wet szcze­gó­ły i z jed­na­ko­wą dba­ło­ścią opra­co­wu­je wszyst­kie mo­men­ty po­wie­ści.

Dla­te­go wła­śnie nie­któ­rzy czy­tel­ni­cy od­no­szą wra­że­nie, że po­wieść Gon­cza­ro­wa jest roz­wle­kła. Zresz­tą jest ona rze­czy­wi­ście roz­wle­kła. W pierw­szej czę­ści au­tor opi­su­je, jak Ob­ło­mow leży na oto­ma­nie; w dru­giej – wi­zy­tę Ob­ło­mo­wa u Il­jiń­skich oraz mi­łość wza­jem­ną Olgi i Ob­ło­mo­wa; w trze­ciej czę­ści Olga prze­ko­nu­je się, że za­wio­dła się na Ob­ło­mo­wie, i ich dro­gi ży­cio­we roz­cho­dzą się; w czwar­tej czę­ści Olga wy­cho­dzi za mąż za przy­ja­cie­la Ob­ło­mo­wa, Sztol­ca, a Ob­ło­mow żeni się z wła­ści­ciel­ką tej ka­mie­ni­cy, w któ­rej wy­naj­mu­je miesz­ka­nie. To wszyst­ko. Au­tor nie wpla­ta w po­wieść żad­nych wy­da­rzeń ze­wnętrz­nych, żad­nych prze­szkód (z wy­jąt­kiem chy­ba tyl­ko tego, że ro­ze­bra­no most na Ne­wie, co po­ło­ży­ło kres spo­tka­niom Olgi i Ob­ło­mo­wa), żad­nych po­stron­nych oko­licz­no­ści. Le­ni­stwo i apa­tia Ob­ło­mo­wa – to je­dy­na sprę­ży­na ak­cji w ca­łej jego hi­sto­rii. Jak­że moż­na to było roz­cią­gnąć na czte­ry czę­ści! Gdy­by inny au­tor ob­rał ten te­mat, po­trak­to­wał­by go in­a­czej: na­pi­nał­by z pięć­dzie­siąt lek­kich, zaj­mu­ją­cych stro­nic, uło­żył­by za­baw­ną far­sę, wy­śmiał­by swe­go le­niu­cha, do­dał­by tro­chę za­chwy­tów nad Olgą i Sztol­cem i na tym krop­ka. Opo­wia­da­nie nie by­ło­by nud­ne, cho­ciaż nie mia­ło­by spe­cjal­nej war­to­ści ar­ty­stycz­nej.

Gon­cza­row za­brał się do rze­czy in­a­czej. Sko­ro już zwró­cił uwa­gę na pew­ne zja­wi­sko, nie chciał się od nie­go ode­rwać, do­pó­ki nie zba­da go do koń­ca, do­pó­ki nie zgłę­bi przy­czyn jego po­wsta­nia i nie ujaw­ni związ­ku tego zja­wi­ska ze wszyst­ki­mi to­wa­rzy­szą­cy­mi mu zja­wi­ska­mi. Au­tor chciał do­piąć tego, aby ze zja­wi­ska przy­pad­ko­we­go, z któ­rym się prze­lot­nie ze­tknął, stwo­rzyć ob­raz ty­po­wy, nadać mu cha­rak­ter ogól­ny i nie­prze­mi­ja­ją­cy. Dla­te­go wszyst­ko to, co do­ty­czy­ło Ob­ło­mo­wa, było dla nie­go waż­ne i cie­ka­we. Wszyst­ko trak­to­wał z mi­ło­ścią, wszyst­ko opi­sał do­kład­nie i szcze­gó­ło­wo. Au­tor wszyst­kim się za­in­te­re­so­wał i od­two­rzył ści­śle i pla­stycz­nie za­rów­no po­ko­je, w któ­rych Ob­ło­mow miesz­kał, jak i dom, o któ­rym Ob­ło­mow do­pie­ro ma­rzył, za­rów­no szla­frok Ob­ło­mo­wa jak i sza­ry sur­dut oraz szcze­ci­nia­ste fa­wo­ry­ty jego słu­gi Za­cha­ra; za­rów­no spo­sób, w jaki Ob­ło­mow pi­sze li­sty, jak i ga­tu­nek pa­pie­ru i atra­men­tu, ja­kie­go użył sta­ro­sta w li­ście do Ob­ło­mo­wa. Au­tor nie może po­mi­nąć na­wet ja­kie­goś ba­ro­na Don Lan­gwa­ge­na, któ­ry nie od­gry­wa w po­wie­ści żad­nej roli, i po­świę­ca ba­ro­no­wi całą, do­sko­na­łą stro­ni­cę, a na­pi­sał­by i wię­cej, gdy­by nie wy­czer­pał te­ma­tu na pierw­szej. Moż­na się zgo­dzić, że szko­dzi to cią­gło­ści ak­cji, nuży obo­jęt­ne­go czy­tel­ni­ka, któ­ry do­ma­ga się cią­gle pod­nie­ty i… sil­nych emo­cji. Sta­no­wi to jed­nak cen­ną wła­ści­wość ta­len­tu Gon­cza­ro­wa i znacz­nie pod­no­si war­tość ar­ty­stycz­ną jego utwo­rów.

Na po­cząt­ku lek­tu­ry wy­da­je się, że pew­ne rze­czy nie są uwa­run­ko­wa­ne bez­względ­ną ko­niecz­no­ścią, nie zo­sta­ły jak gdy­by uzgod­nio­ne z od­wiecz­ny­mi wy­mo­ga­mi sztu­ki. W mia­rę lek­tu­ry czy­tel­nik przy­zwy­cza­ja się jed­nak do świa­ta, któ­ry au­tor przed­sta­wia, i przy­zna­je, że opi­sa­ne przez au­to­ra zja­wi­ska są uza­sad­nio­ne i na­tu­ral­ne; wni­ka­jąc w po­ło­że­nie osób dzia­ła­ją­cych czu­je, że na ich miej­scu i w ich sy­tu­acji nie moż­na i na­wet nie na­le­ży się in­a­czej za­cho­wy­wać. Ule­ga­cie wresz­cie uro­ko­wi drob­nych szcze­gó­łów, któ­re au­tor nie­ustan­nie wtrą­ca i ma­lu­je z za­mi­ło­wa­niem i po mi­strzow­sku. Prze­no­si­cie się cał­kiem do tego świa­ta, do któ­re­go au­tor was wpro­wa­dza: znaj­du­je­cie tu coś bli­skie­go, wi­dzi­cie nie tyl­ko for­mę ze­wnętrz­ną, ale od­sła­nia się przed wami rów­nież istot­na, in­tym­na treść, we­wnętrz­ny świat każ­de­go czło­wie­ka, każ­de­go przed­mio­tu. Po prze­czy­ta­niu ca­łej po­wie­ści czu­je­cie, że myśl wa­sza wzbo­ga­ci­ła się o coś no­we­go, że nowe ob­ra­zy i nowe typy za­pa­dły wam głę­bo­ko w du­szę. Prze­śla­du­ją was dłu­go, wciąż wra­ca­cie do nich my­ślą, chcie­li­by­ście uświa­do­mić so­bie ich zna­cze­nie, sto­su­nek do wa­sze­go ży­cia, cha­rak­te­ru i skłon­no­ści. Ani śla­du ospa­ło­ści i zmę­cze­nia; wra­ca wam rześ­kość my­śli i świe­żość uczuć. Go­to­wi je­ste­ście prze­czy­tać zno­wu wie­le stro­nic, za­sta­na­wiać się nad nimi, dys­ku­to­wać. Tak przy­najm­niej od­dzia­ły­wał Ob­ło­mow na nas: „Sen Ob­ło­mo­wa” i nie­któ­re inne frag­men­ty prze­czy­ta­li­śmy kil­ka­krot­nie; całą nie­mal po­wieść prze­czy­ta­li­śmy dwu­krot­nie i za dru­gim ra­zem po­wieść spodo­ba­ła się nam bo­daj czy nie bar­dziej niż za pierw­szym „i to dzię­ki uro­ko­wi szcze­gó­łów, któ­re au­tor przy­ta­cza w toku ak­cji i któ­re, zda­niem nie­któ­rych czy­tel­ni­ków, czy­nią po­wieść roz­wle­kłą.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: