Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Co ze mną nie tak? O życiu w dysfunkcyjnym domu, środowisku, w Polsce i o tym, jak sobie z tym (nie)radzimy. - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 marca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Co ze mną nie tak? O życiu w dysfunkcyjnym domu, środowisku, w Polsce i o tym, jak sobie z tym (nie)radzimy. - ebook

Co jest ze mną nie tak, jak sobie z tym poradzić i mieć wystarczająco dobre życie?

"Co ze mną nie tak?" to pytanie, które terapeutka Joanna Flis często słyszy w swoim gabinecie od pacjentów. "Tworzę udany związek, a czuję się niekochana". "Mam sukcesy w życiu zawodowym, a uważam siebie za osobę niekompetentną". "Realizuję swoje cele, a nie daje mi to spełnienia". Przyczyną tego permanentnego stanu niezaspokojenia może być dziurawy "koszyk potrzeb".

Koszyk potrzeb to terapeutyczna koncepcja opracowana przez Joannę Flis na potrzeby pracy z pacjentami DDD – dziećmi z domów dysfunkcyjnych. Nadopiekuńczość i emocjonalna niedojrzałość rodziców, ich wygórowane oczekiwania wobec dzieci, ale również system szkolny, środowisko, w którym się wychowywaliśmy budowało dno tego koszyka. Niezaspokojone w dzieciństwie potrzeby sprawiają, że w dorosłym życiu czujemy frustrację i niespełnienie.

Książka Flis może być pierwszym krokiem w indywidualnej pracy nad sobą, ale jest to również głos pokolenia, które autorka zachęca do podjęcia rozmowy na temat wspólnych doświadczeń. Pokolenia dzieci wychowanych z kluczem na szyi, za wcześnie dorosłych, chodzących do szkół, gdzie "masz robić nie myśleć", a nauczyciel zawsze wie lepiej.

Co ze mną nie tak? to książka, która pozwala nam zaakceptować siebie bez obwiniania innych. Uczy, jak możemy zaopiekować się sobą tu i teraz mimo przeszłych zranień. Bez zrozumienia przeszłości nie da się bowiem zrozumieć i tworzyć zdrowej teraźniejszości.

Joanna Flis – jest psycholożką, psychoterapeutką uzależnień i współuzależnienia, psychoterapeutką systemową w procesie certyfikacji, neuroterapeutką i trenerką. Związana z Uniwersytetem Szczecińskim, gdzie prowadzi badania nad rodzinami alkoholowymi i kończy studia doktoranckie. Od ponad dziesięciu lat pracuje w zawodzie terapeuty. Ma swoją prywatną praktykę. Specjalizuje się między innymi w psychoterapii uzależnień i współuzależnienia (PARPA). Prowadzi podcast pt. „Madame Monday”. W 2022 roku ukazała się jej pierwsza książka Współuzależnieni. Jak zatroszczyć się o siebie i budować zdrowe relacje z osobami uzależnionymi.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-6708-4
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE

Wprowadzenie

Każde pokolenie ma wiele elementów wspólnych i choć w problematyce Dorosłego Dziecka z rodziny Dysfunkcyjnej (DDD) odnajdą się wszyscy, którzy wychowali się w dysfunkcyjnym domu, w książce tej postanowiłam skupić się przede wszystkim na historii mojego pokolenia i pokolenia moich rodziców. Uznałam, że nic tak bardzo nie obnaża „podstępnej” natury różnych dysfunkcji jak obejrzenie ich w środowisku naturalnym. Czasem całe społeczności normalizują bowiem coś, co krzywdzi wielu ich członków, i musi minąć dużo czasu, żeby ten mechanizm można było zrozumieć. Z tego właśnie powodu napisanie poniższej książki przyszło mi z trudem. Nie tylko dlatego, że problem dziurawego koszyka dotyka osobiście mnie, moich rodziców, przyjaciół z dzieciństwa, sąsiadów, mnóstwa rówieśników i wiele innych osób, ale dlatego, że pisząc ją, rozpoczęłam istotny proces odczytywania mojej i naszej historii życia na nowo. Zobaczenie oczami dorosłego doświadczeń dzieciństwa i przeanalizowanie tego, co wydawało się niewinne, a nawet zasadne, przez pryzmat przemocy, nadużyć czy naruszeń rzadko bywa proste i wymaga zwykle sporego wysiłku.

Temat dysfunkcyjnych rodzin zaprowadził mnie zdecydowanie dalej, niż początkowo planowałam. Wylał się poza mury rodzinnych domów i okazał zdecydowanie bardziej powiązany z kulturą, w której się wychowywaliśmy, niż mi się wydawało. Zrozumiałam, że to, co robię, jest czymś więcej niż jedynie psychoedukacją w zakresie problemów osób z cechami syndromu DDD. Czułam, że dotykam nas wszystkich – że podczas dzieciństwa przypadającego na okres komuny i transformacji ustrojowej większość z nas doświadczyła różnych dysfunkcji, które objęły swym zasięgiem nie tylko domy, ale i szkoły, Kościół, sąsiedzkie relacje i wszystkie te miejsca, które można by określić jako środowiska ochronne. W trakcie pisania tej książki rozmawiałam dużo z ludźmi i zawsze spotykałam się z tą samą reakcją – żywymi emocjami i wspomnieniami, które tak uparcie próbowano wcześniej stłamsić.

Nigdy nie czułam tak wielkiej pokoleniowej przynależności. Nie spotkałam nikogo, kto zaprzeczyłby większości doświadczeń w niej opisanych, co napawa mnie smutkiem, a jednocześnie nadzieją, że to, co znajduje się na powierzchni, może być zmieniane. Przez cały okres pisania czułam, że robię coś ważnego, coś, co być może uchroni jakąś część z nas przed przekazywaniem tej pokoleniowej sztafety kolejnym dzieciakom. Dlatego ta książka to nie tylko poradnik, ale zapis naszej drogi. Pisząc ją, wiedziałam, że charakterystyczne dla osób z cechami syndromu DDD poczucie, że „jest z nami coś nie tak”, to poczucie zbiorowe, dotyczące całego naszego pokolenia. W trakcie rozmowy z Joanną Chmurą wykrzyczałyśmy to chórem i od tamtej pory wiedziałam, że taki będzie tytuł tego poradnika.

I rzeczywiście wiele mogło być z nami nie tak w czasach, gdy jedynym punktem odniesienia był szary, konserwatywny, nieznoszący krytyki, samodzielnego myślenia i wątpliwości świat. Dziś powoli uczymy się, że bycie sobą jest dozwolone, że można żyć na różne sposoby, że można na różne sposoby kochać, że można wątpić, wierzyć albo nie, że można wyrażać siebie i ŻE RZECZY NA „TAK” JEST JEDNAK ZDECYDOWANIE WIĘCEJ NIŻ TYCH NA „NIE”. Książka, którą trzymasz w dłoni, składa się z dwóch części – pierwszej poradnikowej, pomagającej zrozumieć, w jaki sposób życie w środowisku, które nie zaspokaja podstawowych potrzeb dziecka, odbija się na naszej dorosłości. I drugiej, która stanowi wielogłos naszego pokolenia. Od początku wiedziałam, że do napisania tej książki zaproszę innych specjalistów, z którymi łączy nas – mnie i ciebie – wspólne dzieciństwo. Nie da się bowiem opowiedzieć o naszych problemach i wspólnej historii w pojedynkę.Rozdział 1

Dysfunkcyjna rodzina, czyli jaka?

Jeżeli sięgasz po tę książkę, z pewnością zastanawiasz się, czy twoje dzieciństwo było „WYSTARCZAJĄCO DOBRE”. Być może wątpliwości te pojawiły się wraz z próbą oceny jakości twojego życia tu i teraz, a może regularnie wracają do ciebie wspomnienia z lat młodości, przypominając o tym, czego zapomnieć się nie da. Osoby, u których dzieciństwo odcisnęło bolesne piętno na dorosłości, długo pozostają w sferze „niewiedzy” albo „niepamięci”. Często słyszę, że „zorientowali się”, że ich dzieciństwo odbiegało od zdrowej normy, dopiero po przeczytaniu jakiejś książki, wysłuchaniu audycji czy obejrzeniu filmu. Po moim wykładzie na Uniwersytecie SWPS na temat osób z cechami syndromu Dorosłego Dziec­ka Alkoholika w skrzynce mailowej znalazłam setkę wiadomości od słuchaczy, którzy rozpoznali u siebie omawiane przeze mnie objawy. A przecież problem syndromu DDA jest i w Polsce, i na świecie zdecydowanie bardziej znany i rozpoznawalny niż SYNDROM DOROSŁEGO DZIECKA Z RODZINY DYSFUNKCYJNEJ, któremu jest poświęcona ta książka. To jeden z powodów, dla których postanowiłam przelać na papier swoje terapeutyczne doświadczenia z pracy z ludźmi pochodzącymi z domów dysfunkcyjnych, czyli takich, w których zdrowy rozwój nie jest możliwy z różnych przyczyn: uzależnienia rodziców, ich niedojrzałości albo nadopiekuńczości. Wiedzę tę zdobyłam w poradniach uzależnień, punktach konsultacyjnych dla ofiar przemocy, na warsztatach rozwoju osobistego, podczas prowadzenia grup terapeutycznych i w gabinecie psychoterapeutycznym. Z pewnością książka ta nie wyczerpie całego spektrum problemów osób z syndromem DDD, ale może stać się dobrym punktem wyjścia do dalszej pracy nad sobą – do czego zawsze zachęcam. Sam poradnik nigdy nie zastąpi pracy z psychologiem bądź terapeutą.

Jestem prawie pewna, że sięgasz po tę książkę już po przekroczeniu progu dorosłości. To bardzo charakterystyczne. Nasze mechanizmy obronne działają bardzo intensywnie w dzieciństwie upływającym w dysfunkcyjnym domu, dlatego najczęściej możemy „obejrzeć” naturę naszych zranień dopiero wówczas, gdy znajdziemy się w bezpiecznej odległości od zagrożenia. Wielu osobom to właśnie dorosłość zapewnia tego rodzaju bezpieczeństwo. Czasem jesteśmy w stanie dostrzec niektóre dysfunkcje, dopiero kiedy spotkamy się z innym, zdrowszym modelem życia, czyli przeważnie już po opuszczeniu rodzinnego domu. Oczywiście nie dzieje się to od razu. Zanegowanie wdrukowanych postaw i przekonań na temat siebie i świata to często praca na całe życie. Nasza stara mapa świata przypomina gumkę, którą próbujemy naciągać w nowe miejsce, i gdy tylko zapominamy o konieczności jej trzymania, wszystko wraca do „starego porządku”. Dlatego zanegowanie tego „starego porządku”, sprzeciwienie się rodzinnym normom, zasadom i schematom wymaga włożenia potężnego wysiłku, połączonego z odwagą, która towarzyszy przekroczeniu granic lojalności wobec swoich bliskich. Urealnienie oraz odczytanie własnego dzieciństwa i wszystkich jego zakamarków staje się możliwe dopiero w momencie, gdy maleje wdrukowane poczucie niezdrowej lojalności wobec naszych bliskich. To najważniejsza reguła rodzin, w których zawodzą dorośli. Masz nie widzieć, nie słyszeć i nie czuć tego wszystkiego, co mówi coś niewygodnego o twoich bliskich. Wyjście poza granice tego zobowiązania często jest okupione poczuciem winy i staje się możliwe dopiero wówczas, gdy sami osiągamy dojrzałość. Dzieje się tak również, kiedy zdarzy nam się w jakimś niewielkim, ale jednak wystarczającym stopniu przejść z pozycji zalęknionego i zależnego dziecka do pozycji poturbowanego, ale jednocześnie odważnego człowieka, który osiąga gotowość do tego, aby wrócić do własnej przeszłości i spojrzeć na nią ZE WSPÓŁCZUCIEM DLA SAMEGO SIEBIE.

_Pewnego dnia wzięłam do ręki artykuł na temat dysfunkcyjnego domu, wszystko się w nim zgadzało. W jednej sekundzie zrozumiałam, czemu latami pozwalałam się upokarzać kolejnym partnerom. Nie mogłam w to uwierzyć, bo od zawsze uważałam mój dom za doskonały. Dopiero po długiej terapii odkryłam, że moją rodziną rządziła niezdrowa lojalność. Nie dopuszczałam do siebie, że to, co uważałam za solidne wycho­wanie, było przemocą. Nie zauważyłam, że mój ojciec, który wielokrotnie lał mnie pasem, był katem. Dla mnie przez lata był kochającym ojcem, który próbuje nas wszystkich wychować. Dopiero po tym odkryciu, gdy stanęłam w obronie dziecka, którym byłam, odkryłam, że mogę ochronić się w każdej relacji._

Justyna, 42 lata

Gdy piszę o współczuciu, wcale nie myślę o „użalaniu się nad sobą”, czyli czymś, co dla osób z cechami syndromu DDD stanowi element obcy, a nawet naganny. Moim celem jest pomóc ci w zbudowaniu w sobie gotowości i odwagi do zobaczenia siebie TAM I WTEDY i zaopiekowania się sobą TU I TERAZ. Często przecież NIE DOSTRZEGAMY SIEBIE LATAMI, a czasem i całe życie. Taki stan jest następstwem kilku ważnych procesów. Po pierwsze, gdy nie widzimy, to jakimś dziwnym sposobem cierpimy mniej, bo nieświadomie. Możemy wtedy zrzucać odpowiedzialność za nasze własne uczucia i schematy na świat zewnętrzny, ludzi, pracę, ­dzieci, sąsiadów. Po drugie, NIE WIDZIMY, DLATEGO ŻE NAS WÓWCZAS NIE WIDZIANO, I DOSTRZEŻENIE TEGO, CO ZOSTAŁO UNIEWAŻNIONE, NIEZAUWAŻONE, STANOWI POTĘŻNY WYSIŁEK. Czytając tę książkę i wędrując po swoich różnych zranieniach, pamiętaj o tym, że cokolwiek cię spotkało, należy już do przeszłości. I dziś to od ciebie zależy, co z nią zrobisz.

Od lat pracuję z osobami uzależnionymi, ich dziećmi, osobami z syndromem DDA i DDD. I od lat obserwuję, jak bardzo polska psychoedukacja potrzebuje poradnika przeznaczonego dla osób zmagających się z typowymi problemami wynikającymi z wychowywania się w dysfunkcyjnym środowisku – takiego, który uporządkuje podstawowe zagadnienia pracy nad sobą. Ponieważ pojęcie dysfunkcyjnego domu jest bardzo szerokie, nie ulega wątpliwości, że duża część naszego społeczeństwa z pewnością w takim wzrastała – zapewne jednak nie wszyscy potrzebują pomocy, samo pochodzenie z dysfunkcyjnej rodziny nic jeszcze bowiem o nas nie mówi. Dlatego podczas lektury tej książki nie przywiązuj się do samego syndromu. Używam go jedynie jako punktu wyjścia do lepszego zrozumienia zjawiska dorastania w dysfunkcyjnym domu.

Istnieją różne powody, które sprawiają, że ludzie trafiają na terapię. Rzadko kiedy przyczyną rozpoczęcia leczenia jest sam fakt dorastania w rodzinie z problemami. Moi pacjenci często przychodzą na terapię zdecydowanie za późno, sprowadza ich do mnie depresja, nerwica, próby samobójcze, kolejne rozstania lub brak wiedzy na temat własnych problemów i nieumiejętność wychodzenia z nich, czasami także zlepek wielu treści na temat DDD zasłyszanych w mediach lub internecie. To pokazuje, jak niewielka jest nasza wiedza na temat dysfunkcyjnego domu i jego wpływu na całe nasze życie.

Myślę również o wszystkich osobach, które na terapię nie docierają, borykając się z problemami stanowiącymi pokłosie ich dzieciństwa. To właśnie przede wszystkim dla nich napisałam tę książkę. Chciałam pomóc ludziom w rozpoznaniu własnych problemów i ich źródła oraz dotrzeć do niezaspokojonych potrzeb i nieadaptacyjnych przekonań. Książka ta powstała po to, by osoby z cechami syndromu DDD mog­ły wybrać, jak chcą dalej żyć, a także lepiej zrozumieć siebie, bez potrzeby obwiniania innych. Przywykliśmy do myślenia, że jedynie sytuacje, które zwykliśmy uznawać za poważne patologie – takie jak uzależnienie rodziców, porzucenie czy przemoc – odciskają piętno na dzieciach i wpływają na to, jakimi dorosłymi w przyszłości się stają. W tej książce oprócz wymienionych wyżej ewidentnych przykładów dysfunkcji omówię także mniej oczywiste kłopoty rodzinne, choć równie mocno utrudniające dalsze życie. Pokażę, jak bardzo kształtuje nas rodzicielska nadopiekuńczość, nadmierne pragnienie kontroli, emocjonalna niedojrzałość, wygórowane oczekiwania wobec własnego potomstwa czy skłonność do emocjonalnego odrzucania.

Środowisko

Zanim przeprowadzę cię przez syndrom DDD, chciałabym opowiedzieć o innej niezwykle ważnej rzeczy, która z pewnością wpłynęła na historię twojego dzieciństwa. Dom, w którym się wychowaliśmy, to jedno, drugą kwestię stanowi kultura, w której dana rodzina powstaje. Człowiek jest bowiem wypadkową wszystkich wpływających na niego sił. Rodzinę tworzymy w określonym środowisku, a to może być bardziej lub mniej sprzyjające zdrowym postawom rodzicielskim. Kiedy myślę o osobach z cechami syndromu DDD w Polsce i o klimacie wychowawczym, w którym przyszło im dorastać, do głowy przychodzi mi przysłowie „DZIECI I RYBY GŁOSU NIE MAJĄ”, obowiązujące jako zasada wychowania w naszym kraju w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i w części domów lat dziewięćdziesiątych (nie wspominając o jeszcze wcześniejszych dekadach). Gdy słyszymy je dziś, widzimy całą niedojrzałość myślenia tamtych dorosłych o pozycji dziecka w rodzinie, jego prawie do wyrażania własnych poglądów i przekonań oraz zadawania pytań. Takich przysłów – będących bolesnym powidokiem przeszłości – pamiętam z dzieciństwa całe mnóstwo. Zastanawiam się czasem, czy wychowanie w takim środowisku zdrowego, świadomego i pewnego siebie przyszłego dorosłego w ogóle było możliwe. Czy nie jest tak, że wszyscy dziś potrzebujemy terapii, bez względu na to, w jakim domu przyszło nam żyć? Myślę, że tylko nieliczni z nas mieli szansę, aby mówić, myśleć, zadawać pytania i „bez rączek na kołderce” eksplorować własną seksualność. Kiedy połączymy różne problemy rodzinne – jak uzależnienie jednego lub obojga rodziców, przemoc, nadopiekuńczość, nadmierną kontrolę i konflikty między rodzicami – ze środowiskiem, które popularyzuje niezdrowe wzorce, z łatwością zrozumiemy, dlaczego w naszym kraju jest tak wiele osób dostrzegających u siebie objawy syndromu DDD.

Prowadząc grupy terapeutyczne, zauważyłam, że chociaż rodziny i problemy takich osób potrafią bardzo się różnić, bez trudu rozpoznają się one we wspólnym „kulturowym klimacie wychowawczym”. Posługują się podobną mapą świata, wyniesioną zarówno ze swoich domów, jak i ze środowiska, w którym się wychowały. Dlatego żeby zrozumieć, skąd wzięło się tak wiele rodzin dysfunkcyjnych – a więc takich, w których nie dało się poczuć ufności, autonomii, sprawczości, odwagi, akceptacji, miłości, opieki, godności, prawa do bycia dzieckiem, które nie wie, nie potrafi, nie rozumie – musimy wrócić do przeszłości i oczami dorosłych zobaczyć, w jakich okolicznościach tworzyły się te rodziny.

Na kilku grupach terapeutycznych DDD prosiłam uczestników o odbycie ze mną podróży do wczesnych lat ich młodości. W trakcie tej pracy wracaliśmy wspólnie do dzieci, którymi byli. Dzieci z „KLUCZEM NA SZYI”, dzieci, które musiały zbyt szybko dorosnąć, dzieci zaniedbanych, karconych, bitych, klęczących na grochu za karę, spędzających czas w kącie, straszonych domem dziecka, czarną wołgą, policją, zjadających do końca posiłek pod rygorem kary, dzieci przygotowywanych do „WYŚCIGU SZCZURÓW”, muszących pokonywać wysokie poprzeczki z lęku przed rozczarowaniem rodzica, „WZOROWYCH UCZNIÓW” i tych, którzy nie zasługiwali na wpis do złotej księgi, dzieci, które szukały pijanych ojców po barach, i tych, które słyszały o swojej rodzinie, że jest „patologiczna”, bo rozbita, tych, których komunijne stoły uginały się od alkoholu, i tych, które w szkole siedziały w „OŚLEJ ŁAWCE”, tych, które bały się grzechu, brzydziły swojego dojrzewającego ciała, czuły winne z powodu masturbacji i zawstydzone własnym domem. Wróciliśmy do dzieciństwa, w którym „MASZ ROBIĆ, A NIE MYŚLEĆ”, i szkoły, w której „NAUCZYCIEL ZAWSZE WIE LEPIEJ”. Dzięki tej pracy dotarliśmy do ogromu wspomnień – bolesnych i, co najważniejsze, związanych z potężnym poczuciem samotności, ponieważ my, dorośli, w 2022 roku odkryliśmy, że dzieci, którymi byliśmy, najczęściej nie mogły prosić o pomoc, bo „O TYM, CO DZIEJE SIĘ W DOMU, NIE MÓWI SIĘ NIKOMU”.

Być może analizując powyższą listę wspomnień moich pacjentów, rozpoznajesz również swoje dzieciństwo. Być może właśnie wracają do ciebie zapomniane historie z przeszłości. Być może także emocje, których dawno już nie czułeś. Cokolwiek przeżywasz w tej chwili, jest to właściwe i łączy dużą część wielu dorosłych dzieci z dysfunkcyjnych domów.

Aby zrozumieć powszechność syndromu DDD, musimy przyjrzeć się temu, w jakim miejscu znajdowali się wówczas dorośli, którzy do tego dopuścili. Kiedy spojrzymy na tamten czas z dzisiejszej perspektywy, zobaczymy: potężną skalę uzależnień, ignorowanie przemocy wobec dzieci w domu, szkole, kościele, opresyjną edukację, wobec której wielu dorosłych pozostawało bezradnych, wychowanie do uległości wobec autorytetów, bez względu na to, jakie są, patriarchat i brak tolerancji dla jakiejkolwiek „inności”. Zobaczymy rodziców, sąsiadów, nauczycieli, przerażonych okresem transformacji, uprzywilejowanych lub biednych. Zobaczymy rosnącą skalę bezrobocia pod koniec lat dziewięćdziesiątych, prawie zerową wiedzę społeczną na temat zdrowia psychicznego, ograniczającą się do podziału ludzi na „normalnych” i „wariatów”, oraz powszechne przekonanie, że mieć oznacza być. Gdy wrócimy do tamtych czasów, zobaczymy dzieci wpisujące sobie wzajemnie do pamiętników wiersz, który do dziś wybrzmiewa jak mantra w uszach wielu z nas.

_Śmiej się wśród ludzi,_

_płacz tylko w ukryciu._

_Bądź lekka w tańcu,_

_ale nigdy w życiu._

Z pamiętnika Kasi, 1989 rok

Nawet niezbyt pogłębiona analiza przeszłości pozwala nam z łatwością zrozumieć, dlaczego w 2022 roku gabinety terapeutów pękają w szwach od dorosłych, którzy szukają odpowiedzi na to, co ich więzi i sprawia, że nie potrafią żyć „PO DOROSŁEMU”, NIE MOGĄC WYJŚĆ POZA SCHEMAT FUNKCJONOWANIA NIEDOJRZAŁEGO DOROSŁEGO. Umiejętność ta okazuje się dla nich nierzadko albo nieosiągalna, albo niesatysfakcjonująca. Dzisiejsi dorośli wychowali się bowiem na standardach wielkiego ekranu, pełnych kiczu, konsumpcjonizmu, hedonizmu, gloryfikacji pracy, sukcesu, wyjątkowości oraz wzajemnej zawiści. W dużym skrócie można powiedzieć, że tylko jakaś część z nas miała szczęście urodzić się i wychować w rodzinie prowadzonej przez zdrowych i świadomych dorosłych, potrafiących stworzyć dom, który wzmacnia. Pozostali przeszli szczególną drogę o wielu zakrętach i ciemnych miejscach, za które odpowiadają dorośli niedojrzali, labilni, uzależnieni, zaburzeni, nieświadomi lub po prostu skrzywdzeni, i to właśnie pozostałości tamtych „strachów” nazywamy dziś syndromem DDD.

Wielopokoleniowość

Amerykański pedagog John Bradshaw pisał, że „rodzina dysfunkcjonalna jest stworzona przez dysfunkcjonalne małżeństwo, takie małżeństwa zaś tworzą dysfunkcjonalne osoby, które odnajdują się wzajemnie i żenią ze sobą. Jednym z tragicznych faktów jest to, że osoby dysfunkcjonalne prawie zawsze znajdują inną osobę, która działa albo na tym samym, albo na większym poziomie dysfunkcji”1. Mimo że daleko mi do generalizowania i nie lubię kwantyfikatorów takich jak „zawsze”, „nigdy” „wszyscy”, uważam, że w koncepcji Brad­shawa jest wiele prawdy. Potwierdza to także doświadczenie wielu terapeutów, z którymi rozmawiałam na temat DDD. Zaobserwować można wręcz tendencję, zgodnie z którą osoby pochodzące z dysfunkcyjnych domów zdecydowanie częściej wiążą się z innymi „poturbowanymi przez życie” doros­łymi. Oznacza to, że schematy realizowane przez naszych rodziców mogą znacznie wykraczać poza czas trwania ich związku. Prawdopodobnie bowiem ich rodzice – a być może także dziadkowie i pradziadkowie – mieli podobne problemy z tworzeniem zdrowej rodziny. Nie powinno to dziwić – jesteśmy w końcu potomkami dzieci wojny. Świat, w którym pozycja dziecka w rodzinie jest równie ważna jak pozycja dorosłego i w którym intuicję rodzicielską zastępuje świadome rodzicielstwo, to świat, którego dopiero się uczymy. I to bardzo powoli.

Silny sprzeciw wobec wprowadzania jakichkolwiek zmian w funkcjonowaniu domu i rodziny jest niezwykle częstym zjawiskiem. Ma to związek z wielopokoleniową historią dysfunkcji. Wszyscy wiemy, jak może skończyć się próba przekonania babci, że wcale nie musimy zjadać obiadu do końca. I że bywa to mniej ważne niż przekraczanie własnych granic. Dlatego w przypadku syndromu DDD należy przygotować się na to, że wyłamywanie się z rodzinnych tradycji, nawet jeśli są one krzywdzące, może spotkać się z oporem. Czasem, gdy ludzie podejmują terapię i zaczynają pracować nad wprowadzeniem zmian, nabierają przekonania, że ich rodzina podejdzie do tych odkryć równie entuzjastycznie jak oni sami. Nic bardziej mylnego. Twoja zmiana prawdopodobnie będzie wiązała się tylko z twoim entuzjazmem. I to jest właściwe. Reszta twojej rodziny nie musi zmieniać się razem z tobą. Wystarczy, że ty to zrobisz.

_Kiedy odkryłam, że kobiety w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie nie pozwalają mężczyznom być ojcami, postanowiłam to zmienić. Uczyłam się liczyć ze zdaniem męża, uczyłam się, że wykąpie dziecko tak samo dobrze jak ja, uczyłam się mieć swój własny świat poza rodzicielstwem. W tym czasie moja matka i babka regularnie uświadamiały mi, że jestem złą matką, że jestem egoistką. Próbowały wmówić mi, że mąż próbuje mnie zdominować. W trakcie tej zmiany nauczyłam się, że ­nigdy nie dostanę na nią zgody od mojej rodziny pochodzenia. I to dzieje się z jednego prostego powodu. One nigdy nie będą w stanie zauważyć, że to z nimi coś jest nie tak. Cieszę się, że pozwoliłam sobie żyć inaczej._

Karolina, 38 lat

Wystarczająco dobry dom

W gabinecie terapeutycznym, który prowadzę od lat, często pojawiają się ludzie poszukujący sposobu na to, jak wyzwolić się z wpływów przeszłości. Są to osoby z cechami syndromu DDA i DDD, osoby doświadczające w dzieciństwie przemocy, nadopiekuńczości, zaniedbania lub takie, które pochodzą z tak zwanych dobrych domów pełnych niemożliwych do spełnienia oczekiwań i aspiracji rodziców. Wszystkich ich łączy poczucie CHAOSU, który uniemożliwia stworzenie własnej definicji „WYSTARCZAJĄCO DOBREGO DOMU”. Oznacza to, że większość z nich nie zdaje sobie sprawy, że to, w czym wyrastali, nie było właściwe. Koniec końców, często nie wiedzą również, co jest właściwe tu i teraz. NALEŻY JEDNAK PAMIĘTAĆ, ŻE BEZ ZROZUMIENIA PRZESZŁOŚCI NIE MOŻNA ROZUMIEĆ I TWORZYĆ ZDROWEJ TERAŹNIEJSZOŚCI.

Kiedy studiowałam psychologię, o zawrót głowy przyprawiała mnie mnogość teorii mówiących o warunkach, jakie należy spełnić, by dziecko wyrosło na „zdrowego” dorosłego. Ponieważ sama byłam już matką, nietrudno wyobrazić sobie katusze, jakie przeżywałam, przyłapując się na każdym niedociągnięciu, zaniedbaniu czy przeoczeniu. Wiele matek, z którymi pracuję, a które sięgają po poradniki psychoedukacyjne na temat macierzyństwa, zmaga się z podobnymi obawami. Zdaję sobie z tego sprawę, bo bardzo często dzielą się ze mną swoim lękiem o to, czy będą potrafiły otoczyć własne potomstwo prawidłową opieką. W trakcie takich konsultacji sięgam zwykle do pojęcia „WYSTARCZAJĄCO DOBREJ MATKI” – zarówno mnie, jak i wielu osobom, z którymi pracowałam, uratowało ono radość płynącą z rodzicielstwa i dało odwagę do sięgania po rodzicielską intuicję. Określenie to wprowadził do psychologii brytyjski psychoanalityk Donald Woods Winnicott. Stanowi ono głos rozsądku i kompromis pomiędzy nauką na temat idealnych warunków wychowania a życiem, takim, jakie ono jest w rzeczywistości. Wystarczająco dobre dzieciństwo nie musi być wolne od błędów, ale jest w nim jednocześnie na tyle dużo miłości i troski, aby te błędy naprawiać.

Gdzie zaczyna się dysfunkcyjny dom?

Gdy zastanawiam się nad czynnikami, które najmocniej wpływają na nieprawidłowy rozwój młodego człowieka, przychodzą mi do głowy przede wszystkim sytuacje, które POJAWIAJĄ SIĘ REGULARNIE I MAJĄ CHARAKTER DŁUGOTRWAŁY. A więc takie, które prowadzą do stałej deprywacji określonej potrzeby, czyli jej niezaspokojenia. Jako przykład mogę przytoczyć niestabilność emocjonalną jednego z rodziców, w wyniku której dziecko ma ograniczone poczucie bezpieczeństwa. Albo rodzica kontrolującego i apodyktycznego, który utrudnia dziecku rozwój własnej autonomii, lub rodzica narcystycznego surowo porównującego własne dziecko z innymi, co sprawia, że jego poczucie wartości staje się labilne. Albo niedostępnego, który nie daje dziecku szansy nauczyć się bliskości. Albo niewydolnego w swojej roli (stale bezrobotnego, uzależnionego, zaniedbującego), wskutek czego dziecko nie ma szansy być dzieckiem, bo samo przejmuje rolę dorosłego.

Aby narodziła się utrwalona tendencja w zachowaniu, trudne okoliczności życia w rodzinie muszą towarzyszyć dziecku przez pewien czas. Wówczas na stałe organizuje się ono wokół niezaspokojonych potrzeb – po to, aby przetrwać. Jedna awantura między rodzicami, nawet karczemna, nie jest w stanie doprowadzić do stałego niezaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa – w przeciwieństwie do regularnych kłótni. Chwilowa nieobecność matki nie jest w stanie wzbudzić stałego poczucia zagrożenia, ale jej regularne znikanie już tak. Jedna ­sytuacja, w której dziecko zastępuje matkę w opiece nad młodszym rodzeństwem, bo ta choruje, nie będzie szkodliwa, lecz wiele podobnych może odebrać mu dzieciństwo. Wszystko, co sprawiało, że nasze potrzeby oraz możliwości były STALE FRUSTROWANE, NALEŻY DO REPERTUARU DOMU DYSFUNKCYJNEGO.

Wyjątkiem od zasady regularności będą BEZPOŚREDNIE AKTY PRZEMOCY PSYCHICZNEJ I FIZYCZNEJ WOBEC DZIECKA LUB TAKIE SYTUACJE, KTÓRE PRZEKROCZYŁY JEGO ZDOLNOŚĆ DO RADZENIA SOBIE (jak przedłużający się konflikt okołorozwodowy), ALBO NAGŁE TRAUMATYCZNE SYTUACJE RODZINNE, jak choroba psychiczna jednego z rodziców, molestowanie seksualne, porzucenie dziecka na wiele dni, doprowadzenie do okoliczności zagrażających jego życiu i zdrowiu lub głęboko naruszających jego godność. W takich przypadkach wystarczy jedno zdarzenie, aby w człowieku na zawsze pozostał ślad w postaci utrwalonych zmian zachowania, odczuwania i myślenia o sobie oraz świecie. Wystarczająco dobre dzieciństwo to zatem takie, w którym nieprzyjemne doświadczenia nie przyjmują formy przemocy ani regularnego frustrowania określonej potrzeby. W każdym dobrym dzieciństwie możemy dostrzec pierwiastki błędów wychowawczych, są one jednak rzadkim odstępstwem od prawidłowych postaw.

Według twórców terapii schematów poza wymienionymi wyżej aspektami dysfunkcyjnego domu istnieją jeszcze dwa rodzaje wczesnodziecięcych doświadczeń, które mogą dramatycznie wpłynąć na rozwój nieadaptacyjnych schematów w dorosłości. Należą do nich:

- ZA DUŻO DOBREGO to sytuacja, gdy dziecko jest wyręczane i rodzice opiekują się nim w nadmierny sposób.
- SELEKTYWNA IDENTYFIKACJA Z WAŻNYMI OSOBAMI (NAJCZĘŚCIEJ SĄ TO RODZICE LUB OPIEKUNOWIE), wskutek której dziecko nie rozpoznaje w sobie pewnych cech.

Inni mieli gorzej!

Porównywanie się z innymi – tymi, którzy w naszej opinii mieli gorzej – to klasyczny, wręcz koronny przykład unieważniania własnych doświadczeń, a także jedno z najczęściej występujących narzędzi odmawiania dzieciom prawa do stawa­nia w swojej obronie, szanowania własnych uczuć i upominania się o własne potrzeby. Dla naszego dobra my – dzieci komuny i transformacji – musimy nauczyć się widzieć i słuchać samych siebie, szanować własne doświadczenia. Bez tego skazujemy kolejne pokolenia na udział w wielopokoleniowej sztafecie problemów ze zdrowiem psychicznym.

Właśnie z tego prostego powodu, jakim jest wzajemne unieważnianie doświadczeń, osoby, z którymi pracuję, często zastanawiają się nad tym, kiedy mogą nazwać rodzinę, z której pochodzą, dysfunkcyjną i gdzie przebiega ta magiczna linia, za którą możemy mieć pewność, że coś na pewno było nie tak. I czy w ogóle mają do tego prawo! Linii tej nie da się jednak łatwo wyznaczyć. Czasem drobne błędy wychowawcze mogą przynosić bowiem potężny skutek, a z kolei duże nadużycia – niewielkie konsekwencje. Dlaczego? Dlatego, że liczą się jeszcze inne czynniki – takie jak środowisko, wiek, ludzie, którzy w tym czasie mieli na nas wpływ, nasze własne predyspozycje. Część z nas poradzi sobie lepiej, część gorzej – czasem nie ma to nic wspólnego z tym, czego doświadczyliśmy. Znam wielu świetnie funkcjonujących ludzi, którzy pod maską siły, odwagi, sprawczości skrywają zawstydzone, odrzucone lub karcone dziecko. Dlatego analizując własną sytuację, skup się na tym, jak TY doświadczasz SWOJEJ przeszłości i w jaki sposób na CIEBIE ona wpłynęła. Przestań obiektywizować swoje doświadczenia i skoncentruj się na swoim subiektywnym świecie. To w nim mieszka źródło twojego dobrostanu. Skup się na sobie, bez porównywania się z innymi ludźmi i ich doświadczeniami, bez umniejszania własnych emocji, bez negowania swoich dziecięcych potrzeb. Fakt, „ŻE INNI MIELI LUB MAJĄ GORZEJ”, nie jest żadnym czynnikiem ochronnym i nie sprawia, że to, co ciebie spotkało, traci na znaczeniu.

_Przez lata uważałem, że moje dzieciństwo nie było wystarczająco trudne, by zajmować się nim w terapii. Pamiętam domy moich znajomych, libacje, przemoc i biedę. W moim było w zasadzie wszystko. Wydawało mi się nie na miejscu zajmowanie się moim poczuciem krzywdy. Byłem dziec­kiem niekochanym, zapomnianym, dzieckiem z kluczem na szyi. Latami szukałem potwierdzenia w oczach różnych napotkanych osób, aż pewnego dnia po prostu postanowiłem odebrać sobie życie. To był moment, w którym chciałem powiedzieć światu, że jeżeli nikt nigdy mnie nie pokocha, moje życie nie będzie miało sensu._

Jerzy, 57 lat

Znaczną część dysfunkcyjnych domów tworzą niedojrzali emocjonalnie rodzice, a więc tacy, którzy mają trudności z samoregulacją, rozpoznawaniem własnych potrzeb, empatią oraz nadmiernym egocentryzmem. Immanentną cechą takich domów jest to, że na pierwszym miejscu znajdują się zawsze dorośli wraz ze swoimi potrzebami i problemami. Nie dostrzegają oni autonomii swojego dziecka, nie potrafią zaakceptować jego indywidualności i mają tendencję do emocjonalnego uzależniania dzieci od siebie. To też rodzice, którzy wyręczają swoje pociechy, odbierając im w ten sposób szansę na rozwój poczucia sprawczości i wartości.

Najczęściej dzieci wychowujące się w dysfunkcyjnych domach:

- CZUJĄ SIĘ OSAMOTNIONE EMOCJONALNIE;
- CIERPIĄ Z POWODU BRAKU ZAINTERESOWANIA RODZICÓW KONTAKTEM Z NIMI, ICH POTRZEBAMI, EMOCJAMI CZY MARZENIAMI;
- CZUJĄ, ŻE RODZICE WYMUSZAJĄ NA NICH OKREŚLONE ZACHOWANIA, WZBUDZAJĄC W NICH WSTYD, LĘK, POCZUCIE WINY LUB STRASZĄC KARĄ. NIEDOJRZALI EMOCJONALNIE RODZICE PONAD WSZYSTKO CENIĄ SOBIE KONTROLĘ NAD WŁASNYMI DZIEĆMI;
- CZUJĄ SIĘ MNIEJ WAŻNE OD SWOICH RODZICÓW;
- CIERPIĄ Z POWODU ZIMNEGO I SUROWEGO WYCHOWANIA. RODZICE Z LĘKU PRZED UTRATĄ WŁADZY RODZICIELSKIEJ NIE OKAZUJĄ ANI MIŁOŚCI, ANI WRAŻLIWOŚCI;
- SĄ WIKŁANE W EMOCJE I PROBLEMY RODZICÓW. CZUJĄ SIĘ CZĘSTO ODPOWIEDZIALNE ZA POPRAWIANIE RODZICOM NASTROJU I OPIEKĘ NAD NIMI;
- DOŚWIADCZAJĄ PRZEKRACZANIA GRANIC ZE STRONY OPIEKUNÓW;
- DOŚWIADCZAJĄ PARENTYFIKACJI (odwrócenia ról w rodzinie, gdy dziecko realizuje zadania dorosłego);
- NIE MOGĄ ROZWIJAĆ INDYWIDUALNOŚCI, SĄ BOWIEM AKCEPTOWANE PRZEZ RODZICÓW TYLKO WTEDY, GDY ZLEWAJĄ SIĘ Z NIMI, ICH UPODOBANIAMI I POTRZEBAMI;
- MUSZĄ DOSTOSOWYWAĆ SIĘ DO POTRZEB SWOICH RO­DZICÓW;
- CZUJĄ, ŻE NIE MAJĄ PRAWA DO AUTONOMII I WŁASNYCH POGLĄDÓW;
- NIE SĄ WSPIERANE PRZEZ SWOICH OPIEKUNÓW;
- CZUJĄ SIĘ NIEWIDZIANE I NIESŁYSZANE.

Niedojrzali emocjonalnie rodzice tak bardzo angażują swoje dzieci w relację ze sobą, że te nawet w dorosłym życiu potrafią czuć się za nich odpowiedzialne. Dlaczego tak się dzieje? Kierują się oni NIEDOJRZAŁYM EMOCJONALNIE SYSTEMEM RELACYJNYM, zgodnie z którym oczekują, iż ktoś inny zadba o ich samopoczucie. W tym wypadku właśnie dzieci są delegowane do tej roli i emocjonalnie zawłaszczane przez rodziców, którzy wzbudzając poczucie winy, wstyd, strach i lęk przed odrzuceniem, wymuszają na dzieciach dostosowanie się do ich potrzeb lub posłuszeństwo2.

_Mieszkałem z matką do czterdziestego piątego roku życia, do jej śmierci nie zdawałem sobie sprawy z tego, że przez cały ten czas nigdy nie zwróciłem uwagi na żadną kobietę. Moja matka by tego nie przeżyła._

Witek, 46 lat

W dysfunkcyjnej rodzinie:

- nie rozmawiało się otwarcie o chorobach psychicznych któregoś z rodziców, w tym o uzależnieniu, depresji, schizofrenii;
- dziecko doświadczało regularnie alienacji rodzicielskiej, czyli nastawiania przeciwko drugiemu rodzicowi;
- pojawiła się parentyfikacja;
- dochodziło do przemilczania obserwacji dziecka lub zaprzeczano im wprost („Nie, wcale nie kłócimy się z tatą”);
- pośród rzeczy pomijanych i nieomawianych może znaleźć się faworyzowanie jednego z dzieci, rozpad rodziny z przedłużającym się konfliktem, w które angażowane są dzieci, regularna emigracja rodziców czy zdrada jednego z rodziców;
- rodzice tłumaczą dziecku, że wszystko, co robią, jest „dla jego dobra” albo „przez ciebie”, w tym przemoc fizyczna, psychiczna czy seksualna, brak zaufania, nadmierna kontrola, nadopiekuńczość, okrutne kary i porównania, nadmierne ambicje i oczekiwania wobec dziecka;
- bagatelizuje się wpływ zawstydzania dziecka, oszukiwania, straszenia, poniżania, umniejszania jego potrzeb, ignorowania jego emocji i zdania, obwiniania i oskarżania, wzbudzania poczucia winy, odrzucania jakiejś jego części, jego cech, w tym zasobów i ograniczeń.
- rodzice są uzależnieni, niesamodzielni, chorzy, zaburzeni i niezdolni do miłości;
- rodzice zaprzeczają swoim problemom, co sprawia, że ich nie rozwiązują;
- zaprzecza się także pięciu potencjałom człowieka: uczuciom, spostrzeżeniom, myślom, dążeniom i wyobrażeniom. Nie czuj, nie widź, nie myśl, nie pragnij, nie marz;
- brakuje intymności. Granice poszczególnych osób są regularnie naruszane;
- zakorzeniony jest wstyd: dzieci wstydzą się swojej rodziny pochodzenia;
- jej członkowie wchodzą w określone, sztywne role, które pomagają rodzinie spełniać swoje funkcje. Podobnie jak w rodzinie DDA mamy tu dzieci będące bohaterami rodzinnymi, maskotkami, niewidzialnymi dziećmi, kozłami ofiarnymi czy wspomagaczami nieprawidłowo funkcjonujących dorosłych. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że dziecko w rodzinie dysfunkcyjnej nigdy nie poznaje siebie, ponieważ delegowane jest przez pozostałych członków rodziny do określonej roli;
- jej członkowie czują się nadmiernie odpowiedzialni za siebie;
- potrzeby jednostki są mniej ważne niż potrzeby samej rodziny, dlatego też są odkładane na później i często stają się niemożliwe do zaspokojenia. W efekcie w takiej rodzinie prawie zawsze istnieje jakiś poziom złości i depresji;
- komunikacja przebiega od otwartego konfliktu do jego unikania za wszelką cenę. Rzadko dochodzi do prawdziwego kontaktu opartego na wspólnym rozwiązywaniu problemów;
- jednostka istnieje dla rodziny, taką rodzinę trudno jest opuścić – dlatego indywidualizm jest zagrożeniem;
- panujące zasady są sztywne i nigdy się nie zmieniają. Najważniejsze z nich to perfekcjonizm, kontrola i oskarżanie;
- są tajemnice, o których wszyscy wiedzą, ale nikt o nich nie rozmawia;
- zaprzecza się konfliktom i frustracjom. Dzięki temu członkowie rodziny ulegają iluzji radzenia sobie z problemami;
- należy porzucić własną tożsamość na jej rzecz3.

Jak widać, syndrom DDD może mieć wiele różnych źródeł. Dlatego w tej książce opowiem o nim, używając języka potrzeb, a nie sytuacji. Wielość przyczyn jest cechą charakterystyczną dla osób z syndromem DDD, podczas gdy osoby z cechami syndromu DDA bez trudu mogą odszukać wspólny mianownik – uzależnienie rodzica lub rodziców. Być może właśnie z tego powodu osoby z cechami syndromu DDD nie łączą się tak często we wspólnoty i nie identyfikują z innymi, co jednocześnie sprawia, że później decydują się sięgnąć po pomoc. Dodatkowo niektóre przyczyny problemów osób z cechami syndromu DDD często są akceptowane przez społeczeństwo i uznawane za normę, choćby nadopiekuńczość.

Osiem podstawowych potrzeb dzieciństwa a dysfunkcyjny dom

_Czy dzieci mają prawo mieć jakieś potrzeby? Gdy byłam mała, wydawało mi się, że dzieci są wystarczająco dużym ciężarem dla swoich rodziców i jedyne, czego mogą chcieć, to tego, by móc się im odwdzięczyć._

Iga, 49 lat

W dysfunkcyjnym domu pojawiają się przeszkody związane z zaspokajaniem podstawowych potrzeb. Wynikają one z różnych problemów dotykających rodziców, ich zaburzeń, niedojrzałości czy chorób psychicznych. Analizując swoje dzieciństwo, skup się na tym, co sprawiło, że nie mogłeś zaspokoić potrzeby POCZUCIA BEZPIECZEŃSTWA, POCZUCIA WŁASNEJ WARTOŚCI, POCZUCIA PRZYNALEŻNOŚCI, W TYM WIĘZI I RELACJI Z INNYMI, ŻE BRAKOWAŁO CI AUTONOMII, MOŻLIWOŚCI AUTOEKSPRESJI, REALNYCH OGRANICZEŃ, KTÓRYCH PRZESTRZEGANIE SŁUŻYŁO ROZWIJANIU SAMOREGULACJI. Wszystkie te kwestie zdaniem Jeffreya Younga, twórcy terapii schematów, składają się na obraz podstawowych potrzeb dziecka w rodzinie i to od stopnia ich zaspokojenia zależy nasz dobrostan4. Od siebie dodam, że równie ważne będą POTRZEBY FIZJOLOGICZNE ORAZ WSZYSTKO, DZIĘKI CZEMU DZIEC­KO MOŻE POCZUĆ WŁASNĄ ADEKWATNOŚĆ, A WIĘC ZDOLNOŚĆ DO ZAUFANIA SOBIE SAMEMU, SWOJEMU OGLĄDOWI SYTUACJI, TEMU, CO WIDZI, SŁYSZY ORAZ CZUJE.

U wielu osób cierpiących z powodu syndromu DDD rodzinną dysfunkcję tworzyło ubóstwo pozostające źródłem różnorodnych frustracji. Czasem odpowiadało za nią z kolei wychowywanie przez rodziców przeświadczonych, że dzieci można dowolnie okłamywać – „nie, mama nie płacze, coś jej wpadło do oka”. Stąd zarówno frustracja potrzeb fizjologicznych, jak i potrzeby adekwatności przeżywania świata będą miały – moim zdaniem – kluczowy wpływ na wzrastanie dziecka w dysfunkcyjnym domu. Dlatego w książce tej posiłkuję się odkryciami twórców paradygmatu terapii schematów, uzupełniając je dodatkowymi aspektami charakterystycznymi dla dysfunkcyjnego domu, BAZUJĄC W TEN SPOSÓB NA OŚMIU PODSTAWOWYCH POTRZEBACH DZIECIŃSTWA.

1. POTRZEBY FIZJOLOGICZNE
2. POTRZEBA BEZPIECZEŃSTWA
3. POTRZEBA POCZUCIA WŁASNEJ WARTOŚCI
4. POTRZEBA PRZYNALEŻNOŚCI, W TYM WIĘZI I RELACJI Z INNYMI
5. POTRZEBA AUTONOMII
6. POTRZEBA AUTOEKSPRESJI
7. POTRZEBA REALNYCH OGRANICZEŃ
8. POTRZEBA ADEKWATNOŚCI

Nie ma rodzin idealnych i właściwie niewiele jest takich, w których wszystkie wymienione potrzeby zaspokaja się w jednakowy sposób. Całkowite, zupełne zaniedbanie któregoś z tych obszarów może mieć jednak zatrważający wpływ na dorosłość. Gdy dziecko przychodzi na świat, jest zupełnie bezbronne wobec zachowań swoich rodziców. To sprawia, że wszystko, co opiekunowie wprowadzają w jego życie – nawet najboleśniejsze rzeczy – wydaje mu się właściwe. Dlatego wiele lat obieramy się niczym cebula z przekonań na temat tego, co jest dobre, a co złe. Na co zasługujemy, a na co nie? Po co możemy sięgać, a po co niekoniecznie? Co było dla nas dobre, a co nas krzywdziło? Znam sporo osób, które intencją troski usprawiedliwiają przemoc, jakiej doświadczały od własnych rodziców. I to jest najtrudniejszy element, bo rzeczywiście rzadko kiedy rodzic intencjonalnie krzywdzi swoje dziecko. Częściej jest tak, że serwuje mu to, co sam otrzymał, nie daje tego, czego sam nie dostał, i powtarza to, czego sam się nauczył. Sztafeta pokoleń krzywdzących się wzajemnie ludzi jest zwykle bardzo długa. Nie oznacza to jednak, że rodzicielska odpowiedzialność za własne zachowanie wobec dziecka nie istnieje.

Co cię nie zabije, to cię wzmocni

_Latami opowiadałam sobie, że wyrosłam na przebojową kobietę, bo wychował mnie niestabilny emocjonalnie ojciec i to on nauczył mnie, że trzeba walczyć o swoje. Dziś wiem, że jedyne, czego nauczył mnie ojciec, to tego, żeby nigdy go o nic nie oskarżać._

Lena, 32 lata

Dzieciństwo niespełniające kryteriów wystarczająco dobrego zostawia w nas trwały ślad, wokół którego organizujemy całe swoje życie. Potrzeby, które nie zostały zaspokojone, lub bezpośrednie nadużycia zawsze są w nas obecne, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. To ich składowa sprawia, że dokonujemy konkretnych wyborów, unikamy określonych rzeczy, wyostrzamy wzrok na pewne sprawy i walczymy o sprecyzowane poglądy. Jest to najbardziej miękka i dopominająca się nakarmienia część naszego „ja”. Świat ludzkich potrzeb bywa bezwzględny, te niezaspokojone trafiają zaś na szczyt hierarchii ważności. Gdy jesteśmy głodni przez kilka godzin, nie będzie to miało wielkiego wpływu na jakość naszej pracy czy spotkanie z przyjaciółmi. Ale gdy będziemy głodować od wielu dni, miesięcy, lat, nic poza jedzeniem nie będzie miało dla nas znaczenia. Historie osób, które przeżyły wielki głód, jak choćby Sybiraków podczas drugiej wojny światowej, najdobitniej egzemplifikują to zjawisko. Wielu z nich jeszcze wiele lat po zakończeniu wojny gromadziło i ukrywało jedzenie we własnym domu.

Pewnie powiesz, że nie ma w tym nic zaskakującego i że potrzeby fizjologiczne są inne niż potrzeby psychologiczne, na przykład potrzeba miłości. Zgadza się. Jednak nie różnią się one aż tak bardzo. Człowiek, aby żyć, potrzebuje umiarkowanego zaspokojenia każdej potrzeby. W latach pięćdziesiątych psychoanalityk René A. Spitz potwierdził tę tezę, obserwując dzieci w sierocińcach. Z jego badań wynikało, że brak kontaktu dziecka z rodzicem lub opiekunem, który je dotyka, przytula, głaszcze lub całuje, prowadzi w krótkim czasie do gwałtownego obniżenia odporności układu immunologicznego i nerwowego. W skrajnych przypadkach brak kontaktu dziecka z kimś, kto się o nie troszczy, może doprowadzić do osłabienia organizmu, które kończy się śmiercią, nawet pomimo zaspokojenia potrzeb fizjologicznych – jak karmienie, przebieranie czy mycie5.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_

1 J. Bradshaw, _Zrozumieć rodzinę. Rewolucyjna droga odnalezienia samego siebie_, przeł. H. Szczepańska, Warszawa 1998.

2 L.C. Gibson, _Jak wyzwolić się spod wpływu niedojrzałych emocjonalnie rodziców_, przeł. M. Moskal, Kraków 2020.

3 J. Bradshaw, _Zrozumieć rodzinę_, dz. cyt.

4 J.E. Young, J.S. Klosko, _Program zmiany sposobu życia. Uwalnianie się z pułapek psychologicznych_, przeł. A. Jagielska, Warszawa 2012.

5 B.B. Wolman, _Contemporary Theories and Systems in Psychology_, New York 2012.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: