Cokolwiek powiesz, nic nie mów - ebook
Cokolwiek powiesz, nic nie mów - ebook
W grudniu 1972 roku Jean McConville, wdowa, matka dziesięciorga dzieci, została na ich oczach wywleczona z domu w Belfaście przez zamaskowanych napastników. Wtedy widziano ją po raz ostatni. Wiele lat później okazało się, że IRA skazała ją na śmierć za donosicielstwo. Nigdy nie potwierdzono, czy zarzuty były prawdziwe.
McConville i jej rodzina byli ofiarami Kłopotów – konfliktu między republikanami a lojalistami, który przez ponad trzydzieści lat zbierał krwawe żniwo w Irlandii Północnej. Patrick Radden Keefe stara się odtworzyć losy zaginionej wdowy, ale przygląda się również tym, którzy przyczynili się do jej zniknięcia – członkom IRA, zwłaszcza siostrom Dolours i Marian Price. Próbuje poznać ich historię, zrozumieć, jak kształtowały się i zmieniały ich poglądy. Czy brutalną przemoc, której dopuszczali się bojownicy, usprawiedliwiała trwająca w ich przekonaniu wojna? Jaką rolę w konflikcie odgrywały brytyjskie siły specjalne, których metody były nieraz równie bezwzględne? Jaką cenę zapłacili niewinni ludzie uwikłani w konflikt?
Proces pokojowy, rozpoczęty w 1998 roku podpisaniem porozumienia wielkopiątkowego, trwa już ponad dwie dekady, jednak wydarzenia z przeszłości wciąż mają wpływ na Irlandię, a dyskusja o winie i karze za zbrodnie daleka jest od rozstrzygnięcia.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8191-101-6 |
Rozmiar pliku: | 9,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ola Synowiec _Dzieci Szóstego Słońca. W co wierzy Meksyk_
Jacek Hołub _Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci_
Marcin Michalski, Maciej Wasielewski _81 : 1. Opowieści z Wysp Owczych_ (wyd. 2)
Grzegorz Szymanik, Julia Wizowska _Długi taniec za kurtyną. Pół wieku Armii Radzieckiej w Polsce_
Barbara Demick _W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy_ (wyd. 2)
Paweł Smoleński _Wnuki Jozuego_
Dariusz Rosiak _Żar. Oddech Afryki_ (wyd. 3)
Dionisios Sturis, Ewa Winnicka _Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey_
Marta Madejska _Aleja Włókniarek_ (wyd. 2)
Grzegorz Stern _Borderline. Dwanaście podróży do Birmy_
Karolina Bednarz _Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet_ (wyd. 2)
Jacek Hugo-Bader _Biała gorączka_ (wyd. 4)
Kate Brown _Czarnobyl. Instrukcje przetrwania_
Ilona Wiśniewska _Białe. Zimna wyspa Spitsbergen_ (wyd. 3 zmienione)
Liao Yiwu _Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych_ (wyd. 2)
Renata Radłowska _Nowohucka telenowela_ (wyd. 2 zmienione)
Aleksandra Boćkowska _Można wybierać. 4 czerwca 1989_
Agnieszka Rybak, Anna Smółka _Wieża Eiffla nad Piną. Kresowe marzenia_ II RP (wyd. 2)
Jacek Hugo-Bader _W rajskiej dolinie wśród zielska_ (wyd. 3)
Marta Sapała _Na marne_
Piotr Lipiński _Gomułka. Władzy nie oddamy_
Karolina Przewrocka-Aderet _Polanim. Z Polski do Izraela_
Marcin Kącki _Białystok. Biała siła, czarna pamięć_ (wyd. 3)
Lars Berge _Dobry wilk. Tragedia w szwedzkim zoo_
_Ojczyzna dobrej jakości. Reportaże z Białorusi_, pod red. Małgorzaty Nocuń
Jelena Kostiuczenko _Przyszło nam tu żyć. Reportaże z Rosji_
Jacek Hołub _Niegrzeczne. Historie dzieci z_ ADHD_, autyzmem i zespołem Aspergera_
Lene Wold _Honor. Opowieść ojca, który zabił własną córkę_
Małgorzata Sidz _Kocie chrzciny. Lato i zima w Finlandii_
Wolfgang Bauer _Nocą drony są szczególnie głośne. Reportaże ze stref kryzysu_
Filip Skrońc _Nie róbcie mu krzywdy_
Karolina Baca-Pogorzelska, Michał Potocki _Czarne złoto. Wojny o węgiel z Donbasu_
Maciej Wasielewski _Jutro przypłynie królowa_ (wyd. 2)
Anna Sulińska _Wniebowzięte. O stewardesach w_ PRL_-u_ (wyd. 2)
Anna Sulińska _Olimpijki_
Wojciech Górecki, Bartosz Józefiak _Łódź. Miasto po przejściach_
Lidia Ostałowska _Farby wodne_ (wyd. 2)
Albert Jawłowski _Miasto biesów. Czekając na powrót cara_
W serii ukażą się m.in.:
Piotr Lipiński _Kroków siedem do końca. Ubecka operacja, która zniszczyła podziemie_
Karolina Przewrocka-Aderet _Polanim. Z Polski do Izraela_ (wyd. 2 zmienione)PROLOG SKARBIEC
Lipiec 2013
Biblioteka imienia Johna J. Burnsa mieści się w potężnym neogotyckim budynku na porosłym zielenią kampusie Boston College. Kamienne iglice i witraże sprawiają, że przypomina kościół. Uczelnię założyli w 1863 roku jezuici, pragnący zapewnić wykształcenie dzieciom ubogich imigrantów, którzy uciekli z Irlandii nękanej wielkim głodem¹. Przez półtora wieku Boston College rozrastał się i rozkwitał, wciąż utrzymując silną więź ze starym krajem; dlatego właśnie Biblioteka imienia Burnsa, której zbiory liczą ćwierć miliona książek i szesnaście milionów rękopisów, posiada największą w całych Stanach Zjednoczonych kolekcję okazów i materiałów związanych z kulturą i polityką Irlandii. Wiele lat temu jeden z pracowników trafił do więzienia za próbę sprzedaży na aukcji w Sotheby’s traktatu świętego Tomasza z Akwinu wydanego w 1480 roku². Biblioteka do tego stopnia słynęła z nabywania cennych tomów i antyków, że jej dyrektor musiał pewnego razu powiadomić FBI, gdyż pewien irlandzki rabuś cmentarny próbował sprzedać mu ukradzione kamienie nagrobne, na których widniały starodawne krzyże łacińskie, misterne zdobienia i inskrypcje³.
Najrzadsze i najcenniejsze obiekty trzymane są w specjalnym pomieszczeniu zwanym Skarbcem, starannie zabezpieczonym, klimatyzowanym dla utrzymania idealnej temperatury, wyposażonym w nowoczesny system przeciwpożarowy. Oczywiście znajdują się tam kamery monitoringu. Aby wejść do środka, trzeba wpisać kod i przekręcić specjalny klucz. Dostęp do klucza jest ściśle reglamentowany. Tylko garstka wybranych osób może z niego korzystać⁴.
Pewnego letniego dnia w 2013 roku w bibliotece zjawiło się dwóch policjantów⁵. Nie służyli w Bostonie. Ba, dopiero co przylecieli do Ameryki. Pracowali w wydziale kryminalnym Policji Irlandii Północnej w Belfaście. Przeszli przez salę z okazałymi barwnymi witrażami i udali się prosto do Skarbca.
Zamierzali zabrać stamtąd tajne dokumenty, przechowywane od blisko dekady, a konkretnie nagrania utrwalone na minidyskach oraz transkrypcje⁶. Teoretycznie bibliotekarze z Boston College mogliby wysłać to wszystko pocztą i oszczędzić funkcjonariuszom podróży, lecz w dokumentach kryły się niebezpieczne tajemnice. Od momentu, gdy północnoirlandzcy funkcjonariusze dostali materiały do ręki, obchodzili się z nimi jak z jajkiem. Nagrania stanowiły teraz dowód w śledztwie. Dwaj policjanci prowadzili sprawę dotyczącą morderstwa.1 UPROWADZENIE
Jean McConville miała trzydzieści osiem lat, kiedy zniknęła⁷. Przez blisko połowę życia albo była brzemienna, albo dochodziła do siebie po porodzie. Donosiła czternaście ciąż. Czworo dzieci straciła, zostało jej dziesięcioro. Najstarsza córka, Anne, miała dwadzieścia lat, najmłodsi zaś byli bliźniacy o słodkich oczach, sześciolatkowie Billy i Jim⁸. Urodzenie tylu dzieci, a co dopiero odchowanie ich, zdawało się nieprawdopodobnym wręcz wyczynem. Ale przecież mówimy tu o Belfaście w roku 1972, gdzie rodziny z gromadkami niesfornych dzieci stanowiły normę, toteż Jean McConville nie domagała się od nikogo żadnej nagrody. I żadnej nie dostała.
Zamiast tego życie postawiło ją przed kolejną ciężką próbą, jej mąż Arthur umarł bowiem po okrutnej chorobie i Jean została sama z nędzną rentą, bez zarobku i z dziećmi na utrzymaniu. Przytłoczona tym ciężarem ledwo sobie radziła. Prawie w ogóle nie wychodziła z domu; starszym dzieciom powierzyła zadanie opiekowania się młodszymi. Odpalając papierosa od papierosa, próbowała uporać się z nieszczęściem i robić plany na przyszłość. Jednak prawdziwa tragedia rodziny McConville’ów miała się dopiero zacząć.
Jean i jej dzieci niedawno wyprowadzili się z mieszkania, w którym Arthur spędził swoje ostatnie dni, do nieco większego lokalu na osiedlu komunalnym Divis Flats w zachodnim Belfaście. Składało się ono z przyciężkich, zawilgoconych domów. W mroźny grudzień 1972 roku popołudniami całe miasto spowijały ciemności. Kuchenka w nowym mieszkaniu nie została jeszcze podłączona, więc pewnego wieczoru Jean wysłała piętnastoletnią córkę Helen do pobliskiej restauracji z jedzeniem na wynos po rybę i frytki⁹. W międzyczasie sama wzięła ciepłą kąpiel. Kiedy człowiek ma małe dzieci, jedynym miejscem, gdzie może zaznać odrobiny prywatności, jest zamknięta łazienka. Jean była drobna. Miała bladą cerę, delikatne rysy i ciemne włosy zaczesane do tyłu. Wślizgnęła się do wanny. Po jakimś czasie wyszła, cała czerwona – i właśnie wtedy ktoś zastukał do drzwi wejściowych mieszkania¹⁰. Była 19.00. Dzieci uznały, że to na pewno Helen z kolacją¹¹.
Ale kiedy otworzyły, do środka wdarła się cała banda obcych ludzi. Wszystko zdarzyło się tak nagle, że żadne z dzieci nie potrafiło potem powiedzieć, ilu ich było¹². Około ośmiu, ale może nawet dziesięciu albo dwunastu. Nie tylko mężczyźni, również kobiety. Mieli na głowach kominiarki albo pończochy, przez co ich twarze przemieniły się w koszmarne maski. Co najmniej jedna osoba trzymała broń¹³.
Jean weszła do pokoju, ubierając się pospiesznie. Przerażone dzieci otoczyły ją. Któryś z mężczyzn rozkazał szorstkim tonem: „Wkładaj płaszcz”. Zadrżała. Nieznajomi próbowali wyciągnąć ją z mieszkania. „Co się dzieje?” – spytała spanikowana¹⁴. Wtedy dzieci zupełnie oszalały¹⁵. Jedenastoletni Michael próbował chwycić mamę, Billy i Jim uczepili się jej, łkając. Banda intruzów próbowała ich uspokoić. Ktoś powiedział, że Jean niedługo wróci, najpóźniej za parę godzin¹⁶, ale najpierw nieznajomi muszą z nią porozmawiać.
Najstarszy obecny z rodzeństwa, szesnastoletni Archie spytał, czy może pójść razem z matką. Członkowie bandy się zgodzili. Jean McConville założyła tweedowy płaszcz i chustę na głowę. Nieznajomi zaprowadzili młodsze dzieci do sypialni. Powtarzali im, żeby się nie martwiły. Zwracali się do nich po imieniu. Kilku mężczyzn miało odsłonięte twarze i Michael McConville uświadomił sobie z przerażeniem, że to wcale nie żadni obcy ludzie, ale sąsiedzi¹⁷.
Divis Flats było koszmarem jak z grafik Eschera, betonowym labiryntem korytarzy, schodów i zatłoczonych mieszkań. Windy nagminnie się psuły i wyłączano je z użytkowania, toteż Jean McConville i jej syn zostali poprowadzeni schodami w dół. Zazwyczaj o tej porze spotykało się tu innych ludzi, nawet w zimie. Dzieciaki grały w piłkę na klatkach schodowych, robotnicy wracali z pracy, lecz Archie zauważył, że tego wieczoru osiedle zdawało się przeraźliwie opustoszałe, jak gdyby przepędzono wszystkich mieszkańców. Nie było nikogo, żadnych sąsiadów, którzy w razie czego wszczęliby alarm¹⁸.
Szedł, lekko powłócząc nogami, bo matka trzymała się go kurczowo¹⁹. Na dole schodów czekała inna, większa grupa, koło dwudziestu ludzi w zwyczajnych ubraniach i kominiarkach. Kilka osób miało broń. Przy krawężniku stał niebieski van marki Volkswagen. Nagle jakiś mężczyzna odwrócił się w stronę Archiego. W ciemności mignął pistolet: jego lufa przylgnęła chłopakowi do policzka²⁰. „Spierdalaj” – syknął mężczyzna. Archie stanął jak wryty. Czuł na skórze zimny metal. Rozpaczliwie chciał bronić matki, ale nie mógł nic zrobić. Był zaledwie chłopcem, miał przeciwko sobie uzbrojoną bandę. W końcu zrezygnowany odwrócił się i ruszył z powrotem na górę po schodach²¹.
W ścianie na drugim piętrze biegły pionowe szpary. Dzieci Jean nazywały je przegródkami. Archie przytknął twarz do jednej z nich i zobaczył, jak nieznajomi wpychają jego matkę do vana. Po chwili volkswagen ruszył, wyjechał z Divis i zniknął. Później chłopak uświadomił sobie, że banda tak naprawdę nie zamierzała dopuścić, żeby towarzyszył matce. Wykorzystali go jedynie po to, żeby Jean zgodziła się pójść z nimi. Stał pośród okropnej zimowej ciszy, próbował zrozumieć, co się wydarzyło, zastanawiał się, co teraz powinien zrobić. Ruszył w stronę mieszkania. Ostatnie słowa, jakie wypowiedziała do niego matka, brzmiały: „Zajmij się dziećmi, dopóki nie wrócę”²².2 CÓRKI ALBERTA
Ulubionymi świętymi małej Dolours Price byli męczennicy. Jej stryjenka, żarliwa katoliczka, często mawiała: „W imię Boga i Irlandii”²³, ale reszta rodziny odwracała kolejność, stawiając na pierwszym miejscu ojczyznę, a nie Stwórcę. Dorastająca w zachodnim Belfaście w latach pięćdziesiątych Dolours gorliwie chodziła każdego dnia do kościoła, czego jej rodzice nie robili. Pewnego dnia, kiedy miała mniej więcej czternaście lat, oznajmiła:
– Nie pójdę już więcej na mszę.
– Masz iść i już – odparła jej matka Chrissie.
– Mówię poważnie, nie zamierzam już chodzić do kościoła.
– Masz iść na mszę – powtórzyła Chrissie.
– To będzie tak – powiedziała Dolours – wyjdę z domu, postoję przez pół godziny na rogu, wrócę i powiem wam, że byłam na mszy. Ale tak naprawdę na nią nie pójdę²⁴.
Już jako dziecko była wyjątkowo uparta, toteż postawiła na swoim. Price’owie mieszkali w niewielkim bliźniaku przy ładnej handlowej ulicy Slievegallion Drive w Andersonstown²⁵. Ojciec dziewczyny Albert pracował jako tapicer i sam wykonał fotele stojące w ciasnym salonie domu²⁶. Inna rodzina trzymałaby na kominku wesołe zdjęcia z wakacji, Price’owie tymczasem dumnie umieścili tam fotografie z kartotek więziennych²⁷. Albert i Chrissie byli nieprzejednanymi bojownikami za sprawę irlandzkiego republikanizmu. Uważali, że Brytyjczycy od stuleci siłą okupują Irlandię, a jej mieszkańcy mają obowiązek przepędzić intruzów, bez względu na środki.
Kiedy Dolours była mała, często siadywała Albertowi na kolanach, a ojciec opowiadał jej, jak w latach trzydziestych przyłączył się do Irlandzkiej Armii Republikańskiej²⁸. Miał jeszcze mleko pod nosem. Wysłano go do Anglii, żeby przeprowadził zamach bombowy. Nie stać go było wówczas na podzelowanie butów, uszczelniał je więc tekturą²⁹ – a mimo to odważył się rzucić wyzwanie potężnemu Imperium Brytyjskiemu.
Albert, drobny mężczyzna z palcami pożółkłymi od tytoniu³⁰, noszący okulary w drucianych oprawkach, lubił opowiadać krwawe historie o sławnych, odważnych czynach dawno już nieżyjących patriotów. Dolours miała troje rodzeństwa: Damiana i Clare oraz młodszą siostrę Marian, z którą łączyła ją najsilniejsza więź. Wieczorami ojciec chętnie oddawał się wspomnieniom i mówił dzieciom, jak to wraz z dwudziestoma innymi ludźmi zwiał z więzienia w Derry przez tunel³¹, który wspólnie wykopali. Jeden ze skazańców przygrywał na dudach, żeby zagłuszyć ewentualne hałasy wywołane przez uciekinierów³².
Pouczał też Dolours i jej rodzeństwo przyciszonym głosem, jak przygotować materiały wybuchowe domowej roboty. Zalecał, żeby do mieszania składników wykorzystywać drewnianą miskę i drewniane łyżki, broń Boże nie metalowe, bo „wystarczy jedna iskra i będzie po was”³³. Wspominał wspaniałych towarzyszy powieszonych przez Brytyjczyków. Dolours dorastała, sądząc, że mieć przyjaciół, którzy skończyli na stryczku, to najzwyklejsza rzecz na świecie³⁴. Historie ojca były tak porywające, że niekiedy słuchając ich, dostawała gęsiej skórki³⁵.
Prawie każdy w rodzinie zaliczył odsiadkę. Matka Chrissie, babcia Dolan, należała do Rady Kobiet IRA, Cumann na mBan, i spędziła trzy miesiące w więzieniu w Armagh za próbę kradzieży broni służbowej należącej do funkcjonariusza Królewskiej Policji Ulsteru³⁶. Chrissie też służyła w Cumann i też siedziała swego czasu w Armagh, podobnie jak jej trzy siostry, aresztowane za noszenie „zakazanego symbolu”³⁷, czyli niewielkiego pomarańczowo-biało-zielonego kwiatka wykonanego z papieru, nazywanego lilią wielkanocną.
W rodzinie Price’ów – i w ogóle w Irlandii Północnej – ludzie mieli zwyczaj opowiadać o dawnych nieszczęściach, jak gdyby dopiero co się zdarzyły, więc trudno było stwierdzić, kiedy dokładnie zaczął się prastary konflikt między Wielką Brytanią a Irlandią. Trudno było też wyobrazić sobie Irlandię sprzed okresu „sprawy”, jak to nazywali Price’owie. W sumie nie miało znaczenia, w którym punkcie zaczyna się opowieść: „sprawa” zawsze stanowiła jej element. Poprzedzała podział na katolików i protestantów, bo przecież w ogóle poprzedzała reformację i protestantyzm. Człowiek mógł cofnąć się o tysiąc lat, do XII wieku i normańskich najeźdźców, którzy przepłynęli Morze Irlandzkie, pragnąc podbić nowe terytoria³⁸, albo do Henryka VIII, szesnastowiecznych Tudorów i podporządkowania Irlandii angielskim monarchom, albo do epoki protestanckich osadników ze Szkocji i północnej Anglii, którzy w XVII wieku otrzymali ziemie skonfiskowane wcześniej przez Anglię, wskutek czego irlandzkojęzyczni mieszkańcy wyspy zmuszeni byli stać się dzierżawcami gospodarstw stanowiących dotąd ich własność.
Jednak rozdział sagi najczęściej przywoływany w domu przy Slievegallion Drive dotyczył powstania wielkanocnego w 1916 roku, kiedy grupa rewolucjonistów opanowała budynek poczty w Dublinie i proklamowała utworzenie wolnej i niepodległej Republiki Irlandii. Dolours wiele razy słuchała legend o śmiałych bohaterach powstania i o jednym z jego przywódców, wrażliwym poecie Patricku Pearsie.
„Każde pokolenie ludu Irlandii walczyło o swe prawo do życia w wolnym kraju” – mówił Pearse na schodach budynku poczty³⁹. Był nieprzejednanym romantykiem i już jako dziecko marzył, że poniesie śmierć za idee⁴⁰. Wierzył w oczyszczającą moc „przelanej krwi”⁴¹, sławił Chrystusową śmierć dawnych irlandzkich męczenników⁴². Kilka lat przed powstaniem pisał, że „stare serce ziemi winno być ogrzewane czerwonym winem pól bitewnych”⁴³.
Jego życzenie się spełniło. Po krótkiej chwili chwały bunt został bezlitośnie zdławiony przez brytyjskie władze w Dublinie, a sam Pearse stanął przed sądem wojskowym. Po wyroku skazującym rozstrzelano go wraz z czternastoma towarzyszami⁴⁴. W 1921 roku po irlandzkiej wojnie o niepodległość zapadła decyzja o podziale wyspy na dwie części. Dwadzieścia sześć hrabstw południowych uzyskało częściową niezależność i utworzyło Wolne Państwo Irlandzkie (później zwane Republiką Irlandii). Pozostałe sześć hrabstw na północy pozostawiono pod rządami Wielkiej Brytanii. Price’owie jako zatwardziali republikanie nigdy nie nazywali miejsca, w którym przyszło im żyć, Irlandią Północną – mówili na nie „północ Irlandii”. W napiętej atmosferze nawet nazwy własne nabierały politycznego znaczenia.
Kult męczeństwa bywa niebezpieczny dla władzy, więc w Irlandii Północnej rozmaitego rodzaju rytuały pamięci zostały poddane ścisłym regulacjom na mocy _Ustawy o flagach i symbolach_⁴⁵. Panował tak silny lęk przed irlandzkim nacjonalizmem, że nawet publiczne pokazanie się z trójkolorową flagą Republiki mogło oznaczać wyrok więzienia. Co roku na Wielkanoc mała Dolours szła do kościoła w odświętnej białej sukience, niosąc pod pachą koszyczek ze święconką, do piersi zaś miała przypiętą wielkanocną lilię dla upamiętnienia stłumionego powstania. Podniecał ją ten rytuał; czuła się jak członkini tajnej ligi buntowników. Nauczyła się dyskretnie zakrywać lilię dłonią za każdym razem, gdy widziała zbliżającego się policjanta⁴⁶.
Nie miała jednak złudzeń co do ceny, jaką przychodziło płacić ludziom oddanym sprawie. Albert Price nigdy nie zobaczył swojego pierwszego dziecka, córeczki, która umarła jako niemowlę, kiedy tkwił za kratkami⁴⁷. Ciotka Bridie, jedna z sióstr Chrissie, brała w młodości udział w akcjach zbrojnych. Pewnego razu w 1938 roku przenosiła skrzynkę z materiałami wybuchowymi. Nagle doszło do eksplozji⁴⁸. Wybuch urwał jej obie dłonie, oszpecił ją i oślepił. Bridie miała wówczas dwadzieścia siedem lat.
Wbrew ponurym prognozom lekarzy przeżyła, ale do śmierci potrzebowała opieki⁴⁹. Bez dłoni i oczu nie mogła się przebrać, wydmuchać nosa ani zrobić czegokolwiek samodzielnie. Wiele razy wprowadzała się na dłużej do domu przy Slievegallion Drive. Price’owie zapewne jej współczuli, ale przede wszystkim podziwiali jej gotowość poświęcenia życia i zdrowia dla sprawy⁵⁰. Bridie, wróciwszy ze szpitala, znalazła się w swym maleńkim domu z ubikacją na zewnątrz, bez żadnej renty, bez wsparcia opieki społecznej. Pozostało jej tylko życie w ślepocie⁵¹. Mimo to nigdy nie żałowała swej ofiary na rzecz zjednoczenia Irlandii⁵².
Gdy Dolours i Marian były małymi dziewczynkami, Chrissie wysyłała je na piętro, polecając, by „porozmawiały z ciotką Bridie”⁵³. Kobieta siedziała sama w ciemnej sypialni. Dolours wspinała się po schodach cichutko na palcach, ale Bridie miała bardzo czuły słuch, toteż zawsze wiedziała, że ktoś się zbliża. Bez przerwy paliła. Już jako ośmiolatka Dolours miała za zadanie przypalać ciotce papierosy i wkładać je do jej ust⁵⁴. Nienawidziła tego obowiązku, uważała to za obrzydliwe⁵⁵. Gapiła się na ciotkę, intensywnie wpatrywała się w jej twarz⁵⁶, studiując koszmarne blizny po wybuchu, bo przecież tamta nie mogła odpowiedzieć jej spojrzeniem. Dolours była gadatliwa i jak to dziecko, wypowiadała na głos wszystko, co akurat przyszło jej do głowy. Czasami pytała Bridie: „Czy nie wolałabyś po prostu umrzeć?”⁵⁷.
Brała kikuty rąk ciotki w swoje maleńkie dłonie i gładziła palcami woskowatą skórę. Bridie nosiła czarne okulary; pewnego razu wypłynęła zza nich łza i stoczyła się po wysuszonym policzku. Dolours zastanawiała się wówczas, jak można płakać, jeśli nie ma się oczu⁵⁸.
W zimny jasny poranek 1 stycznia 1969 roku grupa studentów zebrała się pod ratuszem przy placu Donegall w centrum Belfastu⁵⁹. Zamierzali wyruszyć w kilkudniowym, przeszło stukilometrowym marszu do Derry, żeby zaprotestować przeciwko systemowej dyskryminacji katolików w Irlandii Północnej. Podział wyspy spowodował chorą sytuację: w Irlandii istniały dwie główne grupy religijne, między którymi zawsze dochodziło do napięć, i teraz każda uważała się za uciskaną mniejszość. Katolicy byli większością w Republice Irlandii, ale w Irlandii Północnej liczbowo dominowali protestanci, stanowiący milion spośród półtora miliona mieszkańców. Północnoirlandzcy katolicy doświadczali silnej dyskryminacji⁶⁰: nie mieli dostępu do dobrych miejsc pracy, nie przydzielano im dobrych mieszkań, oprócz tego zostali pozbawieni odpowiedniej reprezentacji politycznej, dzięki której mogliby poprawić swój los. Po podziale wyspy prowincja stworzyła własny ustrój, którego sercem pozostawała siedziba parlamentu w Stormont na obrzeżach Belfastu. Przez pół wieku ani jeden katolik nie piastował wysokiego stanowiska w północnoirlandzkiej administracji⁶¹.
Nie mogąc zdobyć pracy w przemyśle stoczniowym ani w żadnych atrakcyjnych zawodach, katolicy często decydowali się na emigrację i wyjeżdżali do Anglii, Ameryki lub Australii. W katolickich rodzinach w Irlandii Północnej rodziło się dwukrotnie więcej dzieci niż w rodzinach protestanckich, ale w ciągu trzech dekad poprzedzających studencki marsz do Derry tak wiele osób opuściło kraj, że populacja katolików wcale się nie zwiększyła⁶².
Młodzi demonstranci uważali, że w Irlandii Północnej wykształcił się system podobny do dyskryminacji rasowej w Stanach Zjednoczonych, toteż wzorowali się na amerykańskim ruchu na rzecz praw obywatelskich⁶³. Uważnie przestudiowali historię marszu z Selmy do Montgomery w Alabamie, zorganizowanego w 1965 roku przez Martina Luthera Kinga. Wyruszyli z Belfastu odziani w budrysówki, trzymali się pod ramiona i nieśli plakaty z napisami: „Marsz na rzecz praw obywatelskich” oraz „Zwycięstwo będzie nasze!”⁶⁴.
Wśród maszerujących była też Dolours Price. Dołączyła do protestu razem ze swoją siostrą Marian. Miała osiemnaście lat⁶⁵, co czyniło ją jedną z młodszych uczestniczek (większość osób stanowili studenci). Wyrosła na niesamowicie piękną dziewczynę o kasztanowych włosach, błękitnozielonych oczach i jasnych rzęsach. Z młodszą Marian były nierozłączne. W Andersonstown wszyscy mówili o nich „córki Alberta”⁶⁶. Niekiedy zdawało się, że są bliźniaczkami. Zwracały się do siebie per „Dotes” i „Mar”⁶⁷, spały w jednym łóżku⁶⁸. Dolours była ekstrawertyczna, asertywna i niepokorna, czasem wręcz nieco bezczelna, marsz upływał więc jej i Marian na nieustannych hałaśliwych pogawędkach. Śmiały się perliście⁶⁹ i co chwila ripostowały komuś ze śpiewnym belfasckim akcentem⁷⁰, nieco wygładzonym w surowej szkole dla dziewcząt pod wezwaniem Świętego Dominika.
Dolours i Marian Price
Źródło: autor nieznany
Dolours opisywała później swoje dzieciństwo jako „czas indoktrynacji”⁷¹, od zawsze miała jednak niezależny umysł i nie trzymała języka za zębami, więc jako nastolatka zaczęła kwestionować wpajane jej dogmaty. Były lata sześćdziesiąte; zakonnice ze Świętego Dominika próbowały wprawdzie stawiać tamę fali zmian kulturowych przetaczającej się przez świat, ale ich trud okazał się daremny. Dolours lubiła rock’n’rolla. Inspirował ją Che Guevara, przystojny argentyński rewolucjonista, towarzysz broni Fidela Castro⁷². Gdy został zastrzelony przez boliwijską armię, na dowód, że zginął, odrąbano mu dłonie, co przywodziło na myśl ciotkę Bridie; męczeńska śmierć zapewniła Guevarze wyjątkowo trwałe miejsce w panteonie bohaterów Dolours.
Mimo to, w miarę jak nasilały się napięcia między katolikami a protestantami w Irlandii Północnej, dziewczyna nabierała przekonania, że walka zbrojna, za którą opowiadali się jej rodzice, nie pasuje już do obecnych czasów i stanowi relikt przeszłości. Albert Price miał nie lada talent krasomówczy⁷³. Często obejmował rozmówcę ramieniem, trzymając w drugiej dłoni nieodłącznego papierosa, objaśniał wydarzenia historyczne, sypał anegdotami i czarował. Każdego potrafiłby przekabacić. Jego własna córka Dolours okazała się jednak trudną przeciwniczką. „Weźmy IRA – mówiła ojcu. – Spróbowaliście, ale się wam nie udało!”⁷⁴
Owszem, historia IRA była pod wieloma względami historią porażki. Patrick Pearse miał co prawda rację, gdy mówił, że każde pokolenie próbuje buntu, lecz u schyłku lat sześćdziesiątych Irlandzka Armia Republikańska od dłuższego czasu _de facto_ nie funkcjonowała. Starszawi faceci nadal organizowali sobie weekendowe musztry na terenie Republiki Irlandii i ćwiczyli strzelanie do celu z ledwie sprawnej broni pozostałej po dawnych kampaniach, nikt jednak nie traktował ich poważnie. Wyspa wciąż była podzielona, sytuacja katolików się nie poprawiała. „Ponieśliście klęskę⁷⁵ – powtarzała ojcu Dolours i dodawała: – Istnieje inna droga”.
Zaczęła uczęszczać na zebrania Demokracji Ludowej⁷⁶, nowej organizacji politycznej, odbywające się w sali na kampusie Queen’s University. Opowiedziała się za socjalizmem, podobnie jak Che Guevara i jak wiele osób uczestniczących później w marszu do Derry. Konflikt między protestantami a katolikami uznała za szkodliwą zasłonę dymną⁷⁷. W istocie przecież protestanci z klasy pracującej, choć byli w lepszej sytuacji niż katolicy, także musieli borykać się z bezrobociem. Ich paskudne domy przy Shankill Road w Belfaście też miały ubikacje na zewnątrz. Gdyby tylko zrozumieli, że ich życie stanie się lepsze w zjednoczonej i socjalistycznej Irlandii, odwieczna bezsensowna niezgoda wreszcie by ustała.
Jednym z przywódców marszu był Eamonn McCann, cokolwiek nieokrzesany, wyszczekany socjalista z Derry. Dolours poznała go na marszu i natychmiast się z nim zaprzyjaźniła⁷⁸. McCann wielokrotnie przypominał protestującym, żeby nie potępiali protestanckich robotników. „To nie oni są naszymi wrogami, ale wyzyskiwacze w garniturach po trzydzieści gwinei – podkreślał. – Ludzie w kombinezonach roboczych są ofiarami systemu, krzywdzą ich unionistyczni obszarnicy i przemysłowcy”⁷⁹. Protestanccy robotnicy, mówił, są po naszej stronie. Po prostu jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy.
Irlandia to niewielka wyspa; w najszerszym miejscu liczy niespełna trzysta kilometrów. Wystarczy jedno popołudnie, by dojechać z jednego wybrzeża na drugie. Marsz studentów trwał jednak kilka dni, a od chwili, gdy wyruszył z placu Donegall, zakłócali go kontrdemonstranci: protestanccy „unioniści”, nieprzejednanie lojalni wobec brytyjskiej korony. Przewodził im krępy czterdziestoczterolatek o odstających uszach nazwiskiem Ronald Bunting, nauczyciel matematyki w liceum i były oficer Armii Brytyjskiej, nazywany przez swych ludzi Majorem. Niegdyś miał całkiem postępowe poglądy⁸⁰, przeszedł jednak na stronę zajadle antykatolickiego pastora Iana Paisleya po tym, jak ten opiekował się jego umierającą matką. Bunting należał do Zakonu Orańskiego, protestanckiego bractwa, które od dawna budowało swą tożsamość na niechęci do katolików, i wraz ze swoimi zwolennikami próbował zakłócić marsz. Ludzie Majora, zgromadzeni pod brytyjskim Union Jackiem, poszturchiwali protestujących, wygwizdywali ich, próbowali wyrywać studentom transparenty. W pewnym momencie dziennikarz relacjonujący wydarzenie spytał Buntinga, czy nie lepiej byłoby po prostu zostawić maszerujących w spokoju i ich zignorować.
„Nie wolno ignorować diabła, bracie” – odparł Bunting⁸¹.
Niewątpliwie kierował się uprzedzeniami, ale przecież nie on jeden. Terence O’Neill, szef podległego Wielkiej Brytanii rządu Irlandii Północnej, deklarował: „Protestanci czują przede wszystkim obawę, że katolicy mnożą się w szybkim tempie i zdominują ich liczebnie”⁸². Nikt nie miał przy tym pewności, czy gdyby tak się stało, Londyn przyszedłby z pomocą. Wielu Brytyjczyków ledwie zdawało sobie sprawę z istnienia narowistej prowincji u wybrzeży Szkocji. Nie brakowało też takich, którzy chętnie pozbyliby się Irlandii Północnej – wszak Wielka Brytania już od paru dekad wycofywała się z coraz to kolejnych kolonii. Pewien angielski dziennikarz pisał w tamtym okresie, że północnoirlandzcy unioniści są „bardziej brytyjscy niż Brytyjczycy, którzy zresztą mają ich gdzieś”⁸³. „Lojaliści”, czyli szczególnie żarliwi unioniści, uważali się z tego powodu za prawdziwych obrońców zagrożonej tożsamości narodowej. Jak pisał Rudyard Kipling w wierszu _Ulster_ z 1912 roku: „Albowiem w ostatecznym rozrachunku / Śmierć czeka nas, jeżeli się ugniemy”⁸⁴.
Major Bunting miał jeszcze jeden szczególny powód, by traktować marsz jako zagrożenie: wśród rozmamłanych demonstrantów śpiewających hippisowskie piosenki i niosących podniosłe hasła na sztandarach szedł jego syn Ronnie⁸⁵, student Queen’s University⁸⁶, chłopak z długimi bokobrodami, który radykalnej polityce poświęcił się latem 1968 roku. Nie był jedynym uczestnikiem marszu pochodzącym z protestanckiej rodziny. Ba, wśród protestantów istniała długa tradycja popierania niepodległości Irlandii: do grona bohaterów republikanizmu zaliczał się chociażby Wolfe Tone, który w 1798 roku stanął na czele krwawego powstania przeciwko brytyjskim rządom. Ronnie musiał jednak znosić fakt, że jego ojciec zorganizował irytującą kontrę i zwołał napastliwych lojalistów pokrzykujących antykatolickie wyzwiska przez megafon. Chłopak mamrotał ze wstydem do przyjaciół: „To mój stary, robi z siebie kretyna”⁸⁷. Edypalny konflikt zdawał się dodatkowo umacniać zaciekłość obu Buntingów⁸⁸.
Ronnie, podobnie jak siostry Price, należał do Demokracji Ludowej. Miał obawy co do marszu do Derry; podczas jednego z zebrań wyraził opinię, że lepiej go sobie odpuścić, bo może się wydarzyć „coś złego”⁸⁹. Doświadczenie potwierdzało tego rodzaju obawy: wiele wcześniejszych protestów zostało brutalnie stłumionych przez policję. Jeszcze przed podziałem kraju wprowadzono tak zwaną _Ustawę o specjalnych prerogatywach_, na mocy której w Irlandii Północnej panował _de facto_ permanentny stan wyjątkowy⁹⁰. Rząd mógł zakazywać organizowania spotkań i zgromadzeń, zabraniał określonego rodzaju przemówień i wystąpień publicznych, służby miały prawo przeprowadzać rewizje i aresztować ludzi bez nakazu, przy czym areszt mógł przeciągać się w nieskończoność. W szeregach Królewskiej Policji Ulsteru dominowali protestanci. Istniały też zbrojne siły pomocnicze zwane Oddziałami Specjalnymi B, składające się z unionistów, często zagorzałych antykatolików. Jeden z pierwszych członków Oddziałów Specjalnych B następująco podsumowywał proces werbunku: „Potrzebowałem ludzi, im byli młodsi i bardziej agresywni, tym lepiej”⁹¹.
Trasa marszu biegła przez protestanckie wsie, będące przyczółkami unionistów. Za każdym razem demonstrantom stawała na drodze jakaś grupa miejscowych mężczyzn z kijami w dłoniach. Policjanci eskortujący marsz nakazywali wówczas studentom obejść wieś dokoła⁹². Część ludzi Majora Buntinga nie odstępowała ich i nieustannie próbowała sprowokować. Jeden z kontrmanifestantów niósł wielki bęben lambeg, którego złowieszcze dudnienie rozlegało się wśród zielonych wzgórz i wiosek, wzywając krzepkich unionistów na odsiecz⁹³.
Studenci byli przygotowani na bezpośrednie starcie. Niektórzy wręcz marzyli, że do niego dojdzie⁹⁴. Uczestnicy marszu w Selmie zostali zaatakowani przez policję i fakt, że ludzie zobaczyli w telewizji brutalność mundurowych, w niemałym stopniu przyczynił się do zmiany nastrojów społecznych⁹⁵. Ludzie idący do Derry wierzyli, że pokojowy protest może zaradzić nawet najgorszej niesprawiedliwości. Był rok 1969; zdawało się wówczas, że młodzi zmienią świat. Może w Irlandii Północnej udałoby się wytyczyć na nowo linie podziałów – zamiast konfliktu katolików z protestantami albo republikanów z unionistami nastałby czas walki młodszych przeciwko starszym, walki sił nowego porządku przeciwko siłom przeszłości?
Czwartego, ostatniego dnia marszu na skrzyżowaniu kilkanaście kilometrów od Derry jeden z demonstrantów ostrzegł przez megafon: „Mogą obrzucić nas kamieniami”. Zanosiło się na kłopoty. Odkąd marsz wyruszył z Belfastu, przyłączyło się do niego więcej młodych ludzi i teraz drogę wypełniały setki demonstrantów. Człowiek z megafonem zawołał: „Jesteście świadomi, że może się wam stać krzywda?”⁹⁶.
Maszerujący odkrzyknęli chórem: „Jesteśmy!”.
Poprzedniej nocy, kiedy studenci spali pokotem na podłodze w domu ludowym w wiosce Claudy, Major Bunting zebrał swoich ludzi w Derry (czy też w Londonderry, sam bowiem, jako unionista, posługiwał się właśnie taką nazwą)⁹⁷. Kilkuset podnieconych lojalistów zjawiło się na „spotkaniu modlitewnym” w Guildhall, potężnym kamiennym gmachu z witrażami, wznoszącym się nad rzeką Foyle. Ian Paisley już czekał tam na swoją trzódkę.
Paisley – radykał, idol zaciekłych lojalistów, był synem pastora baptysty. Kształcił się w niszowym ewangelikalnym kolegium w Walii, po czym założył własny ekstremistyczny Kościół. Miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu, wąskie oczy, włosy zaczesane do tyłu i nieco krzywe zęby; podczas kazań i przemówień lubił opierać się o mównicę i z drżącą żuchwą pomstować na „rzymskokatolickie monstrum”⁹⁸. Watykan i Republika Irlandii, twierdził, działały w zmowie, knuły tajny spisek mający na celu obalenie rządu w Irlandii Północnej. Katolicy pomału rośli w siłę, rodziło się ich coraz więcej i wkrótce mieli stać się niczym „tygrys, gotów rozszarpać swą ofiarę na strzępy”.
Podżegał swoich wielbicieli do wszczynania zamętu w katolickich dzielnicach. Gdzie tylko się pojawiał, tam od razu dochodziło do zamieszek. Pokrzykiwał basem, że katolicy to ścierwo, że „mnożą się jak króliki, jak szczury”⁹⁹. Nieustannie próbował wzmacniać podziały i z czasem stał się arcymistrzem podburzania tłumów. Był tak odstręczający, do tego stopnia nie krył się z uprzedzeniami, że część republikanów doszła do wniosku, że zasadniczo z punktu widzenia ich sprawy taki oponent to całkiem dobra rzecz. „Po co zabijać Paisleya? – mawiała Chrissie, matka Dolours Price. – Przecież odwala dla nas świetną robotę”¹⁰⁰.
Większość mieszkańców Derry stanowili katolicy, ale dla lojalistów miasto pozostawało pomnikiem protestanckiego oporu. W 1689 roku protestancka armia wierna nowemu królowi Anglii Wilhelmowi Orańskiemu zdołała przetrwać oblężenie urządzone przez katolickie wojska Jakuba II. Gdzie indziej tak dawne wydarzenie zasługiwałoby co najwyżej na tablicę pamiątkową, ale nie w Derry, gdzie każdego roku protestanci organizowali marsz dla uczczenia zwycięstwa sprzed stuleci. Gdy zaś do miasta zbliżała się grupa pokojowych studentów, Paisley i Bunting powtarzali swym ludziom, że to w istocie powtórka napaści urządzonej przez Jakuba¹⁰¹.
Mówią o prawach obywatelskich, grzmiał Paisley, udają pokojowych demonstrantów, lecz tak naprawdę są „zakamuflowanymi bojownikami IRA”. Przypomniał swym zwolennikom, jak Londonderry stawiło czoła papieskim najeźdźcom, i gromkim głosem spytał, czy są gotowi raz jeszcze bronić miasta. Rozległy się okrzyki: „Alleluja!”. Swoim zwyczajem Paisley rozniecił gniew słuchaczy, po czym opuścił miejsce wydarzeń, zanim jeszcze ciśnięto pierwszy kamień. Jednak jego wierny adiutant Major Bunting polecił tłumowi, by każdy, kto pragnie uczynić „męską rzecz”¹⁰², wyposażył się w „takie uzbrojenie obronne, jakie tylko uzna za stosowne”.
W mroku tamtej nocy na polach przy drodze do Derry miejscowi zaczęli gromadzić arsenały kamieni¹⁰³. Pewien farmer pożyczył im nawet ciągnik, żeby ułatwić tę pracę. Nie były to bynajmniej małe kamyczki, ale solidnej wielkości odłamki skały prosto z kamieniołomu. Ich stosy, ułożone w kilku różnych miejscach, miały posłużyć w zasadzce.
Ostatniego ranka marszu Eamonn McCann przypomniał Dolours i innym uczestnikom: „Od początku mówiliśmy, że nie będziemy stosować przemocy. Dziś nasze postanowienie zostanie poddane próbie”¹⁰⁴. Marsz znów ruszył, pomału, z narastającym niepokojem. Demonstranci szli wąską drogą między wysokimi żywopłotami. Zbliżali się do starego kamiennego mostu Burntollet, łączącego brzegi rzeki Faughan. Nagle na stromym wzgórzu za żywopłotem pojawiła się jakaś samotna postać. Był to mężczyzna; na ramieniu miał białą opaskę, wymachiwał rękami, najwyraźniej wysyłając w ten sposób jakieś skomplikowane sygnały. Przypominał matadora, który przyzywa niewidzialnego byka¹⁰⁵. Wkrótce dołączyli do niego inni¹⁰⁶: krzepcy młodzieńcy wyłaniali się zza grzbietu wzgórza, zbierali się w niewielkie grupki, wpatrywali się w maszerujących. Drogą szło kilkaset osób. Żywopłoty uniemożliwiały im ucieczkę. A mężczyzn na wzgórzach przybywało i każdy miał białą opaskę na ramieniu. Aż wreszcie poleciały pierwsze kamienie.
Bernadette Devlin, przyjaciółka Dolours i jedna z organizatorek marszu, miała wrażenie, że pociski wręcz „przesłoniły niebo”¹⁰⁷. Ze ścieżek łączących się z drogą, po której szli demonstranci, wypadli młodzi mężczyźni i chłopcy, całe tuziny¹⁰⁸. Ciskali kamieniami, cegłami, butelkami po mleku. Niektórzy zajęli wzgórza wznoszące się nad drogą, inni ukryli się za żywopłotami, jeszcze inni stłoczyli się, próbując odciąć demonstrantom dostęp do mostu. Część ludzi idących na czele marszu ruszyła pędem w kierunku rzeki, inni cofnęli się, by uniknąć kamieni. Dolours i Marian utknęły pośrodku¹⁰⁹.
Przelazły przez żywopłot¹¹⁰, ale kamienie wciąż nadlatywały. Do tego mężczyźni zbiegali ze wzgórz i rzucali się na demonstrantów. Dolours pomyślała, że wygląda to jak scena ataku Indian z hollywoodzkiego westernu¹¹¹. Kilku napastników miało na głowach kaski motocyklowe¹¹². Nadciągali, wymachując kijami, łomami, gazrurkami¹¹³. Niektórzy mieli ze sobą pałki nabite gwoździami i boleśnie ranili demonstrantów. Ci próbowali się osłaniać, naciągając płaszcze na karki i głowy. Potykając się, uciekali na ślepo, po omacku, chwytali się jeden drugiego¹¹⁴.
Zasadzka przy moście Burntollet
Źródło: autor nieznany
Demonstranci, którzy wbiegli na pola, byli bici i kopani, aż do nieprzytomności¹¹⁵. Ktoś uzbrojony w łopatę walnął młodą dziewczynę w głowę¹¹⁶. Dwóch fotoreporterów poturbowano i obrzucono kamieniami. Tłum zabrał im klisze; usłyszeli, że jeśli kiedykolwiek spróbują tu wrócić, zostaną zabici¹¹⁷. A w środku tego całego zamętu Major Bunting, teraz w roli feldmarszałka, machał ramionami niczym dyrygent¹¹⁸. Rękawy płaszcza miał poplamione krwią¹¹⁹. Wyrwał jednemu z demonstrantów transparent, który chwilę później został podpalony.
Młodzi demonstranci nie stawiali oporu – przysięgali przecież, że nie uciekną się do przemocy, i zamierzali dotrzymać tej obietnicy¹²⁰. Dolours Price znów przedostała się do swoich towarzyszy. Wielu z nich miało paskudnie porozcinane twarze. Krew zalewała im oczy. Dziewczyna wbiegła do rzeki, rozchlapując lodowatą wodę¹²¹. W oddali widziała demonstrantów spychanych z mostu¹²². Poczuła, że walczy z nurtem, i w tym momencie jej wzrok napotkał spojrzenie jednego z napastników. Mężczyzna trzymał pałkę. Dolours przez resztę życia powracała wspomnieniami do tamtej chwili. Ujrzała oczy zamglone nienawiścią¹²³. Wpatrzyła się w nie i zdała sobie sprawę, że są zupełnie puste¹²⁴.
W końcu oficer Królewskiej Policji Ulsteru wszedł do rzeki i zakończył starcie. Dolours uchwyciła się jego płaszcza i nie chciała puścić¹²⁵. Kiedy krzepki gliniarz prowadził ją w bezpieczne miejsce, zrozumiała przerażającą rzecz. Tamtego dnia maszerującym towarzyszyły dziesiątki policjantów, którzy jednak nic nie zrobili. W ogóle nie próbowali interweniować. Mówiono później, że napastnicy nosili na ramionach białe opaski, by policjanci mogli odróżnić ich od demonstrantów¹²⁶. Co więcej, wśród ludzi Majora Buntinga nie zabrakło członków Oddziałów Specjalnych B, czyli sił pomocniczych policji¹²⁷.
W drodze do szpitala Altnagelvin w Derry Dolours rozpłakała się przytłoczona dziwną mieszanką ulgi, frustracji i rozczarowania¹²⁸. Gdy razem z Marian wróciły wreszcie do Belfastu i stanęły całe posiniaczone na progu niewielkiego domu przy Slievegallion Drive, Chrissie Price wysłuchała, co miały do powiedzenia, a na koniec zadała tylko jedno pytanie: „Czemu w takim razie nie próbowaliście im odpłacić?”¹²⁹.PRZYPISY KOŃCOWE
Prolog Skarbiec
1 Charles Donovan, Paul FitzGerald, Paul Dunigan, _History of Boston College. From the Beginnings to 1990_, Chestnut Hill: University of Boston College, 1990, s. 2, 3.
2 FBI _Busts Librarian Accused of Stealing Books_, „United Press International”, 8 października 1986.
3 _Librarian Helps Foil the Theft of Irish Artifacts_, „New York Times”, 1 września 1991.
4 Zeznanie O’Neilla.
5 _U.S. Hands over Bomber Dolours Price’s Secret Interview Tapes to_ PSNI, „Belfast Telegraph”, 8 lipca 2013; Ed Moloney, wywiad udzielony autorowi.
6 Ed Moloney, wywiad udzielony autorowi; Anthony McIntyre, wywiad udzielony autorowi.3 Ewakuacja
130 W znakomitym artykule na podstawie wywiadu z Helen Susan McKay pisze, że zdjęcie pochodzi z 1965 roku – Susan McKay, _Diary_, „London Review of Books”, 19 grudnia 2013.
131 Michael, Susan i Archie McConville’owie opowiadali mi w wywiadach o agrafce. Helen powiedziała Susan McKay, że żadnej agrafki nie pamięta. Tego rodzaju rozbieżności są typowe dla McConville’ów, którzy mają różne, często sprzeczne wspomnienia na temat swojego traumatycznego dzieciństwa.
132 Wizyta autora przy Avionel Road.
133 McKay, _Diary_, dz. cyt.
134 Séamus McKendry, _Disappeared. The Search for Jean McConville_, Dublin: Blackwater Press, 2000, s. 9.
135 _Many Killed in Mass Air Attack on Belfast_, „Irish Independent”, 17 kwietnia 1941; Ian S. Wood, _Britain, Ireland and the Second World War_, Edinburgh: Edinburgh University Press, 2010, s. 174, 175.
136 McKay, _Diary_, dz. cyt.
137 McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 9.
138 Tamże; McKay, _Diary_, dz. cyt.
139 Edward Moxon-Browne, _National Identity in Northern Ireland_, Peter Stringer, Gillian Robinson, _Social Attitudes in Northern Ireland. The First Report_, Belfast: Blackstaff Press, 1991.
140 Cormac Ó Gráda, Brendan M. Walsh, _Intermarriage in a Divided Society. Ireland a Century Ago_, „Explorations in Economic History” 2015, vol. 56.
141 McKay, _Diary_, dz. cyt.
142 Dzieci Jean McConville podają rozbieżne relacje. Seamus McKendry, mąż Helen, pisze w książce, że babcia Murray (czyli matka Jean) nie miała nic przeciwko małżeństwu. Jest też faktem, że Arthur i dzieci wprowadzili się później do jej domu w zachodnim Belfaście. Jednak po zniknięciu Jean McConville część rodzeństwa twierdziła, że Murray _de facto_ wyrzekła się córki (a więc i wnuków), bo Jean poślubiła katolika. Możliwe, że na tego rodzaju transgresję łatwiej było przymknąć oko w latach pięćdziesiątych niż sześćdziesiątych. Na temat Mary McConville i pobicia – zob. McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 10. Michael McConville mówił mi: „Rodzina matki nie chciała mieć z nami nic wspólnego, bo matka poślubiła katolika”. Podobna teza pojawia się w dokumentach prawnych, złożonych w imieniu Jamesa McConville’a: „Rodzina ich matki się jej wyrzekła” – _Application to the Attorney General in Relation to the Death of Jean McConville, filed by Joe Mulholland & Co., Solicitors, on behalf of James McConville_, 23 maja 2013.
143 McKay, _Diary_, dz. cyt.; McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 9.
144 McKay, _Diary_, dz. cyt.
145 McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 10.
146 McKay, _Diary_, dz. cyt.
147 McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 10.
148 Ed Moloney, Andy Pollak, _Paisley_, Dublin: Poolbeg Press, 1986, s. 89.
149 McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 10; McKay, _Diary_, dz. cyt.
150 Richard English, _Armed Struggle. The History of the_ IRA, New York: Oxford University Press, 2003, s. 102; Russell Stetler, _The Battle of Bogside. The Politics of Violence in Northern Ireland_, London: Sheed and Ward, 1970.
151 Max Hastings, _Barricades in Belfast. The Fight for Civil Rights in Northern Ireland_, London: Taplinger, 1970, s. 142, 143.
152 Archiwalne nagrania filmowe.
153 Hastings, _Barricades in Belfast_, dz. cyt., s. 143.
154 _The Burning of Bombay Street_, BBC One Northern Ireland, 2011.
155 Seamus Brady, _Eye-Witness Account of Events in Belfast_, 22 sierpnia 1969, National Archives of Ireland; _The Burning of Bombay Street_, dz. cyt.
156 Tommy McKearney, _The Provisional_ IRA_. From Insurrection to Parliament_, London: Pluto Press, 2011, s. 47.
157 „The Irish Time”, „The Guardian” i inne media podają tę samą liczbę. Jej źródłem jest zapewne Tim Pat Coogan. Uważa się, że między lipcem a wrześniem 1969 roku 1820 rodzin musiało opuścić domy, w tym 315 rodzin protestanckich i 1505 rodzin katolickich – zob.: _Day the Troops Marched in to Nationalist Welcome_, „Irish Times”, 14 sierpnia 1999; Tim Pat Coogan, _The Troubles_, New York: Palgrave, 2002, s. 91.
158 Spis ludności, 1971.
159 Paul Doherty, Michael A. Poole, _Ethnic Residential Segregation in Belfast, Northern Ireland, 1971–1991_, „Geographical Review” 1997, vol. 87, No. 4.
160 McKay, _Diary_, dz. cyt.
161 Seamus Brady, _Eye-Witness Account…_, dz. cyt.
162 Tamże.
163 _Army Under Crossfire_, „Telegraph”, 16 lipca 1972; _Thousands of Northern Refugees Streamed over the Border in the 1970s – Some Were Called “Ungrateful”_, „The Journal.ie”, 27 grudnia 2014.
164 Michael McConville, wywiad udzielony autorowi.
165 McKay, _Diary_, dz. cyt.; McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 10.
166 _The Burning of Bombay Street_, dz. cyt.
167 Hastings, _Barricades in Belfast_, dz. cyt., s. 146, 147.
168 Ciarán Carson, _Belfast Confetti_, Winston-Salem: Wake Forest University Press, 1989.
169 Zachowały się archiwalne nagrania filmowe przedstawiające kobiety idące do sklepu przy Omar Street podczas przerwy w strzelaninie w sobotę 4 lipca 1970 roku.
170 McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 10; McKay, _Diary_, dz. cyt.
171 Michael McConville, wywiad udzielony autorowi; raport pomocy społecznej na temat dzieci Jean McConville, 13 grudnia 1972.
172 McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 11; McKay, _Diary_, dz. cyt.
173 _Flight. A Report on Population Movement in Belfast During August, 1971_, Northern Ireland Community Relations Commission Research Unit, Belfast, 1971.
174 McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 11; McKay, _Diary_, dz. cyt.
175 McKay, _Diary_, dz. cyt.
176 _High Life_, BBC 2011; Megan Deirdre Roy, _Divis Flats. The Social and Political Implications of a Modern Housing Project in Belfast, Northern Ireland, 1968–1998_, „Iowa Historical Review” 2007, vol. 1, No. 1.
177 _High Life_, dz. cyt.
178 Michael McConville, wywiad udzielony autorowi.
179 Roy, _Divis Flats_, dz. cyt.; _High Life_, dz. cyt.
180 Lynsey Hanley, _Estates. An Intimate History_, London: Granta 2000, s. 97.
181 Hastings, _Barricades in Belfast_, dz. cyt., s. 147.
182 McKay, _Diary_, dz. cyt.
183 Hastings, _Barricades in Belfast_, dz. cyt., s. 147.
184 Tamże, s. 144.
185 Tamże, s. 144.
186 Tamże, s. 145.
187 _Belfast’s Night Patrol. An Uneasy Tour_, „Newsday”, 17 września 1971.
188 David McKittrick i in., _Lost Lives. The Stories of the Men, Women, and Children Who Died As a Result of the Northern Ireland Troubles_, Edinburgh: Mainstream, 2004, s. 1494, tabela 1.
189 Roy, _Divis Flats_, dz. cyt.; Jeffrey Sluka, _Hearts and Minds, Water and Fish. Support for the_ IRA _and_ INLA _in a Northern Ireland Ghetto_, Greenwich: JAI Press, 1989.
190 McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 15.
191 Hastings, _Barricades in Belfast_, dz. cyt., s. 144.
192 _The Disappeared of Northern Ireland’s Troubles_, Belfast: Wave Trauma Centre, 2012, s. 16.
193 Simon Winchester, _In Holy Terror_, London: Faber, 1975, s. 68, 69.
194 Tamże, s. 70.
195 Patrick Bishop, Eamonn Mallie, _The Provisional_ IRA, London: Heinemann, 1987, s. 123.
196 Winchester, _In Holy Terror_, dz. cyt., s. 73.
197 Tamże, s. 71-72.
198 Archiwalne nagrania filmowe.
199 Winchester, _In Holy Terror_, dz. cyt., s. 72; archiwalne nagrania filmowe.
200 Archiwalne nagrania filmowe.
201 Richard O’Rawe, wywiad udzielony autorowi.
202 Winchester, _In Holy Terror_, dz. cyt., s. 71.
203 Tamże, s. 70; _Falls Road Curfew, 40th Anniversary_, „Irish News”, 30 czerwca 2010.
204 Winchester, _In Holy Terror_, dz. cyt., s. 32.
205 Michael McConville, wywiad udzielony autorowi.
206 McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 12.
207 Roy, _Divis Flats_, dz. cyt.
208 _Sons Recall 30 Years of Painful Memories_, „Irish News”, 24 października 2003.
209 _How Belfast Feels Behind the Barricades_, „Christian Science Monitor”, 10 września 1969.
210 Kevin Kearns, _Dublin Street Life and Lore. An Oral History_, Dublin: Glendale, 1991, s. 63.
211 Michael McConville, wywiad udzielony autorowi.
212 McKendry, _Disappeared_, dz. cyt., s. 13.
213 Tamże, s. 13; McKay, _Diary_, dz. cyt.
214 Michael McConville, wywiad udzielony autorowi.WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Wydawnictwo Czarne
@wydawnictwoczarne
Sekretariat i dział sprzedaży:
ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Dział promocji:
ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa
tel. +48 22 621 10 48
Skład: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]
Wołowiec 2020
Wydanie I