- W empik go
Confiteor - ebook
Confiteor - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 313 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
TREBINSKIEGO.
Przedmowa do I-go wydania,
Trudne, zaiste, zadanie przypadło w udziale piszącemu słowa niniejszej przedmowy — stworzenia furty wejściowej do najwspanialszego i najwznioślejszego ogrojca miłości, jaki sta‧nowi ta książka, a jakiemu równego trudno gdzie znaleźć W dziejach serca ludzkiego, w piękno sztuki zaklętych.
Zgóry więc zastrzedz się muszę, iż ręce od tej roboty uchylam, nie czując się godnym sztuką pióra przysparzać zim‧nej kraty do tego żywego majestatu, jakim tchnie ów ogrojec.
I nie dziw: uczucia, w nim zawarte, są tej miary i tej ekstatyczności, iakie, w górze gdzieś zakreślone, padają, w pierś wybrańca, jednego może z miljona i raz może na liczne wie‧ki, — rodzą się, jak ów fenomen niebieski — nie na modłę zja‧wisk codziennych, chociażby w ich najszczytniejszym wyrazie.
Jakże więc może coś innego nad podziw otwierać drogi do takich zjawów niezwykłych?
I dlatego ogród ów mistyczny winien zostać bez furty, cudnym swym splotem rajskim i pierwszemi gaięimj oliwnemi wprost graniczącym Z pustynią i szarzyzną życia okólnego, z terenem walk i trudów, celów ziemskich i zabiegów przyziem‧nych, — wprost mówiącym od siebie swą wielką mową bry‧lantową.
Piszący te słowa ma obowiązek jedynie przestrzedz wcho‧dzącego do tego ogrodu:
Baczności wstępujesz w obrąb ducha? Baczności wstępujesz w żywe sercel
Nie wątpię, że pierwsze tchnienia samego tego ogrojca nastroją dostatecznie wchodzącego w ten obrąb, by czul się od głębi ruszonym i oniemionym niezwykłością zjawiska. Dalsze kroki wprowadzą w głąb już uroczystą, w przezrocze drgające, w tę boską krainę piękna,.kędy posągi wklęły w siebie wszy‧stek czar poezji i nieba, i ziemi, a w chwili objawienia, w chwili cudu—piękno, jak dusza, opuszcza marmury i idzie na spotka‧nie drugiemu pięknu, i w objęcia mu pada, niby promień, splata się z promieniem, niby kropla w kropli się rozpływa i drży (zawem szczęściem na wieczność długa., jak sama nie‧skończoność".-.
1 tam już duszy obudzonej w drgnieniach jakichś przed‧wiecznych piat, dotąd nie znany, oderwie się od serca, płat ciepły żalu, zachwytu, zdziwienia.
I dusza, jak dziecko, łzawe i zdziwione, sama siebie za‧pyta: — Jakto? Więc taką być moie Miłość? Więc takiem moie być piękno uczuć? Takiemi skrzydła miłości? I jam z takiego nieba nie zerwał nawet promienia? Mie zaznałem tego człowieczeństwa, sam będąc człowiekiem?
I chwila ta będzie dla tak czującego chwilą może odku‧pień, jedyną chwilą wieczystą, rozpęknięciem twardej skorupy, którą życie tak niecnie zasklepia — chwilą, w której duch, wy‧nurzony na chwilę, sam siebie w tęczy obejrzy i sam nad swą niewolą zapłacze.
Odsłońmy atoli tajemnicę, jak ludziom prawym przystało,— tajemnicę, która tę książkę osnuwa. Rzecz bowiem jest nadto uroczystą, by do niej się zbliżać nie z prawdą.
Książka ta zawiera listy księdza, kapłana—poety—artysty, który pokochał kobietę i przez nią tę miłość wyśpiewał.
Ten, który był winien kochać tylko Boga, ukochał twór Jego — kobietę. Ukocha) jednakie, jak ten… co.ukochał Boga i dojrzał duszę swoją".
Posłuchajmy atoli, Jak śpiewa sama ta miłość, bowiem słowa innych uczuć są zawsze przy niej blade.
.-„Znasz ty ów najświętszy śpiew ducha, kiedy melodja najskrytszych głębi nie ma dla siebie wyrazu, słów, — Jedno —
masa w sobie nieuświadomiona, nieujęta w formę, staje się hołdem i czcią Bóstwa, a zarazem Bóstwem samem… Kiedy myśl się rozwiewa — ślepnie wźrok wpatrzony — słuch głuchnie rozwarty… Kiedy tylko bicie serca zapanowujc nad wszech‧światem… wszechświat sobą wypełnia—i nie istnieje już nic, nic…
…Wtedyśmy równi Bogu, wtedy stajemy sic jakiemś boskiem tchnieniem, ogarniającem wszystko i przenikajacem bez‧miary… Tem zatraceniem, tem wyzbyciem się doczesności, zaprzepaszczeniem granicy wszelkiej dosięgam Ciebie, stapiam się z Tobą w jeden rytm miłości — i jestem!"
Na takich wyżynach niedościgłych utrzymana ciągle ta miłość anielska.
„Wszystka piękność, co tkwi we wszechświecie, co zam‧knięta w piersi Bożej i w ziemskim tworze, i w myśli ludzkiej, i we wszech czuci u, pochyliła się ku mnie, do piersi mi przy‧warła, wypełniła mi duszę—i zatraciłem się w niej, i stałem się wszystek nią”……fl miłość — to moje przeznaczenie, to dar
Boży, to Laska, która mi się staią Odkupieniem i Szczęściem. I zanim ta tęsknota najwyższa mojej duszy nie stała się Miłoś‧cią—szedłem na podbój zbrojny… Dziś jestem bezorężny i ani myśli, ani uderzeń serca, ani słów — nici Zwycięzcą jestem, a jednak idę, jak radosny braniec za rydwanem Bożym, co się toczy na gody, zgotowane od wieków".
…„Czy wiesz już teraz, co znaczy szczęście w krainie nie‧śmiertelności, czy rozumiesz wielkość i miłość Boga, który już tu, na ziemi daje smakować takie chleby z wieczernika swej Miłości?”
…„Uwielbiam Cię każdą chwilą mojego życia, a uwiel‧bienie moje z ducha jest i z jego najświętszych drżeń, z jego najgłębszych poruszeń. Godzien jestem modlić się do Boga, bom znalazł Ciebie, godzien jestem kochać Cię, bom ukocha) Boga”.
…„Przenajświętsza falo życia… przepłynęłaś po mojej piersi, jak pocałunek wieczystych zaślubin, jak srebrny świt, obiegający niebo od krańca do krańca srebrnozłotą błyskawicą. Ze źródeł, ocienionych tajemną gęstwą narodzin, z najpierwsze-(jo tchnienia prabytu — wpłynęłaś, przenajświętsza falo, ażeby ruch swój niczem nie wstrzymany zatrzymać na mojej piersi i porwać ją wraz ze soba w bieg, w nieskończoność, w wie‧czyste trwanie życia-snu i snu-życia”…
I oto wobec takiej miłości, którą w każdym wyrazie i w każdej literze tchną karty tej książki, miłości, która jest arcydziełem życia, zaklętego w piękno, i arcydziełem piękna, zaklętego w życie, powstaje problemat, ciężki do dźwignię‧cia: Czy miłość taka w osobie księdza, kapłana, któremu religia nakazuje porzucić wszystko dla Boga i piękno wszyst‧ko umartwić, prócz Boga, który jest jego źródłem, ma być osądzoną, czyli też poleconą, jako wzór? Czy wyrzeczenie się piękna ziemskiego, chociażby ono do Boga prowadziło, ma być jedyną w tym względzie posadą i drogą? Czyti też piękna tego najszczytniejsza uprawa, jaka w tym razie wy raz swój święciła, ma być również do ideałów kapłańswa wliczoną — czy tez od niego odsądzoną?
ftsceza wyrzeczenia ziemi, czy bujne życie nieba miłości?
Droga przez Boga, czy droga do Boga?
Ze stanowiska teoryi i dogmatu, wyrzeczenie piękna jest szczytniejsze od piękna tegoż uprawy najszczytniejszej, bowiem sama świadomość rodząca się piękna jest już objawieniem Boga w człowieku, i nietknięcie tego owocu wiadomości i wyrzecze‧nie się jego całkowite jest przez się zachowaniem i przyspo‧rzeniem tęgo piękna, które inną drogą, często wątpliwą, przez życie się osiąga.
Wyrzeczenie się piękna jest zachowaniem zrodzonej jed‧ności w duchu bez rozdwojenia jej na funkcje: przyczyny i skutku, życia i świadomości, chwili i wieczności — jest zacho‧waniem, by tak rzec, w sobie całego życia wiecznego, które te jedność zrodziło.
Tak rozwiązywała by rzecz tę teorja.
Czem atoli jest teorja, czem martwa litera wobec żywego życia? Czem nakaz wobec sumienia ludzkiego, które widzi Boga i dąży do Niego tem swojem prawem najświęlszern?
I jakiż nakaz zaważyć jest mocen, gdy w tajemniczych za‧głębiach, w pierwszych zarodów chaosie tworzącej się duszy kapłana—artysty—człowieka, artysta przemaga kapłana i kaptan uświęca artystę, by stać się jednym człowiekiem—w harmonij‧nym jui zespole i ruchu pierwiastków?
Zajrzyjmy do sumienia tego, który te listy napisał i który świadczy o sobie:
„Raz pierwszy od wieków stanie mąż, któremu „czcić bo‧gów cudzych.nie wolno”, i powie z najświętszem drżeniem, ie kocha!…., Raz pierwszy od początku świata może — stanie ten, co Boga głosić winien, i głośno zawoła, że kocha.-"
„Raz pierwszy staje sie, może, że to, co zazwyczaj spycha, zaprzepaszcza, grzebie, teraz wynosi, wywyższa, uświęca! Przyj‧mij to odemnie, bo nic ponadto uczynić nie potrafię. Miech Ci to będzie chwałą, czcią i podzięką!…”
Pycha to anioła przemawia, czy też anielstwo pychy czło‧wieka?…
I o kilka stron dalej:
„Gdybyż Chrystus chodził teraz po ziemil Opuścilibyśmy i ojca, i brata, i dostatek dnia, a poszlibyśmy o pielgrzymim kiju, o chlebie proszonym, do Niego, pod cień błogosławieństwa Jego dłoni”…
I oto problemat nie zostaje rozwiązanym. Rozwiązuje go jedynie samo życie i miłość, która się już staią.
Najpiękniejszy ten sen człowieczy, ponad który „żaden sen człowieczy nie wybujał tak bardzo, a cóż dopiero, żeby się urzeczywistnił”, jak to się w tym razie spełniło, wplata w sie‧bie i w jednej istocie roztapia trzy słońca wirujące zasadniczych własności bytowych: miłość, twórczość i życie, – miłość czło‧wieka, twórczość poety i życie kapłana – wybrańca, czyniąc z nich jedno harmonijne i nierozerwalne zjawisko. Zycie tu się święci przez miłość i twórczość, miłość nierozerwalnie twór‧czością i życiem się staje, twórczość — samem życiem i sam^ miłością. I żadna z tych władz w działaniu żywem ani na pro‧mień nie może być uszczuploną rozdziałem bez zburzenia ży‧cia całości. Mężczyzna i kobieta są tu biegunami sprzecznemi, wibrującemi w najwyższem swem napięciu i znajdującemi swe poie wspólnoty magnetycznej w wyrazie miłości i twórczości, życiem objętych, w królestwie beznamiętnem Ducha wieczyste‧go, Ducha-pocieszyciela, owego Parakleta, który ludziom na ziemi jeszcze, jako spełnienie, został obiecany.
To też idea owego Parakleta, owego panowania Ducha, owej wieczności i szczęśliwości w królestwie Ducha tu jeszcze na ziemi, stając się przewodnią mifoścl i życia, ucieleśnia się zarazem w słowie, w poemacie dramatycznym tegoż miana, który posuwa się współrzędnie z życiem miłości, złotą nicią wieści przesnuwa się przez listy, zostawia ślad świetlany swojej drogi wieczystej.
Oto, jak świadczy o tem sam twórca tych listów: „Masz lot wspólny w nieskończoność z konieczności rodzi sztukę, jako widomy znak drogi, po której pomknęły dusze nasze.
Ślad —to sztuka. Po niej ladzie trafią do wielkiego i do‧stojnego tycia, po niej poznają, domyśla sie, odpadną cala myśl naszą z obliczem szczęścia, i wszystko nasze szczęście z wi‧domym stygmatem bólu i cierpienia. Ludzie staną zawsze z po‧dziwem nad tonią, w którą zapadła myśl nasza, czucie nasze, pierścień nasz ślubny, nasza doczesność w czasie poświęceń na wieczność"…
Po takim śnie, w życie wcielonym, po takiem misterjum wieczności, w życie ziemskie forsownie przedzierżgniętem, po‧zostaje na ziemi — tylko śmierć. Duch w pracy tej twórczej ży‧cia zanadto wychyla się poza krawędzie ciała ku obszarom wieczności, by mogł swą równowagę utrzymać. Odpada na stronę wieczności. Zanadto zuchwale kusił wieczność, tu w ciele pozostając, i rwał się ku niej zaborczo-bojowo, miast na nią czekać w pokorze.
Śmierć ks. Szandlerowskiego przypada tuż rychle za przę‧dzą tych listów, przerywając pasmo złotego snu miłości i życia.
Śmierć ta następuje jakby nie prawem ciała, zwolna umie‧rającego w człowieku aż do momentu wyrocznego, lecz jakby prawem ducha, zdobywającego siłą najwyższy moment grani‧czny swej wieczności, — prawem życia ducha, nie prawem śmierci ciała.
Wybrańcy bogów młodo umierają,..
Pozostał atoli po nim ślad — strzęp, wydarty wieczności w pogoni tej Parakletowej, który, jak najświetniejsza smuga me‧teoru, długo przyświecać będzie sercom — na niebie ich nieod-miennem.
Tam od obszarów wieczystych duch jego ogląda ślad swój ziskrzony, ślad z przełamania się chwili z wiecznością, — i on jeden mógł by dać odpowiedź na pytanie tłoczące — i daje ją niezawodnie, atoli daje w milczeniu, które jest mową wiecz‧ności, jak mowa jego na ziemi była tegoż milczenia granicą najdonośniejszą-
Do krytyki wyborowej należeć będzie szczegółowe wyświet‧lenie psychologji i techniki tej twórczości niezwykłej, — tysiącz‧nych szczytów i blasków, myśli i uczuć, które jak gwiazdy, się iskrzą. Piszący te słowa szczęśliwym się tylko czuje, że pierw‧szy wygłosić tu moie swe zdanie ogólne o wartości tego utwo‧ru, — zdanie sformułowane i wielokroć na zimno zważone:
Piękniejszej rzeczy, zarówno pod względem lotu, jak i je‧go tęczy rozsypanej, zarówno pod względem piękna metafizycz‧nego, jak i jego wyrazu artystycznego, nie znam w tym zakre‧sie — ani w literaturze polskiej, ani w literaturze świata sze‧rokiego.
I oto, kończąc, pięknem tem ciągle nęcony, nie moge raz jeszcze oprzeć się pokusie tłoczących się ciągle cytat tego nie‧zrównanego dzieła, wiedząc, że więcej one od siebie powiedzą, niźli mój zachwyt uczynić tu może.
Oto jest obraz pełni artystycznej, istotnie, pięknem aż trwoiny, który to diietn streszcza i w tajemnicę przedziwną zakuwa:
„Miłość nasza jest, jak sfinks, bo choć w ziemię wryta – wkopana—jednak wyniesiona spojrzeniem i zadumą czoła po‧nad ziemię… choć milcząca, jak on… jednakże tajemnicą swoją biegnąca szybciej od gwiazd kołowrotu., wybiegająca nad gwiaz‧dy, księżyce,.-
„Miłość nasza jest, jak Sfinks, bo choć jest dziełem czło‧wieka, to przecież Bóg to dzieło podziwia, uświęca je, wplata w pierś wszechtwórczą. A miłość tę naszą, jeżeli kiedyś sta‧wią przed trybunałem sądu świata, jak kiedyś Chrystusa… wte‧dy, zaprawdę, spadnie na nią wyrok ponad wszelkie wyroki… spadnie słowo Piłata jedno, ale pełne trwogi, zapytania, słowo wielkie, jak sama tajemnica: „Oto człowiekf…”
Józef Jankowski.
II II LT'
Przedmowa do II-go wydania.
Duży nakład dzieła, jak niniejsze, o najwyższym nastroju duchowym, o formie gwiaździstej, nie łatwo dosiężnej, nie łatwo dostępnej, w przeciągu kilku kwartałów wyczerpany przez poczytność ogółu, zjawisko w naszym kraju zgoła niepowszednie. Świadczy ono nie tyle o wzniesieniu się zamiłowań ogółu dorze‧czy nadziemnych, ile o sile tęczy, zawartej w tem dziele, która do powszedniości życia tak królewsko przeniknąć zdołała. Du‧sza słoneczna twórcy tego dzieła, przy powtórnem jego wyda‧niu, od wyżyn tej tęczy z radością oglądać musi wpływ, jaki tu wywarła — cieszyć się drżeniem powracającego po tej tę‧czy wzruszenia, szczepu wieczności, sród której sama żyje, a który tak świetnie dla sprawy nieśmiertelnej Piękna zarzą‧dziła. Jeżeli zaś, oderwana już od tej tęczy, oderwana od śladu swego szczytnego, w górniejszych przebywa przestwo‧rach, pamięć ziemi snem już spromieniając, niechże od serc, wzruszonych tą niezrównaną symfonią miłości, każde tchnienie skruszone i każdy poryw czysty wzbija się do sfer najwyższych na pomnożenie tej atmosfery, tego słońca Piękna, którem się dusza ta żywi. Będzie to nagrodą i splata dla twórcy, splata bezosobową, przychyleniem tego słońca duchowego, którego promienie strzeliste sycą glebę piękna na ziemi.
^a tę chwil? promienna za to misterjum święte, co się dokonało we mnie — Twym własnym cieniem u nóg Ci się kładę i pierwszem czystem, anielskiem upojeniem wiarę Twe stopy.. Nie bron mi tej rozko' szy, bo w niej tylko znaleźć moge silę, potęgę i moc. Błotną moją duszę arcłu-nielskiem skrzydłem otoczyłaś… świętem płomieniem objęłaś to, co było już gruzem, rumowiskiem… Dotknęłaś mnie — i wskrześlem ku życiu, jakiego nie znalem, o jakiem nie mia‧łem pojęcia, że istnieć nawet moie… Pod Twoim przewodem wstąpiłem w krainę wyzwolonych duchów. w krainę, gdzie niema nic, krom wielkiej, świętej, przeczystej miłości… Boie— kiedy pomyślę, że to się stało ze mną, którym się staczał z bagna w b.igmsko… trwoga mię szarpie, żali to wszystko może być prawdą?! Kocham Cię jak nieśmiertelność mego ducha, jak niezgłębioną tajemnicę życia, jak wielkie „stań się”, co padło mi na dno duszy…
Bądź mi nieskończonością światów, w których bym się zanurzył, aby wyłowić z nich ezarowny lek… i cudotwórcze piomię… i Ciebie samą…
Wzięłaś w ienno mnie całego, boś pochwyciła paprotne kwiecie w oną noc świętojańską. Przeczuwałem, że nadejdzie godzina cudu… godzina wielka na Tabor. Ale na to, by się ziścił cud, nie potrzebowałaś unieść się ku niebu, ale przeciwnie — musiałaś zstąpić ku mnie… dłoń ku mnie wyciągnąć, przyłożyć pieczęć królewską na ślub ślubów. Całą Ciebie prze‧
czułem już dawno… A choć Ge… nie znalem – jak Sybilla
0 Tobie pisałem… Przeczytam to przy sposobności…
Kochasz ciemność—ja kochałem słońce! Dziś ciągle pragnę ciemności, bo wtedy myślą ogniste Twoje znaki kreślę…
1 stajesz przedemną taka źywa, taka spragniona poszumu mc go ducha, ie zlatam ku Tobie… porywam Cię jak wichr. jak rozpętana burza i unoszę Cię hen — gdzie graniczy Stwórca i natura…
Zdaje mi się wtedy, ie jesteś myślą Bożą zapomnianą, zaniechaną i dlatego wszystka jesteś tak bardzo piękna i tak bardzo smutna… Ta piękność Twoja ma w sobie coś z Bo‧ga, a ten smutek bezkresny — coś z Szatana.. W Tobie czy‧tam straszną, odwieczna „ przed stworzeń i ową walkę Boga z Lu‧cyferem… A, iieś nie jest odbiciem świata, jego ładu, harmo‧nji i jedności — dlatego Cię kocham… jak własny bunt… jak wyzwolenie, które mi przyniosłaś… Ulituj się nademną — nie zostawiaj mnie samego — daj mi myśl swą za towarzyszkę… gdy mnie zmoże sen tęczowy o Tobie, daj mi ją!…
Już mi teraz wygnanie nie straszne… przekleństwo kaino‧we poniosę z rozkoszą, bo jeśli ja wężem się stanę — Ty zie‧mią mi będziesz…
Przyjaciółko moja… czarna gołębico moja… Popłyniemy z pieśnią gromową tam, gdzie myśl nie sięga, na rubieży światów i nadświatów postawimy sobie tron królewski — wzniesimy panowanie nieśmiertelne ducha…
Czysta moja… święta… zzana gołębico moja…
W noc ciemną, burzliwą, rozwichrzoną znijdi ku mnie 2 gałązką oliwną… pokojem mię naznacz… wzłoć we mnie ot-chlanne blaski swej duszy… ukołysz na sny olimpijskich władców.