Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Confiteor - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Confiteor - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 313 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KSIĄŻ­KĘ ZDO­BIŁ AN­TO­NI GA­WIŃ­SKI. WY­TŁO‧CZO­NO W WAR­SZA­WIE. W DRU­KAR­NI KSA­WE­RE­OO

TRE­BIN­SKIE­GO.

Przed­mo­wa do I-go wy­da­nia,

Trud­ne, za­iste, za­da­nie przy­pa­dło w udzia­le pi­szą­ce­mu sło­wa ni­niej­szej przed­mo­wy — stwo­rze­nia fur­ty wej­ścio­wej do naj­wspa­nial­sze­go i naj­wznio­ślej­sze­go ogroj­ca mi­ło­ści, jaki sta‧nowi ta książ­ka, a ja­kie­mu rów­ne­go trud­no gdzie zna­leźć W dzie­jach ser­ca ludz­kie­go, w pięk­no sztu­ki za­klę­tych.

Zgó­ry więc za­strzedz się mu­szę, iż ręce od tej ro­bo­ty uchy­lam, nie czu­jąc się god­nym sztu­ką pió­ra przy­spa­rzać zim‧nej kra­ty do tego ży­we­go ma­je­sta­tu, ja­kim tchnie ów ogro­jec.

I nie dziw: uczu­cia, w nim za­war­te, są tej mia­ry i tej eks­ta­tycz­no­ści, ia­kie, w gó­rze gdzieś za­kre­ślo­ne, pa­da­ją, w pierś wy­brań­ca, jed­ne­go może z mil­jo­na i raz może na licz­ne wie‧ki, — ro­dzą się, jak ów fe­no­men nie­bie­ski — nie na mo­dłę zja‧wisk co­dzien­nych, cho­ciaż­by w ich naj­szczyt­niej­szym wy­ra­zie.

Jak­że więc może coś in­ne­go nad po­dziw otwie­rać dro­gi do ta­kich zja­wów nie­zwy­kłych?

I dla­te­go ogród ów mi­stycz­ny wi­nien zo­stać bez fur­ty, cud­nym swym splo­tem raj­skim i pierw­sze­mi ga­ię­imj oliw­ne­mi wprost gra­ni­czą­cym Z pu­sty­nią i sza­rzy­zną ży­cia okól­ne­go, z te­re­nem walk i tru­dów, ce­lów ziem­skich i za­bie­gów przy­ziem‧nych, — wprost mó­wią­cym od sie­bie swą wiel­ką mową bry‧lan­to­wą.

Pi­szą­cy te sło­wa ma obo­wią­zek je­dy­nie prze­strzedz wcho‧dzą­ce­go do tego ogro­du:

Bacz­no­ści wstę­pu­jesz w ob­rąb du­cha? Bacz­no­ści wstę­pu­jesz w żywe ser­cel

Nie wąt­pię, że pierw­sze tchnie­nia sa­me­go tego ogroj­ca na­stro­ją do­sta­tecz­nie wcho­dzą­ce­go w ten ob­rąb, by czul się od głę­bi ru­szo­nym i onie­mio­nym nie­zwy­kło­ścią zja­wi­ska. Dal­sze kro­ki wpro­wa­dzą w głąb już uro­czy­stą, w prze­zro­cze drga­ją­ce, w tę bo­ską kra­inę pięk­na,.kędy po­są­gi wklę­ły w sie­bie wszy‧stek czar po­ezji i nie­ba, i zie­mi, a w chwi­li ob­ja­wie­nia, w chwi­li cudu—pięk­no, jak du­sza, opusz­cza mar­mu­ry i idzie na spo­tka‧nie dru­gie­mu pięk­nu, i w ob­ję­cia mu pada, niby pro­mień, spla­ta się z pro­mie­niem, niby kro­pla w kro­pli się roz­pły­wa i drży (za­wem szczę­ściem na wiecz­ność dłu­ga., jak sama nie‧skoń­czo­ność".-.

1 tam już du­szy obu­dzo­nej w drgnie­niach ja­kichś przed‧wiecz­nych piat, do­tąd nie zna­ny, ode­rwie się od ser­ca, płat cie­pły żalu, za­chwy­tu, zdzi­wie­nia.

I du­sza, jak dziec­ko, łza­we i zdzi­wio­ne, sama sie­bie za‧pyta: — Jak­to? Więc taką być moie Mi­łość? Więc ta­kiem moie być pięk­no uczuć? Ta­kie­mi skrzy­dła mi­ło­ści? I jam z ta­kie­go nie­ba nie ze­rwał na­wet pro­mie­nia? Mie za­zna­łem tego czło­wie­czeń­stwa, sam bę­dąc czło­wie­kiem?

I chwi­la ta bę­dzie dla tak czu­ją­ce­go chwi­lą może odku‧pień, je­dy­ną chwi­lą wie­czy­stą, roz­pęk­nię­ciem twar­dej sko­ru­py, któ­rą ży­cie tak nie­cnie za­skle­pia — chwi­lą, w któ­rej duch, wy‧nu­rzo­ny na chwi­lę, sam sie­bie w tę­czy obej­rzy i sam nad swą nie­wo­lą za­pła­cze.

Od­słoń­my ato­li ta­jem­ni­cę, jak lu­dziom pra­wym przy­sta­ło,— ta­jem­ni­cę, któ­ra tę książ­kę osnu­wa. Rzecz bo­wiem jest nad­to uro­czy­stą, by do niej się zbli­żać nie z praw­dą.

Książ­ka ta za­wie­ra li­sty księ­dza, ka­pła­na—po­ety—ar­ty­sty, któ­ry po­ko­chał ko­bie­tę i przez nią tę mi­łość wy­śpie­wał.

Ten, któ­ry był wi­nien ko­chać tyl­ko Boga, uko­chał twór Jego — ko­bie­tę. Uko­cha) jed­na­kie, jak ten… co.uko­chał Boga i doj­rzał du­szę swo­ją".

Po­słu­chaj­my ato­li, Jak śpie­wa sama ta mi­łość, bo­wiem sło­wa in­nych uczuć są za­wsze przy niej bla­de.

.-„Znasz ty ów naj­święt­szy śpiew du­cha, kie­dy me­lo­dja naj­skryt­szych głę­bi nie ma dla sie­bie wy­ra­zu, słów, — Jed­no —

masa w so­bie nie­uświa­do­mio­na, nie­uję­ta w for­mę, sta­je się hoł­dem i czcią Bó­stwa, a za­ra­zem Bó­stwem sa­mem… Kie­dy myśl się roz­wie­wa — ślep­nie wźrok wpa­trzo­ny — słuch głuch­nie roz­war­ty… Kie­dy tyl­ko bi­cie ser­ca za­pa­no­wujc nad wszech‧świa­tem… wszech­świat sobą wy­peł­nia—i nie ist­nie­je już nic, nic…

…Wte­dy­śmy rów­ni Bogu, wte­dy sta­je­my sic ja­kiemś bo­skiem tchnie­niem, ogar­nia­ją­cem wszyst­ko i prze­ni­ka­ja­cem bez‧mia­ry… Tem za­tra­ce­niem, tem wy­zby­ciem się do­cze­sno­ści, za­prze­pasz­cze­niem gra­ni­cy wszel­kiej do­się­gam Cie­bie, sta­piam się z Tobą w je­den rytm mi­ło­ści — i je­stem!"

Na ta­kich wy­ży­nach nie­do­ści­głych utrzy­ma­na cią­gle ta mi­łość aniel­ska.

„Wszyst­ka pięk­ność, co tkwi we wszech­świe­cie, co zam‧knię­ta w pier­si Bo­żej i w ziem­skim two­rze, i w my­śli ludz­kiej, i we wszech czu­ci u, po­chy­li­ła się ku mnie, do pier­si mi przy‧war­ła, wy­peł­ni­ła mi du­szę—i za­tra­ci­łem się w niej, i sta­łem się wszy­stek nią”……fl mi­łość — to moje prze­zna­cze­nie, to dar

Boży, to La­ska, któ­ra mi się sta­ią Od­ku­pie­niem i Szczę­ściem. I za­nim ta tę­sk­no­ta naj­wyż­sza mo­jej du­szy nie sta­ła się Mi­łoś‧cią—sze­dłem na pod­bój zbroj­ny… Dziś je­stem bez­oręż­ny i ani my­śli, ani ude­rzeń ser­ca, ani słów — nici Zwy­cięz­cą je­stem, a jed­nak idę, jak ra­do­sny bra­niec za ry­dwa­nem Bo­żym, co się to­czy na gody, zgo­to­wa­ne od wie­ków".

…„Czy wiesz już te­raz, co zna­czy szczę­ście w kra­inie nie‧śmier­tel­no­ści, czy ro­zu­miesz wiel­kość i mi­łość Boga, któ­ry już tu, na zie­mi daje sma­ko­wać ta­kie chle­by z wie­czer­ni­ka swej Mi­ło­ści?”

…„Uwiel­biam Cię każ­dą chwi­lą mo­je­go ży­cia, a uwiel‧bie­nie moje z du­cha jest i z jego naj­święt­szych drżeń, z jego naj­głęb­szych po­ru­szeń. Go­dzien je­stem mo­dlić się do Boga, bom zna­lazł Cie­bie, go­dzien je­stem ko­chać Cię, bom uko­cha) Boga”.

…„Prze­naj­święt­sza falo ży­cia… prze­pły­nę­łaś po mo­jej pier­si, jak po­ca­łu­nek wie­czy­stych za­ślu­bin, jak srebr­ny świt, obie­ga­ją­cy nie­bo od krań­ca do krań­ca srebr­no­zło­tą bły­ska­wi­cą. Ze źró­deł, ocie­nio­nych ta­jem­ną gę­stwą na­ro­dzin, z naj­pierw­sze-(jo tchnie­nia pra­by­tu — wpły­nę­łaś, prze­naj­święt­sza falo, aże­by ruch swój ni­czem nie wstrzy­ma­ny za­trzy­mać na mo­jej pier­si i po­rwać ją wraz ze soba w bieg, w nie­skoń­czo­ność, w wie‧czy­ste trwa­nie ży­cia-snu i snu-ży­cia”…

I oto wo­bec ta­kiej mi­ło­ści, któ­rą w każ­dym wy­ra­zie i w każ­dej li­te­rze tchną kar­ty tej książ­ki, mi­ło­ści, któ­ra jest ar­cy­dzie­łem ży­cia, za­klę­te­go w pięk­no, i ar­cy­dzie­łem pięk­na, za­klę­te­go w ży­cie, po­wsta­je pro­ble­mat, cięż­ki do dźwi­gnię‧cia: Czy mi­łość taka w oso­bie księ­dza, ka­pła­na, któ­re­mu re­li­gia na­ka­zu­je po­rzu­cić wszyst­ko dla Boga i pięk­no wszyst‧ko umar­twić, prócz Boga, któ­ry jest jego źró­dłem, ma być osą­dzo­ną, czy­li też po­le­co­ną, jako wzór? Czy wy­rze­cze­nie się pięk­na ziem­skie­go, cho­ciaż­by ono do Boga pro­wa­dzi­ło, ma być je­dy­ną w tym wzglę­dzie po­sa­dą i dro­gą? Czy­ti też pięk­na tego naj­szczyt­niej­sza upra­wa, jaka w tym ra­zie wy raz swój świę­ci­ła, ma być rów­nież do ide­ałów ka­płań­swa wli­czo­ną — czy tez od nie­go od­są­dzo­ną?

ftsce­za wy­rze­cze­nia zie­mi, czy buj­ne ży­cie nie­ba mi­ło­ści?

Dro­ga przez Boga, czy dro­ga do Boga?

Ze sta­no­wi­ska teo­ryi i do­gma­tu, wy­rze­cze­nie pięk­na jest szczyt­niej­sze od pięk­na te­goż upra­wy naj­szczyt­niej­szej, bo­wiem sama świa­do­mość ro­dzą­ca się pięk­na jest już ob­ja­wie­niem Boga w czło­wie­ku, i nie­tknię­cie tego owo­cu wia­do­mo­ści i wy­rze­cze‧nie się jego cał­ko­wi­te jest przez się za­cho­wa­niem i przy­spo‧rze­niem tęgo pięk­na, któ­re inną dro­gą, czę­sto wąt­pli­wą, przez ży­cie się osią­ga.

Wy­rze­cze­nie się pięk­na jest za­cho­wa­niem zro­dzo­nej jed‧no­ści w du­chu bez roz­dwo­je­nia jej na funk­cje: przy­czy­ny i skut­ku, ży­cia i świa­do­mo­ści, chwi­li i wiecz­no­ści — jest za­cho‧wa­niem, by tak rzec, w so­bie ca­łe­go ży­cia wiecz­ne­go, któ­re te jed­ność zro­dzi­ło.

Tak roz­wią­zy­wa­ła by rzecz tę teo­r­ja.

Czem ato­li jest teo­r­ja, czem mar­twa li­te­ra wo­bec ży­we­go ży­cia? Czem na­kaz wo­bec su­mie­nia ludz­kie­go, któ­re wi­dzi Boga i dąży do Nie­go tem swo­jem pra­wem naj­święl­szern?

I ja­kiż na­kaz za­wa­żyć jest mo­cen, gdy w ta­jem­ni­czych za‧głę­biach, w pierw­szych za­ro­dów cha­osie two­rzą­cej się du­szy ka­pła­na—ar­ty­sty—czło­wie­ka, ar­ty­sta prze­ma­ga ka­pła­na i kap­tan uświę­ca ar­ty­stę, by stać się jed­nym czło­wie­kiem—w har­mo­nij‧nym jui ze­spo­le i ru­chu pier­wiast­ków?

Zaj­rzyj­my do su­mie­nia tego, któ­ry te li­sty na­pi­sał i któ­ry świad­czy o so­bie:

„Raz pierw­szy od wie­ków sta­nie mąż, któ­re­mu „czcić bo‧gów cu­dzych.nie wol­no”, i po­wie z naj­święt­szem drże­niem, ie ko­cha!…., Raz pierw­szy od po­cząt­ku świa­ta może — sta­nie ten, co Boga gło­sić wi­nien, i gło­śno za­wo­ła, że ko­cha.-"

„Raz pierw­szy sta­je sie, może, że to, co za­zwy­czaj spy­cha, za­prze­pasz­cza, grze­bie, te­raz wy­no­si, wy­wyż­sza, uświę­ca! Przyj‧mij to ode­mnie, bo nic po­nad­to uczy­nić nie po­tra­fię. Miech Ci to bę­dzie chwa­łą, czcią i po­dzię­ką!…”

Py­cha to anio­ła prze­ma­wia, czy też aniel­stwo py­chy czło‧wie­ka?…

I o kil­ka stron da­lej:

„Gdy­byż Chry­stus cho­dził te­raz po zie­mil Opu­ści­li­by­śmy i ojca, i bra­ta, i do­sta­tek dnia, a po­szli­by­śmy o piel­grzy­mim kiju, o chle­bie pro­szo­nym, do Nie­go, pod cień bło­go­sła­wień­stwa Jego dło­ni”…

I oto pro­ble­mat nie zo­sta­je roz­wią­za­nym. Roz­wią­zu­je go je­dy­nie samo ży­cie i mi­łość, któ­ra się już sta­ią.

Naj­pięk­niej­szy ten sen czło­wie­czy, po­nad któ­ry „ża­den sen czło­wie­czy nie wy­bu­jał tak bar­dzo, a cóż do­pie­ro, żeby się urze­czy­wist­nił”, jak to się w tym ra­zie speł­ni­ło, wpla­ta w sie‧bie i w jed­nej isto­cie roz­ta­pia trzy słoń­ca wi­ru­ją­ce za­sad­ni­czych wła­sno­ści by­to­wych: mi­łość, twór­czość i ży­cie, – mi­łość czło‧wie­ka, twór­czość po­ety i ży­cie ka­pła­na – wy­brań­ca, czy­niąc z nich jed­no har­mo­nij­ne i nie­ro­ze­rwal­ne zja­wi­sko. Zy­cie tu się świę­ci przez mi­łość i twór­czość, mi­łość nie­ro­ze­rwal­nie twór‧czo­ścią i ży­ciem się sta­je, twór­czość — sa­mem ży­ciem i sam^ mi­ło­ścią. I żad­na z tych władz w dzia­ła­niu ży­wem ani na pro‧mień nie może być uszczu­plo­ną roz­dzia­łem bez zbu­rze­nia ży‧cia ca­ło­ści. Męż­czy­zna i ko­bie­ta są tu bie­gu­na­mi sprzecz­ne­mi, wi­bru­ją­ce­mi w naj­wyż­szem swem na­pię­ciu i znaj­du­ją­ce­mi swe poie wspól­no­ty ma­gne­tycz­nej w wy­ra­zie mi­ło­ści i twór­czo­ści, ży­ciem ob­ję­tych, w kró­le­stwie bez­na­mięt­nem Du­cha wie­czy­ste‧go, Du­cha-po­cie­szy­cie­la, owe­go Pa­ra­kle­ta, któ­ry lu­dziom na zie­mi jesz­cze, jako speł­nie­nie, zo­stał obie­ca­ny.

To też idea owe­go Pa­ra­kle­ta, owe­go pa­no­wa­nia Du­cha, owej wiecz­no­ści i szczę­śli­wo­ści w kró­le­stwie Du­cha tu jesz­cze na zie­mi, sta­jąc się prze­wod­nią mi­fo­ścl i ży­cia, ucie­le­śnia się za­ra­zem w sło­wie, w po­ema­cie dra­ma­tycz­nym te­goż mia­na, któ­ry po­su­wa się współ­rzęd­nie z ży­ciem mi­ło­ści, zło­tą ni­cią wie­ści prze­snu­wa się przez li­sty, zo­sta­wia ślad świe­tla­ny swo­jej dro­gi wie­czy­stej.

Oto, jak świad­czy o tem sam twór­ca tych li­stów: „Masz lot wspól­ny w nie­skoń­czo­ność z ko­niecz­no­ści ro­dzi sztu­kę, jako wi­do­my znak dro­gi, po któ­rej po­mknę­ły du­sze na­sze.

Ślad —to sztu­ka. Po niej la­dzie tra­fią do wiel­kie­go i do‧stoj­ne­go ty­cia, po niej po­zna­ją, do­my­śla sie, od­pad­ną cala myśl na­szą z ob­li­czem szczę­ścia, i wszyst­ko na­sze szczę­ście z wi‧do­mym styg­ma­tem bólu i cier­pie­nia. Lu­dzie sta­ną za­wsze z po‧dzi­wem nad to­nią, w któ­rą za­pa­dła myśl na­sza, czu­cie na­sze, pier­ścień nasz ślub­ny, na­sza do­cze­sność w cza­sie po­świę­ceń na wiecz­ność"…

Po ta­kim śnie, w ży­cie wcie­lo­nym, po ta­kiem mi­ster­jum wiecz­no­ści, w ży­cie ziem­skie for­sow­nie prze­dzierż­gnię­tem, po‧zo­sta­je na zie­mi — tyl­ko śmierć. Duch w pra­cy tej twór­czej ży‧cia za­nad­to wy­chy­la się poza kra­wę­dzie cia­ła ku ob­sza­rom wiecz­no­ści, by mogł swą rów­no­wa­gę utrzy­mać. Od­pa­da na stro­nę wiecz­no­ści. Za­nad­to zu­chwa­le ku­sił wiecz­ność, tu w cie­le po­zo­sta­jąc, i rwał się ku niej za­bor­czo-bo­jo­wo, miast na nią cze­kać w po­ko­rze.

Śmierć ks. Szan­dle­row­skie­go przy­pa­da tuż ry­chle za przę‧dzą tych li­stów, prze­ry­wa­jąc pa­smo zło­te­go snu mi­ło­ści i ży­cia.

Śmierć ta na­stę­pu­je jak­by nie pra­wem cia­ła, zwol­na umie‧ra­ją­ce­go w czło­wie­ku aż do mo­men­tu wy­rocz­ne­go, lecz jak­by pra­wem du­cha, zdo­by­wa­ją­ce­go siłą naj­wyż­szy mo­ment gra­ni‧czny swej wiecz­no­ści, — pra­wem ży­cia du­cha, nie pra­wem śmier­ci cia­ła.

Wy­brań­cy bo­gów mło­do umie­ra­ją,..

Po­zo­stał ato­li po nim ślad — strzęp, wy­dar­ty wiecz­no­ści w po­go­ni tej Pa­ra­kle­to­wej, któ­ry, jak naj­świet­niej­sza smu­ga me‧teo­ru, dłu­go przy­świe­cać bę­dzie ser­com — na nie­bie ich nie­od-mien­nem.

Tam od ob­sza­rów wie­czy­stych duch jego oglą­da ślad swój zi­skrzo­ny, ślad z prze­ła­ma­nia się chwi­li z wiecz­no­ścią, — i on je­den mógł by dać od­po­wiedź na py­ta­nie tło­czą­ce — i daje ją nie­za­wod­nie, ato­li daje w mil­cze­niu, któ­re jest mową wiecz‧no­ści, jak mowa jego na zie­mi była te­goż mil­cze­nia gra­ni­cą naj­do­no­śniej­szą-

Do kry­ty­ki wy­bo­ro­wej na­le­żeć bę­dzie szcze­gó­ło­we wy­świet‧le­nie psy­cho­lo­gji i tech­ni­ki tej twór­czo­ści nie­zwy­kłej, — ty­siącz‧nych szczy­tów i bla­sków, my­śli i uczuć, któ­re jak gwiaz­dy, się iskrzą. Pi­szą­cy te sło­wa szczę­śli­wym się tyl­ko czu­je, że pierw‧szy wy­gło­sić tu moie swe zda­nie ogól­ne o war­to­ści tego utwo‧ru, — zda­nie sfor­mu­ło­wa­ne i wie­lo­kroć na zim­no zwa­żo­ne:

Pięk­niej­szej rze­czy, za­rów­no pod wzglę­dem lotu, jak i je‧go tę­czy roz­sy­pa­nej, za­rów­no pod wzglę­dem pięk­na me­ta­fi­zycz‧nego, jak i jego wy­ra­zu ar­ty­stycz­ne­go, nie znam w tym za­kre‧sie — ani w li­te­ra­tu­rze pol­skiej, ani w li­te­ra­tu­rze świa­ta sze‧ro­kie­go.

I oto, koń­cząc, pięk­nem tem cią­gle nę­co­ny, nie moge raz jesz­cze oprzeć się po­ku­sie tło­czą­cych się cią­gle cy­tat tego nie‧zrów­na­ne­go dzie­ła, wie­dząc, że wię­cej one od sie­bie po­wie­dzą, niź­li mój za­chwyt uczy­nić tu może.

Oto jest ob­raz peł­ni ar­ty­stycz­nej, istot­nie, pięk­nem aż trwo­iny, któ­ry to diietn stresz­cza i w ta­jem­ni­cę prze­dziw­ną za­ku­wa:

„Mi­łość na­sza jest, jak sfinks, bo choć w zie­mię wry­ta – wko­pa­na—jed­nak wy­nie­sio­na spoj­rze­niem i za­du­mą czo­ła po‧nad zie­mię… choć mil­czą­ca, jak on… jed­nak­że ta­jem­ni­cą swo­ją bie­gną­ca szyb­ciej od gwiazd ko­ło­wro­tu., wy­bie­ga­ją­ca nad gwiaz‧dy, księ­ży­ce,.-

„Mi­łość na­sza jest, jak Sfinks, bo choć jest dzie­łem czło‧wie­ka, to prze­cież Bóg to dzie­ło po­dzi­wia, uświę­ca je, wpla­ta w pierś wszech­twór­czą. A mi­łość tę na­szą, je­że­li kie­dyś sta‧wią przed try­bu­na­łem sądu świa­ta, jak kie­dyś Chry­stu­sa… wte‧dy, za­praw­dę, spad­nie na nią wy­rok po­nad wszel­kie wy­ro­ki… spad­nie sło­wo Pi­ła­ta jed­no, ale peł­ne trwo­gi, za­py­ta­nia, sło­wo wiel­kie, jak sama ta­jem­ni­ca: „Oto czło­wiekf…”

Jó­zef Jan­kow­ski.

II II LT'

Przed­mo­wa do II-go wy­da­nia.

Duży na­kład dzie­ła, jak ni­niej­sze, o naj­wyż­szym na­stro­ju du­cho­wym, o for­mie gwiaź­dzi­stej, nie ła­two do­sięż­nej, nie ła­two do­stęp­nej, w prze­cią­gu kil­ku kwar­ta­łów wy­czer­pa­ny przez po­czyt­ność ogó­łu, zja­wi­sko w na­szym kra­ju zgo­ła nie­po­wsze­dnie. Świad­czy ono nie tyle o wznie­sie­niu się za­mi­ło­wań ogó­łu do­rze‧czy nad­ziem­nych, ile o sile tę­czy, za­war­tej w tem dzie­le, któ­ra do po­wsze­dnio­ści ży­cia tak kró­lew­sko prze­nik­nąć zdo­ła­ła. Du‧sza sło­necz­na twór­cy tego dzie­ła, przy po­wtór­nem jego wyda‧niu, od wy­żyn tej tę­czy z ra­do­ścią oglą­dać musi wpływ, jaki tu wy­war­ła — cie­szyć się drże­niem po­wra­ca­ją­ce­go po tej tę‧czy wzru­sze­nia, szcze­pu wiecz­no­ści, sród któ­rej sama żyje, a któ­ry tak świet­nie dla spra­wy nie­śmier­tel­nej Pięk­na za­rzą‧dzi­ła. Je­że­li zaś, ode­rwa­na już od tej tę­czy, ode­rwa­na od śla­du swe­go szczyt­ne­go, w gór­niej­szych prze­by­wa prze­stwo‧rach, pa­mięć zie­mi snem już spro­mie­nia­jąc, nie­chże od serc, wzru­szo­nych tą nie­zrów­na­ną sym­fo­nią mi­ło­ści, każ­de tchnie­nie skru­szo­ne i każ­dy po­ryw czy­sty wzbi­ja się do sfer naj­wyż­szych na po­mno­że­nie tej at­mos­fe­ry, tego słoń­ca Pięk­na, któ­rem się du­sza ta żywi. Bę­dzie to na­gro­dą i spla­ta dla twór­cy, spla­ta bez­oso­bo­wą, przy­chy­le­niem tego słoń­ca du­cho­we­go, któ­re­go pro­mie­nie strze­li­ste sycą gle­bę pięk­na na zie­mi.

^a tę chwil? pro­mien­na za to mi­ster­jum świę­te, co się do­ko­na­ło we mnie — Twym wła­snym cie­niem u nóg Ci się kła­dę i pierw­szem czy­stem, aniel­skiem upo­je­niem wia­rę Twe sto­py.. Nie bron mi tej roz­ko' szy, bo w niej tyl­ko zna­leźć moge silę, po­tę­gę i moc. Błot­ną moją du­szę ar­cłu-nie­lskiem skrzy­dłem oto­czy­łaś… świę­tem pło­mie­niem ob­ję­łaś to, co było już gru­zem, ru­mo­wi­skiem… Do­tknę­łaś mnie — i wskrze­ślem ku ży­ciu, ja­kie­go nie zna­lem, o ja­kiem nie mia‧łem po­ję­cia, że ist­nieć na­wet moie… Pod Two­im prze­wo­dem wstą­pi­łem w kra­inę wy­zwo­lo­nych du­chów. w kra­inę, gdzie nie­ma nic, krom wiel­kiej, świę­tej, prze­czy­stej mi­ło­ści… Boie— kie­dy po­my­ślę, że to się sta­ło ze mną, któ­rym się sta­czał z ba­gna w b.igm­sko… trwo­ga mię szar­pie, żali to wszyst­ko może być praw­dą?! Ko­cham Cię jak nie­śmier­tel­ność mego du­cha, jak nie­zgłę­bio­ną ta­jem­ni­cę ży­cia, jak wiel­kie „stań się”, co pa­dło mi na dno du­szy…

Bądź mi nie­skoń­czo­no­ścią świa­tów, w któ­rych bym się za­nu­rzył, aby wy­ło­wić z nich eza­row­ny lek… i cu­do­twór­cze pio­mię… i Cie­bie samą…

Wzię­łaś w ien­no mnie ca­łe­go, boś po­chwy­ci­ła pa­prot­ne kwie­cie w oną noc świę­to­jań­ską. Prze­czu­wa­łem, że na­dej­dzie go­dzi­na cudu… go­dzi­na wiel­ka na Ta­bor. Ale na to, by się zi­ścił cud, nie po­trze­bo­wa­łaś unieść się ku nie­bu, ale prze­ciw­nie — mu­sia­łaś zstą­pić ku mnie… dłoń ku mnie wy­cią­gnąć, przy­ło­żyć pie­częć kró­lew­ską na ślub ślu­bów. Całą Cie­bie prze‧

czu­łem już daw­no… A choć Ge… nie zna­lem – jak Sy­bil­la

0 To­bie pi­sa­łem… Prze­czy­tam to przy spo­sob­no­ści…

Ko­chasz ciem­ność—ja ko­cha­łem słoń­ce! Dziś cią­gle pra­gnę ciem­no­ści, bo wte­dy my­ślą ogni­ste Two­je zna­ki kre­ślę…

1 sta­jesz przedem­ną taka źywa, taka spra­gnio­na po­szu­mu mc go du­cha, ie zla­tam ku To­bie… po­ry­wam Cię jak wi­chr. jak roz­pę­ta­na bu­rza i uno­szę Cię hen — gdzie gra­ni­czy Stwór­ca i na­tu­ra…

Zda­je mi się wte­dy, ie je­steś my­ślą Bożą za­po­mnia­ną, za­nie­cha­ną i dla­te­go wszyst­ka je­steś tak bar­dzo pięk­na i tak bar­dzo smut­na… Ta pięk­ność Two­ja ma w so­bie coś z Bo‧ga, a ten smu­tek bez­kre­sny — coś z Sza­ta­na.. W To­bie czy‧tam strasz­ną, od­wiecz­na „ przed stwo­rzeń i ową wal­kę Boga z Lu‧cy­fe­rem… A, iieś nie jest od­bi­ciem świa­ta, jego ładu, har­mo‧nji i jed­no­ści — dla­te­go Cię ko­cham… jak wła­sny bunt… jak wy­zwo­le­nie, któ­re mi przy­nio­słaś… Uli­tuj się na­de­mną — nie zo­sta­wiaj mnie sa­me­go — daj mi myśl swą za to­wa­rzysz­kę… gdy mnie zmo­że sen tę­czo­wy o To­bie, daj mi ją!…

Już mi te­raz wy­gna­nie nie strasz­ne… prze­kleń­stwo ka­ino‧we po­nio­sę z roz­ko­szą, bo je­śli ja wę­żem się sta­nę — Ty zie‧mią mi bę­dziesz…

Przy­ja­ciół­ko moja… czar­na go­łę­bi­co moja… Po­pły­nie­my z pie­śnią gro­mo­wą tam, gdzie myśl nie się­ga, na ru­bie­ży świa­tów i nad­świa­tów po­sta­wi­my so­bie tron kró­lew­ski — wznie­si­my pa­no­wa­nie nie­śmier­tel­ne du­cha…

Czy­sta moja… świę­ta… zza­na go­łę­bi­co moja…

W noc ciem­ną, burz­li­wą, roz­wi­chrzo­ną znij­di ku mnie 2 ga­łąz­ką oliw­ną… po­ko­jem mię na­znacz… wzłoć we mnie ot-chlan­ne bla­ski swej du­szy… uko­łysz na sny olim­pij­skich wład­ców.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: