- W empik go
Córka wdowy: powieść naszych czasów Seweryny z Żochowskich Pruszakowej. - ebook
Córka wdowy: powieść naszych czasów Seweryny z Żochowskich Pruszakowej. - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 231 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dolina nad Pilicą – opodal widać wieś na wzgórzu.– Z jednejstrony dwór biały – z drugiej skromny drewniany kościółek z wieżyczką. – Wieczór letni – słońce chyli się ku zachodowi.– W cieniu olch starych na murawie śpi kilkoletnia dziewczynka, obok niejsiedzi młoda jeszcze niewiasta w czarnej odzieży, i patrzy z miłością w dziecinę.
MATKA.
– „Jak ona piękna! – jaki blask anioła
Odbija cudnie z gładkiego jej czoła,
Zdobnego w wianek złotych pierścieni,
Świeże jej lica rumieniec płomieni,
A w pół otwarte usta koralowe
Do swobodnego uśmiechu gotowe.
Zkądże wdzięk taki twe jagody pieści,
Biedne ty dziecię płaczu i boleści,
Córka wdowy.
Zrodzone w pośród żałoby a trwogi!
Gdyś ty kwileniem ożywiało progi
Mej pustej strzechy, – już wyrokiem Pana
Radość z niej była na zawsze wygnana;
Już moje serce sieroce i wdowie
W grobie z małżonkiem zamarło w połowie,
Tylko w niem jeszcze, jakby z pod całuna,
Jedna zadźwiękła niezerwana struna
Związana z twojem dziecino istnieniem!
Tyś cichą gwiazdką, co drżącym promieniem
Lśni mi nad głową w tę noc wiekuistą;
Tyś białym kwiatem – który wonią czystą
Rozprasza wdzięcznie on powiew grobowy,
Co mgłą się snuje wkoło mojej głowy.
Biedna dziecino! ty jasno – wesoło
Na świat z ukrycia twe wychylasz czoło,
Wszystko cię mile przyzywa i nęci,
Złotemi głoski kreśląc w twej pamięci
Lat młodocianych wrażenia bez skazy;
Anioł ci we śnie maluje obrazy
Twej przeszłej doli barwy tak jasnemi,
Lecz czy się spełnią sny twoje na ziemi?
O! czemuż wiecznie nam Anioły Boże
Barwią poranek w promienistą zorzę?
Czemu nadziei sieją cudne kwiaty?
Które chłód życia, musi rozwiać z laty!
Czemu ten odblask niebiański na czole,
Jeźli go przyćmią zawody i bole?
Po co ta krasa na gładkiej jagodzie,
Jeźli domotać nie można w pogodzie
Na tęsknej ziemi złotego dni wątku,
Co tak się cudnie wysnuwa z początku?
I czemuż dusza, szczęście przeczuć zdolną,
Jeźli jej szczęścia używać nie wolno!?
(Dziecię porusza się – Matka śpiewa).
„Śpij mi dziecino – śpij mi aniele,
Używaj wczasu w pączku twych lat;
Bo jeno patrzeć, za dni niewiele,
Ze snu błogiego zbudzi cię świat.
On cię rozbudzi dziecię przedwcześnie!
Nowemi zgłoski – na nowy ton
Inną niż matka zanucić pieśnię,
Nową cię złudą otoczy on.
On cię przynęci słowy zdradnemi,
Od twych rodzinnych odwiedzie pól;
Zwodną otuchę wskażeć na ziemi,
A da w jej miejsce gorycz i ból.
On sita kolców i głogu wplecie
W dziewiczy wieniec z majowych róż,
On cię udarzy o biedne dziecię,
Obok wesela – niedolą tuż.
On miodem brzegi osłodzi czary,
A żółć na samem zachowa dnie;
Nie daj mu dziecię, o nie daj wiary,
Spoczywaj lepiej w niewinnym śnie.
Niechaj cię matki otoczy ramie,
Główkę na łonie mem cichem złóż;
Tu cię o kwiatku! zamieć nie złamie,
Nie dojmie siła wichrów i burz.
Śpij mi dziecino – śpij mi aniele
Pod cieniem owych odwiecznych drzew;
Póty ci radość – póty wesele,
Póki cię matki kołysze śpiew!
(Ociera łzę – chwila milczenia).
PAN RAFAŁ (zbliżając się).
– „O słaba matko – zaniechajże wreszcie
Kwilić wciąż skargi i żale niewieście,
Ty macierzyńską ślepotą olśniona,
Pragniesz to dziecię, kwiat twojego łona,
Skrzydłem miłości osłonić na wieki,
By dni jej zbiegły jak wody tej rzeki,
Bez wichru – burzy – zamieci, ni słoty;
Chcesz by jej wiecznie świecił odblask złoty
Promiennej doli, tak rzewnie przez ciebie
Na dni jej pasmo, wymodlonej w niebie?
MATKA.
Którażby matka, dziecinie swej g'woli,
Chętnie się własnej niewyrzekła doli?
P. RAFAŁ.
Miłość ci siostro zaślepia wzrok ducha,
Szczęściem, Bóg takiej modlitwy nie słucha;
On miłych sobie nie zbywa pieszczotą,
Lecz dni im skrzepia bólem i tęsknotą,
Bo wie, jak siła gorących łez trzeba,
By dziecię ziemi sposobić dla nieba!
Wie, że nie z kwiatów wieńce niosą w dani
Przed Tron odwieczny, ci Boży wybrani
Co stale w górę za Chrystusa śladem,
Z sercem rozdarłem, a obliczem bladem,
Z piętnem boleści wyryłem na czole,
Idą przez walki życia i niedole;
Podczas gdy anioł dłonią nieskażoną
Nie ziemski spokój zasiewa im w łono;
I barki skrzydły zbrojąc im białemi,
W niebo ku Bogu wiedzie, ślady swemi.
(Zbliża się do dzieciny i podnosi nad nią ręce).
Gdybyś ty była, o dziecino hoża,
Modrym bławatkiem co kwitnie wśród zboża,
Lub wątłą różą, co przez krótką chwilę
Barwą i wonią zmysł napawa mile,
A gdy kwitnienia zadanie spełnione,
Chyli ku ziemi uwiędłą koronę;
Wtedy o dziecię! jabym błagał Pana,
By chłodną rosą orzeźwiał cię z rana,
By rozwijając twoją krasę młodę,
Zsyłał ci z nieba słońce i pogodę;
A strzegł od chłodu, spiekoty i burzy,
Byle przechować wdzięk twój chwilę dłużej!
Lecz ty potęgą cudu niepojętą,
Obmyta w duchu ową wodą świętą,
Co zbawia człeka pierworodnej plamy:
Ty! której niebios otworzone bramy
Wzywają ciebie byś odwiecznym szlakiem
Szła, zbrojna świętym odkupienia znakiem;
Dostojna bólem – skąpana niedolą –
Wielka cierpieniem, niezachwiana wolą,
Siejąc po ziemi miłość a ofiarę,
Aby powstrzymać wiszącą już karę,
Co zdawna gromem wezbrana na niebie,
W proch samolubne wnet serca zagrzebie,
Jeźli gorącem tchnieniem swego łona,
Niewiasta jeszcze cudu nie dokona.
W obec takiego wielkiego zadania,
O! niech Bóg serca twego nic nie ochrania,
Niech fala miota życia twego łodzią,
Walcz słabe dziecię, z wichrem i powodzią;
Strzeż nieskalana tych świętych ołtarzy,
Gdzie Bóg niewiastę postawił na straży,
A dłonią czystą chroń od zatracenia
Iskrę, czczonego przez wieki płomienia.
Skupiaj go dziecię w twojem cichem łonie,
Mniejsza choć on twe istnienie pochłonie,
Choć w popiół twoją pierś młodzieńczą spali,
Miłość, świat jeno od zguby ocali!
Bo ona dzisiaj tem ogniwem świętem,
Co nad zbolałej ludzkości odmętem
Wzlata swobodna po nad mgły i chmury,
Serca płomienne unosząc do góry,
Mocą ofiary, przez walki i burze,
I godne Boga ściele z nich podnóże.
Takiej miłości niepożyta władza,
Świat wpół zakrzepły do życia odradza,
O! miłość taka – nie roskosz to płocha!
Siłaż ten cierpi – kto siła ukocha,
Gdybyż wśród ludzi jednako dzielona,
Zarówno wszystkie oży wiała łona,
Pokój z niebiosów ściągłaby na ziemię,
Błogą pociechę tchnąc na ludzkie plemie.
Ależ dopóki pan nie zrówna szali,
Wybrano serca, żar bólem przepali;
Bo gdy serc tysiąc marnieje bez celu,
Wybrane cierpi i kocha za wielu!
A jednak dziecię, ja nad twoją głową
Tajne zaklęcia śmiem wymówić słowo,
Niech świat ci gorzkiej nie oszczędza czary!
Jeżeli mocą bólu i ofiary,
Czysta a święta wśród aniołów grona,
Masz się ku niebu unieść nieskażona;
Jeżeli usty zmazą nietkniętemi,
Spokój i dolę wymodlisz dla ziemi.
MATKA (klęka i wznosi ręce do góry).
– Przebacz w miłości nieprzebrany Boże!
Iż matka słów tych wymówić nie może –
Bo nazbyt drogą matce dziecka dola,
Panie! o panie!
(z rezygnacyą) .
Stań się Twoja wola!
(błyska się – słychać grzmot) .
MARYA (budząc się) .
– Co to jest matko?
MATKA.
Burza dziecię moje.
Nie bój się – nie bój!
MARYA.
O ja się nie boję.
Wszakżeś mnie nieraz nauczała słowy:
Że Bóg policzył włosy naszej głowy.
Co się mam lękać, gdy on czuwa w górze?
Czy świeci słońcem – czyli zsyła burze,
Bądź Jego wola!…
(Nowa błyskawica – Marya pada na kolana – wznosi ręce i oczy
do góry i modli się w milczeniu).
PAN RAFAŁ (patrząc na dziecię) .
Tak, skrzydło Anioła
Jeno przed burzą uchronić cię zdoła.
Ja się dziecino nie lękam o ciebie,
Na gromy życia znajdziesz siłę w niebie!
(wicher zrywa się gwałtowny).
MATKA.
Pójdźmy Maryniu – zapalmy ognisko,
By Bóg ocalił strzechę naszą niską,
Rozniećmy zioła z wiarą na kominie;
Niech płomień w trwogi zabłyśnie godzinie.
Z kłębami woni ślijmy pieśni w górę,
Dzwonek z Loretu niech rozpędza chmurę.
Bóg grom wstrzymuje po nad wiernych głową!
Idźmy dziecino.
(Piorun uderza w pobliskie drzewo – wszyscy padają na ziemię).
A stało się słowo!II.
(Las – wicher nagina z szumem gałęzie drzew – błyskawica raz poraz porze obłoki. – Dwaj myśliwi chronią się w gęstwinę – Ojciecidzie wprzód – syn ociąga się),
OJCIEC.
Chwała bądź Bogu! – ot, mamy uchronę,
Tu owe muru odłamy zemszone
Skryją nas obu. Siądźmy na murawie.
Co się ociągasz? Chodź za mną Zdzisławie!
ZDZISŁAW.
Dozwól mi ojcze stawić burzy czoło,
Zmierzyć oczyma widnokrąg w około,
Gdy po nim czarne wiatr bałwani chmury;