Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

C.S. Lewis. Genialny ekscentryk, prorok mimo woli - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
23 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

C.S. Lewis. Genialny ekscentryk, prorok mimo woli - ebook

Dla uczczenia 50. rocznicy śmierci C.S. Lewisa znany wykładowca oksfordzki dr Alister McGrath podarował nam przekonujący i definitywny portret autora słynnej serii książek o Narnii.

Od ponad pół wieku Opowieści z Narnii przemawiają do wyobraźni milionów czytelników. W niniejszym opracowaniu dr McGrath odtwarza niezwykłą ścieżkę życia oksfordzkiego wykładowcy, który poświęcił życie nauczaniu literatury angielskiej najzdolniejszych studentów na świecie, a w wolnych chwilach tworzył bestsellerową serię powieści dla dzieci. McGrath wykorzystuje swoje rozległe badania i dogłębną analizę przeczytanych w porządku chronologicznym listów i archiwaliów Lewisa, aby ukazać nowy obraz jego życia. Nie wolno przegapić tego fascynującego portretu ekscentrycznego myśliciela, który stał się przekonującym, choć mimowolnym prorokiem naszych czasów.

Nowa biografia C.S. Lewisa, napisana przez Alistera McGratha, jest doskonała. Naszpikowana informacjami pochodzącymi ze szczegółowych badań, a mimo to niezwykle łatwa w czytaniu. Nie tylko poświęca wiele uwagi formacji i charakterowi Lewisa jako człowieka, ale także proponuje wnikliwą i zrównoważoną analizę wszystkich jego najważniejszych dzieł. Sam należałem do tych nowo nawróconych amerykańskich ewangelikanów, którzy pochłaniali książki Lewisa na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX stulecia. Wywarł on na mnie głęboki i trwały wpływ, a dr McGrath przejrzyście wyjaśnia, dlaczego tak wielu wierzących i tylu chrześcijańskich liderów może dziś powiedzieć to samo.

Timothy Keller, autor bestsellera Bóg. Czy są powody by wierzyć?

 

Pożądane uzupełnienie literatury biograficznej na temat C.S. Lewisa, zawierające kilka cennych nowych spostrzeżeń. Książka McGratha zyska sobie trwałe miejsce w studiach nad Lewisem ze względu na genialne i moim zdaniem niepodważalne nowe datowanie nawrócenia Lewisa na teizm. Zdumiewające, jak długo nikt nie zwrócił na to uwagi!

Michael Ward, autor książki Planeta Narnia. Siedem sfer wyobraźni Lewisa

 

Wszystkim, którzy mogliby zastanawiać się, po co nam kolejna biografia C.S. Lewisa, stworzony przez McGratha rzeczowy, wnikliwy i miejscami całkiem oryginalny portret sławnego oksfordzkiego chrześcijanina pozwoli zmienić zdanie.

Lyle W. Dorset, redaktor serii „The Essential C.S. Lewis”

Wielu z nas sądziło, że nie ma już nic, czego nie wiedzielibyśmy o C.S. Lewisie. Nowa biografia pióra Alistera McGratha wykorzystuje archiwalia i inne materiały, aby wyjaśnić, pogłębić i doprecyzować to wszystko, co wiadomo na temat wielowymiarowej osobowości najznakomitszego apologety chrześcijaństwa. Wnikliwa i pouczająca analiza.

N.T. Wright, autor bestsellera Simply Christian

Alister McGrath rzuca nowe światło na życie niezrównanego C.S. Lewisa. To ważna książka.

Eric Metaxas, autor Bonhoeffer. Pastor – męczennik – prorok – szpieg, bestsellera „New York Timesa

Alister E. McGrath

Urodzony w Belfaście brytyjski profesor nauk ścisłych i teologii, wykładowca na wielu prestiżowych uczelniach, jak King’s College, oraz autor kilkudziesięciu publikacji i artykułów naukowych, m.in. Intelektualnego świata C.S. Lewisa. Z czasem przeniósł swoje zainteresowania badawcze z nauk ścisłych w kierunku teologii chrześcijańskiej, na temat której napisał wiele popularnych podręczników akademickich. McGrath ma za sobą doświadczenie ateizmu. Prawdopodobnie z tego powodu szczególnie interesuje się badaniami zależności między wiarą a nauką oraz dyskursem z głównymi argumentami ateistycznymi. Obecnie jest zatrudniony na stanowisku profesora badań nad nauką i religią na Uniwersytecie Oksfordzkim.

C. S. Lewis. Rozum i Wiara

„Wierzę w chrześcijaństwo tak samo jak we wschodzące słońce - nie tylko dlatego, że je widzę, ale także dlatego, iż dzięki niemu widzę wszystko inne.” (C.S. Lewis)

Seria wydawnicza „C. S. Lewis. Rozum i Wiara” to zbiór publikacji dotyczących twórczości i życia Clive’a Staplesa Lewisa, uznawanego za największego współczesnego chrześcijańskiego apologetę. Prezentuje intelektualne walory teizmu oraz argumentację na rzecz tezy o racjonalności przekonań teistycznych, a w szczególności chrześcijaństwa. Choć Lewis zmarł w roku 1963, jego twórczość jest wciąż aktualna. Do jego argumentów i analiz dotyczących moralności oraz społeczeństwa wciąż odwołują się zawodowi filozofowie i teologowie, a także liczni przedstawiciele obu stron filozoficzno-teologicznego sporu ateizmu z teizmem.

Na język polski zostało już przełożone wiele prac C.S. Lewisa, które cieszą się niesłabnącą popularnością. Wciąż jednak brakuje opracowań biograficznych i krytycznych oraz pogłębionych analiz jego poglądów. Seria „C. S. Lewis. Rozum i Wiara” ma wypełnić tę lukę. Publikowane w niej teksty odznaczają się naukową wnikliwością, a jednocześnie są przystępne dla szerokiego grona czytelników, tak jak twórczość samego C.S. Lewisa, który przekonywał, że dzięki chrześcijaństwu wszystko inne nabiera sensu.

Spis treści

// Wstęp 7

1Część

Preludium // 15

Rozdział 1

Łagodne wzgórza Down. Dzieciństwo w Irlandii. 1898–1908 // 17

Rozdział 2

Paskudna Anglia. Lata szkolne. 1908–1917 // 41

Rozdział 3

Szerokie łany Francji. Wojna. 1917–1918 // 65

Część 2

Oksford // 97

Rozdział 4

Złudzenia i odkrycia. Formowanie oksfordzkiego wykładowcy. 1919–1927 // 99

Rozdział 5

Praca, rodzina, przyjaźń. Wczesne lata w Magdalen College. 1927–1930 // 135

Rozdział 6

Najbardziej oporny neofita. Narodziny „chrześcijanina po prostu”. 1930–1932 // 155

Rozdział 7

Erudyta. Krytyka i badania literackie. 1933–1939 // 187

Rozdział 8

Publiczne uznanie. Apologeta czasów wojny. 1939–1942 // 221

Rozdział 9

Międzynarodowa sława. Po prostu chrześcijanin. 1942–1945 // 247

Rozdział 10

Prorok zlekceważony? Powojenne napięcia i trudności. 1945–1954 // 273

Część 3

Narnia // 297

Rozdział 11

Nowy kształt rzeczywistości. Tworzenie Narnii // 299

Rozdział 12

Narnia. Odkrywanie świata wyobraźni // 321

Część 4

Cambridge // 343

Rozdział 13

Przenosiny do Cambridge. Magdalene College. 1954–1960 // 345

Rozdział 14

Czas żałoby, choroba i śmierć. Ostatnie lata. 1960–1963 // 381

Część 5

Życie po życiu // 403

Rozdział 15

Fenomen Lewisa // 405

Kalendarium // 423

Podziękowania // 429

Spis ilustracji // 433

Bibliografia // 437

Indeks osobowy // 451

Indeks rzeczowy // 455

 

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67634-42-7
Rozmiar pliku: 5,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

ŁA­GODNE WZGÓ­RZA DOWN.
DZIE­CIŃ­STWO W IR­LAN­DII.
1898–1908

„Uro­dzi­łem się zimą 1898 roku w Bel­fa­ście jako syn praw­nika i córki pa­stora”. Dwu­dzie­stego dzie­wią­tego li­sto­pada 1989 roku Clive Sta­ples Le­wis zo­stał wrzu­cony w świat ki­piący od po­li­tycz­nego i spo­łecz­nego nie­po­koju oraz gło­śno do­ma­ga­jący się zmian. Roz­dzie­le­nie wy­spy na Ir­lan­dię Pół­nocną i Re­pu­blikę Ir­lan­dii miało na­stą­pić do­piero za 20 lat, jed­nak na­pię­cia, które osta­tecz­nie do­pro­wa­dziły do tego sztucz­nego po­li­tycz­nego po­działu, były oczy­wi­ste dla wszyst­kich. Le­wis przy­szedł na świat w sa­mym sercu pro­te­stanc­kiej elity Ir­lan­dii (tzw. Ascen­dancy) w okre­sie, gdy każdy aspekt jej toż­sa­mo­ści – po­li­tyczny, spo­łeczny, re­li­gijny i kul­tu­rowy – był za­gro­żony.

W wie­kach XVI i XVII Ir­lan­dia zo­stała sko­lo­ni­zo­wana przez an­giel­skich i szkoc­kich osad­ni­ków, co wzbu­dziło silną po­li­tyczną i spo­łeczną nie­chęć wśród rdzen­nej, wy­własz­czo­nej lud­no­ści. Pro­te­stanccy ko­lo­ni­ści róż­nili się od miej­sco­wych ka­to­li­ków wy­zna­niem i ję­zy­kiem. Za rzą­dów Oli­vera Crom­wella w XVII wieku po­wstały „pro­te­stanc­kie plan­ta­cje” – wy­spy an­giel­skiego pro­te­stan­ty­zmu w mo­rzu ir­landz­kiego ka­to­li­cy­zmu. Rdzenne klasy rzą­dzące zo­stały szybko wy­parte przez nową pro­te­stancką elitę. Akt unii pod­pi­sany w 1800 roku spra­wił, że Ir­lan­dia stała się czę­ścią Zjed­no­czo­nego Kró­le­stwa, rzą­dzoną bez­po­śred­nio z Lon­dynu. Pro­te­stanci, choć mniej liczni i za­miesz­ku­jący głów­nie pół­nocne hrab­stwa Down i An­trim z głów­nym ośrod­kiem prze­my­słu – Bel­fa­stem, zdo­mi­no­wali ży­cie kul­tu­ralne, go­spo­dar­cze i po­li­tyczne ca­łej wy­spy.

Wszystko to jed­nak miało nie­ba­wem ulec zmia­nie. W la­tach osiem­dzie­sią­tych XIX wieku Char­les Ste­wart Per­nell (1846–1891) i inni za­częli do­ma­gać się home rule – au­to­no­micz­nych rzą­dów dla Ir­lan­dii. W la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych ir­landzki na­cjo­na­lizm za­czął przy­bie­rać na sile, da­jąc Ir­land­czy­kom po­czu­cie toż­sa­mo­ści kul­tu­ro­wej, która oży­wiła ruch na rzecz home rule. Toż­sa­mość ta była mocno za­ko­rze­niona w ka­to­li­cy­zmie i zde­cy­do­wa­nie prze­ciwna wszel­kim an­giel­skim wpły­wom, na­wet ta­kim jak rugby i kry­kiet. Co waż­niej­sze, za śro­dek dys­kry­mi­na­cji kul­tu­ro­wej uznano rów­nież ję­zyk an­giel­ski. W 1893 roku po­wstała Liga Ga­elicka (Con­radh na Ga­elige), ma­jąca na celu pro­mo­wa­nie na­uki i uży­wa­nia ję­zyka ir­landz­kiego. Wi­dziano w tym ko­lejne po­twier­dze­nie ir­landz­kiej toż­sa­mo­ści prze­ciw­sta­wia­nej an­giel­skim nor­mom kul­tu­ro­wym, uzna­wa­nym za obce.

W miarę jak żą­da­nia home rule sta­wały się sil­niej­sze i bar­dziej prze­ko­nu­jące, wielu pro­te­stan­tów od­czu­wało co­raz więk­sze za­gro­że­nie, oba­wia­jąc się utraty przy­wi­le­jów i wy­bu­chu nie­po­ko­jów spo­łecz­nych. Nie dziwi za­tem, że pro­te­stancka spo­łecz­ność Bel­fa­stu na po­czątku XX wieku była bar­dzo za­mknięta; gdzie się tylko dało, uni­kano spo­łecz­nych i za­wo­do­wych kon­tak­tów z miesz­ka­ją­cymi po są­siedzku ka­to­li­kami. (Star­szy brat C.S. Le­wisa, War­ren wspo­mi­nał po la­tach, że nie roz­ma­wiał z żad­nym ka­to­li­kiem z tej sa­mej co on war­stwy spo­łecz­nej, do­póki nie wstą­pił do Kró­lew­skiego Ko­le­gium Woj­sko­wego w San­dhurst w 1914 roku). Ka­to­li­cyzm ja­wił się jako „inny” – dziwny, nie­zro­zu­miały, a przede wszyst­kim groźny. Ta­kie po­czu­cie wro­go­ści – i wy­ob­co­wa­nia – wzglę­dem ka­to­li­cy­zmu Le­wis wy­ssał z mle­kiem matki. Kiedy jako mały chło­piec uczył się ko­rzy­stać z noc­nika, jego pro­te­stancka nia­nia okre­ślała jego stolce mia­nem wee po­pes (ma­łych pa­pieży). Wielu uwa­żało i na­dal uważa, że Le­wis nie mie­ści się w gra­ni­cach praw­dzi­wej ir­landz­kiej toż­sa­mo­ści kul­tu­ro­wej ze względu na swoje pro­te­stanc­kie ul­ster­skie po­cho­dze­nie.

RO­DZINA

Prze­pro­wa­dzony w 1901 roku Ir­landzki Spis Po­wszechny od­no­to­wał imiona wszyst­kich, któ­rzy „spali lub za­miesz­ki­wali” w do­mo­stwie Le­wi­sów w Bel­fa­ście Wschod­nim wie­czo­rem w nie­dzielę 31 marca 1901 roku. Pro­to­kół za­wiera mnó­stwo oso­bi­stych szcze­gó­łów: po­kre­wień­stwo, wy­zna­nie, po­ziom wy­kształ­ce­nia, wiek, płeć, sta­no­wi­sko lub za­wód oraz miej­sce uro­dze­nia. Choć więk­szość bio­gra­fów po­daje ów­cze­sny ad­res ro­dziny Le­wisa jako „Dun­dela Ave­nue 47”, spis okre­śla ich miej­sce za­miesz­ka­nia jako „dom nr 21 przy Dun­della Ave­nue (Vic­to­ria, Down)”. Wpis do­ty­czący ich go­spo­dar­stwa do­mo­wego przed­sta­wia do­kładny por­tret ro­dziny na po­czątku XX wieku:

Al­bert Ja­mes Le­wis, głowa ro­dziny, Ko­ściół Ir­lan­dii, czyta i pi­sze, 37 lat, męż­czy­zna, ad­wo­kat, żo­naty, mia­sto Cork

Flo­rence Au­gu­sta Le­wis, żona, Ko­ściół Ir­lan­dii, czyta i pi­sze, 38 lat, ko­bieta, za­mężna, hrab­stwo Cork

War­ren Ha­mil­ton Le­wis, syn, Ko­ściół Ir­lan­dii, czyta, 5 lat, męż­czy­zna, uczeń, mia­sto Bel­fast

Clive Sta­ples Le­wis, syn, Ko­ściół Ir­lan­dii, nie czyta, 2 lata, męż­czy­zna, mia­sto Bel­fast

Mar­tha Bar­ber, słu­żąca, pre­zbi­te­rianka, czyta i pi­sze, 28 lat, ko­bieta, nia­nia – słu­żąca do­mowa, nie­za­mężna, hrab­stwo Mo­na­ghan

Sa­rah Ann Con­lon, słu­żąca, ka­to­liczka, czyta i pi­sze, 22 lata, ko­bieta, ku­charka – słu­żąca do­mowa, nie­za­mężna, hrab­stwo Down.

Jak za­no­to­wano w spi­sie, oj­ciec Le­wisa, Al­bert Ja­mes Le­wis (1863–1929), uro­dził się w mie­ście i hrab­stwie Cork na po­łu­dniu Ir­lan­dii. Dzia­dek Le­wisa ze strony ojca, Ri­chard Le­wis, był wa­lij­skim ko­tla­rzem, który wy­emi­gro­wał do Cork ze swoją po­cho­dzącą z Li­ver­po­olu żoną na po­czątku lat pięć­dzie­sią­tych XIX wieku. Wkrótce po przyj­ściu Al­berta na świat ro­dzina prze­nio­sła się na pół­noc, do prze­my­sło­wego mia­sta Bel­fast, aby Ri­chard mógł wejść w spółkę z Joh­nem H. Ma­cIl­wa­inem i za­ło­żyć do­brze pro­spe­ru­jącą firmę, znaną pod na­zwą Ma­cIl­wa­ine, Le­wis & Co., En­gi­ne­ers and Iron Ship Bu­il­ders. Być może naj­cie­kaw­szym stat­kiem zbu­do­wa­nym przez tę nie­wielką spółkę był pier­wotny „Ti­ta­nic” – mały sta­lowy frach­to­wiec pa­rowy zbu­do­wany w 1888 roku, wa­żący za­le­d­wie 1608 ton.

W la­tach osiem­dzie­sią­tych XIX wieku prze­mysł stocz­niowy w Bel­fa­ście do­świad­czał jed­nak zna­czą­cych prze­mian; ry­nek zdo­mi­no­wały więk­sze stocz­nie, ta­kie jak Har­land i Wolff oraz Work­man Clark. Eko­no­miczne prze­trwa­nie „drob­nych stoczni” sta­wało się co­raz trud­niej­sze. W 1894 roku stocz­nia Work­man Clark prze­jęła firmę Ma­cIl­wine, Le­wis & Co. Słyn­niej­sza wer­sja „Ti­ta­nica” – także zbu­do­wana w Bel­fa­ście – zo­stała wy­pusz­czona ze stoczni Har­land i Wolff w 1911 roku i wa­żyła 26 ty­sięcy ton. Jed­nak pod­czas gdy słynny li­nio­wiec Har­landa i Wolffa za­to­nął w trak­cie dzie­wi­czego rejsu w 1912 roku, o wiele mniej­szy sta­tek Ma­cIl­wa­ina i Le­wisa pod róż­nymi na­zwami kur­so­wał spo­koj­nie po wo­dach Ame­ryki Po­łu­dnio­wej aż do roku 1928.

Ilu­stra­cja 1.1. Royal Ave­nue, jedna z głów­nych ulic han­dlo­wych Bel­fa­stu, 1897. Al­bert Le­wis otwo­rzył kan­ce­la­rię ad­wo­kacką pod nu­me­rem 83 przy Royal Ave­nue w 1884 r. i pra­co­wał w tym sa­mym biu­rze aż do cho­roby i śmierci w 1929 r.

Al­bert nie wy­ka­zy­wał za­in­te­re­so­wa­nia bu­dową stat­ków i oznaj­mił ro­dzi­com, że ma za­miar spró­bo­wać swych sił w ka­rie­rze praw­ni­czej. Ri­chard Le­wis, zna­jący do­sko­nałą re­pu­ta­cję Lur­gan Col­lege pod za­rzą­dem dy­rek­tora Wil­liama Thomp­sona Kirk­pa­tricka (1848–1921), zde­cy­do­wał się wy­słać Al­berta do tej szkoły z in­ter­na­tem. Przez okres na­uki zdol­no­ści na­uczy­ciel­skie Kirk­pa­tricka wryły się na trwałe w pa­mięć Al­berta. Po ukoń­cze­niu szkoły w 1880 roku Al­bert prze­niósł się do Du­blina, sto­licy Ir­lan­dii, gdzie pra­co­wał przez pięć lat w kan­ce­la­rii Mac­lean, Boyle i Mac­lean. Po zdo­by­ciu nie­zbęd­nego do­świad­cze­nia i ad­wo­kac­kiej akre­dy­ta­cji za­wo­do­wej wró­cił w 1884 roku do Bel­fa­stu, aby roz­po­cząć wła­sną prak­tykę i otwo­rzyć kan­ce­la­rię przy pre­sti­żo­wej Royal Ave­nue.

Ustawa o Są­dzie Naj­wyż­szym Ir­lan­dii z 1877 roku usank­cjo­no­wała an­giel­ską prak­tykę ści­słego po­działu ad­wo­ka­tów na so­li­ci­tors i bar­ri­sters. Aspi­ru­jący praw­nicy mu­sieli za­tem zde­cy­do­wać, który za­wód za­mie­rzają wy­ko­ny­wać. Al­bert Le­wis zde­cy­do­wał, że chce pra­co­wać jako so­li­ci­tor, czyli ad­wo­kat wy­stę­pu­jący bez­po­śred­nio w imie­niu klien­tów i re­pre­zen­tu­jący ich w są­dach niż­szej in­stan­cji. Bar­ri­ster spe­cja­li­zo­wał się w ad­wo­ka­tu­rze są­do­wej; so­li­ci­tor za­trud­niał go, by re­pre­zen­to­wał jego klien­tów w są­dach wyż­szej in­stan­cji.

Matka Le­wisa, Flo­rence („Flora”) Au­gu­sta Le­wis (1862–1908), uro­dziła się w Qu­een­stown (dziś Cobh) w hrab­stwie Cork. Dzia­dek Le­wisa ze strony matki, Tho­mas Ha­mil­ton (1826–1905), był du­chow­nym Ko­ścioła Ir­lan­dii – kla­sycz­nym przed­sta­wi­cie­lem „pro­te­stanc­kiej elity”, która zna­la­zła się w sy­tu­acji za­gro­że­nia, gdy ir­landzki na­cjo­na­lizm sta­wał się co­raz bar­dziej zna­czącą i kul­tu­ro­twór­czą siłą w po­cząt­kach XX wieku. Ko­ściół Ir­lan­dii był ofi­cjal­nym ko­ścio­łem pań­stwo­wym na ca­łej wy­spie, mimo że sta­no­wił wy­zna­nie mniej­szo­ściowe w co naj­mniej 22 z 26 ir­landz­kich hrabstw. Kiedy Flora miała osiem lat, jej oj­ciec przy­jął no­mi­na­cję na ka­pe­lana Ko­ścioła Świę­tej Trójcy w Rzy­mie, gdzie ro­dzina miesz­kała od 1870 do 1874 roku.

W roku 1874 Tho­mas Ha­mil­ton wró­cił do Ir­lan­dii, by peł­nić obo­wiązki pro­bosz­cza Ko­ścioła Dun­dela w oko­licy Bal­ly­hac­ka­more w Bel­fa­ście Wschod­nim. Ten sam pro­wi­zo­ryczny bu­dy­nek słu­żył w nie­dzielę za ko­ściół, a w dni po­wsze­dnie za szkołę. Szybko stało się ja­sne, że po­trzeba trwal­szego roz­wią­za­nia. Wkrótce roz­po­częto bu­dowę no­wego ko­ścioła, za­pro­jek­to­wa­nego przez słyn­nego an­giel­skiego pro­jek­tanta ar­chi­tek­tury sa­kral­nej, Wil­liama But­ter­fielda. Ha­mil­ton zo­stał pro­bosz­czem nowo wy­bu­do­wa­nego ko­ścioła pa­ra­fial­nego św. Marka w Dun­dela w maju 1879 roku.

Obec­nie ir­landzcy hi­sto­rycy czę­sto wska­zują Florę Ha­mil­ton jako przy­kład co­raz bar­dziej zna­czą­cej roli ko­biet w ir­landz­kim ży­ciu aka­de­mic­kim i kul­tu­ral­nym pod ko­niec XIX wieku. Flora zo­stała przy­jęta jako „do­cho­dząca” uczen­nica do Me­tho­dist Col­lege w Bel­fa­ście – była to szkoła dla chłop­ców za­ło­żona w 1865 roku, w któ­rej, w od­po­wie­dzi na po­wszechne za­po­trze­bo­wa­nie, stwo­rzono w 1869 roku „klasy dla dam”. Uczęsz­czała do niej przez je­den se­mestr w 1881 roku, a na­stęp­nie pod­jęła stu­dia na Royal Uni­ver­sity of Ire­land w Bel­fa­ście (obec­nie Qu­een’s Uni­ver­sity), które ukoń­czyła, uzy­sku­jąc First Class Ho­no­urs (wy­róż­nie­nie pierw­szej ka­te­go­rii) z lo­giki i Se­cond Class Ho­no­urs (wy­róż­nie­nie dru­giej ka­te­go­rii) z ma­te­ma­tyki w 1886 roku. (Jak zo­ba­czymy póź­niej, Le­wis nie odzie­dzi­czył nic z mat­czy­nego ta­lentu ma­te­ma­tycz­nego).

Kiedy Al­bert Le­wis za­czął uczęsz­czać do Ko­ścioła św. Marka w Dun­dela, prędko wpa­dła mu w oko córka pro­bosz­cza. Flora, jak się wy­daje, po­woli, ale nie­uchron­nie, zwró­ciła na niego uwagę głów­nie ze względu na jego za­in­te­re­so­wa­nie li­te­ra­turą. W 1881 roku Al­bert wstą­pił do Bel­mont Li­te­rary So­ciety i wkrótce zy­skał sławę jed­nego z naj­lep­szych mów­ców. Re­pu­ta­cja czło­wieka o li­te­rac­kich skłon­no­ściach to­wa­rzy­szyła mu przez całe ży­cie. W 1921 roku, gdy był u szczytu ka­riery ad­wo­kac­kiej, ga­zeta „Ire­land’s Sa­tur­day Ni­ght” za­mie­ściła jego ka­ry­ka­turę. Wid­niał na niej ubrany w ów­cze­sny strój ad­wo­kata wy­stę­pu­ją­cego przed są­dem, z czapką aka­de­micką pod jedną pa­chą i to­mem an­giel­skiej li­te­ra­tury pod drugą. Kilka lat póź­niej ne­kro­log Al­berta w ga­ze­cie „Bel­fast Te­le­graph” opi­sy­wał go jako „oczy­ta­nego eru­dytę”, zna­nego z li­te­rac­kich alu­zji pod­czas wy­stą­pień są­do­wych i czło­wieka, „który znaj­do­wał wy­tchnie­nie z dala od sal są­do­wych głów­nie w czy­ta­niu”.

Po od­po­wied­nio dłu­gich i przy­zwo­itych za­lo­tach Al­bert i Flora po­brali się 29 sierp­nia 1894 roku w Ko­ściele św. Marka w Dun­dela. Ich pierw­szy syn, War­ren Ha­mil­ton Le­wis, uro­dził się 16 czerwca 1895 roku w ich domu, „Dun­dela Vil­las”, w Bel­fa­ście Wschod­nim. Clive był ich dru­gim i ostat­nim dziec­kiem. No­tatka spi­sowa z 1901 roku wska­zuje, że pań­stwo Le­wis mieli w tym okre­sie dwie słu­żące. Co nie­ty­powe dla pro­te­stanc­kiej ro­dziny, jedna z nich, Sa­rah Ann Con­lon, była ka­to­liczką. Ugrun­to­waną nie­chęć Le­wisa do re­li­gij­nego sek­ciar­stwa – tak wy­raźną w jego po­ję­ciu „chrze­ści­jań­stwa po pro­stu” – oży­wiały być może wspo­mnie­nia z dzie­ciń­stwa.

Ze star­szym bra­tem, War­re­nem, od sa­mego po­czątku łą­czyła Le­wisa bli­ska więź, co wy­ra­żało się w nada­wa­nych so­bie na­wza­jem prze­zwi­skach. Clive Sta­ples Le­wis no­sił miano „Smal­l­pi­gie­bo­tham” (w skró­cie SPB), a War­nie – „Arch­pie­gie­bo­tham” (APB); te czułe przy­domki in­spi­ro­wane były czę­stymi (i naj­wy­raź­niej re­al­nymi) groź­bami niani, że zbije ich w pig­gy­bot­toms (pro­sięce pupy), je­śli nie będą się grzecz­nie za­cho­wy­wali. Bra­cia na­zy­wali ojca „Pu­da­ita­bird” albo „P’dayta” (z po­wodu spo­sobu, w jaki, jako miesz­ka­niec Bel­fa­stu, wy­ma­wiał słowo po­tato ). Te dzie­cięce prze­zwi­ska na­brały zna­cze­nia raz jesz­cze, kiedy bra­cia zbli­żyli się do sie­bie po­now­nie i od­no­wili dawną za­ży­łość pod ko­niec lat dwu­dzie­stych XX wieku.

Sam Le­wis znany był w swo­jej ro­dzi­nie i wśród przy­ja­ciół jako „Jack”. War­nie da­tuje od­rzu­ce­nie przez brata imie­nia Clive na let­nie wa­ka­cje 1903 lub 1904 roku, kiedy to Le­wis na­gle oświad­czył, że od te­raz chce, by go na­zy­wano „Jack­sie”. To imię stop­niowo skra­cano do „Jacks” i osta­tecz­nie „Jack”. Przy­czyna tego wy­boru po­zo­staje nie­ja­sna. Nie­które źró­dła su­ge­rują, co prawda, że imię „Jack­sie” było pa­miątką po psie Le­wi­sów, który zgi­nął w wy­padku, ale nie ma żad­nych do­ku­men­tów po­twier­dza­ją­cych to przy­pusz­cze­nie.

IR­LAND­CZYK BEZ PRZE­KO­NA­NIA. ZA­GADKA IR­LANDZ­KIEJ TOŻ­SA­MO­ŚCI KUL­TU­RO­WEJ

Le­wis był Ir­land­czy­kiem. Ir­land­czycy jed­nak prze­waż­nie o tym za­po­mi­nają albo wręcz ni­gdy nie wie­dzieli. Pa­mię­tam, że w la­tach sześć­dzie­sią­tych, kiedy do­ra­sta­łem w Ir­lan­dii Pół­noc­nej, je­śli w ogóle wy­mie­niano Le­wisa, to jako „an­giel­skiego” pi­sa­rza. Sam Le­wis jed­nak ni­gdy nie stra­cił od­nie­sie­nia do swo­ich ir­landz­kich ko­rzeni. Wi­doki, od­głosy i za­pa­chy ro­dzin­nego kraju – w prze­ci­wień­stwie do więk­szo­ści jego miesz­kań­ców – bu­dziły u niego w póź­niej­szym ży­ciu tę­sk­notę, a przy tym sub­tel­nie, lecz wy­raź­nie kształ­to­wały jego pro­za­tor­skie opisy. W li­ście z 1915 roku Le­wis z czu­ło­ścią przy­wo­łuje wspo­mnie­nia z Bel­fa­stu: „da­leki po­mruk stoczni”, sze­roką pa­no­ramę Bel­fast Lo­ugh, wzgó­rze Cave Hill oraz ota­cza­jące mia­sto nie­wiel­kie wą­wozy, łąki i pa­górki.

Ir­lan­dia Le­wisa to jed­nak coś wię­cej niż „ła­godne wzgó­rza”. Kul­tura ir­landzka od­zna­czała się upodo­ba­niem do nar­ra­cji, ujaw­nia­ją­cym się za­równo w mi­to­lo­gii, jak i w re­la­cjach hi­sto­rycz­nych, a także umi­ło­wa­niem do ję­zyka. Le­wis jed­nak ni­gdy nie fe­ty­szy­zo­wał swo­jego po­cho­dze­nia. Sta­no­wiło ono po pro­stu je­den z ele­men­tów, a nie ce­chę do­mi­nu­jącą jego toż­sa­mo­ści. Jesz­cze w la­tach pięć­dzie­sią­tych Le­wis czę­sto mó­wił o Ir­lan­dii jako o swoim „domu”, na­zy­wał ją „swoim kra­jem”, a w 1958 roku zde­cy­do­wał się na­wet spę­dzić tam spóź­niony mie­siąc mio­dowy z Joy Da­vid­man. Le­wis, raz ode­tchnąw­szy ła­god­nym, wil­got­nym po­wie­trzem swo­jej oj­czy­zny, ni­gdy nie za­po­mniał jej na­tu­ral­nego piękna.

Nie­wielu oso­bom zna­ją­cym hrab­stwo Down umkną za­wo­alo­wane od­nie­sie­nia do ir­landz­kich pej­zaży sta­no­wią­cych in­spi­ra­cję dla nie­któ­rych mi­strzow­skich opi­sów przy­rody w pro­zie Le­wisa. Opis nieba jako „szma­rag­do­wej” kra­iny w książce Po­dział osta­teczny po­brzmiewa echem ro­dzin­nych oko­lic Le­wisa, zaś do­lmeny w oko­li­cach Le­ga­nanny w hrab­stwie Down, wzgó­rze Cave Hill nie­da­leko Bel­fa­stu i Gro­bla Ol­brzyma (Giant’s Cau­se­way) mają swoje od­po­wied­niki w Na­rnii – być może we­sel­sze i sub­tel­niej­sze od ory­gi­na­łów, nie­mniej na­zna­czone ich pięt­nem.

Le­wis czę­sto na­wią­zy­wał do Ir­lan­dii jako źró­dła in­spi­ra­cji li­te­rac­kiej, za­uwa­ża­jąc, że jej kra­jo­brazy mocno po­bu­dzały jego wy­obraź­nię. Le­wis nie lu­bił ir­landz­kiej po­li­tyki i był skłonny wy­obra­żać so­bie bu­ko­liczną kra­inę zło­żoną wy­łącz­nie z ła­god­nych wzgórz, mgieł, je­zior i la­sów. Jak za­pi­sał kie­dyś w pa­mięt­niku, Ul­ster „jest bar­dzo piękny i gdy­bym tylko mógł de­por­to­wać Ul­ster­czy­ków i za­stą­pić ich ludźmi we­dług mo­jego upodo­ba­nia, nie pro­sił­bym o lep­sze miej­sce za­miesz­ka­nia”. (Pod pew­nymi wzglę­dami Na­rnię można uznać wła­śnie za wy­ide­ali­zo­wany Ul­ster z ma­rzeń Le­wisa, za­peł­niony nie Ul­ster­czy­kami, ale isto­tami zro­dzo­nymi z jego wy­obraźni).

Na­zwa Ul­ster wy­maga wy­ja­śnie­nia. Po­dob­nie jak an­giel­skie hrab­stwo York­shire po­dzie­lone było na trzy czę­ści (na­zy­wane Ri­dings od sta­ro­nor­dyc­kiego słowa thri­th­jungr ozna­cza­ją­cego „trze­cią część”), Ir­lan­dia pier­wot­nie dzie­liła się na pięć re­gio­nów (na­zy­wa­nych po ga­elicku cúigi od có­i­ced ‘piąta część’). Po in­wa­zji Nor­ma­nów w 1066 roku zmniej­szono ich liczbę do czte­rech: Con­nau­ght, Le­in­ster, Mun­ster i Ul­ster. Za­miast ga­elic­kiego słowa cúige za­częto uży­wać okre­śle­nia pro­vince. Pro­te­stancka mniej­szość w Ir­lan­dii sku­piała się w pół­noc­nej pro­win­cji Ul­steru, skła­da­ją­cej się z dzie­wię­ciu hrabstw. Pod­czas roz­padu Ir­lan­dii sześć z tych dzie­wię­ciu hrabstw stwo­rzyło nowy pod­miot po­li­tyczny – Ir­lan­dię Pół­nocną. Na­zwa Ul­ster jest dziś czę­sto uży­wana jako sy­no­nim Ir­lan­dii Pół­noc­nej, zaś „Ul­ster­czyk” ozna­cza naj­czę­ściej – choć nie za­wsze – „pro­te­stanc­kiego miesz­kańca Ir­lan­dii Pół­noc­nej”, mimo że pier­wot­nie cúige Ul­steru obej­mo­wało także trzy hrab­stwa – Ca­na­van, Do­ne­gal i Mo­na­ghan – na­le­żące obec­nie do Re­pu­bliki Ir­lan­dii.

Le­wis przez całe ży­cie nie­mal co roku wra­cał do Ir­lan­dii na wa­ka­cje, wy­jąw­szy te lata, gdy prze­szko­dziła mu wojna lub cho­roba. Nie­zmien­nie od­wie­dzał hrab­stwa An­trim, Derry, swoje ulu­bione Down oraz Do­ne­gal – wszyst­kie na­le­żące do pro­win­cji Ul­ster w jej ory­gi­nal­nych gra­ni­cach. Raz na­wet roz­wa­żał wy­na­ję­cie na stałe domku w Clo­ghy w hrab­stwie Down jako bazy do co­rocz­nych wa­ka­cyj­nych wę­dró­wek, które czę­sto obej­mo­wały for­sowne wy­cieczki w gó­rach Mo­urne. (Osta­tecz­nie uznał, że jego fi­nanse nie udźwi­gną ta­kiego luk­susu). Choć Le­wis pra­co­wał w An­glii, ser­cem przy­na­le­żał do pół­noc­nych hrabstw Ir­lan­dii, zwłasz­cza do hrab­stwa Down. W roz­mo­wie z po­cho­dzą­cym z Ir­lan­dii stu­den­tem Da­vi­dem Ble­akleyem za­uwa­żył kie­dyś: „Niebo to Oks­ford po­rwany z miej­sca i prze­nie­siony w sam śro­dek hrab­stwa Down”.

Część ir­landz­kich pi­sa­rzy in­spi­ro­wała się pro­ble­mami po­li­tycz­nymi i spo­łecz­nymi zwią­za­nymi z walką o nie­za­leż­ność od Wiel­kiej Bry­ta­nii, Le­wis na­to­miast znaj­do­wał in­spi­ra­cję przede wszyst­kim w ir­landz­kich pej­za­żach. Twier­dził, że od wie­ków in­spi­ro­wały one i kształ­to­wały po­ezję i prozę wielu jego po­przed­ni­ków, z któ­rych naj­waż­niej­szym był chyba Ed­mund Spen­ser, au­tor Fa­erie Qu­eene , elż­bie­tań­skiego po­ematu, bę­dą­cego sta­łym te­ma­tem wy­kła­dów Le­wisa w Oks­for­dzie i Cam­bridge. Zda­niem Le­wisa to kla­syczne dzieło trak­tu­jące o „po­szu­ki­wa­niach, wę­drów­kach i nie­moż­li­wych do uga­sze­nia pra­gnie­niach” sta­no­wiło wy­raź­nie od­bi­cie wie­lo­let­niego po­bytu Spen­sera w Ir­lan­dii. Któż by nie za­uwa­żył „ła­god­nego, wil­got­nego po­wie­trza, bez­lu­dzia, nie­ostrych za­ry­sów wzgórz” czy „roz­dzie­ra­ją­cych serce za­cho­dów słońca” Ir­lan­dii? Zda­niem Le­wisa – który w tym miej­scu przed­sta­wia się jako ktoś, kto w rze­czy­wi­sto­ści jest „Ir­land­czy­kiem” – póź­niej­szy okres spę­dzony przez Spen­sera w An­glii osła­bił siłę jego wy­obraźni. „Wiele lat spę­dzo­nych w Ir­lan­dii sta­nowi tło naj­więk­szych dzieł po­etyc­kich Spen­sera, na­to­miast kilka lat spę­dzo­nych w An­glii to tło jego po­mniej­szych wier­szy”.

Także ję­zyk Le­wisa po­brzmiewa echem jego po­cho­dze­nia. W ko­re­spon­den­cji Le­wis sys­te­ma­tycz­nie używa an­glo-ir­landz­kich idio­mów lub gwary wy­wo­dzą­cej się z ga­elic­kiego, nie do­łą­cza­jąc żad­nych tłu­ma­czeń ani wy­ja­śnień – na przy­kład zwrotu to make a poor mo­uth („ro­bić nędzną gębę”, z ga­elic­kiego an béal bocht, co ozna­cza „na­rze­kać na biedę”) czy whist, now! (w zna­cze­niu „ci­cho bądź!”, po­cho­dzą­cego od ga­elic­kiego bí i do thost). Inne idiomy od­zwier­cie­dlają ra­czej lo­kalne idio­syn­kra­zje niż ga­elic­kie po­cho­dze­nie ję­zy­kowe, jak na przy­kład dzi­waczne wy­ra­że­nie as long as a Lur­gan spade („długi jak szpa­del z Lur­gan”, w zna­cze­niu po­nu­rej miny albo nosa na kwintę). Mimo że ak­cent Le­wisa znany z au­dy­cji ra­dio­wych z lat czter­dzie­stych jest ty­powy dla ów­cze­snego oks­fordz­kiego śro­do­wi­ska aka­de­mic­kiego, wy­mowa słów ta­kich jak friend, hour czy again de­li­kat­nie zdra­dza jego ir­landz­kie po­cho­dze­nie.

Dla­czego za­tem Le­wis nie jest znany jako je­den z naj­więk­szych ir­landz­kich pi­sa­rzy wszech cza­sów? Dla­czego nie ma ha­sła „C.S. Le­wis” w li­czą­cym 1472 strony, rze­komo wy­czer­pu­ją­cym Słow­niku li­te­ra­tury ir­landz­kiej z 1996 roku? Rzecz w tym, że Le­wis – trzeba przy­znać, że po czę­ści z wła­snego wy­boru – nie pa­suje do wzorca ir­landz­kiej toż­sa­mo­ści, do­mi­nu­ją­cego w dru­giej po­ło­wie XX wieku. Pod pew­nymi wzglę­dami Le­wis re­pre­zen­tuje wła­śnie te siły i wpływy, które zwo­len­nicy ste­reo­ty­po­wego po­dej­ścia do li­te­ra­tury ir­landz­kiej pra­gnę­liby od­rzu­cić. Po­dob­nie jak Du­blin był na po­czątku XX wieku ośrod­kiem dą­że­nia do home rule i do­po­mi­na­nia się o od­ro­dze­nie ir­landz­kiej kul­tury, tak Bel­fast, ro­dzinne mia­sto Le­wisa, sta­no­wił cen­trum oporu wo­bec tych ten­den­cji.

Jed­nym z po­wo­dów, dla któ­rych Ir­lan­dia po­sta­no­wiła za­po­mnieć o Le­wi­sie, jest fakt, że był on Ir­land­czy­kiem nie ta­kim jak trzeba. W roku 1917 Le­wis nie­wąt­pli­wie uwa­żał się za sym­pa­tyka nurtu „Szkoły No­wej Ir­lan­dii” i roz­wa­żał wy­sła­nie swo­ich wier­szy do du­bliń­skiego wy­daw­nic­twa Maun­sel i Ro­berts, sil­nie po­wią­za­nego z ir­landz­kim na­cjo­na­li­zmem, które w tym sa­mym roku opu­bli­ko­wało dzieła ze­brane wiel­kiego na­ro­do­wego pi­sa­rza ir­landz­kiego Pa­tricka Pe­arse’a (1879–1916). Przy­zna­jąc, że jest to „dru­go­rzędne wy­daw­nic­two”, Le­wis wy­ra­żał na­dzieję, że dzięki temu może po­trak­tują jego pro­po­zy­cję po­waż­nie.

Rok póź­niej sprawy te przed­sta­wiały mu się jed­nak zu­peł­nie ina­czej. W li­ście do dłu­go­let­niego przy­ja­ciela Ar­thura Gre­evesa Le­wis dzie­lił się oba­wami, że „Szkoła No­wej Ir­lan­dii” sta­nie się osta­tecz­nie „czymś w ro­dzaju ma­łego in­te­lek­tu­al­nego za­ułka, od­da­lo­nego od głów­nego traktu”. Do­ce­niał te­raz zna­cze­nie trzy­ma­nia się „sze­ro­kiego go­ścińca my­śli”, pi­sa­nia ra­czej dla sze­ro­kiej pu­blicz­no­ści niż dla wą­skiego grona okre­ślo­nego przez pro­gramy po­li­tyczne i kul­tu­rowe. Pu­bli­ko­wa­nie w wy­daw­nic­twie Maun­sela by­łoby zda­niem Le­wisa rów­no­znaczne ze zwią­za­niem się z ru­chem bę­dą­cym nie­wiele wię­cej niż „sektą”. Jego ir­landzka toż­sa­mość, in­spi­ro­wana kra­jo­bra­zami, a nie hi­sto­rią po­li­tyczną Ir­lan­dii, miała zna­leźć wy­raz w li­te­ra­tu­rze głów­nego nurtu, a nie na li­te­rac­kiej „bocz­nicy”. Le­wis być może chciał wznieść się po­nad pro­win­cjo­na­lizm li­te­ra­tury ir­landz­kiej, jed­nak po­mimo tego po­zo­stał on jed­nym z jej naj­zna­ko­mit­szych i naj­słyn­niej­szych przed­sta­wi­cieli.

OTO­CZONY KSIĄŻ­KAMI. ZWIA­STUNY LI­TE­RAC­KIEGO TA­LENTU

Nie­wąt­pli­wie ir­landzki kra­jo­braz na­le­żał do czyn­ni­ków kształ­tu­ją­cych płodną wy­obraź­nię Le­wisa. Ist­niało jed­nak dru­gie źró­dło sta­no­wiące ważną in­spi­ra­cję jego mło­dzień­czego świa­to­po­glądu – li­te­ra­tura. Jed­nym z naj­trwal­szych wspo­mnień Le­wisa z dzie­ciń­stwa był dom pe­łen ksią­żek. Al­bert Le­wis, żeby za­ro­bić na utrzy­ma­nie, pra­co­wał co prawda jako ad­wo­kat z urzędu, ale w głębi serca był przede wszyst­kim wiel­bi­cie­lem li­te­ra­tury.

W kwiet­niu 1905 roku Le­wi­so­wie prze­pro­wa­dzili się do no­wego, więk­szego domu na przed­mie­ściach Bel­fa­stu – był to „Le­ebo­ro­ugh Ho­use” przy Cir­cu­lar Road w Strand­town, po­tocz­nie znany jako „Lit­tle Lea” albo „Le­aboro”. Po tym wiel­kim domu bra­cia mo­gli bu­szo­wać do woli, a ich wy­obraź­nia prze­kształ­cała go w ta­jem­ni­cze kró­le­stwa i obce kraje. Obaj za­miesz­ki­wali fan­ta­styczne kra­iny i część swo­ich po­my­słów prze­le­wali na pa­pier. Le­wis pi­sał o mó­wią­cych zwie­rzę­tach w „Kra­inie Zwie­rząt” (Ani­mal-Land), na­to­miast War­nie pi­sał o „In­diach” (które po­tem po­łą­czyli w rów­nie fan­ta­styczną kra­inę Bo­xen).

Le­wis wspo­mi­nał po­tem, że w no­wym domu wszę­dzie wi­dział pię­trzące się sterty i półki pełne ksią­żek. W desz­czowe dni czę­sto znaj­do­wał po­cie­sze­nie i to­wa­rzy­stwo w lek­tu­rze, błą­ka­jąc się swo­bod­nie w kra­inach li­te­rac­kiej wy­obraźni. Wśród ob­fi­to­ści ksią­żek roz­sia­nych po „No­wym Domu” nie bra­ko­wało ro­man­sów ry­cer­skich i mi­to­lo­gii, które stały się dla dzie­cię­cej wy­obraźni Le­wisa no­wymi oknami na świat. Kra­jo­brazy hrab­stwa Down oglą­dane przez pry­zmat li­te­ra­tury oka­zały się bramą do da­le­kich krain. War­ren Le­wis po la­tach twier­dził, że im­puls dla ich wy­obraźni sta­no­wiły desz­czowa po­goda i tę­sk­nota za czymś, co daje wię­cej sa­tys­fak­cji. Czy wy­prawy jego brata w kra­inę wy­obraźni za­po­cząt­ko­wało „wpa­try­wa­nie się w nie­osią­galne wzgó­rza”, wi­dziane przez strugi desz­czu pod sza­rym nie­bem?

Ilu­stra­cja 1.2. Le­wi­so­wie przed wej­ściem do Lit­tle Lea, 1905. Z tyłu od le­wej: Agnes Le­wis (ciotka), dwie słu­żące, Flora Le­wis (matka). Z przodu od le­wej: War­nie, C.S. Le­wis, Le­onard Le­wis (ku­zyn), Eileen Le­wis (ku­zynka) oraz Al­bert Le­wis (oj­ciec) trzy­ma­jący psa Nero.

Miano „Szma­rag­do­wej Wy­spy” Ir­lan­dia za­wdzię­cza wła­śnie du­żej ilo­ści opa­dów i mgłom, co za­pew­nia wy­soką wil­got­ność gleby i bujną zie­leń traw. Le­wis w cał­kiem na­tu­ralny spo­sób prze­niósł póź­niej wła­sne po­czu­cie by­cia uwię­zio­nym przez deszcz na czwórkę dzieci za­mknię­tych w domu sta­rego pro­fe­sora bez moż­li­wo­ści zba­da­nia oko­licy z po­wodu „desz­czu tak gę­stego, że przez okno nie było wi­dać ani gór, ani la­sów, ani na­wet stru­myka pły­ną­cego przez ogród”. Czy dom pro­fe­sora z książki Lew, cza­row­nica i stara szafa jest wzo­ro­wany na Le­ebo­ro­ugh?

Z Lit­tle Lea mały Le­wis wi­dział od­le­głe wzgó­rza Ca­stle­re­agh, które zda­wały się ko­mu­ni­ko­wać coś roz­dzie­ra­jąco waż­nego, ale bo­le­śnie nie­osią­gal­nego. Stały się one sym­bo­lem li­mi­nal­no­ści, za­wie­sze­nia na progu no­wego, głęb­szego i bar­dziej sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cego spo­sobu ży­cia i my­śle­nia. Gdy na nie pa­trzył, w jego sercu ro­dziła się doj­mu­jąca tę­sk­nota. Nie umiał po­wie­dzieć do­kład­nie, za czym tę­skni, wie­dział tylko, że do­świad­cza w so­bie ja­kiejś pustki i że ta­jem­ni­cze wzgó­rza jesz­cze wzma­gają to uczu­cie, nie da­jąc za­spo­ko­je­nia. W książce Błą­dze­nie piel­grzyma wzgó­rza te po­ja­wiają się jako sym­bol nie­zna­nego pra­gnie­nia serca. Le­wis miał wra­że­nie, że stoi na progu cze­goś cu­dow­nego i ku­szą­cego. Jak jed­nak do­stać się do tej ta­jem­ni­czej kra­iny? Kto otwo­rzy mu drzwi i wpu­ści go do środka? Nic dziw­nego, że w póź­niej­szych pró­bach udzie­le­nia przez Le­wisa od­po­wie­dzi na naj­waż­niej­sze ży­ciowe py­ta­nia sym­bol drzwi od­gry­wał zna­czącą rolę.

Ni­skie, zie­lone pa­smo wzgórz Ca­stle­re­agh, choć sto­sun­kowo bli­skie, stało się w ten spo­sób sym­bo­lem cze­goś od­le­głego i nie­osią­gal­nego. Wzgó­rza te były dla Le­wisa da­le­kim obiek­tem po­żą­da­nia, gra­nicą zna­nego mu świata, skąd można było usły­szeć ci­che gra­nie „ro­gów kra­iny el­fów”. „Dzięki nim po­zna­łem tę­sk­notę – Sehn­sucht – i jesz­cze za­nim skoń­czy­łem sześć lat, sta­łem się wier­nym czci­cie­lem Błę­kit­nego Kwiatu”.

Mu­simy za­trzy­mać się nad tym stwier­dze­niem. Co Le­wis ro­zu­miał pod po­ję­ciem Sehn­sucht? To nie­miec­kie słowo, na­su­wa­jące wiele sko­ja­rzeń ze świa­tem uczuć i wy­obraźni, we­dług słyn­nej de­fi­ni­cji po­ety Mat­thew Ar­nolda, ozna­cza „me­lan­cho­lijną, ci­chą, łzawą tę­sk­notę”. A co ozna­cza „Błę­kitny Kwiat”? Pi­sa­rze nie­miec­kiego ro­man­ty­zmu, tacy jak No­va­lis (1772–1801) i Jo­seph von Eichen­dorff (1788–1857), uży­wali ob­razu „Błę­kit­nego Kwiatu” jako sym­bolu ma­ja­ków i tę­sk­not ludz­kiej du­szy, zwłasz­cza tych, które bu­dzi – choć ich nie za­spo­kaja – świat na­tury.

Za­tem już na tym wcze­snym eta­pie Le­wis ba­dał i kwe­stio­no­wał gra­nice wła­snego świata. Co kryło się za jego ho­ry­zon­tem? Py­ta­nia, które tę­sk­noty te tak pro­wo­ka­cyj­nie bu­dziły w jego dzie­cię­cym umy­śle, po­zo­sta­wały jed­nak bez od­po­wie­dzi. Jaki kie­ru­nek wska­zy­wały? Czy wio­dły tam ja­kieś drzwi? A je­śli tak, to gdzie na­le­żało ich szu­kać? I do­kąd mo­gły one za­pro­wa­dzić? Po­szu­ki­wa­nie od­po­wie­dzi na te py­ta­nia miało za­jąć Le­wi­sowi ko­lejne 25 lat.

SA­MOT­NOŚĆ. WAR­NIE WY­JEŻ­DŻA DO AN­GLII

Wszystko, co wiemy o Le­wi­sie około 1905 roku, su­ge­ruje, że był sa­mot­nym, nie­mal po­zba­wio­nym przy­ja­ciół in­tro­wer­ty­kiem, któ­remu przy­jem­ność i speł­nie­nie da­wało czy­ta­nie ksią­żek w od­osob­nie­niu. Dla­czego w od­osob­nie­niu? Po wy­bu­do­wa­niu no­wego domu dla ro­dziny Al­bert Le­wis za­jął się za­pew­nie­niem sy­nom per­spek­tyw na przy­szłość. Jako fi­lar pro­te­stanc­kiego es­ta­bli­sh­mentu Bel­fa­stu uwa­żał, że naj­lep­sze dla ich roz­woju bę­dzie wy­sła­nie ich do An­glii, do szkół z in­ter­na­tem. Brat Al­berta, Wil­liam, wy­słał już swo­jego syna do an­giel­skiej szkoły, wi­dział w tym bo­wiem za­do­wa­la­jącą ścieżkę awansu spo­łecz­nego. Al­bert zde­cy­do­wał się na to samo. Pod­czas po­szu­ki­wa­nia szkoły, która naj­le­piej od­po­wia­da­łaby jego po­trze­bom, zwró­cił się po radę do pro­fe­sjo­na­li­stów.

Lon­dyń­ska agen­cja edu­ka­cyjna Gab­bi­tas & Thring, po­wstała w 1873 roku, zaj­mo­wała się re­kru­to­wa­niem na­uczy­cieli dla wio­dą­cych szkół an­giel­skich i udzie­la­niem po­rad ro­dzi­com pra­gną­cym za­pew­nić jak naj­lep­szą edu­ka­cję swoim dzie­ciom. Wśród na­uczy­cieli, któ­rym po­mo­gła zna­leźć od­po­wied­nie po­sady, były ta­kie przy­szłe sławy – dziś co prawda pa­mię­tane nie ze względu na swoją dawną ka­rierę na­uczy­ciel­ską – jak Wy­stan Hugh Au­den, John Be­tje­man, Edward El­gar, Eve­lyn Waugh czy Her­bert Geo­rge Wells. W 1923 roku ob­cho­dząca pięć­dzie­się­cio­le­cie ist­nie­nia firma mo­gła po­szczy­cić się ob­sa­dze­niem 120 ty­sięcy wol­nych po­sad na­uczy­ciel­skich oraz udzie­le­niem po­rad aż 50 ty­siącom ro­dzi­ców, któ­rzy zwra­cali się do niej w po­szu­ki­wa­niu naj­lep­szych szkół dla swo­jego po­tom­stwa. Jed­nym z nich był Al­bert Le­wis, który po­pro­sił o radę w spra­wie szkoły dla star­szego syna, War­rena.

Re­ko­men­da­cja, która na­de­szła nie­zwłocz­nie, oka­zała się zdu­mie­wa­jąco błędna. W maju 1905 roku, bez wni­kliw­szych i bar­dziej kry­tycz­nych do­cie­kań, ja­kich można by się spo­dzie­wać po czło­wieku na jego sta­no­wi­sku, Al­bert Le­wis wy­słał dzie­wię­cio­let­niego War­rena do Wy­ny­ard School w Wat­ford, na pół­noc od Lon­dynu. Była to być może pierw­sza z wielu po­my­łek, ja­kie oj­ciec Le­wisa po­peł­nił w re­la­cjach z sy­nami.

Jacks – bo ta­kim imie­niem Le­wis chciał być te­raz na­zy­wany – i jego brat, War­nie, miesz­kali w Lit­tle Lea ra­zem tylko mie­siąc; ich wspól­nym azy­lem był „Mały skrajny po­kój” na naj­wyż­szym pię­trze roz­le­głego do­mo­stwa. Te­raz, kiedy ich roz­dzie­lono, C.S. Le­wis zo­stał sam i po­bie­rał lek­cje od matki i gu­wer­nantki An­nie Har­per. Ale chyba naj­lep­szymi na­uczy­cie­lami były dla niego sterty ksią­żek, któ­rych nikt nie za­bra­niał mu czy­tać.

Przez dwa lata Le­wis prze­mie­rzał sa­mot­nie dłu­gie, skrzy­piące ko­ry­ta­rze i prze­stronne pod­da­sza, a je­dy­nymi jego to­wa­rzy­szami były nie­prze­li­czone tomy ksią­żek. Jego we­wnętrzny świat za­czy­nał na­bie­rać kształ­tów. Inni chłopcy w jego wieku ba­wili się na uli­cach albo w oko­li­cach Bel­fa­stu, on na­to­miast two­rzył, za­miesz­ki­wał i od­kry­wał swoje pry­watne światy. Zo­stał zmu­szony do sta­nia się sa­mot­ni­kiem – ten fakt bez wąt­pie­nia stał się ka­ta­li­za­to­rem jego wy­obraźni. Pod nie­obec­ność War­niego nie miał ni­kogo, z kim mógłby dzie­lić swoje tę­sk­noty i ma­rze­nia. Nie­zwy­kłego zna­cze­nia na­brały dla niego te­raz szkolne wa­ka­cje. Był to czas, gdy War­nie wra­cał do domu.

PIERW­SZE SPO­TKA­NIA Z RA­DO­ŚCIĄ

Mniej wię­cej w tym cza­sie ży­cie we­wnętrzne Le­wisa, już i tak bar­dzo bo­gate, przy­brało nowy ob­rót. Le­wis wspo­mi­nał po­tem trzy wcze­sne prze­ży­cia, które jego zda­niem ukształ­to­wały jedną z głów­nych kwe­stii jego ży­cia. Pierw­sze z nich miało miej­sce, gdy za­pach „kwit­ną­cej po­rzeczki” w ogro­dzie Lit­tle Lea wy­wo­łał wspo­mnie­nie „od­le­głego po­ranka w Sta­rym Domu” – w Dun­dela Vil­las, domu wy­naj­mo­wa­nym wów­czas przez Al­berta Le­wisa od krew­nego. Le­wis opi­suje do­świad­cze­nie prze­lot­nego, roz­kosz­nego uczu­cia pra­gnie­nia, które go wów­czas ogar­nęło. Za­nim zdo­łał się zo­rien­to­wać, co się dzieje, prze­ży­cie się skoń­czyło; po­zo­stała po nim tyko „ni­kła tę­sk­nota za tę­sk­notą, która już ode­szła”. Le­wi­sowi wy­dało się to czymś nie­zmier­nie waż­nym: „w pew­nym sen­sie wszyst­kie chwile, które do tej pory prze­ży­łem, zbla­dły w po­rów­na­niu z tą jedną”. Ale co to wszystko zna­czyło?

Dru­gie do­świad­cze­nie wią­zało się z lek­turą książki Be­atrix Pot­ter Wie­wió­rek Orzeszko (1903). Mimo że Le­wis w tym cza­sie lu­bił wszyst­kie książki Be­atrix Pot­ter, wła­śnie ta z ja­kie­goś względu wzbu­dziła w nim doj­mu­jącą tę­sk­notę za czymś, co naj­wy­raź­niej wy­my­kało się opi­sowi i co okre­ślił po­tem jako „po­ję­cie je­sieni”. Raz jesz­cze do­świad­czył „nie­zwy­kle sil­nego pra­gnie­nia”.

Trzeci raz uczu­cie to na­wie­dziło go, gdy prze­czy­tał kilka li­ni­jek z po­ematu szwedz­kiego po­ety Esa­iasa Te­gnéra (1782–1846) w tłu­ma­cze­niu Wad­swor­tha Long­fel­lowa:

Z da­leka do­biegł mnie krzyk

Bal­der Piękny

nie żyje, nie żyje –

Słowa te zro­biły na Le­wi­sie pio­ru­nu­jące wra­że­nie. Jakby otwarły mu nowe drzwi, któ­rych ist­nie­nia do­tąd nie po­dej­rze­wał, i od­sło­niły wi­dok na nie­znaną kra­inę, wy­kra­cza­jącą poza do­tych­cza­sowe do­świad­cze­nie, do któ­rej pra­gnął wejść i nią za­wład­nąć. Przez chwilę zda­wało mu się, że nic in­nego nie ma zna­cze­nia. „Nie wie­dzia­łem, kim był ten Bal­der – wspo­mi­nał po la­tach – jed­nak na­tych­miast po­czu­łem się prze­nie­siony gdzieś da­leko, w roz­le­głe kra­iny pod pół­noc­nym nie­bem. Pra­gną­łem nie­mal do bólu cze­goś nie­okre­ślo­nego, ja­kiejś in­nej, da­le­kiej, sro­giej prze­strzeni”. Ale jesz­cze za­nim zdał so­bie sprawę, co się z nim dzieje, prze­ży­cie mi­nęło, po­zo­sta­wia­jąc je­dy­nie tę­sk­notę za tym, by od­na­leźć je znowu.

Spo­glą­da­jąc wstecz na te trzy do­świad­cze­nia, Le­wis zro­zu­miał, że można je uznać za trzy prze­jawy jed­nej rze­czy­wi­sto­ści, którą jest „nie­za­spo­ko­jone pra­gnie­nie”, samo w so­bie „god­niej­sze po­żą­da­nia niż ja­kie­kol­wiek za­spo­ko­je­nie. Taki wła­śnie stan na­zy­wam Ra­do­ścią”. Po­szu­ki­wa­nie tejże Ra­do­ści miało się stać głów­nym mo­ty­wem jego ży­cia i twór­czo­ści li­te­rac­kiej.

Jak za­tem po­win­ni­śmy ro­zu­mieć te do­świad­cze­nia, które ode­grały tak zna­czącą rolę w roz­woju Le­wisa, a zwłasz­cza w kształ­to­wa­niu jego „ży­cia we­wnętrz­nego”? Może po­mocne okaże się kla­syczne stu­dium Od­miany do­świad­cze­nia re­li­gij­nego, w któ­rym ha­rvardzki psy­cho­log Wil­liam Ja­mes (1842–1910) pod­jął próbę wy­tłu­ma­cze­nia zło­żo­nych, moc­nych do­świad­czeń, bę­dą­cych sed­nem ży­cia tak wielu re­li­gij­nych my­śli­cieli. Opie­ra­jąc się na sze­ro­kim wy­bo­rze pu­bli­ka­cji i oso­bi­stych świa­dectw, Ja­mes wy­róż­nił cztery cha­rak­te­ry­styczne ce­chy tego ro­dzaju do­świad­czeń. Prze­ży­cia tego typu, po pierw­sze, cha­rak­te­ry­zuje „nie­wy­ra­żal­ność”. Są one nie do wy­ra­że­nia i nie można wier­nie wy­ra­zić ich sło­wami.

Po dru­gie, Ja­mes su­ge­ruje, że do­świad­cza­jące ich osoby prze­ży­wają stan „wej­rze­nia w głę­biny prawdy nie­do­stęp­nej dla in­te­lektu dys­kur­syw­nego”. In­nymi słowy, są one prze­ży­wane jako „pełne zna­cze­nia i wagi ilu­mi­na­cje i ob­ja­wie­nia”. Po­zo­sta­wiają „spe­cy­ficzne po­czu­cie au­to­ry­tetu”, prze­mie­nia­jąc poj­mo­wa­nie świata przez tych, któ­rzy ich do­świad­czają, i czę­sto wy­wo­łu­jąc głę­bo­kie po­czu­cie, że sta­no­wią one ob­ja­wie­nie no­wych głę­bin prawdy. Mo­tywy te nie­wąt­pli­wie sta­no­wią pod­łoże wcze­snych opi­sów „Ra­do­ści”, ta­kich jak stwier­dze­nie, że „wszyst­kie chwile, które do tej pory prze­ży­łem, zbla­dły w po­rów­na­niu z tą jedną”.

Po trze­cie, Ja­mes pod­kre­śla, że do­świad­cze­nia te są ulotne; „nie­moż­liwe do zno­sze­nia przez czas dłuż­szy”. Za­zwy­czaj trwają one od kilku se­kund do kilku mi­nut i nie spo­sób przy­po­mnieć so­bie wy­raź­nie, ja­kie były, choć roz­po­znaje się je, gdy się po­wtó­rzą; ich „ja­kość daje się w nie­do­sko­nały spo­sób od­two­rzyć w pa­mięci”. Ten aspekt ty­po­lo­gii do­świad­cze­nia re­li­gij­nego stwo­rzo­nej przez Ja­mesa znaj­duje wy­raźne od­bi­cie w pro­zie Le­wisa.

Na ko­niec Ja­mes stwier­dza, że ktoś, kto prze­żył po­dobne do­świad­cze­nie, od­czuwa, „że chwyta go i trzyma ja­kaś wyż­sza moc”. Do­świad­czeń tych nie po­wo­duje ak­tyw­ność pod­miotu; spa­dają one na lu­dzi, czę­sto z prze­możną siłą.

Prze­ko­nu­jące opisy do­świad­cze­nia „Ra­do­ści”, ja­kie znaj­du­jemy u Le­wisa, nie­wąt­pli­wie wpi­sują się w de­fi­ni­cję Ja­mesa. Le­wis po­strze­gał te prze­ży­cia jako głę­boko sen­sowne i otwie­ra­jące do in­nego świata drzwi, które nie­mal na­tych­miast za­my­kały się znowu, po­zo­sta­wia­jąc uczu­cie unie­sie­nia z po­wodu tego, co się stało, oraz pra­gnie­nie, by to od­zy­skać. Przy­po­mi­nały one chwi­lowe, ulotne epi­fa­nie, ujaw­nia­jące na­gle bo­le­sną ostrość i wy­ra­zi­stość rze­czy­wi­sto­ści, by za­raz po­tem, gdy tylko świa­tło zga­sło, a wi­zja się roz­wiała, po­zo­sta­wić po so­bie je­dy­nie wspo­mnie­nie i tę­sk­notę.

Do­świad­cze­nia te spra­wiały, że Le­wis prze­ży­wał stratę, a na­wet czuł się zdra­dzony. Jed­nak po­mimo fru­stra­cji i za­nie­po­ko­je­nia su­ge­ro­wały one rów­nież, że świat wi­dzialny może być tylko kur­tyną skry­wa­jącą roz­le­głe, nie­zba­dane prze­strze­nie, pełne ta­jem­ni­czych oce­anów i wysp. Myśl ta, od­kąd mu za­świ­tała, ni­gdy nie stra­ciła dla Le­wisa emo­cjo­nal­nego uroku i nie prze­stała po­cią­gać jego wy­obraźni. Mimo to, jak prze­ko­namy się za chwilę, miał on wkrótce uznać, że Ra­dość była je­dy­nie uro­je­niem, dzie­cin­nym ma­rze­niem, które kieł­ku­jący do­ro­sły ra­cjo­na­lizm miał zde­ma­sko­wać jako okrutne złu­dze­nie. Wy­obra­że­nia trans­cen­dent­nej kra­iny czy Boga mo­gły być „kłam­stwami tchnię­tymi przez sre­bro”, nie­mniej po­zo­sta­wały kłam­stwami.

ŚMIERĆ FLORY LE­WIS

Edward VII wstą­pił na tron An­glii po śmierci kró­lo­wej Wik­to­rii w 1901 roku i rzą­dził przez ko­lejne dzie­więć lat. Epoka edwar­diań­ska jest dziś czę­sto przed­sta­wiana jako idyl­liczny czas dłu­gich let­nich po­po­łu­dni i ele­ganc­kich przy­jęć w ogro­dach, bru­tal­nie prze­rwany przez pierw­szą wojnę świa­tową – Wielką Wojnę 1914–1918. Choć ten bar­dzo wy­ide­ali­zo­wany ob­raz epoki edwar­diań­skiej w du­żym stop­niu od­zwier­cie­dla po­wo­jenną no­stal­gię lat dwu­dzie­stych XX wieku, nie ulega wąt­pli­wo­ści, że wielu także wów­czas uwa­żało ją za wiek sta­bi­li­za­cji i bez­pie­czeń­stwa. Wiele spraw bu­dziło, co prawda, nie­po­kój – przede wszyst­kim ro­snąca po­tęga woj­skowa i prze­my­słowa Nie­miec oraz eko­no­miczna po­tęga Sta­nów Zjed­no­czo­nych, które to pań­stwa, jak nie­któ­rzy zda­wali so­bie z tego sprawę, sta­no­wiły zna­czące za­gro­że­nie dla im­pe­rial­nych in­te­re­sów Wiel­kiej Bry­ta­nii. Do­mi­no­wała jed­nak at­mos­fera sil­nego, sta­bil­nego mo­car­stwa, któ­rego szlaki han­dlowe chro­niła naj­po­tęż­niej­sza na świe­cie ma­ry­narka wo­jenna.

To po­czu­cie sta­bi­li­za­cji wi­dać wy­raź­nie we wcze­snym dzie­ciń­stwie Le­wisa. W maju 1907 roku Le­wis pi­sał do War­niego, że jest już pra­wie po­sta­no­wione, iż na część wa­ka­cji po­jadą do Fran­cji. Wy­jazd za gra­nicę był zna­czącą od­mianą w ży­ciu Le­wi­sów, któ­rzy za­zwy­czaj spę­dzali do sze­ściu ty­go­dni w let­ni­sko­wych miej­sco­wo­ściach pół­noc­nej Ir­lan­dii, ta­kich jak Ca­stle­rock czy Por­trush. Oj­ciec, za­jęty pracą w swo­jej kan­ce­la­rii praw­ni­czej, czę­sto by­wał na tych wy­jaz­dach prze­lot­nym go­ściem. Do Fran­cji, jak się oka­zało, nie do­tarł wcale.

Ilu­stra­cja 1.3. Pen­sjo­nat le Pe­tit Val­lon, Ber­ne­val-le-Grand, Pas-de-Ca­lais, Fran­cja. Pocz­tówka, ok. 1905.

Tym ra­zem Le­wis mógł de­lek­to­wać się spo­koj­nymi wa­ka­cjami spę­dza­nymi je­dy­nie w to­wa­rzy­stwie brata i matki. Flora Le­wis za­brała obu sy­nów 20 sierp­nia 1907 roku do Pen­sion le Pe­tit Val­lon, ro­dzin­nego pen­sjo­natu w ma­łym mia­steczku Ber­ne­val-le-Grand w Nor­man­dii, nie­da­leko Dieppe, gdzie zo­stali do 18 wrze­śnia. Pocz­tówka z po­czątku XX wieku wy­ja­śnia być może wy­bór Flory: nad fo­to­gra­fią uka­zu­jącą edwar­diań­skie ro­dziny od­po­czy­wa­jące bez­tro­sko na te­re­nie pen­sjo­natu wid­nieją na po­cze­snym miej­scu uspo­ka­ja­jące słowa: „Mó­wimy po an­giel­sku”. Wszel­kie na­dzieje Le­wisa na przy­swo­je­nie so­bie odro­biny ję­zyka fran­cu­skiego roz­wiały się, gdy od­krył, że wszy­scy po­zo­stali go­ście są An­gli­kami.

Miało to być idyl­liczne lato póź­nej epoki edwar­diań­skiej; nic nie za­po­wia­dało nad­cho­dzą­cych po­twor­no­ści. Ho­spi­ta­li­zo­wany we Fran­cji w cza­sie pierw­szej wojny świa­to­wej za­le­d­wie 18 mil (29 ki­lo­me­trów) na wschód od Ber­ne­val-le-Grand, Le­wis z ża­lem wspo­mi­nał te dro­gie i bez­pow­rot­nie utra­cone szczę­śliwe dni. Nikt nie do­strze­gał po­li­tycz­nego praw­do­po­do­bień­stwa wy­bu­chu tak okrut­nej wojny ani znisz­czeń, ja­kie miała za sobą po­cią­gnąć – tak jak nikt z ro­dziny Le­wi­sów nie mógł wie­dzieć, że będą to ich ostat­nie wspólne wa­ka­cje. Rok póź­niej Flora Le­wis już nie żyła.

Na po­czątku 1908 roku stwier­dzono u niej po­ważną cho­robę. No­wo­twór roz­wi­nął się w ja­mie brzusz­nej. Al­bert Le­wis po­pro­sił swo­jego ojca, Ri­charda, miesz­ka­ją­cego ra­zem z nimi w Lit­tle Lea za­le­d­wie od kilku mie­sięcy, żeby z po­wro­tem się wy­pro­wa­dził. Po­trzebne było miej­sce dla pie­lę­gnia­rek, które miały opie­ko­wać się Florą. Zmiana ta oka­zała się jed­nak po­nad siły Ri­charda Le­wisa. Pod ko­niec marca do­stał wy­lewu, a w na­stęp­nym mie­siącu zmarł.

Kiedy stało się ja­sne, że Flora jest bli­ska śmierci, ze szkoły w An­glii we­zwano War­niego, żeby mógł być z nią w ostat­nich ty­go­dniach ży­cia. Cho­roba matki jesz­cze bar­dziej zbli­żyła braci. Jedno z naj­bar­dziej wzru­sza­ją­cych zdjęć z tego okresu przed­sta­wia War­niego i C.S. Le­wisa sto­ją­cych z ro­we­rami przed Glen­ma­chan Ho­use, nie­da­leko Lit­tle Lea na po­czątku sierp­nia 1908 roku. W świe­cie Le­wisa miały nie­ba­wem zajść dra­styczne i nie­od­wra­calne zmiany.

Flora zmarła we wła­snym łóżku 23 sierp­nia 1908 roku – w 45. uro­dziny Al­berta Le­wisa. W ka­len­da­rzu w jej sy­pialni wid­niał na ten dzień jakby po­grze­bowy cy­tat z Króla Le­ara: „Lu­dzie zno­sić mu­szą odej­ście swoje”. War­nie od­krył póź­niej, że do końca ży­cia Al­berta Le­wisa ka­len­darz po­zo­stał otwarty na tej sa­mej stro­nie.

Ilu­stra­cja 1.4. C.S. Le­wis i War­nie z ro­we­rami przed do­mem ro­dziny Ewar­tów, Glen­ma­chan Ho­use, sier­pień 1908.

Zgod­nie z ów­cze­snym zwy­cza­jem Le­wis mu­siał zo­ba­czyć spo­czy­wa­jące w trum­nie ciało matki, aż na­zbyt wy­raź­nie na­zna­czone od­ra­ża­ją­cymi śla­dami cier­pie­nia. Było to dla niego trau­ma­tyczne do­świad­cze­nie. „Po śmierci mamy skoń­czyła się spo­kojna szczę­śli­wość dzie­ciń­stwa, zni­kło po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa i sta­bi­li­za­cji”.

W książce Sio­strze­niec cza­ro­dzieja matka Di­gory’ego Kirka na łożu śmierci jest opi­sana z czu­ło­ścią, która zdaje się po­brzmie­wać echem drę­czą­cych wspo­mnień Le­wisa o Flo­rze: „Le­żała spo­koj­nie, jak za­wsze, wsparta na po­dusz­kach, z wy­chu­dłą, bladą twa­rzą, na wi­dok któ­rej chciało się od razu pła­kać”. Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że frag­ment ten przy­wo­łuje ból sa­mego Le­wisa, zwłasz­cza wi­dok ciała matki w otwar­tej trum­nie. Zdaje się, że ule­cze­nie matki Di­gory’ego ze śmier­tel­nej cho­roby za po­mocą cza­ro­dziej­skiego jabłka z Na­rnii było ze strony au­tora próbą zła­go­dze­nia wła­snych głę­bo­kich zra­nień emo­cjo­nal­nych bal­sa­mem wy­obraźni; Le­wis usi­ło­wał po­ra­dzić so­bie z tym, co na­prawdę się stało, przez wy­obra­że­nie so­bie tego, co mo­głoby się stać.

Choć Le­wis był wy­raź­nie przy­gnę­biony śmier­cią matki, jego wspo­mnie­nia tego mrocz­nego okresu sku­piają się ra­czej na szer­szych im­pli­ka­cjach, ja­kie śmierć Flory miała dla ca­łej ro­dziny. Al­bert Le­wis, zma­ga­jąc się z cho­robą żony, naj­wy­raź­niej nie uświa­da­miał so­bie głęb­szych po­trzeb swo­ich sy­nów. Clive Sta­ples Le­wis opi­suje ten okres jako za­po­wiedź końca ży­cia ro­dzin­nego i za­siew pierw­szych zia­ren póź­niej­szego wy­ob­co­wa­nia. Po stra­cie żony Al­ber­towi gro­ziła także utrata obu sy­nów. Dwa ty­go­dnie po śmierci Flory zmarł star­szy brat Al­berta, Jo­seph. Ro­dzina Le­wi­sów zna­la­zła się w kry­zy­sie. Oj­ciec i dwaj sy­no­wie zna­leźli się zu­peł­nie sami. „Mój kon­ty­nent za­to­nął jak Atlan­tyda, zo­stały z niego tylko wy­spy roz­siane po roz­le­głym mo­rzu”.

Mógł to być czas od­nowy oj­cow­skich uczuć i umoc­nie­nia sy­now­skiego przy­wią­za­nia. Nic ta­kiego się jed­nak nie stało. O tym, że zdrowy roz­są­dek za­wiódł Al­berta w tym prze­ło­mo­wym cza­sie, wy­raź­nie świad­czy de­cy­zja co do przy­szło­ści sy­nów, pod­jęta w ob­li­czu wiel­kiego kry­zysu, ja­kiego do­świad­czyli w tak mło­dym wieku. Za­le­d­wie dwa ty­go­dnie po trau­ma­tycz­nej śmierci matki C.S. Le­wis stał z War­niem na na­brzeżu por­to­wym, go­towy do wej­ścia na po­kład noc­nego pa­rowca, pły­ną­cego do an­giel­skiego portu Fle­etwood w hrab­stwie Lan­ca­shire. Po­zba­wiony in­te­li­gen­cji emo­cjo­nal­nej oj­ciec po­że­gnał swo­ich emo­cjo­nal­nie za­nie­dba­nych sy­nów w emo­cjo­nal­nie nie­ade­kwatny spo­sób. Wszystko, co do tej pory ota­czało Le­wisa, da­jąc mu po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa i toż­sa­mo­ści, zda­wało się te­raz zni­kać. Zo­stał wy­słany z Ir­lan­dii – da­leko od domu i ksią­żek – do ob­cego miej­sca, gdzie miał za­miesz­kać wśród ob­cych, z War­niem jako je­dy­nym to­wa­rzy­szem nie­doli. Wy­słano go do Wy­ny­ard School – szkoły okre­ślo­nej w Za­sko­czo­nym ra­do­ścią mia­nem „Bel­sen”.SPIS ILU­STRA­CJI

1.1. Royal Ave­nue w Bel­fa­ście, 1897. Źró­dło: The Fran­cis Frith Col­lec­tion.

1.2. Le­wi­so­wie przed wej­ściem do Lit­tle Lea, 1905. Źró­dło: użyto za zgodą The Ma­rion E. Wade Cen­ter, Whe­aton Col­lege, IL.

1.3. Pen­sjo­nat le Pe­tit Val­lon, Ber­ne­val-le-Grand, Pas-de-Ca­lais, Fran­cja, ok. 1905. Źró­dło: do­mena pu­bliczna.

1.4. C.S. Le­wis i War­nie z ro­we­rami, sier­pień 1908. Źró­dło: użyto za zgodą The Ma­rion E. Wade Cen­ter, Whe­aton Col­lege, IL.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: