- W empik go
Cud babiego lata - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
22 czerwca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Cud babiego lata - ebook
Gdy Julia Niepołomska dowiaduje się, że mąż ją zdradza, przeżywa prawdziwy szok. I nie ma dla niej znaczenia, że sama również go zdradziła – jako pierwsza. Oboje decydują się jednak zawalczyć o swój związek i skorzystać z pomocy psychoterapeuty, by naprawić to, co doprowadziło do kryzysu małżeńskiego. Przed nimi długa droga, której cel jest mglisty i niepewny. Czy na splątanych przez czas ścieżkach uczuć odnajdą ponownie drogę do siebie?
Toksyczne relacje rodzinne, depresja, wyniszczająca zazdrość i lęk przed samotnością. „Cud babiego lata” to poruszająca opowieść o nieustannym błądzeniu w poszukiwaniu upragnionej miłości i odwadze, która pozwala ją ocalić.
– Ewelina, to nie takie łatwe, jak myślisz. – Marek próbował się bronić przed natarczywością kochanki. Trzymał komórkę przy uchu, prowadząc jednocześnie auto. Bardzo aktywny tryb życia zmuszał go do takiego łączenia czynności. – Mam teraz dużo pracy! – krzyczał do telefonu.
Namawiała go na pierwszy wspólny wyjazd w czasie wakacji. Do Włoch. Była coraz bardziej namolna. Zadręczała go nadopiekuńczością. Już przecież nie potrzebował opieki. Miał terapeutkę, więc kochanka była zbędna. Wykonała zadanie – obroniła go przed szaleństwem, którego tak bardzo się bał, gdy zmarła matka. Teraz chciał odejść, podjąć walkę o swoje małżeństwo, gdyż poczuł się nieco silniejszy. Już wiedział, że to matka go niszczyła. Gdzie miał oczy dwa lata temu? Ewelina nawet nie była ładna. I te jej blond włosy z odrostami.
Marlena Ledzianowska
Z wykształcenia i zamiłowania polonistka. Pisze o relacjach międzyludzkich. W wolnych chwilach z pasją uprawia fitness. „Cud babiego lata” jest jej trzecią książką.
Toksyczne relacje rodzinne, depresja, wyniszczająca zazdrość i lęk przed samotnością. „Cud babiego lata” to poruszająca opowieść o nieustannym błądzeniu w poszukiwaniu upragnionej miłości i odwadze, która pozwala ją ocalić.
– Ewelina, to nie takie łatwe, jak myślisz. – Marek próbował się bronić przed natarczywością kochanki. Trzymał komórkę przy uchu, prowadząc jednocześnie auto. Bardzo aktywny tryb życia zmuszał go do takiego łączenia czynności. – Mam teraz dużo pracy! – krzyczał do telefonu.
Namawiała go na pierwszy wspólny wyjazd w czasie wakacji. Do Włoch. Była coraz bardziej namolna. Zadręczała go nadopiekuńczością. Już przecież nie potrzebował opieki. Miał terapeutkę, więc kochanka była zbędna. Wykonała zadanie – obroniła go przed szaleństwem, którego tak bardzo się bał, gdy zmarła matka. Teraz chciał odejść, podjąć walkę o swoje małżeństwo, gdyż poczuł się nieco silniejszy. Już wiedział, że to matka go niszczyła. Gdzie miał oczy dwa lata temu? Ewelina nawet nie była ładna. I te jej blond włosy z odrostami.
Marlena Ledzianowska
Z wykształcenia i zamiłowania polonistka. Pisze o relacjach międzyludzkich. W wolnych chwilach z pasją uprawia fitness. „Cud babiego lata” jest jej trzecią książką.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-072-9 |
Rozmiar pliku: | 748 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
CZERWIEC 2014
– Jak mogłeś?!!! Nie rozumiem, jak mogłeś mi to zrobić! Przez kilka dni wbijałam w twoją komórkę po kilkadziesiąt połączeń, a ty uparcie nie odbierałeś! Czy wiesz, co się wtedy czuje?! Dlaczego mi to zrobiłeś?! – Ostatnie słowa Julia Niepołomska wypowiedziała płaczliwym tonem i uświadomiła sobie, że musi przestać. Ta rozmowa wiodła na manowce. Na manowce! Jak wiele innych tego typu konwersacji, przeprowadzonych przez dwadzieścia cztery lata ich wspólnego życia. Poczuła, że komórka przy uchu parzy i robi się śliska. Teraz jednak Julia umie mówić sobie stop. Zatrzymuje się, a targające nią uczucia wciąż wyciskają łzy i bombardują umysł. Na szczęście ma okulary przeciwsłoneczne, które ukryją jej płacz przed spojrzeniami ludzi.
Siedziała na ławeczce na rynku. Starówka tętniła życiem, mimo iż zbliżał się ciepły, czerwcowy wieczór. Upał zelżał i można było odetchnąć. Ludzie snuli się jednak, nieco ospale, na zwolnionych obrotach i na większym luzie niż dotychczas. Lato sprawia, że w sercach czuje się wakacje, chociaż jest do nich jeszcze trochę czasu.
– Nie chciałem wtedy z tobą rozmawiać… Przy niej.
Marek zaryzykował szczerość. Bał się takich trudnych rozmów, ale nie unikał ich teraz. Nie mógł pozwolić na nową awanturę, ale też musiał wziąć odpowiedzialność za swój postępek i odważnie unieść emocje żony.
– Rozumiesz? – zapytał łagodnie.
Jej emocje znowu próbowały nim zawładnąć. Miał już pewność, że trzeba tę rozmowę szybko zakończyć, niezależnie od tego, co będzie się działo z jego żoną. Ona musi wytrzymać, a on nie może przeżywać jej uczuć jak swoich. Tak nakazywały obie terapeutki: małżeńska i indywidualna. Musi być odważny. Nie tchórzyć, jak to robił przez większość swojego życia. To jedyne wyjście: odrzucić lęki, wyzwolić się ze starych wzorców, zapomnieć o przeszłości (jemu to dobrze wychodzi, ale ona ma z tym problem) i budować nowe, satysfakcjonujące małżeństwo. Po całej tej zawierusze, po bólach, wzajemnych oskarżeniach i awanturach – trzeba, na gruzach, zbudować dom dla obojga i zacząć nowe życie. Wystarczy jedynie wcisnąć klawisz telefonu. Tylko tyle i aż tyle.
– Muszę kończyć. Sama wiesz, że to donikąd nie prowadzi – próbował ją przygotować.
– Wiem. Rozumiem – odpowiedziała.
Słowa ledwie przeszły jej przez gardło, dławione uczuciami. Tak bardzo chciała, by był teraz przy niej. Od wielu lat dzielił ich dystans prawie trzystu kilometrów. A może to nie odległość, lecz konflikty małżeńskie ich oddalały? Marek mieszkał w jednym z największych miast Polski, gdzie miał pracę, zapewniającą godziwy zarobek. Ona zaś nie chciała wyjeżdżać z miejsca, w którym się urodziła.
Łzy wypływały już spod okularów i Julia niespokojnie rozglądała się wokół, czy w pobliżu nie widać kogoś znajomego. Wybierała się na zumbę, do klubu fitness mieszczącego się w jednej ze starych kamienic nieopodal rynku.
– Powiem ci tylko, że to było okropne. Może myślisz, że byłem w tej pieprzonej Wenecji szczęśliwy!!! Może myślisz, że to było łatwe nie odbierać telefonu lub dzwonić po kryjomu w całym tym gównie. Może myślisz, że…
– Nie kończ… Nieważne, co powiesz. Ja i tak sama muszę uporać się z tym problemem. Nikt mi w tym nie pomoże. To moja działka, pa – powiedziała w końcu.
Została sama ze swoimi emocjami. Zbliżał się czas zumby, czas wyrzucania uczuć, czas magicznej siły tańca i fitnessu, gdy złość zamienia się w radość, a lęk w miłość. W pierwszej kolejności – miłość do siebie, tańczącej i promiennej niczym za sprawą jakichś nieziemskich sił.
– Pa… – odpowiedział z ulgą.
Obraz najtrudniejszej emocjonalnie sytuacji w jego dorosłym życiu znowu jawił mu się przed oczami. Tydzień z blondynką. Jak tytuł taniej powieści. Dzisiaj pojął, że ten kolor włosów bardzo do niej pasował. Tak. To jego wina, że nie był z nią od początku szczery. Wymyślił historyjkę o separacji. Ale kto by w nią uwierzył? Jeśli uwierzyła, to była naiwną idiotką, a jeśli nie uwierzyła, to przez dwa lata nie tylko on żył w podwójnej hipokryzji, ale i ona, z dużo większym cynizmem, odgrywała rolę w teatrze wzajemnych oszustw.
Zakończył ten związek bez poczucia winy. Wyjazd do Włoch był już zupełnie niepotrzebny. Nie chciał tam jechać, bo podjął decyzję o terapii małżeńskiej i chciał wyjść z tego cuchnącego gówna, które doprowadzało go do całkowitego upadku, pod każdym względem. Wplątał się w romansową historię i zdecydował, że z niej wyjdzie, zanim Julia to wykryje. Blondynka! Coś przeczuwała. Pewnie dlatego Ewelina uczepiła się tego niefortunnego wyjazdu do Włoch. Wenecja to już była prawdziwa porażka. Jakby ktoś założył mu szklany klosz na głowę, klosz, który zamieniał rzeczywistość w koszmar.
Czuł się taki zagubiony po śmierci matki. Pomysł z portalem randkowym był prawdziwym podszeptem szatana. Portal randkowy! Portal idiotów! Portal straceńców! Portal błaznów! Potem wszystko toczyło się jak po równi pochyłej. Zanim się spostrzegł, już regularnie przyjeżdżał do prowincjonalnej, okropnej mieściny. Teraz wie, że uciekał przed życiem, przed samym sobą. Wtedy wydawało mu się, że to dla niego ratunek. Samotna matka z dwójką dzieci. Nauczycielka matematyki. Młodsza od żony o osiem lat. To nie miało znaczenia, bo Julia była dużo atrakcyjniejsza od kochanki. Pomimo czterdziestu kilku lat czasami wyglądała jak dwudziestolatka. Nie dlatego wszedł w romans, że żona przestała mu się podobać. On zaczął się jej bać!
Każda kłótnia wywoływała w nim uczucie umierania. To było ponad jego siły. Po śmierci matki te emocje wyszły z niego jak robaki z trupa. Nie potrafił ich przeżyć ani zatrzymać. Szukał ratunku w ramionach obcej kobiety. Sprawdził wiek, wykształcenie i miejsce zamieszkania. Miał blisko. Tylko dwadzieścia minut jazdy. Niesamowite, jak koszmarne są teraz te chwile, które wtedy, trzy lata temu, wydawały się namiastką szczęścia. To była droga wprost do piekła. Gdyby wtedy to wiedział! Tak trudno było odróżnić promyk słońca od diabelskiego kaganka, prowadzącego do woniejących pleśnią czeluści.
*
Julia ochłonęła po rozmowie telefonicznej z mężem. Otarła dyskretnie łzy, uważając, by nie rozmazać delikatnego makijażu. Ruszyła w kierunku starej kamienicy, w której mieścił się klub fitness. Wszedłszy do wnętrza, poczuła przyjemny chłód oraz intensywny zapach starych murów. Lubiła to miejsce. Odpowiadała jej kameralna atmosfera, dzięki której czuła się swobodnie. Znała już wiele osób, które regularnie spędzały tu wolny czas. Przyjazne relacje zawiązywały się też pomiędzy stałymi klientkami a personelem klubu, zarówno instruktorkami, jak i recepcjonistkami. Właśnie tu Julia koiła swoje zszargane nerwy i uwalniała się od gniewu w tańcu i fitnessie.
– Cześć, Kasiu – powiedziała do recepcjonistki, pełnej pogody ducha, sympatycznej trzydziestokilkuletniej szatynki.
– Cześć, Julio. Co tak na ostatnią chwilę? Wszyscy już gotowi, sala pełna po brzegi. – Kobieta delikatnie popędzała stałą klientkę, odbierając od niej kartę klienta, by zaznaczyć uczestnictwo w zajęciach.
– Rzeczywiście. Trochę się zagapiłam. Już pędzę do szatni – powiedziała Julia, sięgając po kluczyk do szafki na odzież.
Usiadła na ławeczce w małym pomieszczeniu, gdzie przebierała się tylko jedna osoba. Szybko zmieniła obcisłe dżinsy na czarne spodnie z krokiem blisko kolan, specjalne do zumby. Kolorowy T-shirt dopełnił całości i Julia pobiegła na salę, gdzie uśmiechnięta promiennie instruktorka zaczynała intensywną rozgrzewkę. Lustra, które zewsząd otaczały tańczące kobiety, pozwalały kontrolować każdy wykonywany ruch.
Julia spojrzała mimochodem na swoje odbicie. Zobaczyła na twarzy smutek i ślady po płaczu. Głośna muzyka błyskawicznie oderwała ją od niepotrzebnych myśli o kryzysie małżeńskim. Nie mogła uwierzyć w to, że miała w sobie tyle energii, by wykonywać skomplikowane i bardzo kobiece ruchy w zawrotnym tempie. Jej sprawność nie różniła się prawie od sprawności młodych dziewcząt. Latynoskie rytmy i dynamiczne ruchy bioder w połączeniu z potrząsaniem piersiami wywoływały na zapłakanej twarzy Julii niepewny, ale coraz wyraźniejszy uśmiech. Małe przerwy w tańcu pozwalały na odsapnięcie, nabranie sił i łyk wody mineralnej ze stojącej na parapecie okna plastikowej butelki.
Zasapane nowicjuszki najwyraźniej miały ochotę uciec. Chowały się po kątach i z przerażeniem patrzyły na poczynania stałych bywalczyń klubu. Niełatwo było zaakceptować śmieszne, na początku bardzo nieudolne figury i zdobyć się na ogromny wysiłek fizyczny. Julia, widząc w lustrze zgrabną sylwetkę i coraz bardziej precyzyjne ruchy ciała oraz uśmiechniętą twarz, przypomniała sobie pierwszy dzień na zumbie.
Było to dwa lata temu. Przyszła z Ewą, za jej namową, niepewna, zagubiona i pełna kompleksów. Naprędce skompletowała strój, który przy dużej dawce tolerancji mógł uchodzić za sportowy: legginsy, tunika, zbyt masywne do intensywnych podskoków buty. Osaczające ją ze wszystkich stron lustra nie pozwalały uciec od prawdy o własnej nieudolności. Po piętnastu minutach Julia miała dość, była zasapana, zmęczona i zawstydzona swoimi nieporadnymi ruchami. Wtedy Ewa zadziałała na nią bardzo motywująco.
– Mamo, dobrze sobie radzisz, naprawdę. Teraz odpocznij. Pamiętaj o piciu wody i wyrównaniu oddechu.
– Julia, dlaczego się obijasz? – Głos życzliwej instruktorki wyrwał ją gwałtownie ze świata wspomnień.
Puściła do niej oko i posłała najbardziej uroczy spośród uśmiechów. Była nie tylko śliczna i zgrabna, ale pełna niespożytej energii oraz kobiecego powabu.
– Tak. Nie mam humoru. Zły dzień – odpowiedziała szczerze.
Zaczęła ćwiczyć intensywniej, próbując zapomnieć o kłótni z Markiem. Zresztą trudno to było nazwać kłótnią. Ona popada w lęki oraz gniew, a on robi to, co powinien robić w takiej sytuacji kochający mąż, który ma sobie dużo do zarzucenia.
Poczuła w końcu, jak energia wspólnego tańca pozbawia ją resztek złych, odbierających siły emocji. Pod koniec zajęć widziała już w lustrze promienną twarz, otoczoną burzą rudych loków, niesfornie opadających na czoło.
– Jak mogłeś?!!! Nie rozumiem, jak mogłeś mi to zrobić! Przez kilka dni wbijałam w twoją komórkę po kilkadziesiąt połączeń, a ty uparcie nie odbierałeś! Czy wiesz, co się wtedy czuje?! Dlaczego mi to zrobiłeś?! – Ostatnie słowa Julia Niepołomska wypowiedziała płaczliwym tonem i uświadomiła sobie, że musi przestać. Ta rozmowa wiodła na manowce. Na manowce! Jak wiele innych tego typu konwersacji, przeprowadzonych przez dwadzieścia cztery lata ich wspólnego życia. Poczuła, że komórka przy uchu parzy i robi się śliska. Teraz jednak Julia umie mówić sobie stop. Zatrzymuje się, a targające nią uczucia wciąż wyciskają łzy i bombardują umysł. Na szczęście ma okulary przeciwsłoneczne, które ukryją jej płacz przed spojrzeniami ludzi.
Siedziała na ławeczce na rynku. Starówka tętniła życiem, mimo iż zbliżał się ciepły, czerwcowy wieczór. Upał zelżał i można było odetchnąć. Ludzie snuli się jednak, nieco ospale, na zwolnionych obrotach i na większym luzie niż dotychczas. Lato sprawia, że w sercach czuje się wakacje, chociaż jest do nich jeszcze trochę czasu.
– Nie chciałem wtedy z tobą rozmawiać… Przy niej.
Marek zaryzykował szczerość. Bał się takich trudnych rozmów, ale nie unikał ich teraz. Nie mógł pozwolić na nową awanturę, ale też musiał wziąć odpowiedzialność za swój postępek i odważnie unieść emocje żony.
– Rozumiesz? – zapytał łagodnie.
Jej emocje znowu próbowały nim zawładnąć. Miał już pewność, że trzeba tę rozmowę szybko zakończyć, niezależnie od tego, co będzie się działo z jego żoną. Ona musi wytrzymać, a on nie może przeżywać jej uczuć jak swoich. Tak nakazywały obie terapeutki: małżeńska i indywidualna. Musi być odważny. Nie tchórzyć, jak to robił przez większość swojego życia. To jedyne wyjście: odrzucić lęki, wyzwolić się ze starych wzorców, zapomnieć o przeszłości (jemu to dobrze wychodzi, ale ona ma z tym problem) i budować nowe, satysfakcjonujące małżeństwo. Po całej tej zawierusze, po bólach, wzajemnych oskarżeniach i awanturach – trzeba, na gruzach, zbudować dom dla obojga i zacząć nowe życie. Wystarczy jedynie wcisnąć klawisz telefonu. Tylko tyle i aż tyle.
– Muszę kończyć. Sama wiesz, że to donikąd nie prowadzi – próbował ją przygotować.
– Wiem. Rozumiem – odpowiedziała.
Słowa ledwie przeszły jej przez gardło, dławione uczuciami. Tak bardzo chciała, by był teraz przy niej. Od wielu lat dzielił ich dystans prawie trzystu kilometrów. A może to nie odległość, lecz konflikty małżeńskie ich oddalały? Marek mieszkał w jednym z największych miast Polski, gdzie miał pracę, zapewniającą godziwy zarobek. Ona zaś nie chciała wyjeżdżać z miejsca, w którym się urodziła.
Łzy wypływały już spod okularów i Julia niespokojnie rozglądała się wokół, czy w pobliżu nie widać kogoś znajomego. Wybierała się na zumbę, do klubu fitness mieszczącego się w jednej ze starych kamienic nieopodal rynku.
– Powiem ci tylko, że to było okropne. Może myślisz, że byłem w tej pieprzonej Wenecji szczęśliwy!!! Może myślisz, że to było łatwe nie odbierać telefonu lub dzwonić po kryjomu w całym tym gównie. Może myślisz, że…
– Nie kończ… Nieważne, co powiesz. Ja i tak sama muszę uporać się z tym problemem. Nikt mi w tym nie pomoże. To moja działka, pa – powiedziała w końcu.
Została sama ze swoimi emocjami. Zbliżał się czas zumby, czas wyrzucania uczuć, czas magicznej siły tańca i fitnessu, gdy złość zamienia się w radość, a lęk w miłość. W pierwszej kolejności – miłość do siebie, tańczącej i promiennej niczym za sprawą jakichś nieziemskich sił.
– Pa… – odpowiedział z ulgą.
Obraz najtrudniejszej emocjonalnie sytuacji w jego dorosłym życiu znowu jawił mu się przed oczami. Tydzień z blondynką. Jak tytuł taniej powieści. Dzisiaj pojął, że ten kolor włosów bardzo do niej pasował. Tak. To jego wina, że nie był z nią od początku szczery. Wymyślił historyjkę o separacji. Ale kto by w nią uwierzył? Jeśli uwierzyła, to była naiwną idiotką, a jeśli nie uwierzyła, to przez dwa lata nie tylko on żył w podwójnej hipokryzji, ale i ona, z dużo większym cynizmem, odgrywała rolę w teatrze wzajemnych oszustw.
Zakończył ten związek bez poczucia winy. Wyjazd do Włoch był już zupełnie niepotrzebny. Nie chciał tam jechać, bo podjął decyzję o terapii małżeńskiej i chciał wyjść z tego cuchnącego gówna, które doprowadzało go do całkowitego upadku, pod każdym względem. Wplątał się w romansową historię i zdecydował, że z niej wyjdzie, zanim Julia to wykryje. Blondynka! Coś przeczuwała. Pewnie dlatego Ewelina uczepiła się tego niefortunnego wyjazdu do Włoch. Wenecja to już była prawdziwa porażka. Jakby ktoś założył mu szklany klosz na głowę, klosz, który zamieniał rzeczywistość w koszmar.
Czuł się taki zagubiony po śmierci matki. Pomysł z portalem randkowym był prawdziwym podszeptem szatana. Portal randkowy! Portal idiotów! Portal straceńców! Portal błaznów! Potem wszystko toczyło się jak po równi pochyłej. Zanim się spostrzegł, już regularnie przyjeżdżał do prowincjonalnej, okropnej mieściny. Teraz wie, że uciekał przed życiem, przed samym sobą. Wtedy wydawało mu się, że to dla niego ratunek. Samotna matka z dwójką dzieci. Nauczycielka matematyki. Młodsza od żony o osiem lat. To nie miało znaczenia, bo Julia była dużo atrakcyjniejsza od kochanki. Pomimo czterdziestu kilku lat czasami wyglądała jak dwudziestolatka. Nie dlatego wszedł w romans, że żona przestała mu się podobać. On zaczął się jej bać!
Każda kłótnia wywoływała w nim uczucie umierania. To było ponad jego siły. Po śmierci matki te emocje wyszły z niego jak robaki z trupa. Nie potrafił ich przeżyć ani zatrzymać. Szukał ratunku w ramionach obcej kobiety. Sprawdził wiek, wykształcenie i miejsce zamieszkania. Miał blisko. Tylko dwadzieścia minut jazdy. Niesamowite, jak koszmarne są teraz te chwile, które wtedy, trzy lata temu, wydawały się namiastką szczęścia. To była droga wprost do piekła. Gdyby wtedy to wiedział! Tak trudno było odróżnić promyk słońca od diabelskiego kaganka, prowadzącego do woniejących pleśnią czeluści.
*
Julia ochłonęła po rozmowie telefonicznej z mężem. Otarła dyskretnie łzy, uważając, by nie rozmazać delikatnego makijażu. Ruszyła w kierunku starej kamienicy, w której mieścił się klub fitness. Wszedłszy do wnętrza, poczuła przyjemny chłód oraz intensywny zapach starych murów. Lubiła to miejsce. Odpowiadała jej kameralna atmosfera, dzięki której czuła się swobodnie. Znała już wiele osób, które regularnie spędzały tu wolny czas. Przyjazne relacje zawiązywały się też pomiędzy stałymi klientkami a personelem klubu, zarówno instruktorkami, jak i recepcjonistkami. Właśnie tu Julia koiła swoje zszargane nerwy i uwalniała się od gniewu w tańcu i fitnessie.
– Cześć, Kasiu – powiedziała do recepcjonistki, pełnej pogody ducha, sympatycznej trzydziestokilkuletniej szatynki.
– Cześć, Julio. Co tak na ostatnią chwilę? Wszyscy już gotowi, sala pełna po brzegi. – Kobieta delikatnie popędzała stałą klientkę, odbierając od niej kartę klienta, by zaznaczyć uczestnictwo w zajęciach.
– Rzeczywiście. Trochę się zagapiłam. Już pędzę do szatni – powiedziała Julia, sięgając po kluczyk do szafki na odzież.
Usiadła na ławeczce w małym pomieszczeniu, gdzie przebierała się tylko jedna osoba. Szybko zmieniła obcisłe dżinsy na czarne spodnie z krokiem blisko kolan, specjalne do zumby. Kolorowy T-shirt dopełnił całości i Julia pobiegła na salę, gdzie uśmiechnięta promiennie instruktorka zaczynała intensywną rozgrzewkę. Lustra, które zewsząd otaczały tańczące kobiety, pozwalały kontrolować każdy wykonywany ruch.
Julia spojrzała mimochodem na swoje odbicie. Zobaczyła na twarzy smutek i ślady po płaczu. Głośna muzyka błyskawicznie oderwała ją od niepotrzebnych myśli o kryzysie małżeńskim. Nie mogła uwierzyć w to, że miała w sobie tyle energii, by wykonywać skomplikowane i bardzo kobiece ruchy w zawrotnym tempie. Jej sprawność nie różniła się prawie od sprawności młodych dziewcząt. Latynoskie rytmy i dynamiczne ruchy bioder w połączeniu z potrząsaniem piersiami wywoływały na zapłakanej twarzy Julii niepewny, ale coraz wyraźniejszy uśmiech. Małe przerwy w tańcu pozwalały na odsapnięcie, nabranie sił i łyk wody mineralnej ze stojącej na parapecie okna plastikowej butelki.
Zasapane nowicjuszki najwyraźniej miały ochotę uciec. Chowały się po kątach i z przerażeniem patrzyły na poczynania stałych bywalczyń klubu. Niełatwo było zaakceptować śmieszne, na początku bardzo nieudolne figury i zdobyć się na ogromny wysiłek fizyczny. Julia, widząc w lustrze zgrabną sylwetkę i coraz bardziej precyzyjne ruchy ciała oraz uśmiechniętą twarz, przypomniała sobie pierwszy dzień na zumbie.
Było to dwa lata temu. Przyszła z Ewą, za jej namową, niepewna, zagubiona i pełna kompleksów. Naprędce skompletowała strój, który przy dużej dawce tolerancji mógł uchodzić za sportowy: legginsy, tunika, zbyt masywne do intensywnych podskoków buty. Osaczające ją ze wszystkich stron lustra nie pozwalały uciec od prawdy o własnej nieudolności. Po piętnastu minutach Julia miała dość, była zasapana, zmęczona i zawstydzona swoimi nieporadnymi ruchami. Wtedy Ewa zadziałała na nią bardzo motywująco.
– Mamo, dobrze sobie radzisz, naprawdę. Teraz odpocznij. Pamiętaj o piciu wody i wyrównaniu oddechu.
– Julia, dlaczego się obijasz? – Głos życzliwej instruktorki wyrwał ją gwałtownie ze świata wspomnień.
Puściła do niej oko i posłała najbardziej uroczy spośród uśmiechów. Była nie tylko śliczna i zgrabna, ale pełna niespożytej energii oraz kobiecego powabu.
– Tak. Nie mam humoru. Zły dzień – odpowiedziała szczerze.
Zaczęła ćwiczyć intensywniej, próbując zapomnieć o kłótni z Markiem. Zresztą trudno to było nazwać kłótnią. Ona popada w lęki oraz gniew, a on robi to, co powinien robić w takiej sytuacji kochający mąż, który ma sobie dużo do zarzucenia.
Poczuła w końcu, jak energia wspólnego tańca pozbawia ją resztek złych, odbierających siły emocji. Pod koniec zajęć widziała już w lustrze promienną twarz, otoczoną burzą rudych loków, niesfornie opadających na czoło.
więcej..