- W empik go
Cud nad Potomakiem. Amerykańskie zwycięstwo w wojnie o niepodległość - ebook
Cud nad Potomakiem. Amerykańskie zwycięstwo w wojnie o niepodległość - ebook
Na kartach tej porywającej kroniki amerykańskich zmagań o niepodległość John Ferling przenosi czytelnika w sam środek ponurej wojennej rzeczywistości, odtwarzając ośmioletni konflikt, pełen heroizmu, cierpienia, tchórzostwa, zdrady i żarliwego oddania. Jak ukazuje Ferling, Ameryka była bliższa poniesienia klęski niż się obecnie uznaje. Generał Washington określił zwycięstwo Stanów Zjednoczonych w najlepszy sposób, uznając je za „niemal cud”.
Cud nad Potomakiem to pouczający obraz amerykańskiego triumfu, w barwny sposób przedstawiający wszystkie najważniejsze starcia wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, począwszy od pierwszych strzałów na błoniach pod Lexington po kapitulację generała Cornwallisa pod Yorktown. Autor ukazuje, jak często los bitew zależał od rzeczy nieuchwytnych, takich jak umiejętność dowodzenia w ogniu walki, szczęście, popełniane błędy, nieustępliwość i element zaskoczenia. Ferling kreśli również przenikliwie portrety kluczowych postaci konfliktu, w tym generała Washingtona oraz innych amerykańskich oficerów i cywilnych przywódców. Część z nich, w tym sam Washington, jak się okazuje, nie dorównuje swej otoczonej kultem reputacji. Praca Ferlinga poświęcona jest również wielu bezimiennym ludziom, który pełnili służbę wojskową, niekiedy bez przerwy całymi latami, stawiając czoła niezliczonym niebezpieczeństwom i cierpiąc ogromną nędzę. Autor wyjaśnia, dlaczego decydowali się walczyć i poświęcać, uznając ich za zapomnianych bohaterów, którzy zapewnili Ameryce niepodległość.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-251-7 |
Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mój świat, tak jak większości Amerykanów żyjących po 1939 roku, został w ogromnej mierze ukształtowany przez wojnę. Niemałe znaczenie miał dla mnie niesamowity dobrobyt, jaki nastał na skutek zwycięstwa Stanów Zjednoczonych w II wojnie światowej. Zapewnił mi on możliwości niedostępne dla moich rodziców. Mój ociec wychował się w rodzinie robotniczej, ukończył szkołę średnią w 1928 roku, a następnie, tak jak jego przodkowie, natychmiast rozpoczął pracę. Tak wyglądało przeznaczenie 90 procent amerykańskich mężczyzn z jego pokolenia. Ja ukończyłem szkołę średnią 12 lat po zakończeniu II wojny światowej, po czym, jak ponad połowa moich kolegów z pełnego zakładów petrochemicznych miasteczka na teksaskim wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej, udałem się do college’u.
Ostatecznie zostałem profesorem historii. Im bardziej zgłębiałem dzieje Stanów Zjednoczonych, tym większe zdobywałem przekonanie, że moje pokolenie nie jest jedynym, na które ogromny wpływ miała wojna. Konflikt zbrojny ukształtował mój świat w równie wielkim stopniu, w jakim dotykał wiele generacji Amerykanów. Wkrótce zacząłem przeznaczać znaczną część swych wykładów na tematykę konfliktów zbrojnych toczonych przez Stany Zjednoczone. Nie minęło dużo czasu, a zająłem się prowadzeniem seminariów dotyczących wojny o niepodległość. Utworzyłem też kursy o amerykańskiej historii wojskowości. Moja pierwsza książka traktowała o lojalistach w czasie rewolucji amerykańskiej, w tym o ich służbie w szeregach wojsk brytyjskich. Przez lata nigdy nie oddalałem się zbytnio od tematu rewolucji.
W końcu udało mi się zrealizować od dawna przyświecający mi cel: napisać historię wojny o niepodległość. W ostatnim czasie nosiłem się z zamiarem stworzenia militarnej historii rewolucji amerykańskiej, która stanowiłaby uzupełnienie mojej wcześniejszej pracy dotyczącej historii politycznej, A Leap in the Dark. Urok wojny o niepodległość staje się dla mnie coraz bardziej nieodparty. Był to konflikt na ogromną skalę. Gdy walki dobiegały już końca, John Adams stwierdził, że rewolucja amerykańska podpaliła całą kulę ziemską. Wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych przerodziła się w wojnę globalną. Starcia toczono od Florydy do Kanady, od Karaibów do Afryki i Indii, a także na odległych oceanach. Konflikt osiągnął tak wielką skalę, że prawdopodobnie nie było człowieka, który żyjąc w Ameryce Północnej na wschód od Appalachów, nie został nią dotknięty. Proporcjonalnie spośród wszystkich innych amerykańskich wojen tylko jedna, secesyjna, przyniosła większe straty. Zginęło wielu cywilów, w tym Indian i mieszkańców niektórych miejscowości na wybrzeżu; obie te grupy umyślnie brano na cel. Ogromna liczba ludzi padła ofiarą chorób roznoszonych nieświadomie przez żołnierzy obu stron. W momencie wybuchu wojny, jak przyznał Adams w 1775 roku, nikt nie był w stanie przewidzieć jej konsekwencji. Wielu Amerykanów wierzyło natomiast, że walczą o stworzenie nowego świata, pełnego większych możliwości. W pięćdziesiątą rocznicę uzyskania niepodległości większość wolnych Amerykanów sądziła, tak jak ja w odniesieniu do triumfu Stanów Zjednoczonych w II wojnie światowej, że zwycięstwo w wojnie rewolucyjnej pozwoliło zbudować lepszy świat, w którym mogli oni cieszyć się z rzeczy nieosiągalnych dla ich rodziców.
Gdy zwycięstwo znajdowało się w zasięgu ręki, George Washington stwierdził, że to niemal cud, że Amerykanie wygrali wojnę. Tych słów użyłem w tytule niniejszej książki. Niemniej jednak można się zdumiewać, że Brytyjczycy nie zostali już wcześniej zmuszeni do opuszczenia kolonii w Ameryce Północnej. Jednocześnie niezwykłe wydaje się, że po latach krwawych starć nie zawarto porozumienia zapewniającego zdecydowane zwycięstwo jednej ze stron. W książce tej próbuję wytłumaczyć, dlaczego Amerykanie wygrali wojnę, a Brytyjczycy, mimo licznych atutów, przegrali ją. Jeden z głównych poruszanych tu wątków dotyczy faktu, że wojna nie musiała skończyć się wielkim amerykańskim triumfem; odmienny rezultat był bardziej prawdopodobny, niż wielu ludzi zdaje sobie sprawę. Opisuję także sposób, w jaki toczono wojny w XVIII wieku. Staram się dociec, jak konflikt był odbierany przez żołnierzy i cywilów. Oceniam dowódców i usiłuję uchwycić punkty zwrotne. Wojnę tę, jak większość w historii, wypełniały różne możliwości i wybory. Przywódcy decydowali, czy ruszać na wojnę i kiedy to robić. Mężczyźni postanawiali, czy chcą służyć w wojsku, czy też nie, oczywiście jeśli mogli wybierać. Żołnierze pod ostrzałem decydowali o tym, jak walczyć i czy w ogóle walczyć. Od nich zależał również sposób traktowania jeńców i cywilów. Rządy ustalały cele wojny. Generałowie, często we współpracy z cywilnymi oficjelami, wybierali strategiczne plany i cele.
Choć od 30 lat piszę o różnych aspektach wojny o niepodległość, w niektórych przypadkach moje podejście zmieniało się, w miarę jak zagłębiałem się w konflikt, starając się zajrzeć w każdy kąt i szczelinę. Ujrzałem zarówno więcej błędów, jak i wspaniałych cech w przywództwie Washingtona, bardziej doceniłem Nathanaela Greene’a, a Charlesa Lee zacząłem traktować jako wyjątkowo tragiczną postać, człowieka posiadającego niegdyś pierwszorzędne żołnierskie cnoty, jednak obarczonego zgubnymi ułomnościami charakteru. Lepiej zrozumiałem trudności, z jakimi mierzyli się dowódcy po obu stronach. O ile historia niedoli amerykańskich żołnierzy jest dobrze znana, w ich doświadczeniach znalazłem więcej odcieni szarości niż to się ludziom często wydaje. Jeszcze bardziej zaskoczyła mnie ciężka sytuacja w szeregach brytyjskich wojsk regularnych. Co najważniejsze, doszedłem do wniosku, że kluczowe znaczenie dla wyniku wojny o niepodległość miała kampania na Południu, a więc ta część konfliktu, która nierzadko jest deprecjonowana. W konsekwencji książka została podzielona na niemal równe części, opisujące kolejno działania na Północy do 1778 roku i te, do jakich doszło później na Południu.
Uwaga dotycząca stylu: we wszystkich cytatach pozostawiłem pisownię z oryginalnych źródeł. Mam nadzieję, że pomoże to czytelnikom w zrozumieniu autorów oraz ich czasów.
Książka ta powstawała przez wiele lat. W tym czasie nagromadziły mi się długi wdzięczności. Wielu badaczy szczodrze odpowiedziało na moje pytania, przekazując mi bardzo pomocne spostrzeżenia oraz informacje. Chciałbym podziękować Paulowi Koppermanowi, Caroline Cox, Davidowi Hackettowi Fischerowi, George’owi A. Billiasowi, Robertowi F. Jonesowi, Stanowi Deatonowi, Nancy Hayward, Judith Van Buskirk, Holly Mayer, Walterowi Dornfestowi, Mary Thompson, Walterowi Toddowi, Kenowi Noe, Keithowi Bohannonowi, Steve’owi Goodsonowi, Peterowi Drummeyowi, Sydneyowi Bradfordowi, Robertowi E. Mulliganowi jr., Johnowi Maassowi i Gregory’emu Urwinowi. Trzy osoby przeczytały cały rękopis lub jego fragmenty. Jim Sefcik pomógł mi w kwestiach stylistycznych i służył radą w sprawie bibliografii. Znalazł też dla mnie dokumenty w odległych archiwach. Edward Lengel przekazał mi swoje spostrzeżenia i wskazówki dotyczące Washingtona oraz niezliczonych spraw związanych z armią, wojną i licznymi bitwami. Spośród wszystkich tych osób najbardziej pomocny okazał się jednak mój przyjaciel Matt deLesdernier, który często zamieniał się z odnoszącego sukcesy biznesmena w adiustatora oraz historyka, chętnie dzieląc się swą ogromną wiedzą o wojnie rewolucyjnej.
W stopniu większym niż ktokolwiek może sobie wyobrazić jestem wdzięczny za miłą i zawsze ochoczą pomoc ze strony Angeli Mehaffy i Laury Hartman z Biblioteki Irvine’a S. Ingrama w University of West Georgia. Zdobyły one dla mnie ogromną liczbę książek i artykułów poprzez wypożyczalnię międzybiblioteczną. Elmira Eidson i Stacy Brown przechowywały kopie dysków mojego komputera. Peter Ginna po raz czwarty nadzorował powstawanie mojej książki od samego początku prac aż do ukończenia rękopisu. Wielokrotnie korzystałem z jego uwag i porad. Gdy przeniósł się do innego wydawnictwa, moim redaktorem została Susan Ferber. Mam wobec niej specjalny i ogromny dług wdzięczności. Zajęła się rękopisem powstającym od lat, od razu zaczęła jednak traktować go tak, jak gdyby był jej własnym. Żaden pisarz nie może prosić redaktora o więcej, żaden autor nie może też spodziewać się, że jego redaktor wykaże się większą cierpliwością, energią i entuzjazmem, niż Susan. Chciałbym podziękować również mojej adiustatorce Brigit Dermott za pomoc w udoskonaleniu rękopisu. Helen Mules po raz czwarty zajmowała się finalizowaniem prac nad moją książką i powołała ją do życia. Jak zawsze współpraca z nią stanowiła czystą przyjemność.
Moja żona Carol wzięła na siebie ciężar życia ze zbyt często zajętym i rozkojarzonym autorem. Jak zwykle wykazywała się zrozumieniem i wspierała mnie w pracy.
John Ferling
26 września 2006 roku