Cudownie niedorzeczna misja - ebook
Cudownie niedorzeczna misja - ebook
Kontynuacja tomu ABSOLUTNIE FANTASTYCZNA SPRAWA
Bestseller „New York Timesa”
Obecność robotów-Carlów na Ziemi powodowała ogromne zamieszanie. Efektem wzbudzonego przez nie chaosu były sława i niefortunna śmierć April May. Od śmierci April minęło kilka miesięcy. Jej bliscy próbują się odnaleźć w nowej, post-Carlowej rzeczywistości. Andy przejął pałeczkę po sławnej przyjaciółce: bierze udział w konferencjach i chętnie wypowiada się online. Maya rusza tropem tajemniczych wydarzeń w przekonaniu, że doprowadzą ją do April. Miranda rozważa wzięcie udziału w bardzo ryzykowanym przedsięwzięciu naukowym.
Tragikomiczna lektura o czarnej stronie sławy w social media.
PEOPLE
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8074-385-4 |
Rozmiar pliku: | 4,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie chcę was dłużej okłamywać.
Z tego, co mi wiadomo, istnieją tylko trzy rodzaje kłamstwa: te, na których nie chcemy zostać przyłapani; te, na ukryciu których nam nie zależy; i te, których wykryć się nie da. Przyjrzyjmy się im uważniej.
1. Kłamstwa, na których nie chcemy zostać przyłapani. Kłamstwa klasyczne, niejako codzienne; przydatne zarówno, gdy spóźniamy się do pracy, jak i gdy popełnimy morderstwo. Przyłapanie na takim kłamstwie stanowi dla kłamiącego poważny problem.
2. Kłamstwa, na ukryciu których nam nie zależy. W tym przypadku większe znaczenie ma sam akt kłamstwa, a nie jego skutek. Kłamstwo powtarzasz, upierasz się przy nim, zmieniasz, przeformułowujesz, porzucasz, by w końcu do niego powrócić. Samo mówienie nieprawdy pomaga uniknąć różnych przykrych konsekwencji, przede wszystkim jednak stanowi narzędzie służące osłabieniu rzeczywistości, a tym samym wzmocnieniu pozycji kłamiącego.
3. Kłamstwa nie do wykrycia. Czyli takie, w których wyłącznie kłamiący zna prawdę. I ja okłamywałam was właśnie w ten sposób.
Przez wiele lat miałam poczucie, że mijając się z prawdą, wyświadczam wam przysługę. Chyba zgodzicie się ze mną, że opowieść ograniczona do znanej nam rzeczywistości zawsze będzie niepełna. Doświadczamy tego non stop. Naukowcy nie wiedzą, gdzie znajduje się większość materii budującej wszechświat. Ja nie mam pojęcia, jak to jest mieszkać w Jemenie. Nasze wyobrażenia o świecie nie są dokładne. Jeśli jednak ktoś wie coś, czego nie wie nikt inny, i ta wiedza ma moc nieodwracalnej zmiany obrazu świata – a do tego zmiana ta uczyniłaby życie ludzi trudniejszym – wówczas łatwo o wniosek, że wyjawienie prawdy to zły pomysł czy wręcz nadużycie.
Szybko odkryłam, że nie posiadam żadnych wyjątkowych cech, które szczególnie predestynowałyby mnie do podejmowania tego rodzaju decyzji w imieniu całej planety. Okazuje się, że jedynym powodem, dla którego stanęłam przed tym wyborem, był głupi, prymitywny przypadek.
Nieraz słyszałam, że mam tendencję do nadużywania władzy. Ba! Sama to sobie wmawiałam. Dlatego zdecydowałam się na bardzo niekomfortowe dla mnie rozwiązanie: pozwolę opowiedzieć tę historię innym. W gruncie rzeczy nie mam zresztą wyboru. W większości wydarzeń nie brałam udziału osobiście, więc ta opowieść nie należy do mnie, a do moich przyjaciół – i to razem z nimi będę ją snuła. Dzięki temu podzielimy się ciężarem odpowiedzialności za prawdę. Nie skupi się on na mnie, każde z nas doda od siebie słowa, które uzna za godne umieszczenia w tej książce. Uwierzcie mi, że to nie było łatwe przedsięwzięcie. Kocham ich, ale moi najbliżsi są cholernie uparci.
W tym przydługim wstępie chcę wam przekazać, że postanowiłam skończyć z kłamstwem. Zresztą, nie tylko ja: wszyscy podjęliśmy taką decyzję. Chociaż unikanie prawdy w tej sprawie okazało się wyjątkowo łatwe, a samo kłamstwo nigdy nie zostało wypowiedziane na głos (za to zazwyczaj stanowiło przejaw instynktu samozachowawczego) – oto nadeszła pora, byście się dowiedzieli, jak było w rzeczywistości.
A oto jak brzmi prawda w najprostszej formie: robiłam wszystko, co w mojej mocy, próbując przekonać was, że my, ludzie, jesteśmy bezpieczni.
A nie jesteśmy.PODZIĘKOWANIA
O rety, nie wiem, od czego zacząć. Momentami traciłem nadzieję, że kiedykolwiek skończę to pisać, ale na szczęście wiele osób zaoferowało mi swoją pomoc. W pierwszej kolejności dziękuję mojemu synowi, Orinowi, który przypominał mi o regularnych przerwach: po prostu podchodził, wskazywał na komputer i mówił: „Wyłącz to”. Jestem również ogromnie wdzięczny mojej żonie, Katherine, która dzielnie znosiła… momenty krytyczne towarzyszące realizacji tego projektu (wszystko dzięki miłości i pragnieniu, by druga część tej opowieści ujrzała światło dzienne).
Maya Ziv, moja redaktorka prowadząca, utrwaliła we mnie przekonanie, że coś może być świetne, nawet jeśli wymaga masy poprawek. Książka zawdzięcza jej wiele genialnych rozwiązań, ale przede wszystkim znaczne ograniczenie błędów. Zarówno Maya, jak i ja jesteśmy pod wrażeniem pracy redakcyjnej Mary Beth Constant, która wielokrotnie ratowała tekst – i nasze tyłki. Jodi Reamer, moja agentka, towarzyszyła mi na każdym etapie tworzenia w roli niewyczerpanej krynicy wsparcia. Maja Nikolc oraz ekipa z agencji Writers House zajmująca się sprzedażą praw autorskich wykonała kawał świetnej promocyjnej roboty, dzięki czemu książka doczekała się kilkunastu zagranicznych wydań. Wiele zawdzięczam również pracownikom wydawnictwa Dutton. Dziękuję: Kaitlin Kall za projekt okładki, Tiffany Estreicher za zaprojektowanie książki, Eileen Chetti za korektę, Alice Dalrymple i Robowi Sternitzky’emu za działania marketingowe i promocyjne. Chciałbym też szczególnie podziękować Amandzie Walker oraz Emily Canders i wszystkim pozostałym. Jedna książka – a tylu ludzi trzeba, by trafiła w ręce czytelników.
Konsultowałem tekst na bieżąco z wieloma osobami, co pomogło mi w bardziej zniuansowany sposób podejść do tworzenia postaci tak różnych ode mnie. Ci pierwsi czytelnicy odgrywali rolę redaktorów. A mowa o: Gaby Dunn, Ashley Ford, Taylorze Behnke'em i Phyllidzie Swift. W ramach ciekawostki chciałbym zauważyć, że Danielle Goodman – która również czytała książkę jako jedna z pierwszych – jest z pochodzenia Chinką urodzoną w Trynidadzie: zupełnie jak Bex!
Jestem również wdzięczny Lindsay Ellis, która podała mi wiele świetnych pomysłów i perspektyw na etapie tworzenia szkicu fabuły.
Gabriela Elena wraz z Ketie Saner opracowały oś czasu na potrzeby Absolutnie fantastycznej sprawy, z której korzystałem tak często przy pisaniu drugiej części, że ostatecznie zleciłem im stworzenie podobnego schematu dla tej fabuły. Ich pomoc okazała się nieoceniona.
Część ludzi nawet nie wie, że mi pomogła – przykładem jest Harvey Sugiuchi, uczeń mojej koleżanki. Na którejś lekcji rzuciła pytanie o wymarzony magiczny przedmiot, a Harvey stwierdził, że chciałby mieć: „Księgę dobrych czasów posiadającą moc przenoszenia w miejsca, w których mógłbym się wyluzować i dobrze bawić. A poza tym zawierałaby przepisy na różne dobre rzeczy”.
Chciałem złożyć też podziękowania na ręce tych wszystkich ludzi, którzy działają na rzecz czytelnictwa w ogóle; kiedy wierzą w daną książkę, po prostu wciskają ją wszystkim dookoła. Jeśli pracujesz w księgarni czy bibliotece albo po prostu nawykowo dręczysz znajomych książkowymi polecajkami – dziękuję ci gorąco!
Skoro dotarliście tak daleko, prawdopodobnie macie tego świadomość, ale jeśli nie, to musicie wiedzieć, że moje życiowe losy układają się cokolwiek dziwacznie, ale i niezwykle szczęśliwie. Sporą część tego zamieszania zawdzięczam internetowej społeczności łączącej ludzi, którzy w treściach tworzonych przeze mnie i mojego brata na YouTubie znajdują źródło rozrywki, tożsamości i poczucie więzi. To dzięki nim tak wiele dobrych i fajnych rzeczy stało się w moim życiu możliwe – w tym niniejsza książka. Żywię nieustającą wdzięczność za poziom wglądu i różnorodne możliwości, jakie daje mi ta społeczność.
I na koniec – dziękuję mojemu bratu Johnowi, który jest dla mnie niemal idealnym współpracownikiem i doradcą. Owszem, omawiałem z nim różne kwestie dotyczące tej książki, ale – co ważniejsze – konsultujemy ze sobą niemal wszystkie decyzje podejmowane w ciągu ostatnich kilkunastu lat (i oboje czujemy, że dobrze na tym wychodzimy). On, moi rodzice, moja żona i mój syn – a w gruncie rzeczy cała moja rodzina – są zdecydowanie największym szczęściem, jakie mnie kiedykolwiek spotkało, a na brak cudownych prezentów od losu nie mogę narzekać.