Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Cyrano de Bergerac Tom 1: komedia bohaterska w 5 aktach - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cyrano de Bergerac Tom 1: komedia bohaterska w 5 aktach - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 237 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Tom I.

WAR­SZA­WA.

Na­kła­dem Re­dak­cyi „Ga­ze­ty Pol­skiej”

Druk J Si­kor­skie­go, Wa­rec­ka 14.

1898

ÄÎÇÂÎËÅÍÎ ÖÅÍÇÓ­ÐÎÞ
Âàðøàâà, 19 Îę­òÿáðÿ 1898 ãîäà.

DE­DY­KA­CYA AU­TO­RA.

Chcia­łem du­szy CY­RA­NA po­świę­cić ten
po­emat.

Gdy jed­nak du­sza jego wcie­li­ła się w cie-
bie, CO­QU­ELI­NIE, po­świę­cam go To­bie.

E. R.

Słów­ko od tłó­ma­czów.

Sztu­ka, kto­rą dziś w pol­skim prze­kła­dzie czy-
tel­ni­kom po­da­je­my, nie scho­dzi od cza­su swe­go zja-
wie­nia się z afi­sza pa­ry­skie­go te­atru de la Por­te St.
Mar­tin, gdzie nie­zrów­na­ny Co­ą­u­elin w ty­tu­ło­wej ro-
li co wie­czór wznie­ca za­chwy­ty ocza­ro­wa­nych wi-
dzów i słu­cha­czów. Wy­da­na w książ­ce, ro­ze­szła się
ona w ol­brzy­miej, przez naj­po­czyt­niej­sze po­wie­ści
naj­po­czyt­niej­szych au­to­rów nie­osią­gnię­tej licz­bie
200,000 eg­zem­pla­rzo­wi Dane te–same już świad­czą
o nie­po­spo­li­tej war­to­ści dzie­ła; je­dy­nie bo­wiem tyl­ko
utwór zna­ko­mi­ty i gó­ru­ją­cy nad całą li­te­rac­ką pro-
duk­cyi chwi­li bie­żą­cej, przedew­szyst­kiem zaś utwór,
w któ­rym dane spo­łe­czeń­stwo od­czu­je żywe tęt­no
swo­je­go du­cha, a więc utwór, po­sia­da­ją­cy wszel­kie wa­run­ki ar­cy­dzie­ła, może osią­gnąć po­wo­dze­nie tak nie­zwy­kłe!

Ol­brzy­mie to po­wo­dze­nie za­in­try­go­wa­ło kry­ty-
kę w wy­so­kim stop­niu i moż­na śmia­ło po­wie­dzieć,
że o Ber­ge­rach, któ­ry się w po­cząt­ku bie­żą­ce­go
roku uka­zał, na­pi­sa­no w cią­gu nie­wie­lu mie­się­cy
małą bi­blio­tecz­kę. Mia­no­wi­cie kry­ty­kom nie-Fran-
cu­zom wy­da­wa­ło się po­wo­dze­nie to za­gad­ko­wem;
każ­dy z nich prze­to, do­szu­ku­jąc się jego przy­czy­ny,
usi­ło­wał ją wy­tłó­ma­czyć na swój spo­sób. Jed­ni z nich,
zbyt po­chop­ni do tak roz­wiel­moż­nio­ne­go w kry­ty­ce
„pro­ro­ko­wa­nia li­te­rac­kiej po­go­dyu, do­pa­try­wa­li sic
tu­taj oczy­wi­ste­go ja­ko­by ban­kruc­twa re­ali­stycz­nycł
prą­dów, prze­wod­ni­czą­cych spół­cze­snej li­te­rac­kie
pro­duk­cyi, i re­ak­cyi w kie­run­ku daw­no po­grze­ba­ne
go ro­man­ty­zmu. Inni, ba­cząc na obec­ny upa­de]
Fran­cyi, sta­ra­li się wy­tłó­ma­czyć owo po­wo­dze­nie t;
po­trzeb – jaka uas w do­bie upad­ku skła­nia do po
ga­da­nia ku mi­nio­nej, ja­śniej­szej prze­szło­ści.

Nie da się za­prze­czyć, iż od tych po­ro­nio­nyc
pło­dów, ja­kie­mi nas pod ha­słem na­tu­ra­li­zmu d outraw
ce za­sy­py­wa­no w now­szych cza­sach, od­bie­ga „Bei
ge­rac" bar­dzo da­le­ko. Wsze­la­ko rów­nie da­le­ko sto
on od tego, co wła­ści­wą ce­chę ro­man­ty­zmu sta­nów
„Je­ste­śmy tu–jak słusz­nie po­wie­dzia­no–w świec
pod­niet na­tu­ral­nych, my­śli zdro­wych i ja­snych, uczi
pro­stych, sil­nych, szu­ka­ją­cych szcze­re­go wy­raz i szcze­ry wy­raz znaj­du­ją­cych so­bie", – a to i owo,
co ro­man­ty­zmem tchnąć się zda­je w „Ber­ge­rac'n”,
jest wy­ni­kiem sa­me­go przed­mio­tu i ko­lo­ry­tem epo­ki.
Czy moż­na mó­wić o ro­man­tycz­nej re­ak­cyi w tych
wa­run­kach?

Co praw­da, oświe­tle­nie tu­taj, tak samo jak
i w „Trzech Musz­kie­te­rach” po­etyc­kiem jest, a kto-
kol­wiek czy­tał „Pa­mięt­ni­ki kar­dy­na­ła de Retz”, ten
wie, iż ci lu­dzie Fron­dy, któ­rą w „Ber­ge­rac'u” czuć
już tęt­nią­cą w po­wie­trzu, co­kol­wiek in­ny­mi byli,
ani­że­li ich przed­sta­wia­ją po­eci. Rów­nież wie każ­dy
Fran­cuz, zna­ją­cy swe dzie­je, że ów Cy­ra­no, któ­ry
w na­szej sztu­ce tak ja­snym i czy­stym jest bo­ha­te-
rem, był jed­nym z naj­gor­liw­szych po­plecz­ni­ków kar-
dy­na­ła Ma­za­rin'a, co nie­wąt­pli­wie pe­wien cień rzu­ca
na jego oso­bę. Je­że­li więc Fran­cu­zi z taką lu­bo­ścią
po­glą­da­ją ku lu­dziom Fron­dy w „Trzech Musz­kie­te-
rach" – je­że­li się tak za­chwy­ca­ją „Ber­ge­rac'em”,
to nie dla­te­go, by im po­sta­ci te przy­po­mi­na­ły ja-
śniej­sze ja­kieś, świet­niej­sze cza­sy; wszak­że z da­le­ko
więk­szą słusz­no­ścią mo­gli­by wzrok swój zwra­cać ku
na­po­le­oń­skiej epo­pei. Po­sta­ci te po­cią­ga­ją ich głó-
wnie dla­te­go, że w nich od­naj­du­ją tego war­cho­ła,
któ­ry w każ­dym Fran­cu­zie tkwi, któ­re­mu na imię tak
samo być może De­ro­ule­de, lub Ro­che­fort, jak i Zo-
la, a któ­re­go tu znaj­du­ją uspra­wie­dli­wio­nym i wyi-
de­ali­zo­wa­nym!

Oczy­wi­sta rzecz, iż po za tą świet­nie scha­rak­te-
ry­zo­wa­ną, spe­cy­ficz­nie fran­cu­ską krew­ko­ścią, za­bar-
wia­ją­cą nie­ja­ko wszyst­kie czyn­no­ści Ber­ge­ra­ca, są
jesz­cze ogól­nie ludz­kie uczu­cia, bę­dą­ce tych czyn-
no­ści po­bud­ką, a do­cho­dzą­ce w nich do bar­dzo pię-
kne­go i sil­ne­go wy­ra­zu. Jest męz­two, jest nie­na-
wiść wszyst­kie­go, co pod­łe, jest szla­chet­na duma,
jest mi­łość, jest po­świę­ce­nie! Temi musi on wziąć
każ­de­go szla­chet­nie my­ślą­ce­go czło­wie­ka i nie­ma
oba­wy, by–jak przy­pusz­cza­no – „Ber­ge­rac” mogł
być u nas nie­od­czu­tym i nie­zro­zu­mia­nym, to zaś tem
bar­dziej, że, to­li­te pro­por­tion gar­dee, po­mię­dzy na­szy-
mi ludź­mi z XVII wie­ku da­ło­by się od­na­leźć dość
zbli­żo­ne typy. Chęć wy­do­by­cia tego po­do­bień­stwa,
i za­cho­wa­nia utwo­ro­wi owej ar­cha­icz­nej mysz­ki, któ-
ra pier­wo­wzo­ro­wi jest wła­ści­wą, była po­wo­dem,
dla­cze­go tłó­ma­cze, av swo­im prze­kła­dzie sta­ra­li się od
cza­su do cza­su przy­najm­niej za­zna­czyć ję­zyk z XVII
w. Zda­wa­ło im się, że w tej sza­cie bar­dziej swoj­sko
bę­dzie tej mie­sza­ni­nie wy­kwin­tu i ru­basz­no­ści któ­re
ce­chu­ją styl utwo­ru, tu­dzież owej re­to­ry­ce, któ­ra tu
i owdzie w dłuż­szych ty­ra­dach „Ber­ge­rac'att do­cho-
dzi­do wy­ra­zu.

Nie­mniej płon­ną – jak so­bie po­chle­bia­ją tłó­ma-
cze–była wy­ra­żo­na z pew­nych stron oba­wa, że nie-
po­dob­na bę­dzie od­dać du­cha utwo­ru w prze­kła­dzie
pol­skim. Trud­no­ści były wiel­kie, tak z po­wo­du nad – zwy­czaj ru­chli­we­go sty­lu au­to­ra, jak i z przy­czy­ny
licz­nych alu­zyi do spół­cze­snej Cy­ra­no­wi li­te­ra­tu­ry,
któ­re­mi sztu­ka jest prze­peł­nio­na. Mimo to mogą so-
bie tłó­ma­cze od­dać tę spra­wie­dli­wość, iż trud­no­ści te
szczę­śli­wie po­ko­na­li, po­chwy­ciw­szy ruch sty­lo­wy,
utwo­ro­wi wła­ści­wy, i nie za­tra­ciw­szy żad­nej z arty-
stycz­nych in­ten­cyi au­to­ra. Aże­by zresz­tą czy­tel­ni-
kom wnik­nię­cie w du­cha utwo­ru uła­twić, za­miesz-
cza­ją oni na koń­cu dru­gie­go tomu ob­ja­śnia­ją­ce przy-
pi­ski, któ­re mniej obe­zna­nym z li­te­ra­tu­rą fran­cu­ską
po­słu­żą jako klucz do zro­zu­mie­nia ar­ty­stycz­nych za-
mie­rzeń au­to­ra.

Wło­dzi­mierz Za­gór­ski.

CY­RA­NO DE BER­GE­RAC.

OSO­BY:

Cy­ra­no de Ber­ge­rac.
Ba­ron Chry­sty­an de Neu – vil­let­te.
Hra­bia de Gu­iche.
Ra­gu­ene­au, pasz­tet­nik.
Le Bret i

Cu­igy (szlach­ta przy­ja­cie­le Cy­ra­na.
Bris­sa­il­le

Ka­pi­tan Car­bon de Ca­stel

Ja­lo­ux.

Pierw­szy

Dru­gi

Trze­ci

Czwar­ty

Pią­ty

Szó­sty

Siód­my

Ósmy

Ka­de­ci.

Li­gnie­re, po­eta pi­jak.
Wi­ceh­ra­bia de Va­lvert, dwo­rza­nin hr Gu­iche

Pierw­szyi

Dru­gi i mar­gra­bio­wie.
Trze­ci
Mont­fleu­ryi

Be­ile­ro­se ak­to­ro­wie.

Jo­de­let

Szwo­le­żer.

Musz­kie­ter.

Dru­gi musz­kie­ter.

Odźwier­ny.

Miesz­cza­nin.

Jego syn.

Rze­zi­mie­szek.

Widz.

Gwar­dzi­sta.

Pierw­szy mu­zyk.

Dru­gi mu­zyk.

Na­tręt.

Pierw­szy

Dru­gi po­eci.

Trze­ci
Pierw­szy
Dru­gi
Trze­ci
Ka­pu­cyn.
Ber­trand, fa­ifei.
Ofi­cer hisz­pań­ski.
Rok­sa­na.

pasz­tet­ni­cy.

Liza, zona Ra­gu­enau'a.
Och­mi­strzy­ni Rok­sa­ny.
Ak­tor­ka.
Sub­ret­ka.

Kwia­ciar­ka.

Roz­no­si­ciel­ka chłod­ni­ków.

Mat­ka Mał­go­rza­ta.

Sio­stra Mar­ta.

Sio­stra Kla­ra.

Pierw­szy
Dru­gi pa­zio­wie.
Trze­ci |

Tłum, miesz­cza­nie, mar­gra­bio­wie, musz­kie­te-
rzy, rze­zi­miesz­ki, pasz­tet­ni­cy, po­eci, ga­skoń­scy ka-
deci, ko­me­dy­an­ci, skrzy­pi­cie­le, dzie­ci, hisz­pań­scy żoł-
nie­rze, wi­dzo­wie obo­jej płci, „wy­kwint­ni­sie”, kome-
dy­ant­ki, miesz­czan­ki, za­kon­ni­ce i t… d.

Rzecz dzie­je się w pierw­szych czte­rech ak­tach
w r. 1040 – w pią­tym ak­cie w r. 1655.

AKT PIERW­SZY

Przed­sta­wie­nie te­atral­ne w Ho­tel de Bo­ur­go­gne

Prze­kład

Wło­dzi­mie­rza Za­gór­skie­go.

AKT PIERW­SZY

Przed­sta­wie­nie te­atral­ne w Ho­tel de Bo­ur­go­gne.

Sce­na przed­sta­wia sale te­atral­ną w Ho­tel de Bo­ur­go-
gne w r 1640. Jest to ro­dzaj szo­py do gry w pił­kę ijeu de
pom­me), prze­obra­żo­nej i ude­ko­ro­wa­nej od­po­wied­nio swo­je­mu
no­we­mu ce­lo­wi.

Sala jest dłu­gim pro­sto­ką­tem, wi­dzia­nym z boku, tak,
iż jed­na z jej ścian two­rzy głąb, idą­cą od pierw­sze­go pla­nu
po pra­wej-ku ostat­nie­mu pla­no­wi po le­wej stro­nie, gdzie
two­rzy kąt ze sce­ną wi­dzia­ną z boku.

Po obu stro­nach sce­ny tej, wzdłuż ku­lis, sto­ją rzę­dy ła-
we­czek. Kur­ty­nę two­rzą dwie ko­ta­ry, któ­re moż­na roz­su-
wać. Nad płasz­czem Ar­le­ki­na herb kró­lew­ski. Z es­tra­dy
scho­dzi sic do sali sze­ro­kie­mi scho­da­mi; po obu stro-
nach tych scho­dów miej­sca dla skrzyp­ków. Przy ram­pie
rząd świec.

Dwa rzę­dy ga­le­ryi bocz­nych, je­den nad dru­gim; gór­ny
rząd po­dzie­lo­ny na loże. Nie­ma krze­seł w par­te­rze; ten bo-
wiem jest wła­śnie wi­dow­nią te­atru. W głę­bi te­goż par­te­ru,
t… j… na pra­wo, na pierw­szym pla­nie, kil­ka ła­we­czek, któ­rych

Cy­ra­no. Ty­go­dnio­wy bez­płat­ny do­da­tek do,.Ga­ze­ty Pol­skiej" 2

dal­sze rzę­dy wzno­szą sie co­raz wy­żej. Pod scho­da­mi, któ-
re pro­wa­dzą do gór­nych miejsc, lecz któ­rych wi­dać tyl­ko
po­czą­tek, ro­dzaj bu­fe­tu, oświe­co­ne­go kan­de­la­bra­mi i ude­ko-
ro­wa­ne­go wa­zo­na­mi kwia­tów, szkłem, por­ce­la­ną, cia­sta­mi, bu­tel­ka­mi i t… d.

W środ­ku ścia­ny, two­rzą­cej głąb, pod ga­le­ry­ami lóż.

drzwi pro­wa­dzą­ce do sali, któ­re się otwie­ra­ją, ile­kroć wcho-
dzą go­ście. Na drzwiach, ja­ko­też na wi­docz­nych miej­scach:
na bu­fe­cie i t… d… czer­wo­ne afi­sze z na­pi­sem: Chlo­rys­sa.

W chwi­li pod­nie­sie­nia się kur­ty­ny, to­nie sala jesz­cze
w pół­mro­ku i jest zu­peł­nie pu­sta. Pa­ją­ki nad par­te­rem po-
spusz­cza­ne ocze­ku­ją na lam­pia­rzy.

SCE­NA PIERW­SZA.

Pu­blicz­ność scho­dzi się po­wo­li. Odźwier­ny, Raj­ta­rzy,
Lo­ka­je, Miesz­cza­nin, syn jego, Pa­zio­wie, Rze­zi­miesz-
ki i… ł… d… po­źniej Roz­no­si­ciel­ka, „Mar­gra­bio­wie­44, Cu­igy,

Bris­sa­il­le i t… d.

{Sły­chać za drzwia­mi wrze­nie zmie­sza­nych gło­sów;na-
gle wcho­dzi szyb­kim kro­kiem Raj­tar).
Odźwier­ny {bie­gnąc za nim).
Hola!… Pięt­na­ście sol­dów!…

Raj­tar.

Nie pła­cę!…

Odźwier­ny.

Dla­cze­go?

Raj­tar.

Słu­żę w lek­kiej cho­rą­gwi domu kró­lew­skie­go.
Odźwier­ny (do dru­gie­go raj­ta­ra, któ­ry wszedł tym­cza­sem)
A Waść?

Dru­gi raj­tar.

Mam wol­ny wstęp…
Odźwier­ny (nie­do­wie­rza­ją­co).
Aa!…

Dru­gi raj­tar.

Je­stem musz­kie­te­rem!…
Pierw­szy raj­tar (do dru­gie­go).
Pust­ki!…

(wska­zu­je po­spusz­cza­ne pa­ją­ki).
Nie za­pa­lo­no świa­teł nad par­te­rem;
Mamy czas po­pró­bo­wać flo­re­tów.
(krzy­żu­ją flo­re­ty, któ­re ze soba przy­nie­śli, i me­zync­tją śtę hic).
Lo­kaj {wcho­dząc).
Pst, Jac­ku!
Dru­gi lo­kaj [przed­tem przy­by­ły).
A co tam?…

pierw­szy lo­kaj (po­ka­zu­jąc mu kar­ty i ko­ści, któ­re do-
by bywa z kie­sze­ni).
Kar­ty!… Ko­ści!…

(sia­da na zie­mi).
Graj­my!…
Dru­gi lo­kaj (drwią­co).

Po­omac­ku

Pierw­szy lo­kaj (do­by­wa­jąc z kie­sze­ni świe­cę kto­rą za pala i przy­le­pia do pod­ło­gi).
Świ­sną­łem panu memu świe­cę…

Dru­gi lo­kaj (sia­da­jąc do gry).
To się chwa­li…
Gwar­dzi­sta (do prze­cho­dzą­cej kma­ciarlH).
Naj­bar­dziej lu­bię te­atr, kie­dy ciem­no w sali.

(bie­rze ją wpół).

Je­den z szer­mie­rzy (da­jąc sztych).
Tusz!

Je­den z gra­czów.

Zo­ładź f…

Gwar­dzi­sta (do kwia­ciar­ki, cią­gnąc ją ha.so­bie).
f Daj ca­łu­ska!

Kwia­ciar­ka {wy­ry­wa­jur sir).

Jesz­cze któś zo­ba­czy!
Gwar­dzi­sta {po­cią­ga­jąc ją w ciem­ny kąt).
Nie­ma stra­chu!…
Ja­kiś je­go­mość {sia­da­jąc ua zie­mi i roz­wi­ja­jąc pacz­lą z je­dze­niem).
Przy­najm­niej czło­wiek się ura­czy…
Miesz­cza­nin (pro­wa­dzą­cy syna).
Stań­my tu­taj!…

Je­den z gra­czów.

Trzy tuzy!…

Pod­pi­ły je­go­mość (wy­cią­ga bu­tel­kę z ka­fta­na i, sia­da­jąc na zie­mi, do sie­bie).

Tak, mój przy­ja­cie­lu!
Pij­my burf­fu­udz­kie wino…
(jaje, po­czem z uśmie­chem za­do­wo­le­nia do sie­bie).

… w Bur­gu­udz­kim Ho­te­lu L.

Miesz­cza­nin (do swe­go syna).
Ta sala tak wy­glą­da jak mor­dow­nia jaka…

(po­ka­zu­jąc koń­cem la­ski pi­ja­ka).
Pi­ja­ki!…

(je­den z szer­mie­rzy po­trą­ca go wśród szer­mier­ki).
Za­bi­ja­ki!…

(za­ta­cza­jąc się na gra­ją­cych).
Szu­le­ry!

Gwar­dzi­sta(ćfo kwia­ciar­ki,któ­rej nie prze­stał na­ga­by­wać).

Bu­zia­ka!…

Miesz­cza­nin (zgor­szo­ny, do syna).
Chodź­my ztąd!…

(upro­wa­dza­jąc go, z pa­to­sem).
I po­my­śleć, źe to w ta­kiej sali
Za­cne­go gra­li Ro­trou!…

Mło­dzie­niec {tym­że to­nem).

I Cor­ne­il­le'a gra­li!…
Bój pa­ziów (wpa­da, trzy­ma­jąc się za ręce, i śpie­wa, tań-
cząc fa­ran­do­lę).
Tru­ła!… Tra­de­ri­de­ra L. Tra­de­ri!… Trul­la­la!…

Odźwier­ny (su­ro­wym to­nem).

Pa­zio­wie! Bez tych zbyt­ków!…
Pierw­szy paź (to­nem ob­ra­żo­nej god­no­ści).

Pa­nie, za­rzut taki….

(spo­strze­ga­jąc, ie się odźwier­ny od­wró­cił, skwa­pli­wie do dru­gie­go pa­zia).

Szpa­gat masz

Dru­gi paź.

Mam dwa kłęb­ki..

Pierw­szy paź.

I haki
Dru­gi paź.,

I haki!…

Pierw­szy paź.

Bę­dziem z góry na węd­kę ło­wi­li pe­ru­ki…
Rze­zi­mie­szek (zgro­ma­dziw­szy oko­ło sie­bie kil­ku po­dej-
rza­nych dra­bów).
Pa­mię­taj­cie, an­dru­sy, na moje na­uki;
Do­li­niarz musi za­wsze śle­pia mieć otwar­te.
{mówi da­lej szep­tem, z któ­re­go póź­niej wy­brzm­wia­tją po-
je­dyn­cze wy­ra­zy).
Dru­gi paź (woła z par­tem do trze­cie­go pa­zia na ga­le­ryi).
Hop! hop! Czy masz dmu­chaw­kę?

Trze­ci paź (2 góry).

Mam, i gro­chu kwar­tę!
(strze­la z ga­le­ryi gro­chem na dół).

Mło­dzie­niec (do swe­go ojca).
Co dziś gra­ją

Miesz­cza­nin.

Chlo­ris­sę…

Mło­dzie­niec.

Czy­ja to rzecz

Miesz­cza­nin (uro­czy­ście).

Bar­ra;
To jest sztu­ka pa­ster­ska…

Je­den z gra­ją­cych.

Wy­gry­wam ta­la­ra!…
Rze­zi­mie­szek (ro­biąc zna­li toy­cią­ga­nia chu­s­tecz­ki, za spra­wą drob­nych ru­chów).
Chu­s­tecz­ki L.

Miesz­cza­nin (do syna).
Bar­ro sły­nie z wy­kwin­tu swych wier­szy.
Je­den z wi­dzów (do dru­gie­go, po­ka­zu­jąc um miej­sce na ga­le­ryi). s

Sie­dzia­łem tam, gdy Cyda gra­no po ra­zy­pierw­szy.

Miesz­cza­nin {do symt
Po­znasz sław­nych ak­to­rów i sław­ne ak­tor­ki,
Jak Mont­fleu­ry, Bel­le­ro­se, Jo­de­let…
Rze­zi­mie­szek {ro­biąc znak wy­cią­ga­nia ze­gar­ka).

Si­kor­ki!
Je­den z szer­mie­rzy (da­jąc sztych)

Tusz zno­wu!… To już dru­gi!…

Głos z wyż­szych ga­le­ryi.

Za­świeć­cież pa­ją­ki!….
Rze­zi­mie­szek.

No­życz­ka­mi ostroż­nie ob­ci­nać ko­ron­ki…
Je­den z pa­ziów (na par­te­rze).

Idzie roz­no­si­ciel­ka!…

Roz­no­si­ciel­ka (uka­zu­jąc się za bu­fe­tem).

Owo­ce!… Ba­ka­lie!…
Or­sza­da!… Li­mo­ria­da!…

Głos dy­sz­kan­to­wy (w tłu­mie).

Precz z dro­gi, ka­na­lie!…
Je­den z lo­ka­jów (zdzi­wio­ny).
Mar­gra­bio­wie!… W par­te­rze?….,
Dru­gi lo­kaj (uspo­ka­ja­ją­co),

At, by drwić z pu­bli­ki;

Pój­dą, wnet….

(wcho­dzi rój „Mar­gra­biów”).
Pierw­szy mar­gra­bia {wi­dząc, żc sala w po­lo­we jest pu­sta).

Coż Wasz­mo­ście, wcho­dzi­my jak łyki,
Bez wrza­wy, bez awan­tur, nie de­pe­ae po no­gach;
O pfe, pfe!…
(spo­ty­ka­jąc kil­ku szlach­ty pier­wej juz przy­by­łych).
Cu­igy!… Bris­sa­il­le!…

(ca­łu­ją się).

Cu­igy (to­nem im­só­bym).

Co­dzien­nie w tych pro­gach,
A wszy­scy, jako T lia I ii wiel­bi­cie­le sta­li
Przy­cho­dzi­ni, choć jak wro­gu ciem­no jesz­cze w sali…

Mar­gra­bia.

Ach, nie wspo­mi­naj Wasz­mośc o tej mi ohy­dzie!

Dru­gi mar­gra­bia.

Po­ciesz się, mój mar­gra­bio: oto lam­piar idzie!…

Sala (wi­ta­jąc zja­wie­nie się latn­pia­rza).
Aaaa!…

(Pu­blicz­ność gru­pu­je się oko­ło świecz­ni­ków, któ­re lam-
piarz za­pa­la. Kil­ka osób za­sia­da na ga­ler­gach. Li-
giiie­re wcho­dzi do par­te­ru, pro­wa­dząc pod ra­mię Chry-
sty­ana de Ńeu­ril­let­te. Li­gnie­re iv stro­ju nie­co za­nied-
ba­nym wy­glą­da na pi­ja­ka z lep­szych sfer; Chry­siy­an,
ubra­ny wy­kwint­nie, lecz nie­mod­nie, zda­je się wiel­ce
czem­ciś za­ję­ty, i roz­glą­da się po ło­zach).

SCE­NA DRU­GA.

Ciż sami. Chry­sty­an, Li­gnie­re; po­źniej Ra­gu­ene­au i Le Bret.
Cu­igy.

Li­gnie­re L.

Bris­sa­il­le (śmie­jąc się).

Trzeź­wy jesz­cze

Li­gnie­re (zci­cha do Chry­sty­ana).

Przed­sta­wić Wac­pan a ?….
(Chry­sty­an przy­twier­dza ski­nie­niem gło­wy).
Ba­ron de Neu­vil­let­te…

(ukło­ny).

Sala (pod­czas gdy do góry pod­cią­ga­ją pierw­szy świecz­nik za­pa­lo­ny).
A.aaa!…

Cu­igy (pa­trząc na­Chry­sty­ana, pół­gło­sem do Bris­sa­il­le'

Twa­rzycz­ka ca­ca­na!
Pierw­szy mar­gra­bia (któ­ry to po­sły­szał).
Phi L.

Li­gnie­re (przed­sta­wia­jąc ich Chry­sty­ano­wi).
Pa­no­wie de Cu­igy… de Bris­sa­il­le…

Chry­sty­an (z ukło­nem).

Sza­cu­nek!

Pierw­szy mar­gra­bia (do dru­gie­go).
Nie brzyd­ki, tyl­ko w kry­zie ten układ ko­ro­nek.
I ta w ka­fta­nie fał­da, to dziś już nie­mod­nie.

Li­gnie­re (do Cu­igy'ego)m
Pan przy­jeż­dża z pro­win­cyi…

Chry­sty­an.
Wła­śnie trzy ty­go­dnie
Jak przy­by­łem, wo­jacz­ki pra­gnąc za­kosz­to­wać;
Od ju­tra słu­żę w gwar­dyi, w ka­de­tach…

Cu­igy (uprzej­mie).

Win­szo­wać!…

Pierw­szy mar­gra­bia [przy­glą­da­jąc się oso­bom wcho­dzą – cym do lóż).
Oto pre­zy­den­to­wa Au­bry…

Roz­no­si­ciel­ka.

Ciast­ka, mle­ko!…
Cu­igy (do Chry­sty­ana, wska­zu­jąc mu sale na­peł­nia­ją­cą się po­wo­li).

Scho­dzą się…

Chry­sty­an.

Tak, i licz­nie…

Pierw­szy mar­gra­bia.

Pły­nie jak­by rze­ką.

Cały świat wiel­ki…
( Wy­mie­nia­ją pa­nie w mia­rę, jak te wcho­dzą do lóż, bar-
dzo stroj­ne. Wy­mia­na ukło­nów i uśmie­chów).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: