- W empik go
Cyrki bezpłatne - ebook
Cyrki bezpłatne - ebook
Jak nie zmarnować życia na szukanie tego, czego wcale nie potrzebujemy? Jak odróżnić zwykłego kierowcę volkswagena od mistrza ferrari? Dlaczego nie warto za wszelką cenę trzymać się noworocznych postanowień? I co zrobić, kiedy wiadomo, że buta nie zjesz? Na te i wiele innych pytań stara się odpowiedzieć – samej sobie, ale także swoim czytelnikom – autorka bloga „Cyrki Bezpłatne”, szalona trzydziestolatka, która nie waha się mówić tego, co myśli. Ani robić.
Kiedyś […] zawsze chciałam być tam, gdzie mnie nie było, mieć to, czego nie miałam, pracować tam, gdzie nie pracowałam, mieszkać tam, gdzie nie mieszkałam, i być z kimś, z kim nie byłam. Dziś […] staram się doceniać to, co mam, cieszyć się tym, co mam, i kochać swoje życie dokładnie takim, jakie jest w danym momencie, ze wszystkimi jego wadami i zaletami.
Pauli Łuczak – ambitna 33-latka, która wciąż szuka swojego miejsca na ziemi. Wychowała się w dużej, małomiasteczkowej rodzinie. Ukończyła stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Łódzkim. Od niedawna jest w szczęśliwym związku. Swoją przygodę z pisarstwem rozpoczęła na studiach, a na publikowanie swoich tekstów zdecydowała się 3 lata temu, tworząc własnego bloga. Jej pasje to kino, książki, sport, tatuaże i podróże. Jak sama o sobie mówi: „Jestem wariatką, zodiakalnym baranem, choć upartym jak osioł. Mam milion pomysłów na minutę, jednak ich realizację utrudnia słomiany zapał. Mimo to, w obliczu istniejących potrzeb, potrafię się spiąć i osiągnąć swój cel”.
Powieść „Cyrki bezpłatne” jest jej debiutem literackim.
Kategoria: | Wywiad |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-065-6 |
Rozmiar pliku: | 721 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niby jestem ładna, niby inteligentna, niby zabawna, niby mam nogi jak Kate Moss, niby zarzucę na siebie kilka pasujących szmatek i przyciągam wzrok na ulicy, niby powinnam mieć wysoką samoocenę, jednak mam mnóstwo kompleksów, kto ich nie ma, całe długie listy wręcz, choć akceptuję siebie i często nawet lubię i chce dawać siebie taką prawdziwą, z oryginalną metką JA, innym.
Niby studiuję ciekawy, choć mało perspektywiczny kierunek, niby dobrze sobie radzę, niby kończę studia, niby piszę magisterkę, niby jestem z niej zadowolona, niby promotor jest zadowolony, niby termin obrony wyznaczony, niby wiem, że sobie poradzę. Niby nawet mam plan na przyszłość. Plan B niby też.
Niby pracuję, niby zarabiam dość dobre pieniądze, niby praca jest lekka, łatwa i przyjemna, może mało satysfakcjonująca, ale przecież to tylko przejściówka, niby mam zwariowanych, przesympatycznych ludzików w pracy, niby moja szefowa to najłagodniejszy człowiek, jakiego znam, niby to najbardziej bezstresowa praca, jaką kiedykolwiek miałam.
Niby jestem szczęśliwa, niby mam cudownych ludzi wokół siebie! Rodzinę, przyjaciół, znajomych, bliskich i najbliższych.
Niby realizuję swoje pasje, niby się spełniam, niby potrafię zaszaleć, bywam nierozsądna i odpowiedzialna bywam, bywam pracowita i leniwa, pozytywna i pesymistyczna, radosna i smutna, pełna energii i sflaczała jak balonik bez powietrza. Bywam taka i owaka, nie boję się nowości, nie boję się ryzyka, nie boję się zmian, staram się czerpać z życia garściami i dawać innym to, co mam najlepszego. Karma.
Ale jednak w tej pięknej, kolorowej układance życia jakiś element się zagubił, czegoś brakuje, jakiś malutki kawałek ukrył się pod dywanem dawno temu i nikt go nie znalazł. Czasem ktoś się pomyli i wciśnie tam na siłę lub przez przypadek, niepasującą, choć do złudzenia podobną cząstkę.
Niby spotykam się z ludźmi, mężczyznami, facetami, chłopcami czasem, niby jestem otwarta, niby nie taka wybredna, niby tolerancyjna, niby skłonna do kompromisów, niby dojrzała, niby dziewczęca, a czasem wręcz dziecinna w tym wszystkim.
Niby oni są mili, uroczy, przystojni często, cholernie sexy nawet, niby zdarza się, że mają to COŚ, błysk w oku, uśmiech, fajny tyłek, dobrze wyglądają w garniturach lub czymkolwiek, co na siebie włożą, są inteligentni, czarujący, potrafią zaskakiwać i zauroczyć, zakręcić w głowie!
Niby wszystko jest tak, a jednak nie tak!
Niby te wszystkie 999 kawałków układanki, które mam, i które naprawdę staram się doceniać, bo wiem, że mam dużo, bardzo dużo, nie są wystarczające, by zastąpić brak tego jednego, malutkiego, ale cholernie ważnego, tak myślę, kawałeczka! Bo w końcu dążę do tego, żeby było 1000!
Niby jestem cierpliwa, niby czekam, niby od czasu do czasu się uspokajam, niby rozpraszam się innymi sprawami, niby wypełniam sobie czas po brzegi, ludźmi, pracą, nauką, przyjemnościami małymi i dużymi, sportem nawet! Ale nigdy nie udaje mi się zapełnić tej małej pustki. Zawsze wraca i odbija się echem, i tęskni, i pragnie wypełnić się już prawdziwym, dojrzałym uczuciem, człowiekiem, relacją.
Bo bez tego tylko NIBY jestem, a chciałabym po prostu BYĆ!Cyrki bezpłatne!*
Są takie chwile i takie dni, których nigdy nie zapomnisz. Takie momenty, do których wracasz i wspominasz je z lubością i czułością taką, że uśmiech momentalnie rysuje ci się na twarzy.
Są tacy ludzie, którzy cię inspirują i nakręcają pozytywnie i przekierowują twoje życie i świat na właściwe tory. Takie człowieczki, przy których czujesz się wyjątkowo, swojsko i niesamowicie, że słów, metafor i określeń brak, by to opisać. Ludzie, którzy mówią: Policz do trzech i zrób to!!! Są tacy przyjaciele, przy których jesteś w stu pięćdziesięciu procentach sobą i którzy kolorują twoje życie kolorami, o jakich tęczy się nie śniło.
Są takie spotkania w gronie rodziny, przyjaciół lub w całkiem nowym towarzystwie i wyjazdy takie, kiedy beczka śmiechu to za mało powiedziane. Kiedy wrzucasz na luz, śmiejesz się do posikania, skaczesz na trampolinie, jeździsz z kuzynem na deskorolce, która robi za ubera, wylewasz wodę z konewki na głowę, bo gorąco, zacieszasz przy ognisku, tańczysz, ile sił w nogach i jesteś najbardziej wolnym i szczęśliwym człowiekiem pod słońcem i pod księżycem.
Kiedy cyrki bezpłatne i wiele innych randomowych tekstów czy sytuacyjnych gagów śmieszy tylko was! Kiedy po prostu przebywanie ze sobą, sesje zdjęciowe, kręcenie Instastory, rozmowy do białego rana i pijac-kie pomysły przechodzą do historii i tworzą niesamowite anegdoty powtarzane latami!
Są takie podróże, krótkie, długie, polskie, zagraniczne, różnorakie, z których wracasz odmieniony, energetycznie pobudzony, pozytywnie kopnięty, z bagażem tekstów odjechanych, zdjęć wielobarwnych, muzycznych inspiracji, wspomnień i emocji zapisanych w sercu, głowie i na twardym dysku duszy – już na zawsze.
Są takie chwile i tacy ludzie, i takie spotkania, i podróże takie, i Boże dzięki Ci za nie. Bo to wszystko sprawia, że życie smakuje, że karkówka z grilla jest pyszna i soczysta, piwo miodowe to nektar w czystej postaci, arbuz spływa po brodzie, a ciasto z bezą można dojeść nawet po kocie. Wszystko smakuje tak, jak powinno smakować właśnie w takich momentach życia. Kiedy aż marzysz, żeby wcisnąć pauzę i czuć się tak niesamowicie już na zawsze.
I warto na takie chwile czekać, choć trwają czasem tylko – lub aż! – dwadzieścia cztery godziny. I warto takimi chwilami żyć i wyciskać z nich jak z cytryny wszyściutko, do ostatniej kropli, i delektować się tym, a później do nich wracać. I szczęściem to jest ogromnym takich ludzi spotykać, i dzielić z nimi czas i myśli szalone, i trzeba takie spotkania aranżować, i takie podróże odbyć, choć upał czy chłód, ale wrażenia i widoki bezcenne.
Bo takie chwile i tacy ludzie, i spotkania takie, i te podróże właśnie tworzą esencję Twojego życia.
* Inspiracja: Agnieszka Piaseczna.O spaniu…
Spać… Któż nie lubi spać? Nie znam wielu. Ja na przykład uwielbiam, choć bywają bezsenne noce i poranki, kiedy budzę się całkiem niespodziewanie, bez budzików, wczesnym rankiem, rześka i wypoczęta, ale nie oszukujmy się – to się bardzo rzadko zdarza.
Rzecz ze spaniem jest taka, że jak już raz spróbujesz spać z kimś, najczęściej osobnikiem płci przeciwnej, to trudno z tego zrezygnować, i nie mówię tu o fizycznym zbliżeniu zwanym seksem, absolutnie! Tu chodzi o jak najbardziej niewinny, słodki, błogi sen we dwoje.
Zatem gdy tracisz tę swoją przytulankę, to jest tak jak z ukochanym misiem w dzieciństwie – kiedy gdzieś się zapodział, trudniej było zasnąć i wkradała się jakaś niepewność, a poczucie bezpieczeństwa i błogości gdzieś się ulatniało. Niby mały miś, a jednak tak znaczący. Tak samo jest z człowiekiem, z którym zwykłeś sypiać – gdy nie czujesz obok jego ciepła, oddechu, ramion, drapiącego dwudniowego zarostu i denerwującego łokcia wbijającego się tam, gdzie nie trzeba, to spanie traci swoją magię i wcale nie jest już tak przyjemne.
Nikos Kazantzakis: If a woman sleeps alone it puts a shame on all men.
Oczywiście zdarzają się noce, gdy śpisz samotnie, czasem nawet tego potrzebujesz, rozłożyć się wygodnie na całej szerokości łóżka, spać w poprzek i wierzgać nogami; a skakanie po łóżku – to dopiero przyjemność! Ale to też jest najfajniejsze we dwoje! No i jeśli to tylko kilka nocy w roku, miesiącu czy tygodniu nawet, to całkiem zdrowe jest i logiczne, i jak najbardziej normalne. Ale jeśli noce samotne zaczynają być twoją codziennością, a raczej conocnością, to już nie jest normalne i zdrowe! I już nie pamiętasz nocy we dwoje i dotyku, i zapachu, i smaku nie pamiętasz, i całej tej aury wspólnego spania nie możesz sobie przypomnieć, to zaczynasz tęsknić lub się przyzwyczajać, nie wiadomo, co gorsze. I żadne łannajtstendy tego nie zastąpią. Nigdy!
Są też takie noce, kiedy spać nie chcesz, kiedy zrobisz wszystko, by powstrzymać sen natrętnie wkradający się za powieki, są takie noce, kiedy liczy się przebywanie, a nie spanie, kiedy liczy się dzielenie myśli, marzeń, pomysłów, uśmiechów i spojrzeń. Są takie noce.
Są też takie noce, podczas których spanie to zwykłe marnotrawstwo cennego czasu i nie możesz sobie na to pozwolić, i choć zmęczenia bierze górę i ściąga cię siłą do łóżka – ty walczysz, bo te kilka dodatkowych godzin spędzonych z przyjaciółmi na zanoszeniu się śmiechem z każdej niedorzecznej sprawy, te imprezy dwa dni z rzędu (nawet w niedzielę – clubbing w niedzielę, słuchajcie, zupełnie inny rodzaj doznania), gdzie ilość alkoholu przekracza wszelkie dopuszczalne normy, gdzie incydent z drzewem przechodzi do historii i mimo tego, że jesteś wykończony, to uśmiech nie schodzi ci z ust przez kolejne dni i tygodnie. Podczas takich nocy ładujesz baterie na rzeczywistość, która dopada cię z czasem i jest ci o niebo łatwiej, kiedy wspominasz selfie w toalecie, na którym nawet nie widać waszych twarzy, piwko w południe w tramwaju, no bo przecież: „Pani może z dzieckiem, a my nie możemy z browarem?”. Czy węgierski napis na szybie ciucholandu: „Szuper angol cipo ruha”, co w prostym tłumaczeniu znaczy: „Świetne angielskie buty i ubrania”.
I mimo że później twój organizm, ciało i wszystkie mięśnie są tak wykończone, że aż cały krzyczysz w środku o chwilę resetu, to twój mózg wciąż przeżywa te wszystkie doznania i działa na takiej adrenalinie, jakbyś poczęstował się białym. Mimo że twoje ciało jest bezwładne jak kosmonauci w przestrzeni kosmicznej i czujesz się, jakbyś funkcjonował na oparach paliwa, jadąc autem na rezerwie, i tak nie śpisz, tylko chcesz przeżywać każdą sekundę świadomie, a zmęczenie, to taki efekt uboczny.
Są też łóżka różne i miejsca, w których spędzasz noce, podekscytowany tą nowością i odmianą. Są piękne łóżka king size w hotelach, gdzie z radością korzystasz z luksusu, śpiąc na pięciu poduszkach, i jest też kanapa u przyjaciółki, na której zasypiasz dopiero o piątej nad ranem, bo tyle jest do powiedzenia albo dzielisz z nią łóżko i urządzacie walkę na poduszki. Jest spanie na łysym materacu lub na karimacie w namiocie podczas festiwalu muzycznego, kiedy próbując zasnąć, bardzo żałujesz, że zdecydowałeś się pożyczyć ten namiot ze Spider-Manem, bo każdy przechodzień wyraża swój zachwyt, a ten namiot, mimo supermocy wcale nie jest dźwiękoszczelny. Są łóżka wakacyjne (hamaki, leżaki, cudaki), są łóżka weekendowe i jest twoje ukochane i najwygodniejsze, domowe, w większości przypadków najlepiej pachnące łóżko, w którym czujesz się najbezpieczniej na świecie.
Są też takie noce, a właściwie poranki po nocy, kiedy podekscytowany budzisz się dużo wcześniej, niż zaplanowałeś, gotowy na niesamowitą podróż, zdarzenie, wizytę, spotkanie, coś, co wprawia twoje serce w drganie*.
Są takie noce.
Jednak te noce z kimś u boku sprawiają, że tak kocham spanie!
* Tandetne rymy mi się wkradły, ale postanowiłam je zachować, bo sprawiają, że ten tekst jest bardziej mój.Samotność
Czy to jest stan umysłu, czy lęk może? Czy chwilowe odczucie, bo brak ludzi wokół, a telefon milczy, czy wręcz przeciwnie – najbardziej samotni czujemy się w tłumie?
Czy to choroba cywilizacyjna XXI wieku, czy człowiek od zawsze czuł się czasem samotny i tak już być musi? Czy samotni są single, czy również ci w parach? Czy samotnym jest aspołeczny odludek, czy właśnie dusza towarzystwa?
Czy ten problem dotyczy każdego, czy tylko wybranych? Czy to jest problem właściwie, czy normalny stan rzeczy, gdyż czasem musimy pobyć sami i nawet to lubimy.
Czy jest jakiś lek na samotność? I kto go sprzedaje, jak go stosować, no i w jakich dawkach? Być bardziej otwartym i uśmiechniętym, tolerancyjnym, niewybrednym, korzystać z okazji i łapać chwilę, wybierać mylnie, iść na kompromis? Czy lepszym jest, już nie wiem, być samotnym we dwoje, czy samotnym solo?
Są ludzie, którzy cenią indywidualizm i samotność właśnie, wolność wyboru, bycie sobie sterem, żaglem, okrętem, takie życie na własną rękę. Inna szkoła mówi, że dzieląc szczęście, pomnażasz je właśnie, a życie we dwoje smakuje lepiej, co dwie głowy to nie jedna i w kupie raźniej!
Ja myślę, że każdy z nas lubi być sam na chwilę, w samotności tańczymy, śpiewamy na głos, krzyczymy, płaczemy, modlimy się, uczymy i gotujemy. Wszyscy dobrze znamy to radosne przebywanie z samym sobą.
Ale wszyscy dążymy też do tego, by mieć z kim dzielić myśli, troski i radości, wreszcie posiłki czy łóżko. Każdy pragnie mieć kogoś u boku, sprawdzonego, niezastąpionego, swojego człowieka do przytulania. I każdy dąży do tego, by być czyimś człowiekiem. Bo to jest ogromny dar – móc nazwać kogoś „swoim człowiekiem” i być dla kogoś kimś najważniejszym, a jednocześnie nie ingerować w jego indywidualizm.
Na zakończenie anegdotka, dialog odnaleziony ostatnio na Fejsie we wspomnieniach:
– Zostałam sama jak palec.
– Palec nigdy nie jest sam, ma jeszcze inne palce!
Dlatego jeśli czujecie się samotni, zapomniani przez świat i ludzi, rozejrzyjcie się wokół! Na pewno znajdziecie niejeden palec, który czai się tuż obok, chętny pocieszyć, przytulić, rozbawić i rozwiać każdy smutek. A taki serdeczny palec – czasem zupełnie przypadkowy – potrafi okazać tyle serca, energii i sympatii, że ani się obejrzysz, a będziesz tańczył z radości i śmiał się ze szczęścia w towarzystwie serdecznego, wskazującego, małego i kciuka.
Chyba że jesteś odciętym palcem – to już zupełnie inna para kaloszy.