- promocja
Cywilizacja Słowian - ebook
Cywilizacja Słowian - ebook
Czy Słowianom udało się stworzyć własną cywilizację?
Czy Słowianie znaleźli się na ziemiach polskich w czasie wielkich wędrówek ludów czy byli tu od tysiącleci, prawie „od zawsze”? Ten spór, który toczy się od dawna, ciągle jest obecny w myśleniu Polaków o swojej przeszłości. Kamil Janicki, autor wielu bestsellerów, m.in. „Pańszczyzny” i „Warcholstwa”, w swojej najnowszej książce przedstawia najbardziej aktualną wizję tych interpretacji i odsyła do ciekawych wniosków.
Autor łamie utarte stereotypy, opowiada, jak lud uważany za prymitywny stał się największą europejską wspólnotą językową. O zagadkowych prapoczątkach Słowian, o ich kulturowej atrakcyjności, o niechęci, z jaką byli opisywani przez współczesnych im antycznych pisarzy, i o tym, jak stworzyli cywilizację zdolną przeciwstawić się potomkom starożytnych Rzymian, Germanom czy imperiom azjatyckich koczowników. W czym tkwiła siła Słowian? Jak do tego doszło, że stali się największym ludem w Europie? Co zadecydowało o ich sukcesie? Odpowiedzi na te intrygujące pytania znajdziecie na kartach książki.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788367815390 |
Rozmiar pliku: | 6,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ZAGADKA.
TAJEMNICZE POCZĄTKI SŁOWIAN
Ćwierć miliarda, czyli jedna trzecia wszystkich mieszkańców kontynentu. Tyle osób w Europie posługuje się dzisiaj językami słowiańskimi jako mową ojczystą. Jest to największa wspólnota językowa Starego Świata. Dla porównania którykolwiek z języków romańskich wyniosło z domu niespełna 200 milionów Europejczyków. Nawet mniej osób, około 190 milionów, używa mowy germańskiej — a więc na przykład niemieckiego, angielskiego albo niderlandzkiego — jako pierwszego języka.
Słowiańska grupa językowa jest nie tylko najliczniejsza na kontynencie, lecz także najbardziej jednorodna, w stopniu wprost zadziwiającym dla lingwistów. Angielski oraz niemiecki może i wywodzą się ze wspólnego pnia, ale typowy londyńczyk nie jest zdolny dogadać się z berlińczykiem w jego mowie, o ile nie poświęcił kilku miesięcy albo nawet lat na naukę. Między francuskim czy włoskim zachodzi więcej podobieństw, ale wciąż nie tyle, by zapewnić bezproblemową wzajemną komunikację. Spośród trzech wielkich grup narzeczy wyłącznie języki słowiańskie są sobie prawdziwie bliskie.
„Jeszcze dzisiaj każdy Słowianin jest w stanie zrozumieć drugiego Słowianina z jakiegokolwiek innego zakątka Słowiańszczyzny” — pisze historyk Tomasz Jasiński. Może z pewną przesadą, ale jest przecież faktem, że języki słowiańskie mają ogromny zasób wspólnego słownictwa i zbliżone zasady gramatyki. Zbieżności, maskowane różną wymową, szczególnie dobrze widać na piśmie — o ile oczywiście porównuje się tekst oddany tym samym alfabetem. A dawniej podobieństw było nawet więcej.
W IX wieku misjonarze Cyryl i Metody mogli bez problemów prowadzić akcję chrystianizacyjną na Morawach z użyciem języka, jakiego nauczyli się od Słowian zamieszkujących nieopodal Tesaloniki nad Morzem Egejskim, a więc w odległości tysiąca kilometrów. W X stuleciu, gdy w okolice Gniezna przybył czeski biskup Wojciech Sławnikowic, też nikt nie musiał się wysilać, aby go zrozumieć. Śmiano się tylko z jego specyficznego doboru słownictwa i południowego akcentu. A przynajmniej taką wiadomość przekazała legenda z epoki. Kilka stuleci później, na przełomie średniowiecza i czasów nowożytnych, różni kronikarze wciąż chętnie podkreślali, że Słowiańszczyzna posługuje się jedną mową, a nie zbiorem pokrewnych języków. Tak rzecz przedstawił chociażby Jan Długosz w drugiej połowie XV wieku, a poza nim na przykład ateńczyk Laonik Chalkokondyles. Gdy w XVI stuleciu nad Wisłą zaczął rozkwitać rodzimy język literacki, humaniści niezmiennie podkreślali jego związki z mową słowiańskich sąsiadów. Dajmy na to Łukasz Górnicki pisał: „Nasz język nie jest sam w sobie stary, ale urodził się niedawno bardzo ze słowiańskiego”. Podobnie rzecz ujmowali także autorzy z Czech czy Bałkanów. Najbardziej wyraźne różnice między językami Słowiańszczyzny narosły dopiero w czasach zupełnie nam bliskich. Wiele — w XIX, XX czy wręcz XXI wieku, pod wpływem urzędowych reform i postulatów różnych ruchów narodowych, pragnących podkreślić odrębność swoich nacji.
Ludność słowiańskojęzyczna dominuje dzisiaj na obszarach obejmujących przeszło połowę terytorium Europy. Na kontynencie istnieje trzynaście państw słowiańskich. To Białoruś, Bośnia i Hercegowina, Bułgaria, Chorwacja, Czarnogóra, Czechy, Macedonia Północna, Polska, Rosja, Serbia, Słowacja, Słowenia oraz Ukraina. Na zachodzie Słowiańszczyzna sięga po ujście Odry u wybrzeża Bałtyku, Góry Novohradskie na granicy czesko-niemieckiej i region Primorska przy rubieży słoweńsko-włoskiej.
Tysiąc i więcej lat temu obszar słowiańskiego osadnictwa w środkowej i południowej Europie był jeszcze rozleglejszy. Słowianie żyli nie tylko nad Odrą, ale i nad Łabą, a nawet osiedlali się na zachód od niej. Dzisiejsza stolica Niemiec, Berlin, leży na ziemiach, na których dziesięć wieków temu mową ojczystą był język słowiański, a niemczyzny niemal się nie słyszało. Cały obszar byłej komunistycznej Niemieckiej Republiki Demokratycznej we wczesnym średniowieczu był nazywany „Sclavinią”. Historycy określają go zaś chętnie mianem słowiańskiego Połabia. Słowianie zajmowali ogółem niemal całe południowo-zachodnie wybrzeże Bałtyku. Ich wioski i grody leżały nawet blisko dzisiejszej granicy niemiecko-duńskiej. Po słowiańsku mówiono też na większości terytorium obecnej Austrii, po części na Nizinie Węgierskiej i w granicach, jakie teraz mają Mołdawia oraz Rumunia. Słowianie w wielkiej liczbie i z imponującą uporczywością penetrowali i ziemie greckie, docierając aż po Peloponez. Ich osady we wczesnym średniowieczu można było spotkać chociażby o rzut kamieniem od sławnej Sparty.
Uważa się, że już w VI–VII wieku większość mieszkańców Europy na wschód od Łaby i wybrzeży Adriatyku mówiła po słowiańsku. Wystarczy jednak cofnąć się jeszcze o stulecie lub dwa, by napotkać… same znaki zapytania. Słowianie to nie tylko największa wspólnota językowa Europy, ale też jedna z najbardziej tajemniczych. O jej początkach i wczesnych losach źródła pisane nie przechowały żadnych pewnych wiadomości. Także ślady materialne nie przynoszą jednoznacznych odpowiedzi na pytania, skąd wzięli się Słowianie i w jaki sposób zajęli ogromne połacie kontynentu.
Pochodzenie Słowian od dziesiątek lat rozpala wyobraźnię specjalistów z przeróżnych dziedzin humanistyki i nie tylko. W Polsce jest to bez wątpienia jedno z najżywiej i najintensywniej dyskutowanych zagadnień historycznych. Wiele uwagi poświęcili mu też naukowcy z Czech, Ukrainy, Rosji, innych państw słowiańskich, Niemiec czy nawet z kręgu anglosaskiego. Niedawno jeden z badaczy tematu stwierdził, że łącznie o genezie — czy też etnogenezie, by użyć formalnego terminu — Słowian napisano już „tysiące rozpraw”. Pomimo tytanicznego wysiłku ogromnych rzesz specjalistów nie udało się jednak znaleźć rozwiązania zagadki. A przynajmniej takiego rozwiązania, które każdego by zadowoliło.
Milczenie Rzymian.
Ziemie słowiańskie w czasach starożytnych
Aby rzucić choćby wąski snop światła na sprawę, na moment trzeba się cofnąć do czasów antyku. Słowianie nie występują pod swoją — lub zbliżoną — nazwą w ani jednym źródle pisanym z epoki świetności starożytnej Grecji i Rzymu. Wspólnota, która odgrywała kluczową rolę już we wczesnym średniowieczu, nie mogła jednak powstać z dnia na dzień, nie wzięła się znikąd. Niewątpliwie miała swoich protoplastów i prahistorię, tyle że zapomnianą.
Wielu badaczy wyrażało przekonanie, że antycznych Słowian określano po prostu w odmienny sposób. Sugerowano na przykład, że gdy grecki „ojciec historii” Herodot w V wieku p.n.e. pisał o Neurach i Budynach, zamieszkujących ponoć gdzieś na stepach i w lasach wschodniej Europy, miał w rzeczywistości na myśli przodków średniowiecznych Słowian. Według innych koncepcji (pra)Słowianami byli Wenedowie lub Lugiowie wzmiankowani przez różnych autorów rzymskich. Wszystko to są jednak wyłącznie luźne domysły, niemożliwe do zweryfikowania i zwykle dalece nieprzekonujące.
Brama podgrodzia słowiańskiej twierdzy położonej w Spondau, na przedmieściach Berlina. Rekonstrukcja na podstawie odkryć archeologicznych
Sprawa jest mało czytelna, bo też mieszkańcy starożytnego Cesarstwa Rzymskiego niewiele wiedzieli o Europie Środkowej i Wschodniej. Ziemie dzisiejszej Polski, Czech i wschodnich Niemiec zaliczali zwykle, w myśl sławnego traktatu Tacyta z I wieku n.e., do Germanii. Dalej na wschód i na północ od Morza Czarnego lokowali z kolei Sarmację. Były to jednak określenia głównie geograficzne. Nie szła za nimi głębsza refleksja na temat tożsamości, obyczajów czy języka, jakim 1500–2000 lat temu posługiwali się mieszkańcy przyszłej Słowiańszczyzny.
Ogółem dla autorów rzymskich wszystko, co znajdowało się poza granicami imperium, a więc poza tak zwanym limesem, stanowiło niebezpieczną, prymitywną i niewartą uwagi dzicz. W rzeczywistości jednak świat wcale nie kończył się za linią ostatnich posterunków i za wałami wyznaczającymi rubież Imperium Romanum.
Ludzie z Europy Środkowo-Wschodniej, których Rzymianie nazywali barbarzyńcami, tworzyli często złożone społeczności, otwarte na innowacje z zewnątrz, zawzięcie handlujące między sobą i z obcymi, ceniące luksus oraz rozwinięte gospodarczo. Wykopaliska archeologiczne pozwoliły ustalić, że na obszarach późniejszej Słowiańszczyzny w początkach naszej ery chętnie używano wyrafinowanych ozdób, wykonywanych z brązu, srebra, bursztynu czy nawet złota. Rozpowszechnione było rzemiosło, w tym obróbka żelaza. Chociażby w rejonie Gór Świętokrzyskich rudę wytapiano na taką skalę, że zdaniem części specjalistów urobek musiał trafiać aż do świata rzymskiego. Zarówno na północ od Karpat, jak i w rozległym pasie ziem nadczarnomorskich rozpowszechniona była kunsztowna ceramika, obtaczana na kołach garncarskich. Osady, na których ślady trafiają archeolodzy, miewały spore rozmiary oraz rozmyślny układ — z centralnym placem i z częścią mieszkalną wyraźnie oddzieloną od rzemieślniczej. Typowe dla ówczesnych społeczności były też bogato wyposażone groby, do których wkładano biżuterię, przedmioty osobiste, elementy uzbrojenia.
Nie wiadomo, jak ci mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej z czasów rzymskich myśleli o sobie, jak się określali ani nawet jakim posługiwali się językiem. Szklane paciorki, piękne misy, zdobione ostrogi albo słupy, które niegdyś podtrzymywały ściany domów, dają pewne wyobrażenie o sposobie życia, ale niemal nic nie mówią o tożsamości. Pewne wnioski można wyciągać co najwyżej z podobieństw pomiędzy różnymi regionami albo ze szczególnie charakterystycznych obiektów. Gusta i codzienne rozwiązania na obszarze między Bałtykiem a Karpatami nie różniły się bardzo od tych, jakie przyjęto w Skandynawii albo dalej na zachód, na ziemiach niewątpliwie germańskich. Z terenów późniejszej Słowiańszczyzny znane są też chociażby przedmioty ze starożytności oznaczone runami, a więc pismem Germanów. Nie ma ich jednak tak wiele, by mogły przesądzać o tożsamości i języku całej populacji tej części Europy.
Na podstawie form pochówków, śladów zabudowy, ozdób czy naczyń archeolodzy starają się wyznaczać granice różnych mniej lub bardziej odrębnych kultur materialnych. Na przykład nad Bałtykiem u schyłku czasów rzymskich miała istnieć kultura wielbarska, dalej na południe, na większości terytorium dzisiejszej Rzeczpospolitej — przeworska, a w rejonie nadczarnomorskim — czerniachowska. Wszystkie te nazwy są sztuczne, archeolodzy wzięli je od miejsc wykopalisk.
Dawniej poszczególne kultury chętnie wiązano z konkretnymi ludami, znanymi ze źródeł pisanych. Na przykład kultura przeworska była identyfikowana wprost z Wandalami: plemieniem germańskim, które na początku IV wieku przekroczyło Ren i przez Iberię dotarło aż do Afryki Północnej, by wreszcie w roku 455 złupić Rzym i tym sposobem zainspirować słowo „wandalizm”. Z kolei kulturę wielbarską utożsamiano z również germańskimi Gotami. Dzisiaj jednak badacze, zwłaszcza zachodni, unikają już tak prostych interpretacji. Na obszarze jednej kultury materialnej mogli przecież żyć przedstawiciele różnych grup, mówiący odmiennymi narzeczami, ale ceniący podobne wzorce i znający te same techniki. Mogło być też tak, że jeden język był używany w granicach różnych kultur materialnych.
Jedna rzecz nie ulega żadnej wątpliwości. Wykopaliska archeologiczne jasno wskazują, że kultury Europy Środkowo-Wschodniej z okresu rzymskiego nie przetrwały do czasów średniowiecznych. Doszło do ich upadku, a przynajmniej do radykalnego przewrotu w warunkach życia i obyczajach. Zabudowa, formy ozdób, znane techniki, sposoby grzebania zmarłych, poziom i charakter rzemiosła. Wszystko to zmienia się od przełomu IV i V wieku. Znaleziska z roku 600 są zaś już zupełnie odmienne od tych z roku 400.
Podobne zerwanie nie zdarzyło się ponownie. Kultura z kolejnych wieków zmieniała się i rozwijała, ale zachowywała względną ciągłość. Dotrwała do czasów dobrze oświetlonych źródłami pisanymi.
Pierwsze wzmianki o Słowianach
„Chętnie zjadają piersi kobiet, kiedy pełne są mleka, a niemowlęta zabijają jak myszy na skałach. Są okrutni, samowolni i nie mają nad sobą władzy. Żywią się lisami, łasicami żyjącymi w lesie i dzikami, zwołują się krzykiem przypominającym wycie wilków”. Tak brzmi kilka zdań z jednego z najstarszych opisów Słowian, jaki na początku drugiej połowy VI wieku sporządził anonimowy duchowny nazywany Pseudo-Cezariuszem. Historycy oceniają, że to tekst nawet nie podkolorowany, lecz wprost „kuriozalny”. Ale taki wydaje się on dzisiaj. Czytelnicy, do których adresowano cytowane słowa, przyjmowali je z pełnym zaufaniem. A pewnie i z niekłamanym strachem.
Pierwsze wzmianki o ludziach określanych mianem Słowian zaczęły się pojawiać około 550 roku w źródłach powstających na obszarze Bizancjum, a więc w jedynej części Cesarstwa Rzymskiego, która zdołała przetrwać serię niszczycielskich kryzysów z wcześniejszych stuleci. Imperium wschodnie ze stolicą w Konstantynopolu nie upadło, ale u zarania średniowiecza borykało się z ogromnymi wyzwaniami. Próba odzyskania Italii i Afryki, podjęta przez cesarza Justyniana (na tronie od 527 do 565 roku) zamiast trwałego sukcesu przyniosła tylko niebotyczne koszty i straty w ludziach. Załamanie klimatu, tak poważne, że VI stulecie określa się wręcz mianem apogeum małej epoki lodowcowej, doprowadziło do regresu gospodarczego i nawracających klęsk głodu. Na kraj spadło wielkie trzęsienie ziemi, nie brakowało też wstrząsów politycznych, łącznie z otwartym buntem, który niemal zmiótł z tronu Justyniana. Wreszcie wielka epidemia, jaka zaczęła przetaczać się przez świat śródziemnomorski w latach 40. VI wieku, zabiła nawet ponad połowę mieszkańców cesarstwa. Dzisiaj przyjmuje się niemal za pewnik, że wywołała ją ta sama bakteria yersinia pestis, która odpowiadała za niesławną „czarną śmierć” z XIV stulecia.
W obliczu wszystkich tych katastrof nie można było myśleć o skutecznej obronie granic imperium. Osłabienie Bizancjum wykorzystały różne grupy zaliczane przez spadkobierców Rzymian w poczet barbarzyńców. Napływały one zwłaszcza na Bałkany, początkowo głównie w celach łupieżczych, potem już wprost po to, by się tu osiedlać. Bizantyńczycy nie wiedzieli o nich wiele. Nie interesowano się zresztą bliżej ich pochodzeniem czy historią. Byli to, z perspektywy Konstantynopola, przede wszystkim groźni i kłopotliwi najeźdźcy.
O wrogiej fali jako jeden z pierwszych pisał niejaki Jordanes — prawdopodobnie sekretarz bizantyńskiego dowódcy wojskowego na Bałkanach. Na kartach kroniki, powstałej około 551 roku i poświęconej ogółem germańskiemu ludowi Gotów, wspomniał on też o „licznym narodzie Wenetów”, który miał zajmować terytoria wzdłuż Karpat, między górną Wisłą a dolnym Dunajem i Dnieprem. Nazwę grupy Jordanes zaczerpnął ze starszych rzymskich traktatów, które często wspominały o Wenetach i przypisywały im siedziby niemal w całej Europie. Poza tym jednak autor podał też węższe „imiona”, jakie mieli „z dawien dawna” nosić ci tajemniczy barbarzyńcy. „Głównie nazywa się ich Sklawenami i Antami” — stwierdził. Pierwsze z określeń jest tłumaczone wprost jako Słowianie.
Jordanes podkreślał, że zarówno Sklawenowie, jak i Antowie posługiwali się „jednym językiem”. I był to w jego odczuciu, rzecz jasna, język „niesłychanie barbarzyński”. Wiele więcej informacji autor nie posiadał, a nawet to, co napisał, należy przyjmować z dużą ostrożnością. Dzieło Jordanesa nie było oryginalne, sam skryba przyznał, że stworzył tylko streszczenie starszej, dzisiaj zaginionej, księgi. Pracował nad nim w dużym pośpiechu. Zanotował nawet, że oryginał otrzymał tylko na kilka dni, nie miał więc raczej czasu, by weryfikować przedstawiane szczegóły. Poza tym na pewno nie znał „niesłychanie barbarzyńskiego” języka Słowian, nie miał pewnych wiadomości o ich ojczyźnie, a swój wywód geograficzny poprowadził pokrętnie i bez zrozumienia tego, jak wyglądały odległe ziemie, których nigdy nie odwiedził. Niektórzy badacze próbują wprawdzie osadzać jego wywody na mapach i wskazywać granice zajmowane przez Sklawenów i Antów, ale to przedsięwzięcia dalece karkołomne. Jak komentuje chociażby brytyjski archeolog Paul M. Barford, niechybnie muszą prowadzić do nonsensownych rezultatów.
W podobnym czasie co dziełko Jordanesa powstawały także teksty Prokopiusza z Cezarei — wpływowego uczonego, najsłynniejszego dziejopisarza wczesnego Bizancjum i sekretarza drugiego najpotężniejszego człowieka w kraju, wodza Belizariusza. Do dzisiaj zachowały się trzy jego prace. I we wszystkich można znaleźć wzmianki o Słowianach, zresztą dużo obfitsze niż u Jordanesa. A przy okazji o wiele bardziej przepełnione jadem.
Prokopiusz opowiadał, że najazdy Słowian stanowiły niepowstrzymaną plagę od początku panowania cesarza Justyniana, a więc już od lat 20. VI stulecia. Hordy barbarzyńców ponoć „niemal każdego roku” miały dokonywać wtargnięć na obszarze Ilirii, Tracji, nawet na ziemiach greckich i w bezpośrednim sąsiedztwie Konstantynopola. O napastnikach kronikarz pisał z niekłamaną odrazą. Widział w nich nie pełnoprawnych ludzi, ale stworzenia „podobne do zwierząt”. Twierdził, że wszędzie dopuszczali się najgorszych bezeceństw. Nie tylko mordowali bezbronną ludność i równali z ziemią miasta, lecz także rozkoszowali się przeróżnymi torturami. Zamiast uśmiercać przeciwników mieczem lub włócznią, woleli ponoć wbić w ziemię „dobrze zaostrzony” pal i „z całym rozpędem wsadzać nań nieszczęśników”. Prokopiusz oskarżał też Słowian o to, że tłukli swoje ofiary pałkami po ciemieniu. W ten sposób zabijali je „jak psy lub żmije albo inne jakieś dzikie zwierzę”. Według kronikarskiej relacji nieraz zdarzało się też, że słowiańscy najeźdźcy palili ludzi żywcem po uprzednim zamknięciu ich „w chatach wraz z bydłem i owcami”, o ile nie byli w stanie zabrać tych ostatnich z powrotem „do swego kraju”.
Na skutek najazdów Słowian całe Bałkany miały być „pełne trupów, przeważnie niepogrzebanych”. Tylko podczas jednej ekspedycji intruzi zabili podobno 15 tysięcy osób, w tym wszystkich napotkanych mężczyzn. Gdy zaś byli już „jak gdyby pijani obfitością rozlanej krwi”, brali część ofiar w niewolę i wracali do domów, „pędząc przed sobą nieprzeliczone tłumy”.
Zarówno opis napadów, jak i różne szczegóły na temat życia i obyczajów Słowian, które przytaczał Prokopiusz, trącą literacką przesadą. Kronikarz nie zmyślił inwazji, ale robił wiele, by przedstawić wrogów przez pryzmat przyjętych od stuleci wyobrażeń o wszelkich barbarzyńcach. A więc jako istoty skrajnie prymitywne, krwiożercze, kierujące się samym instynktem, niezdolne do jakiegokolwiek porządku i organizacji. Jego opisy były szczegółowe. Trudno natomiast nazwać je wnikliwymi. Niemiecki badacz Słowiańszczyzny Eduard Mühle twierdzi wręcz, że „nie można dopatrywać się” w nich „większego związku z rzeczywistością”.
Prokopiusz nie był wyjątkiem. Także inni bizantyńscy autorzy z VI, a następnie VII stulecia raczej starali się dopasować obraz Słowian do grecko-rzymskich wyobrażeń o świecie, niż przekazać fakty na ich temat. Dla Pseudo-Cezariusza było rzeczą oczywistą, że jeśli Słowianie są najgorszymi barbarzyńcami, to jak najbardziej wolno podejrzewać ich o chętne „zjadanie piersi kobiet”. Autor zbioru cudów świętego Dymitra, spisanego około 610 roku, odruchowo przedstawiał ich jako fałszywe i podstępne bestie w skórze człowieka. Z kolei Pseudo-Maurycy, tworzący w podobnym czasie, z domniemanej dzikości Słowian automatycznie wyciągał wniosek, że muszą to być istoty szczególnie odporne na „upał, zimno i słotę, niedostatek odzienia i środków do życia”.
W opowiastkach zawsze podkreślano i wyolbrzymiano inność. To był aspekt o wiele ważniejszy od logiki i spójności relacji. W efekcie Prokopiusz mógł w jednym miejscu przedstawiać Słowian jako półzwierzęta, a gdzie indziej twierdzić, że jednak nie byli oni „niegodziwi z natury i skłonni do czynienia złego”. Z kolei niejaki Teofilakt Simokatta nie wahał się opowiadać w latach 20. VII wieku o Słowianach jako o… zawziętych pacyfistach. Może i cesarstwo od niemal stulecia uginało się pod naporem najazdów, ale konstantynopolitański autor z pełną powagą relacjonował rzekome opowieści schwytanych Sklawenów o ich ojczyźnie jako o kraju bez żelaza, gdzie nie nosi się broni, a ziemia zapewnia „pokojowe i spokojne życie”. „Przygrywają sobie na kitarach”, instrumentach strunowych na podobieństwo liry, „ponieważ nie umieją dąć w trąby wojenne” — przekonywał Teofilakt. Naiwnie i dość bezsensownie, ale znów w zgodzie z wizjami rzeczywistości popularnymi w grecko-rzymskiej literaturze. Barbarzyńców w końcu postrzegano nie tylko jako dzikich, lecz także jako nieznających podstawowych aspektów cywilizacji, z wojną włącznie.
Podobne uproszczenia (i uprzedzenia) były też powszechne w źródłach powstających w zachodniej Europie. Autorzy spoza kręgu bizantyńskiego odnotowali istnienie wcześniej nieznanego ludu z opóźnieniem. Początkowo zresztą tylko streszczali wiadomości nadchodzące z Konstantynopola. Na przykład na kartach sławnych Etymologii Izydora z Sewilli — a więc w opasłym, dwudziestoksięgowym leksykonie wiedzy z początku VII stulecia, który do schyłku średniowiecza stanowił fundament europejskiej nauki — można odnaleźć tylko jedną wzmiankę o ludziach określanych jako „Sclavi”. Autor stwierdził, że ci około 615 roku zajęli Grecję. I nic więcej.
Szerzej tematyką słowiańską zajął się dopiero autor frankijskiej kroniki ukończonej około 660 roku nazywany Fredegarem. Odnotował on kontakty między państwem Merowingów a „Sclavi” zamieszkującymi w bliżej nieokreślonej części Europy Środkowej, być może na ziemiach dzisiejszej Austrii oraz Czech. O tych Słowianach pisał, że przejawiali „dumę złych ludzi” i mieli „pogańskie obyczaje”. Podobnie jak Prokopiusz czy Pseudo-Cezariusz uciekł się też do zwierzęcych porównań. Twierdził, że poseł króla Franków Dagoberta I podczas wizyty u Słowian w toku oficjalnych negocjacji rzucił z pogardą: „Niemożliwe jest, by chrześcijanie i słudzy Boży zawarli przymierze z psami”. Motyw „słowiańskich psów”, u Fredegara notowany po raz pierwszy, w kolejnych stuleciach miał się stać powszechną obelgą, powtarzaną tym chętniej, im intensywniejsze stawały się kontakty Franków, a następnie Niemców, ze Słowianami.
Szczegółowa i napastliwa relacja Fredegara długo stanowiła wyjątek. Przez kolejne 100 lat na Zachodzie na temat Słowian panowało niemal zupełne milczenie. Dopiero w drugiej połowie VIII wieku, a zwłaszcza po tym, jak wojska frankijskie pod wodzą Karola Wielkiego podbiły Sasów i zaczęły napierać na obszary zamieszkane przez ludność słowiańskojęzyczną, temat mieszkańców Europy Środkowej zyskał na znaczeniu. W roku 780 na kartach dworskich roczników po raz pierwszy wprost wspomniano o Słowianach mieszkających na Połabiu. W kolejnych latach wzmianki mnożyły się w lawinowym tempie. Za zwiększonym zainteresowaniem wciąż jednak nie podążało zrozumienie.
Wprawdzie coraz większe grupy Słowian dostawały się pod panowanie Franków, a zachowane dokumenty mówią o tym, że nakładano na nie podatki i oczekiwano od nich różnych świadczeń, ale ci nowi poddani i tak byli niezmiennie opisywani niemal jako bestie. Einhard, dworzanin, doradca i biograf Karola Wielkiego, oznajmił przed rokiem 840, że Słowianie to „lud barbarzyński i dziki”. Arcybiskup Bonifacy, prowadzący akcję misyjną w Bawarii, twierdził, że mieszkający po sąsiedzku Słowianie byli „najwstrętniejszym i najbardziej lichym rodzajem ludzi”. W innych źródłach łatwo też znaleźć wzmianki o zuchwałości i fałszu, jakie ponoć miały cechować wszystkich Słowian. Nie można poza tym pominąć żywotu Sturma, opata z Fuldy, spisanego na początku IX wieku. W świetle legend był to pierwszy frankijski misjonarz, który odważył się zapuścić na obszary penetrowane przez Słowian. Tam miał napotkać człekokształtne istoty, które biegały nago w zaroślach, zbierały się w stada, a do tego cuchnęły tak przeraźliwie, że nie tylko on, ale i jego koń zadrżał. Według autora dzieła nie byli to nawet ludzie. W tekście stwierdzono bowiem wprost, że „oprócz srogich zwierząt” święty mąż nie zetknął się na wschodzie, czyli na Słowiańszczyźnie, z żadnymi żywymi istotami.
Nawet gdy bizantyńscy lub frankijscy pisarze wychodzili poza inwektywy oraz stereotypy, ich pole widzenia było niezwykle ograniczone. Zasadniczo nigdy nie pisano o Słowianach jako takich — a więc o złożonej społeczności zamieszkującej ogromną część Europy. Autorzy źródeł dostrzegali nie Słowiańszczyznę, ale tylko niewielkie, peryferyjne grupki i odłamy, z którymi świat grecki i łaciński weszły w kontakt. Przede wszystkim więc wojowników, wyrzutków albo wręcz bandytów, szukających łatwego zarobku oraz wagabundów, których sytuacja zmusiła do porzucenia dawnych domów i szukania szczęścia w nowym miejscu. Jeśli w ogóle interesowano się sytuacją poza granicami Bizancjum i państwa Franków, to najwyżej w zasięgu 200 czy 300 kilometrów od rubieży. Krótko mówiąc, pisano tylko o tym, co działo się w odległości kilku dni jazdy konno. Sytuacja na dalszych ziemiach słowiańskich nie jest znana w świetle źródeł łacińskich i greckich. Milczą o niej teksty nie tylko z wieku VI, ale też VII, VIII, w dużym stopniu nawet IX i X. Rodzimych ksiąg i dokumentów słowiańskich zaś nie ma. Na wczesnej Słowiańszczyźnie nie posługiwano się bowiem pismem. Zaczęło się ono tam upowszechniać dopiero po chrystianizacji.
W poszukiwaniu kolebki
Pod nieobecność kronik, roczników czy innych manuskryptów rzeczywistość Słowian z pierwszych wieków średniowiecza starano się interpretować głównie na podstawie znalezisk archeologicznych. Te są jednak często równie niejednoznaczne, co pozostałości z epoki antyku.
Oblężenie Patras na Peloponezie przez słowiańskich najeźdźców. Walki z 805 roku w wyobrażeniu czeskiego rysownika Pavla Majora
Przez długi czas dyskusja sprowadzała się przede wszystkim do poszukiwania kolebki: jednego określonego punktu, z którego mieli wyjść Słowianie, by następnie rozprzestrzenić się po niemal całej wschodniej części kontynentu. W debatach, toczonych już w wieku XIX, ale szczególnie gorących począwszy od lat międzywojnia, nauka uparcie przeplatała się z polityką. Badacze z różnych krajów słowiańskich starali się lokować kolebkę u siebie, by w ten sposób przydać chwały danemu narodowi, podkreślić jego dawność albo potwierdzić odwieczne prawa do zajmowanych terytoriów. Z kolei w dawnej nauce niemieckiej, skażonej kajzerowskim imperializmem i ideologią nazistowską, tezy o pochodzeniu Słowian stały się argumentem na rzecz dyskryminacji, przesiedleń, wreszcie czystek. Oficjalnie przyjmowano bowiem, że ziemie środkowej Europy pierwotnie miały charakter germański, a Słowianie stanowili na nich element obcy, byli intruzami, których należało usunąć.
Ogółem niemal każdy region, o jakim wiadomo, że był zamieszkany przez Słowian w średniowieczu, próbowano identyfikować jako praojczyznę tego ludu. Jeszcze zanim rozwinęły się fachowe nauki historyczne, popularna była wizja, w myśl której Słowianie wyszli z Panonii, a więc obszernej niziny, którą następnie zajęli Węgrzy. Taką wersję podaje ruska Powieść minionych lat z początku XII stulecia. Podobnie według XIII-wiecznego autora Kroniki wielkopolskiej „Panonia jest matką i kolebką wszystkich narodów słowiańskich”. Również legenda o braciach, którzy dali początek narodom słowiańskim, Lechu, Czechu i Rusie, popularna zwłaszcza od XIV stulecia, podawała, że wszyscy zaczęli swoją podróż nie gdzie indziej, ale w rodzinnej Panonii. Do takiej interpretacji w latach 50. XX wieku powrócili badacze z Jugosławii, obejmującej część niegdysiejszych ziem panońskich. Twierdzili, że materialna kultura słowiańska zrodziła się właśnie u nich z wcześniejszej — dackiej.
Według pokrewnej teorii, promowanej w pierwszej połowie XX wieku przez Nikołaja Dzierżawina, kolebką Słowian były szerzej rozumiane Bałkany. Rosyjski slawista doszedł do przekonania, że bizantyńskie teksty informowały wcale nie o inwazji z zewnątrz, ale o buncie miejscowej ludności. Twierdził z fantazją i w oderwaniu od wiadomości źródłowych, że Słowianie nie byli żadną grupą językową czy kulturową. Według Dzierżawina Słowianami nazywano po prostu warstwę niewolniczą, którą wyzyskiwali rzymscy latyfundyści i która po roku 500 wreszcie wybiła się na niezależność — a przez to po raz pierwszy trafiła do kronik.
Teoria Dzierżawina przez jakiś czas święciła triumfy w Związku Sowieckim, dobrze bowiem wpisywała się w marksistowską wizję walki klas jako głównego czynnika sprawczego w historii. Jak jednak wyjaśnia amerykański archeolog Florin Curta, „podstawy dojrzałej archeologii słowiańskiej” zrodziły się nie w czerwonym imperium, lecz w Czechach. To tam najwcześniej zidentyfikowano gliniane naczynia uważane za pierwotny przejaw kultury słowiańskiej. Ivan Borkovský nadał im w 1940 roku nazwę „typu praskiego”. Twierdził, że te garnki dowodziły, iż kolebkę Słowiańszczyzny należy lokować w Kotlinie Czeskiej. Dzisiaj wiadomo już z całą pewnością, że naczynia podobne do czeskich powstawały wcześniej na północ od Karpat, na ziemiach obecnej Polski i Ukrainy. Ale nomenklatura wprowadzona przez Borkovskiego przetrwała. O głównej kulturze materialnej wczesnych Słowian wciąż pisze się: kultura praska. I to niezależnie, czy chodzi o przedmioty i ślady osadnictwa odnajdywane w Czechach, pod Krakowem czy nieopodal Lwowa.
Inne teorie lokowały — i lokują — praojczyznę Słowian na przykład w Serbii, nad Morzem Czarnym czy nawet… w Armenii. Dzisiaj w nauce polskiej, ale nie tylko, dominują jednak dwie koncepcje. Czy też raczej dwie grupy koncepcji, zawężane i komentowane na tyle różnych sposobów, że opisom ich poszczególnych wariantów można by poświęcić osobną biblioteczkę. Tutaj wystarczy stwierdzić, że według tak zwanych allochtonistów, a więc dosłownie napływowców, kultura słowiańska wykształciła się na wschodzie, na obszarach Ukrainy i ewentualnie Białorusi, by stamtąd następnie rozprzestrzenić się na ziemie Europy Środkowej oraz Południowej. Z kolei zdaniem autochtonistów Słowianie lub ich przodkowie z dawien dawna, już od czasów starożytnych, zamieszkiwali w dorzeczu Odry i Wisły. Ich praojczyzną było więc terytorium Polski i to z tej kolebki podjęli spektakularną ekspansję.
Jak pisze archeolog Michał Kara na kartach najnowszego podsumowania tematu, opublikowanego w 2022 roku, teoria napływowa uchodzi obecnie za wiodącą, „zresztą nie tylko w Polsce i nie tylko wśród archeologów”. Autor innego świeżego przeglądu dyskusji, Tomasz Jasiński, też podkreśla, że u schyłku XX wieku allochtonizm stał się „powszechnie uznanym, niemal jedynym poprawnym stanowiskiem”. Jak dodaje, przynajmniej do niedawna każdy, kto popierał tezy autochtonistów i wierzył, że Słowianie, czy też Prasłowianie od dziesiątek pokoleń mieszkali nad Wisłą, „traktowany był przez większość polskich archeologów jako osoba, najłagodniej mówiąc, niekompetentna”. Pod dyplomatycznym zwrotem kryje się nawet nie zażarty spór, ale prawdziwa wojna pomiędzy akademikami, pełna emocji, osobistych ataków i nieufności. Językoznawca Witold Mańczak wspominał, że gdy w 2000 roku w Polskiej Akademii Nauk zorganizowano swoisty okrągły stół allochtonistów i autochtonistów, część zaproszonych prelegentów w ogóle się nie stawiła, inni zaś nie zgodzili się, by ich teksty ogłoszono drukiem wspólnie z referatami przeciwników. Z kolei Karolina Borowiec, która dekadę później skomentowała stan rzeczy na łamach „Kwartalnika Językoznawczego”, orzekła, że dyskusja stoi w martwym punkcie, bo „personalne utarczki uniemożliwiają wszelkie porozumienie”.
Różne ujęcia teorii napływowej można odnaleźć nie tylko w literaturze polskiej, lecz także sowieckiej, a następnie ukraińskiej czy białoruskiej. W drugiej połowie XX wieku przyjmowano je w Moskwie wprost za dogmat. Znów decydowały nie fakty i źródła, ale przede wszystkim argumenty polityczne. Takie ujęcie początków Słowiańszczyzny zdawało się bowiem potwierdzać kulturowy i historyczny prymat ziem Związku Sowieckiego w bloku wschodnim. Dla porównania w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej koncepcja napływowa uchodziła za rewizjonistyczną i niezgodną z polityką władz. Początkowo blokowano więc publikację książek, których autorzy ośmielali się proponować niepolskie rozwiązanie słowiańskiej zagadki.
W swojej podstawowej formie, w Polsce skodyfikowanej przez Kazimierza Godłowskiego, koncepcja zakłada, że niezależna kultura słowiańska zrodziła się nad Prypecią i Bugiem, wśród dziewiczych bagien Polesia. Był to obszar nieprzystępny, bardzo odległy od limesu, niemający niemal żadnych kontaktów ze światem grecko-rzymskim. Tam w IV wieku miała się rozwijać społeczność odrębna, o niezależnych wzorcach, niewystawiona na śródziemnomorskie wpływy, a poza tym posiadająca swój odrębny język, wyrosły ze starszych, bałtyjsko-słowiańskich narzeczy regionu.
Według allochtonistów w V wieku ci przodkowie Słowian zaczęli rozprzestrzeniać się na południe, zajmować coraz większe obszary Ukrainy. Łącznie ich praojczyzna objęła jakieś 300 tysięcy kilometrów kwadratowych, a więc obszar o rozmiarze podobnym do powierzchni dzisiejszej Polski. Najważniejszy przełom nastąpił jednak dopiero po roku 454, w następstwie rozpadu państwa Hunów, wcześniej zagrażających Rzymowi i trzymających w ryzach znaczną część wschodniej Europy. Był to okres nazywany ogółem epoką wielkich wędrówek ludów. W myśl tradycyjnych interpretacji doszło wówczas do masowych przesunięć na mapie kontynentu. Całe społeczności miały porzucać swoje siedziby, przemierzać setki lub tysiące kilometrów i osiedlać się w nowych miejscach. Teoria napływowa, przynajmniej w swoim najszerzej przyjętym wariancie, zakłada, że na obszarze między Bałtykiem a Karpatami migracja była niemal zupełna. Przedstawiciele złożonych kultur z czasów rzymskich najpóźniej na przełomie V i VI wieku opuścili te ziemie i wszyscy ruszyli na Zachód i Południe. Potem przez długi czas nad Wisłą i Odrą nie mieszkał niemal nikt. Dawne osady zostały zarośnięte i do reszty zniszczały, na miejsca wykarczowanych pól i pastwisk powróciły lasy. Zapanowała długa i brzemienna w skutki luka osadnicza. Wreszcie wypełnili ją Słowianie, których szeregi pęczniały i nie wystarczało już dla nich miejsca na wschodzie. Nowi przybysze nie musieli zdobywać terenów, wypierać ich mieszkańców. Nie mieli też okazji czerpać z doświadczeń poprzedników. Wchodzili na puste tereny i zagospodarowywali je od zera. A to, co działo się na ziemiach polskich wcześniej, nie przynależało ani do dziejów Polski, ani nawet Słowiańszczyzny. Nie istniała ciągłość między prahistorią i historią.
Wprost odwrotnie na sprawę spoglądają zwolennicy drugiej wielkiej koncepcji. W swojej pierwotnej formie, przesyconej resentymentami narodowymi i całkowicie zrozumiałą chęcią odparcia rasistowskich haseł nazistów, teoria autochtoniczna zakładała, że właściwie wszystko, co od odległych pradziejów działo się nad Wisłą i Odrą, musiało wiązać się ze Słowianami. Dla rozpropagowania takiej wizji najwięcej zrobił Józef Kostrzewski, znany za sprawą odkryć dokonanych w Biskupinie.
Bodaj najsławniejszy gród w Polsce, położony 30 kilometrów na północ od Gniezna, został wzniesiony około 750 roku p.n.e. Nie tylko na długo przed tym, jak nad Bałtyk zaczęli docierać pierwsi rzymscy kupcy poszukujący bursztynu, ale nawet przed tym, jak powstała republika, a obywatele Wiecznego Miasta zdobyli dominację choćby nad Półwyspem Apenińskim. Zresztą legendarna data założenia Rzymu jest niemal taka sama co potwierdzona archeologicznie data budowy Biskupina — to rok 753 p.n.e. Kostrzewski, pracujący przed przeszło półwieczem, nie mógł wprawdzie ustalić tak dokładnej datacji, ale wiedział, że gród ma przynajmniej 2,5 tysiąca lat. I stanowczo przyjmował, że wznieśli go Prasłowianie. Była to dla niego kwestia nie tylko oczywista, lecz także… patriotyczna. W publikacji Słowianie i Germanie w pradziejach Polski wydanej w 1947 roku poznański archeolog pisał wprost, że opinie, jakoby Słowianie przybyli kiedyś z zewnątrz nad Wisłę, na ziemie zajęte przez inne, germańskie ludy, to „niemieckie brednie”. Podkreślał, że korzenie Słowiańszczyzny sięgały nawet nie w głąb epoki żelaza, ale wręcz wcześniejszej epoki brązu. Kładł też nacisk na ponoć wyjątkową pozycję Polaków wśród wszystkich narodów słowiańskich. Fakt, że to u nich znajdowała się kolebka, nie mógł przecież być pozbawiony znaczenia:
My Polacy jesteśmy w dosłownym znaczeniu bezpośrednimi potomkami i dziedzicami znacznej części ludności prasłowiańskiej, mieszkającej tu od 32 wieków, i to tej części, która najsilniej związana była z ziemią i nie dała się porwać w okresie wędrówek ludów owemu pędowi w dal, co spowodował rozejście się (…) przodków późniejszych Słowian zachodnich, południowych i wschodnich.
W dzisiejszym wydaniu teoria autochtoniczna nie ma już tak nacjonalistycznego wydźwięku. Dla odróżnienia się od poprzedników jej adepci chętnie określają się raczej mianem neoautochtonistów. Nie trzymają się też już wizji niezmiennej i nieruchliwej społeczności, która od zawsze zamieszkiwała tam, gdzie dzisiejsi Polacy. Jeden szczegół pozostaje jednak niezmienny.
Według autochtonistów mieszkańcy ziem między Bałtykiem a Karpatami z czasów rzymskich byli w przeważającej mierze przodkami późniejszych Słowian. Nie doszło do całkowitej emigracji, nie było długiej przerwy w osadnictwie, a radykalna zmiana przejawów kultury u zarania średniowiecza była… właśnie zmianą kultury, a nie zmianą populacji. Mieszkańcy regionu z jakiegoś względu przyjęli nowe praktyki i odrzucili niegdyś cenione rozwiązania. Ale byli potomkami przedstawicieli kultury przeworskiej czy wielbarskiej i w ograniczonym stopniu jednak czerpali z ich dziedzictwa. Nie doszło do faktycznego, zupełnego zerwania. A historia Europy Środkowej przed rokiem 500 według autochtonistów też jest częścią dziejów Słowian i Polaków.
Ciąg dalszy w wersji pełnejPRZYPISY
S. Gajda, Słowiański świat językowy Słowianie, Słowiańszczyzna. Pojęcia i rzeczywistość dawniej i dziś. Zbiór studiów, red. K. Handke, Instytut Slawistyki PAN, Warszawa 2002, s. 100.
T. Jasiński, Rozważania o praojczyźnie Słowian, „Historia Slavorum Occidentis”, t. 25 (2020), s. 12.
K. Maćkowiak, Początki polskiej świadomości językowej (X–XII wiek), „Język Polski”, t. 86 (2006), s. 83; A. Janeczek, Świadomość wspólnoty słowiańskiej w pełnym i późnym średniowieczu Słowianie — idea i rzeczywistość. Zbiór studiów, red. K.A. Makowski, M. Saczyńska, Instytut Historii UAM, Poznań 2013, s. 38–39; G. Labuda, Fragmenty z dziejów Słowiańszczyzny zachodniej, Wydawnictwo PTPN, Warszawa 2002, s. 64 i nast.
Najświeższe przykłady: Monika Skrzeszewska, „Mješavinu uspite” lub „mešavinu sipajte” — czy tłumaczenia i oddzielne instrukcje konsumenckie na obszarze byłego języka serbsko-chorwackiego są potrzebne?, „Socjolingwistyka”, t. 29 (2015); J. Lipowski, Czy istniał język czeskosłowacki?, „Bohemistyka”, t. 5 (2005).
53 procent przy założeniu, że europejska część Rosji ma 3,97 miliona kilometrów kwadratowych, a cały kontynent 10,18 miliona kilometrów kwadratowych. Por. np. Worldmark Encyclopedia of the Nations, t. 5: Europe, Thomson Gale 2004.
Z. Kurnatowska, Słowiańszczyzna południowa, Ossolineum, Wrocław 1977; The Role of Migration in the History of Eurasian Steppe. Sedentary Civilization vs. „Barbarian” and Nomad, red. A. Bell-Fialkoff, Macmillan Press 2000, s. 140 i nast.; J. Strzelczyk, Słowianie połabscy, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2013, s. 5 i nast.; T. Štefanovičova, Slavic Settlement of Greece in the Light of Archaeological Sources, 1997, ; S. Brather, Archäologie der westlichen Slawen, Walter de Gruyter 2008, s. 51 i nast.
E. Mühle, Słowianie. Rzeczywistość i fikcja wspólnoty VI–XV wiek, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2020, s. 86–87.
T. Jasiński, Rozważania o praojczyźnie Słowian, dz. cyt., s. 11.
M. Gimbutas, The Slavs, Praeger Publishers 1971, s. 58 i nast.; J. Strzelczyk, Etnogeneza Słowian w świetle źródeł pisanych Archeologia o początkach Słowian, red. P. Kaczorowski, M. Parczewski, Instytut Archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005, s. 22; H. Popowska-Taborska, Wczesne dzieje Słowian w świetle ich języka, Slawistyczny Ośrodek Wydawniczy, Warszawa 2014, s. 64 i nast.
. Kaczanowski, J.K. Kozłowski, Najdawniejsze dzieje ziem polskich (do VII w.), Fogra, Kraków 1998, s. 247 i nast.; Z. Kobyliński, Zagadnienie struktur osadniczych na ziemiach polskich w końcu starożytności i na początku średniowiecza Archeologia o początkach Słowian, dz. cyt., s. 293 i nast.; K. Bielenin, Nowe materiały do dyskusji nad kwestią eksportu żelaza świętokrzyskiego na tereny Imperium Rzymskiego Miscellanea archaeologica Thaddaeo Malinowski dedicata, red. F. Rożnowski, Sorus, Poznań 1993, s. 39 i nast.
B. Kostny, Iron Men czyli o ludności kultury przeworskiej, „Archeologia Żywa”, nr 3/2020, s. 13 i nast.; A.P. Kowalski, Antropologia pierwotnej kultury Gotów, „Roczniki Antropologii Historii”, t. 7 (2017), s. 177 i nast.
S. Tabaczyński, Procesy etnogenetyczne jako problem badawczy archeologii Archeologia o początkach Słowian, dz. cyt., s. 37 i nast.; P. Kaczanowski, R. Madyda-Legutko, Strefy kulturowe w Europie Środkowej w okresie rzymskim tamże, s. 125 i nast.; B. Roberts, M.V. Linden, Investigating Archaeological Cultures: Material Culture, Variability, and Transmission Investigating Archaeological Cultures, red. B. Roberts, M.V. Linden, Springer 2011, s. 1–21; M. Parczewski, Współczesne poglądy w sprawie etnogenezy oraz wielkiej wędrówki Słowian Wędrówka i etnogeneza w starożytności i w średniowieczu, red. M. Salamon, J. Strzelczyk, Historia Iagellonica, Kraków 2010, s. 221 i nast.; H. Popowska-Taborska, Wczesne dzieje Słowian, dz. cyt., s. 44 i nast.
S. Brather, The Western Slavs of the Seventh to the Eleventh Century — An Archaeological Perspective, „History Compass”, t. 9 (2011), s. 454; M. Mączyńska, Zanik kultury przeworskiej Archeologia o początkach Słowian, dz. cyt., s. 157 i nast.; P. Kaczanowski, Przemiany osadnicze na ziemiach polskich u schyłku starożytności tamże, s. 215 i nast.; M. Parczewski, U źródeł Słowiańszczyzny Słowianie w Europie wcześniejszego średniowiecza, red. M. Miśkiewiczowa, Państwowe Muzeum Archeologiczne, Warszawa 1998, s. 41 i nast.
E. Mühle, Słowianie, dz. cyt., s. 57; F. Curta, The Making of the Slavs. History and Achaeology of the Lower Danube Region c. 500–700, Cambridge University Press 2004, s. 44.
The Cambridge Companion to the Age of Justinian, red. M. Maas, Cambridge University Press 2005; C. Tsiamis, E. Poulakou-Rebelakou, S. Marketos, Earthquakes And Plague During Byzantine Times: Can Lessons From The Past Improve Epidemic Preparedness?, „Acta medico-historica Adriatica”, t. 11 (2013), s. 55 i nast.; M. Eisenberg, L.Mordechai, The Justinianic Plague and Global Pandemics: The Making of the Plague Concept, „The American Historical Review”, t. 125 (2020), s. 1632 i nast.
M. Kowalski, Geografia średniowiecznej Słowiańszczyzny, „Kultura Słowian”, t. 15 (2019), s. 19 i nast.; J. Strzelczyk, Od Prasłowian do Polaków, Krajowa Agencja Wydawnicza, Kraków 1987, numeracja stron według wydania elektronicznego Bibliotekinauki.pl, s. 7; P.M. Barford, The Early Slavs. Culture and Society in Early Medieval Eastern Europe, Cornell University Press 2001, s. 35–36, 50. Próby lokalizowania siedzib: M. Kara, Archaeology, mainly Polish, in the current discussion on the ethnogenesis of the Slavs, „Slavia Antiqua”, t. 63 (2022), s. 66, 86; D. Třeštík, Počátky Přemyslovců. Vstup Čechů do dĕjin (530–935), NLN 2008, s. 23 i nast.; W. Pohl, Początki Słowian. Kilka spostrzeżeń historycznych Nie-Słowianie o początkach Słowian, red. P. Urbańczyk, Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, Poznań 2006, s. 14 i nast.
Greckie i łacińskie źródła do najstarszych dziejów Słowian, oprac. i tłum. M. Plezia, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Poznań–Kraków 1952, s. 63 i nast.; A. Wołek, Obraz Słowian w dziełach Prokopiusza z Cezarei, „Iuvenilia Philologorum Cracoviensium”, t. 5 (2012), s. 221 i nast.; E. Mühle, Słowianie, dz. cyt., s. 56 i nast.
Greckie i łacińskie źródła, dz. cyt., s. 91; Testimonia najdawniejszych dziejów Słowian. Seria grecka, z. 2: Pisarze z V–X wieku, red. A. Brzóstkowska, W. Swoboda, Ossolineum, Wrocław 1989, s. 260; E. Mühle, Słowianie, dz. cyt., s. 57–58; R. Benedicty, Prokopios’ berichte über die slavische vorzeit. Beiträge zur historiographischen method des Prokopios von Kaisareia, „Jahrbuch der Österreichischen Byzantinistik”, t. 14 (1965), s. 51 i nast.; A. Krawiec, Slavia — Slavania — Słowiańska Ziemia. Słowiańszczyzna w geografii kreacyjnej łacińskiej Europy w średniowieczu, Wydawnictwo UAM, Poznań 2022, s. 16 i nast. Por. A. Kotłowska, Słowianie w Historii powszechnej Teofilakta Simokatty — bizantyńska perspektywa aksjologiczna, „Slavia Meridionalis”, t. 17 (2017).
E. Mühle, Słowianie, dz. cyt., s. 66.
F. Curta, Slavs in Fredegar and Paul the Deacon: medieval gens or `scourge of God’?, „Early Medieval Europe”, t. 6 (1997), s. 141 i nast.; J. Strzelczyk, Od Prasłowian do Polaków, dz. cyt., s. 62 i nast.; E. Mühle, Słowianie, dz. cyt., s. 68; A. Tyszkiewicz, Powstanie stereotypu Słowian w historiografii wczesnego średniowiecza Monastycyzm. Słowiańszczyzna i państwo polskie. Warsztat badawczy historyka, red. K. Bobowski, Instytut Historyczny Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1994, s. 14 i nast.
R. Kasperski, Frankowie i Obodryci: tworzenie „plemion” i „królów” na słowiańskim Połabiu w IX wieku Granica wschodnia cywilizacji zachodniej w średniowieczu, red. Z. Dalewski, Instytut Historii PAN, Warszawa 2014, s. 70; E. Mühle, Słowianie, dz. cyt., s. 70–71.
A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii piastowskiej (963–1034). Narodziny stereotypu, Wydawnictwo UMCS, Poznań 2008, s. 30–31; R.E. Sullivan, The Carolingian Missionary and the Pagan, „Speculum”, t. 28 (1953), s. 705–740.
E. Mühle, Słowianie, dz. cyt., s. 85.
F. Curta, Pots, Slavs and „Imagined Communities”: Slavic Archaeologies and the History og the Early Slavs, „European Journal of Archaeology”, t. 4 (2001), s. 367 i nast.; H. Popowska-Taborska, Wczesne dzieje Słowian, dz. cyt., s. 13 i nast.; P.M. Barford, The Early Slavs, dz. cyt., s. 40 i nast.; P. Heather, Imperia i barbarzyńcy. Migracje i narodziny Europy, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2010, s. 417 i nast.; K. Borowiec, Kanon wiedzy na temat tzw. etnogenezy Słowian. Czas przełomu, „Kwartalnik Językoznawczy”, nr 1 (2012), s. 1–3; J. Strzelczyk, Etnogeneza Słowian w świetle źródeł, dz. cyt., s. 24 i nast.
T. Jasiński, Rozważania o praojczyźnie Słowian, dz. cyt., s. 5–6; M. Kara, Archaeology, mainly Polish, dz. cyt., s. 75.
W. Mańczak, Zagadnienie praojczyzny Słowian, „Przegląd Historyczny”, t. 94 (2003), s. 79–80; K. Borowiec, Kanon wiedzy na temat tzw. etnogenezy, dz. cyt., s. 31.
F. Curta, Pots, Slavs and „Imagined Communities”, dz. cyt., s. 368 i nast.; T. Jasiński, Rozważania o praojczyźnie Słowian, dz. cyt., s. 16.
K. Godłowski, Pierwotne siedziby Słowian. Wybór pism, red. M. Parczewski, Instytut Archeologii UJ, Kraków 2000; M. Parczewski, Praojczyzna Słowian w ujęciu źródłoznawczym Cień Światowita, czyli pięć głosów w sprawie etnogenezy Słowian, Wydawnictwo UMCS, Poznań 2002, s. 40 i nast.; tenże, Podstawy lokalizacji pierwotnych siedzib Słowian Archeologia o początkach Słowian, dz. cyt., s. 65 i nast.; T. Jasiński, Rozważania o praojczyźnie Słowian, dz. cyt., s. 16 i nast.; The Role of Migration, dz. cyt., s. 140, 148; A. Kokowski, Starożytna Polska. Od trzeciego stulecia przed narodzeniem Chrystusa do schyłku starożytności, Trio, Warszawa 2005, s. 528 i nast.
T. Ważny, Dendrochronology of Biskupin — Absolute Dating of the Early Iron-Age Settlement, „Bulletin of the Polish Academy of Sciences. Biological Sciences”, t. 42 (1994), s. 283 i nast.
J. Kostrzewski, Słowianie i Germanie w pradziejach Polski, Czytelnik, Warszawa 1947, s. 12. Por. tenże, Zagadnienie ciągłości zaludnienia ziem polskich w pradziejach (od połowy II tysiąclecia p.n.e. do wczesnego średniowiecza), „Prace Komisji Archeologicznej Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk”, t. 4 (1961).
M. Kara, Archaeology, mainly Polish, dz. cyt., s.66, 103 i nast.; L. Leciejewicz, Starożytna spuścizna kulturowa na ziemiach polskich w początkach średniowiecza Archeologia o początkach Słowian, dz. cyt., s, 243 i nast.; T. Makiewicz, W sprawie aktualnego stanu badań nad problemem kontynuacji kulturowej pomiędzy starożytnością a wczesnym średniowieczem w Polsce. Punkt widzenia autochtonisty, „Slavia Antiqua”, t. 46 (2005), s. 9 i nast.; J. Nalepa, O pierwotnych siedzibach Słowian w świetle nowszych badań archeologicznych, lingwistycznych i historycznych, „Slavia Antiqua”, t. 48 (2007), s. 11 i nast. Por. S. Brather, The Western Slavs of the Seventh to the Eleventh, dz. cyt., 455.