Czarna śmierć. Epidemie w Europie od starożytności do czasów współczesnych - ebook
Czarna śmierć. Epidemie w Europie od starożytności do czasów współczesnych - ebook
CZARNA ŚMIERĆ, DŻUMA, WIELKI DANSE MACABRE W CZTERNASTOWIECZNEJ EUROPIE. CZY JEST COŚ BARDZIEJ PRZERAŻAJĄCEGO? CZY MOŻE ZAATAKOWAĆ PONOWNIE?
Doskonałe niemal dziennikarskie śledztwo dwójki specjalistów, którzy opierając się na wiarygodnych dowodach opowiadają historię dżumy. Zaspokajają głód wiedzy na temat tej śmiertelnej choroby minionych czasów i jej możliwych następstw w przyszłości. Jakie są jej korzenie? I co najważniejsze czy może znowu zaatakować?
Wykorzystują relacje świadków, na podstawie informacji zawartych w księgach parafialnych odtworzyli życie w czasach zarazy i prześledzili losy zamkniętych społeczności skazanych na zagładę. Dzięki temu jak z puzzli stworzyli pamięciowy portret tego mordercy.
Nadal pozostaje silny lęk, że może pojawić się nowa globalna zaraza, która zagrozi naszemu życiu. Przykład COVID-19 pokazał, jak wielkie spustoszenie może spowodować.
Jesteśmy całkowicie bezbronni wobec nowych wirusów, dopóki nie zostaną one scharakteryzowane i nie pojawią się szczepionki. Czy wiarygodny jest niemal filmowy scenariusz o pojawieniu się wyimaginowanego wirusa zabijającego większość populacji Ziemi? W jaki sposób ci, którzy przetrwają, będą mogli zacząć nowe życie?
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-15930-3 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dużą rolę przy powstawaniu tej książki odegrał przypadek. Na początku lat 90. zeszłego wieku Sue Scott szukała odpowiedniego miejsca na przeprowadzenie dogłębnych badań demograficznych. Wybór padł na Penrith w Kumbrii. Przeglądając parafialne księgi metrykalne, odkryła, że pod koniec XVI wieku społeczność ta doświadczyła epidemii dżumy. Jedno spojrzenie na dokumenty pozwoliło jej, jako biologowi, zrozumieć, że nie była to dżuma dymienicza – uważana powszechnie za przyczynę plag w Europie. Ponieważ był to czas, kiedy byliśmy zajęci innymi badaniami, przez wiele lat nie powracaliśmy do problemu „Co było przyczyną zdziesiątkowania ludności Europy?”. Jednak później rozpoczęła się współpraca pomiędzy historykiem i zoologiem. Każde z nas wniosło do badań swoją wiedzę specjalistyczną. To, co odkryliśmy, było wielkim zaskoczeniem: nasze początkowe podejrzenia potwierdziły się w pełni, a następstwa okazały się daleko idące.
Napisaliśmy na ten temat monografię, Biology of Plagues, w której poruszyliśmy wiele istotnych zagadnień. Po jej opublikowaniu byliśmy zaskoczeni odzewem mediów. Na całym świecie ukazały się artykuły na ten temat; udzieliliśmy wielu wywiadów zagranicznym rozgłośniom radiowym; stacje telewizyjne starały się pozyskać prawa do produkcji filmu; zostaliśmy zasypani telefonami i e-mailami, w których zadawano nam wiele pytań i przekazywano swoje opinie. Jedną z osób, które się do nas odezwały, była 12-letnia dziewczynka starająca się nas pocieszyć, pisząc, że jej mama nie wierzy w powtórne pojawienie się czarnej śmierci. Weteran wojny na Dalekim Wschodzie zadzwonił, żeby powiedzieć, że jego pluton wyginął po zarażeniu wirusową gorączką krwotoczną, a on był jedyną osobą, która przeżyła. Były to fascynujące sprawozdania z pierwszej ręki na temat tej przerażającej choroby. Reporter z Kentu opowiedział o zapadnięciu się głównej drogi leżącej w pobliżu cmentarza, na którym chowano ofiary czarnej śmierci. Okoliczni mieszkańcy zostali pospiesznie ewakuowani przez uzbrojonych policjantów, którzy ogłosili biologiczne zagrożenie dla najbliższych rejonów. W naszym posiadaniu jest obfita korespondencja ze scenarzystą, który pracował właśnie nad scenariuszem filmu o wyimaginowanym wirusie zabijającym większość populacji Ziemi. Uważał, że dżuma krwotoczna jest idealną chorobą w opisywanej przez niego historii i chciał poznać przewidywania dotyczące rozprzestrzeniania się tej epidemii.
Wszystko to było fascynujące i świadczyło o tym, że opinia publiczna na całym świecie jest zainteresowana zagadnieniem zarazy. W tej książce próbujemy opowiedzieć historię oraz zaspokoić głód wiedzy na temat tej niesławnej choroby minionych czasów i jej możliwych nawrotów w przyszłości.
Chcieliśmy bardzo podziękować wielu osobom za okazaną pomoc i wsparcie.
Ślemy ukłony dr. Grahamowi Twiggowi, który jako pierwszy rozpoznał, że czarna śmierć nie była dżumą dymieniczą, i który wspierał nas przez wiele lat.
Dr Debora McKenzie, wydawca europejskiej edycji „New Scientist”, podzielała nasz pogląd, że zarazy były początkowo wywoływane przez wirusy gorączki krwotocznej, i przekazywała nam wyniki najnowszych badań.
Dziękujemy rzeszy reporterów z całego świata, którzy wysyłali cenne e-maile i listy, w których zamieszczali informacje, artykuły, komentarze, niepublikowane dane i sugestie.
Dziękujemy dr. Stephenowi Duncanowi z University of Oxford, który wprowadził nas w zawiłości (i rozkosze) analizy szeregów czasowych, a następnie stworzył wszystkie modele matematyczne potrzebne w naszej pracy. Bez jego cennej pomocy nie powstałyby programy badawcze.
Jennifer Duncan jesteśmy wdzięczni za pomoc w czytaniu dokumentów oraz tłumaczeniu tekstów oryginalnych.
Szczególnie gorąco dziękujemy Sally Smith, Senior Publishing Editor w Wiley, za poparcie naszego projektu całym sercem. Dziękujemy także Nicky McGirr, Julii Lampam i Jill Jeffries za ich entuzjastyczne poparcie.Wstęp
P rzez ponad 600 lat słowo „dżuma” wywoływało przerażenie w sercach mężczyzn i kobiet: uzmysławiało istnienie najstraszliwszego zagrożenia – niepohamowanej i bardzo zaraźliwej choroby, na którą nie było lekarstwa i która powodowała nieuchronną śmierć w męczarniach. Strach ten było całkowicie zrozumiały w czasach średniowiecza, kiedy ludzie żyli w codziennym zagrożeniu zarażeniem tą chorobą. Znikając w połowie XVII wieku, dżuma nadal sprawowała władzę nad umysłami ludzi, podtrzymując ich fascynację i wywołując dreszcz strachu. Nawet najbardziej zbalazowani uczniowie uwielbiają lekcje na temat wielkiej zarazy w Londynie, pożarów i zniszczeń w niebezpiecznych latach 1665–66.
W XX wieku mamy o wiele głębszą wiedzę na temat chorób, produkuje się wiele skutecznych szczepionek i leków, szkoli ekspertów specjalizujących się w epidemiologii i biologii molekularnej, przeprowadza serie testów diagnostycznych i wykorzystuje nowe technologie, które pozwalają na oznaczenie sekwencji genomu nowego wirusa w ciągu kilku dni od jego pojawienia się. Jednakże nadal pozostaje silny lęk, że może pojawić się nowa choroba, zaraza, która zagrozi naszemu życiu.
Przykład SARS (zespołu ostrej ciężkiej niewydolności oddechowej) w 2003 roku pokazał, jak wielkie spustoszenie może spowodować wystąpienie nowej choroby. Pierwsze doniesienia pojawiły się w styczniu w Azji i przez następne kilka miesięcy był to główny temat poruszany przez dziennikarzy. Czy SARS to nowy rodzaj zarazy? Wywołała ona powszechną panikę i spowodowała ucieczkę wielu osób z terenów dotkniętych chorobą, co z kolei przyczyniło się do jej rozprzestrzeniania się na inne, dalsze terytoria. W krótkim czasie odnotowano przypadki zarażeń w Europie oraz Ameryce Północnej i Południowej. W porównaniu z zarazami z zamierzchłych czasów choroba ta spowodowała stosunkowo niewiele zgonów: w sumie w 27 krajach odnotowano 8000 przypadków zachorowań, z których tylko 780 okazało się śmiertelnych. Służby medyczne usiłowały stawić czoła infekcji, całe populacje były poddawane kwarantannie, linie lotnicze bankrutowały, gospodarka wielu krajów ulegała zniszczeniu i pojawiło się realne zagrożenie załamaniem międzynarodowych rynków finansowych. W USA wzrosła sprzedaż papierowych maseczek na twarz, mimo że w kraju tym odnotowano tylko 192 przypadki SARS i wszystkie zostały wyleczone.
Dlaczego to stosunkowo nieznaczące zjawisko chorobowe wywołało międzynarodowy alarm i panikę nawet w krajach, w których SARS nie wystąpił? W kwietniu 2003 roku dr Stuart Derbyshire napisał, że żyjemy „wśród ludzi ekscytujących się informacjami o nadchodzącej zagładzie, w świecie żądnym strachu i oczekującym przestróg. Ostrzeżenia mieszają się z naszymi nieśmiałymi oczekiwaniami klęski i lękiem o planetę. Nawet pozornie zrównoważony profesor Oxfordu stara się odwrócić uwagę od rzeczywistych prognoz. Żadna z dwóch rodzin wirusów nie zdoła mnie przestraszyć tak bardzo jak nowy zjadliwy wirus grypy”.
W kwietniu 2003 roku Declan McCullagh, korespondent polityczny mieszkający w Waszyngtonie, napisał:
SARS jest pierwszą epidemią w dobie internetu, żerującą na tym, że im mniej zrozumiałe stają się informacje, tym bardziej zrozumiałe stają się plotki. Głupi, dziecinny żart piszących w internecie, iż granice Hongkongu zostaną zamknięte, spowodował zwiększony popyt na jedzenie w puszkach i papier toaletowy. Właściciel supermarketu w Sacramento przez dwa tygodnie przekonywał, że niezależnie od plotek ani on, ani jego rodzina nie są zarażeni SARS, a zakupy w jego sklepach są całkowicie bezpieczne. We wtorek radny w Sacramento, starając się stłumić oznaki paniki, na oczach dziennikarzy odważnie zjadł jabłko z tego supermarketu.
Lecz dla niektórych osób globalne zagrożenie zdrowia wpisuje się w scenariusz końca świata, może zwiastować powrót wielkiej zarazy, która z powodu braku leków i szczepionek spowoduje katastrofę o zasięgu światowym i zagrozi dalszej egzystencji ludzkości.
Co wiemy o zarazach?
Strach przed niewiadomą chorobą pobrzmiewa w dziejach ludzkości. Prawdopodobnie najstarsze odniesienia do zarazy znajdują się w Biblii, w Pierwszej Księdze Samuela. Około 1320 roku p.n.e. Filistyni ukradli Izraelitom Arkę Przymierza i powrócili do domu:
Ręka Pańska zaciążyła nad mieszkańcami Aszdodu i przeraziła ich. Ukarał On guzami tak mieszkańców Aszdodu, jak i jego okolic. Mieszkańcy Aszdodu widząc, co się dzieje, oświadczyli: „Nie może zostać Arka Boga izraelskiego wśród nas, gdyż twardą się okazała ręka Jego nad nami i nad bogiem naszym Dagonem”. Zwołali więc do siebie zebranie wszystkich władców filistyńskich, pytając: „Co mamy uczynić z Arką Boga izraelskiego?”. Odpowiedzieli: „Arkę Boga izraelskiego trzeba przenieść do Gat”. I przeniesiono tam Arkę Boga izraelskiego. Gdy tylko ją przenieśli, ręka Pana dotknęła miasto wielkim uciskiem, zsyłając popłoch na mieszkańców miasta, tak na małych, jak i wielkich: wystąpiły na nich guzy.
W szkole uczono nas o najsłynniejszej chorobie wszech czasów – czarnej śmierci – straszliwym zabójcy, który pojawił się znikąd, szybko rozprzestrzenił i zgładził prawie połowę średniowiecznej populacji Europy. W znanej rymowance dziecięcej upamiętnione są tamte zdarzenia:
Plamy czerwone na skórze
W garści ściśnięte róże
Ahu, ahu, ahu
Wszyscy pójdziemy do piachu.
Pierwszy wers rymowanki odnosi się do okrągłej, czerwonej pokrzywki pojawiającej się na skórze ofiary. Słodko pachnący bukiet kwiatów ludzie przytykali do nosów, odgradzając się od infekcji. Suchy kaszel był pierwszą oznaką choroby prowadzącej do nagłej śmierci.
W połowie XVII wieku wielka zaraza zabiła jedną piątą mieszkańców Londynu. Wzmianka o tym znajduje się w dzienniku Samuela Pepysa, dzięki któremu możemy dokładnie prześledzić ówczesne wydarzenia oraz utożsamić się z ofiarami.
Niektórym znana jest może historia epidemii w małej wiosce Eyam w Derbyshire leżącej na granicy Peak District w północnej Anglii. Po wybuchu zarazy miejscowy proboszcz wraz z parafianami dokonali bohaterskiego czynu, tworząc kordon sanitarny wokół wioski i dobrowolnie poddając się kwarantannie. Nikt nie mógł uciec, by uniknąć zarażenia i pewnej śmierci. W ten sposób mieli nadzieję powstrzymać wybuch epidemii i zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby na okoliczne gminy. Przez cały czas trwania ich męki mieszkańcy sąsiednich wiosek donosili im jedzenie. Uwięzieni mogli jedynie czekać i obserwować, jak umierają jeden po drugim, na początku rzadko, aż do kilkunastu osób dziennie w szczytowym okresie zarazy. Straszliwa epidemia trwała 15 okropnych miesięcy i pod jej koniec Eyam przypominało wioskę duchów. Jednakże ich poświęcenie nie poszło na marne – zaraza nie przeniknęła i nie rozprzestrzeniła się na inne gminy.
Czy jest to jednak wszystko, co wiemy o zarazie? Kto obecnie potrafi podać dokładne daty tych katastrofalnych wydarzeń? Czy były to epidemie tej samej choroby? Uważa się, że wielka zaraza w Londynie była następstwem dżumy dymieniczej, choroby roznoszonej przez zainfekowane stada szczurów, lecz czy wierzymy, że tak było naprawdę? Tym, co pamiętamy ze szkoły, jest informacja, że w czasie wielkiej zarazy w 1666 roku padły wszystkie szczury, co uratowało Anglię przed rozprzestrzenieniem się choroby.
Nasze śledztwo
W 1990 roku zdobyliśmy większą wiedzę na temat epidemii nawiedzających ludzkość. Dopóki przypadkowo nie trafiliśmy na zapiski na temat zarazy, która wybuchła w małym targowym miasteczku pod koniec epoki elżbietańskiej, wiedzieliśmy tak samo niewiele jak większość ludzi. Wtedy po raz pierwszy w naszych badaniach nad historią zaludnienia natknęliśmy się na dżumę. Wzbudziło to nasze zainteresowanie, które później przerodziło się w fascynację i pragnienie zdobycia jak najgłębszej wiedzy na temat tej napawającej trwogą choroby.
Po rozpoczęciu badań zrozumieliśmy, że doprowadzą nas one do obalenia popularnych przesądów dotyczących czarnej śmierci. Zmierzaliśmy do odczytania na nowo historii. Ku naszemu zdumieniu odkryliśmy przerażający fakt, że ten średniowieczny zabójca może pozostawać uśpiony, czekając na odpowiedni moment, aby uderzyć znowu.
Oto nasza historia.
Początki
Sue Scott przeprowadzała dogłębne badania nad historią mieszkańców Penrith w XVI i XVII wieku. Ta mała miejscowość znajduje się w dolinie rzeki Eden w Kumbrii w północnej Anglii, blisko granicy ze Szkocją. Tamtejsza społeczność pozostawała odcięta od reszty Anglii przez otaczające ją od zachodu malownicze góry Lake District, dzikie pasmo Gór Pennińskich od wschodu i łagodniejsze zbocza Westmorland od południa. Droga do Szkocji wiodła przez środek Penrith i przez stulecia podążali nią podróżni, kupcy i poganiacze bydła. Byli oni potencjalnymi nosicielami śmiertelnych chorób, takich jak dżuma czy ospa. Mogli przywlec chorobę z daleka, nawet z Londynu leżącego 450 kilometrów na południowy wschód, w odległości kilku dni jazdy konnej.
Z badań Sue wynika, że pod koniec XVI wieku dolinę rzeki Eden uważano za koniec świata. Obcy wypowiadali się na temat tych okolic z niechęcią; były zbyt niedostępne, właściciele ziem często mieszkali daleko od siebie, wokół włóczyło się bez przeszkód wielu bandytów. W centrum Penrith znajdował się mały rynek, który, jak pokazują mapy wydane 200 lat później, był skupiony wokół kościoła św. Andrzeja i przylegał do ruin dawno opuszczonego zamku wzniesionego w celu obrony miasta przed częstymi najazdami plądrujących Szkotów. Życie mieszkańców Penrith było ciężkie i często egzystowali oni na granicy śmierci głodowej. Był to obszar mało żyzny. W rodzinach rodziło się zwykle około czwórki dzieci, z których średnio tylko dwoje dożywało do wieku 15 lat.
Nasza opowieść zaczyna się, kiedy Sue siedzi przy jednym z wielkich mahoniowych stołów w Biurze Archiwów w Carlisle, mieszczącym się w dwupiętrowym ceglanym budynku obok dziedzińca zamku, w którym była więziona Maria Stuart, królowa Szkocji, oraz obok domów należących do dawnego hrabstwa Cumberland, obecnie włączonego do Kumbrii. Sue badała tam metrykalne księgi parafialne, oficjalne dokumenty związane z Kościołem Anglikańskim, niektóre datowane na rok 1538, przechowywane w archiwach hrabstwa rozrzuconych po całym okręgu. Znajdowały się tam dane genealogiczne, dokumenty dotyczące chrztów, ślubów i pogrzebów, dostarczające cennych informacji i pozwalające na jedyny w swoim rodzaju wgląd w historię wielu rodzin i społeczności gminnej przez ponad trzy stulecia.
Chociaż ludność Penrith uważała, iż nie grozi jej niebezpieczeństwo ze względu na położenie odgraniczające ją od reszty kraju, Sue odkryła, że i tak nie uniknęła ona zarazy. W aktach parafialnych można znaleźć taki zapis:
Dżuma z wrzodami w Richmond, Kendall, Penreth, Carliel , Apulbie i innych miejscach w Westmorland i Cumberland w roku pańskim 1598.
Akta parafialne były w tamtym okresie prowadzone dokładnie i Sue znalazła następujący wpis:
Rejestr zgonów, Penrith 1597 r.
Wrzesień
22
Andrew Hogson, nietutejszy
POCZĄTEK ZARAZY (KARY BOSKIEJ) W PENRITH
Oznaczeni literą P zmarli w cierpieniach, oznaczeni literą F są pochowani dalej na wzgórzu.
W tamtych czasach pastor miał prawny obowiązek oznaczać ofiary dżumy przez dopisanie „Pest” (skrótu od słowa pestilence – pomór, nazwy powszechnie stosowanej dla określenia zarazy) lub po prostu przez dopisanie litery P po nazwisku zmarłego.
Jest oczywiste, że infekcja została przyniesiona do tej małej społeczności przez nieznajomego, który prawdopodobnie przybył główną drogą prowadzącą przez miasto. Skutek był katastrofalny: przybycie Andrew Hogsona spowodowało wzrost liczby pogrzebów oznaczonych literą P. Bezwzględna epidemia trwała 15 miesięcy i mimo że był to straszliwy okres dla pastora (stracił wtedy żonę i małego syna), wszelkie wydarzenia tamtych tragicznych miesięcy zostały dokładnie zapisane w księgach parafialnych. Jak to było w zwyczaju, pastor tłumaczył chorobę karą boską za grzechy ludzi.
Jakież było nasze zdumienie, kiedy odkryliśmy, że po śmierci Andrew Hogsona przez 22 dni nie odbył się ani jeden pogrzeb ofiary zarazy. Czy nie była to zbyt długa przerwa na inkubację w przypadku normalnej infekcji?
Kiedy dżuma ostatecznie wygasła, na ścianach kościoła w Penrith wypisano liczbę osób zmarłych w epidemii w Eden Valley:
---------- ------
PENRITH 2260
KENDAL 2500
RICHMOND 2200
CARLISLE 1196
---------- ------
Wpis ten przeniesiono do prezbiterium podczas przebudowy kościoła w 1720 roku, gdzie został najprawdopodobniej zakryty w czasie kolejnych prac budowlanych. Napis ten zastąpiono mosiężną tabliczką. Podczas jednej z wizyt w Penrith Sue zweryfikowała podane liczby. Z jej wcześniejszych badań wynikało, że przed wybuchem epidemii w Penrith zamieszkiwało 1350 osób, zatem 2260 zgonów widniejących na ścianie było błędną liczbą. Powróciliśmy do studiowania ksiąg parafialnych i naliczyliśmy 606 pochówków oznaczonych literą P. Jednakże zauważyliśmy brak wpisów w ciągu 11 dni w szczytowym okresie rozwoju zarazy i oszacowaliśmy, że ostatecznie śmiertelne żniwo wyniosło około 640 zgonów. Wprawdzie liczba ta stanowiła prawie połowę populacji tego małego miasteczka – przerażające skoncentrowanie zgonów w okresie 15 miesięcy – w sposób oczywisty była ona mniejsza od 2260 podanych na ścianie kościoła. Cóż się zatem zdarzyło? Zaciekawieni, postanowiliśmy sprawdzić sprawę dokładnie.
Jak wynikało z napisu w kościele, ta dziwna i przerażająca epidemia nie ograniczyła się tylko do Penrith, ale rozprzestrzeniła się na całą Eden Valley. W wyniku badań rejestrów i kronik okolicznych parafii odkryliśmy, że zakażenie z Penrith przeniosło się do Carlisle – 32 kilometry na północ i do Kendal – 51 kilometrów na południe. Interesujące, że pierwszy zgon w następstwie zarazy wystąpił w obydwu miastach tego samego dnia, 11 dni po pierwszym pochówku w Penrith. Byliśmy zdumieni naszym odkryciem oraz zaskoczeni faktem, że choroba ta mogła przemieścić się tak daleko w tak krótkim czasie. Lecz nie było już zaskoczeniem odkrycie, jak wielkie śmiertelne żniwo zebrała w obydwu tych miejscowościach.
Ujawnienie tej mało znanej epidemii, która zaatakowała trzy miasta targowe w północno-zachodniej Anglii pod sam koniec XVI wieku, dało nam do myślenia. Pastor i władze lokalne natychmiast rozpoznali przypadek zarazy lub pomoru – mieli doświadczenie z tą chorobą, prawdopodobnie z pierwszej ręki. Jednakże pojawiło się kilka zagadek związanych z tą epidemią. Czy Penrith było typowe? Czy była to ta sama choroba, której epidemie wybuchły w innych częściach Europy? Czy była to czarna śmierć? Zdecydowaliśmy się przeprowadzić dochodzenie.
Pierwszy trop
Każdy dobry detektyw wie, że rozpoznanie mordercy wymaga szczegółowego zbadania miejsca zbrodni i dokładnego zapoznania się z dowodami. Obecnie epidemiolodzy badający nowo pojawiające się choroby mają do dyspozycji wszelkie osiągnięcia nowoczesnej nauki; mogą zbadać pacjentów oraz prowadzić obserwację na miejscu. Wszelako historycy zajmujący się epidemiologią mają trudniejsze zadanie ze względu na niewielką ilość wiarygodnych informacji, na których mogą oprzeć swoją diagnozę. Tropy są zamazane, muszą więc użyć całej swojej inteligencji do rozróżnienia faktów i fikcji.
Zatem pierwszym zadaniem było podsumowanie naszej wiedzy na temat tajemniczej choroby w Penrith:
• Była w 100 % śmiertelna. Nie znaleźliśmy żadnych dowodów na to, żeby przeżył ktoś, kto na nią zachorował.
• Była bardzo zakaźna. Rozprzestrzeniała się lotem błyskawicy, szczególnie latem 1598 roku.
• Pojawiła się w miasteczku razem z nieznajomym.
• Po pierwszej śmierci nastąpiła 22-dniowa przerwa w zgonach. Jest to zastanawiający fakt.
• Zaraza szybko pokonała znaczną odległość do Carlisle i Kendal, powodując tam śmierć pierwszych osób po 11 dniach od pogrzebu Hogsona.
Następnym krokiem było sprawdzenie oryginalnych danych na temat zarazy, która spustoszyła Europę. Należało odrzucić wszelkie interpretacje i fałszywe anegdoty istniejące w świadomości ludzi przez ostatnie 100 lat i poszukać dalszych wskazówek. Zaczęliśmy od pamiętnego roku 1347, w którym pojawiła się znikąd zaraza atakująca Europę i powodująca katastrofalne skutki.
------------------------------------------------------------------------
1 Tekst z IV wydania Biblii Tysiąclecia, Wydawnictwo Pallottinum (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
2 Pestilence (ang.) – zaraza, plaga, dżuma.1 Narodziny seryjnego mordercy
A wtedy kipiały ich uda i ramiona . Zakażał się cały organizm, tak że pacjent gwałtownie wymiotował krwią. Wymioty trwały nieprzerwanie przez trzy dni, bez jakichkolwiek oznak ozdrowienia, a następnie pacjent umierał”.
Tak napisał Michael Piazza, zakonnik franciszkański, opisując męczarnie pierwszych ofiar czarnej śmierci.
W październiku 1347 roku na Sycylii pojawiła się znikąd śmiertelna i dotychczas nieznana choroba, której natury nie znał jeszcze wtedy nikt.
Skala katastrofy była bezprecedensowa. Na chorobę nie było żadnego lekarstwa, a każda zarażona osoba umierała w okrutnych męczarniach. Był to pierwszy przejaw zarazy, która rujnowała Europę przez następne 300 lat i pochłonęła niezliczone miliony ofiar – pierwszy seryjny zabójca wszech czasów i najtragiczniejsze wydarzenie w historii ludzkości.
Pierwsze ofiary – ich historia
Relacje na temat wybuchu zarazy pojawiały się przez stulecia. Opisywano ją jako budzącą zgrozę i wywołującą rozpacz, nękającą całe populacje. Michael Piazza pisał o 12 genueńskich galerach, które przypłynęły z Krymu do Mesyny na Sycylii, a ich załoga była zarażona tak zjadliwą chorobą, że „każdego, kto tylko zamienił z nimi słowo, dopadała śmiertelna choroba i w żaden sposób nie mógł umknąć śmierci. Zakażenie dotykało wszystkich, którzy mieli jakikolwiek kontakt z chorobą. Zakażeni czuli ból przeszywający całe ich ciało”.
Wydawało się, że załoga galery była zdrowa, bez żadnych oznak chorobowych, a jednak mieszkańcy Mesyny zostali nagle zaatakowani przez wirusa. Po ustaleniu przez lokalne władze, że to właśnie załoga galery jest odpowiedzialna za pojawienie się tej strasznej choroby, wydalono ją z portu, zmuszając do powrotu na pełne morze. Załoga, która nadal pozostawała całkowicie zdrowa, była zdumiona i oburzona.
Polecono jej płynąć do Genui. Gdy dopłynęła do portu, i tam wybuchła gwałtownie rozprzestrzeniająca się zaraza. Ponownie kroniki opisują, że załoga uniknęła zarażenia, ale:
Zaraza pojawiła się w Genui w swojej najbardziej śmiertelnej formie dzień lub dwa po wpłynięciu statków, aczkolwiek nikt na pokładzie nie był zarażony . Wiemy, że na statkach nie wystąpił przypadek zarażenia dżumą, jednak atmosfera i zapach nowo przybyłych wydawały się wystarczające do skażenia powietrza w Genui i przeniesienia do miasta śmierci w ciągu kilku dni.
Raporty te są przesadzone, lecz jest faktem, że epidemia właśnie rozpoczynała się w momencie, kiedy do portu w Mesynie wpływały statki. Ponieważ załoga pozostała całkowicie zdrowa podczas co najmniej miesięcznego rejsu oraz w ciągu dalszej podróży do Genui, zaraza nie została przez nią przyniesiona do miasta. Jej przybycie do Mesyny w momencie, kiedy mieszkańcy uzmysłowili sobie, że rozprzestrzenia się zaraza, było jedynie przypadkowe. Stwierdziliśmy, że najprawdopodobniej nierozpoznane ofiary umierały na dżumę w Mesynie niewiele tygodni przed przybyciem okrętów.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.Koronawirus, który po raz pierwszy pokazał swoje złowrogie oblicze w chińskim mieście Wuhan, został oznaczony skrótem SARS-CoV-2. Wywołuje on chorobę COVID-19, która swoimi objawami (gorączka, kaszel, duszności, bóle mięśni i stawów) przypomina zapalenie płuc.
W przeciągu kilku tygodni koronawirus stał się prawdziwym postrachem całego świata – kiedy oddajemy tę książkę do druku, zakażeniu uległo już ponad 300 000 osób, a ponad 13 000 zmarło. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) od dawna ostrzegała, że na świecie pojawi się wirus, który zdziesiątkuje ludzkość.
Według autorów książki „sprawcą” pandemii nie jest przyroda, ale ludzie. Prawdopodobnie tragedię wywołały bezmyślne niszczenie przez ludzi przyrody, masowe zabijanie dzikich zwierząt, brak higieny i złe nawyki żywieniowe.
Czyżby choroby zakaźne XXI wieku były reakcją natury na brak równowagi w relacjach z ludźmi?