- W empik go
Czarnolas - ebook
Czarnolas - ebook
Miejscem wydarzeń tej baśni dla dorosłych jest zwykła, nienazwana polska wieś. Życie tam przypomina drzemkę przeplataną codziennością. Jest leniwe, spokojne, ziewające. W życie to wkrada się chichot śmierci, który zabiera głównemu bohaterowi, małemu chłopcu, rodziców, ukochanego psa a na samym końcu Wuja. Wszystkie te straty, skłaniają chłopa do podjęcia decyzji by spróbować przywrócić to, co odeszło, odwrócić nieodwracalne. Postanawia więc ukryć się w trumnie swojego Wuja i razem z nim zamieszać gdzieś na styku światów. I nauczyć się "sztuki tracenia", mimo że ona tak bardzo boli.
Jaga Słowińska - absolwentka ASP we Wrocławiu, ilustruje książki.
OPINIE O KSIĄŻCE
Autorka i zarazem znakomita graficzka za pomocą prostych fraz potrafi nadać przedstawionemu światu poetycki i metafizyczny wymiar. Umie opowiadać o kwestiach fundamentalnych i nieuchwytnych zarazem tak jakby pojęła jakąś tajemnicę istnienia i to nie tylko dla siebie samej. A ja jej wierzę. Czarnolas to też historia o miłości i śmiechu, zapomnieniu i pamięci i potrzebie współbycia tak silnej, że ograniczenia nie stanowi fizyczny czas i przestrzeń. Słowińska ze spokojem wprowadza nas w świat niewyjaśnionych tragedii, pełny niespodziewanych chichotów losu. A my patrzymy na te malarskie obrazy literackie jak zaczarowani i oniemiali skalą talentu narracyjnego, hipnotyzującą powolnością akcji i pięknem lapidarnego, autorskiego języka.
Tymoteusz Milas
Liryczna opowieść pełna magii, księżyca i lasu.
Łukasz Łuczaj
Momentami miałam wrażenie, że śnię.
Kamila Kapłoniak, Czytająca Mewa
Czarnolas zabiera na pogranicze życia i śmierci. Zmusza do wyjścia ze strefy komfortu i daje przestrzeń na własną interpretację doświadczenia straty, bo czy istnieje coś bardziej nieodwracalnego i nieoczywistego w swej oczywistości niż śmierć?
Klaudia Michalik, Potęga Książki
Motyw cierpienia po stracie stał się dla Jagi Słowińskiej podstawą do stworzenia niezapomnianej baśniowej przygody. To inteligentna i poruszająca wyprawa, która zachwyca swoją niewymuszoną formą. "Czarnolas" można nazwać baśnią dla dorosłych, choć ja myślę, że może być też baśnią łączącą różne pokolenia czytelników.
Mateusz Miedziński, Mój Kajecik
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66571-34-1 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Było takie miejsce, nad którym panowała powolność. Królowała ze spokojem, przeciągle ziewając. Stała z boku wydarzeń, w ciszy, zapatrzona w dal, obojętna. Jakby spoglądała na rozpalony słońcem horyzont, którego temperatura jest tylko daleką grą czerwieni, pośród których białymi smużkami wznosi się fabryczny dym.
Życie ludzi w tym miejscu było podobne do drzemki. Powolność była w spojrzeniach, w odliczaniu drobnych w sklepie, w nieprzypiętym rowerze pozostawionym na przystanku. Była nawet w psach, w których przejeżdżający samochód mógł wzbudzić najwyżej dwa szczeknięcia, choć najczęściej żadnego.
Popołudniami ludzie siadywali tu na plastikowych krzesłach. Mówili coś czasem, czasem nawet chichotali. Wstawali też z tych krzeseł i chodzili – to tu, to tam. Po chwili przystawali. Ospale przeciągali się i wsparci pod boki zawieszali spojrzenie na horyzoncie, na którym szara kreska ulicy przecinała żółć rzepaku, seledyn owsa i fiolet pierzastych facelii. Wierzchem dłoni przecierali skronie, a potem, mrużąc oczy, spoglądali w niebo. Spodziewali się burzy, zimnej zimy, gorącego lata. Martwili się o pieniądze lub dzieci w Anglii. I trwali albo umierali.
.
Miejsce to ciągnęło się przez dziewięćset metrów w jedną i w drugą stronę, licząc od sklepu i krzyża, które stały pośrodku.
Sklep był przeszklony, płaski, z niebieską kratą na ciemnych oknach. Pręty kraty splatały się we wzór łanów zboża. Krzyż natomiast był strzelisty, dumnie zadarty, pomalowany na brązowo, a z jego czubka ku małemu okalającemu go płotkowi schodziły, prężąc się, kolorowe wstążki.
Na lewo od krzyża, wzdłuż wygryzionego do kamiennych łbów asfaltu wyrastało kilkanaście domów, a potem zarośnięte boisko.
Na tym boisku samochody, chłopcy zapatrzeni w samochody i trzepak.
Obok trzy kolorowe kubły – na plastik, szkło i papier.
A potem sznurki z praniem, starannie odmalowany czerwony płot i cztery nowe domy obcych.
Z drugiej strony, na prawo od sklepu wyrastał niewysoki blok. Surowy i płaski. Za tym blokiem snuła się ścieżka w panujący nad okolicą las – gęsty i ciemny. Wchodziło się do niego, gubiło i płakało, a potem wracało. W całym tym miejscu jednak lasem nie pachniało, ale słodem jęczmiennym, miękkim chlebem tostowym, czymś lepkim i dusznym.
Może czasem, po burzy, także zapach ziemi i pól na chwilę podnosił się do nozdrzy, przeważnie jednak czuć było ten chleb z fabryki widocznej na horyzoncie.
Ten zapach był tam oczywisty jak kamienie w bucie, włosy na rękach czy psujące się zęby.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------