Czarny Książę - ebook
Czarny Książę - ebook
Czarny Książę należy do kanonu światowej literatury dziecięcej i młodzieżowej. Powieść angielskiej autorki Anny Sewell opowiada historię konia z jego perspektywy, od narodzin i źrebięcego życia na wiejskiej farmie po liczne przygody i perypetie z różnymi właścicielami, między innymi londyńskim dorożkarzem. Każdy rozdział książki poświęcony jest wielkiemu wydarzeniu w życiu Czarnego Księcia. Jego „autobiografia” pozwala zrozumieć, z jak wielką odwagą i poświęceniem zwierzęta potrafi ą służyć ludziom i jak silne emocje im w tym towarzyszą. Powieść Anny Sewell okazała się prekursorska dla całego gatunku literackiego zaangażowanego w ochronę koni i zwierząt. Od momentu ukazania stała się światowym bestsellerem, a po dziś dzień jest lekturą szkolną w Anglii. Na podstawie tej pięknej i ważnej książki nakręcono i filmy i seriale telewizyjne.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66620-89-6 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
CZĘŚĆ PIERWSZA
1. Mój wczesny dom
2. Polowanie
3. Pasowanie na wierzchowca
4. Park Birtwick
5. Dobry początek
6. Na swobodzie
7. Gryzelda
8. Ciąg dalszy historii Gryzeldy
9. Wiercipięta
10. Rozmowa w sadzie
11. Prosto z mostu
12. Burzowy dzień
13. Znamię Szatana
14. James Howard
15. Stary stajenny
16. Pożar
17. Rozmowa z Johnem Manlym
18. Jazda po lekarza
19. Tylko niewiedza
20. Joe Green
21. Rozstanie
CZĘŚĆ DRUGA
22. Earlshall
23. W obronie wolności
24. Lady Anne i spłoszony koń
25. Ruben Smith
26. Jak to się skończyło
27. Gorsze zdrowie, gorszy status
28. Koń na wynajem kontra niedzielni jeźdźcy
29. Miastowi
30. Złodziej
31. Ściemniacz
CZĘŚĆ TRZECIA
32. Koński targ
33. Koń dorożkarski w Londynie
34. Stary koń bojowy
35. Jerry Barker
36. Niedzielna dorożka
37. Złota zasada
38. Dolly i prawdziwy gentleman
39. Suchy Sam
40. Biedna Gryzelda
41. Rzeźnik
42. Wybory
43. Przyjaciel w potrzebie
44. Stary Kapitan i jego następca
45. Nowy Rok dla dorożkarza
CZĘŚĆ CZWARTA
46. Jakes i nieznajoma dama
47. Ciężkie czasy
48. Farmer Thoroughgood i jego wnuk Willie
49. Mój ostatni domCzęść Pierwsza
1. Mój wczesny dom
Pierwsze miejsce, jakie przychodzi mi na pamięć to rozległa malownicza łąka, na której znajdował się staw z czystą wodą. Pochylały się nad nim nadwodne drzewa, dając mu cień, a przy głębszym jego krańcu rósł tatarak i lilie wodne. Po jednej stronie wyglądałyśmy przez żywopłot na zaorane pole, a po drugiej ponad furtką na dom naszego pana, który stał przy drodze, zaś w górze łąki wyrastał niewielki jodłowy lasek, a u dołu płynął mały strumyk o wysokim, stromym brzegu.
Kiedy byłem mały i nie mogłem jeść jeszcze trawy, żywiłem się wyłącznie mlekiem mojej mamy. Za dnia biegałem u matczynego boku, a w nocy spałem przytulony do niej. W upalne dni chowałyśmy się nad stawem w cieniu drzew, a gdy nastawał chłód szukałyśmy schronienia w przytulnej, ciepłej stajence tuż nieopodal jodłowego gaju.
Jak tylko podrosłem na tyle, by samodzielnie jeść trawę, mama za dnia zaczęła chodzić do pracy i wracała dopiero wieczorem.
Na łące pasło się, oprócz mnie, sześć źrebiąt; były starsze ode mnie, a niektóre prawie już tak duże jak dorosłe konie. Fajnie się wtedy z nimi biegało. Galopowałyśmy po polu razem ile sił w nogach. Czasami jednak zabawa stawała się zbyt brutalna, gdyż galop poprzedzało gryzienie i kopniaki.
Pewnego dnia, gdy rozbrykane źrebaki zbyt hojnie obdarzały się kopniakami, moja mama przeciągłym rżeniem przywołała mnie do siebie i powiedziała:
– Bardzo proszę syneczku, żebyś słuchał uważnie, co ci teraz powiem. Źrebaki, które tu mieszkają, to są bardzo dobre dzieci, ale to są źrebięta koni pociągowych i oczywiście nie nauczono ich dobrych manier. Ty jesteś bardzo dobrze wychowany, a przy tym szlachetnego urodzenia. Twój ojciec cieszy się zasłużoną sławą w tych okolicach, a twój dziadek dwa lata z rzędu wygrywał puchar na wyścigach w Newmarket. Twoja babcia miała najłagodniejsze usposobienie ze wszystkich koni, jakie znałam i do tego myślę, że nigdy nie widziałeś mnie, bym kogoś gryzła lub kopała. Mam nadzieję, że wyrośniesz na łagodnego i dobrego ogiera i zawsze będziesz stronić od niestosownych zachowań; będziesz wykonywać swoja pracę sumiennie, unosić kopyta prawidłowo podczas kłusu i nigdy nikogo nie ugryziesz ani nie kopniesz, nawet tak dla zabawy.
Po dziś dzień pamiętam te rady mojej mamy. Wiedziałem, że jest mądrym, doświadczonym koniem i nasz pan bardzo ją sobie ceni. Nazywała się Księżna, ale on często zwracał się do niej Pet.
Nasz pan był dobrym, uprzejmym człowiekiem. Dawał nam dobre jedzenie, porządną stajnię i nie żałował miłego słowa. Zwracał się do nas tak, jak do swoich własnych, małych dzieci. Lubiliśmy go wszyscy, a moja matka po prostu go kochała. Kiedy widziała go przy furtce rżała z radości i rzucała się kłusem w jego kierunku. A on poklepywał ją po grzbiecie i mówił: „No co tam Pet, a jak sobie radzi twój mały Czarnulek?”. Byłem matowo czarny więc nazywał mnie Czarnulkiem, dawał mi kawałek pysznego chleba i czasami przynosił mamie marchewkę. Przybiegały do niego wszystkie konie, ale wydaje mi się, że my z mamą byłyśmy jego ulubieńcami. To mama zawsze wiozła go do miasta w dzień targowy w lekkiej dorożce.
Był tam też i młody parobek Rysio, który czasami zaglądał na nasze pole, żeby zerwać sobie garstkę jeżyn z żywopłotu. Kiedy już sobie podjadł, to miał w zwyczaju – jak to nazywał – podokazywać ze źrebakami, rzucając w nie kamieniami i patykami, by w ten sposób zmusić je do galopu. Tak specjalnie to nie miałyśmy nic do niego, bo przecież lubiłyśmy galopować, ale czasem, gdy trafił któreś z nas kamieniem, to naprawdę bolało.
Któregoś dnia zabawiał się w ten sposób, nie wiedząc, że pan jest na sąsiednim polu. Ale pan tam był i patrzył ponad żywopłotem, co się u nas dzieje. W jednej chwili przeskoczył przez żywopłot, złapał parobka za rękę i tak go strzelił w ucho, że całkowicie zaskoczony chłopak dosłownie zawył z bólu. Jak tylko ujrzałyśmy naszego pana, to przybiegłyśmy bliżej, by zobaczyć, co się święci.
– Co za diabelskie nasienie! – krzyczał oburzony. – Co za huncwot! To nie pierwszy ani drugi raz, ale na pewno ostatni. Masz tu, bierz te pieniądze i zmykaj do domu. Nic tu po tobie na mojej farmie.
Tak więc nigdy już więcej nie widziałyśmy tego Rysia na farmie. Natomiast stary Daniel, który opiekował się końmi, był równie dobrym człowiekiem co nasz pan, dlatego nie działa się nam krzywda.