Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Czarny Książę - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
2 stycznia 2021
15,99
1599 pkt
punktów Virtualo

Czarny Książę - ebook

Czarny Książę należy do kanonu światowej literatury dziecięcej i młodzieżowej. Powieść angielskiej autorki Anny Sewell opowiada historię konia z jego perspektywy, od narodzin i źrebięcego życia na wiejskiej farmie po liczne przygody i perypetie z różnymi właścicielami, między innymi londyńskim dorożkarzem. Każdy rozdział książki poświęcony jest wielkiemu wydarzeniu w życiu Czarnego Księcia. Jego „autobiografia” pozwala zrozumieć, z jak wielką odwagą i poświęceniem zwierzęta potrafi ą służyć ludziom i jak silne emocje im w tym towarzyszą. Powieść Anny Sewell okazała się prekursorska dla całego gatunku literackiego zaangażowanego w ochronę koni i zwierząt. Od momentu ukazania stała się światowym bestsellerem, a po dziś dzień jest lekturą szkolną w Anglii. Na podstawie tej pięknej i ważnej książki nakręcono i filmy i seriale telewizyjne.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66620-89-6
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

CZĘŚĆ PIERWSZA

1. Mój wczesny dom

2. Polowanie

3. Pasowanie na wierzchowca

4. Park Birtwick

5. Dobry początek

6. Na swobodzie

7. Gryzelda

8. Ciąg dalszy historii Gryzeldy

9. Wiercipięta

10. Rozmowa w sadzie

11. Prosto z mostu

12. Burzowy dzień

13. Znamię Szatana

14. James Howard

15. Stary stajenny

16. Pożar

17. Rozmowa z Johnem Manlym

18. Jazda po lekarza

19. Tylko niewiedza

20. Joe Green

21. Rozstanie

CZĘŚĆ DRUGA

22. Earlshall

23. W obronie wolności

24. Lady Anne i spłoszony koń

25. Ruben Smith

26. Jak to się skończyło

27. Gorsze zdrowie, gorszy status

28. Koń na wynajem kontra niedzielni jeźdźcy

29. Miastowi

30. Złodziej

31. Ściemniacz

CZĘŚĆ TRZECIA

32. Koński targ

33. Koń dorożkarski w Londynie

34. Stary koń bojowy

35. Jerry Barker

36. Niedzielna dorożka

37. Złota zasada

38. Dolly i prawdziwy gentleman

39. Suchy Sam

40. Biedna Gryzelda

41. Rzeźnik

42. Wybory

43. Przyjaciel w potrzebie

44. Stary Kapitan i jego następca

45. Nowy Rok dla dorożkarza

CZĘŚĆ CZWARTA

46. Jakes i nieznajoma dama

47. Ciężkie czasy

48. Farmer Thoroughgood i jego wnuk Willie

49. Mój ostatni domCzęść Pierwsza

1. Mój wczesny dom

Pierwsze miejsce, jakie przychodzi mi na pamięć to rozległa malownicza łąka, na której znajdował się staw z czystą wodą. Pochylały się nad nim nadwodne drzewa, dając mu cień, a przy głębszym jego krańcu rósł tatarak i lilie wodne. Po jednej stronie wyglądałyśmy przez żywopłot na zaorane pole, a po drugiej ponad furtką na dom naszego pana, który stał przy drodze, zaś w górze łąki wyrastał niewielki jodłowy lasek, a u dołu płynął mały strumyk o wysokim, stromym brzegu.

Kiedy byłem mały i nie mogłem jeść jeszcze trawy, żywiłem się wyłącznie mlekiem mojej mamy. Za dnia biegałem u matczynego boku, a w nocy spałem przytulony do niej. W upalne dni chowałyśmy się nad stawem w cieniu drzew, a gdy nastawał chłód szukałyśmy schronienia w przytulnej, ciepłej stajence tuż nieopodal jodłowego gaju.

Jak tylko podrosłem na tyle, by samodzielnie jeść trawę, mama za dnia zaczęła chodzić do pracy i wracała dopiero wieczorem.

Na łące pasło się, oprócz mnie, sześć źrebiąt; były starsze ode mnie, a niektóre prawie już tak duże jak dorosłe konie. Fajnie się wtedy z nimi biegało. Galopowałyśmy po polu razem ile sił w nogach. Czasami jednak zabawa stawała się zbyt brutalna, gdyż galop poprzedzało gryzienie i kopniaki.

Pewnego dnia, gdy rozbrykane źrebaki zbyt hojnie obdarzały się kopniakami, moja mama przeciągłym rżeniem przywołała mnie do siebie i powiedziała:

– Bardzo proszę syneczku, żebyś słuchał uważnie, co ci teraz powiem. Źrebaki, które tu mieszkają, to są bardzo dobre dzieci, ale to są źrebięta koni pociągowych i oczywiście nie nauczono ich dobrych manier. Ty jesteś bardzo dobrze wychowany, a przy tym szlachetnego urodzenia. Twój ojciec cieszy się zasłużoną sławą w tych okolicach, a twój dziadek dwa lata z rzędu wygrywał puchar na wyścigach w Newmarket. Twoja babcia miała najłagodniejsze usposobienie ze wszystkich koni, jakie znałam i do tego myślę, że nigdy nie widziałeś mnie, bym kogoś gryzła lub kopała. Mam nadzieję, że wyrośniesz na łagodnego i dobrego ogiera i zawsze będziesz stronić od niestosownych zachowań; będziesz wykonywać swoja pracę sumiennie, unosić kopyta prawidłowo podczas kłusu i nigdy nikogo nie ugryziesz ani nie kopniesz, nawet tak dla zabawy.

Po dziś dzień pamiętam te rady mojej mamy. Wiedziałem, że jest mądrym, doświadczonym koniem i nasz pan bardzo ją sobie ceni. Nazywała się Księżna, ale on często zwracał się do niej Pet.

Nasz pan był dobrym, uprzejmym człowiekiem. Dawał nam dobre jedzenie, porządną stajnię i nie żałował miłego słowa. Zwracał się do nas tak, jak do swoich własnych, małych dzieci. Lubiliśmy go wszyscy, a moja matka po prostu go kochała. Kiedy widziała go przy furtce rżała z radości i rzucała się kłusem w jego kierunku. A on poklepywał ją po grzbiecie i mówił: „No co tam Pet, a jak sobie radzi twój mały Czarnulek?”. Byłem matowo czarny więc nazywał mnie Czarnulkiem, dawał mi kawałek pysznego chleba i czasami przynosił mamie marchewkę. Przybiegały do niego wszystkie konie, ale wydaje mi się, że my z mamą byłyśmy jego ulubieńcami. To mama zawsze wiozła go do miasta w dzień targowy w lekkiej dorożce.

Był tam też i młody parobek Rysio, który czasami zaglądał na nasze pole, żeby zerwać sobie garstkę jeżyn z żywopłotu. Kiedy już sobie podjadł, to miał w zwyczaju – jak to nazywał – podokazywać ze źrebakami, rzucając w nie kamieniami i patykami, by w ten sposób zmusić je do galopu. Tak specjalnie to nie miałyśmy nic do niego, bo przecież lubiłyśmy galopować, ale czasem, gdy trafił któreś z nas kamieniem, to naprawdę bolało.

Któregoś dnia zabawiał się w ten sposób, nie wiedząc, że pan jest na sąsiednim polu. Ale pan tam był i patrzył ponad żywopłotem, co się u nas dzieje. W jednej chwili przeskoczył przez żywopłot, złapał parobka za rękę i tak go strzelił w ucho, że całkowicie zaskoczony chłopak dosłownie zawył z bólu. Jak tylko ujrzałyśmy naszego pana, to przybiegłyśmy bliżej, by zobaczyć, co się święci.

– Co za diabelskie nasienie! – krzyczał oburzony. – Co za huncwot! To nie pierwszy ani drugi raz, ale na pewno ostatni. Masz tu, bierz te pieniądze i zmykaj do domu. Nic tu po tobie na mojej farmie.

Tak więc nigdy już więcej nie widziałyśmy tego Rysia na farmie. Natomiast stary Daniel, który opiekował się końmi, był równie dobrym człowiekiem co nasz pan, dlatego nie działa się nam krzywda.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij